Arena nr 24: (Sylvania 4)

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Re: Arena nr 24: (Sylvania 4)

Post autor: Naviedzony »

Aachenre nie obserwował następnych walk. Nie odczuwał potrzeby mieszania się z motłochem na trybunach ani radowania się chwałą innych wojowników. Kroczył uliczkami zdeterminowany, by odkryć gdzie znajdują się Khemrijskie kosztowności, gdy usłyszał za plecami chłopięcy głos.
- Panie! Umarły panie!
Nie zrozumiał co prawda przekazu, ale rozpoznał barwę głosu. Należała do małego złodzieja, któremu nie zdążył urwać lewej dłoni. Odwrócił się i stanął oko w oko z bandą małych obszarpańców. Dzieci mrocznych zaułków i brudnych uliczek cofnęły się na widok iskierki starożytności płonącej w głębi oczu Księcia.
- Umarły panie... Ja... My... chcieliby my przeprosić i wybaczenia was umarły panie prosić... Łaskawie...
Niedoszły złodziejaszek wyciągnął w zrozumiałym geście lewą dłoń, do tej pory tuloną przy ciele. Skóra na palcach była czarna i pomarszczona. Aachenre nie domyślał się, że prostacka w gruncie rzeczy sztuczka, której nauczył go w zamierzchłych czasach pewien znajomy kapłan wywrze aż taki efekt. Chłopiec nie mógł wiedzieć, że rzekome "uschnięcie ręki" to tak na prawdę tylko zmarszczona i wyschnięta skóra, a cały efekt minie po kilku dniach.

Zdobył się na swój najbardziej złowróżbny ton i rzekł iście grobowym głosem:
- Ciało całe Twe uschnie jak skała wichrem pustyni smagana! Do klejnotów Nehekhary mnie zaprowadź, a zdrowie wrócone ci będzie!

Dzieci skuliły się, ale chyba nie zrozumiały, co powiedział. Wtem jedno z nich powiedziało coś szybko do innych, a tamte przytaknęły z niechęcią. Na migi przekazały Aachenremu, że powinien pójść za nimi. Książę pozwolił sobie na zadowolony uśmiech, który przy zmumifikowanej twarzy okazał się koszmarem nie do zniesienia i kilka dzieciaków uciekło z wrzaskiem. Aachenre zrezygnował z prób uśmiechania się i poszedł za resztą, pewien że oto skończyły się jego poszukiwania.

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Zanim rozpoczęła się walka, Hunni wychodząc z komnat została poproszona przez jednego ze sług do podążania za nim. Pewne zdziwienie wykwitło na twarzach tan i jej komendanta, lecz Hunni zrobiła tak jak od niej życzono, posyłając Verghuna na trybuny. Sługą była ta sama postać, która wcześniej przyniosła jej miksturę.

Krasnoludka była prowadzona krętymi korytarzami, których nigdy nie widziała, choć miała wiele okazji na zwiedzanie zamku. Droga szła raz w górę, raz dół i łatwo można było się pogubić. Najwyraźniej postać w obszarpanym płaszczu i o zwierzęcym chodzie nie miała problemu ze znalezieniem odpowiedniej ścieżki. Po chwili stanęli przed wzmocnionymi, dębowymi drzwiami, połyskającymi lekką poświatą:
- Mój Pan czeka! Proszę, proszę wejść... - wychrypiała postać, zachęcając chudą i bladą ręką.

Przekraczając próg, Hunni weszła do komnat godnej krasnoludzkich królów. Sama pochodziła przecież z rodu królewskiego, lecz nawet w twierdzy swego ojca nie widziała takiego przepychu. Pozłacane wazony i naczynia. Arabijskie Jedwabne Dywany. Dębowe Stoły z Norski. Nawet uzbrojenie i oręż zrobiony z gromrilu!

W kącie komnaty, przy stole siedział zgarbiony mag, który na wejście Hunni obrócił się z uśmiechem na twarzy. W tym samym momencie Hunni poczuła jak przepływa przez nią energia, choć naturalnie się jej opierała:
- Oh, spokojnie... tak... ahh... no cóż... a więc to tak wygląda - przemawiał mag powoli podchodząc do swego gościa.
- Przepraszam, Panie, lecz jakie są powody Twego wezwania? Czyżby sprawy areny? - Hunni nie dała po sobie poznać zdenerwowania tym, że mag użył magii by dowiedzieć się czegoś o niej. Obawiała się jedynie, czego dokładnie.
- Co? Arena? To za chwile. Na pewno dasz występ... ale ja wezwałem Cię tu z innego powodu.
- A więc słucham uważnie, Panie - powoli obawy Hunni zaczęły wzrastać.
- Byłaś w zamku Drakenhoff... nie musisz mówić co się stało. Ja WIEM - zakończył mag, zostawiając tan klanu Azgamod na chwilę w osłupieniu.
- Wiem dobrze o wszystkim. Pakt z Mannfredem został złamany, a więc postanowił wykorzystać Twoją obecność. W sumie nie dziwię mu się... - zamyślił się mag.
- Ale... - zaczęła Hunni będąc jeszcze w zmieszaną - Jak ŚMIAŁEŚ! - krzyknęła krasnoludka, gdy już wzięła się w garść. Gniew szybko w niej narastał i nie postanowiła go utrzymywać. Niech się dzieje co się chce!
- Ależ spokojnie. Nie trzeba się unosić. Ja wiem, ale znam również rozwiązanie - w tym momencie mag zawiesił głos i czekał reakcji krasnoludki. Znowu nastąpiła chwila ciszy.
- Co-o... nie, na to nie ma rozwiązania. Słowo zostało dane... - powiedziała cicho Hunni
- Ależ oczywiście, że jest - z uśmiechem odpowiedział mag - ale czas chyba nam się już kończy. Tłumy na trybunach nie będą czekać. Zechcesz, więc podążyć za mną? Tak będzie szybciej.

