Arena Śmierci(25)-Karak Osiem Szczytów
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Arena Śmierci(25)-Karak Osiem Szczytów
Nadchodzą złe czasy.
Prorocy od wielu dni zwiastują rzeczy straszliwie, mające nastąpić w niedalekiej przyszłości. Rzeki krwią popłyną, plony zgniją a miasta upadną. Tako rzeczą najmądrzejsi tego świata, uczeni biegli w sztukach doczesnych i tajemnych. Grzebią w archiwach, poszukując manuskryptów prawiących o tym, co nadeszło i ma nadejść. Astromanci Kolegium Niebios sięgają wzrokiem w najdalsze rubieże galaktyk, starając się odgadnąć losy Starego Świata. Nikt jednak nie przeczuwał, iż katastrofa o skali tak wielkiej zbliża się niepostrzeżenie, majacząc w rubieżach umysłów szaleńców, krystalizując się w ich słowach i urzeczywistniając się w ich chorych ideach.
Lecz zaiste! Koniec świata może poczekać!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szybciej, na wszystkich bogów!- wrzasnął Hrabia Albrecht i chlasnął biczem jednego z sługów. Poddany jęknął cicho i bez słowa zdwoił swoje wysiłki. Zaiste, targanie lektyki z Jaśnie Łoświeconym Schwarzdorfem po górskich ścieżkach nie należało do najprostszych. Nawet, jeśli chłopów było dziesięciu a Hrabia niekoniecznie tłusty.
-Już niedługo...!-mamrotał pod nosem Pan Krankapfell i posyłał spojrzenia ku celowi swojej podróży. Wielkiej, pokrytej stromymi urwiskami górze o charakterystycznych szczytach.
-Karak Osiem Szczytów.....Heh heh heh!
-Doskonały wybór, Hrabio. To miejsce nadaje się idealnie na kolejną Arenę Śmierci- syknęła okryta kapturem postać, idąca spokojnie obok wlekących się sługów.
-Wiem, wiem! Mój geniusz zaiste jest wielki!- odpowiedział radośnie Schwarzdorf i popędził po raz kolejny tragarzy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nadszedł wieczór. Ludzie Hrabiego rozpakowali bagaże i powoli poczęli przeszukiwać miejsce dogodne do przeprowadzenia Areny Śmierci. Sam Schwarzdorf był jednak nie w sosie. Wszak nie wszystko szło zgodnie z planem...
-Zatem to miejsce jest zamieszkane?- rzekł magnat, patrząc podejrzliwie na swego zakapturzonego sojusznika.
-Zaiste. Zielonoskórzy i Szczuroludzie toczą o tą twierdzę nieustanny bój. Od wielu lat- odpowiedział skrzeczącym głosem tajemniczy byt.
-Doskonale....po prostu kurwa doskonale! I co ja mam teraz zrobić? Zejść na dół i przegonić tą hołotę SAM? Czy może zaprosić ją na wieczerzę i upić do nieprzytomności?- warknął magnat.
-Nie. Daj mi....trzy dni Hrabio. Oczyszczę do miejsce.
Albrecht wybałuszył oczy z zdumienia.
-Trzy dni? SAM? Niespełnyś rozumu?
-Trzy dni. Dam wam znak, kiedy skończę. Nie gwarantuję jednak, iż będzie tam ...czysto. Wszak tam gdzie wojna, tam i krew. A krew oznacza brud, Mój Drogi.
Schwarzdorf przełknął ślinę i kiwnął głową.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tak, po trzech dniach sale Karak Osiem Szczytów zostały oczyszczone. Nie było śladu po jakichkolwiek istotach wrogich Hrabiemu i jego świcie. Nic żywego nie ostało się w zrujnowanych korytarzach krasnoludzkiej twierdzy. Jeno intensywny zapach siarki. I spalenizny.
Witam na kolejnej odsłonie już słynnej Areny Śmierci!
Uczestnictwo w Arenie Śmierci wymaga określonych informacji o danym śmiałku, który gotów jest walczyć na śmierć i życie z wieloma przedziwnymi i egzotycznymi wrogami:
-Imię postaci
-Informacje dotyczące tego, kim jest Twój Bohater-(dla przykładu, Dark Elf Noble, Empire Captain)
-Broń lub bronie, którą wybieramy z listy oręża.
-Zbroja lub jej brak.
-Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
-Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności.
-Historia Postaci, tj. jak i dlaczego znalazła się na Arenie Śmierci.
-Mutacja(jeśli dotyczy).
Każdej postaci przysługuje wybór jednego typu oręża(walka dwoma brońmy liczy się jako jeden wybór), jednej Zbroi( z wyjątkiem Tarczy i Hełmu, które możemy wybrać dodatkowo, nie wykorzystując limitu zbroi), jednej Umiejętności Specjalnej i jednego Ekwipunku.
Jedynie postacie,które mogą używać Magii to Książęta Grobowców,Kapłani i Heroldowie Tzeentcha.
Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane na tej Arenie z jednym wyjątkiem w postaci zasady Armed to da Theef, której specyfika utrudniała by sprawne prowadzenie walk. Jako rekompensata Bohaterowie, którzy posiadali tą umiejętność, mogą wybrać dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Skinki, Skaveński Wódz, Gnoblar Choncho, Ludzie maści wszelakiej(Imperium, Najemnicy, Słudzy Pani Jeziora , Dzierżyciel Ikony, Gobliny, Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Zabójcy Skaveńscy i Druchii nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, Grobowi Książęta i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
-Ogry oraz Minotaury posiadają jedynie jedną Umiejętność Specjalną lub Ekwipunek.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi.
-Branchwraithy(nie odważę się słowa tego tłumaczyć..Upiór Borów? Drzew? Litości.) nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku.Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Demony w postaci Heroldów dopuszczone, lecz nie mogą wybierać broni oraz ekwipunku. Rekompensuje im to możność wyboru jednej Mutacji oraz jednej Umiejętności Specjalnej. Posiadają tożsamy z rodzajem Demona oręż:
Khorne- Piekielne Ostrze(Dwuręczny Miecz)
Nurgle-Korbacz Dwuręczny
Slaanesh- Bicz
Tzeentch-Kostur
-Gnoblary z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
-Wojownicy Chaosu i Zwierzoludzie mogą miast ekwipunku, wybrać jedną mutację dostępną z sekcji Mutacje.
Oręż:
(każda postać posiada domyślnie małą, poręczną broń jednoręczną vide szytlet,pałka etc., nie wykorzystującą limitu wyboru z sekcji oręża).
Brak Broni+ Kastety
Pazury bitewne( tylko asassini)
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Włócznia(jednorącz)
Młot
Młot białych wilków(tylko rycerze białego wilka-imperium)
Korbacz
Maczuga
Czoppa(tylko orki)
Katana
Wakizashi
Gwiazda zaranna
Bicz
Bastard(jednoręczny)
Miecz Dwuręczny
Topór Dwuręczny
Cep Bojowy
Proca(jeno niziołki)
Kusza pistoletowa( Tylko Mroczne Elfy i Łowcy Czarownic)
Plujka (jeno skinki)
Noże do rzucania
Pistolet ( jeno Skaveńscy Wodzowie, Kapitanowie i Inżynierowie Imperium, Krasnoludy, Najemnicy)
Para pistoletów (jeno Skaveńscy Wodzowie, Kapitanowie i Inżynierowie Imperium, Krasnoludy, Najemnicy)
Miecz Podwójny
Topór Podwójny
Kula Fanatyka( jeno Goblińscy Fanatycy)
Łuk Krótki
Łuk Długi
Zbroje:
Brak takowej
Lekka zbroja
Średnia zbroja
Ciężka zbroja
Pełna Zbroja Płytowa (jeno Imperium)
Zbroja z Ilthimaru(jeno wysokie Elfy)
Zbroja z Gromrilu( jeno Krasnoludy zwykłe)
Zbroja Chaosu( jeno Wywyższeni Wybrańcy i Krasnoludy Chaosu)
Tarcza:
-Puklerz(pozwala walczyć przy użyciu dwóch broni)
-Tarcza Średnia
-Tarcza Ciężka
-Hełm:
-Lekki( tudzież czapka, kawał szmaty, zapewniający minimalną ochronę)
-Średni(Łuskowy, Stożkowy etc.)
-Ciężki(Garnczkowy etc.)
Ekwipunek:
Amulet Trzykrotnie Błogosławionej Miedzi
Pierścień Protekcji
Święty Oręż
Bomby Zapalające
Paraliżująca Toksyna
Bugman XXXXXXX(jeno Krasnoludy- reszta zachlała by się na śmierć)
Obręcz Szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Święta/Nieświęta Ikona
Korzeń wielkiego dębu( jeno Asrai i Branchwraithy )
Lwi płaszcz (jeno high elfy)
Okular z górskiego szkła (jeno krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni
Wampiryczny Oręż
Mięso trolla ( jeno gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Płaszcz z morskiego smoka (jeno Druchi)
Księga Tajemnic( każdy z wyjątkiem Krasnoludów)
Personalna Księga Krzywd (jeno Krasnoludy)
Żałobne Ostrze
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Runiczny Oręż( jeno Krasnoludy i Norsmeni)
Stymulant
Trucizna Jadowa
Trucizna Czarny lotos
Trucizna Mantikory
Usypiacz
Woda Święcona
Wyostrzenie broni
Ząbkowane Ostrze
Eksperymentalna Broń( jeno Skaveni, Krasnoludzcy Inżynierowie i Członkowie Kolegium Inżynieryjnego z Nuln- Pozwala pobrać jedną eksperymentalną broń z listy poniżej):
-Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica( jeno Ludzie)
-Krasnoludzka Niezadowna Strzelba( jeno Krasnoludy)
-Mini-Miotacz Spaczo-Płomienia( jeno Skaveni)
Specjalne Umiejętności:
Niekontrolowany Szał
Onieśmielający
Wytrawny Demagog
Wirujący Atak
Błogosławiony przez Panią (jeno Bretończycy)
Honor i Cnota( jeno Bretończycy i Kapitanowie Imperium)
Defensywny Styl Walki
Ofensywny Styl Walki
Szaleńczy Styl Walki
Błogosławiony przez Duchy Lasu( jeno Asrai i Branchwraith'y)
Wytrawny Taktyk
Mistrz Oręża
Obrońca Pokrzywdzonych
Kensai(jeno Najemnik, pochodzący ze Wschodu)
Nie jedno widział w swym życiu
Celne Ciosy
Mistrz Fechtunku
Nieprawdopodobne Szczęście
Tarczownik(wymagana tarcza)
Wilk Morski
Sadysta
Wytrzymały
Dekapitator
Błyskawiczny Blok
Sprawny Kontratak
Tysiącletnie Wyszkolenie( jeno Elfy maści wszelakiej i Dawi)
Fanatyzm
Wszechwiedzący
Zguba Demonów
Skłonności Masochistyczne
Zguba Śmiertelnych( jeno Nieumarli)
Łaska Bogów
Błyskawiczny Unik
Niezwykle Silny
Wytrwały Niczym Góra
Rasista
Starożytny Władca( jeno Wampiry i Książęta Grobowców)
Zabójcza Klątwa( jeno Książęta Grobowców)
Dłoń Losu
Intrygant
Kontakty z Półświatkiem
Syn Słońca, Brat Księżyca
Opętanie
Łowca Czarownic( jeno Ludzie)
Nemesis Nieumarłych( jeno Ludzie)
Gladiator
Niewrażliwy na Ból
Sokole Oko
Mistrz Sztuk Czarnoksięskich( jeno Heroldowie Tzeentcha)
Wampirza Linia Krwi(jeno Wampiry):
-Necrarch
-Krwawy Smok
-Lahmia
-Strigoi
-Von Carstein
Mutacje:
Obrzydliwie Opasły
Śluzowate Ciało
Dodatkowe Kończyny
Podmieniec
Spaczona Wola
Zwierzęce Kończyny
Trująca Krew
Pasożytniczy Bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Psychopatyczna Mizantropia
Płomienne Ciało
Potężne Rogi
Macki
Bestia o Tysiącach Oczu
Likantropia
Żywiciel Tysiąca Plag
Odurzające Piżmo
Kły Jadowe
Oblicze Demona
Wywrócony na Wierzch
Przerażające Aparycje
Ognisty Dech
Nienaturalny Refleks
Pożeracz Dusz
Piętna Chaosu (w ramach umiejętności) :
Piętno Khorna
Piętno Nurgla
Piętno Tzeentcha
Piętno Slaanesha
Piętno Zuvassina
Piętno Necoho
(pytania odnoście AŚ zadawane są w tym oto wątku)
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 66&start=0
Limit miejsc:16.
1)Varg Vikerness
Rycerz Białego Wilka
Broń: Młot białych wilków(duży młot, który po zakręceniu młynka miażdży totalnie wroga, i odrzuca martwe ciało na dużą odległość)
Zbroja: z wilczej skóry(średnia), hełm z wilczej skóry(lekki)
Ekwipunek:Święty Oręż( Broń ta została pobłogosławiona przez samego Ar-Ulryka. Na sam widok tej lodowej broni wroga ogarniają ciarki)
Specjalna Umiejętność:Wirujący Atak, Łaska Bogów(Ulryka)
2)Imię postaci: Gahrzbaghg Ga
Rasa, klasa: Czarny Ork, niegdyś dowódca niewielkiej grupy Czarnych Orków, grasujących na granicy Imperium.
Broń: Morgensztern
Zbroja: Ciężka zbroja, okropnie gruba, z dobrze hartowanej stali. Zawiera w sobie pełny, samodzielny napierśnik, nogawice, naramienniki i naplecznik, nie zapominając o podbródku. Pod spód zbroja kolcza i przeszywanica, czyli najzwyklejszy zestaw wojownika. Hełm typu Basinet(ciężki), specjalnie wymodelowany na wstrętny orczy pysk, oraz stalowa tarcza migdałowa(ciężka), zdolna dobić już leżącego przeciwnika. Wszystko razem tworzy pancerną puszkę, ciężką do zranienia zwykłą bronią sieczną.
Ekwipunek: Trucizna Mantikory.
Umiejętności: Celne ciosy,tarczownik.
3)Imię: Huitzilopochtli
Saurus Temple Guard
Broń:Bastard (znaleziony przy jakimś czempionie ludzi którego Huitzilopochtli zgładził)
Zbroja: Średnia zbroja , Tarcza Średnia
Ekwipunek: Przeklęta broń
Umiejętność: Gladiator
4)imię: Lysanis von Heima
zbroja: Czarna zbroja ze złotymi wykończeniami pokryta jest kolcami.. (c. zbroja), pulkerz, hełm (ciężki) także czarny ze złotymi zdobieniami.
broń: 2x miecz podwójny. jeśli to nei dozwolone to Długi miecz i krótki miecz.
Ekwipumek: Wampiryczny oręż
umiejętności: Starożytny władca.
5)Imię: Wyrterion Okrwawiony (dawniej Wyrterion z Broionne)
Rasa: Herald Khorna
Broń: Patroszyciel (Piekielne Ostrze) - dwuręczny miecz
Zbroja: Skóra demona
Umiejętność: Niezwykle silny
Mutacja: Nienaturalny refleks
6)Imię: Miri
Rasa: Mroczna Elfka
Klasa: Wiedźma Śmierci
Broń: Długi miecz(z czarnego Metalu) i Sztylet( gwiezdny metal)
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Obręcz szybkości ( z wystającymi rogami gdzie wplecione są włosy, podobna do obręczy Morathii )
Umiejętność: Szaleńczy styl Walki
7)Nazwa postaci: Skeggi Pogromca, dwarf doomseeker
Ekwipunek: Mistrzowska broń
Broń: Ostrza topora na łańcuchu, takie jakie noszą takie krasnoludy (Podwójny topór)
Umiejętności: Szaleńczy styl walki, Wirujący atak
Zbroja: Brak
8)Keineth Niepokonany (Wywyższony czempion)
Broń: Topór dwuręczny
Zbroja: Pancerz chaosu i ciężki chełm
Ekwipunek: Mistrzowska zbroja
Umiejętność: Niezwykle Silny
9)Brat Landiger, kapłan Morra
Broń: Cep Bojowy
Zbroja: lekki skórzany kaftan i czarny płaszcz (średnia), kaptur i maska zasłaniająca twarz z wycięciem na oczy (lekki)
Ekwipunek: Pierścień Protekcji ( niegdyś obrączka ślubna, dziś rzucone na niego czary zmieniły go w pierścień dający magiczną osłonę przed ciosami przeciwników )
Specjalna Umiejętność: Fanatyzm, Łaska Bogów (Morra)
Rasa: Human Priest
10)kapitan Oliver von Ahresdorf (hochlandzki kapitan)
Bronie: sztylet, para pistoletów
Zbroja: średnia, lekki hełm
Ekwipunek: Eksperymentalna Broń: Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica
Umiejętności: Sokole Oko, Nieprawdopodobne Szczęście
11)Imię postaci Annemon, Egzekutor Mrocznych Elfów
Broń dwuręczne No-dachi zdobyte po zwycięskiej walce z Nippońskim mistrzem miecza
Zbroja Ciężka zbroja, hełm ciężki
Ekwipunek Mistrzowska broń
Umiejętności specjalne Mistrz Oręża
12)Imię postaci: Cuchulan(emp captain)
Broń: włócznia
Zbroja: brak
ekwipunek: wyostrzona broń
umiejętności: niekontrolowany szał
13)Imię postaci: Rothash z Couronne
Rasa, klasa: Człowiek, Bretoński Paladyn
Broń: Długi miecz, półtoraręczny
Zbroja: Ciężka zbroja, pełna nosząca ślady wielu bitew, ale wciąż sprawna i spełniająca swoje zadanie.Nieraz wytrzymała ciosy które Rothasha powinny zabić. Paladyn darzy ją wielkim sentymentem, kiedy tylko może poleruje ją na błysk, a tabard z godłem Couronne widniejące na jego piersi zawsze jest wyprany i dumnie reprezentuje pochodzenie rycerza. W skład zbroi wchodzi Tarcza Średnia również z herbem oraz Hełm Ciężki Garnczkowy
Ekwipunek: Święta Ikona, jest to amulet który podczas jednej z wypraw na zwierzoludzi dostał w nagrodę, za uratowanie jednej ze służek Pani z brudnych łap tych bestii.
Umiejętności: Błogosławiony przez Panią, Błyskawiczny Blok.
14)Imię Postaci: Gunther
Rasa: Człowiek Exalted Hero of Slannesh
Broń: Miecz
Zbroja: Zbroja Chaosu, Średnia Tarcza
Specjalna Umiejętność: Mistrz Fechtunku
Mutacje: Nienaturalny Refleks
Mark Of Slannesh
15)Nazwa postaci: Stalf Jednoręki, Dwarf Thane
Broń: Cep bojowy
Zbroja: Zbroja z Gromrilu, Hełm ciężki (w kształcie smoczego łba)
Ekwipunek: Runiczny oręż
Specjalne Umiejętności: Wytrzymały
16)Takeda Ieyasu
-Wampir
-Dwie katany
-Ciężka zbroja+ Hełm ciężki
-Wampiryczny Oręż
-Sprawny Kontratak
Prorocy od wielu dni zwiastują rzeczy straszliwie, mające nastąpić w niedalekiej przyszłości. Rzeki krwią popłyną, plony zgniją a miasta upadną. Tako rzeczą najmądrzejsi tego świata, uczeni biegli w sztukach doczesnych i tajemnych. Grzebią w archiwach, poszukując manuskryptów prawiących o tym, co nadeszło i ma nadejść. Astromanci Kolegium Niebios sięgają wzrokiem w najdalsze rubieże galaktyk, starając się odgadnąć losy Starego Świata. Nikt jednak nie przeczuwał, iż katastrofa o skali tak wielkiej zbliża się niepostrzeżenie, majacząc w rubieżach umysłów szaleńców, krystalizując się w ich słowach i urzeczywistniając się w ich chorych ideach.
Lecz zaiste! Koniec świata może poczekać!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Szybciej, na wszystkich bogów!- wrzasnął Hrabia Albrecht i chlasnął biczem jednego z sługów. Poddany jęknął cicho i bez słowa zdwoił swoje wysiłki. Zaiste, targanie lektyki z Jaśnie Łoświeconym Schwarzdorfem po górskich ścieżkach nie należało do najprostszych. Nawet, jeśli chłopów było dziesięciu a Hrabia niekoniecznie tłusty.
