Arena Śmierci(25)-Karak Osiem Szczytów
Re: Arena Śmierci(25)-Karak Osiem Szczytów
-Szybki ten dziwak, mam nadzieję, że na niego nie trafimy. Może być niebezpieczny.
-Co ty gadać słabiaku. Nie takich się rozbebeszało.
-Po raz kolejny odnoszę wrażenie, że jestem nierozerwalnie związany z skończonym idiotom.
-Coooo?
-Ech.. Widzę, że się nie dogadamy. Chodź spróbujemy znaleźć hełm na mój bezcenny umysł. Chyba, że dasz mi swój. Wydaje mi się, że nie jest ci potrzebny.
-Nieee, głupi ty! Ja bez niego już nie nieśmiertelny.
-No niech ci będzie, rusz tą przerośniętą dupę. Idziemy po hełm.
-Nieee, idziemy po piwoo. Jest pootrzebne.
Czempion powoli ruszył w stronę karczmy.
-Ej, stój. Teraz w dół! Schyl się kurwa!
<uderzenie głową o sufit>
Pieprzony idioto! Nie dość, że mnie nie słuchasz to kaleczysz moją piękną twarz. Przysięgam, że jak w końcu przejmę kontrolę nad twoimi wielgachnymi łapskami to pierwszą rzeczą którą zrobię będzie urąbanie twojego pustego łba.
-Niee mów tak, ja cie lubię.
Mądrzejsza część Keinetha dała sobie na razie spokój i rozkoszowała rozpływaniem się po organizmie pewnego składnika miejscowego piwa.
-Co ty gadać słabiaku. Nie takich się rozbebeszało.
-Po raz kolejny odnoszę wrażenie, że jestem nierozerwalnie związany z skończonym idiotom.
-Coooo?
-Ech.. Widzę, że się nie dogadamy. Chodź spróbujemy znaleźć hełm na mój bezcenny umysł. Chyba, że dasz mi swój. Wydaje mi się, że nie jest ci potrzebny.
-Nieee, głupi ty! Ja bez niego już nie nieśmiertelny.
-No niech ci będzie, rusz tą przerośniętą dupę. Idziemy po hełm.
-Nieee, idziemy po piwoo. Jest pootrzebne.
Czempion powoli ruszył w stronę karczmy.
-Ej, stój. Teraz w dół! Schyl się kurwa!
<uderzenie głową o sufit>
Pieprzony idioto! Nie dość, że mnie nie słuchasz to kaleczysz moją piękną twarz. Przysięgam, że jak w końcu przejmę kontrolę nad twoimi wielgachnymi łapskami to pierwszą rzeczą którą zrobię będzie urąbanie twojego pustego łba.
-Niee mów tak, ja cie lubię.
Mądrzejsza część Keinetha dała sobie na razie spokój i rozkoszowała rozpływaniem się po organizmie pewnego składnika miejscowego piwa.
Schodząc z aremu Gunther uśmiechał się... ten elf był głupi i porywczy... widział jak w pewnym momencie gniew przejoł nad nim kontrole... a wtedy nie pozostało nic innego jak posłać nieszczęśnika do zaświatów... a teraz pomyślał Gunther czas coś się napić a potem znaleźć kilka kolejnych Felicji...
We Bust in, Fight Through the Carnage, let the BOOMSTIK do the Talking...
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Po zwycięskiej batalii z niedziałającym internetem po tych pieprzonych burzach wracam do świata żywych- od jutra rana codziennie 2 areny.
Inaczej nie wyrobię się do października!
Inaczej nie wyrobię się do października!
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Brat Landiger, kapłan Morra vs Lysanis von Heima
No to z kopyta ruszamy dalej z AŚ!
