
Krótkie wprowadzenie: bitwa standardowa na 2000 pkt. między moim zapuszkowanym chaosem, a orczą hordą kolegi.
Zwarte oddziały wojowników północy wyłaniały się z porannej mgły. Wschodzące słońce odbijało się lśniącymi refleksami na rdzawoczerwonych pancerzach. Ponure, zawzięte oczy błyszczały złowrogo za wizurami hełmów zdobionych mrocznymi runami i metalowymi rogami.
Bóg wojennej zawieruchy ponownie zawezwał swych rycerzy do boju. Khornowi się nie odmawia. Wielki lord Styrax, sługa niepowstrzymanego chaosu, w zamyśleniu potarł wierzch żelaznej rękawicy w miejscu, gdzie wyryto zaklęte znaki jego Pana. Trzy dni forsownego marszu nie stępiły jego żądzy krwi, nawet jeśli miałaby to być śmierdząca orcza posoka. Celem wyprawy było imperialne miasteczko, jednak teren został splądrowany przez zielonoskórą bandę oprawców. Ich przywódca stał się stanowczo zbyt śmiały skoro odważył się rzucić wyzwanie oddziałom chaosu.
Orcza gwardia zajęła pozycję na wzgórzu wznoszącym się na przeciwległym końcu pola. Dokoła uwijały się zastępy tchórzliwych goblinów, przygotowując wojenne machiny i ustawiając się w koślawe szeregi, ledwo przypominające prawdziwe wojsko.
- Gobliński zwiad czai się w pobliskim lesie, panie - poinformował go kulawy czarnoksiężnik. - Wilcza jazda, o ile się nie mylę.
Lord Styrax spojrzał na niego z niechęcią. Osobiście darzył głęboką nieufnością, a co za tym idzie - niechęcią, magiczne sztuczki sług tęczowego Boga. Jednak rozlewanie krwi niewiernych mieszkańców południa było zazwyczaj ważniejsze niż kolekcjonowanie czerepów czarnoksiężników. Mimo wszystko doceniał zniszczenie i chaos siane przez nich na polu chwały, sam preferował jednak bliskie, gwałtowne starcia, gdzie krew wroga obryzguje twarz, a mocny topór przeważa nad magicznym kosturem.
- To bez znaczenia - odparł po chwili, widząc pytający wzrok czarownika. - Droga do wroga stoi otworem. Nasze ostrza zakosztują krwi ich prawdziwych wojowników, nie tchórzliwych podglądaczy.
Styrax ogarnął wzrokiem horyzont: najkrótszy szlak do przeciwnika, środkiem pola, był prawie idealnie płaski i pozbawiony przeszkód. Po lewej stronie widok zasłaniał mały zagajnik, natomiast prawą flankę chroniło kilka zabudowań okolonych rozsypującym się murkiem.
Po krótkim namyśle grzmiącym głosem wykrzyczał rozkazy i horda chaosu sprawnie rozmieściła się na wyznaczonych pozycjach. Nadchodził czas bitwy...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ciszę poranka rozdarły odgłosy wojennych rogów, a ziemia zadrżała, gdy kohorty wojowników z północy rozpoczęły swój marsz po upragnione zwycięstwo. Przeszkoleni wybrańcy mrocznych bogów zachowali zewnętrzny spokój mimo narastającej wściekłości i żądzy krwi. W przeciwieństwie do hordy maruderów, których wyzywające, wulgarne okrzyki sponiewierały orcze matki kilka pokoleń wstecz, nie oszczędzając i tych goblińskich.
Lord Styrax dosiadł swojego narowistego rumaka i dołączył do kawaleryjskiej linii sunącej na lewej flance. Po chwili głuche skrzypienie oznajmiło uruchomienie goblińskiej maszynerii wojennej. Kamienne pociski wzbogacone kilkoma wrzeszczącymi goblinami uderzyły w jego oddziały, rozpryski ziemi przemieszanej z krwią ogłosiły początek bitwy. Styrax z satysfakcją zauważył, że jedna z nieprzyjacielskich katapult łamie się wpół miotając pocisk we własnych, zaskoczonych żołnierzy. Obsługa goblinów z paniką rzuciła się do niej próbując naprawić uszkodzenia.
Chwilę potem za plecami usłyszał straszliwy grzmot i niebo przecięła ognista kula wystrzelona z jednego z piekielnych dział. Tuż po nim odpaliło kolejne, jednak efekt przerósł najśmielsze oczekiwania - jaśniejąca lanca zmasakrowała cel z niespotykaną siłą, nie oszczędzając i orczego przywódcy, gdyż zniknął on w krwawej mgiełce, która okryła pechowych gwardzistów.
Szeregi zielonoskórych zachwiały się w trwodze, wielu zerkało w tył planując drogę ucieczki. Ostatecznie kilku orczym szamanom udało się zaprowadzić porządek. Opancerzeni wojownicy chaosu, ramię w ramię z pogrążonymi w bitewnym szale maruderami parli naprzód ignorując świszczące koło uszu pociski, tratując własnych rannych i zabitych.
Morale orczej hordy zostało ponownie wystawione na próbę, gdy wielki szaman eksplodował nagle rozerwany od środka falą magicznej energii. Chwilę później w jego ślady poszła tchnięta demonicznym duchem maszyneria chaosu, zabierając ze sobą całą załogę. Jednak nie miało to już żadnego znaczenia.
Dwie napierające armie zwarły się w stalowym uścisku, walcząc na śmierć i życie. Goblińscy fanatycy uderzyli pierwsi kręcąc metalowymi kulami i masakrując przedni szereg barbarzyńców. Chwilę później siła i kunszt mieszkańców północy wzięły górę i trupy broniącej się hordy zasłały ziemię. Jednak napierającym masom goblinów udało się chwilowo zatrzymać opancerzony walec.
Lord Styrax z gniewnym pomrukiem wyprowadził kolejny cios zabijając następnego przeciwnika. Na polu bitwy stanowił uosobienie swego krwawego Pana, siał śmierć, a wrogowie w przerażeniu umykali na boki. Oczy zaszły mu czerwonawą mgiełką, szał dodał sił mięśniom - jego magiczny miecz kosił wrogów niczym bezbronne dzieci.
Zwiadowcy chroniący się dotąd w lesie uderzyli na flanki armii chaosu, jednak zostali wyrżnięci w pień po krótkiej, acz zaciekłej walce. Była to kropla, która przepełniła czarę i żelazna fala przełamała tamę zalewając orczy obóz, wyżynając niedobitków i paląc bezużyteczne machiny.
Nie okazano litości...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Lord Styrax powoli przemierzał miejsce niedawnej bitwy. Setki zielonoskórych trucheł pokrywało pole, gdzieniegdzie można było dostrzec pokrwawione torsy lub przebite zbroje jego wojowników. Z obojętnością przekroczył rozerwane ciało czarnoksiężnika Tzeencha i minął pogięty wrak piekielnego działa. Podniecenie walką i przelewem krwi ustępowało powoli, pozwalając zaplanować kolejną rzeź w imię mrocznych Bogów.
Straty okazały się poważne, jednak rozlew krwi nasycił wieczny głód Khorna. Chwilowo...