-Już niedługo...!-mamrotał pod nosem Pan Krankapfell i posyłał spojrzenia ku celowi swojej podróży. Wielkiej, pokrytej stromymi urwiskami górze o charakterystycznych szczytach.
-Karak Osiem Szczytów.....Heh heh heh!
-Doskonały wybór, Hrabio. To miejsce nadaje się idealnie na kolejną Arenę Śmierci- syknęła okryta kapturem postać, idąca spokojnie obok wlekących się sługów.
-Wiem, wiem! Mój geniusz zaiste jest wielki!- odpowiedział radośnie Schwarzdorf i popędził po raz kolejny tragarzy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nadszedł wieczór. Ludzie Hrabiego rozpakowali bagaże i powoli poczęli przeszukiwać miejsce dogodne do przeprowadzenia Areny Śmierci. Sam Schwarzdorf był jednak nie w sosie. Wszak nie wszystko szło zgodnie z planem...
-Zatem to miejsce jest zamieszkane?- rzekł magnat, patrząc podejrzliwie na swego zakapturzonego sojusznika.
-Zaiste. Zielonoskórzy i Szczuroludzie toczą o tą twierdzę nieustanny bój. Od wielu lat- odpowiedział skrzeczącym głosem tajemniczy byt.
-Doskonale....po prostu kurwa doskonale! I co ja mam teraz zrobić? Zejść na dół i przegonić tą hołotę SAM? Czy może zaprosić ją na wieczerzę i upić do nieprzytomności?- warknął magnat.
-Nie. Daj mi....trzy dni Hrabio. Oczyszczę do miejsce.
Albrecht wybałuszył oczy z zdumienia.
-Trzy dni? SAM? Niespełnyś rozumu?
-Trzy dni. Dam wam znak, kiedy skończę. Nie gwarantuję jednak, iż będzie tam ...czysto. Wszak tam gdzie wojna, tam i krew. A krew oznacza brud, Mój Drogi.
Schwarzdorf przełknął ślinę i kiwnął głową.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tak, po trzech dniach sale Karak Osiem Szczytów zostały oczyszczone. Nie było śladu po jakichkolwiek istotach wrogich Hrabiemu i jego świcie. Nic żywego nie ostało się w zrujnowanych korytarzach krasnoludzkiej twierdzy. Jeno intensywny zapach siarki. I spalenizny.
Witam na kolejnej odsłonie już słynnej Areny Śmierci!
Uczestnictwo w Arenie Śmierci wymaga określonych informacji o danym śmiałku, który gotów jest walczyć na śmierć i życie z wieloma przedziwnymi i egzotycznymi wrogami:
-Imię postaci
-Informacje dotyczące tego, kim jest Twój Bohater-(dla przykładu, Dark Elf Noble, Empire Captain)
-Broń lub bronie, którą wybieramy z listy oręża.
-Zbroja lub jej brak.
-Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
-Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności.
-Historia Postaci, tj. jak i dlaczego znalazła się na Arenie Śmierci.
-Mutacja(jeśli dotyczy).
Każdej postaci przysługuje wybór jednego typu oręża(walka dwoma brońmy liczy się jako jeden wybór), jednej Zbroi( z wyjątkiem Tarczy i Hełmu, które możemy wybrać dodatkowo, nie wykorzystując limitu zbroi), jednej Umiejętności Specjalnej i jednego Ekwipunku.
Jedynie postacie,które mogą używać Magii to Książęta Grobowców,Kapłani i Heroldowie Tzeentcha.
Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane na tej Arenie z jednym wyjątkiem w postaci zasady Armed to da Theef, której specyfika utrudniała by sprawne prowadzenie walk. Jako rekompensata Bohaterowie, którzy posiadali tą umiejętność, mogą wybrać dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Skinki, Skaveński Wódz, Gnoblar Choncho, Ludzie maści wszelakiej(Imperium, Najemnicy, Słudzy Pani Jeziora , Dzierżyciel Ikony, Gobliny, Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Zabójcy Skaveńscy i Druchii nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, Grobowi Książęta i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
-Ogry oraz Minotaury posiadają jedynie jedną Umiejętność Specjalną lub Ekwipunek.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi.
-Branchwraithy(nie odważę się słowa tego tłumaczyć..Upiór Borów? Drzew? Litości.) nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku.Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Demony w postaci Heroldów dopuszczone, lecz nie mogą wybierać broni oraz ekwipunku. Rekompensuje im to możność wyboru jednej Mutacji oraz jednej Umiejętności Specjalnej. Posiadają tożsamy z rodzajem Demona oręż:
Khorne- Piekielne Ostrze(Dwuręczny Miecz)
Nurgle-Korbacz Dwuręczny
Slaanesh- Bicz
Tzeentch-Kostur
-Gnoblary z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
-Wojownicy Chaosu i Zwierzoludzie mogą miast ekwipunku, wybrać jedną mutację dostępną z sekcji Mutacje.
Oręż:
(każda postać posiada domyślnie małą, poręczną broń jednoręczną vide szytlet,pałka etc., nie wykorzystującą limitu wyboru z sekcji oręża).
Brak Broni+ Kastety
Pazury bitewne( tylko asassini)
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Włócznia(jednorącz)
Młot
Młot białych wilków(tylko rycerze białego wilka-imperium)
Korbacz
Maczuga
Czoppa(tylko orki)
Katana
Wakizashi
Gwiazda zaranna
Bicz
Bastard(jednoręczny)
Miecz Dwuręczny
Topór Dwuręczny
Cep Bojowy
Proca(jeno niziołki)
Kusza pistoletowa( Tylko Mroczne Elfy i Łowcy Czarownic)
Plujka (jeno skinki)
Noże do rzucania
Pistolet ( jeno Skaveńscy Wodzowie, Kapitanowie i Inżynierowie Imperium, Krasnoludy, Najemnicy)
Para pistoletów (jeno Skaveńscy Wodzowie, Kapitanowie i Inżynierowie Imperium, Krasnoludy, Najemnicy)
Miecz Podwójny
Topór Podwójny
Kula Fanatyka( jeno Goblińscy Fanatycy)
Łuk Krótki
Łuk Długi
Zbroje:
Brak takowej
Lekka zbroja
Średnia zbroja
Ciężka zbroja
Pełna Zbroja Płytowa (jeno Imperium)
Zbroja z Ilthimaru(jeno wysokie Elfy)
Zbroja z Gromrilu( jeno Krasnoludy zwykłe)
Zbroja Chaosu( jeno Wywyższeni Wybrańcy i Krasnoludy Chaosu)
Tarcza:
-Puklerz(pozwala walczyć przy użyciu dwóch broni)
-Tarcza Średnia
-Tarcza Ciężka
-Hełm:
-Lekki( tudzież czapka, kawał szmaty, zapewniający minimalną ochronę)
-Średni(Łuskowy, Stożkowy etc.)
-Ciężki(Garnczkowy etc.)
Ekwipunek:
Amulet Trzykrotnie Błogosławionej Miedzi
Pierścień Protekcji
Święty Oręż
Bomby Zapalające
Paraliżująca Toksyna
Bugman XXXXXXX(jeno Krasnoludy- reszta zachlała by się na śmierć)
Obręcz Szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Święta/Nieświęta Ikona
Korzeń wielkiego dębu( jeno Asrai i Branchwraithy )
Lwi płaszcz (jeno high elfy)
Okular z górskiego szkła (jeno krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni
Wampiryczny Oręż
Mięso trolla ( jeno gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Płaszcz z morskiego smoka (jeno Druchi)
Księga Tajemnic( każdy z wyjątkiem Krasnoludów)
Personalna Księga Krzywd (jeno Krasnoludy)
Żałobne Ostrze
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Runiczny Oręż( jeno Krasnoludy i Norsmeni)
Stymulant
Trucizna Jadowa
Trucizna Czarny lotos
Trucizna Mantikory
Usypiacz
Woda Święcona
Wyostrzenie broni
Ząbkowane Ostrze
Eksperymentalna Broń( jeno Skaveni, Krasnoludzcy Inżynierowie i Członkowie Kolegium Inżynieryjnego z Nuln- Pozwala pobrać jedną eksperymentalną broń z listy poniżej):
-Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica( jeno Ludzie)
-Krasnoludzka Niezadowna Strzelba( jeno Krasnoludy)
-Mini-Miotacz Spaczo-Płomienia( jeno Skaveni)
Specjalne Umiejętności:
Niekontrolowany Szał
Onieśmielający
Wytrawny Demagog
Wirujący Atak
Błogosławiony przez Panią (jeno Bretończycy)
Honor i Cnota( jeno Bretończycy i Kapitanowie Imperium)
Defensywny Styl Walki
Ofensywny Styl Walki
Szaleńczy Styl Walki
Błogosławiony przez Duchy Lasu( jeno Asrai i Branchwraith'y)
Wytrawny Taktyk
Mistrz Oręża
Obrońca Pokrzywdzonych
Kensai(jeno Najemnik, pochodzący ze Wschodu)
Nie jedno widział w swym życiu
Celne Ciosy
Mistrz Fechtunku
Nieprawdopodobne Szczęście
Tarczownik(wymagana tarcza)
Wilk Morski
Sadysta
Wytrzymały
Dekapitator
Błyskawiczny Blok
Sprawny Kontratak
Tysiącletnie Wyszkolenie( jeno Elfy maści wszelakiej i Dawi)
Fanatyzm
Wszechwiedzący
Zguba Demonów
Skłonności Masochistyczne
Zguba Śmiertelnych( jeno Nieumarli)
Łaska Bogów
Błyskawiczny Unik
Niezwykle Silny
Wytrwały Niczym Góra
Rasista
Starożytny Władca( jeno Wampiry i Książęta Grobowców)
Zabójcza Klątwa( jeno Książęta Grobowców)
Dłoń Losu
Intrygant
Kontakty z Półświatkiem
Syn Słońca, Brat Księżyca
Opętanie
Łowca Czarownic( jeno Ludzie)
Nemesis Nieumarłych( jeno Ludzie)
Gladiator
Niewrażliwy na Ból
Sokole Oko
Mistrz Sztuk Czarnoksięskich( jeno Heroldowie Tzeentcha)
Wampirza Linia Krwi(jeno Wampiry):
-Necrarch
-Krwawy Smok
-Lahmia
-Strigoi
-Von Carstein
Mutacje:
Obrzydliwie Opasły
Śluzowate Ciało
Dodatkowe Kończyny
Podmieniec
Spaczona Wola
Zwierzęce Kończyny
Trująca Krew
Pasożytniczy Bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Psychopatyczna Mizantropia
Płomienne Ciało
Potężne Rogi
Macki
Bestia o Tysiącach Oczu
Likantropia
Żywiciel Tysiąca Plag
Odurzające Piżmo
Kły Jadowe
Oblicze Demona
Wywrócony na Wierzch
Przerażające Aparycje
Ognisty Dech
Nienaturalny Refleks
Pożeracz Dusz
Piętna Chaosu (w ramach umiejętności) :
Piętno Khorna
Piętno Nurgla
Piętno Tzeentcha
Piętno Slaanesha
Piętno Zuvassina
Piętno Necoho
(pytania odnoście AŚ zadawane są w tym oto wątku)
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 66&start=0
Limit miejsc:16.
1)Varg Vikerness
Rycerz Białego Wilka
Broń: Młot białych wilków(duży młot, który po zakręceniu młynka miażdży totalnie wroga, i odrzuca martwe ciało na dużą odległość)
Zbroja: z wilczej skóry(średnia), hełm z wilczej skóry(lekki)
Ekwipunek:Święty Oręż( Broń ta została pobłogosławiona przez samego Ar-Ulryka. Na sam widok tej lodowej broni wroga ogarniają ciarki)
Specjalna Umiejętność:Wirujący Atak, Łaska Bogów(Ulryka)
2)Imię postaci: Gahrzbaghg Ga
Rasa, klasa: Czarny Ork, niegdyś dowódca niewielkiej grupy Czarnych Orków, grasujących na granicy Imperium.
Broń: Morgensztern
Zbroja: Ciężka zbroja, okropnie gruba, z dobrze hartowanej stali. Zawiera w sobie pełny, samodzielny napierśnik, nogawice, naramienniki i naplecznik, nie zapominając o podbródku. Pod spód zbroja kolcza i przeszywanica, czyli najzwyklejszy zestaw wojownika. Hełm typu Basinet(ciężki), specjalnie wymodelowany na wstrętny orczy pysk, oraz stalowa tarcza migdałowa(ciężka), zdolna dobić już leżącego przeciwnika. Wszystko razem tworzy pancerną puszkę, ciężką do zranienia zwykłą bronią sieczną.
Ekwipunek: Trucizna Mantikory.
Umiejętności: Celne ciosy,tarczownik.
3)Imię: Huitzilopochtli
Saurus Temple Guard
Broń:Bastard (znaleziony przy jakimś czempionie ludzi którego Huitzilopochtli zgładził)
Zbroja: Średnia zbroja , Tarcza Średnia
Ekwipunek: Przeklęta broń
Umiejętność: Gladiator
4)imię: Lysanis von Heima
zbroja: Czarna zbroja ze złotymi wykończeniami pokryta jest kolcami.. (c. zbroja), pulkerz, hełm (ciężki) także czarny ze złotymi zdobieniami.
broń: 2x miecz podwójny. jeśli to nei dozwolone to Długi miecz i krótki miecz.
Ekwipumek: Wampiryczny oręż
umiejętności: Starożytny władca.
5)Imię: Wyrterion Okrwawiony (dawniej Wyrterion z Broionne)
Rasa: Herald Khorna
Broń: Patroszyciel (Piekielne Ostrze) - dwuręczny miecz
Zbroja: Skóra demona
Umiejętność: Niezwykle silny
Mutacja: Nienaturalny refleks
6)Imię: Miri
Rasa: Mroczna Elfka
Klasa: Wiedźma Śmierci
Broń: Długi miecz(z czarnego Metalu) i Sztylet( gwiezdny metal)
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Obręcz szybkości ( z wystającymi rogami gdzie wplecione są włosy, podobna do obręczy Morathii )
Umiejętność: Szaleńczy styl Walki
7)Nazwa postaci: Skeggi Pogromca, dwarf doomseeker
Ekwipunek: Mistrzowska broń
Broń: Ostrza topora na łańcuchu, takie jakie noszą takie krasnoludy (Podwójny topór)
Umiejętności: Szaleńczy styl walki, Wirujący atak
Zbroja: Brak
8)Keineth Niepokonany (Wywyższony czempion)
Broń: Topór dwuręczny
Zbroja: Pancerz chaosu i ciężki chełm
Ekwipunek: Mistrzowska zbroja
Umiejętność: Niezwykle Silny
9)Brat Landiger, kapłan Morra
Broń: Cep Bojowy
Zbroja: lekki skórzany kaftan i czarny płaszcz (średnia), kaptur i maska zasłaniająca twarz z wycięciem na oczy (lekki)
Ekwipunek: Pierścień Protekcji ( niegdyś obrączka ślubna, dziś rzucone na niego czary zmieniły go w pierścień dający magiczną osłonę przed ciosami przeciwników )
Specjalna Umiejętność: Fanatyzm, Łaska Bogów (Morra)
Rasa: Human Priest
10)kapitan Oliver von Ahresdorf (hochlandzki kapitan)
Bronie: sztylet, para pistoletów
Zbroja: średnia, lekki hełm
Ekwipunek: Eksperymentalna Broń: Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica
Umiejętności: Sokole Oko, Nieprawdopodobne Szczęście
11)Imię postaci Annemon, Egzekutor Mrocznych Elfów
Broń dwuręczne No-dachi zdobyte po zwycięskiej walce z Nippońskim mistrzem miecza
Zbroja Ciężka zbroja, hełm ciężki
Ekwipunek Mistrzowska broń
Umiejętności specjalne Mistrz Oręża
12)Imię postaci: Cuchulan(emp captain)
Broń: włócznia
Zbroja: brak
ekwipunek: wyostrzona broń
umiejętności: niekontrolowany szał
13)Imię postaci: Rothash z Couronne
Rasa, klasa: Człowiek, Bretoński Paladyn
Broń: Długi miecz, półtoraręczny
Zbroja: Ciężka zbroja, pełna nosząca ślady wielu bitew, ale wciąż sprawna i spełniająca swoje zadanie.Nieraz wytrzymała ciosy które Rothasha powinny zabić. Paladyn darzy ją wielkim sentymentem, kiedy tylko może poleruje ją na błysk, a tabard z godłem Couronne widniejące na jego piersi zawsze jest wyprany i dumnie reprezentuje pochodzenie rycerza. W skład zbroi wchodzi Tarcza Średnia również z herbem oraz Hełm Ciężki Garnczkowy
Ekwipunek: Święta Ikona, jest to amulet który podczas jednej z wypraw na zwierzoludzi dostał w nagrodę, za uratowanie jednej ze służek Pani z brudnych łap tych bestii.
Umiejętności: Błogosławiony przez Panią, Błyskawiczny Blok.
14)Imię Postaci: Gunther
Rasa: Człowiek Exalted Hero of Slannesh
Broń: Miecz
Zbroja: Zbroja Chaosu, Średnia Tarcza
Specjalna Umiejętność: Mistrz Fechtunku
Mutacje: Nienaturalny Refleks
Mark Of Slannesh
15)Nazwa postaci: Stalf Jednoręki, Dwarf Thane
Broń: Cep bojowy
Zbroja: Zbroja z Gromrilu, Hełm ciężki (w kształcie smoczego łba)
Ekwipunek: Runiczny oręż
Specjalne Umiejętności: Wytrzymały
16)Takeda Ieyasu
-Wampir
-Dwie katany
-Ciężka zbroja+ Hełm ciężki
-Wampiryczny Oręż
-Sprawny Kontratak
Ostatnio zmieniony 27 lip 2010, o 12:09 przez Varinastari, łącznie zmieniany 4 razy.
Varg Vikerness
Rycerz Białego Wilka
Broń: Młot białych wilków(duży młot, który po zakręceniu młynka miażdży totalnie wroga, i odrzuca martwe ciało na dużą odległość)
Zbroja: z wilczej skóry(średnia), hełm z wilczej skóry(lekki)
Ekwipunek:Święty Oręż( Broń ta została pobłogosławiona przez samego Ar-Ulryka. Na sam widok tej lodowej broni wroga ogarniają ciarki)
Specjalna Umiejętność:Wirujący Atak, Łaska Bogów(Ulryka)
Historia: Varg pochodzi z Middenheim z przeciętnej, nieco biednej rodziny. Był jednak nieco inny od reszty, bardzo krzykliwy i bezpośredni w swych działaniach. Mówił wprost co o kim myśli, dzięki czemu zyskał wielu wrogów. On się tym nie przejmował, jednak jego życie zmieniło się,gdy podczas polowania w lesie, gdy razem ojcem chcieli zebrać owoce na posiłek. Wtedy zostali zaatakowani przez zwierzoczłeka, a dokładnie gora. Varg nie był słaby, wręcz przeciwnie, dzielnie stawił opór bestii. Jego ojciec nie miał tyle siły, i został zabity przez potwora. Wściekły Varg rzucił się na bestię, i zmiażdżył jej gardło kolanem. Jednak bestia nie była sama, po chwili dało się słyszeć odgłosy reszty bestii. Varg podjął słuszną decyzję o ucieczce. Na szczęście wybiegając z lasu natrafił na kilka postaci na koniach, na ich widok zwierzoludzie zawahali się, i zawrócili do matecznika. Tymi postaciami, jak się później okazało byli rycerze białego Wilka, gdy usłyszeli co się wydarzyli i co zrobił z bestią, zabrali go do swego Mistrza , by ten podjął decyzję, czy może on dołączyć do zakonu. Mistrz zgodził się na jego przystąpienie do zakonu rycerskiego. Próbę zdał pomyślnie, i wkrótce został pełnoprawnym rycerzem Ulryka. Nie zmieniło to jego charakteru, dalej uwielbiał bójki, a po za tym lubił od czasu do czasu wypić coś mocniejszego. Varg cieszy się widocznie darami Ulryka, co powoduje, że inni Ulrykowcy szanują go. Varg może nie jest fanatykiem, ale jest bardzo oddanym wyznawcą Ulryka, który uważa Sigmara za zwykłego człowieka, a jego kult za herezję, co spowodowało nieraz do napięć między tymi Kościołami. Varg widząc pewnej nocy we śnie wilka, który przemówił do niego, że Ulryk chce zagłady głupców, i heretyków na niejakiej Arenie śmierci. Wstał, wziął swój ekwipunek, i wyruszył by roztrzaskać parę łbów ku chwale boga Zimy.