Von Heima spojrzał pustym wzrokiem na piaski Areny Śmierci. Nieumarły wstał z trybunów i ze spokojem ruszył się przygotować. Wiedział, iż zbliża się czas walki. Jego walki! Przebudzony nie czuł strachu. Był wszak istotą nieśmiertelną, niewrażliwą niemalże na ból. Paskudny uśmiech wykwitł na ustach wampira, gdy przypomniał sobie, kto będzie jego oponentem. Kapłan. Obrzmiały klecha tego parszywego bożka Morr'a. Wiedział, iż fanatycy kruczego bóstwa bezlitośnie walczą z nieumarłymi wszystkimi dostępnymi środkami. Lecz temu człowieczkowi i tak nic nie pomoże! Von Heima był doświadczonym wojownikiem. W swojej karierze położył już do grobu setki przeciwników, zabijając ich równie łatwo, jak kat ścinający głowę skazańca. Czuł, iż walka, która niebawem nastąpi, będzie zbyt prosta. Lysanis zdążył już przyjrzeć się Landiger'owi. Nie wyglądał na trudnego przeciwnika. Jeśli dysponował zaś mocą magiczną, jedynie uatrakcyjni ona tę parodię walki. Przebudzony warknał gniewnie i podniósł rękę do góry. Dhar poczęła kondensować się wokół jego dłoni. Zachichotał:
-Morr rzekomo bożkiem snu jest. Zatem kapłan ten niebawem zapadnie w sen, z którego nie obudzi się już!
Brat Landiger założył szaty ceremonialne i począł intonować modlitwę Wieczystego Snu, dokładnie opisaną w Woluminie Morr'a v.XI. Zbliżał się czas jego walki a on, wierny sługa Boga Snów, musi odprawić odpowiednie rytuały. Czuł, jak moc jego Pana przenika do świata materialnego, by osłonić swego wyznawcę przed plugastwem Przebudzonych. Landiger wzdrygnął się. Przeklęci stanowili śmiertelne zagrożenie dla porządku świata, ich niszczenie było świętym obowiązkiem każdego wiernego Morr'a. Po chwili skończył skandować modlitwę i rozejrzał się. Przed nim leżał jego cep bojowy i ceremonialna szata, przywdziewana jeno na czas wielkiej potrzeby. Bez słowa ubrał się, chwycił swą broń i ruszył w kierunku Areny Śmierci. Czas rozpocząć żniwa, ku chwale Boga Śmierci!
Gdy odezwał się gong, zawodnicy bez słowa stanęli przed sobą na piaskach Areny Śmierci. Ku szczeremu zdziwieniu Von Heimy, kapłan okazał się wysoki. Prawie o głowę przewyższał Przebudzonego, mimo, iż sam Lysanis do mikrusów nie należał. Wampir parsknął i zmrużył oczy. Z łatwością wykorzysta masę oponenta przeciwko jemu samemu. Tymczasem kleryk zawirował swoim cepem i zwrócił się do swego przeciwnika:
-Plugawy stworze, zniszczę Cię, tak, jako zostało to przewidziane w świętych Księgach Pana Snów! Nie błagaj o litość, nie otrzymasz jej ode mnie, przeklęty!
Von Heima wybuchnął gromkim śmiechem, wprawiających widzów w dygotanie.
-Wyjątkowo finezyjnie, nieprawdaż? Wy ludzie, jesteście tacy sami! Jeno o zabijaniu prawicie! Ja zaś patrzę się na Was, marne glisty, z góry! Ja nie zabijam! Ja tworzę na nowo!
Kapłan uczynił znak Czarnego Kruka i syknął:
-Nie tworzysz, lecz niszczysz! Skazujesz dusze swych biednych ofiar na wieczne męki, zabraniając im wstępu do Wiecznych Ogrodów Morr'a! Unicestwienie ciała to zbrodnia, jeśli jest czyniona bez powodu! Lecz atak na duszę, samą esencję życia-jest niedopuszczalny!
Przebudzony uśmiechnał się słodko:
-Bzdury prawisz, klecho! Świat dzieli się na Władców i Poddanych, prawda? Ja jeno wykorzystuję to, co jest mi dane. Jestem Panem Śmierci, potężnym i strasznym! Od setek lat władam królestwem swym, troską otaczam poddanych swych. Lecz nie za darmo, oczywiście! Ich ciała należą do mnie, a razem z nimi, ICH DUSZE! TERAZ ZAŚ TWOJA DO NICH DOŁĄCZY!