Zamyślona krasnoludka zgodziła się na propozycję maga. Przeszli przez drzwi, które... chyba jakimś magicznym sposobem, teleportowały ich na tyły trybun areny:
- Wejścia na piaski są tam - wskazał mag, pokazując schody prowadzące stromo w dół - jeśli przemyślisz sprawę wystarczy, że się ze mną skontaktujesz poprzez jednego z mych sług - to powiedziawszy mag ruszył w stronę siedzeń na trybunie, gdzie czekała już jedna postać - człowiek, szlachcic który z ciekawością przyjrzał się krasnoludce, po czym zaczął konwersować z magiem.

Hunni ruszyła schodami. Teraz nie mogła się zastanawiać. Musiała porzucić rozmyślanie, by być w ogóle zdolną do walki. Jednak myśl, którą zasiał mag, nadzieja... dodawała jej otuchy.

---------------------------------------------

Już po zwycięskiej walce Hunni ruszyła do wartowni gdzie czekała ją reszta kompani. Z lekkim uśmiechem przekroczyła próg komnaty w której strażnicy urządzili popijawę na jej cześć.

Gdy tylko przekroczyła próg wszystkie krasnoludy ryknęły gromko i rzuciły się do swojej tan, z ostatnią kolejką piwa. Szybko również i w jej rękach znalazły się kufle, wieńczone złocistą pianą. Jak to na krasnoluda przystało, niedługo zostały one pełne.

Pokrzepiona zwycięstwem i nadzieją jaka została jej dana, Hunni świętowała razem ze swoją kompanią. Krasnoludy co chwila opowiadały walkę swej tan z coraz większym zapałem, dodając szczegóły, który każdy z osobna zauważył i wymyślając kolejne, "ciekawe" określenia dla pokonanego elfa. Półgłowiec, Wąskogłowiec, Elf "dwa-w-jednym"...

W pewnym momencie Hunni została lekko pociągnięta za bark na tyły komnaty. Nie była podchmielona i nie opierała się. W końcu, ktoś kto ją prowadził wszedł do małego pomieszczenia sąsiadującego z komnatą w której krasnoludy urządziły sobie popijawę. Zniknięcia tan nie zauważono, ale Hunni nie miała im tego za złe. Mieli prawo świętować. Bardziej ją interesowało, kto i po co zaciągnął ją tutaj. Choć akurat "kto", szybko się domyśliła.

Verghun stał przed nią, proponując by usiadła na beczce piwa. Sam też tak uczynił:
- Doskonale walczyłaś... - niepewnie zaczął komendant.
- Hi hi... - cicho zaśmiała się krasnoludka.
- Co? - z udawanym oburzeniem zapytał Verghun.
- I po to mnie tu zaciągnąłeś, komendancie straży? Odmawiasz swoim podopiecznym, obecności swej tan na uroczystości ku jej czci? - ze śmiechem zapytała Hunni.
- Ja... ależ... nie... - z zakłopotanie powiedział Verghun - ale... naprawdę wspaniale pokonałaś tego elfa. Martwiłem się. Po tym co stało się w Drakenhoff... Myślałem, że straciłaś krasnoludzkiego ducha, wiarę w siebie... widać niepotrzebnie - po chwili ciszy komendant kontynuował - Co się tam, tak naprawdę stało?

Krasnoludka przemknęła wspomnieniami, do momentu gdy znalazła się w komnatach Mannfreda von Carsteina i do układu jaki z nim zawarła. Zaraz jednak przypomniała sobie o propozycji maga. Zamierzała z niej skorzystać.
- Nic czym trzeba byłoby się zamartwiać, Verghunie. Naprawdę. Teraz naszym celem jest odzyskanie honoru rodziny Skaldurssonów, lecz na razie świętujmy pierwsze zwycięstwo i pozbycia się jednej z uraz - Hunni skwitowała z uśmiechem.
- Przykro mi, że nie chcesz wyjawić tej tajemnicy... Może byłoby Ci lżej na sercu... Lecz jeśli uważasz, że wszystko będzie dobrze, niech tak będzie - z powagą i smutkiem powiedział Verghun, co lekko zdziwiło krasnoludkę, po czym powstał.
- Zawsze będę przy Tobie - Verghun powoli podszedł do siedzącej Hunni - i nie tylko z racji mego obowiązku - powoli krasnolud pochylił się nad swoją tan - Hunni... wiesz przecież, że Cię kocham i zawsze będziesz miała we mnie wsparcie - powiedział cicho Verghun i musnął swymi ustami po policzku swej tan. Zaraz potem spiął się i szybkim krokiem opuścił małe pomieszczenie.

Krasnoludka siedziała jeszcze chwilę, zdumiona sytuacją. Jak na jej gust trochę zbyt dużo zaczęło się dziać z powodu tej areny, a do tego jeszcze Verghun... wiedziała, lecz choćby nie wiem jak chciała odwzajemnić uczucie, nie mogła. Była córką lorda klanu, a Verghun zwykłym zbrojnym. Komendantem, lecz wciąż zwykłym zbrojnym. Jednak to był pierwszy raz, gdy krasnolud bezpośrednio ujawnił swe uczucia przed Hunni i to jeszcze całując ją w policzek... Zdecydowanie zbyt dużo się działo...