Rycerz Białego Wilka
Broń: Młot białych wilków(duży młot, który po zakręceniu młynka miażdży totalnie wroga, i odrzuca martwe ciało na dużą odległość)
Zbroja: z wilczej skóry(średnia), hełm z wilczej skóry(lekki)
Ekwipunek:Święty Oręż( Broń ta została pobłogosławiona przez samego Ar-Ulryka. Na sam widok tej lodowej broni wroga ogarniają ciarki)
Specjalna Umiejętność:Wirujący Atak, Łaska Bogów(Ulryka)
Historia: Varg pochodzi z Middenheim z przeciętnej, nieco biednej rodziny. Był jednak nieco inny od reszty, bardzo krzykliwy i bezpośredni w swych działaniach. Mówił wprost co o kim myśli, dzięki czemu zyskał wielu wrogów. On się tym nie przejmował, jednak jego życie zmieniło się,gdy podczas polowania w lesie, gdy razem ojcem chcieli zebrać owoce na posiłek. Wtedy zostali zaatakowani przez zwierzoczłeka, a dokładnie gora. Varg nie był słaby, wręcz przeciwnie, dzielnie stawił opór bestii. Jego ojciec nie miał tyle siły, i został zabity przez potwora. Wściekły Varg rzucił się na bestię, i zmiażdżył jej gardło kolanem. Jednak bestia nie była sama, po chwili dało się słyszeć odgłosy reszty bestii. Varg podjął słuszną decyzję o ucieczce. Na szczęście wybiegając z lasu natrafił na kilka postaci na koniach, na ich widok zwierzoludzie zawahali się, i zawrócili do matecznika. Tymi postaciami, jak się później okazało byli rycerze białego Wilka, gdy usłyszeli co się wydarzyli i co zrobił z bestią, zabrali go do swego Mistrza , by ten podjął decyzję, czy może on dołączyć do zakonu. Mistrz zgodził się na jego przystąpienie do zakonu rycerskiego. Próbę zdał pomyślnie, i wkrótce został pełnoprawnym rycerzem Ulryka. Nie zmieniło to jego charakteru, dalej uwielbiał bójki, a po za tym lubił od czasu do czasu wypić coś mocniejszego. Varg cieszy się widocznie darami Ulryka, co powoduje, że inni Ulrykowcy szanują go. Varg może nie jest fanatykiem, ale jest bardzo oddanym wyznawcą Ulryka, który uważa Sigmara za zwykłego człowieka, a jego kult za herezję, co spowodowało nieraz do napięć między tymi Kościołami. Varg widząc pewnej nocy we śnie wilka, który przemówił do niego, że Ulryk chce zagłady głupców, i heretyków na niejakiej Arenie śmierci. Wstał, wziął swój ekwipunek, i wyruszył by roztrzaskać parę łbów ku chwale boga Zimy.
Ostatnio zmieniony 22 lip 2010, o 11:50 przez Morghur, łącznie zmieniany 2 razy.
Imię postaci: Gahrzbaghg Ga
Rasa, klasa: Czarny Ork, niegdyś dowódca niewielkiej grupy Czarnych Orków, grasujących na granicy Imperium.
Broń: Morgensztern(gwiazda zaranna wg spisu broni rzecz jasna) ze stali, z wygodną dopasowaną rękojeścią i łańcuchem obwiązanym zazwyczaj wokół opancerzonego nadgarstka. Duża głowica pozwala na wykorzystanie jej jako prowizorycznej broni obuchowej w sytuacjach kryzysowych. (Zupełnie jakby cała broń obuchem nie była, ale Gahrzbaghg musi być ubezpieczony na każdy wypadek.)
Zbroja: Ciężka zbroja, okropnie gruba, z dobrze hartowanej stali. Zawiera w sobie pełny, samodzielny napierśnik, nogawice, naramienniki i naplecznik, nie zapominając o podbródku. Pod spód zbroja kolcza i przeszywanica, czyli najzwyklejszy zestaw wojownika. Hełm typu Basinet(ciężki), specjalnie wymodelowany na wstrętny orczy pysk, oraz stalowa tarcza migdałowa(ciężka), zdolna dobić już leżącego przeciwnika. Wszystko razem tworzy pancerną puszkę, ciężką do zranienia zwykłą bronią sieczną.
Ekwipunek: Trucizna Mantikory, którą to ZAWSZE nasącza ostrze broni przed bitwą. Ma pełen bukłak.
Umiejętności: Celne ciosy. Gahrzbaghg potrafi wymierzyć bronią w dokładnie tę część ciała przeciwnika, w którą chce. Ma to jednak minus, ork traci wtedy nieco z siły ciosu(co nie zmienia faktu iż ta jest dość mordercza, szczególnie biorąc pod uwagę typ broni.).Potrafi do tego wyjątkowo umiejętnie posługiwać się swoją tarczą. Powiadają, że ta którą obecnie posiada widziała już BARDZO wiele... a mimo wszystko nadaje się do użytku całkiem dobrze.
(Celne ciosy, tarczownik)
Historia postaci dni ostatnich:
Ciężko powiedzieć w jaki sposób Gahrzbaghg się tu znalazł. Obudził się zupełnie nieprzytomny, co przy jego trybie życia nie było żadną nowością, w karczmie, która to okazała się być bliskim sąsiedztwem Areny Śmierci. Pogadał z karczmarzem i... gówno się dowiedział. Ani skąd się tu wziął, ani gdzie do cholery jest.
-Gahrzbaghg! Ty powiedzieć moja imienia, albo ja Ci dać w morda!- Tak, Czarny ork w pełnej zbroi, a jaki dowcipny! Pewnie przeciętny zielonoskóry o inteligencji taboretu zrozumiałby ten dowcip, ale człowiekowi za szynkiem nie było zdecydowanie do śmiechu. -Ghassss....gaghaghhhh...- Sparaliżowany usiłował powiedzieć cokolwiek, ale zanim się obejrzał, pancerna menażka orka wybiła mu wszystkie zęby.
Wkurwienie zielonoskórej istoty było niemożebne. Ryknął na całą karczmę, przewrócił kilka stołów i trzaskając drzwiami wyszedł z przybytku. Arena. Warto byłoby się tam skierować. To zdecydowanie jest miejsce dla niego. Ale to później. Obrzydliwy uśmiech uwidocznił się na obrzydliwej, śliniącej się już na myśl o bitce mordzie. Czas zatem na rozgrzewkę! Zasunął przyłbicę i w biegu ruszył w teren, szukając czegokolwiek co da mu się zabić.
-Ta duża drzewa być idealna miejsce!- Pomyślał, majac przed oczyma dosć spory las. Bez namysłu wbiegł między drzewa. Nie tak topornie kluczył pomiędzy nimi, ale mimo wszystko... jest to ork. -Ja pieprzyć!- Ryknął niemal płaczliwym, aczkolwiek cholernie groźnym i głośnym głosem. Biedaczek... utknął pomiędzy dwiema zbyt blisko usadzonymi drzewkami. Sytuacja niby beznadziejna, ale pozwoliła mu na dostrzeżenie czegoś bardzo ważnego.
Gdy nieco się uspokoił, idealny widok miał na wielki dąb naprzeciwko. Największy chyba. -Hoho!- Całe niemal drzewo zostało zbeszczeszczone topornymi napisami. Kiepsko czytał, ale i język którym to napisano do najbardziej finezyjnych nie należał...
-Kochana drzewo. Tu odbyć się bojowa chrzest mój syn. On być najsilniejsza i ja chcieć nauczyć go walka. Ty się patrzeć.- Poniżej widniała jakby odciśnięta w drewnie kula,a pod spodem znów literki.
-Już po chrzest. Tu być znak dyńka mój syn. On upolować dzik. On być dobra. Dzik być smaczna. Cześć.- Tępy umysł czarnego orka od razu podpowiedział mu, że to NA PEWNO jego ojciec. (podczas gdy ten najpewniej nigdy tego lasu na oczy nie widział.) -Juhuuuu!-
Tak skoczył z radości że aż połamał drzewka pomiędzy którymi był uwięziony. Skacząc z uciechy, zaniechał nawet swojego "treningu" i radosnym krokiem (mówię wam, widok niesamowity!) pobiegł w stronę areny.
Historia życia:
-Ruszać dupa! Ruszaaaać!- Wrzeszczał stary ork, poganiając toporem gromadkę na półtorej metra wysokich, orczych szkrabów. Wioska dokoła stała cała w płomieniach, gdzieniegdzie dogorywali jeszcze imperialni wieśniacy, oraz zwierzęta rolne. Ghuurzgughughrz tego dnia postanowił nie brać na łupieżczą wyprawę swoich kompanów, a podszkolić rozbrykanych młodzików.
Trzeba w końcu było. Ostatnio podczas większej kłótni z głupszymi i zieleńszymi braćmi, jeden z młodzików zginął, okazawszy się zbyt słaby. Nie można dopuścić do kolejnych tego typu wypadków. -Hahaaaa! Mordować my! Marne ludziki! WAAAAGHHHH!- Ryczał "melodyjnie" chórek zielonych gardeł. Walka nie była jednak zbyt wielką historią. Po niecałej godzinie we wiosce kamień na kamieniu nie leżał.
Żaden człowiek nie był w stanie przeżyć tej rzezi. Rozpalono ognisko, wrzucono na ruszt dwie krowy, a cała grupa usiadła w okręgu. Był wśrod nich Gahrzbaghg Ga. -Te, my też kiedyś być jak Ghuurzgughughrz! Silne!- Krzyknął własnie, po czym beknął potężnie i szturchnął kolegę Morgenszternem w kolano. Ot taka pieszczotliwa zaczepka. -Cicho tam! Wy słuchać!- Śmiechy szybko ucichły. Przywódca chałatstry był naprawdę doświadczonym wojownikiem i cieszył się wielkim szacunkiem.
-Ja kiedyś też być takie chuchro jakie i Wy i ważyć tylko tyle co dzik! I mój tatko też być taki duża jak ja! Być największa! Ha! Ale gdyby nie ludziki! Ta, te co je bić! To ja bym być jeszcze więksiejszy!- Ryknął. Przez głos jego wyczuwalna była coraz większa groza. -Oni zabić tatko!! Oni go otoczyć z kije i widły! Ich za dużo być! - Ton był już lekko płaczliwy a to nie wróżyło dobrze. Szykował się napad złości. Słuchali go jednak z najwyższą uwagą.
-A jak on umrzeć... ja się mścić! I ja wam kazać! Wy zabijać ludki! Wszystko co mniejsze! WAAAAGHHHH!!!- WAAAAAAAAAAAAAAGH!- Zawtórował mu chór młodych pysków. Ghuurzgughughrz wstał, odszedł i już nie wrócił. Nikt go w sumie nie szukał, bo wszyscy myśleli że poszedł wysrać się, albo kogoś zabić. Dopiero następnego dnia nowa grupa Czarnych Orków przeżywszy chrzest bojowy, ruszyła w swoją własną drogę.
Każdy z nich przesiąknięty nienawiścią do człowieka, elfa, krasnoluda. Wszystkiego co małe, białe i żywe.
***
Gahrzbaghg był już dorosły. Jego niewielkie plemię rozrastało się systematycznie, czasem tylko ubożejąc o jakiegoś kompana, co tylko wzmażało w orczych wojownikach rządzę mordu. Nasz bohater okazał się najsilniejszy i najsprawniejszy, toteż szybko zyskał status "Duża szef" wśród swojej grupy. Przez wiele lat zyskał wiele. Stracił prawie nic, bo i nic nie miał na samym początku swego życia. Dosc prędko zdobył całe swoje uzbrojenie, najlepsze (a jakże!) wśród swych przyjaciół.
Nauczył się używać trucizny. Zauważył iż bardzo często nasączona nią broń jest w stanie przyspieszyć śmierć słabego przeciwnika, nie mówiąc o tych silniejszych - jak trolle czy ogry. Łupieżcze wędrówki nie miały końca.
Teraz obudził się jednak całkowicie sam, w obcym dla siebie miejscu... arena. Kolejna okazja by udowodnić sobie, że jest się najlepszym. By zyskać chwałę Morka. Albo Gorka.
WAAAAAAGHHH!
Rasa, klasa: Czarny Ork, niegdyś dowódca niewielkiej grupy Czarnych Orków, grasujących na granicy Imperium.
Broń: Morgensztern(gwiazda zaranna wg spisu broni rzecz jasna) ze stali, z wygodną dopasowaną rękojeścią i łańcuchem obwiązanym zazwyczaj wokół opancerzonego nadgarstka. Duża głowica pozwala na wykorzystanie jej jako prowizorycznej broni obuchowej w sytuacjach kryzysowych. (Zupełnie jakby cała broń obuchem nie była, ale Gahrzbaghg musi być ubezpieczony na każdy wypadek.)
Zbroja: Ciężka zbroja, okropnie gruba, z dobrze hartowanej stali. Zawiera w sobie pełny, samodzielny napierśnik, nogawice, naramienniki i naplecznik, nie zapominając o podbródku. Pod spód zbroja kolcza i przeszywanica, czyli najzwyklejszy zestaw wojownika. Hełm typu Basinet(ciężki), specjalnie wymodelowany na wstrętny orczy pysk, oraz stalowa tarcza migdałowa(ciężka), zdolna dobić już leżącego przeciwnika. Wszystko razem tworzy pancerną puszkę, ciężką do zranienia zwykłą bronią sieczną.
Ekwipunek: Trucizna Mantikory, którą to ZAWSZE nasącza ostrze broni przed bitwą. Ma pełen bukłak.
Umiejętności: Celne ciosy. Gahrzbaghg potrafi wymierzyć bronią w dokładnie tę część ciała przeciwnika, w którą chce. Ma to jednak minus, ork traci wtedy nieco z siły ciosu(co nie zmienia faktu iż ta jest dość mordercza, szczególnie biorąc pod uwagę typ broni.).Potrafi do tego wyjątkowo umiejętnie posługiwać się swoją tarczą. Powiadają, że ta którą obecnie posiada widziała już BARDZO wiele... a mimo wszystko nadaje się do użytku całkiem dobrze.
(Celne ciosy, tarczownik)
Historia postaci dni ostatnich:
Ciężko powiedzieć w jaki sposób Gahrzbaghg się tu znalazł. Obudził się zupełnie nieprzytomny, co przy jego trybie życia nie było żadną nowością, w karczmie, która to okazała się być bliskim sąsiedztwem Areny Śmierci. Pogadał z karczmarzem i... gówno się dowiedział. Ani skąd się tu wziął, ani gdzie do cholery jest.
-Gahrzbaghg! Ty powiedzieć moja imienia, albo ja Ci dać w morda!- Tak, Czarny ork w pełnej zbroi, a jaki dowcipny! Pewnie przeciętny zielonoskóry o inteligencji taboretu zrozumiałby ten dowcip, ale człowiekowi za szynkiem nie było zdecydowanie do śmiechu. -Ghassss....gaghaghhhh...- Sparaliżowany usiłował powiedzieć cokolwiek, ale zanim się obejrzał, pancerna menażka orka wybiła mu wszystkie zęby.
Wkurwienie zielonoskórej istoty było niemożebne. Ryknął na całą karczmę, przewrócił kilka stołów i trzaskając drzwiami wyszedł z przybytku. Arena. Warto byłoby się tam skierować. To zdecydowanie jest miejsce dla niego. Ale to później. Obrzydliwy uśmiech uwidocznił się na obrzydliwej, śliniącej się już na myśl o bitce mordzie. Czas zatem na rozgrzewkę! Zasunął przyłbicę i w biegu ruszył w teren, szukając czegokolwiek co da mu się zabić.
-Ta duża drzewa być idealna miejsce!- Pomyślał, majac przed oczyma dosć spory las. Bez namysłu wbiegł między drzewa. Nie tak topornie kluczył pomiędzy nimi, ale mimo wszystko... jest to ork. -Ja pieprzyć!- Ryknął niemal płaczliwym, aczkolwiek cholernie groźnym i głośnym głosem. Biedaczek... utknął pomiędzy dwiema zbyt blisko usadzonymi drzewkami. Sytuacja niby beznadziejna, ale pozwoliła mu na dostrzeżenie czegoś bardzo ważnego.
Gdy nieco się uspokoił, idealny widok miał na wielki dąb naprzeciwko. Największy chyba. -Hoho!- Całe niemal drzewo zostało zbeszczeszczone topornymi napisami. Kiepsko czytał, ale i język którym to napisano do najbardziej finezyjnych nie należał...
-Kochana drzewo. Tu odbyć się bojowa chrzest mój syn. On być najsilniejsza i ja chcieć nauczyć go walka. Ty się patrzeć.- Poniżej widniała jakby odciśnięta w drewnie kula,a pod spodem znów literki.
-Już po chrzest. Tu być znak dyńka mój syn. On upolować dzik. On być dobra. Dzik być smaczna. Cześć.- Tępy umysł czarnego orka od razu podpowiedział mu, że to NA PEWNO jego ojciec. (podczas gdy ten najpewniej nigdy tego lasu na oczy nie widział.) -Juhuuuu!-
Tak skoczył z radości że aż połamał drzewka pomiędzy którymi był uwięziony. Skacząc z uciechy, zaniechał nawet swojego "treningu" i radosnym krokiem (mówię wam, widok niesamowity!) pobiegł w stronę areny.
Historia życia:
-Ruszać dupa! Ruszaaaać!- Wrzeszczał stary ork, poganiając toporem gromadkę na półtorej metra wysokich, orczych szkrabów. Wioska dokoła stała cała w płomieniach, gdzieniegdzie dogorywali jeszcze imperialni wieśniacy, oraz zwierzęta rolne. Ghuurzgughughrz tego dnia postanowił nie brać na łupieżczą wyprawę swoich kompanów, a podszkolić rozbrykanych młodzików.
Trzeba w końcu było. Ostatnio podczas większej kłótni z głupszymi i zieleńszymi braćmi, jeden z młodzików zginął, okazawszy się zbyt słaby. Nie można dopuścić do kolejnych tego typu wypadków. -Hahaaaa! Mordować my! Marne ludziki! WAAAAGHHHH!- Ryczał "melodyjnie" chórek zielonych gardeł. Walka nie była jednak zbyt wielką historią. Po niecałej godzinie we wiosce kamień na kamieniu nie leżał.
Żaden człowiek nie był w stanie przeżyć tej rzezi. Rozpalono ognisko, wrzucono na ruszt dwie krowy, a cała grupa usiadła w okręgu. Był wśrod nich Gahrzbaghg Ga. -Te, my też kiedyś być jak Ghuurzgughughrz! Silne!- Krzyknął własnie, po czym beknął potężnie i szturchnął kolegę Morgenszternem w kolano. Ot taka pieszczotliwa zaczepka. -Cicho tam! Wy słuchać!- Śmiechy szybko ucichły. Przywódca chałatstry był naprawdę doświadczonym wojownikiem i cieszył się wielkim szacunkiem.
-Ja kiedyś też być takie chuchro jakie i Wy i ważyć tylko tyle co dzik! I mój tatko też być taki duża jak ja! Być największa! Ha! Ale gdyby nie ludziki! Ta, te co je bić! To ja bym być jeszcze więksiejszy!- Ryknął. Przez głos jego wyczuwalna była coraz większa groza. -Oni zabić tatko!! Oni go otoczyć z kije i widły! Ich za dużo być! - Ton był już lekko płaczliwy a to nie wróżyło dobrze. Szykował się napad złości. Słuchali go jednak z najwyższą uwagą.
-A jak on umrzeć... ja się mścić! I ja wam kazać! Wy zabijać ludki! Wszystko co mniejsze! WAAAAGHHHH!!!- WAAAAAAAAAAAAAAGH!- Zawtórował mu chór młodych pysków. Ghuurzgughughrz wstał, odszedł i już nie wrócił. Nikt go w sumie nie szukał, bo wszyscy myśleli że poszedł wysrać się, albo kogoś zabić. Dopiero następnego dnia nowa grupa Czarnych Orków przeżywszy chrzest bojowy, ruszyła w swoją własną drogę.