Po tych słowach ruszył na kleryka, wymachując swoimi dwoma ostrzami. Brat Landiger stanął w pozycji obronnej i począł głośno inkantować modlitwę do Boga Śmierci.
Przebudzony błyskawicznie znalazł się przy swym przeciwniku i chlasnął z obu stron, kierując miecze zarówno w głowę, jak i w nogi. Kapłan okazał się jednak sprawnym wojownikiem. Błyskawicznie odskoczył w bok i skontrował, opuszczając swój wirujący cep ku ciału wampira. Von Heima od niechcenia sparował cios i z rykiem skoczył w przód, celując w głowę Landiger'a. Kapłan miał jednak spore szczęście. Nie zdążył uskoczyć ani sparować tego ciosu, lecz jego żarliwa wiara zaiste stała się ciałem. Miecze Lysanis'a ześlizgnęły się po niewidzialnej barierze, która momentalnie pojawiła się przed twarzą kapłana. Von Heima odskoczył i śmiejąc się paskudnie, zaatakował znowu, zasypując kapłana ciosami. Był szybszy. O wiele szybszy. Landiger zmuszony był się cofać. Wampir nie dawał mu jednak wytchnienia. Ciosy spadały często i z przerażającą skutecznością. Wtem wyznawca Morr'a opuścił cep i rozłożył ręce. Czuł, jak moce Boga Śmierci ogarniają go, chroniąc przed przeklętym nieumarłym. Jednak Von Heima nie stał bezczynnie w tym czasie. Uśmiechając się paskudnie, wskazał szponem w kierunku kapłana i zaintonował Invocatio Dissidendi, zaklęcie rozpraszania. Inkantacja kleryka została brutalnie przerwana przez skondensowaną Dhar, która po chwili całkowicie zdominowała inne wiatry, tłamsząc je błyskawicznie. Landiger poczuł, jak jego moc magiczna zanika. Bez słowa chwycił Cep Bojowy, zakręcił nim szaleńczo i ruszył ku swemu przeznaczeniu. Von Heima zaśmiał się ochryple i przeprowadził fintę, myląc kapłana co do kierunku ataku, po czym brutalnie kopnął go w kolano. Kleryk jęknął z bólu i zachwiał się. Lysanis wykorzystał w pełni lukę w obronie Landiger'a. Dwa miecze wbiły się w maskę sługi Morr'a, przebijając ją na wylot. Krew chlusnęła z przebitej czaszki. Kleryk drgnął spazmatycznie i zawisł na ostrzach Lysanis'a.
Wampir znudzony odrzucił truchło oponenta i bez słowa opuścił Arenę. Ta walka zaiste nie była wyzwaniem.
Stalf Jednoręki, Dwarf Thane vs Skeggi Pogromca, Dwarf doomseeker
Coming Soon!
No to z kopyta ruszamy dalej z AŚ!
Von Heima spojrzał pustym wzrokiem na piaski Areny Śmierci. Nieumarły wstał z trybunów i ze spokojem ruszył się przygotować. Wiedział, iż zbliża się czas walki. Jego walki! Przebudzony nie czuł strachu. Był wszak istotą nieśmiertelną, niewrażliwą niemalże na ból. Paskudny uśmiech wykwitł na ustach wampira, gdy przypomniał sobie, kto będzie jego oponentem. Kapłan. Obrzmiały klecha tego parszywego bożka Morr'a. Wiedział, iż fanatycy kruczego bóstwa bezlitośnie walczą z nieumarłymi wszystkimi dostępnymi środkami. Lecz temu człowieczkowi i tak nic nie pomoże! Von Heima był doświadczonym wojownikiem. W swojej karierze położył już do grobu setki przeciwników, zabijając ich równie łatwo, jak kat ścinający głowę skazańca. Czuł, iż walka, która niebawem nastąpi, będzie zbyt prosta. Lysanis zdążył już przyjrzeć się Landiger'owi. Nie wyglądał na trudnego przeciwnika. Jeśli dysponował zaś mocą magiczną, jedynie uatrakcyjni ona tę parodię walki. Przebudzony warknał gniewnie i podniósł rękę do góry. Dhar poczęła kondensować się wokół jego dłoni. Zachichotał:
-Morr rzekomo bożkiem snu jest. Zatem kapłan ten niebawem zapadnie w sen, z którego nie obudzi się już!