Po jakimś czasie Hunni wróciła do biesiadników, ponownie witana gromkim okrzykiem. Teraz jednak nie oddała się zupełnie zabawie. Zbyt dużo myśli kłębiło się w jej głowie. Widziała, że komendanta nie ma wśród reszty krasnoludów. najprawdopodobniej opuścił wartownie, znajdując gdzieś ciche miejsce do własnych przemyśleń. Hunni trudno było się skupić. Najpierw pakty z wampirem i nadzieja dana przez maga... walka o honor rodziny i spokój duszy jej brata... a teraz jeszcze Verghun bezpośrednio okazujący swe uczucia. Musiała oddać się tylko jednej z tych rzeczy, a tym był przede wszystkim honor jej rodziny. Obietnice maga odłoży na później, a sprawę z Verghunem... musiała odłożyć na zawsze. Krasnolud musi to zrozumieć i jej wybaczyć. Czy jednak może od niego oczekiwać tego samego? Czy może oczekiwać, że ustąpi?

Z tymi myślami Hunni przedwcześnie opuściła resztę swej kompani udając się na zasłużony odpoczynek do swych komnat. Długi i męczący dzień chylił się ku końcowi...
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Z początkiem kolejnego dnia, do dębowych, okraszonych poświatą drzwi zapukał sługa:
- Wejść! - odpowiedziało służącemu, bardziej rozkazem i zniecierpliwieniem.
Do komnaty wypełnionej przepychem wszedł ghul, okryty w szmaty i wijący się jak zbity pies zaraz przy ziemi. Jego Pan wstał i podszedł na odpowiednią odległość:
- Jakie wieści?
- Panie, panie... - ghul przemówił, starając się ucałować stopy swego władcy i w odpowiedzi otrzymując tylko kopniaka - Uaa! Panie... Krasnoludka odpowiedziała. Zgadza się, zgadza!
- Oczywiście, że tak bezmózga kreaturo. Oczywiście, że tak. Taki był plan... A teraz wynoś się, ale już!
- Tak Panie, tak!!! - ghul szybko zwinął się w sobie i czmychnął z komnaty.

Gdy komnatę opuścił ścierowojad, Mag podszedł do swego biurka, gdzie leżała mapa. Mapa ukazująca bardzo konkretne miejsce. Karak Vlag, znane również jako Karak Gorax.

Gorax...

Na wspomnienie tego imienia na twarzy Maga wykwitał grymas złości. Stracił swe dawne włości przez Skaldursson i tego Wildhammera. A przecież tak wspaniale się tam urządził. Jego komnata, zbiory, lata pracy. Wszystko przepadło. Do tego lokacja, ze względu na bliskość Pustkowi Chaosu była wręcz idealna. Ale teraz Mag musiał siedzieć tu, w tej cuchnącej Sylvani. Ale już niedługo... he he he.

- Najpierw jednak trzeba załatwić parę spraw - zaczął mówić do siebie mag, a pióro leżące na biurku zaczęło zapisywać jego słowa w dzienniku - Przede wszystkim postaram się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zemsta na rodzie Skaldurssonów i załatwienie kwestii z Mannfredem von Carsteinem...

Od czasu gdy ta para bezmyślnych wyznawców mrocznych potęg przeprowadziła swój rajd na zamek Drakenhoff, stosunki Maga z wampirem znacznie się pogorszyły. I to nawet bardziej niż na to by wyglądało. Już parę raz Mag musiał uciec się do przemocy by nie zostać kolejnym z bezmyślnych sługów lorda Sylvani. Szczególnie nocami... Zdecydowanie miał już tego dosyć, ale nie zamierzał tak po prostu uciekać. W końcu co za problem by Mannfred dorwał go gdzie indziej? Cała wina poszła na niego, mistrza areny i musiał sięgnąć do długoterminowych środków. Na szczęście plan był banalny.

- Ten oto środek - Mag sięgnął po fioletowo-złotą pigułkę, leżącą na jego stole - rozwiąże wszystkie moje problemy. Zwykłego nieumarłego najprawdopodobniej zniszczy i zamieni w popiół, ale tak potężnemu wampirowi jak Mannfred najwyżej... wyczyści pamięć, he he. Proste w swej prostocie! - Mag poświęcił chwilę na wielbienie swego geniuszu - Problemem był jedynie transfer tego oto środka przed oblicze Mannfreda i umieszczenie go w odpowiednim medium do stworzenia reakcji. Teraz jednak, gdy pojawiła się ta Hunni, siostra znienawidzonego Goraxa Skaldurssona, wszystko stało się o wiele prostsze. Krasnoludka zawarła pakt z wampirem, o jakże podobnym charakterze do mojego, już nieistniejącego paktu z lordem Sylvani. Wiadomo jak skończy... niezależnie od tego jak fałszywą nadzieją będę ją karmił. Ale jej śmierć mi się przysłuży - to ona stanie się transferem i medium, którego potrzebuję. Muahahaha!!!

Gdy Mag śmiał się śmiechem szaleńca, pióro wciąż tańczyło na kartach dziennika zapisując każdą literę i sylabę, jaką Mag z siebie wydał. Dopiero później miało się wydać, że kolejne dwie strony zostały zapisane słowami wyrażającymi uciechę jakiej doznał, wymyślając podstępny plan zemsty na rodzie Skaldurssonów i Mannfredzie von Carsteinie.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Tundron ( eX champion) vs Felroks (Gorebull)