Każdy z nich przesiąknięty nienawiścią do człowieka, elfa, krasnoluda. Wszystkiego co małe, białe i żywe.
***
Gahrzbaghg był już dorosły. Jego niewielkie plemię rozrastało się systematycznie, czasem tylko ubożejąc o jakiegoś kompana, co tylko wzmażało w orczych wojownikach rządzę mordu. Nasz bohater okazał się najsilniejszy i najsprawniejszy, toteż szybko zyskał status "Duża szef" wśród swojej grupy. Przez wiele lat zyskał wiele. Stracił prawie nic, bo i nic nie miał na samym początku swego życia. Dosc prędko zdobył całe swoje uzbrojenie, najlepsze (a jakże!) wśród swych przyjaciół.
Nauczył się używać trucizny. Zauważył iż bardzo często nasączona nią broń jest w stanie przyspieszyć śmierć słabego przeciwnika, nie mówiąc o tych silniejszych - jak trolle czy ogry. Łupieżcze wędrówki nie miały końca.
Teraz obudził się jednak całkowicie sam, w obcym dla siebie miejscu... arena. Kolejna okazja by udowodnić sobie, że jest się najlepszym. By zyskać chwałę Morka. Albo Gorka.
WAAAAAAGHHH!
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Imię: Huitzilopochtli
Saurus Temple Guard
Broń:Bastard (znaleziony przy jakimś czempionie ludzi którego Huitzilopochtli zgładził)
Zbroja: Średnia zbroja , Tarcza Średnia
Ekwipunek: Przeklęta broń
Umiejętność: Gladiator
Historia:
Jako jeden z nielicznych Huitzilopochtli od narodzin wyróżniał się pośród pobratymców.
Był większy i silniejszy. Gdy dorósł został zauważony przez Mazamundiego i wybrany na obrońcę świątyni w Itzie.
Podczas wielu oblężeń przez Skavenow Huitzilopochtli zawsze przeczuwał pułapki Skavenów i szybko przemieszczał się tam gdzie one się pojawiały.
Często musiał walczyć sam z oddziałami atakującymi miasto spod ziemi. Przyzwyczajony do tego opanował walkę swoją bronią do perfekcji.
Bogowie widząc jego talent wysłali go do Karak Osiem Szczytów aby wypełnił plan Prastarych lepiej niż Boq'Huan.
Saurus Temple Guard
Broń:Bastard (znaleziony przy jakimś czempionie ludzi którego Huitzilopochtli zgładził)
Zbroja: Średnia zbroja , Tarcza Średnia
Ekwipunek: Przeklęta broń
Umiejętność: Gladiator
Historia:
Jako jeden z nielicznych Huitzilopochtli od narodzin wyróżniał się pośród pobratymców.
Był większy i silniejszy. Gdy dorósł został zauważony przez Mazamundiego i wybrany na obrońcę świątyni w Itzie.
Podczas wielu oblężeń przez Skavenow Huitzilopochtli zawsze przeczuwał pułapki Skavenów i szybko przemieszczał się tam gdzie one się pojawiały.
Często musiał walczyć sam z oddziałami atakującymi miasto spod ziemi. Przyzwyczajony do tego opanował walkę swoją bronią do perfekcji.
Bogowie widząc jego talent wysłali go do Karak Osiem Szczytów aby wypełnił plan Prastarych lepiej niż Boq'Huan.
imię: Lysanis von Heima
zbroja: Czarna zbroja ze złotymi wykończeniami pokryta jest kolcami.. (c. zbroja), pulkerz, hełm (ciężki) także czarny ze złotymi zdobieniami.
broń: 2x miecz podwójny. jeśli to nei dozwolone to Długi miecz i krótki miecz.
Ekwipumek: Wampiryczny oręż
umiejętności: Starożytny władca.
Dawne czasy:
Gdy Nagash został pokonany i wycofał sie do swojej twierdzy Lysanis nie podążył wraz z innymi wampirami do jego siedziby tylko ruszył w świat. Długo wędrował po świecie ucząc się walki najrozmaitszymi rodzajami broni. Począwszy od sztyletu ,a skończywszy na młotach dwuręcznych. Jednak najbardziej uwielbiał walczyć mieczem i to właśnie walkę mieczem wyćwiczył do perfekcji.
Lysanis żył chwilą. Ćwiczył, walczył zabijał. Nic innego się nei liczyło ,lecz po ponad 300 latach takie życie stało się nudne. Chcąc odpocząć udał się na dwór do pewnego szlachcica. Tam po raz pierwszy przedstawił się jako Lysanis von Heima , szlachcic z krain bardzo odległych ,który zagubił się i szukał schronienia. Ów szlachcic uwierzył w tę historię i przyjął jak wtedy sądził nie groźnego gościa pod swój dach. Jednak po kilku dniach zaczął dostrzegać dziwne zachowanie vpn Heima. Nigdy nie spożył z nim posiłku ,a gdy dopytywał się czemu Lysanis nie chce jeść z nim i jego rodziną otrzymywał odpowiedź od przybyza ,że już jadł lub ma problemy z żołądkiem. Rzadko widywał swojego gości w dzień, w ogóle mało go widywał. Mijały dni, tygodnie ,a Lysanis najwyraźniej nie miał zamiaru ruszać w dalszą drogę. Gdy gospodarz zaczął ponaglać gościa ten zwyczajnie z zimna krwią zarżnął go na oczach jego żony i dzieci. Rodzinę biedaka zmusił do powtażania bajki o tym że jest kuzynym szlachcica i zajmuje sie jego dworem na czas jego nie obecności. Gdy minął 5 rok od nieobecności starego właściciela ,a coraz więcejw okolicy było nie wyjaśnionych zaginieć ludzie domyślili się że coś jest z von Heimem nie tak. Gdy chcieli go przesłuchać ten w drodze do prymitywnego sądu ,dał nogę zabijając przy tym jego ochronę jak i nie winnych ludzi którzy mu się napatoczyli przed nogi. Lysanis rozpoczął długą wędrówkę ,aż trafił do wampirzego maga. Ten nauczył go jak korzystać z wirów magii. Lysianis szybko się uczył. po kilku latach jego mistrz nie mógł mu już więcej nic przekazać więc ten zabił go i odebrał mu jego broń ,a dzięki nowo nabytym umiejętnościom nałożył na swoją różnego rodzaju zaklęcia i klątwy ,po czym wyruszył dalej. Szedł dłużej niż poprzednio. Nie wiedział do kąd zmierza. Nie zatrzymywal sie w miastach i wioskach, poprostu szedł przed siebie ,aż dotarł w pobliże góry którą zwali Karak Osiem Szczytów. Tam też postanowił się sielic. Polował na orki ,których było tu sporo, a te uznały go za swojego szamana. Przynosiły mu różnego rodzaju dary. Choć większość była bezużyteczna to trafiały sie wartosciowe przedmioty które zazwyczaj były odbierane zabłąkanym wędrowcom. Do takich właśnie rzeczy należała zbroja i hełm nie zwykle dobrze wykonane. Lysanis udoskoanlił je magia. Rzadko jednak je zakładał ,gdyż oddwał się głównie ćwiczeniom i doskonaleniem siebie. Stawał sie coraz bardziej potężny i pewnie dalej by to robił aż do końca swiata gdyby ktos nie wybił mu całej jego "świty". Wściekły Lysianis udał się ,aby sprawdzić kto śmie zakłucać jego spokój. Jak sie okazało to jacyś ludzie bojąc się jego bandy wybiły ją aby zorganizować tutaj arenę.
-Taaak arenę. Jak dawno nie wałczyłem z godynym sobie przeciwnikiem. A gdyby tak... - I tak Lysianis udał się do rozbijanej jeszcze wówczas areny i jako jeden z pierwszych zapisał sie do niej.
zbroja: Czarna zbroja ze złotymi wykończeniami pokryta jest kolcami.. (c. zbroja), pulkerz, hełm (ciężki) także czarny ze złotymi zdobieniami.
broń: 2x miecz podwójny. jeśli to nei dozwolone to Długi miecz i krótki miecz.
Ekwipumek: Wampiryczny oręż
umiejętności: Starożytny władca.
Dawne czasy:
Gdy Nagash został pokonany i wycofał sie do swojej twierdzy Lysanis nie podążył wraz z innymi wampirami do jego siedziby tylko ruszył w świat. Długo wędrował po świecie ucząc się walki najrozmaitszymi rodzajami broni. Począwszy od sztyletu ,a skończywszy na młotach dwuręcznych. Jednak najbardziej uwielbiał walczyć mieczem i to właśnie walkę mieczem wyćwiczył do perfekcji.
Lysanis żył chwilą. Ćwiczył, walczył zabijał. Nic innego się nei liczyło ,lecz po ponad 300 latach takie życie stało się nudne. Chcąc odpocząć udał się na dwór do pewnego szlachcica. Tam po raz pierwszy przedstawił się jako Lysanis von Heima , szlachcic z krain bardzo odległych ,który zagubił się i szukał schronienia. Ów szlachcic uwierzył w tę historię i przyjął jak wtedy sądził nie groźnego gościa pod swój dach. Jednak po kilku dniach zaczął dostrzegać dziwne zachowanie vpn Heima. Nigdy nie spożył z nim posiłku ,a gdy dopytywał się czemu Lysanis nie chce jeść z nim i jego rodziną otrzymywał odpowiedź od przybyza ,że już jadł lub ma problemy z żołądkiem. Rzadko widywał swojego gości w dzień, w ogóle mało go widywał. Mijały dni, tygodnie ,a Lysanis najwyraźniej nie miał zamiaru ruszać w dalszą drogę. Gdy gospodarz zaczął ponaglać gościa ten zwyczajnie z zimna krwią zarżnął go na oczach jego żony i dzieci. Rodzinę biedaka zmusił do powtażania bajki o tym że jest kuzynym szlachcica i zajmuje sie jego dworem na czas jego nie obecności. Gdy minął 5 rok od nieobecności starego właściciela ,a coraz więcejw okolicy było nie wyjaśnionych zaginieć ludzie domyślili się że coś jest z von Heimem nie tak. Gdy chcieli go przesłuchać ten w drodze do prymitywnego sądu ,dał nogę zabijając przy tym jego ochronę jak i nie winnych ludzi którzy mu się napatoczyli przed nogi. Lysanis rozpoczął długą wędrówkę ,aż trafił do wampirzego maga. Ten nauczył go jak korzystać z wirów magii. Lysianis szybko się uczył. po kilku latach jego mistrz nie mógł mu już więcej nic przekazać więc ten zabił go i odebrał mu jego broń ,a dzięki nowo nabytym umiejętnościom nałożył na swoją różnego rodzaju zaklęcia i klątwy ,po czym wyruszył dalej. Szedł dłużej niż poprzednio. Nie wiedział do kąd zmierza. Nie zatrzymywal sie w miastach i wioskach, poprostu szedł przed siebie ,aż dotarł w pobliże góry którą zwali Karak Osiem Szczytów. Tam też postanowił się sielic. Polował na orki ,których było tu sporo, a te uznały go za swojego szamana. Przynosiły mu różnego rodzaju dary. Choć większość była bezużyteczna to trafiały sie wartosciowe przedmioty które zazwyczaj były odbierane zabłąkanym wędrowcom. Do takich właśnie rzeczy należała zbroja i hełm nie zwykle dobrze wykonane. Lysanis udoskoanlił je magia. Rzadko jednak je zakładał ,gdyż oddwał się głównie ćwiczeniom i doskonaleniem siebie. Stawał sie coraz bardziej potężny i pewnie dalej by to robił aż do końca swiata gdyby ktos nie wybił mu całej jego "świty". Wściekły Lysianis udał się ,aby sprawdzić kto śmie zakłucać jego spokój. Jak sie okazało to jacyś ludzie bojąc się jego bandy wybiły ją aby zorganizować tutaj arenę.
-Taaak arenę. Jak dawno nie wałczyłem z godynym sobie przeciwnikiem. A gdyby tak... - I tak Lysianis udał się do rozbijanej jeszcze wówczas areny i jako jeden z pierwszych zapisał sie do niej.
Ostatnio zmieniony 22 lip 2010, o 10:08 przez Morti, łącznie zmieniany 1 raz.
Wyrterion oglądał finał, gdy ork miażdżył gradem ciosów Tundrona. Był zdziwiony, ale to działało na jego korzyść. W końcu ork i tak wygrał arenę, więc to nie on okazał się słaby. To ten ork był zmutowany. Khorne także ochłonął, choć na jego twarzy poznać tego nie dał. Wyrterion dostąpił zaszczytu. Nikt inny nie oglądał Pana Czaszek twarzą w twarz. Poczuł satysfakcję, jednak obawiał się, że to jest zbyt niebywałe aby było prawdziwe. Oglądając jak ork buduje nowe WAAAAGH!! czuł żal po przegranej. Wiedział, że nie zawiódłby drugi raz. Tylko potrzebowałby silniejszego... wsparcia. Khorne patrzył na niego wzrokiem zamyślonym. Wreszcie odezwał się.
-Jak myślisz Wyrterionie z Broionne, dlaczego ludzie nigdy nie oglądają mnie twarzą w twarz? Otóż powiem ci. Żaden człowiek nie może przeżyć mojego wzroku. Jest to śmierć ze strachu. Ty się nie boisz Czempionie, mimo iż jesteś martwy to zachowałeś samoświadomość. To się chwali. Poza tym nie zostałeś czepionem za płaszczenie dupy na ziemiach Chaosu. Tak... Zasługujesz na drugą szansę. Dam Ci drugą szansę. Tym razem jednak nie jako człowiek. Ludzie są słabi.
-Panie mój, twa krwawa łaska jest wielka, jednak nie chcę być nieumarłym.
Zimny śmiech wypełnił salę w której byli.
-O nie, Mroczni Panowie nie wysługują się trupami. One także są słabe, co ujrzałeś w półfinałach. Zostaniesz najlepszym wojownikiem Nas, Bogów Chaosu, a konkretnie mnie - wtedy zaśmiał się ponownie.
Wyrterion nagle poczuł, iż się unosi. Nie wiedział dlaczego nie panował nad tym. Po chwili jednak gruchnął o ziemię i w fontannie krwi poczuł, że żyje od nowa. Jednak nie jako człowiek. Stał się nad podziw silny, nigdy wcześniej nie był w takim stanie. Czuł się, jakby mógł zabijać całymi tysiącami i tylko taki widział sens życia. Chciał tylko krwi. Osób winnych czy niewinnych to nieistotne. Po prostu chciał ZABIJAĆ.
-Tak - zaczął znowu Khorne - Stałeś się Zwiastunem Śmierci, Pożogi i Zniszczenia. Kolekcjonerem Czaszek. Ludzi będą bali się samego Twojego imienia. Ta postać jest tylko przejściowa. Jeżeli sprawisz się dobrze, wygrasz arene i dostarczysz wszystkie czaszki do mnie wywyższę Cię jeszcze bardziej. Nazywasz się Wyrterion Okrwawiony, Herald Khorna, jeżeli zwyciężysz zostaniesz nazwany Wyrterion Zjadasz Czaszek, Krwiopijec Khorna.
-Dzięki Ci o Krwawy Władco Świata.
-To jeszcze nie koniec podarunków. Klasnął w dłonie i przez drzwi zrobione z żeber wszedł Pożeracz Czaszek (Nie wiedziałem jak przetłumaczyć Skulltaker - przyp. Warlock) niosąć dziwne, karbowane dwuręczne Ostrze.
-Oto Patroszyciel ostrze, od którego wykrwawił się Aenarion, pierwszy elfi wojownik. Idź użyj go i przypomnij o nim światu. Udajesz się do Karaku Ośmiu Szczytów. Wyruszaj w drogę i spisz się dobrze, a chwała cię nie ominie. Ruszaj Heraldzie...
Jeszcze za życia Pożeracz Czaszek był idolem Wyrteriona. Teraz czuł że może dorównać mu chwałą. Jego ruchy były szybkie, jego ciosy zabójczo silne, a jego skóra twarda, prawie nie do przebicia. Po 2 godzinach oswajania się z nową bronią zażyczył sobie, aby wypuścić na niego 50 pojmanych ludzi, którym obiecano wolność, jeśliby go pokonali. Wyrterion jednak zabijał ich wszystkich jednym ciosem, samemu nie odnosząc najmniejszego zranienia. Czuł się gotowy, jednak chyba musiał jeszcze coś załatwić. Udał się pierw do Broionne, w rodzinne strony gdzie uwielbiał wracać. Z Hordą demonicznych piechurów - krwiopuszczy, demonicznych psów oraz kawalerii na molochach (juggernautach ) Herald złupił całe miasto wybijając praktycznie całe miasto do nogi. Odprawił z łupami większość armii, a sam na czele 5-osobowego oddziału złożonego z niego i czterech kawalerzystów (Bloodcrusher już nie przetłumaczę ) pojechał na kraniec świata, do Karaka Ośmiu Szczytów. Kiedy nadjeżdżali jeden z dwóch stojących na bramie strażników podniósł alarm
-Psiakrew DEMONY!!
Wyrterion zbliżył się do niego podsunął mu ostrze pod szyję i rzekł do drugiego.
-Szykujcie kurierów, Ponieważ Wyrterion Okrwawiony, Herald Khorna, Pana Czaszek przyjechał na arenę i ktoś będzie musiał czaszki odwoźić! Potem popatrzył na drugiego i widząc przerażenie w jego oczach uznał, iż taka ochrona miasta bardziej szkodzi niźli pomaga i uwolnił je od niego. Kazał swojej obstawie zawieść czaszkę do Pana, jako namiastkę tego, co będzie później. Po Wszystkim wjechał do miasta, aby się zarejestrować i zostawić molocha w stajni.
Imię: Wyrterion Okrwawiony (dawniej Wyrterion z Broionne)
Rasa: Herald Khorna
Broń: Patroszyciel (Piekielne Ostrze) - dwuręczny miecz
Zbroja: Skóra demona
Umiejętność: Niezwykle silny
Mutacja: Nienaturalny refleks
-Jak myślisz Wyrterionie z Broionne, dlaczego ludzie nigdy nie oglądają mnie twarzą w twarz? Otóż powiem ci. Żaden człowiek nie może przeżyć mojego wzroku. Jest to śmierć ze strachu. Ty się nie boisz Czempionie, mimo iż jesteś martwy to zachowałeś samoświadomość. To się chwali. Poza tym nie zostałeś czepionem za płaszczenie dupy na ziemiach Chaosu. Tak... Zasługujesz na drugą szansę. Dam Ci drugą szansę. Tym razem jednak nie jako człowiek. Ludzie są słabi.
-Panie mój, twa krwawa łaska jest wielka, jednak nie chcę być nieumarłym.
Zimny śmiech wypełnił salę w której byli.
-O nie, Mroczni Panowie nie wysługują się trupami. One także są słabe, co ujrzałeś w półfinałach. Zostaniesz najlepszym wojownikiem Nas, Bogów Chaosu, a konkretnie mnie - wtedy zaśmiał się ponownie.
Wyrterion nagle poczuł, iż się unosi. Nie wiedział dlaczego nie panował nad tym. Po chwili jednak gruchnął o ziemię i w fontannie krwi poczuł, że żyje od nowa. Jednak nie jako człowiek. Stał się nad podziw silny, nigdy wcześniej nie był w takim stanie. Czuł się, jakby mógł zabijać całymi tysiącami i tylko taki widział sens życia. Chciał tylko krwi. Osób winnych czy niewinnych to nieistotne. Po prostu chciał ZABIJAĆ.
-Tak - zaczął znowu Khorne - Stałeś się Zwiastunem Śmierci, Pożogi i Zniszczenia. Kolekcjonerem Czaszek. Ludzi będą bali się samego Twojego imienia. Ta postać jest tylko przejściowa. Jeżeli sprawisz się dobrze, wygrasz arene i dostarczysz wszystkie czaszki do mnie wywyższę Cię jeszcze bardziej. Nazywasz się Wyrterion Okrwawiony, Herald Khorna, jeżeli zwyciężysz zostaniesz nazwany Wyrterion Zjadasz Czaszek, Krwiopijec Khorna.