Brat Landiger założył szaty ceremonialne i począł intonować modlitwę Wieczystego Snu, dokładnie opisaną w Woluminie Morr'a v.XI. Zbliżał się czas jego walki a on, wierny sługa Boga Snów, musi odprawić odpowiednie rytuały. Czuł, jak moc jego Pana przenika do świata materialnego, by osłonić swego wyznawcę przed plugastwem Przebudzonych. Landiger wzdrygnął się. Przeklęci stanowili śmiertelne zagrożenie dla porządku świata, ich niszczenie było świętym obowiązkiem każdego wiernego Morr'a. Po chwili skończył skandować modlitwę i rozejrzał się. Przed nim leżał jego cep bojowy i ceremonialna szata, przywdziewana jeno na czas wielkiej potrzeby. Bez słowa ubrał się, chwycił swą broń i ruszył w kierunku Areny Śmierci. Czas rozpocząć żniwa, ku chwale Boga Śmierci!
Gdy odezwał się gong, zawodnicy bez słowa stanęli przed sobą na piaskach Areny Śmierci. Ku szczeremu zdziwieniu Von Heimy, kapłan okazał się wysoki. Prawie o głowę przewyższał Przebudzonego, mimo, iż sam Lysanis do mikrusów nie należał. Wampir parsknął i zmrużył oczy. Z łatwością wykorzysta masę oponenta przeciwko jemu samemu. Tymczasem kleryk zawirował swoim cepem i zwrócił się do swego przeciwnika:
-Plugawy stworze, zniszczę Cię, tak, jako zostało to przewidziane w świętych Księgach Pana Snów! Nie błagaj o litość, nie otrzymasz jej ode mnie, przeklęty!
Von Heima wybuchnął gromkim śmiechem, wprawiających widzów w dygotanie.
-Wyjątkowo finezyjnie, nieprawdaż? Wy ludzie, jesteście tacy sami! Jeno o zabijaniu prawicie! Ja zaś patrzę się na Was, marne glisty, z góry! Ja nie zabijam! Ja tworzę na nowo!
Kapłan uczynił znak Czarnego Kruka i syknął:
-Nie tworzysz, lecz niszczysz! Skazujesz dusze swych biednych ofiar na wieczne męki, zabraniając im wstępu do Wiecznych Ogrodów Morr'a! Unicestwienie ciała to zbrodnia, jeśli jest czyniona bez powodu! Lecz atak na duszę, samą esencję życia-jest niedopuszczalny!
Przebudzony uśmiechnał się słodko:
-Bzdury prawisz, klecho! Świat dzieli się na Władców i Poddanych, prawda? Ja jeno wykorzystuję to, co jest mi dane. Jestem Panem Śmierci, potężnym i strasznym! Od setek lat władam królestwem swym, troską otaczam poddanych swych. Lecz nie za darmo, oczywiście! Ich ciała należą do mnie, a razem z nimi, ICH DUSZE! TERAZ ZAŚ TWOJA DO NICH DOŁĄCZY!
Po tych słowach ruszył na kleryka, wymachując swoimi dwoma ostrzami. Brat Landiger stanął w pozycji obronnej i począł głośno inkantować modlitwę do Boga Śmierci.