Mróz otaczał Tundrona i nikt nie śmiał podejść do niego. Czempion chaosu nie byłteż w najlepszym humorze do pogawędek. Jego świta została rozpędzona lub pożarta przez nieumarłych z przebudzonym smokiem na czele a jego duma zraniona. Czyżby przeliczył się? Swe siłł na zamiary? A może miał za mało swoich żołnierzy. Fakt wybrańców jak on i najlepszych z najlepszych ale niewielu. Do tego z pomocą monotaurów Felroksa nie zdołał zdobyć zamku. Do tego miał bardzo przykrą pogawędkę z czarodziejem areny który okazał mu swoją moc. Mróz przygasł przy ogniu ewidentnie pochodzącym z chaosu. Co dziwniejsze nie wyczuwał mocy tzeencha. Po prostu czarny ogień pochodzący z mrocznej magii. To jednak wystarczyło by Tundron się spocił mimo jego błogosławionego mrozu. Chyba atak na Drakenhof był błędem. Ważna była arena i tu nie zamierzał przegrać a co więcej zrehabilitować się przez sobą, magiem i swoimi patronami. Nawet jeśłi przeciwnikiem miał być Felroks potężny minotaur, który dopomógł mu w demolce w Deakenhof. Tundron wiedział że to będzie ciężka walk. Minotaury należały do najstraszliwszych wojowników chaosu. JEgo chwała powinna być wielka jeśłi go pokona.
Felroks w swej komnacie zdążył już rozwalić wszystkie sprzęty. Był na siebie zły. Walczylo się dobrze ale jego minotaury okazali się krowami ulegając wampirowi. On sam był krową w swoim miemaniu bo uległ. Khorne go nie ukarał za to co niezmiernie dziwiło Felroksa ale potem doszedł do wniosku że dał mu jeszcze jedną szansę włąśnie tutaj na tej arenie. W jego oczach się odkupi jeśli zabije wszystkich uczestnikóó w pojedynkach. Minotaur wiedział że część z nich jest słabymi ludzikami ale część jak pomagający mu przy ataku Tundron może być godnym wojownikiem. Zresztą kim byli nie miało znaczenia. Ich krew i czaszki miała takie samo znaczenie jak każdego innego w oczach khorna. Felroks wyszedł ze swej komnaty udając się na arenę. Był już czas bo nadeszło wezwanie w postaci gongów. Po drodze zdenerwowany minotaur roztrącał sługi i niszczył elementy wystroju korytarza.
Na polu areny minotaur wyraźnie górował nad Tundronem. Ale to od Tundrona biłą aura mrozu i widownia w jego pobliżu dostawała gęsiej skórki. Ci od Felroksa natomiast zakrywali nosy bo jego odór nie należał do przyjemnych.
-Graurrrr- warknął mionotaur przed walką- My walczyć dobrze. Ale teraz walczyć ze sobą człowieczku z soplami. Ja Felroks wyrwę ci flaki dla Khorrrrrna!
Tundron pewniej ustawił się na nogach. Słowa Felroksa niosły w sobie zapowiedź. Tundron nie ulękł się tego. Niewielu nie przestraszyłoby się bestii tych rozmiarów z rogami ale Wybraniec chaosu widział już niejedno na pustkowiach chaosu i ze śmiercią też był zaznajony.
Gdy rozbrzmiał gong Minotaur ryknął bojowo i rozgrzebawszy nogą ziemię ruszył z wystawionymi rogami na Tundrona. Wojownik chaosu czekał na szarżę. Gdy minotaur był już blisko Tundron usunął się w porę z linii szarży i przepuścił przeciwnikia. Zdziwiony i ogarnięty szałem felroks że przeciwnik nagle zniknął, zatrzymał się. Wtedy nadbiegł Tundron atakując halabardą mrozu i zadając pierwszy cios. Szerokie ostrze wbiło się w plecy minotarura. Felroks zaryczał straszliwie ogłuszając wszystkich gdy poczuł w sobie mroźną moc broni swego przeciwnika , która wysysała z niego siły i zmrażając go tak jak najmroźniejsze burze śniegowe w zimie. Owrócił się by zadać cios swoim toporem. Uderzył w Tundrona lecz jego zbroja chaosu była silna a Czempion chaosu nie pozwalał dojść broni minotaura do swego ciała parując znakomitą większość ciosów. W końcu jednak musiał się cofnąć z kilkoma niegroźnymi ranami gdy minotaur przytłoczył go całą swoją masą. Tundron biorąc szeroki zamach celował w bok. Wtedy cios topora minotaura w brzuch powalił go na ziemię. Felroks czując nadchodzący triumf rzucił się na leżącego lecz czempion chaosu był doświaczonym wojownikiem i nadstawił swą halabardę na końcówkę której nabił się minotaur. Felroks ponownie zawył czując jak jego ciało sztywnieje pod wpływem mrozu. Tundron pod hełmem uśmiechnął się i wstał z niejakim trudem. Wiedział że ma już swego przeciwnika jak na widelcu. Felroks tracił siły pod wpływem mrozu i padł na kolana. Czułże jego kończyny sztywnieją i nie ma już sił zadać ciosu Tundronowi. Tymczasem czempion chaosu pchnął głębiej swą broń w ciało przeciwnika zmrażając je do reszty. Na piasku pozostał sztywny i zmrożony nie ruszający się Felroks. Tundron wyrwał halabardę i szerokim zamachem uderzył w Felroksa. Ciało minotaura zmrożone do szpiku kości rozsypało się na kawałki. Tundron poczuł łaskę bogów spływającą na niego. Khorne aprobował jego zwycięstw a Czempion chaosu nabrał przekonania że magiczne sztuczki magów nie zaszkodzą mu już.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Zbliżał się wieczór, gdy Hunni wróciła z ćwiczeń. Wcześniej widziała dzisiejszą walkę, gdyż specjalnie zrobiła sobie przerwę w treningu. Nie mogła ominąć okazji by zobaczyć walkę sługi mrocznych potęg, który stał się celem jej zemsty. Najwyraźniej los również chciał by wojownik wygrał i przeżył walkę z górującym, prymitywnym i opanowanym szałem minotaurem oddanym panu mordu.