-Dzięki Ci o Krwawy Władco Świata.
-To jeszcze nie koniec podarunków. Klasnął w dłonie i przez drzwi zrobione z żeber wszedł Pożeracz Czaszek (Nie wiedziałem jak przetłumaczyć Skulltaker - przyp. Warlock) niosąć dziwne, karbowane dwuręczne Ostrze.
-Oto Patroszyciel ostrze, od którego wykrwawił się Aenarion, pierwszy elfi wojownik. Idź użyj go i przypomnij o nim światu. Udajesz się do Karaku Ośmiu Szczytów. Wyruszaj w drogę i spisz się dobrze, a chwała cię nie ominie. Ruszaj Heraldzie...
Jeszcze za życia Pożeracz Czaszek był idolem Wyrteriona. Teraz czuł że może dorównać mu chwałą. Jego ruchy były szybkie, jego ciosy zabójczo silne, a jego skóra twarda, prawie nie do przebicia. Po 2 godzinach oswajania się z nową bronią zażyczył sobie, aby wypuścić na niego 50 pojmanych ludzi, którym obiecano wolność, jeśliby go pokonali. Wyrterion jednak zabijał ich wszystkich jednym ciosem, samemu nie odnosząc najmniejszego zranienia. Czuł się gotowy, jednak chyba musiał jeszcze coś załatwić. Udał się pierw do Broionne, w rodzinne strony gdzie uwielbiał wracać. Z Hordą demonicznych piechurów - krwiopuszczy, demonicznych psów oraz kawalerii na molochach (juggernautach ) Herald złupił całe miasto wybijając praktycznie całe miasto do nogi. Odprawił z łupami większość armii, a sam na czele 5-osobowego oddziału złożonego z niego i czterech kawalerzystów (Bloodcrusher już nie przetłumaczę ) pojechał na kraniec świata, do Karaka Ośmiu Szczytów. Kiedy nadjeżdżali jeden z dwóch stojących na bramie strażników podniósł alarm
-Psiakrew DEMONY!!
Wyrterion zbliżył się do niego podsunął mu ostrze pod szyję i rzekł do drugiego.
-Szykujcie kurierów, Ponieważ Wyrterion Okrwawiony, Herald Khorna, Pana Czaszek przyjechał na arenę i ktoś będzie musiał czaszki odwoźić! Potem popatrzył na drugiego i widząc przerażenie w jego oczach uznał, iż taka ochrona miasta bardziej szkodzi niźli pomaga i uwolnił je od niego. Kazał swojej obstawie zawieść czaszkę do Pana, jako namiastkę tego, co będzie później. Po Wszystkim wjechał do miasta, aby się zarejestrować i zostawić molocha w stajni.
Imię: Wyrterion Okrwawiony (dawniej Wyrterion z Broionne)
Rasa: Herald Khorna
Broń: Patroszyciel (Piekielne Ostrze) - dwuręczny miecz
Zbroja: Skóra demona
Umiejętność: Niezwykle silny
Mutacja: Nienaturalny refleks
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Imię: Miri
Rasa: Mroczna Elfka
Klasa: Wiedźma Śmierci
Broń: Długi miecz(z czarnego Metalu) i Sztylet( gwiezdny metal)
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Obręcz szybkości ( z wystającymi rogami gdzie wplecione są włosy, podobna do obręczy Morathii )
Umiejętność: Szaleńczy styl Walki
Opis postaci:
Miri jest wysoką i szczupłą elfką, o lekko pociągłej twarzy, gęstych kruczo czarnych kręconych włosach sięgających do pasa w oczach widać odbicie mroku a gdy walczy czerwoną furie, a na ustach krwisto czerwona szminka. Ma 253 lata. Nie ma zbroi ani nawet ubrania. Jedyną zasłonę jej nagości stanowi czarno-czerwony stanik z srebrnymi wykończeniami, w tym samym kolorze stringi i czarne wysokie buty z cholewką wykonane z ludzkiej skóry, na jej głowi spoczywa magiczna obręcz z gwiezdnego żelaza a w uszach wpięte kolczyki z symbolem Khaine. Miri to spokojna jak na wiedźmę osoba, opanowana i dobierająca ostrożnie słowa, jednak podczas walki walczy z niewiarygodną furią, zwinnością i szybkością. Jej styl walki przypomina trochę styl tancerzy wojny używając nie tylko broni ale także nóg, własnego ciała i głowy.
Historia:
Sala tronowa Hellborne. Miri klęczy przed obliczem Królowej wiedzm.
- Bądź pozdrowiona Królowo.
- Milczeć! Wysyłam Cie do tej przeklętej Morahtii.
- Pani...
- Milcz ścierwo! Taka jest moja wola, zostraniesz tam wysłana i masz mi zdawać sprawozdanie z wszystkiego co ona knuje.
- Ależ Pani...
- Zamknij sie! Dobiore Ci eskortę, wyruszasz jutro.
- Pani ale ja...
- Śmiesz podważać moje decyzje?
Sala tronowa Moratii. Miri klęczy przed obliczem Królowej Kultu.
- Bądz pozdrowiona o Pani...
- Milcz! Ta suka Hellborne wysłała Cie tu na przeszpiegi tak?
- Pani...
- Zamknij się Ulthuański pomiocie! - Morathii zaczęła rozmyślać.
- Mam dla Ciebie inną misje.
- Ależ Pani...
- Cisza! Jeśli się dobrze sprawisz nagroda twa będzie wielka.
- Pani ale ja...
- Morathii podniosła tylko ręke w uciszającym geście.
- Kto tu jest prawdziwą królową Kultu największego Khaine?
Sala tronowa Malekitha. Miri klęczy przed obliczem Widzmiego Króla.
- O najpotężniejszy...
- Milcz! Moja matka znów ma jakieś zachcianki! Dotego przysyła mi tu jakąś kurwe zamiast sama się do mnie zgłosić!
- Panie...
- cisza pomiocie Caledora! Nudzi jej się? Dam Ci tą cholerną Arkę!
- Ależ Panie...
- Cisza! Za tydzien wszystko będzie gotowe. Jednak jeśli zawiedziesz moją matkę zawiedziesz i mnie a bądz pewna że odnajde twoją dusze nawet w zaświatach!
- Panie ale ja!
- Wynoacha!
Sala trnowa Na Czarnej Arce. Miri siedzi na tronie a przed nią klęczy Kapitan arki.
- Mamy opóźnienie do Starego świata musimy dobić w 5 dni. Opuszczę arkę na jednym ze statków.
- Pani...
- Milcz! Wszystko ma być już gotowe!
- Ależ Pani...
- Zamknij się! Każ moim Egzekutorom się szykować popłyną ze mną. I znajdz mi najprzedniejszą załoge statku!
- Pani ale ja...
- Cisza! Podważając moje decyzje podważasz decyzje samego wiedzmiego króla!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miri wyruszyła wysłana przez Hellborne do Morathii tam jednak jej zadanie się zmieniło. Morathii obiecała że nauczy Miri parania się magią a to by oznaczało że jako druga wiedzma potrafiła by czarować, Warunek był jeden wygraj arene śmierci i dowiedz się od Maga gdzie te przeklęte Wysokie elfy ukryły Księge Caledora! Morathii używając czarnoksięstwa odkryła gdzie będzie się znajdować następna arena. Zatem Miri została wysłana do Wiedzmiego króla z prośbą jego matki o uzyczenie Czarnej Arki. 2 Miesiące później Miri dostała się do Karak Osiem Szczytów, niestety prawie sama dwóch z jej eskorty zosała zastrzelona przez dwóch łowczów czarownic pomimo tego iż cała drużyna skrywała swe inicjały, co prawda potem Ci głupcyz zostali obdarci ze skóry i poćwiartowani ale to juz było po fakcie. Kolejny zginął bardzo głupio podczas sikania, został przeszyty włócznią zwierzoluda, podczas tej napaści Miri zabiła przywódce stada, wielkiego gora ale to opowieść na inną historię. Przedostatni jej ochroniarz zamienił się w jeża, zastrzelony 10 strzałami z goblińskich łuków przez goblińskich wilczych jeźdzców, przy tej historii można mówić o łudzie szczęścia gdy Miri wściekła nie mogąc złapać jeźdzców rzuciła kamieniem wywołując lawine kamieni która spadła na przeciwników masakrując ich. Ostatni jej ochroniaż żył chociaż ranny goblińską strałą w ramie i udo. Nie skarżył się szedł za swoją panią pomimo utraty krwi i zmęczenia. Gdy dotarli do Karaku Ośmiu Szczytów on pomimo opieki lekarskiej też zmarł. Miri urządziła mi obrzędek godny wyznawcy Khaine.
( kurwa brakuje mi coś ostatnio weny )
Rasa: Mroczna Elfka
Klasa: Wiedźma Śmierci
Broń: Długi miecz(z czarnego Metalu) i Sztylet( gwiezdny metal)
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Obręcz szybkości ( z wystającymi rogami gdzie wplecione są włosy, podobna do obręczy Morathii )
Umiejętność: Szaleńczy styl Walki
Opis postaci:
Miri jest wysoką i szczupłą elfką, o lekko pociągłej twarzy, gęstych kruczo czarnych kręconych włosach sięgających do pasa w oczach widać odbicie mroku a gdy walczy czerwoną furie, a na ustach krwisto czerwona szminka. Ma 253 lata. Nie ma zbroi ani nawet ubrania. Jedyną zasłonę jej nagości stanowi czarno-czerwony stanik z srebrnymi wykończeniami, w tym samym kolorze stringi i czarne wysokie buty z cholewką wykonane z ludzkiej skóry, na jej głowi spoczywa magiczna obręcz z gwiezdnego żelaza a w uszach wpięte kolczyki z symbolem Khaine. Miri to spokojna jak na wiedźmę osoba, opanowana i dobierająca ostrożnie słowa, jednak podczas walki walczy z niewiarygodną furią, zwinnością i szybkością. Jej styl walki przypomina trochę styl tancerzy wojny używając nie tylko broni ale także nóg, własnego ciała i głowy.
Historia:
Sala tronowa Hellborne. Miri klęczy przed obliczem Królowej wiedzm.
- Bądź pozdrowiona Królowo.
- Milczeć! Wysyłam Cie do tej przeklętej Morahtii.
- Pani...
- Milcz ścierwo! Taka jest moja wola, zostraniesz tam wysłana i masz mi zdawać sprawozdanie z wszystkiego co ona knuje.
- Ależ Pani...
- Zamknij sie! Dobiore Ci eskortę, wyruszasz jutro.
- Pani ale ja...
- Śmiesz podważać moje decyzje?
Sala tronowa Moratii. Miri klęczy przed obliczem Królowej Kultu.
- Bądz pozdrowiona o Pani...
- Milcz! Ta suka Hellborne wysłała Cie tu na przeszpiegi tak?
- Pani...
- Zamknij się Ulthuański pomiocie! - Morathii zaczęła rozmyślać.
- Mam dla Ciebie inną misje.
- Ależ Pani...
- Cisza! Jeśli się dobrze sprawisz nagroda twa będzie wielka.
- Pani ale ja...
- Morathii podniosła tylko ręke w uciszającym geście.
- Kto tu jest prawdziwą królową Kultu największego Khaine?
Sala tronowa Malekitha. Miri klęczy przed obliczem Widzmiego Króla.
- O najpotężniejszy...
- Milcz! Moja matka znów ma jakieś zachcianki! Dotego przysyła mi tu jakąś kurwe zamiast sama się do mnie zgłosić!
- Panie...
- cisza pomiocie Caledora! Nudzi jej się? Dam Ci tą cholerną Arkę!
- Ależ Panie...
- Cisza! Za tydzien wszystko będzie gotowe. Jednak jeśli zawiedziesz moją matkę zawiedziesz i mnie a bądz pewna że odnajde twoją dusze nawet w zaświatach!
- Panie ale ja!
- Wynoacha!
Sala trnowa Na Czarnej Arce. Miri siedzi na tronie a przed nią klęczy Kapitan arki.
- Mamy opóźnienie do Starego świata musimy dobić w 5 dni. Opuszczę arkę na jednym ze statków.
- Pani...
- Milcz! Wszystko ma być już gotowe!
- Ależ Pani...
- Zamknij się! Każ moim Egzekutorom się szykować popłyną ze mną. I znajdz mi najprzedniejszą załoge statku!
- Pani ale ja...
- Cisza! Podważając moje decyzje podważasz decyzje samego wiedzmiego króla!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miri wyruszyła wysłana przez Hellborne do Morathii tam jednak jej zadanie się zmieniło. Morathii obiecała że nauczy Miri parania się magią a to by oznaczało że jako druga wiedzma potrafiła by czarować, Warunek był jeden wygraj arene śmierci i dowiedz się od Maga gdzie te przeklęte Wysokie elfy ukryły Księge Caledora! Morathii używając czarnoksięstwa odkryła gdzie będzie się znajdować następna arena. Zatem Miri została wysłana do Wiedzmiego króla z prośbą jego matki o uzyczenie Czarnej Arki. 2 Miesiące później Miri dostała się do Karak Osiem Szczytów, niestety prawie sama dwóch z jej eskorty zosała zastrzelona przez dwóch łowczów czarownic pomimo tego iż cała drużyna skrywała swe inicjały, co prawda potem Ci głupcyz zostali obdarci ze skóry i poćwiartowani ale to juz było po fakcie. Kolejny zginął bardzo głupio podczas sikania, został przeszyty włócznią zwierzoluda, podczas tej napaści Miri zabiła przywódce stada, wielkiego gora ale to opowieść na inną historię. Przedostatni jej ochroniarz zamienił się w jeża, zastrzelony 10 strzałami z goblińskich łuków przez goblińskich wilczych jeźdzców, przy tej historii można mówić o łudzie szczęścia gdy Miri wściekła nie mogąc złapać jeźdzców rzuciła kamieniem wywołując lawine kamieni która spadła na przeciwników masakrując ich. Ostatni jej ochroniaż żył chociaż ranny goblińską strałą w ramie i udo. Nie skarżył się szedł za swoją panią pomimo utraty krwi i zmęczenia. Gdy dotarli do Karaku Ośmiu Szczytów on pomimo opieki lekarskiej też zmarł. Miri urządziła mi obrzędek godny wyznawcy Khaine.
( kurwa brakuje mi coś ostatnio weny )
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Nazwa postaci: Skeggi Pogromca, dwarf doomseeker
Ekwipunek: Mistrzowska broń
Broń: Ostrza topora na łańcuchu, takie jakie noszą takie krasnoludy (Podwójny topór)
Umiejętności: Szaleńczy styl walki, Wirujący atak
Zbroja: Brak
http://www.youtube.com/watch?v=Hk6w_dSA2_c I muzyczka na wejście .
Siły ekspedycyjne Karak Hirn miały na celu ściganie zielonoskórych i innych podłych stworzeń, które naruszyły ziemie krasnoludów oraz pomszczenie doznanych od nich uraz.
Jedna z potyczek miała miejsce nad górskim potokiem, przecinającym dolinę pomiędzy górami i kończącym się wysokim wodospadem.
Obie armie ustawiły się naprzeciw siebie. Po jednej stronie horda wrzeszczących, dyszących i kłócących się zielonoskórych, po drugiej równe szeregi doskonale wyposażonych, wyszkolonych i karnych krasnoludów. Tan Skeggi Hafnirsson osobiście prowadził oddział żelaznych rębaczy chroniących flankę armii. Ustawił zabrany ze sobą kamień przysięgi, wszedł na niego, zapalił grube cygaro i czekał na nadejście wroga, oparłszy się na trzonku swojego możnego topora. Była to antyczna rodowa pamiątka, pamiętająca chyba jeszcze czasy Wojny o Zemstę. Na ostrzu wyryto magiczne runy pozwalające mierzyć się nawet z najgroźniejszymi przeciwnikami. Skeggi miał na sobie kapiącą od złota zbroję wykutą z gromrilu najlepszego gatunku znacznie ponad tysiąc lat temu. Tan rozejrzał się dookoła: otaczała go armia wojowników zakutych w najprzedniejsze pancerze, z czego każdy był prawdziwym dziełem sztuki. Co bogatsi z krasnoludów wręcz kapali od złota i szlachetnych kamieni. Widok ten przypominał mu o dawnej chwale dziedziny krasnoludów, która podupadła z winy stojących na przeciwko zielonoskórych. Skeggi aż splunął, gdy o tym pomyślał. Nagle rozległ się głuchy huk: kula armatnia wystrzelona z działa pomknęła w stronę orków. Było wyraźnie widać jak pocisk leci w powietrzu, uderza o ziemię, odbija się i wpada wprost w tłuszczę kłócących się orków. Po chwili dołączył do niej kamień z katapulty, lądujący idealnie po środku innego oddziału wroga. Ostrzał najwyraźniej uśmierzył animozje, gdyż część orków i goblinów ruszyła na przód. Skeggi widział jak jeden z goblinów wykonuje serię dziwacznych ruchów i zaczyna świecić się na zielono, po czym uwolnił magiczny pocisk niezdrowo zielonej energii lecący w kierunku armii krasnoludów. Pocisk ten jednak rozpłynął się w powietrzu jeszcze w połowie drogi. Inny szaman z kolei eksplodował - została po nim tylko dymiąca dziura w ziemi, a znajdujące się tam gobliny uciekły się w niewiadomym kierunku. Od strony zielonoskórych nadleciał deszcz kamieni, bełtów a nawet jeden goblin z przyczepionymi skrzydłami. W większości jednak pociski te okazały się zupełnie nieszkodliwe, ponadto jedna z katapult rozleciała się przy wystrzale przygniatając obsługę. "Czasem rzeczy lichej jakości też się do czegoś przydają" pomyślał Skeggi i uśmiechnął się paskudnie.
Jednak zielonoskórzy byli coraz bliżej. Wkrótce rozległ się świst bełtów oraz suchy huk wystrzałów z muszkietów i organek. Salwa położyła mostem nacierającą hałastrę, mimo to zielonoskórzy kontynuowali marsz. Już w niektórych miejscach dochodziło do walk bezpośrednich. Skeggi mocniej ścisnął trzonek topora i nadstawił tarczę, gdy z wrzaskiem runęła na jego oddział banda czarnych orków.
- Teraz im pokażemy, chłopcy! - krzyknał tan. - Walcie ile wlezie!
- Nie ma litości dla orkosynów! - zawtórowali żelaźni rębacze.
- Waaagh! - ryknęły orki.
Skeggi wskazał toporem na orkowego szefa, by rzucić mu wyzwanie. Ork ryknął i uderzył rembakiem w tarczę, po czym ruszył na krasnoluda. Skeggi zręcznie unikał ciosów przeciwnika, bądź ześlizgiwały się one po jego pancerzu, nawet go nie rysując. Krasnolud z kolei wyprowadził serię bezbłędnych ataków i porąbał czarnego orka na mnóstwo drobnych kawałeczków. Widząc los swojego pryncypała pozostałe czarne orki szybko straciły wolę walki. Skeggi i jego towarzysze szybko wycięli pozostałych, a reszta orków uciekła. Skeggi rozejrzał się. Oddział został dość uszczuplony jednak nadal był zdolny do walki. Podobnie było w innych miejscach. Krasnoludy zdołały odeprzeć większość ataków, a podskakujące sztandary świadczyły o rzucaniu się przez nie w pościg. Widział jak potężne machiny wojenne rozbijają w pył tandetne ustrojstwa goblinów. W tym momencie rozległ się łoskot: z tumanu kurzu wypadł pędzący rydwan ciągnięty przez dwa wielgachne dziki! Mało tego - cały pojazd aż buzował od energii waaagh!, a obok nadciągały długimi susami zgrzytające zębami jaskiniowe squigi!
- O w mordę! Taranem nas bierze! - krzyknął jeden z rębaczy.
- Trzymać linię! Równo! Równo! - wrzeszczał dowódca.