Przebudzony błyskawicznie znalazł się przy swym przeciwniku i chlasnął z obu stron, kierując miecze zarówno w głowę, jak i w nogi. Kapłan okazał się jednak sprawnym wojownikiem. Błyskawicznie odskoczył w bok i skontrował, opuszczając swój wirujący cep ku ciału wampira. Von Heima od niechcenia sparował cios i z rykiem skoczył w przód, celując w głowę Landiger'a. Kapłan miał jednak spore szczęście. Nie zdążył uskoczyć ani sparować tego ciosu, lecz jego żarliwa wiara zaiste stała się ciałem. Miecze Lysanis'a ześlizgnęły się po niewidzialnej barierze, która momentalnie pojawiła się przed twarzą kapłana. Von Heima odskoczył i śmiejąc się paskudnie, zaatakował znowu, zasypując kapłana ciosami. Był szybszy. O wiele szybszy. Landiger zmuszony był się cofać. Wampir nie dawał mu jednak wytchnienia. Ciosy spadały często i z przerażającą skutecznością. Wtem wyznawca Morr'a opuścił cep i rozłożył ręce. Czuł, jak moce Boga Śmierci ogarniają go, chroniąc przed przeklętym nieumarłym. Jednak Von Heima nie stał bezczynnie w tym czasie. Uśmiechając się paskudnie, wskazał szponem w kierunku kapłana i zaintonował Invocatio Dissidendi, zaklęcie rozpraszania. Inkantacja kleryka została brutalnie przerwana przez skondensowaną Dhar, która po chwili całkowicie zdominowała inne wiatry, tłamsząc je błyskawicznie. Landiger poczuł, jak jego moc magiczna zanika. Bez słowa chwycił Cep Bojowy, zakręcił nim szaleńczo i ruszył ku swemu przeznaczeniu. Von Heima zaśmiał się ochryple i przeprowadził fintę, myląc kapłana co do kierunku ataku, po czym brutalnie kopnął go w kolano. Kleryk jęknął z bólu i zachwiał się. Lysanis wykorzystał w pełni lukę w obronie Landiger'a. Dwa miecze wbiły się w maskę sługi Morr'a, przebijając ją na wylot. Krew chlusnęła z przebitej czaszki. Kleryk drgnął spazmatycznie i zawisł na ostrzach Lysanis'a.
Wampir znudzony odrzucił truchło oponenta i bez słowa opuścił Arenę. Ta walka zaiste nie była wyzwaniem.
Stalf Jednoręki, Dwarf Thane vs Skeggi Pogromca, Dwarf doomseeker
Coming Soon!
Skeggi doszedł do wniosku, że jedynym sensownym rozwiązaniem byłaby walka do nokautu. Inne opcje to byłaby hańba, o jakiej krasnoludy nie wspominają.
Kiedy Skeggi siedział sobie w barze, podszedł do niego jakiś krasnolud i powiedział:
- Niektórzy chcą, żebyś wygrał, dladego dostaniesz to. - Wręczył Skeggiemu skrzyneczkę z buteleczkami eliksiru uzdrawiającego.
Kiedy Skeggi siedział sobie w barze, podszedł do niego jakiś krasnolud i powiedział:
- Niektórzy chcą, żebyś wygrał, dladego dostaniesz to. - Wręczył Skeggiemu skrzyneczkę z buteleczkami eliksiru uzdrawiającego.
Vari jeżeli nie masz czasu na Arenę (wiadomo - zawsze się może zdarzyć) to myślę, że na pewno znajdzie się ktoś, kto zgodzi się ją dokończyć za Ciebie.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Ja wróciłem wczoraj ze szpitala i u mnie póki co ze zdrowiem nie najlepiej, ale jak poczuje się lepiej mogę spróbować dokończyć tą arenę. Jeśli oczywiście nikt nie będzie chciał tego zrobić wcześniej.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Dobra, widzę, że nikt nie chcę prowadzić areny więc jeśli mozna to ja ją skończę, ale dopiero w przyszłym tygodniu bo jutro musza wyjechać.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Walka numer VIII:
Stalf Jednoręki, Dwarf Thane
vs
Skeggi Pogromca, Dwarf doomseeker
Po przerwie która nastąpiła, piasek na arenie znów miał spłynąć krwią. W tej walce spotkać się mieli dwaj przedstawiciele krasnoludzkiej rasy. Choć żaden z nich nie chciał walczyć w bratobójczym starciu to, żaden także mógł się uchylić od czekającego go wyzwania. Więc w ponurym milczeniu wstąpili na arenę.
Skeggi patrzył się na swego pobratymca, żałował, że będzie musiał pozbawić go życia, ale takie były zasady, gdy wstąpił na arenę nie mógł się już wycofać. –No- pomyślał – Może następny to będzie jakiś paskudny zielono skóry- Krasnolud z którym walczył wydawał mu się jakiś dziwny, ale nie czas był teraz na rozstrzyganie wątpliwości.
Stalf zdumiał się widząc tak wyglądającego krasnoluda, przez głowę pomknęły mu przebłyski dawnych obrazów i był pewien, że spotkał kiedyś podobnego jegomościa. Żałował teraz, że nie porozmawiał z tym Krasnoludem wcześniej, może wiedział by on coś więcej na temat jego przeszłości, teraz niestety musiał go zabić.
Dwóch wojowników pozdrowiło się przed walką, zabrzmiał gong i starcie się rozpoczęło. Szybszy okazał się zabójca i pierwszy skoczył ku Salfowi, kręcąc w powietrzu swym toporem na łańcuchu. Salf widząc, że będąc w ciężkiej zbroi nie przewyższy szybkością przeciwnika, zszedł z linii jego ataku. To znaczy prawie zszedł bo ostrze trafiło go w ramie. Jednak taki cios na tak twardym krasnoludzie, w dodatku w zbroi z gromilu nie zrobił wrażenia. Okręcił się tylko i zamachnął się swym cepem bojowym celując w głowę zabójcy. Skeggi wiedział, że szykuje się trudna przeprawa gdyż nie trafił na nędznego orka, czy tchórzliwego skavena ale na twardego krasno ludzkiego wojownika. Pierwszy szaleńczy atak się nie powiódł, teraz ledwo udało mu się odbić uderzenie które miało roztrzaskać mu głowę. Wiedział on, że nie może się poddać musi walczyć dalej. Wypuścił więc kolejne serie ciosów swą specyficzną bronią a ostrza topora na łańcuchu ponownie zakręciły się w powietrzu. Stalf trwał jednak twardy jak skała i niewzruszony, umiejętnie się bronił i morderczo kontrował. W końcu jednak ostrze topora przebiło się przez twardą zbroje raniąc krasno ludzkiego wojownika, krew popłynęła po pancerzu. Skeggi widząc to zaatakował jeszcze mocniej chcąc wykończyć przeciwnika, ale tu został nieprzyjemnie zaskoczony, gdyż Stalf mimo ciężkiej zbroi zdołał jakoś uchylić się przed ciosem i wyprowadzić kontrę. Cep bojowy trafił Skegga w żebra gruchocząc je zabójca westchnął ciężko. Stalf dostrzegł teraz swoją szansę i zaatakował ze zdwojoną siłą. Zabójca znalazł się w opałach ale tylko przez chwilę. Uchylił się przed pierwszym ciosem, odskoczył pomimo bólu przed drugim, łapiąc równowagę i podejmując dalszą walkę. Pojedynek ustabilizował się przez chwilę, lecz przewagę pomimo ran zaczął zdobywać zwinniejszy Skeggi, atakując zawzięcie odbił cios cepa bojowego i korzystając z braku możliwości odbicia ciosu rąbnął z całej siły w udo Stalfa, zbroja tym razem nie wytrzymała i krasnolud odniósł kolejną ranę. Zabójca sądząc, że teraz zwycięży rzucił się do kolejnego ataku, lecz ranny Stalf nie zamierzał tanio sprzedać skóry, bronił się zażarcie i wyczekiwał momentu na kontrę, a ten wkrótce nadszedł. Skeggi wyprowadził dwa mordercze ciosy które już miał dać mu zwycięstwo, lecz Stalf w ostatnim ułamku sekundy uchylił się przed pierwszym ciosem, a do drugiego ustawił się tak aby ześliznął się po jego pancerzu. Niemal jednocześnie rąbnął swoim cepem i teraz zabójca nie zdołał się uchylić. Cep trafił go w korpus odrzucając w bok i dotkliwie uszkadzając narządy wewnętrzne. Skeggi wiedział, że jest z nim źle, nie chodziło tu o ból, ale o to, że krew która spływała do uszkodzonych narządów powodował, że robiło mu się słabo, jedynym ratunkiem była mikstura, jeden łyk i ulga – gotowy do dalszej walki. Stalf zdziwił się, że jego przeciwnik jest w pełni sił, sądził, że wygranie walki to teraz formalność, ale co się