Krasnoludka widziała jakie zniszczenia czyniła broń Tundrona, w szczególności w rękach tak wyszkolonego wojownika. Będzie musiała zwrócić na to większą uwagę, jeśli będzie chciała wygrać i odzyskać honor rodu Skaldurssonów. Sukcesem jednak było, że całkowicie przezwyciężyła strach jaki odczuwała wobec wpływu mrocznych bogów. Powoli zaczęła rozumieć swego zmarłego brata Goraxa Skaldurssona i los jaki go spotkał.

Teraz jednak zamierzała się udać na spoczynek. Wchodząc do pokoju zauważyła, że na małym stoliczku przy łóżku, leży zalakowana koperta. Pieczęć miała charakterystyczny symbol, który wcześniej widziała będąc w komnacie Maga. "A więc znalazł rozwiązanie?" - pomyślała Hunni, gdy otwierała kopertę. W środku znajdował się krótki list i fioletowo-żółta pigułka:

"Tan klanu Azgamod,

Przekazuje Ci oto rozwiązanie twych problemów. Ta pigułka uchroni Cię
przed zgubnym wpływem wampirycznych mocy Mannfred von Carsteina.
Zachowaj jednak ostrożność i o jej istnieniu, a także spożyciu nie wspominaj
nikomu. Wystarczy, że popijesz wodą.

Mag"

No cóż... Hunni nie miała większego wyboru. Mogła bez walki przyjąć warunki postawione jej przez lorda Sylvani. Mogła spróbować też z tym walczyć. Postanowiła, że nie podda się tak łatwo. Łyknęła pigułkę i popiła wodą.

Przez jakiś czas nic się nie działo, lecz chwilę później po ciele krasnoludki rozeszła się dziwna energia, a razem z nią ciepło. Na koniuszkach palców, nosa i uszu krasnoludka poczuła najpierw swędzenie, potem pieczenie a na samym końcu nieznośny ból. W końcu opadła na łóżko, tłumiąc okrzyk gdy czuła jakby spiekano ją na wolnym ogniu. Cierpienie powoli przeszło w nieświadomość, a ta w niespokojny sen.

------------------------------

Tej samej nocy do komnat maga, w których ten był nieobecny, przemknął się cień. Gdyby zwykły człowiek zauważył te zjawisko z pewnością powiedziałby, że to jedwabne zasłony przy otwartym oknie, ruszone na wietrze, chwilowo przysłoniły poświatę miesiąca. Jednak prawda była zupełnie inna.

Choć niczego nie było widać i żadnej obecności nie dało się wyczuć w komnacie coś się działo. Karty dziennika, który mag zostawił na stole poruszyły się przechodząc od stron zapisanych szalonym śmiechem, aż do ostatniego konkretnego zapisu. W mroku odezwał się ledwie szept:
- A więc to tak...
Chwilę później zasłony znowu się poruszyły zostawiając pokój w nienaruszonym stanie.

To samo powtórzyło się w komnatach, gdzie Hunni Skaldursson opadła w bólu na swe łóżko. Tym razem zjawisko było jednak jeszcze mniej zauważalne. Nic nie wskazywało na to, że cokolwiek się dzieje poza tym, że krasnoludka w koszmarach przewracała się z jednego boku na drugi i cicho krzyczała przez sen. List jaki Mag wysłał do tan klanu Azgamod wiatr poniósł za okno, daleko w lasy Sylvani, rozciągające się u podnóża zamku.

Reszta nocy pozostała spokojna i niezmącona.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Tundron był zadowolony ze swego zwycięstwa. Czuł, iż wzrok Mrocznych Bogów spoczywał na nim, wiedział, iż docenili jego zasługi. Minotaur okazał się potężnym przeciwnikiem, lecz bezwarunkowe posłuszeństwo woli Czterech Potęg zagwarantowało Wywyższonemu Wybrańcowi zwycięstwo.
Everfrost spojrzał na trybuny i zarechotał paskudnie. Czuł, iż jego umiejętności bojowe i doświadczenie okazały się wystarczające do pokonania tej bestii. W głębi duszy czuł też niesmak. Od dłuższego czasu nie spotkał żadnego zwierzoczłeka z piętnem jednego z Bogów Chaosu. Czyżby jego Panowie przeklnęli te bezmózgie zwierzęta?

Nie miał jednak czasu na tak bezcelowe rozmyślania. Zbliżał się czas ćwierćfinału.

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Cóż a więc ten pseudowybraniec bardziej ucieszył publikę niźli nawet JA! - mówił do siebie Wyrterion po walce. - Czas pokaże może i ja powinienem mu pokazać, iż Khorne i tak ostatecznie zwycięża! Pożyjemy - zobaczymy - pomyślał i udał się na kolację. Dzisiaj serwowali mrożoną cielęcinę...
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Valsing( em captain) vs Artenol ( Wood elf noble)

Pierwsza runda miała się ku końcowi. Zamykające stawkę Artenol i Valsing mieli walczyć o zmroku w polu otoczonym pochodniami. Czarodziej opuścił jednak tą walkę by zająć się pilnymi sprawami swego eksperymentu. Ludzie ściągali tłumnie jak zawsze na widowisko. Gdzieś w karczmie siedział Valsing popijając piwo i rozpamiętując swoje życie. Okazja doskonale się nadawała do tego bo kto wie być może nie wyjdzie już z areny żywy. Wtedy znów ujrzy syna i żonę którzy zginęli za sprawą przeklętych bogów. Nienawidził ich i nienawidzieć będzie a zwłaszcza ich wyznawców. Nie cieszyłą go pierwsza walka z jakimś długouchym chyderlakiem. Nic do niego nie miał a jednak wydawał się on niepokojący. Valsing dopił piwo. Kilku z mrocznych wyznawców już padło i oglądał ich walki z przyjemnością żałując że nie może zadać ostatecznego ciosu. Miał też nadzieje że jacyś dla niego zostaną zakłądając że przeżyje.
Artenol odnalazł zagajnik zupełnie nie pasujący do tej krainy pełen drzew gdzie odnalazł wytchnienie i spokój. Przechadzając się między ddrzewami podobnymi do tych w domu czuł że one tu nie pasują. Jakby ktoś celowo część lasu wyrwał z innego miejsca i posadził tutaj. Wskazywało na to wiele a zwłaszcza szum samych drzew które inaczej brzmiały. Artenol jako elf czuł to podświadomie. Na razie wiedział że to miejsce będzie dla niego azylem między walkami. Naraz jego oczom ukazał się kamień zarośnięty mchem. Kątem oka uchwycił jakąś runę i to przykuło jego uwagę. Pismo runiczne tutaj? Elf podszedł do kamienia i uklęknął. Odgarnął mech i przeczytał napis. Serce zaczęło mu bić szybciej. Napis głosił "Imhol "z datą wyrytą datującą się na nie tak dawno czyli okres gdy wyryszył poza Loren. Był to znak że on tu był. Ale po co. Czyżby arena- zastanawiał się Artenol. Czy on tu poległ? Elf wiedziałłże musi odkryć prawdę. Zajmie się jej odkrywaniem tuż po pojedynku.
Wojownicy byli już na arenie i spoglądali na siebie ponuro. WIedzieli że stoczą śmiertelną walkę ku uciesze gawiedzi ale oboje godzili się na to. Artenol miałłmisjęędo wykonania a Valsing chciał niszczyć wyznawców chaosu z zemsty. Droga do ich celóó prowadziłą poprzez śmierć przeciwnika. Obaj byli zdeterminowani toteż gdy zabrzmiał gong obaj sprawnie i szybko dobyli broni ruszając na siebie. Elf na zwinnych nogach z gracją mknął przed siebie. Valsing w porównaniu z elfem szdł ociężale i topornie lecz gdy rzucił szybko lekki toporek w elfa, ten zupełnie się tego nie spodziewał. Broń oderzyła w Artenola w ramię raniąc go i wybijając z rytmu. Elf potrafił opanować ból i zaskoczenie i zaatakować mimo to. Zakręcił glewią tnąc przez pierś Valsinga z niezwykłą szybkością na co Valsing zareagował krokiem w tyłłw wyniku czego glewia spudłowała o włos. Z okrzykiem bojowym człowiek oddał cios mieczem. Artenol sparował lecz gdy Valsing potem pchnął swoim mieczem, ostrze dosięgło ciała elfa. PRzybysz z Loren odskoczył krwawiąc z kolejnej rany na bezpieczną odległość. Valsing wykorzystał to chwytając miecz pod pachę ramienia z tarczą by dobyć kolejnego toporka i cisnąć nim w elfa. Tym razem jednak spudłował bo elf ujrzawszy to odskoczył znowu. Artenol nie zamierzał dać przeciwnikowi więcej czasu i natarł. Glewia raz po raz uderzała w miecz gdy Valsing parowal każdy cios Artenola. Leśny elf stwierdził wtedy że ma do czynienia z nie lada szermierzem. Valsing natarł tarczą poprawiając mieczem lecz elf dzięki wykonanej spirali zlał się z cieniem i uniknął ciosu. Artenol znalazwszy się wtedy za plecami Valsinga ciął glewią przez plecy robiąc głęboką ranę na grzbiecie wojownika z północy. Ból i wściekłość przełamały bariery Valsinga że klątwa likantropii przejęła nad nim kontrolę. Valsing nabrał cech typowo wilczych, twarz zmieniła się w pysk a ciało pokryłą sierść. Wilkołąk ryknął rzucając się w kieunku elfa. Artenol odrzucony szałem przeciwnika wyprowadził niecelne pchnięcie. Zmieniony tymczasem Valsing wpadł na niego uderzając Artenola w głowę tarczą. Elfowi zaszumiało od ciosu w głowie. Jednak nie miał możliwości zrobienia niczego bo w następnej kolejności przebił go miecz. Valsing jeszcze przez chwilę ogarnięty szałem uderzał w głowę leżącego przeciwnika swoją tarczą aż gniew z niego wyparował. Zwyciężył dzięki szałowi. Po raz kolejny przeklnąl mrocznych bogów za to co z nim zrobili. Tymczasem publika oklaskiwała go za jego kolejne zwycięstwo.





I Runda zakończona. W II rundzie zmierzą się:

Walka nr 1

Gorgutz(savage orc big boss) vs Wyrterion ( Exalted Hero)

walka nr 2

Aarchanare Nefekare ( tomb prince ) vs BOq Huan (skink Chief)

Walka nr 3

Gawain(wight King) vs Hunni (Dwarf Thane)

walka nr 4

Tundron (ex champion ) vs Valsing (emp captain)
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

... Więc to koniec? Nie, to niemożliwe, przecież pozostało tyle nie wyjaśnionego. A ten kamień? Co on on oznacza? Czy w tym miejscu poległ również Imhol? Jeśli tak - umieram spokojniejszy. Lecz co będzie z moim domem... Pokładam w was nadzieje moi bracia z Ather Loren... - Takie myśli przeszywały Artenola na chwile przed śmiercią. Kiedy upadał z jego włosów uniósł się w powietrze i skierowało się na Wschód. Aby przekazać wieści Tkaczowi Czarów Tuhemowi który niezauważalnie przydzielił każdemu z wyruszających elfów jednego duszka lasu. Aby ich chroni w ich podróży i aby przyniósł wieści w razie niebezpieczeństwa lub śmierci swojego nosiciela...
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

Gorgutz czekał z niecierpliwością na swą walkę.Jego przeciwnikiem miała być puszka. Gorgutz wpadł na kolejny genialny jego zdaniem pomysł, a mianowicie chciał rzucić mu po oczach piaskiem, a potem dobić kamieniem, by echo go rozwaliło od środka.