W tym momencie z hukiem wpadł nich rydwan roztrącając rębaczy na boki. Skeggi w ostatnim momencie uchylił się przed rydwanem i uderzył w dzika. Nie trafił go, za to roztrzaskał koło. Jakiś rzemień owinął mu się w koło kostki i ze zgrzytem dartego metalu rydwan pociągnął go skręcając prosto do rwącego potoku! Skeggi kątem oka widział jeszcze jak jego oddział zostaje rozpędzony przez zalew sqiugów - coś takiego było ponad nerwy nawet krasnoluda. Szczęśliwie stwory nie zdołały dogonić uciekających, jednak sztandar i kamień przepadły. Tymczasem Skeggi jakimś cudem zdołał wciągnąć się na pokład rydwanu i w tym momencie uświadomił sobie, że upuścił broń. Orkowy woźnica był mocno zaskoczony obecnością krasnoluda, który wykorzystał to i zrobił jedyne co mu przyszło do głowy, czyli kopnął orka opancerzonym butem w kostkę. W tym momencie Skeggi wyrzucił przeciwnika i chwycił lejce. Było jednak już za późno: rydwan pędząc wpadł na skały łamiąc dyszel, który zarył w ziemię, a Skeggi został wystrzelony jak z katapulty prosto do spienionego potoku! Prąd wlókł go przez chwilę po dnie, a gdy tan zdołał podnieść głowę nad wodę włosy zjeżyły mu się z przerażenia: woda pchała go wprost do wodospadu! Krasnolud po chwili runął w dół do spienionej kipieli!
Skeggi wpadł do wody. Zbroja ciągnęła go w dół, więc krasnolud wyciągnął zza paska kozik i poprzecinał paski trzymające pancerz, dzięki czemu zyskał wyporność. Chwilę później prąd pociągnął go dalej...
Wymęczony Skeggi ocknął się w jakiejś jaskini. Ze zdumieniem stwierdził, że wciąż ściska w zębach cygaro. Wypluł je, bo całe rozmokło. W jaskini było kompletnie ciemno, nawet przyzwyczajone do takich warunków oczy krasnoluda nie były w stanie dostrzec czegokolwiek. Był zmęczony, mokry i bez broni ani zbroi i nie wiedział gdzie jest. W dodatku stracił kamień przysięgi, jego oddział został rozbity, a co więcej utracił antyczne pamiątki rodowe. Co za hańba! Skeggi był jednocześnie wściekły i zdesperowany, a z każdą chwilą świadomość hańby stawała się coraz bardziej natarczywa. W końcu zdecydował się ruszyć. Postanowił, że wyruszy do Karak Kadrin i zostanie zabójcą. Nie było innego wyjścia - tylko tak mógł uratować swój honor. Po omacku odnalazł korytarz i poszedł przed siebie. Po jakimś czasie dostrzegł mdłe światełko. Przyspieszył kroku i znalazł się w skrytce pełnej skarbów! Wszędzie piętrzyły się stosy pancerzy, broni i innych przedmiotów. Każdy z nich był wykonany z najwyższą starannością. Szczególną uwagę Skeggiego zwróciła dziwna broń składająca się z długiego łańcucha i dwóch ostrzy topora na końcach. Broń była wykonana z wielką dbałością: na całej powierzchni z wyjątkiem samych krawędzi tnących wyrzezano niezwykle zawiłe kształty, dodatkowo inkrustowane złotą taśmą zaplecioną w elegancki wzór. Po obu stronach, na samym środku, w masywnych, złotych gniazdach umieszczono natomiast olbrzymie, wyszlifowane na gładko, okrągłe szmaragdy. Zabrał to ze sobą, owijając się łańcuchem w pasie i w nadgarstkach, wziął też kunsztowny pas z wielką, złotą sprzączką i rzędem kamieni. Uznał, że może wziąć część z tych skarbów jako znalazca, z resztą póki co należały one do wszystkich krasnoludów, jako zaginione w zamierzchłych czasach dziedzictwo.
Skeggi od wielu już lat krążył po górach usiłując zmyć swoją hańbę. Jednak żaden z przeciwników nie był w stanie mu dorównać. Odkąd złożył przysięgę zabójcy, zerwał wszelkie więzi z klanem i twierdzą, znany był już tylko jako Skeggi Pogromca. Jego wygląd zmienił się nie do poznania od czasu bitwy nad wodospadem. Pokryty bliznami, na wpół szalony krasnolud z ufarbowanymi na pomarańczowo włosami i stojącym pionowo czubem, którego umysł drążyła wyłącznie myśl o hańbie jakiej doznał stał się postrachem wszelkiego plugastwa zamieszkującego w Górach Krańca Świata. Rąbał orków, gobliny, trolle, skaveny i inne stwory, które miały pecha dać się zauważyć rozszalałemu zabójcy. Im więcej przeciwników padło pod jego ostrzami, tym bardziej Skeggi był sfrustrowany, gdyż jego przeznaczenie ciągle się mu wymykało. Z drugiej strony nie mógł dać się tak po prostu zarżnąć. Aby jego tryb życia stał się jeszcze bardziej niebezpieczny zaczął nawet polować na squigi, by się nimi żywić bądź sprzedawać ich mięso napotkanym miłośnikom mocnych wrażeń lub nieświadomych tego, co to tak naprawdę jest. Gdy wszedł kiedyś do podziemia, napotkał setki skavenów. Rzucił się na nie kręcąc swymi ostrzami tak szybko, że wzbił tumany kurzu wokół siebie! Gdy opadła go chmara futerkowych, pierwsze z nich natychmiast zostały zmielone na pulpę bądź rozrzucone na ściany lub sufit, jednemu ze skavenów Skeggi oplątał łańcuch wokół nogi, zakręcił się jak fryga i obracał nim obalając kolejnych przeciwników tak długo, aż mu się nie urwał i nie rozsmarował na ścianie. Zalew szczurów trwał, ale z czasem zaczął tracić na intensywności. Krasnolud tymczasem nic nie robił sobie z ich nieporadnych ciosów i liczebności, tylko wymachiwał bronią tak długo, aż usiekł ostatniego przeciwnika, a pozostali nie rozpierzchli się z piskiem.
Skeggi siedząc na wierzchołku góry i jedząc upolowanego squiga, dostrzegł trolla niedaleko siebie. Durne bydlę stało i śliniło się, nie zwracając uwagi na krasnoluda. Skeggi poczuł się tym mocno dotknięty, toteż ruszył z rykiem na potwora rozpędzając broń do zawrotnej prędkości. Ostrza z wizgiem wbiły się w trolla, rany jednak natychmiast się zagoiły, nie pozostawiając najmniejszego śladu po straszliwym uderzeniu. Troll warknął i spróbował uderzyć Skeggiego, ten jednak owinął mu łańcuch dookoła ramienia, a drugim ostrzem odrąbał je na wysokości barku. Jednak gdy tylko to zrobił, w mgnieniu oka na jego miejscu wyrosło nowe! Krasnolud uniknął kolejnego ciosu, owinął łańcuch wokół nogi trolla, szarpnął i obalił stwora na ziemię. Natychmiast wskoczył mu na plecy i drugie ostrze wbił w korpus po czym wyrwał wraz z potężnym połciem mięcha, troll jednak zdołał ściągnąć krasnoluda i rzucił nim o skałę. Gdy rozpędzone ostrze uderzyło o kamień wzbił się długi pióropusz iskier. Skeggi natychmiast wstał, splunął i ponowił atak. Wirujące ostrza wyglądały jak srebrne tarcze. Ruszyli na siebie biegiem. Troll wpadł prosto na świszczące ostrza. W mgnieniu oka krasnolud oplątał mu łańcuch wokół szyi, przyciągnął i urżnął łeb. Cała walka trwała kilka minut. Skeggi znów wygrał, jego doświadczenie i siła wzrosły. Podobnie jak poczucie hańby, które rosło z każdym zwycięstwem przypominającym mu jakim potężnym był wojownikiem, a mimo to nie zdołał zapobiec porażce. Jedynym sposobem na odzyskanie honoru było padnięcie w walce w heroiczny sposób, to jednak stawało się coraz trudniejsze, w miarę jak rosły jego siły.
Podczas swej wędrówki Skeggi trafił do Karak Ośmiu Szczytów. Zauważył, że kręci się tam spory tłum, co było dość niezwykłe, jak na bastion będący w stanie permanentnego oblężenia. Wkrótce krasnolud poznał przyczynę tego stanu rzeczy: w twierdzy miała odbyć się arena. Najlepsi wojownicy świata przybywali, by w walczyć ze sobą w celu osiągnięcia własnych celów, a także ku uciesze gawiedzi siedzącej na trybunach i pochrupującej orzeszki, której najwyraźniej brakowało przemocy w tym targanym wojenkami świecie. Tak czy inaczej, Skeggi dostrzegł w igrzyskach swoją szansę: wreszcie spotka prawdziwego przeciwnika, podobnego do niego. Jeśli zginie, odzyska honor, jeśli zwycięży będzie to oznaczało, że jest najlepszy i nikt go nie pokona, więc będzie musiał zastanowić się co zrobić dalej.
Mam nadzieję, że postać dostarczy nam sporo dobrej rozrywki.
Ekwipunek: Mistrzowska broń
Broń: Ostrza topora na łańcuchu, takie jakie noszą takie krasnoludy (Podwójny topór)
Umiejętności: Szaleńczy styl walki, Wirujący atak
Zbroja: Brak
http://www.youtube.com/watch?v=Hk6w_dSA2_c I muzyczka na wejście .
Siły ekspedycyjne Karak Hirn miały na celu ściganie zielonoskórych i innych podłych stworzeń, które naruszyły ziemie krasnoludów oraz pomszczenie doznanych od nich uraz.
Jedna z potyczek miała miejsce nad górskim potokiem, przecinającym dolinę pomiędzy górami i kończącym się wysokim wodospadem.
Obie armie ustawiły się naprzeciw siebie. Po jednej stronie horda wrzeszczących, dyszących i kłócących się zielonoskórych, po drugiej równe szeregi doskonale wyposażonych, wyszkolonych i karnych krasnoludów. Tan Skeggi Hafnirsson osobiście prowadził oddział żelaznych rębaczy chroniących flankę armii. Ustawił zabrany ze sobą kamień przysięgi, wszedł na niego, zapalił grube cygaro i czekał na nadejście wroga, oparłszy się na trzonku swojego możnego topora. Była to antyczna rodowa pamiątka, pamiętająca chyba jeszcze czasy Wojny o Zemstę. Na ostrzu wyryto magiczne runy pozwalające mierzyć się nawet z najgroźniejszymi przeciwnikami. Skeggi miał na sobie kapiącą od złota zbroję wykutą z gromrilu najlepszego gatunku znacznie ponad tysiąc lat temu. Tan rozejrzał się dookoła: otaczała go armia wojowników zakutych w najprzedniejsze pancerze, z czego każdy był prawdziwym dziełem sztuki. Co bogatsi z krasnoludów wręcz kapali od złota i szlachetnych kamieni. Widok ten przypominał mu o dawnej chwale dziedziny krasnoludów, która podupadła z winy stojących na przeciwko zielonoskórych. Skeggi aż splunął, gdy o tym pomyślał. Nagle rozległ się głuchy huk: kula armatnia wystrzelona z działa pomknęła w stronę orków. Było wyraźnie widać jak pocisk leci w powietrzu, uderza o ziemię, odbija się i wpada wprost w tłuszczę kłócących się orków. Po chwili dołączył do niej kamień z katapulty, lądujący idealnie po środku innego oddziału wroga. Ostrzał najwyraźniej uśmierzył animozje, gdyż część orków i goblinów ruszyła na przód. Skeggi widział jak jeden z goblinów wykonuje serię dziwacznych ruchów i zaczyna świecić się na zielono, po czym uwolnił magiczny pocisk niezdrowo zielonej energii lecący w kierunku armii krasnoludów. Pocisk ten jednak rozpłynął się w powietrzu jeszcze w połowie drogi. Inny szaman z kolei eksplodował - została po nim tylko dymiąca dziura w ziemi, a znajdujące się tam gobliny uciekły się w niewiadomym kierunku. Od strony zielonoskórych nadleciał deszcz kamieni, bełtów a nawet jeden goblin z przyczepionymi skrzydłami. W większości jednak pociski te okazały się zupełnie nieszkodliwe, ponadto jedna z katapult rozleciała się przy wystrzale przygniatając obsługę. "Czasem rzeczy lichej jakości też się do czegoś przydają" pomyślał Skeggi i uśmiechnął się paskudnie.
Jednak zielonoskórzy byli coraz bliżej. Wkrótce rozległ się świst bełtów oraz suchy huk wystrzałów z muszkietów i organek. Salwa położyła mostem nacierającą hałastrę, mimo to zielonoskórzy kontynuowali marsz. Już w niektórych miejscach dochodziło do walk bezpośrednich. Skeggi mocniej ścisnął trzonek topora i nadstawił tarczę, gdy z wrzaskiem runęła na jego oddział banda czarnych orków.
- Teraz im pokażemy, chłopcy! - krzyknał tan. - Walcie ile wlezie!
- Nie ma litości dla orkosynów! - zawtórowali żelaźni rębacze.
- Waaagh! - ryknęły orki.
Skeggi wskazał toporem na orkowego szefa, by rzucić mu wyzwanie. Ork ryknął i uderzył rembakiem w tarczę, po czym ruszył na krasnoluda. Skeggi zręcznie unikał ciosów przeciwnika, bądź ześlizgiwały się one po jego pancerzu, nawet go nie rysując. Krasnolud z kolei wyprowadził serię bezbłędnych ataków i porąbał czarnego orka na mnóstwo drobnych kawałeczków. Widząc los swojego pryncypała pozostałe czarne orki szybko straciły wolę walki. Skeggi i jego towarzysze szybko wycięli pozostałych, a reszta orków uciekła. Skeggi rozejrzał się. Oddział został dość uszczuplony jednak nadal był zdolny do walki. Podobnie było w innych miejscach. Krasnoludy zdołały odeprzeć większość ataków, a podskakujące sztandary świadczyły o rzucaniu się przez nie w pościg. Widział jak potężne machiny wojenne rozbijają w pył tandetne ustrojstwa goblinów. W tym momencie rozległ się łoskot: z tumanu kurzu wypadł pędzący rydwan ciągnięty przez dwa wielgachne dziki! Mało tego - cały pojazd aż buzował od energii waaagh!, a obok nadciągały długimi susami zgrzytające zębami jaskiniowe squigi!
- O w mordę! Taranem nas bierze! - krzyknął jeden z rębaczy.
- Trzymać linię! Równo! Równo! - wrzeszczał dowódca.
W tym momencie z hukiem wpadł nich rydwan roztrącając rębaczy na boki. Skeggi w ostatnim momencie uchylił się przed rydwanem i uderzył w dzika. Nie trafił go, za to roztrzaskał koło. Jakiś rzemień owinął mu się w koło kostki i ze zgrzytem dartego metalu rydwan pociągnął go skręcając prosto do rwącego potoku! Skeggi kątem oka widział jeszcze jak jego oddział zostaje rozpędzony przez zalew sqiugów - coś takiego było ponad nerwy nawet krasnoluda. Szczęśliwie stwory nie zdołały dogonić uciekających, jednak sztandar i kamień przepadły. Tymczasem Skeggi jakimś cudem zdołał wciągnąć się na pokład rydwanu i w tym momencie uświadomił sobie, że upuścił broń. Orkowy woźnica był mocno zaskoczony obecnością krasnoluda, który wykorzystał to i zrobił jedyne co mu przyszło do głowy, czyli kopnął orka opancerzonym butem w kostkę. W tym momencie Skeggi wyrzucił przeciwnika i chwycił lejce. Było jednak już za późno: rydwan pędząc wpadł na skały łamiąc dyszel, który zarył w ziemię, a Skeggi został wystrzelony jak z katapulty prosto do spienionego potoku! Prąd wlókł go przez chwilę po dnie, a gdy tan zdołał podnieść głowę nad wodę włosy zjeżyły mu się z przerażenia: woda pchała go wprost do wodospadu! Krasnolud po chwili runął w dół do spienionej kipieli!
Skeggi wpadł do wody. Zbroja ciągnęła go w dół, więc krasnolud wyciągnął zza paska kozik i poprzecinał paski trzymające pancerz, dzięki czemu zyskał wyporność. Chwilę później prąd pociągnął go dalej...
Wymęczony Skeggi ocknął się w jakiejś jaskini. Ze zdumieniem stwierdził, że wciąż ściska w zębach cygaro. Wypluł je, bo całe rozmokło. W jaskini było kompletnie ciemno, nawet przyzwyczajone do takich warunków oczy krasnoluda nie były w stanie dostrzec czegokolwiek. Był zmęczony, mokry i bez broni ani zbroi i nie wiedział gdzie jest. W dodatku stracił kamień przysięgi, jego oddział został rozbity, a co więcej utracił antyczne pamiątki rodowe. Co za hańba! Skeggi był jednocześnie wściekły i zdesperowany, a z każdą chwilą świadomość hańby stawała się coraz bardziej natarczywa. W końcu zdecydował się ruszyć. Postanowił, że wyruszy do Karak Kadrin i zostanie zabójcą. Nie było innego wyjścia - tylko tak mógł uratować swój honor. Po omacku odnalazł korytarz i poszedł przed siebie. Po jakimś czasie dostrzegł mdłe światełko. Przyspieszył kroku i znalazł się w skrytce pełnej skarbów! Wszędzie piętrzyły się stosy pancerzy, broni i innych przedmiotów. Każdy z nich był wykonany z najwyższą starannością. Szczególną uwagę Skeggiego zwróciła dziwna broń składająca się z długiego łańcucha i dwóch ostrzy topora na końcach. Broń była wykonana z wielką dbałością: na całej powierzchni z wyjątkiem samych krawędzi tnących wyrzezano niezwykle zawiłe kształty, dodatkowo inkrustowane złotą taśmą zaplecioną w elegancki wzór. Po obu stronach, na samym środku, w masywnych, złotych gniazdach umieszczono natomiast olbrzymie, wyszlifowane na gładko, okrągłe szmaragdy. Zabrał to ze sobą, owijając się łańcuchem w pasie i w nadgarstkach, wziął też kunsztowny pas z wielką, złotą sprzączką i rzędem kamieni. Uznał, że może wziąć część z tych skarbów jako znalazca, z resztą póki co należały one do wszystkich krasnoludów, jako zaginione w zamierzchłych czasach dziedzictwo.
Skeggi od wielu już lat krążył po górach usiłując zmyć swoją hańbę. Jednak żaden z przeciwników nie był w stanie mu dorównać. Odkąd złożył przysięgę zabójcy, zerwał wszelkie więzi z klanem i twierdzą, znany był już tylko jako Skeggi Pogromca. Jego wygląd zmienił się nie do poznania od czasu bitwy nad wodospadem. Pokryty bliznami, na wpół szalony krasnolud z ufarbowanymi na pomarańczowo włosami i stojącym pionowo czubem, którego umysł drążyła wyłącznie myśl o hańbie jakiej doznał stał się postrachem wszelkiego plugastwa zamieszkującego w Górach Krańca Świata. Rąbał orków, gobliny, trolle, skaveny i inne stwory, które miały pecha dać się zauważyć rozszalałemu zabójcy. Im więcej przeciwników padło pod jego ostrzami, tym bardziej Skeggi był sfrustrowany, gdyż jego przeznaczenie ciągle się mu wymykało. Z drugiej strony nie mógł dać się tak po prostu zarżnąć. Aby jego tryb życia stał się jeszcze bardziej niebezpieczny zaczął nawet polować na squigi, by się nimi żywić bądź sprzedawać ich mięso napotkanym miłośnikom mocnych wrażeń lub nieświadomych tego, co to tak naprawdę jest. Gdy wszedł kiedyś do podziemia, napotkał setki skavenów. Rzucił się na nie kręcąc swymi ostrzami tak szybko, że wzbił tumany kurzu wokół siebie! Gdy opadła go chmara futerkowych, pierwsze z nich natychmiast zostały zmielone na pulpę bądź rozrzucone na ściany lub sufit, jednemu ze skavenów Skeggi oplątał łańcuch wokół nogi, zakręcił się jak fryga i obracał nim obalając kolejnych przeciwników tak długo, aż mu się nie urwał i nie rozsmarował na ścianie. Zalew szczurów trwał, ale z czasem zaczął tracić na intensywności. Krasnolud tymczasem nic nie robił sobie z ich nieporadnych ciosów i liczebności, tylko wymachiwał bronią tak długo, aż usiekł ostatniego przeciwnika, a pozostali nie rozpierzchli się z piskiem.