odwlecze to nie uciecze. Obaj zwarli się w ponownej walce i nagle stała się rzecz dziwna ostrze topora na łańcuchu skręciło się z cepem bojowym. Dwaj wojownicy przez chwile siłowali się, przez moment wyglądało na to, że Skeggi będzie górą, ale nagle to Stalf przeciągnął przeciwnika ku sobie, ten jednak nie przewrócił się, tylko odbił w kierunku oponenta i kopiąc go potężnie w klatkę piersiową. Stalf stracił równowagę, co Skeggi wykorzystał momentalnie wyrywając broni z rąk przeciwnika i rąbiąc nią potężnie w jego głowę. Smoczy hełm nie wytrzymał tego ciosu i mózg Stalfa rozbryzgł się na piasku areny. Skeggi dyszał ciężko,spojrzał jeszcze raz na pokonanego i pomyślał - Ten krasnolud dał mi dobrą walkę, niech bogowie przyjma go do siebie-
Stalf Jednoręki, Dwarf Thane
vs
Skeggi Pogromca, Dwarf doomseeker
Po przerwie która nastąpiła, piasek na arenie znów miał spłynąć krwią. W tej walce spotkać się mieli dwaj przedstawiciele krasnoludzkiej rasy. Choć żaden z nich nie chciał walczyć w bratobójczym starciu to, żaden także mógł się uchylić od czekającego go wyzwania. Więc w ponurym milczeniu wstąpili na arenę.
Skeggi patrzył się na swego pobratymca, żałował, że będzie musiał pozbawić go życia, ale takie były zasady, gdy wstąpił na arenę nie mógł się już wycofać. –No- pomyślał – Może następny to będzie jakiś paskudny zielono skóry- Krasnolud z którym walczył wydawał mu się jakiś dziwny, ale nie czas był teraz na rozstrzyganie wątpliwości.
Stalf zdumiał się widząc tak wyglądającego krasnoluda, przez głowę pomknęły mu przebłyski dawnych obrazów i był pewien, że spotkał kiedyś podobnego jegomościa. Żałował teraz, że nie porozmawiał z tym Krasnoludem wcześniej, może wiedział by on coś więcej na temat jego przeszłości, teraz niestety musiał go zabić.
Dwóch wojowników pozdrowiło się przed walką, zabrzmiał gong i starcie się rozpoczęło. Szybszy okazał się zabójca i pierwszy skoczył ku Salfowi, kręcąc w powietrzu swym toporem na łańcuchu. Salf widząc, że będąc w ciężkiej zbroi nie przewyższy szybkością przeciwnika, zszedł z linii jego ataku. To znaczy prawie zszedł bo ostrze trafiło go w ramie. Jednak taki cios na tak twardym krasnoludzie, w dodatku w zbroi z gromilu nie zrobił wrażenia. Okręcił się tylko i zamachnął się swym cepem bojowym celując w głowę zabójcy. Skeggi wiedział, że szykuje się trudna przeprawa gdyż nie trafił na nędznego orka, czy tchórzliwego skavena ale na twardego krasno ludzkiego wojownika. Pierwszy szaleńczy atak się nie powiódł, teraz ledwo udało mu się odbić uderzenie które miało roztrzaskać mu głowę. Wiedział on, że nie może się poddać musi walczyć dalej. Wypuścił więc kolejne serie ciosów swą specyficzną bronią a ostrza topora na łańcuchu ponownie zakręciły się w powietrzu. Stalf trwał jednak twardy jak skała i niewzruszony, umiejętnie się bronił i morderczo kontrował. W końcu jednak ostrze topora przebiło się przez twardą zbroje raniąc krasno ludzkiego wojownika, krew popłynęła po pancerzu. Skeggi widząc to zaatakował jeszcze mocniej chcąc wykończyć przeciwnika, ale tu został nieprzyjemnie zaskoczony, gdyż Stalf mimo ciężkiej zbroi zdołał jakoś uchylić się przed ciosem i wyprowadzić kontrę. Cep bojowy trafił Skegga w żebra gruchocząc je zabójca westchnął ciężko. Stalf dostrzegł teraz swoją szansę i zaatakował ze zdwojoną siłą. Zabójca znalazł się w opałach ale tylko przez chwilę. Uchylił się przed pierwszym ciosem, odskoczył pomimo bólu przed drugim, łapiąc równowagę i podejmując dalszą walkę. Pojedynek ustabilizował się przez chwilę, lecz przewagę pomimo ran zaczął zdobywać zwinniejszy Skeggi, atakując zawzięcie odbił cios cepa bojowego i korzystając z braku możliwości odbicia ciosu rąbnął z całej siły w udo Stalfa, zbroja tym razem nie wytrzymała i krasnolud odniósł kolejną ranę. Zabójca sądząc, że teraz zwycięży rzucił się do kolejnego ataku, lecz ranny Stalf nie zamierzał tanio sprzedać skóry, bronił się zażarcie i wyczekiwał momentu na kontrę, a ten wkrótce nadszedł. Skeggi wyprowadził dwa mordercze ciosy które już miał dać mu zwycięstwo, lecz Stalf w ostatnim ułamku sekundy uchylił się przed pierwszym ciosem, a do drugiego ustawił się tak aby ześliznął się po jego pancerzu. Niemal jednocześnie rąbnął swoim cepem i teraz zabójca nie zdołał się uchylić. Cep trafił go w korpus odrzucając w bok i dotkliwie uszkadzając narządy wewnętrzne. Skeggi wiedział, że jest z nim źle, nie chodziło tu o ból, ale o to, że krew która spływała do uszkodzonych narządów powodował, że robiło mu się słabo, jedynym ratunkiem była mikstura, jeden łyk i ulga – gotowy do dalszej walki. Stalf zdziwił się, że jego przeciwnik jest w pełni sił, sądził, że wygranie walki to teraz formalność, ale co się odwlecze to nie uciecze. Obaj zwarli się w ponownej walce i nagle stała się rzecz dziwna ostrze topora na łańcuchu skręciło się z cepem bojowym. Dwaj wojownicy przez chwile siłowali się, przez moment wyglądało na to, że Skeggi będzie górą, ale nagle to Stalf przeciągnął przeciwnika ku sobie, ten jednak nie przewrócił się, tylko odbił w kierunku oponenta i kopiąc go potężnie w klatkę piersiową. Stalf stracił równowagę, co Skeggi wykorzystał momentalnie wyrywając broni z rąk przeciwnika i rąbiąc nią potężnie w jego głowę. Smoczy hełm nie wytrzymał tego ciosu i mózg Stalfa rozbryzgł się na piasku areny. Skeggi dyszał ciężko,spojrzał jeszcze raz na pokonanego i pomyślał - Ten krasnolud dał mi dobrą walkę, niech bogowie przyjma go do siebie-
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Jeden cholerny kurdupel mniej - zaśmiał się demon i poszedł zobaczyć kogo następnego wyśle do swojego pana.
Dzięki Tull że się wziąłeś za tą arenę . Powodzenia i miłego pisania.
Pozdrawiam. Warlock.
Dzięki Tull że się wziąłeś za tą arenę . Powodzenia i miłego pisania.
Pozdrawiam. Warlock.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
No dobra trzeba się brać za rundę drugą, wczoraj niestety nie dałem rady. Zostało jakieś siedem wall więc powinieniem je rozegrać do połowy przyszłego tygodnia.
Runda II
1. Keineth Niepokonany vs Rothash z Couronne
2. Wyrterion Okrwawiony vs Gunther
3. Lysanis von Heima vs Gahrzbaghg Ga
4. Skeggi Pogromca, Dwarf doomseeker vs Takeda Ieyasu
Pierwsza walka wieczorem.
Runda II
1. Keineth Niepokonany vs Rothash z Couronne
2. Wyrterion Okrwawiony vs Gunther
3. Lysanis von Heima vs Gahrzbaghg Ga
4. Skeggi Pogromca, Dwarf doomseeker vs Takeda Ieyasu
Pierwsza walka wieczorem.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."