Coś czuję że padnę niestety, bo chyba żaden ork poza Wpierdolem nie przeżył drugiej walki. :(
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Wyrterion dostał zatem szansę aby się wykazać. Wreszcie po tylu latach Khorne mógł spojrzeć na niego przychylnym okiem. Musi to zrobić. Musi rozmieść tego orka. Musi to zrobić dla swego Pana...

Morghur: Ja też się martwię :mrgreen:. W każdym razie powodzenia :wink: .
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

I nawzajem. Niech wygra lepszy! :D
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Wywyższony Wybraniec po zakończeniu pierwszej rundy udał się na miejsce, gdzie znajdowała się lista zawodników, którzy mieli zmierzyć się ze sobą w pierwszej rundzie. Jego przeciwnikiem miał być człowiek.

Tundron Everfrost bez słowa odwrócił się i zasiadł na trybunach, przy okazji przemrażając paru gapiów do ich siedzisk. Wiedział, iż niedługo Mroczni Bogowie dadzą mu kolejną szansę wykazania się. Tylko na to czekał.
Przelewanie krwi w imię Chaosu stanowiło podstawę jego egzystencji, jeden z dwóch celów jego życia. Drugim był potęga. Ta zaś nigdy nie przychodziła sama z siebie. By zadowolić Bogów, wymagane jest sławić ich Imię. Przez śmierć wrogów Ich, oczywiście.

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Murm bo lud łaknie krwi :twisted:
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Gorgutz(savage orc big boss) vs Wyrterion (ex champion)

Dziki ork po swoim pierwszym zwycięstwie zaczął sobie wyobrażać już na pewno że oj jest tu najlepsiejszy boss. Rozochocony miał ochotę na kolejną bitkę ale kazano mu czekać. Czekanie jednak nie leży w naturze orków więc chcąc niechcąc poszedł topić swoją frustrację do knajpy co skończyło się ogólną bitką. Podczas gdy bywalcy wylatywali drzwiami i oknami, Gorgutz zatracał się w walce tracąc poczucie czasu. Żałował jedynie że warunkiem wpuszczenia do lokalu było oddanie broni i musiał użyć swoich pięści przez co ci co oberwali raczej przeżywali.
Gdy zareagowałą gwardia maga z ogrem na czele było już właściwie po zabawie i na środku karczmy na stosie nieprzytomnych pośród wywróconych ław i połąmanych krzeseł stał rozochocony Gorgutz. Normalnie ork nie dałby za wygraną i zaprosiłby do zabawy nowych ale Ogr wtedy zacisnął pięści aż kości zatrzeszczały i jakby ochota do walki wyparowała z dużo większym od niego ogrem będącym na dodatek mistrzem dawnej areny. Ogr wtedy przemówił:
-Ty zielone mięcho. Ty narobiłeś szkód. Ty głupi bo ty walczyć możesz na arena. Jak nie przestaniesz to ja ci w łęb dam rozumiesz? A teraz ty iść z nami bo twoja kolej na kolejna walka.
Gorgutz zapomniał. Faktycznie miał walczyć z jakimś ludzikiem puszką z północy. Tak słyszał że to oni umieją walczyć więc zabawa powinna być przednia.
Wyrterion zagryzł wargi. W swoim przeciwniku zobaczył szansę na wybicie się i odkupienie w oczach swego boga ale jego niepewność powróciła. Czy Khorne i tego nie uzna za niegodnego? Nie to nie mogła być prawda- pomyślał Wyrterion. Ork był duży i silny a czempion chaosu widział co on zrobił ze swoim przeciwnikiem. Czekała go trudna walka i tym razem postara się zrobić to spektakularnie. Z prawdziwą zazdrością też obserwował walkę Tundrona innego wybrańca mrocznych potęg. Owy tundron swoim pojedynkiem zaskarbił sobie łaskę pana bitew. Wyrterion to czuł. Khorne wolał okazać łaskę swoją komuś kto wyznawał każdego z czwórki a nie jego oddanego tylko krwawemu bogu. To nie było sprawiedliwe. W Wyrterionie wrzała gdzieś złość. Na siebie i Tundrona. Nie miałby nic przeciwko żeby zmierzyć sięęi z Tundronem jednak to musiało poczekać. Może jeszcze będzie miał taką szansę. Tymczasem ork czekał. Zagrzmiałłgong wzywający wojowników na arenę.
Byli gotowi do walki. GOrgutz z dwoma czoppami gotowy jak zawsze do walki i jak zawsze podekscytowan a do tego wkurzony że musi czekać. Z chęcią wypuścił by się z czoppami na tego ludka i porąbał go już ale mag kazał czekać. A mag byłłszefem więc szefa należało słuchać bo mogło być źle. Tej prostej zasady Gorgutz jeszcze posmakował za czasów swych młodych dni. Wyrterion ze spokojem oczekiwał na rozpoczęcie walki. Miał broń w pogotowiu i znów doznał uczucie jakby ktoś go obserwował. To pokrzepiło lekko Wyrteriona. Zabrzmiał gong zwiastujący rozpoczęcie pojedynku. WAAAAAAAAAAAAAGH- ryknął ork i zwyczajem swojej rasy biegiem zaszarżował na swego przeciwnika. Wyterion wystąpił naprzeciw nie zamierzając się cofać ani czekać. Starli się. Gorgutz zasypał Wyrteriona gradem ciosów przeważnie spadających na tarczę. Wyrterion oddał ciosy nie bacząc na przeciwnika chcąc dosięgnąć swego adwersarza. Ork zawsze unikałłciosu. Wtedy odstąpili na moment od siebie. Gorgutz dyszał ze wściekłości a na jego czoppie widniałą krew. Wyrterion musiał dostać mocno podczas wymiany ciosó gdyż jego naramiennik był zniszczony a ze szczeliny pancerza widniała rana. Chwila przerwy trwałą tylko moment bo ork rzucił się po raz kolejny na wyrteriona. Na czempiona chaosu znowu spadł grad ciosów. Tym razem Wyrterion był rozsądniejszy i uważniejszy. Zręcznie przyjmował ciosy na tarczę lub uchylał się przed nimi. Wtem miecz czempiona chaosu zagłębi łsię w boku orka. Gorgutz ryknął boleśnie. Odskoczył bo ten ludek potrafił ukąsić. Ludek potrafił walczyć. Ork nabrał jeszcze większej chęci do walki ale cała wściekłość z niego wyparowała. Wyrterion naparł kontratakując zmuszając Gorgutza do unikania ciosów. Sam nie mógł celnie trafić Wyrteriona teraz bo ten skutecznie zasłąniał się. Ork cofał się samemu unikając miecza. Ork jednak przypomniał sobie swój plan z przed bitwy bo nagle i niespodziewanie sypnął piaskiem po hełmie Wyrteriona co go na moment oślepiło. Wystarczyło to by Gorgutz chlasnął czoppami przez głowę Wyrteriona. Efekt był taki że hełm chaosu pękł obnażając zakrwawioną twarz czempiona chaosu. Publika westchnęła aż bo wydawało się już po walce. Jednak głowa nie poleciała na piach i była wciąż na karku Wyrteriona. Czempion chaosu próbował oddać cios jednak ork uniknął go skłądając się do następnego ciosu. Tym razem czoppa wbiła się w twarz rozłupując czaszkę wojownika. Opancerzone ciało padło na piach zostawiając na arenie tylko triumfującego orka. Gorgutz uniósł znów triumfalnie czoppy w niebo rycząc swój bojowy okrzyk. WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGH!. GOrgutz był najlepszy albo najlepsiejszy jak on sam się zwał.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Aachenre Neferkare pojawił się na arenie tuż przed końcem walki.

Otaczała go chmara podekscytowanych dzieci ulicy. Teraz już mogły go zrozumieć, bo Aachenre nosił na szyi talizman. Wykonany z błota, brudu i zakrwawionych piór kurczaka kłócił się z kipiącym starymi kosztownościami lekkim pancerzem księcia, ale dar od starej kobiety z walącej się chaty był bardzo cenny. Dzięki niemu tutejsza kapłanka (jak to sobie Aachenre tłumaczył) potrafiła rozmawiać ze swoim kotem, a teraz ludzie potrafili rozmawiać z Aachenrem.

Dzieci już wiedziały kogo mają szukać. Teraz Aachenre był ich panem, obdarzając łaską Księcia i opowiadając historie z zamierzchłych czasów, gdy Imperium jeszcze nie istniało. Mali złodziejaszkowie, znający każdą norę byli na jego usługach. Aachenre nie pogardzał nimi, nie miał takiego powodu. To byli tylko ludzie i mieli wykonać określone zadanie. Znaleźć skradzione kosztowności.

Teraz zaś musiał przede wszystkim skupić się przed walką. Zobaczył jak Ork wygrywa swój pojedynek i uznał, że nie będzie łatwym przeciwnikiem. Wysilił swą starożytną pamięć i przywołał przed wyschnięte oczy jarzące się wewnętrznym blaskiem sceny bitew u podnóży gór. Wtedy pokonał zastępy zielonoskórych pędząc na swym rydwanie. Teraz nie miał rydwanu.

Spojrzał też na imię swojego przeciwnika i od razu zrozumiał z jaką istotą ma do czynienia. Na południe od Nehekhary rozciągały się ogromne zielone lasy, w których często padał deszcz. Głęboko w tych puszczach żyły stwory, które Aachenre rzadko widywał, a które przypominały pustynne płazy.

Zamknął oczy i spojrzał w swą przeszłość, stojąc z chopeszem na ramieniu i oczekując bitwy, a szarańcza otoczyła go swą połyskliwą chmarą wyczuwając zbliżającą się walkę.
Zasuszone usta Aachenrego rozciągnęły się w uśmiechu, gdy wśród widm jego chwały mignęła twarz Królowej Khalidy i przez sekundę wyglądał na szczęśliwego.
A potem otworzył oczy i była w nich już tylko wojna.

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

-Hihi, muj genialny plan siem udał! Tom była fajna bitka, szkoda że puszka tak szybko zdychła hihihi!


Kto by pomyślał =D>
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Wszędzie było ciemno. Wyrterion nie widział nic. Słyszał natomiast głos niski, straszny:

- Zawiodłeś człowieku. Okazałeś się niegodzien nosić zbroję Chaosu. Pomyślimy nad Twoją przyszłością, a póki co...

I rozległ się śmiech. Śmiech donośny, mrożący krew w żyłach. Śmiech samego Khorna.


Dobra walka Morghur :wink: może się jeszcze spotkamy. Życzę Ci wygrania areny :wink:
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

A dziękuje :D
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Kiedy następna walka? :wink:

ODPOWIEDZ