Skeggi siedząc na wierzchołku góry i jedząc upolowanego squiga, dostrzegł trolla niedaleko siebie. Durne bydlę stało i śliniło się, nie zwracając uwagi na krasnoluda. Skeggi poczuł się tym mocno dotknięty, toteż ruszył z rykiem na potwora rozpędzając broń do zawrotnej prędkości. Ostrza z wizgiem wbiły się w trolla, rany jednak natychmiast się zagoiły, nie pozostawiając najmniejszego śladu po straszliwym uderzeniu. Troll warknął i spróbował uderzyć Skeggiego, ten jednak owinął mu łańcuch dookoła ramienia, a drugim ostrzem odrąbał je na wysokości barku. Jednak gdy tylko to zrobił, w mgnieniu oka na jego miejscu wyrosło nowe! Krasnolud uniknął kolejnego ciosu, owinął łańcuch wokół nogi trolla, szarpnął i obalił stwora na ziemię. Natychmiast wskoczył mu na plecy i drugie ostrze wbił w korpus po czym wyrwał wraz z potężnym połciem mięcha, troll jednak zdołał ściągnąć krasnoluda i rzucił nim o skałę. Gdy rozpędzone ostrze uderzyło o kamień wzbił się długi pióropusz iskier. Skeggi natychmiast wstał, splunął i ponowił atak. Wirujące ostrza wyglądały jak srebrne tarcze. Ruszyli na siebie biegiem. Troll wpadł prosto na świszczące ostrza. W mgnieniu oka krasnolud oplątał mu łańcuch wokół szyi, przyciągnął i urżnął łeb. Cała walka trwała kilka minut. Skeggi znów wygrał, jego doświadczenie i siła wzrosły. Podobnie jak poczucie hańby, które rosło z każdym zwycięstwem przypominającym mu jakim potężnym był wojownikiem, a mimo to nie zdołał zapobiec porażce. Jedynym sposobem na odzyskanie honoru było padnięcie w walce w heroiczny sposób, to jednak stawało się coraz trudniejsze, w miarę jak rosły jego siły.
Podczas swej wędrówki Skeggi trafił do Karak Ośmiu Szczytów. Zauważył, że kręci się tam spory tłum, co było dość niezwykłe, jak na bastion będący w stanie permanentnego oblężenia. Wkrótce krasnolud poznał przyczynę tego stanu rzeczy: w twierdzy miała odbyć się arena. Najlepsi wojownicy świata przybywali, by w walczyć ze sobą w celu osiągnięcia własnych celów, a także ku uciesze gawiedzi siedzącej na trybunach i pochrupującej orzeszki, której najwyraźniej brakowało przemocy w tym targanym wojenkami świecie. Tak czy inaczej, Skeggi dostrzegł w igrzyskach swoją szansę: wreszcie spotka prawdziwego przeciwnika, podobnego do niego. Jeśli zginie, odzyska honor, jeśli zwycięży będzie to oznaczało, że jest najlepszy i nikt go nie pokona, więc będzie musiał zastanowić się co zrobić dalej.
Mam nadzieję, że postać dostarczy nam sporo dobrej rozrywki.
Keineth Niepokonany (Wywyższony czempion)
Broń: Topór dwuręczny
Zbroja: Pancerz chaosu i ciężki chełm
Ekwipunek: Mistrzowska zbroja
Umiejętność: Niezwykle Silny
Keineth nigdy nie należał do najbystrzejszych i nikt tego od niego niewymagał. Od najmłodszych lat wyróźniał się niezwykłą siłą i wytrwałością. Rówieśnicy szanowali go, nikt o zdrowych zmysłach nie zadzierałby z nim. Był dobrym myśliwym i dobrze władał bronią. W walczył zawsze w pierwszym szeregu i nigdy się nie cofał. No bo po co ? Niewiarygodnie szybko dostał się w szeregi wojowników chaosu. Nawet tam był silniejszy od swoich towarzyszy i przewyższał wielu z nich o głowę. Bogowie mu sprzyjali. Przeżył wiele bitew i powalił mnóstwo wrogów. Ale jego dowódca był wściekły. Keinet pomimo rozkazów nigdy nie czekał na wroga. Wychodził mu naprzeciw. Sam. Niejednokrotnie wychodził z oddziału i samotnie wbijał się w formację wroga.
W dodatku na złość wodza nie chciał zginąć. Może to zasługa jego wyjątkowo wytrzymałego pancerza chaosu, może szczęścia skończonego idioty. W każdym bądź razie Keineth żył, a nie powinien. Nie było chętnych do próby zabicia tego osła więc postanowił się go pozbyć.
Horda przygotowywała się do oblężenia jakiejś nieznenej mu twierdzy i wódz spotkał się z kupcami aby przygotować się do ataku. Za zgrabione skarby kupił od nich cztery działa i całkiem pokaźną stertę amunicji. Za Keinetha dorzucili mu jeszcze kilka wbuchowych pocisków. Spotkanie które oficjalnie nigdy nie zaistniało zakończyło się i każdy odszedł w swoją stronę.
Keineth nie miał nic przeciwko arenie, lubił walczyć. Ale perspektywa podróży w klatce niezbyt mu odpowiadała. Wysilił swój umysł do granic możliwości i opracował sprytny plan. Podpuścił kupca żeby powiedział mu jak trafić na tą arenę. Kiedy już poznał drogę rozwalił klatkę, wziął swój ukochany topór, poobijał lekko kupców i ruszył przed siebię. Po drodze stłukł jeszcze parę dzikich bestii i po nadludzkich wysiłkach przy zapisaniu swojego imienia na liście uczestników był już gotowy do walki.
Broń: Topór dwuręczny
Zbroja: Pancerz chaosu i ciężki chełm
Ekwipunek: Mistrzowska zbroja
Umiejętność: Niezwykle Silny
Keineth nigdy nie należał do najbystrzejszych i nikt tego od niego niewymagał. Od najmłodszych lat wyróźniał się niezwykłą siłą i wytrwałością. Rówieśnicy szanowali go, nikt o zdrowych zmysłach nie zadzierałby z nim. Był dobrym myśliwym i dobrze władał bronią. W walczył zawsze w pierwszym szeregu i nigdy się nie cofał. No bo po co ? Niewiarygodnie szybko dostał się w szeregi wojowników chaosu. Nawet tam był silniejszy od swoich towarzyszy i przewyższał wielu z nich o głowę. Bogowie mu sprzyjali. Przeżył wiele bitew i powalił mnóstwo wrogów. Ale jego dowódca był wściekły. Keinet pomimo rozkazów nigdy nie czekał na wroga. Wychodził mu naprzeciw. Sam. Niejednokrotnie wychodził z oddziału i samotnie wbijał się w formację wroga.
W dodatku na złość wodza nie chciał zginąć. Może to zasługa jego wyjątkowo wytrzymałego pancerza chaosu, może szczęścia skończonego idioty. W każdym bądź razie Keineth żył, a nie powinien. Nie było chętnych do próby zabicia tego osła więc postanowił się go pozbyć.
Horda przygotowywała się do oblężenia jakiejś nieznenej mu twierdzy i wódz spotkał się z kupcami aby przygotować się do ataku. Za zgrabione skarby kupił od nich cztery działa i całkiem pokaźną stertę amunicji. Za Keinetha dorzucili mu jeszcze kilka wbuchowych pocisków. Spotkanie które oficjalnie nigdy nie zaistniało zakończyło się i każdy odszedł w swoją stronę.
Keineth nie miał nic przeciwko arenie, lubił walczyć. Ale perspektywa podróży w klatce niezbyt mu odpowiadała. Wysilił swój umysł do granic możliwości i opracował sprytny plan. Podpuścił kupca żeby powiedział mu jak trafić na tą arenę. Kiedy już poznał drogę rozwalił klatkę, wziął swój ukochany topór, poobijał lekko kupców i ruszył przed siebię. Po drodze stłukł jeszcze parę dzikich bestii i po nadludzkich wysiłkach przy zapisaniu swojego imienia na liście uczestników był już gotowy do walki.
Brat Landiger, kapłan Morra
Broń: Cep Bojowy
Zbroja: lekki skórzany kaftan i czarny płaszcz (średnia), kaptur i maska zasłaniająca twarz z wycięciem na oczy (lekki)
Ekwipunek: Pierścień Protekcji ( niegdyś obrączka ślubna, dziś rzucone na niego czary zmieniły go w pierścień dający magiczną osłonę przed ciosami przeciwników )
Specjalna Umiejętność: Fanatyzm, Łaska Bogów (Morra)
Rasa: Human Priest
U wejścia na arenę stała jakaś postać. Widownia znów na nią spojrzała. Masywny mężczyzna w masce przesłaniał swoim ciałem całe wejście. W dłoniach dzierżył potężny cep bojowy. Nie ruszając się z miejsca gladiator zakręcił mocno cepem w powietrzu, zaciskając palce na długim, gładkim stylisku. Cep zawirował w powietrzu, obracając się z głuchym trzaskiem rąbnął zwierzoczłeka w czerep nad uchem. Zwierz zaskomlał krótko i osunął się na ziemię. Tłum znów zawył entuzjastycznie.
Brat Drakruz odkąd zajął się śmiercią i wstąpił do Zakonu zaczął interesować się nekromancją. Od lat zgłębiał tajniki prastarych mądrości. Wiedział, co musi teraz uczynić - zabić jak najwięcej wrogów, nie udzielić im błogosławieństwa Morra, żeby ich dusze błąkały się po świecie, a potem z łatwością wskrzesić i zawładnąć miastem.
Przypomniał sobie o swoim dawnym życiu, o żonie, o córce. Nie! To tylko wspomnienia, czas zacząć nowe "życie"!
Broń: Cep Bojowy
Zbroja: lekki skórzany kaftan i czarny płaszcz (średnia), kaptur i maska zasłaniająca twarz z wycięciem na oczy (lekki)
Ekwipunek: Pierścień Protekcji ( niegdyś obrączka ślubna, dziś rzucone na niego czary zmieniły go w pierścień dający magiczną osłonę przed ciosami przeciwników )
Specjalna Umiejętność: Fanatyzm, Łaska Bogów (Morra)
Rasa: Human Priest
U wejścia na arenę stała jakaś postać. Widownia znów na nią spojrzała. Masywny mężczyzna w masce przesłaniał swoim ciałem całe wejście. W dłoniach dzierżył potężny cep bojowy. Nie ruszając się z miejsca gladiator zakręcił mocno cepem w powietrzu, zaciskając palce na długim, gładkim stylisku. Cep zawirował w powietrzu, obracając się z głuchym trzaskiem rąbnął zwierzoczłeka w czerep nad uchem. Zwierz zaskomlał krótko i osunął się na ziemię. Tłum znów zawył entuzjastycznie.
Brat Drakruz odkąd zajął się śmiercią i wstąpił do Zakonu zaczął interesować się nekromancją. Od lat zgłębiał tajniki prastarych mądrości. Wiedział, co musi teraz uczynić - zabić jak najwięcej wrogów, nie udzielić im błogosławieństwa Morra, żeby ich dusze błąkały się po świecie, a potem z łatwością wskrzesić i zawładnąć miastem.
Przypomniał sobie o swoim dawnym życiu, o żonie, o córce. Nie! To tylko wspomnienia, czas zacząć nowe "życie"!
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
kapitan Oliver von Ahresdorf (hochlandzki kapitan)
Bronie: sztylet, para pistoletów
Zbroja: średnia, lekki hełm
Ekwipunek: Eksperymentalna Broń: Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica
Umiejętności: Sokole Oko, Nieprawdopodobne Szczęście
Kolejny ryk śmiechu dało się usłyszeć w karczmie w Bergsburgu. Dzisiejszej nocy żołnierze świętowali wygraną bitwę, nie tylko wytrzymali atak zwierzoludzi, ale też rozgromili ich w perzynę. Alkohol lał się strumieniami, sprośne dowcipy wzniecały raz za razem kolejne salwy śmiechu, każdy niemal opowiadał swojemu towarzyszowi przy stole co go nie spotkało w starciu. Przy jednym ze stołów gdzie siedziało sześciu weteranów, opowiadano o historii człowieka, którego nie było z nimi, ani teraz, ani na ostatniej bitwie.
Johannes otarł rękawem usta, odstawił kufel i popatrzył na swoich pięciu towarzyszy.
- Przy tak pięknych bitwach, gdzie wroga pełno, a jednak strat mało, przypomina mi się jeden człowiek - weterani pokiwali głowami w geście zrozumienia - Bitwy pod przywództwem Olivera von Ahredorf.
Na to odezwał się inny hochlandczyk, siedzący po prawicy Johannesa, Juergen.
- Nikt z nas nie dorównywał mu celnością.
- I szczęściem - dorzucił Thomas, a reszta się roześmiała.
- Fakt, pamiętacie jak kapitan, celował tą swoją wielką rusznicą biegnąc ku ogrowi? - Juergen spojrzał uśmiechnięty w kufel piwa, przypominając sobie tą sytuację - potknął się o gałąź i upadając pociągnął za spust.
- Ogr w jednym momencie stracił głowę, niech go szlag! - krzyknął Hans, wylewając trochę swojego trunku.
- Tak, ale zaraz po tym udowodnił kto jest najlepszym strzelcem w regimencie - cicho i z charkotem rzekł Uwe, który miał obrzydliwą bliznę na szyi - wycelował te swoje dwa ptaszki w dowódce tych wynaturzeń i wystrzelił zanim bezgłowe ciało zdążyło upaść na ziemię.
- Tak - westchnął Johannes - kolejna bitwa zakończona zwycięstwem przy pomocy kilku zaledwie kul.
- Ile to już lat? - odezwał się dotąd milczący Albrecht, niegdyś prawa ręka kapitana Olivera - Ile już lat, kiedy nas opuścił, kiedy opuścił Hochland?
Wszyscy zamilkli, nie lubili o tym rozmawiać, o odejściu swojego dowódcy.
- Trzy lata - wycharczał Uwe.
- Nigdy nie zrozumiem tej decyzji, tym bardziej, że odszedł nagle, zaraz po bitwie pod Schwarzedorfem, w milczeniu i bez pożegnania - Juergen wychylił kolejny łyk.
- Wydaje mi się, że puściły mu nerwy - podjął Thomas - nie wytrzymał psychicznie, bo kto by wytrzymał tyle co on? - popatrzył na milczących kolegów i kontynuował - Po bitwie na północy za Ostlandem, w jakiejś wsi, była chata.
- Wtedy co zabronili nam tam podchodzić? - zapytał Juergen.
- Tak, właśnie wtedy - odpowiedział - Kapitan po rozmowie z innymi dowódcami, wszedł do chaty i po około dwudziestu minutach wyszedł, miał łzy w oczach, a z luf pistoletów unosił się dym.
- Na Sigmara, co było w tej chcacie?
- Dzieci - poważnie odpowiedział Thomas - Zmutowane dzieci...
- Tak, ale w Schwarzendorfie już nie były zmutowane.
Kolejna salwa śmiechu wzniosła się stolik obok, ale przerażenie na twarzach weteranów pozostało.
Trzy lata tułaczki po bezdrożach Olivera von Ahresdorf zmieniło byłego kapitana, nie wyglądał już jak żołnierz, a tym bardziej jak kapitan. Jednak odkąd opuścił wojsko, często mówiąc sam do siebie zwracał się w trzeciej osobie.
- A więc kapitanie dokąd teraz pójdziesz? - zapytał sam siebie, widząc przed sobą Góry Krańca Świata. Wiedział, że za nimi jest Imperium, jego dawna ojczyzna. Tam jednak nie wróci. Postanowił przemierzyć góry kierując się na południe. Musi uzupełnić jeszcze zapas kul i prochu. Tak, tego mu w życiu brakuje najbardziej: kul i prochu.
Bronie: sztylet, para pistoletów
Zbroja: średnia, lekki hełm
Ekwipunek: Eksperymentalna Broń: Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica
Umiejętności: Sokole Oko, Nieprawdopodobne Szczęście
Kolejny ryk śmiechu dało się usłyszeć w karczmie w Bergsburgu. Dzisiejszej nocy żołnierze świętowali wygraną bitwę, nie tylko wytrzymali atak zwierzoludzi, ale też rozgromili ich w perzynę. Alkohol lał się strumieniami, sprośne dowcipy wzniecały raz za razem kolejne salwy śmiechu, każdy niemal opowiadał swojemu towarzyszowi przy stole co go nie spotkało w starciu. Przy jednym ze stołów gdzie siedziało sześciu weteranów, opowiadano o historii człowieka, którego nie było z nimi, ani teraz, ani na ostatniej bitwie.
Johannes otarł rękawem usta, odstawił kufel i popatrzył na swoich pięciu towarzyszy.
- Przy tak pięknych bitwach, gdzie wroga pełno, a jednak strat mało, przypomina mi się jeden człowiek - weterani pokiwali głowami w geście zrozumienia - Bitwy pod przywództwem Olivera von Ahredorf.
Na to odezwał się inny hochlandczyk, siedzący po prawicy Johannesa, Juergen.
- Nikt z nas nie dorównywał mu celnością.
- I szczęściem - dorzucił Thomas, a reszta się roześmiała.
- Fakt, pamiętacie jak kapitan, celował tą swoją wielką rusznicą biegnąc ku ogrowi? - Juergen spojrzał uśmiechnięty w kufel piwa, przypominając sobie tą sytuację - potknął się o gałąź i upadając pociągnął za spust.
- Ogr w jednym momencie stracił głowę, niech go szlag! - krzyknął Hans, wylewając trochę swojego trunku.
- Tak, ale zaraz po tym udowodnił kto jest najlepszym strzelcem w regimencie - cicho i z charkotem rzekł Uwe, który miał obrzydliwą bliznę na szyi - wycelował te swoje dwa ptaszki w dowódce tych wynaturzeń i wystrzelił zanim bezgłowe ciało zdążyło upaść na ziemię.
- Tak - westchnął Johannes - kolejna bitwa zakończona zwycięstwem przy pomocy kilku zaledwie kul.
- Ile to już lat? - odezwał się dotąd milczący Albrecht, niegdyś prawa ręka kapitana Olivera - Ile już lat, kiedy nas opuścił, kiedy opuścił Hochland?
Wszyscy zamilkli, nie lubili o tym rozmawiać, o odejściu swojego dowódcy.
- Trzy lata - wycharczał Uwe.
- Nigdy nie zrozumiem tej decyzji, tym bardziej, że odszedł nagle, zaraz po bitwie pod Schwarzedorfem, w milczeniu i bez pożegnania - Juergen wychylił kolejny łyk.
- Wydaje mi się, że puściły mu nerwy - podjął Thomas - nie wytrzymał psychicznie, bo kto by wytrzymał tyle co on? - popatrzył na milczących kolegów i kontynuował - Po bitwie na północy za Ostlandem, w jakiejś wsi, była chata.
- Wtedy co zabronili nam tam podchodzić? - zapytał Juergen.
- Tak, właśnie wtedy - odpowiedział - Kapitan po rozmowie z innymi dowódcami, wszedł do chaty i po około dwudziestu minutach wyszedł, miał łzy w oczach, a z luf pistoletów unosił się dym.
- Na Sigmara, co było w tej chcacie?
- Dzieci - poważnie odpowiedział Thomas - Zmutowane dzieci...
- Tak, ale w Schwarzendorfie już nie były zmutowane.
Kolejna salwa śmiechu wzniosła się stolik obok, ale przerażenie na twarzach weteranów pozostało.
Trzy lata tułaczki po bezdrożach Olivera von Ahresdorf zmieniło byłego kapitana, nie wyglądał już jak żołnierz, a tym bardziej jak kapitan. Jednak odkąd opuścił wojsko, często mówiąc sam do siebie zwracał się w trzeciej osobie.
- A więc kapitanie dokąd teraz pójdziesz? - zapytał sam siebie, widząc przed sobą Góry Krańca Świata. Wiedział, że za nimi jest Imperium, jego dawna ojczyzna. Tam jednak nie wróci. Postanowił przemierzyć góry kierując się na południe. Musi uzupełnić jeszcze zapas kul i prochu. Tak, tego mu w życiu brakuje najbardziej: kul i prochu.
Imię postaci Annemon, Egzekutor Mrocznych Elfów
Broń dwuręczne No-dachi zdobyte po zwycięskiej walce z Nippońskim mistrzem miecza
Zbroja Ciężka zbroja, hełm ciężki
Ekwipunek Mistrzowska broń
Umiejętności specjalne Mistrz Oręża
Historia Postaci
Rodząc się w Har Ganeth, masz do wyboru dwie opcje, wcześniej czy później kończysz pod mieczem lub ten który tnie. Przez wieki swojej długiej służby w szeregach Egzekutorów, Annemon trzykrotnie okrążył świat na pokładzie różnych okrętow. Walczył z wojownikami wielu ras i gatunków. Wygnany z miasta po nierozstrzygnietym pojedynku z Tullarisem, kapitanem Egzekutorów przybywa do Imperium w poszukiwaniu wyzwania i bogactwa.
Broń dwuręczne No-dachi zdobyte po zwycięskiej walce z Nippońskim mistrzem miecza
Zbroja Ciężka zbroja, hełm ciężki
Ekwipunek Mistrzowska broń
Umiejętności specjalne Mistrz Oręża
Historia Postaci
Rodząc się w Har Ganeth, masz do wyboru dwie opcje, wcześniej czy później kończysz pod mieczem lub ten który tnie. Przez wieki swojej długiej służby w szeregach Egzekutorów, Annemon trzykrotnie okrążył świat na pokładzie różnych okrętow. Walczył z wojownikami wielu ras i gatunków. Wygnany z miasta po nierozstrzygnietym pojedynku z Tullarisem, kapitanem Egzekutorów przybywa do Imperium w poszukiwaniu wyzwania i bogactwa.
Gdy tylko Egzekutor przeszedł pod bramą do ruin miasta Miri z wielkim obrzydzeniem i złością zauwarzyła że nie dzierży on Draicha! - Co to Kurwa ma być? - powiedziała do siebie - Robak, pędrak, pomiot Ulthuanu! - Splunęła na ziemie.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
-Oho! Dużo tu już być!- Ork z czułością pogłaskał swój Morgensztern. Właściwie to też splunął. Niestety zapomniał najpierw odsunąć przyłbicy i uświnił sobie mordę. -Ja pierdolić!- Zaklął. Jeszcze głośniej niż wtedy kiedy kazano mu złożyć podpis na liście chętnych do walki. Spojrzał po obecnych. Same marne ludziki. I ten krasnolud. Ta... -Krasnoludy dobra się bić. Nie to co ludziki.- Powiedział do siebie. Nie bał się jednak żadnego przeciwnika. Można powiedzieć że był na to zbyt tępy. No i kochał bić się z każdym.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Miri weszła do najgorszej speluny jaka tu powstała. Coś do picia! I to już.
- Poświęce tą nędzną gnide Khainowi za jego nędzny czyn!
Barman podał jej najlepsze piwo jakie miał. Miri upiła łyk i nagle spostrzegła że ktoś na nią patrzy...
- Słudzy Pana... Nie nie zawiode Cię! - pomyślała
- Poświęce tą nędzną gnide Khainowi za jego nędzny czyn!
Barman podał jej najlepsze piwo jakie miał. Miri upiła łyk i nagle spostrzegła że ktoś na nią patrzy...
- Słudzy Pana... Nie nie zawiode Cię! - pomyślała
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Imię postaci: Cuchulan(emp captain)
Broń: włócznia
Zbroja: brak
ekwipunek: wyostrzona broń
umiejętności: niekontrolowany szał
Cuchulan pochodzi z Albionu. Jego misją w starym świecie jest odnalezienie druida Hengusa wraz z dwoma olbrzymami zabranymi niegdyś z Albionu i sprowadzenie ich do ojczystej wyspy. Niestety podczas wędrówki został pojmany przez łowców niewolników i sprzedany na arenę gdzie miał walczyć o życie. Jak każdemu niewolnikowi przeznaczonemu na arenę obiecano wolność gdyby zwyciężył wszystkie walki. Tak zmotywowany Cuchulan postanowił że zwycięży. Alternatywą była śmierć.
Broń: włócznia
Zbroja: brak
ekwipunek: wyostrzona broń
umiejętności: niekontrolowany szał
Cuchulan pochodzi z Albionu. Jego misją w starym świecie jest odnalezienie druida Hengusa wraz z dwoma olbrzymami zabranymi niegdyś z Albionu i sprowadzenie ich do ojczystej wyspy. Niestety podczas wędrówki został pojmany przez łowców niewolników i sprzedany na arenę gdzie miał walczyć o życie. Jak każdemu niewolnikowi przeznaczonemu na arenę obiecano wolność gdyby zwyciężył wszystkie walki. Tak zmotywowany Cuchulan postanowił że zwycięży. Alternatywą była śmierć.
Wampir siedział na sporej wielkości głazie, który znalazł przy bramie, spoglądając predz siebie zamyślonym wzrokiem. - Żyję już tysiące lat ,a życie nadal potrafi mnie zadziwić. Tyle ras, poglądów spotyka się tutaj bez większego celu ,aby obejrzeć walczących na arenie, tudzież coś na tym zyskać,bądź kibicować swoim przyjaciołom czy współtowarzyszom i wszystcy ci osobnicy żyją już tutaj od dobrych kilku dni, z powodu opóźnien wywyołanuch zapewne odległościami dzielącymi kilku wojowników od tego miejsca, i do tej pory nie było tutaj większysch rozbojów. Doprawdy dziwne. Ach i ta nagroda. Moge sobie życzyć co tylko zechce. taak tylko czego tak naprawdę chcę.- wampira z zadumy wyrwały wrzaski strażników bramy. W tym momencie coś, a raaczej cos rozerwało na strzęoy jednego ze strażników. Następnie Jeden z nowych przybyszy odjechal trzymając w dłoni głowy jeszcze ocikające krwią. Owa krew pobudziła wampira, musiał się posilić. Nie musiał czekaś długo. Za chwilę do wioski wpadł kolejny zawodnik, a za nim jakiś zagubiony człowiek. Ujrzawszy postać siedzącą na kamieniu, Henryk ,bo tak się przedstawił wampirowi ów człek musiał uznać Lysanisa za osobe która mu pomorze. Nie wiedział jak bardzo się myl;ił i już się nie dowie. Gdy tylko podszedł do wampira ten błyskawicznie pochwycił kark przybysza i zaciagnął go do lasu gdzie oddał się uczcie.
Imię postaci: Rothash z Couronne
Rasa, klasa: Człowiek, Bretoński Paladyn
Broń: Długi miecz, półtoraręczny
Zbroja: Ciężka zbroja, pełna nosząca ślady wielu bitew, ale wciąż sprawna i spełniająca swoje zadanie.Nieraz wytrzymała ciosy które Rothasha powinny zabić. Paladyn darzy ją wielkim sentymentem, kiedy tylko może poleruje ją na błysk, a tabard z godłem Couronne widniejące na jego piersi zawsze jest wyprany i dumnie reprezentuje pochodzenie rycerza. W skład zbroi wchodzi Tarcza Średnia również z herbem oraz Hełm Ciężki Garnczkowy
Ekwipunek: Święta Ikona, jest to amulet który podczas jednej z wypraw na zwierzoludzi dostał w nagrodę, za uratowanie jednej ze służek Pani z brudnych łap tych bestii.
Umiejętności: Błogosławiony przez Panią, dzięki Jej błogosławieństwu wiele razy wychodził obronna ręką przed pewną śmiercią, Błyskawiczny Blok dzięki szkoleniu rycerskiemu, prowadzonemu od dziecka Rothash do perfekcji opanował zasłony tarczą i wyprowadzanie zza niej ataków. Dzięki swoim umiejętnością wygrał nie jeden turniej rycerski, a wielu uczestników po niektórych efektownych zasłonach tarczą, go na tych turniejach rozpoznają.
Rothash po nieudanej kampanii w Lustrii (http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=112&t=24602) gdzie nie udało się dotrzeć to dziwnej anomalii uznanej przez niektórych jako miejsce ukrycia mitycznego świętego Gralla, wrócił do swego rodzinnego Couronne. Niestety jako że misja się nie powiodła, a z wieluset dzielnych rycerzy powróciła zaledwie garstka wokół Rothasha ,który w tej wyprawie miał zaszczyt nieść do boju sztandar armii zaczęła się tworzyć atmosfera niezadowolenia a w niektórych kręgach nawet zawiści. Rothash zauważył jak jego własna rodzina zaczęła go ignorować, przyjaciele z którymi jako mały szkrab ganiał żaby i pojedynkował się na drewniane miecze, weterani wielu bitew ,towarzysze wielu godzin treningów, fechtunku na ubitej ziemi przestali go zapraszać na polowania, turnieje. Rothash postanowił wszcząć małe śledztwo mające mu odpowiedzieć na pytanie o co tu tak naprawdę chodzi?
Zasięgając języka u swojego najlepszego przyjaciela, który jako jedyny nie odwrócił się od Rothasha dowiedział się ,że jakoby łaska pani odwróciła się od niego co za bzdura pomyślał nigdy nie zrobiłem nic, co by uchybiło mojego honoru i czci do Pani
Jakby na potwierdzenie tej plotki Rada Królewska pod błahym pozorem odebrała Rothashowi zaszczyt niesienia do bitwy Królewskiego sztandaru. Nie do zniesienia stały się też złośliwości, i uwagi jakoby Rothash złamał śluby rycerskie, splamił honor czy nie nadawał się do obrony Króla, Bretonni nie mówiąc już o "uciśnionych".
Dość, tego pomyślał Rothash. Wyruszę wiec na wyprawę, o jakiej nie śniło się nikomu, dokonam czynów które przyćmią dokonania naszych przodków. Bardowie będą śpiewać o mnie pieśni w całej Bretonni a może i zepsutym Imperium. Zrobię to by oczyścić swe imię i honor, zrobię to dla Pani! Rothash spakował zapasy, zbroje, hełm. Tarcze i miecz przytroczył do konia, ale cóż to był za miecz! Grus był przekazywany z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna. Każdy ojciec miał obowiązek przekazać półtoraka swemu synowi gdy ten powróci ze swej pierwszej krucjaty królewskiej. Rothash nie dostąpił tego zaszczytu, wyjął Grusa z zimnych palców swego ojca, który poległ w obronie rodziny i dworu rodowego podczas jednego z wielu najazdów Orków na ziemie Couronne.
Lśniąca klinga opadała raz za razem, zmuszając wielkiego Orka do cofnięcia się o kolejny krok. Wielki czerwonokrwisty rubin w rękojeści Grusa łapał ostatnie promienie zachodzącego słońca w ruinach Karak osiem szczytów.
WAGRRA-AHHHUUA krzyknął potężny zielonoskóry i z pianą cieknącą z ust rzucił się na Rothasha. Paladyn pewnie przyjął uderzenie wielkiego tasaka, na rylec Grusa ozdobiony misternymi żłobieniami, i błyskawicznie uderzył tarczą w mordę bestii.
-Koniec zabawy, zdychaj pokrako pewnym głosem rzekł Rothash, i potężnie uderzył w Orka, który odruchowo zasłonił się ręką.
Grus przeszedł jak przez słomę, odrąbując kończynę przeciwnikowi, przez ruiny przeszedł głośny, niemal zwierzęcy krzyk.
- To za mego Ojca, Grimborze, Krwawy Tasaku. Rothash wypowiadając te słowa wyprowadził pchniecie, tuż pod brodę przeciwnika, przebijając szyje dzikusa.
Zręcznie odskoczył, unikając walącego się cielska zabitego przeciwnika. Pochylił się, i delikatnie wytarł zielona juchę z ostrza, o przepaskę bestii.
-Zadziwiające pomyślał -tyle lat, tyle walk, a na ostrzu ani jednej szczerby zadrapania czy oznak tępiącego się metalu
CLAP CLAP CALP z z tej chwili zadumy wyrwały go czyjeś kroki i odgłos bicia brawa.
-Zaiste imponujący pokaz fechtunku, młody człowieku. powiedziała zakapturzona postać, - aż żal marnować taki talent dodała.
Rothash błyskawicznie się odwrócił i przyjął postawę bojową - Kim jesteś i czego chcesz, nieznajomy?!
-Moje imię nic ci nie powie ani w niczym nie pomoże, odpowiedział -ale za to dam Ci radę która z pewnością cie zainteresuje.
-Mów wiec.
- 2 mile na zachód stąd znajduje się obóz a w nim wiele ciekawych... indywiduów, możesz znaleźć tam coś czego usilnie pragniesz i czego szukasz, wystarczy tylko że staniesz do nazwijmy to ... turnieju.
-Co ty możesz o tym wiedzieć starcze?! -Turnieju, tu?!
- Jaa? Nic absolutnie nic... po czym paskudnie zachichotał, odwrócił się na pięcie i począł schodzić ze zbocza.
- Ale ciekawość zwycięży, rycerzyku zwycięży! krzyknął jeszcze cały czas chichocząc.
Rothash musiał przyznać zakapturzonej postaci rację, zainteresował go ten cały turniej z "indywiduami".
Rasa, klasa: Człowiek, Bretoński Paladyn
Broń: Długi miecz, półtoraręczny
Zbroja: Ciężka zbroja, pełna nosząca ślady wielu bitew, ale wciąż sprawna i spełniająca swoje zadanie.Nieraz wytrzymała ciosy które Rothasha powinny zabić. Paladyn darzy ją wielkim sentymentem, kiedy tylko może poleruje ją na błysk, a tabard z godłem Couronne widniejące na jego piersi zawsze jest wyprany i dumnie reprezentuje pochodzenie rycerza. W skład zbroi wchodzi Tarcza Średnia również z herbem oraz Hełm Ciężki Garnczkowy
Ekwipunek: Święta Ikona, jest to amulet który podczas jednej z wypraw na zwierzoludzi dostał w nagrodę, za uratowanie jednej ze służek Pani z brudnych łap tych bestii.
Umiejętności: Błogosławiony przez Panią, dzięki Jej błogosławieństwu wiele razy wychodził obronna ręką przed pewną śmiercią, Błyskawiczny Blok dzięki szkoleniu rycerskiemu, prowadzonemu od dziecka Rothash do perfekcji opanował zasłony tarczą i wyprowadzanie zza niej ataków. Dzięki swoim umiejętnością wygrał nie jeden turniej rycerski, a wielu uczestników po niektórych efektownych zasłonach tarczą, go na tych turniejach rozpoznają.
Rothash po nieudanej kampanii w Lustrii (http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=112&t=24602) gdzie nie udało się dotrzeć to dziwnej anomalii uznanej przez niektórych jako miejsce ukrycia mitycznego świętego Gralla, wrócił do swego rodzinnego Couronne. Niestety jako że misja się nie powiodła, a z wieluset dzielnych rycerzy powróciła zaledwie garstka wokół Rothasha ,który w tej wyprawie miał zaszczyt nieść do boju sztandar armii zaczęła się tworzyć atmosfera niezadowolenia a w niektórych kręgach nawet zawiści. Rothash zauważył jak jego własna rodzina zaczęła go ignorować, przyjaciele z którymi jako mały szkrab ganiał żaby i pojedynkował się na drewniane miecze, weterani wielu bitew ,towarzysze wielu godzin treningów, fechtunku na ubitej ziemi przestali go zapraszać na polowania, turnieje. Rothash postanowił wszcząć małe śledztwo mające mu odpowiedzieć na pytanie o co tu tak naprawdę chodzi?
Zasięgając języka u swojego najlepszego przyjaciela, który jako jedyny nie odwrócił się od Rothasha dowiedział się ,że jakoby łaska pani odwróciła się od niego co za bzdura pomyślał nigdy nie zrobiłem nic, co by uchybiło mojego honoru i czci do Pani
Jakby na potwierdzenie tej plotki Rada Królewska pod błahym pozorem odebrała Rothashowi zaszczyt niesienia do bitwy Królewskiego sztandaru. Nie do zniesienia stały się też złośliwości, i uwagi jakoby Rothash złamał śluby rycerskie, splamił honor czy nie nadawał się do obrony Króla, Bretonni nie mówiąc już o "uciśnionych".
Dość, tego pomyślał Rothash. Wyruszę wiec na wyprawę, o jakiej nie śniło się nikomu, dokonam czynów które przyćmią dokonania naszych przodków. Bardowie będą śpiewać o mnie pieśni w całej Bretonni a może i zepsutym Imperium. Zrobię to by oczyścić swe imię i honor, zrobię to dla Pani! Rothash spakował zapasy, zbroje, hełm. Tarcze i miecz przytroczył do konia, ale cóż to był za miecz! Grus był przekazywany z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna. Każdy ojciec miał obowiązek przekazać półtoraka swemu synowi gdy ten powróci ze swej pierwszej krucjaty królewskiej. Rothash nie dostąpił tego zaszczytu, wyjął Grusa z zimnych palców swego ojca, który poległ w obronie rodziny i dworu rodowego podczas jednego z wielu najazdów Orków na ziemie Couronne.
Lśniąca klinga opadała raz za razem, zmuszając wielkiego Orka do cofnięcia się o kolejny krok. Wielki czerwonokrwisty rubin w rękojeści Grusa łapał ostatnie promienie zachodzącego słońca w ruinach Karak osiem szczytów.
WAGRRA-AHHHUUA krzyknął potężny zielonoskóry i z pianą cieknącą z ust rzucił się na Rothasha. Paladyn pewnie przyjął uderzenie wielkiego tasaka, na rylec Grusa ozdobiony misternymi żłobieniami, i błyskawicznie uderzył tarczą w mordę bestii.
-Koniec zabawy, zdychaj pokrako pewnym głosem rzekł Rothash, i potężnie uderzył w Orka, który odruchowo zasłonił się ręką.
Grus przeszedł jak przez słomę, odrąbując kończynę przeciwnikowi, przez ruiny przeszedł głośny, niemal zwierzęcy krzyk.
- To za mego Ojca, Grimborze, Krwawy Tasaku. Rothash wypowiadając te słowa wyprowadził pchniecie, tuż pod brodę przeciwnika, przebijając szyje dzikusa.
Zręcznie odskoczył, unikając walącego się cielska zabitego przeciwnika. Pochylił się, i delikatnie wytarł zielona juchę z ostrza, o przepaskę bestii.
-Zadziwiające pomyślał -tyle lat, tyle walk, a na ostrzu ani jednej szczerby zadrapania czy oznak tępiącego się metalu
CLAP CLAP CALP z z tej chwili zadumy wyrwały go czyjeś kroki i odgłos bicia brawa.
-Zaiste imponujący pokaz fechtunku, młody człowieku. powiedziała zakapturzona postać, - aż żal marnować taki talent dodała.
Rothash błyskawicznie się odwrócił i przyjął postawę bojową - Kim jesteś i czego chcesz, nieznajomy?!
-Moje imię nic ci nie powie ani w niczym nie pomoże, odpowiedział -ale za to dam Ci radę która z pewnością cie zainteresuje.
-Mów wiec.
- 2 mile na zachód stąd znajduje się obóz a w nim wiele ciekawych... indywiduów, możesz znaleźć tam coś czego usilnie pragniesz i czego szukasz, wystarczy tylko że staniesz do nazwijmy to ... turnieju.
-Co ty możesz o tym wiedzieć starcze?! -Turnieju, tu?!
- Jaa? Nic absolutnie nic... po czym paskudnie zachichotał, odwrócił się na pięcie i począł schodzić ze zbocza.
- Ale ciekawość zwycięży, rycerzyku zwycięży! krzyknął jeszcze cały czas chichocząc.
Rothash musiał przyznać zakapturzonej postaci rację, zainteresował go ten cały turniej z "indywiduami".
Ostatnio zmieniony 26 lip 2010, o 20:58 przez bagno, łącznie zmieniany 2 razy.
- Ludzie, ludzie ludzie, jaszczurka, dwóch elfów, zdechlak i krasnal. To nie są przeciwnicy dla Demona. Jedyna osoba z którą chciał narazie stoczyć pojedynek to egzekutor, który był z odzysku z powodu braku draicha. Wyrterion Chciał jednak przypomnieć rasie elfów, że ostrze które zabiło ich przodka, jest wciąż spragnione krwi...
Jeszcze 3 osoby
Jeszcze 3 osoby
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt