Arena Śmierci(26)-Ruiny Sartosy
Re: Arena Śmierci(26)-Ruiny Sartosy
Dargri zszedł z Areny szczęśliwy i uśmiechnięty. Miał ku temu istotne powody, z tą elficką kurwą poszło mu jeszcze łatwiej niż się tego spodziewał. Zdjął pancerz, poszedł do tawerny i wychylił dwa mizerne, ludzkie kufelki tych szczyn, zwanych tutaj piwem. Zrobił potem krótki trening, ot tak dla zachowania formy i poszedł na Arenę, sprawdzić z kim jutro przyjdzie mu walczyć.
- Kurw... - Jego przeciwnikiem, a właściwie przeciwnikami byli ci dwaj. Podli wyznawcy fałszywych bogów. Z nimi będzie już trudniej, wiedział to. Ale był dobrze przygotowany na obydwie możliwości - śmierć lub chwałę.
- Kurw... - Jego przeciwnikiem, a właściwie przeciwnikami byli ci dwaj. Podli wyznawcy fałszywych bogów. Z nimi będzie już trudniej, wiedział to. Ale był dobrze przygotowany na obydwie możliwości - śmierć lub chwałę.
Zabójca? nie mógł trafić lepiej. Teraz Lament miał już pewność że dobrze zrobił zapisując się na arenę śmierci. Wybijać złych tego świata do tego ku uciesze tłumu. Jakie to perwersyjnie wspaniałe..
Miejmy nadzieję że bycie zakutą puszką opłaci mi się bo puklerz pewnie nie dużo zdziała ^^
Miejmy nadzieję że bycie zakutą puszką opłaci mi się bo puklerz pewnie nie dużo zdziała ^^
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns
Mam dobry dzień, więc z braku zajęcia rozegrałem wszystkie walki
Walka nr 1 : Venien Dager szlachcic z Hag Graef vs Farirrlan, bretoński chłop
Chłop spostrzegłszy, iż ma walczyć z kolejnym elfem-zdrajcą uśmiechnął się. Jednego już pokonał. I to kogo! Samego asasyna, który jest szkolony, aby zabijać najlepszych. Pokrzepiony tym faktem uradowany poszedł spać, a kolejnego dnia wypoczęty, zjadł naprędce zrobioną jajecznicę i ruszył na arenę. Był dziś pierwszą atrakcją.
Elf wiedział iż przegrana jego pobratymca źle wróżyła jego przyszłości. Znał potęgę asasynów i wiedział, że ten rolnik tak naprawdę ma krew wojownika. I to najlepszego z którym przyszło mu się kiedykolwiek zmierzyć. Nie spał w nocy, rozmyślał o wymyślnych sposobach, w jaki ukarze Bretończyka. Kiedy nadeszła pora wstał, wziął swoje miecze i poszedł walczyć.
Stanęli naprzeciw siebie. Farirrlan trzymał już w rękach łuk w oczekiwaniu na gong.
- Ty mhhroczniak - zakpił wolnorolny - co jest z wami? Kolejnego z was mam upolować?
- Nie bądź śmieszny prymitywny wieśniaku. Jestem dalece silniejszy niż cała wasza żałosna rodzina razem wzięta! - odciął się tamten.
- Tia... W sam raz do pługa... - po tych słowach zabrzmiał gong
Venien wyleciał jak z procy, zmylając przeciwnika i omijając jego strzały. Znalazł się przy nim szybko, jednak chłop był już przygotowany i jego miecz błyszczał w ręku. Jednak to elf był o wiele, wiele szybszy. Farirrlan jednak też umiał popisać się zwinnością. I tylko dzięki temu uratował rękę przed odcięciem, pozostawiwszy tylko zadrapanie. W odpowiedzi, w przypływie nadludzkiej siły pchnął Naggarothczyka w brzuch. Ostrze przebiło zbroję i posiekało wnętrzności. Venien upadł, miał jednak jeszcze kilka niespodzianek. Leżąc, wyciągnął miksturkę zdrowia. Chłop zauważył to jednak, a że widział w innych walkach, co to oznacza rozbił butelkę mieczem. Jednak część płynu została wypita przez elfa i ten odepchnął wieśniaka. Następnie wstał i wyprowadził nawałnice uderzeń, pchnięć i cięć. Tylko cud pozwolił Farirrlanowi uniknąć ich wszystkich. W odwecie wyprowadził cięcie, które zapewne odrąbało by głowę mrocznego lorda. Ten jednak zdołał się uchylić, po czym wyprowadził atak od dołu. Jednak cios ten rozpruł jedynie kamizelkę myśliwego. Wyraźnie rozwścieczony tym faktem Brotończyk rzucił się z wrzaskiem na elfa przewracając go, następnie począł okładać pięściami z furią. Jedno uderzenie spadło na szyję Veniena i złamało mu kark. Dla pewności człowiek wziął swój miecz i wzorując się na swoich idolach - rycerzach Bretonni użył go jako mizerykordii. Wstał i poszedł do szewca. Walka była skończona.
Walka nr 2 : Thel'Sulfur vs Dargri z Klanu Tkających w Stali
Jako następni mieli spotkać się bracia-wyznawcy Necoho oraz Zakuty w gruby pancerz krasnolud. Oczywistym było, iż obie strony było świetnymi wojownikami. Lecz która lepsza? Wkrótce miało się okazać.
Krasnolud dumnymi krokami zmierzał w kierunku areny. Czuł, że był gotowy. Miał spotkać się z dwoma przeciwnikami naraz, a każdy z nich był cholernie wymagający. Wiedział jendak, że cokolwiek się stanie jego imię już przetrwa.
Braciom, przyzwyczajonym do mordowania fanatyków taki układ bitwy bardzo odpowiadał rozerwą się przynajmniej, oderwą od rutyny. Dla nich ta walka była miłym umileniem czasu. Nie przejmowali się zbytnio. Niedługo miało okazać się, czy mieli słuszność.
Gladiatorzy nie rozmawiali ze sobą przed walką. Czekali w milczeniu na gong. Po jego dźwięku nadal wszyscy stali, czekając na ruch drugiej strony. Nic się nie działo. Po chwili znudzeni chaośnicy ruszyli powoli na krasnoluda. W połowie drogi przyspieszyli rozbiegając się w 2 strony i otaczając Dargriego. Ten ostatni widząc to zaczął cofać się nieznacznie. Bracie zaszarżowali. Jednego zdążył wyminąć, drugiego przyjął na tarczę. Uderzenie długiego miecz było tak potężne, że tarcza lekko spękała. Kolejne uderzenia spadały, a jego osłona pękała coraz bardziej. Bo jednym z silniejszych ciosów uderzył wojownika tarczą, aby wytrącić go z równowagi. Kiedy mu się to udało uderzył toporem od prawej, co poskutkowało otwartą raną z ramienia chaosyty. Niestety drugi brat już dobiegał i gdy tamten był odsłonięty, Dargri musiał znowu się bronić. Ten brat ze świeżymi siłami tłuk w tarczę niemiłosiernie, aż ta w końcu pękła na 2 części. Zły na siebie krasnolud chwycił swój topór oburącz i zaszarżował na puszkę. Nic jednak nie osiągnął, a jakby tego było mało otrzymał cios w łydkę, który przebił pancerz. Teraz naprawdę się zirytował. Popchnął brata z którym walczył na ziemię, po czym wziął się za tamtego trzymającego się za ramię. Cios w głowę spowodował, że trzymanie za krwawiącą rękę nie było już koniecznie. Okazało się jednak, że jego drugi przeciwnik zdążył już wstać i gdy krasnolud obracał się, zdążył ujrzeć jedynie klingę wchodzącą w wizjer jego hełmu. Zgon nastąpił natychmiast, Dargri nie cierpiał. Żywy brat podszedł do martwego i pochylił się nad nim. Tamten wszedł w niego jak mgiełka, po czym takim samym sposobem z niego wyszedł. Obaj roześmiani zeszli z areny.
Walka nr 3 : Lament vs Nocny Łowca - Asasyn DE
Kolejna walka odbyła się po południu. Tym razem zmierzyć mieli się zabójca, wypruwający chmurę czarnopiórych bełtów, oraz sadystyczny człowiek, który podobnie jak jego przeciwnik lubował się w cierpieniu swoich ofiar. Obaj doskonali znali zagrożenie związane z drugim z nich. Żaden jednak nie zamierzał poddać się bez walki.
Lament ostrzył swoje piły. Idealnie symetryczne ostrze sprawiały wrażenie, jakby w razie konieczności mogły przecinać skały. Ta ostrość, jak zarazem umiejętność sadysty do używania ich miały się dziś bardzo przydać.
Elf poddenerwowany chodził po swojej komnacie. Wiedział, iż przeciwnik był zbyt ciężko uzbrojony, aby jego kusze mogły wyrządzić mu większą szkodę. Musiał przygotować się na walkę wręcz. Jak pomyślał - tak uczynił.
Obaj wojownicy dotarłszy na miejsce patrzyli sobie wyzywająco w oczy. Wiedzieli dokładnie jakich ruchów użyć. Ćwiczyli to setki razy. Teraz należało to tylko wykorzystać. Zabrzmiał gong. Lament pobiegł w kierunku elfa, omijając po drodze lecące dziesiątki bełtów. Gdy był na miejscu zaczął machać swoimi brońmi na wszystkie strony, starając się przewidzieć uniki elfa. marnie jednak mu to szło. Zabójca nie miał jednak okazji, aby samemu przeprowadzić sprawny atak. Obaj wojownicy nie dawali sobie odpocząć. Nie było sekudny, w której nie padłby jakiś cios. Nagle człowiekowi przyszła do głowy pewna myśl. Jeśli zaatakuje ZA elfa ten odruchowo odskoczy i tym samym wejdzie na swoje życzenia pod jego ząbkowane ostrze. Jak pomyślał tak uczynił. Przeliczył się trochę jednak, gdyż elf dalece zbyt wiele widział w swoim 400-letnim życiu i widząc, iż jedna strona jest wolna przeturlał się tam i zadał cios w bok Lamenta. Ten zawył i wezbrała w nim wściekłość. Począł tłuc na ślepo jak oszalały. Elf jednak odepchnął go wymierzając pchnięcie w serce. Ostrze odbiło się od zbroi, a obie bronie człowieka w tym samym momencie powędrowały w kierunku głowy zabójcy. Nie zdołał się uchylić. Jęk zarzynanego elfa sprawił najemnikowi niewypowiedzianą przyjemność. Ahmed pokiwał głową na znak, że walka skończona
Walka nr 4 : Buka wielki vs Gianni
Wieczorem zdążono rozegrać jeszcze jedną walkę. Ostatnią z ćwierćfinału. Drugi najemnik miał spotkać się z obleśnym, wymiotującym demonem.
Gianni podbudowany zwycięstwem z wojownikiem chaosu nie przejął się zbyt na myśl o bitwie z demonem tego samego podoba. To stworzenie jest zbyt prymitywne w jego ocenie. Wiedział, że podziurawi go jak sito.
Demon bulgocząc i wchłaniając wszystko, co żywe na swojej drodze udawał się swoim "zabójczym" tempem na miejsce walki. Wszystko wokół usychało od wszechobecnego smrodu zgnilizny. On jednak śmiał się z tego, a raczej bulgotał w trochę inny sposób. Najemnik doszedł niebawem. Czekał na gong w milczeniu, starając się nie puścić pawia. Gong nadszedł Gianni od razu przystąpił do ataku dopadając demona poszatkował kilka metrów wystających z brzucha jelit. Nie specjalne to zrobiło jednak wrażenie na demonie. W odpowiedzi zamachnął się swoim korbaczem i walnął w nogę. Gdyby pancerz najemnika nie był taki świetny nogi zapewne nie byłoby już widać, jednak skończyło się na bólu i wgniecionym bucie. W odpowiedzi rapier wbił się w miejsce, gdzie normalny śmiertelnik ma serce. tutaj jednak było po prostu jeszcze więcej glutowatej substancji. Miecz ugrzązł. Buka zamachnął się, jednak spudłował. Najemnik wyciągnął z trudem wbite ostrze i odruchowo polizał je, jak to lubił z krwi. Tu jednak nie było krwi tylko zielona maź. To było zbyt wiele. Zwymiotował. Wykorzystując niedyspozycję człowieka demon walnął swoim korbaczem z niesamowitą siłą. Zdawało się, że kręgosłup został złamany. Gianni się nie ruszał. Demon podszedł do niego. Na jego "twarzy" pojawiła się dziura w galaretowatej substancji, co chyba miało symbolizować uśmiech.
- JEEEEEEEEŚĆ - zabulgotał uradowany po czym wchłonął człowieka. Ahmed już wstawał, kiedy wydarzyło się coś, czego nie pomyślałby nikt. Z głowy (szczytu?) bezkształtnej masy wysunęło się ostrze. następnie ze wszystkich stron pojawiały się dziury po rapierze. najemnik przeżył. Poszatkowany na nieregularne kawałki Buka wyparował. Gianni podniósł rękę w geście zwycięstwa, po czym wywrócił się ze zmęczenia. Zwyciężył to się liczy. Jest w półfinale.
To tyle
Mały komentarz: w ostatniej walce Gianniemu został jedno życie. Wypił miksturkę i zasadził killing blowa. Jak mieć szczęście to na całego.
Gratuluje wszystkim półfinalistom. Oto pary
Walka nr. 1 Gianni vs Farirrlan, bretoński chłop
Walka nr. 2 Thel'Sulfur vs Lament
Myślę, że jutro oda mi się je rozegrać i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w czwartek finał.
Pozdrawiam. Warlock.
Walka nr 1 : Venien Dager szlachcic z Hag Graef vs Farirrlan, bretoński chłop
Chłop spostrzegłszy, iż ma walczyć z kolejnym elfem-zdrajcą uśmiechnął się. Jednego już pokonał. I to kogo! Samego asasyna, który jest szkolony, aby zabijać najlepszych. Pokrzepiony tym faktem uradowany poszedł spać, a kolejnego dnia wypoczęty, zjadł naprędce zrobioną jajecznicę i ruszył na arenę. Był dziś pierwszą atrakcją.
Elf wiedział iż przegrana jego pobratymca źle wróżyła jego przyszłości. Znał potęgę asasynów i wiedział, że ten rolnik tak naprawdę ma krew wojownika. I to najlepszego z którym przyszło mu się kiedykolwiek zmierzyć. Nie spał w nocy, rozmyślał o wymyślnych sposobach, w jaki ukarze Bretończyka. Kiedy nadeszła pora wstał, wziął swoje miecze i poszedł walczyć.
Stanęli naprzeciw siebie. Farirrlan trzymał już w rękach łuk w oczekiwaniu na gong.
- Ty mhhroczniak - zakpił wolnorolny - co jest z wami? Kolejnego z was mam upolować?
- Nie bądź śmieszny prymitywny wieśniaku. Jestem dalece silniejszy niż cała wasza żałosna rodzina razem wzięta! - odciął się tamten.
- Tia... W sam raz do pługa... - po tych słowach zabrzmiał gong
Venien wyleciał jak z procy, zmylając przeciwnika i omijając jego strzały. Znalazł się przy nim szybko, jednak chłop był już przygotowany i jego miecz błyszczał w ręku. Jednak to elf był o wiele, wiele szybszy. Farirrlan jednak też umiał popisać się zwinnością. I tylko dzięki temu uratował rękę przed odcięciem, pozostawiwszy tylko zadrapanie. W odpowiedzi, w przypływie nadludzkiej siły pchnął Naggarothczyka w brzuch. Ostrze przebiło zbroję i posiekało wnętrzności. Venien upadł, miał jednak jeszcze kilka niespodzianek. Leżąc, wyciągnął miksturkę zdrowia. Chłop zauważył to jednak, a że widział w innych walkach, co to oznacza rozbił butelkę mieczem. Jednak część płynu została wypita przez elfa i ten odepchnął wieśniaka. Następnie wstał i wyprowadził nawałnice uderzeń, pchnięć i cięć. Tylko cud pozwolił Farirrlanowi uniknąć ich wszystkich. W odwecie wyprowadził cięcie, które zapewne odrąbało by głowę mrocznego lorda. Ten jednak zdołał się uchylić, po czym wyprowadził atak od dołu. Jednak cios ten rozpruł jedynie kamizelkę myśliwego. Wyraźnie rozwścieczony tym faktem Brotończyk rzucił się z wrzaskiem na elfa przewracając go, następnie począł okładać pięściami z furią. Jedno uderzenie spadło na szyję Veniena i złamało mu kark. Dla pewności człowiek wziął swój miecz i wzorując się na swoich idolach - rycerzach Bretonni użył go jako mizerykordii. Wstał i poszedł do szewca. Walka była skończona.
Walka nr 2 : Thel'Sulfur vs Dargri z Klanu Tkających w Stali
Jako następni mieli spotkać się bracia-wyznawcy Necoho oraz Zakuty w gruby pancerz krasnolud. Oczywistym było, iż obie strony było świetnymi wojownikami. Lecz która lepsza? Wkrótce miało się okazać.
Krasnolud dumnymi krokami zmierzał w kierunku areny. Czuł, że był gotowy. Miał spotkać się z dwoma przeciwnikami naraz, a każdy z nich był cholernie wymagający. Wiedział jendak, że cokolwiek się stanie jego imię już przetrwa.
Braciom, przyzwyczajonym do mordowania fanatyków taki układ bitwy bardzo odpowiadał rozerwą się przynajmniej, oderwą od rutyny. Dla nich ta walka była miłym umileniem czasu. Nie przejmowali się zbytnio. Niedługo miało okazać się, czy mieli słuszność.
Gladiatorzy nie rozmawiali ze sobą przed walką. Czekali w milczeniu na gong. Po jego dźwięku nadal wszyscy stali, czekając na ruch drugiej strony. Nic się nie działo. Po chwili znudzeni chaośnicy ruszyli powoli na krasnoluda. W połowie drogi przyspieszyli rozbiegając się w 2 strony i otaczając Dargriego. Ten ostatni widząc to zaczął cofać się nieznacznie. Bracie zaszarżowali. Jednego zdążył wyminąć, drugiego przyjął na tarczę. Uderzenie długiego miecz było tak potężne, że tarcza lekko spękała. Kolejne uderzenia spadały, a jego osłona pękała coraz bardziej. Bo jednym z silniejszych ciosów uderzył wojownika tarczą, aby wytrącić go z równowagi. Kiedy mu się to udało uderzył toporem od prawej, co poskutkowało otwartą raną z ramienia chaosyty. Niestety drugi brat już dobiegał i gdy tamten był odsłonięty, Dargri musiał znowu się bronić. Ten brat ze świeżymi siłami tłuk w tarczę niemiłosiernie, aż ta w końcu pękła na 2 części. Zły na siebie krasnolud chwycił swój topór oburącz i zaszarżował na puszkę. Nic jednak nie osiągnął, a jakby tego było mało otrzymał cios w łydkę, który przebił pancerz. Teraz naprawdę się zirytował. Popchnął brata z którym walczył na ziemię, po czym wziął się za tamtego trzymającego się za ramię. Cios w głowę spowodował, że trzymanie za krwawiącą rękę nie było już koniecznie. Okazało się jednak, że jego drugi przeciwnik zdążył już wstać i gdy krasnolud obracał się, zdążył ujrzeć jedynie klingę wchodzącą w wizjer jego hełmu. Zgon nastąpił natychmiast, Dargri nie cierpiał. Żywy brat podszedł do martwego i pochylił się nad nim. Tamten wszedł w niego jak mgiełka, po czym takim samym sposobem z niego wyszedł. Obaj roześmiani zeszli z areny.
Walka nr 3 : Lament vs Nocny Łowca - Asasyn DE
Kolejna walka odbyła się po południu. Tym razem zmierzyć mieli się zabójca, wypruwający chmurę czarnopiórych bełtów, oraz sadystyczny człowiek, który podobnie jak jego przeciwnik lubował się w cierpieniu swoich ofiar. Obaj doskonali znali zagrożenie związane z drugim z nich. Żaden jednak nie zamierzał poddać się bez walki.
Lament ostrzył swoje piły. Idealnie symetryczne ostrze sprawiały wrażenie, jakby w razie konieczności mogły przecinać skały. Ta ostrość, jak zarazem umiejętność sadysty do używania ich miały się dziś bardzo przydać.
Elf poddenerwowany chodził po swojej komnacie. Wiedział, iż przeciwnik był zbyt ciężko uzbrojony, aby jego kusze mogły wyrządzić mu większą szkodę. Musiał przygotować się na walkę wręcz. Jak pomyślał - tak uczynił.
Obaj wojownicy dotarłszy na miejsce patrzyli sobie wyzywająco w oczy. Wiedzieli dokładnie jakich ruchów użyć. Ćwiczyli to setki razy. Teraz należało to tylko wykorzystać. Zabrzmiał gong. Lament pobiegł w kierunku elfa, omijając po drodze lecące dziesiątki bełtów. Gdy był na miejscu zaczął machać swoimi brońmi na wszystkie strony, starając się przewidzieć uniki elfa. marnie jednak mu to szło. Zabójca nie miał jednak okazji, aby samemu przeprowadzić sprawny atak. Obaj wojownicy nie dawali sobie odpocząć. Nie było sekudny, w której nie padłby jakiś cios. Nagle człowiekowi przyszła do głowy pewna myśl. Jeśli zaatakuje ZA elfa ten odruchowo odskoczy i tym samym wejdzie na swoje życzenia pod jego ząbkowane ostrze. Jak pomyślał tak uczynił. Przeliczył się trochę jednak, gdyż elf dalece zbyt wiele widział w swoim 400-letnim życiu i widząc, iż jedna strona jest wolna przeturlał się tam i zadał cios w bok Lamenta. Ten zawył i wezbrała w nim wściekłość. Począł tłuc na ślepo jak oszalały. Elf jednak odepchnął go wymierzając pchnięcie w serce. Ostrze odbiło się od zbroi, a obie bronie człowieka w tym samym momencie powędrowały w kierunku głowy zabójcy. Nie zdołał się uchylić. Jęk zarzynanego elfa sprawił najemnikowi niewypowiedzianą przyjemność. Ahmed pokiwał głową na znak, że walka skończona
Walka nr 4 : Buka wielki vs Gianni
Wieczorem zdążono rozegrać jeszcze jedną walkę. Ostatnią z ćwierćfinału. Drugi najemnik miał spotkać się z obleśnym, wymiotującym demonem.
Gianni podbudowany zwycięstwem z wojownikiem chaosu nie przejął się zbyt na myśl o bitwie z demonem tego samego podoba. To stworzenie jest zbyt prymitywne w jego ocenie. Wiedział, że podziurawi go jak sito.
Demon bulgocząc i wchłaniając wszystko, co żywe na swojej drodze udawał się swoim "zabójczym" tempem na miejsce walki. Wszystko wokół usychało od wszechobecnego smrodu zgnilizny. On jednak śmiał się z tego, a raczej bulgotał w trochę inny sposób. Najemnik doszedł niebawem. Czekał na gong w milczeniu, starając się nie puścić pawia. Gong nadszedł Gianni od razu przystąpił do ataku dopadając demona poszatkował kilka metrów wystających z brzucha jelit. Nie specjalne to zrobiło jednak wrażenie na demonie. W odpowiedzi zamachnął się swoim korbaczem i walnął w nogę. Gdyby pancerz najemnika nie był taki świetny nogi zapewne nie byłoby już widać, jednak skończyło się na bólu i wgniecionym bucie. W odpowiedzi rapier wbił się w miejsce, gdzie normalny śmiertelnik ma serce. tutaj jednak było po prostu jeszcze więcej glutowatej substancji. Miecz ugrzązł. Buka zamachnął się, jednak spudłował. Najemnik wyciągnął z trudem wbite ostrze i odruchowo polizał je, jak to lubił z krwi. Tu jednak nie było krwi tylko zielona maź. To było zbyt wiele. Zwymiotował. Wykorzystując niedyspozycję człowieka demon walnął swoim korbaczem z niesamowitą siłą. Zdawało się, że kręgosłup został złamany. Gianni się nie ruszał. Demon podszedł do niego. Na jego "twarzy" pojawiła się dziura w galaretowatej substancji, co chyba miało symbolizować uśmiech.
- JEEEEEEEEŚĆ - zabulgotał uradowany po czym wchłonął człowieka. Ahmed już wstawał, kiedy wydarzyło się coś, czego nie pomyślałby nikt. Z głowy (szczytu?) bezkształtnej masy wysunęło się ostrze. następnie ze wszystkich stron pojawiały się dziury po rapierze. najemnik przeżył. Poszatkowany na nieregularne kawałki Buka wyparował. Gianni podniósł rękę w geście zwycięstwa, po czym wywrócił się ze zmęczenia. Zwyciężył to się liczy. Jest w półfinale.
To tyle
Mały komentarz: w ostatniej walce Gianniemu został jedno życie. Wypił miksturkę i zasadził killing blowa. Jak mieć szczęście to na całego.
Gratuluje wszystkim półfinalistom. Oto pary
Walka nr. 1 Gianni vs Farirrlan, bretoński chłop
Walka nr. 2 Thel'Sulfur vs Lament
Myślę, że jutro oda mi się je rozegrać i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w czwartek finał.
Pozdrawiam. Warlock.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
-
- Masakrator
- Posty: 2297
-Krew kurdupla użyźniła miejscową glebę!
-Dziś zabiliśmy kolejną niedomytą plewę!
Thel'Sulfur zarechotał paskudnie i skupił się na drugim z braci, Sulfurze. Regeneracja jego ciała nie zajmie wszak długo.
Gdy spojrzał na listę wywieszoną na drzwiach tawerny, zaśmiał się przejmująco.
-Ludzie wszak to owczarnia!
-Mózg ich zaś jest niczym stajnia!
-Ignorancję wyplewimy!
-Ciało wtem oczyścimy!
-I przykazanie Mistrza wypełnimy!
-Dziś zabiliśmy kolejną niedomytą plewę!
Thel'Sulfur zarechotał paskudnie i skupił się na drugim z braci, Sulfurze. Regeneracja jego ciała nie zajmie wszak długo.
Gdy spojrzał na listę wywieszoną na drzwiach tawerny, zaśmiał się przejmująco.
-Ludzie wszak to owczarnia!
-Mózg ich zaś jest niczym stajnia!
-Ignorancję wyplewimy!
-Ciało wtem oczyścimy!
-I przykazanie Mistrza wypełnimy!
Dwóch przeciwników? cóż to za szachrajstwa? widać ktoś nie życzył sobie by nadal wypełniał swoją misję. ale po co w końcu ma dwie piły? poza tym nigdy przeciwnik nie sprawił mu takiej trudności by musiał poświęcić ofensywy na rzecz bloku. nawet zabójca nie wymagał zwrócenia się ku ukrytym sztuczkom. ale jak by nie było - jeszcze nigdy nie miał okazji zmierzyć się z wojownikiem chaosu. to nie to samo co marni kultyści. to byłby już wielki uczynek w jego dziele.
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns
Farirrlan, szczęśliwy jak nigdy, prężył muskuły przed miejscowa córką karczmarza.
Taaak był wielki, 2 wstrętne elfy posmakowały jego sprytu, siły, odwagi, aaa no i jeszcze wdzięku, dodał po chwili zastanowienia.
A jutro zbliży się do spełnienia swojego marzenia, musi tylko ubić jakiegoś rębajłę.
-Na Panią! Cóż to były za walki Farirrlan postanowił zrobić coś czego nie robił od dawna, dopił piwo, poszedł do pokoju i oddać się modlitwie.
Na schodach zadowolony stwierdził ze zauważa coraz więcej znajomych twarzy podczas walk, na trybunach i w karczmach.
-Moja sława musiała już dotrzeć do rodzinnych stron. Stwierdził z zadowoleniem.
lolololol postać dla fanu zabija system! xD
Taaak był wielki, 2 wstrętne elfy posmakowały jego sprytu, siły, odwagi, aaa no i jeszcze wdzięku, dodał po chwili zastanowienia.
A jutro zbliży się do spełnienia swojego marzenia, musi tylko ubić jakiegoś rębajłę.
-Na Panią! Cóż to były za walki Farirrlan postanowił zrobić coś czego nie robił od dawna, dopił piwo, poszedł do pokoju i oddać się modlitwie.
Na schodach zadowolony stwierdził ze zauważa coraz więcej znajomych twarzy podczas walk, na trybunach i w karczmach.
-Moja sława musiała już dotrzeć do rodzinnych stron. Stwierdził z zadowoleniem.
lolololol postać dla fanu zabija system! xD
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Małorolny w finale byłby czymś zaprawdę niecodziennym.
Pomijając fakt, iż upokorzył Druchi niepomiernie, zabijając Szlachcica i Asasyna.
Pomijając fakt, iż upokorzył Druchi niepomiernie, zabijając Szlachcica i Asasyna.
Gianni siedział na posłaniu bandażując rany. Przybył tu z misją wytępienia Elfów, a Mistrz Areny uparcie parował go z jakimiś Pomiotami Chaosu.
- Ze Zgnilcem poszło łatwo, z Pizzą Hut'tem już gorzej - popatrzył ze smutkiem na swoje zniszczone ubranie - z bretońskimi chłopami jeszcze nie walczyłem, a łby mają twarde - powróciły mgliste wspomnienia z wczorajszej balangi w karczmie - wypadałoby się do kogoś pomodlić...
Gianni modlił się tylko wtedy, gdy czegoś chciał. Do najkorzystniejszego boga w danej chwili. Popadł w głęboką zadumę.
- Już wiem, on pewnie modli się do Pani, a gdyby Pani miała wąsy to byłaby Sigmarem! - Ta myśl oświeciła go tak bardzo, że bez zastanowienia padł na kolana i rozpoczął coś, co w jego mniemaniu było modlitwą.
- Ze Zgnilcem poszło łatwo, z Pizzą Hut'tem już gorzej - popatrzył ze smutkiem na swoje zniszczone ubranie - z bretońskimi chłopami jeszcze nie walczyłem, a łby mają twarde - powróciły mgliste wspomnienia z wczorajszej balangi w karczmie - wypadałoby się do kogoś pomodlić...
Gianni modlił się tylko wtedy, gdy czegoś chciał. Do najkorzystniejszego boga w danej chwili. Popadł w głęboką zadumę.
- Już wiem, on pewnie modli się do Pani, a gdyby Pani miała wąsy to byłaby Sigmarem! - Ta myśl oświeciła go tak bardzo, że bez zastanowienia padł na kolana i rozpoczął coś, co w jego mniemaniu było modlitwą.
Walka nr. 1 Gianni vs Farirrlan, bretoński chłop
Nachodził czas na półfinały. Coraz mniej wojowników zostawało w rywalizacji w tym złożonym sporcie, jakim jest walka. Za to krwi lało się coraz więcej. Zostawali najlepsi z najlepszych. Tym razem myśliwy z ziem Bretonni oraz zamożny najemnik.
Chłop nie sądził, iż zajdzie tak daleko. Szukał tutaj rozrywki i chwalebnej śmierci. Znalazł dwa elfickie trupy i coraz większą żądzę krwi. Czuł, że skoro zaszedł aż do półfinału, może wszystko. A już na pewno dobrze się postara o wygraną.
Najemnik wiedział, iż szczęście jest po jego stronie. Załatwił dwóch poprzednich oponentów praktycznie przez przypadek. Widać której bóstwo dojrzało jego siłę i postanowiło mu dopomagać. A może to po prostu przeznaczenie...
Gdy minęło południe obaj stali już na przeciw siebie. Ilość krwi i potu przelanego w tej walce miała stać się legendą. Milczeli. Do czasu. Pierwszy odezwał się Farirrlan.
- Możesz zachować życie. Przyszedłem walczyć z siłami zła. Nie tłuc pobratymców.
- Milcz chamie. Nie jesteś godzien odzywać się do człowieka mojego pokroju. Mógłbym kupić całą twą rodzinę. A wiesz na czym zarobiłem? Na walce.
- Jak wolisz najemniku. Oby ta nie była twą ostatnią.
Tamten otworzył już szlachetną gębę, ale nie odpowiedział, gdyż w tej chwili zabrzmiał gong.
Gianni pobiegł w stronę chłopa starając się ominąć jednocześnie strzały wypuszczane przez napastnika. Z większością nie miał problemu. W końcu znalazł się jednak zbyt blisko łucznika i jeden z pocisków ugodził go w czoło nad okiem. Grot musiał przebić jakieś ważne naczynie krwionośne, bo zanim jeszcze dobiegł twarz zalała mu się krwią. Spowodowało to krytyczne pudło w ciosie swoją bronią i ranie ciętą na ramieniu od ostrza Bretończyka. Starał się wyczuć przeciwnika. Chyba średnio mu to wyszło, gdyż bez swej wspaniałej zbroi byłby już zapewne martwy. Najemnik wykorzystał to odpychając chłopa. Wytarł twarz. Rana nie krwawiła już, co znacznie ułatwiło mu dalszą walkę. Przystąpił do ofensywy. Myśliwy dysponował jednak nieludzkim refleksem i nie było proste trafienie go. Po którymś ciosie w sekwencje Gianni otrzymał cios ramieniem, co skutkowało wytrąceniem z równowagi na parę sekund. Wystarczyło to na potężne pchnięcie w brzuch. Jednak i tym razem jego zbroja ochroniła go od śmierci. Chłop jednak kontynuował natarcie. Uderzał to z lewej, to z prawej raniąc powierzchownie przeciwnika kilkanaście razy. Najemnik blokował większość ataków, jednak niektórych ni zdołał. Jeden z nich trafił pod pachę lewej ręki przebijając zbroję i całe ramię na wylot. Gianni zawył. Odepchnął zdrową ręką przeciwnika i dźgnął. Trafił w bok. Rana była głęboka. Krew ciekła z niej strumieniem. Farirrlan nie poddał się ranie. Znowu zaatakował doprowadzając do kolejnych wielokrotnych obrażeń. Gianni czuł iż zbliża się koniec. Jego ciało było zsiekane, stracił połowę krwi. W przypływie furii rzucił się z pięściami na przeciwnika. Myśliwy uchylił się z łatwością. Pozostało mu jedynie wbić miecz w plecy, co uczynił bez zbędnych skrupułów. Przecież chciał zaprzestań rzezi. Najemnik nie zgodził się. Jego strata. Zostawił okrwawione ciało na środku areny, A wszystko naokoło miało odcień karmazynu.
Nachodził czas na półfinały. Coraz mniej wojowników zostawało w rywalizacji w tym złożonym sporcie, jakim jest walka. Za to krwi lało się coraz więcej. Zostawali najlepsi z najlepszych. Tym razem myśliwy z ziem Bretonni oraz zamożny najemnik.
Chłop nie sądził, iż zajdzie tak daleko. Szukał tutaj rozrywki i chwalebnej śmierci. Znalazł dwa elfickie trupy i coraz większą żądzę krwi. Czuł, że skoro zaszedł aż do półfinału, może wszystko. A już na pewno dobrze się postara o wygraną.
Najemnik wiedział, iż szczęście jest po jego stronie. Załatwił dwóch poprzednich oponentów praktycznie przez przypadek. Widać której bóstwo dojrzało jego siłę i postanowiło mu dopomagać. A może to po prostu przeznaczenie...
Gdy minęło południe obaj stali już na przeciw siebie. Ilość krwi i potu przelanego w tej walce miała stać się legendą. Milczeli. Do czasu. Pierwszy odezwał się Farirrlan.
- Możesz zachować życie. Przyszedłem walczyć z siłami zła. Nie tłuc pobratymców.
- Milcz chamie. Nie jesteś godzien odzywać się do człowieka mojego pokroju. Mógłbym kupić całą twą rodzinę. A wiesz na czym zarobiłem? Na walce.
- Jak wolisz najemniku. Oby ta nie była twą ostatnią.
Tamten otworzył już szlachetną gębę, ale nie odpowiedział, gdyż w tej chwili zabrzmiał gong.
Gianni pobiegł w stronę chłopa starając się ominąć jednocześnie strzały wypuszczane przez napastnika. Z większością nie miał problemu. W końcu znalazł się jednak zbyt blisko łucznika i jeden z pocisków ugodził go w czoło nad okiem. Grot musiał przebić jakieś ważne naczynie krwionośne, bo zanim jeszcze dobiegł twarz zalała mu się krwią. Spowodowało to krytyczne pudło w ciosie swoją bronią i ranie ciętą na ramieniu od ostrza Bretończyka. Starał się wyczuć przeciwnika. Chyba średnio mu to wyszło, gdyż bez swej wspaniałej zbroi byłby już zapewne martwy. Najemnik wykorzystał to odpychając chłopa. Wytarł twarz. Rana nie krwawiła już, co znacznie ułatwiło mu dalszą walkę. Przystąpił do ofensywy. Myśliwy dysponował jednak nieludzkim refleksem i nie było proste trafienie go. Po którymś ciosie w sekwencje Gianni otrzymał cios ramieniem, co skutkowało wytrąceniem z równowagi na parę sekund. Wystarczyło to na potężne pchnięcie w brzuch. Jednak i tym razem jego zbroja ochroniła go od śmierci. Chłop jednak kontynuował natarcie. Uderzał to z lewej, to z prawej raniąc powierzchownie przeciwnika kilkanaście razy. Najemnik blokował większość ataków, jednak niektórych ni zdołał. Jeden z nich trafił pod pachę lewej ręki przebijając zbroję i całe ramię na wylot. Gianni zawył. Odepchnął zdrową ręką przeciwnika i dźgnął. Trafił w bok. Rana była głęboka. Krew ciekła z niej strumieniem. Farirrlan nie poddał się ranie. Znowu zaatakował doprowadzając do kolejnych wielokrotnych obrażeń. Gianni czuł iż zbliża się koniec. Jego ciało było zsiekane, stracił połowę krwi. W przypływie furii rzucił się z pięściami na przeciwnika. Myśliwy uchylił się z łatwością. Pozostało mu jedynie wbić miecz w plecy, co uczynił bez zbędnych skrupułów. Przecież chciał zaprzestań rzezi. Najemnik nie zgodził się. Jego strata. Zostawił okrwawione ciało na środku areny, A wszystko naokoło miało odcień karmazynu.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
-
- Masakrator
- Posty: 2297
-Ciemność nadciąga, niebiosa czernieją!
-Lodowaty wiatr z Północy dmie nad knieją!
-Uczony człek milczy, zapatrzony w księgi!
-Uderza głową w stół, łamie przysięgi!
-Mistrz dziś spogląda na ten świat chciwie!
-Jego zwycięstwo ostatecznym jest, lecz czeka On na nie cierpliwie!
-Mrok i zagłada grzmią w rogi bitewne!
-Czyny jego sług są zaiste chwalebne!
-Spokojnie spogląda na bezmózgą owczarnię!
-Szykuje dla niej wieczystą męczarnię!
Dwaj bracia w spokoju oczekiwali na swą walkę. Skrzyżowawszy swe ostrza, bliźniaczy Chaos ruszył ku bramom Areny.
-NADCIĄGA ZAGŁADA!
-I WIEKUISTA MASKARADA!
-Lodowaty wiatr z Północy dmie nad knieją!
-Uczony człek milczy, zapatrzony w księgi!
-Uderza głową w stół, łamie przysięgi!
-Mistrz dziś spogląda na ten świat chciwie!
-Jego zwycięstwo ostatecznym jest, lecz czeka On na nie cierpliwie!
-Mrok i zagłada grzmią w rogi bitewne!
-Czyny jego sług są zaiste chwalebne!
-Spokojnie spogląda na bezmózgą owczarnię!
-Szykuje dla niej wieczystą męczarnię!
Dwaj bracia w spokoju oczekiwali na swą walkę. Skrzyżowawszy swe ostrza, bliźniaczy Chaos ruszył ku bramom Areny.
-NADCIĄGA ZAGŁADA!
-I WIEKUISTA MASKARADA!
Gianni obudził się w rowie. Całe ciało pokrywała zakrzepnięta krew, a na dodatek strasznie go bolało, czuł głębokie cięcie na plecach.
- Kurwa, czemu ja gadałem tam z takim patosem? - rzucił w przestrzeń drapiąc się po głowie - To pewnie przez ten szajs - powiedział wyciągając małą flaszeczkę bimbru.
Nieświadomie owy spirytus uratował mu rzyć. Nawet teoretycznie śmiertelna rana, jaką była okazała dziura w plecach nie dała rady go zabić. Nie bez powodu bimber nazywano Trolówką.
- Nigdy więcej nie kupię takiego syfu - rzekł wstając - teraz tylko naprawić zbroję i na statek - mówiąc to pokuśtykał w kierunku centrum miasta.
Stary Świat miał jeszcze o nim usłyszeć.
- Kurwa, czemu ja gadałem tam z takim patosem? - rzucił w przestrzeń drapiąc się po głowie - To pewnie przez ten szajs - powiedział wyciągając małą flaszeczkę bimbru.
Nieświadomie owy spirytus uratował mu rzyć. Nawet teoretycznie śmiertelna rana, jaką była okazała dziura w plecach nie dała rady go zabić. Nie bez powodu bimber nazywano Trolówką.
- Nigdy więcej nie kupię takiego syfu - rzekł wstając - teraz tylko naprawić zbroję i na statek - mówiąc to pokuśtykał w kierunku centrum miasta.
Stary Świat miał jeszcze o nim usłyszeć.
Walka nr. 2 Thel'Sulfur vs Lament
Kolejnym pojedynkiem była "równa" walka dwóch wojowników z północy miało spotkać się z sadystycznym najemnikiem bez twarzy o dwóch toporach. Może i niezupełnie równa, w każdym razie miało się dziać. Szybko i krwawo.
Najemnik spał jak zabity. Czy to miało być proroctwo? Tego nie wie nikt. W każdym razie człowiek wstał, ubrał się bez słowa i poszedł walczyć. Wiedział iż szanse są nikłe. Robi to bo musi...
Bracia uradowani rozlewem krwi w poprzedniej walce, pijani po nieprzespanej nocy, rozchichotani chwiejnym krokiem udali się w okolice walki. Nie brali tego zbytnio na poważnie. Dla nich to po prostu dobra zabawa. Nie wiedzieli, co znaczy umrzeć więc nie lękali się tego. Pan czynił ich nieśmiertelnych... Czy są w błędzie miało okazać się niebawem.
Na miejscu wszystko było gotowe. Piasek odplamiony, trup zniesiony, publika podniecona. Wszystko jak najlepiej. Brakowało tylko najemnika. Spóźnił się o wiele. Nikt jednak specjalnie się tym nie przejął. Gong zabił. Tłum rozpoczął wykrzykiwać imiona faworytów. Jednak wojownicy stali. Badali się wzrokiem. Lament zakasłał. Wtedy bracia ruszyli. Tradycyjnie rozdzielając się. Najemnik ruszył w stronę jednego z nich, co było tylko mistyfikacją, gdyż kucnął i złapał tamtego za nogę, co skutkowało krwią z dziąseł i kilkoma żółtymi punktami na piasku. Lament w tym czasie zajął się drugim z wyznawców Necoho. Rozpoczynając przećwiczone dzień wcześniej kombinacje ciosów. Okazały się one nieprawdopodobnie skuteczne. Chaośnik parował ciosy po bokach odsłaniając brzuch, w który kopnął z całą siła jego oponent. Musiał on chyba odwiedzać Cathay, gdyż cios zgiął go w pół. Bez tracenia czasu, najemnik odrąbał jedną rękę, lecz w drugą nie trafił. Widząc jednak pędzące drugie zagrożenie zmobilizował się i odrąbał jeszcze głowę. Zdążył. W sam raz, aby uchylić się przed ostrzem bezzębnego braciszka. Drugi miecz świstnął koło głowy Lamenta, jednakże również bez efekty. Lament uniósł topór nie patrząc na defensywę, za co przyszło mu zapłacić ogromną cenę. Dostał pancernym łokciem w brzuch i dwie klingi wbiły się w jego pierś, przebijając zbroję, skórę i masakrując wnętrzności. W krzyku rozpaczy walnął toporem w łeb puszki tamten zachwiał się, hełm spadł z jego obrzydliwej mordy. Najemnik zdołał wykorzystać te trzy sekundy i rozpłatał policzek chaośnika. Tamten złapał się za twarz i przewrócił. W przypływie nowej idei sięgnął za maskę i wyjął proszek, który tak pomógł mu w pierwszym pojedynku. Sypnął trochę na twarz wyznawcy Necoho i już zaczął czołgać się ku wyjściu z areny, aby zdążyć do konsyliarza przed wykrwawieniem się na śmierć. Nie chciał patrzyć na to co zaraz miało się stać. Nawet dla niego - sadysty było to zbyt wiele. Ahmed wstał. Na chaośnik złapał się za twarz, na której pojawił się ogień, którym wkrótce zajęło się całe jego ciało. Jego krzyki odnotowano w Hochlandzie. Wrzeszczał wyklinając wszystkich bogów ludzi, chaosu, elfów, a na końcu swojego, za to, że nie jest nieśmiertelny. Po chwili skonał. Ahmed usiadł i zwymiotował. Widok stopionej twarzy, a także zbroi do połowy był najbardziej odrażającym jaki widział w swoim życiu. Ogłosił koniec walk na dziś, a finał miał odbyc się dopiero jutro. Pozostało tylko pytanie, czy Lament zdoła doczołgać się do chirurga. Próbował. A ślad krwi ciągnący się za nim był długi i napawał wszystkich widzów przerażeniem...
Więc w finale zobaczymy Farirrlana i Lamenta.
Powodzenia obu. Ja już wiem kto wygra, ale wy się dowiecie dopiero jutro
Pozdrawiam. Warlock.
Kolejnym pojedynkiem była "równa" walka dwóch wojowników z północy miało spotkać się z sadystycznym najemnikiem bez twarzy o dwóch toporach. Może i niezupełnie równa, w każdym razie miało się dziać. Szybko i krwawo.
Najemnik spał jak zabity. Czy to miało być proroctwo? Tego nie wie nikt. W każdym razie człowiek wstał, ubrał się bez słowa i poszedł walczyć. Wiedział iż szanse są nikłe. Robi to bo musi...
Bracia uradowani rozlewem krwi w poprzedniej walce, pijani po nieprzespanej nocy, rozchichotani chwiejnym krokiem udali się w okolice walki. Nie brali tego zbytnio na poważnie. Dla nich to po prostu dobra zabawa. Nie wiedzieli, co znaczy umrzeć więc nie lękali się tego. Pan czynił ich nieśmiertelnych... Czy są w błędzie miało okazać się niebawem.
Na miejscu wszystko było gotowe. Piasek odplamiony, trup zniesiony, publika podniecona. Wszystko jak najlepiej. Brakowało tylko najemnika. Spóźnił się o wiele. Nikt jednak specjalnie się tym nie przejął. Gong zabił. Tłum rozpoczął wykrzykiwać imiona faworytów. Jednak wojownicy stali. Badali się wzrokiem. Lament zakasłał. Wtedy bracia ruszyli. Tradycyjnie rozdzielając się. Najemnik ruszył w stronę jednego z nich, co było tylko mistyfikacją, gdyż kucnął i złapał tamtego za nogę, co skutkowało krwią z dziąseł i kilkoma żółtymi punktami na piasku. Lament w tym czasie zajął się drugim z wyznawców Necoho. Rozpoczynając przećwiczone dzień wcześniej kombinacje ciosów. Okazały się one nieprawdopodobnie skuteczne. Chaośnik parował ciosy po bokach odsłaniając brzuch, w który kopnął z całą siła jego oponent. Musiał on chyba odwiedzać Cathay, gdyż cios zgiął go w pół. Bez tracenia czasu, najemnik odrąbał jedną rękę, lecz w drugą nie trafił. Widząc jednak pędzące drugie zagrożenie zmobilizował się i odrąbał jeszcze głowę. Zdążył. W sam raz, aby uchylić się przed ostrzem bezzębnego braciszka. Drugi miecz świstnął koło głowy Lamenta, jednakże również bez efekty. Lament uniósł topór nie patrząc na defensywę, za co przyszło mu zapłacić ogromną cenę. Dostał pancernym łokciem w brzuch i dwie klingi wbiły się w jego pierś, przebijając zbroję, skórę i masakrując wnętrzności. W krzyku rozpaczy walnął toporem w łeb puszki tamten zachwiał się, hełm spadł z jego obrzydliwej mordy. Najemnik zdołał wykorzystać te trzy sekundy i rozpłatał policzek chaośnika. Tamten złapał się za twarz i przewrócił. W przypływie nowej idei sięgnął za maskę i wyjął proszek, który tak pomógł mu w pierwszym pojedynku. Sypnął trochę na twarz wyznawcy Necoho i już zaczął czołgać się ku wyjściu z areny, aby zdążyć do konsyliarza przed wykrwawieniem się na śmierć. Nie chciał patrzyć na to co zaraz miało się stać. Nawet dla niego - sadysty było to zbyt wiele. Ahmed wstał. Na chaośnik złapał się za twarz, na której pojawił się ogień, którym wkrótce zajęło się całe jego ciało. Jego krzyki odnotowano w Hochlandzie. Wrzeszczał wyklinając wszystkich bogów ludzi, chaosu, elfów, a na końcu swojego, za to, że nie jest nieśmiertelny. Po chwili skonał. Ahmed usiadł i zwymiotował. Widok stopionej twarzy, a także zbroi do połowy był najbardziej odrażającym jaki widział w swoim życiu. Ogłosił koniec walk na dziś, a finał miał odbyc się dopiero jutro. Pozostało tylko pytanie, czy Lament zdoła doczołgać się do chirurga. Próbował. A ślad krwi ciągnący się za nim był długi i napawał wszystkich widzów przerażeniem...
Więc w finale zobaczymy Farirrlana i Lamenta.
Powodzenia obu. Ja już wiem kto wygra, ale wy się dowiecie dopiero jutro
Pozdrawiam. Warlock.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
-
- Masakrator
- Posty: 2297
I poszedł na spotkanie z Mistrzem, On zaś nie był zaiste zadowolony.
Tego przyznam się nie spodziewałem
Czego mógł dokonać teraz więcej? On - Lament - zabójca i likwidator tych którzy swą obecnością kalali ten świat, sam w sobie zasługujący na potępienie. I z kim kazano mu teraz walczyć? z niewinnym. z człowiekiem którego uważał za jednego z chronionych przez siebie. widać kolejna bariera zostanie złamana. a on nie może już zawrócić. jeśli wygra, naprawdę będzie płakać nad tą śmiercią.
Czego mógł dokonać teraz więcej? On - Lament - zabójca i likwidator tych którzy swą obecnością kalali ten świat, sam w sobie zasługujący na potępienie. I z kim kazano mu teraz walczyć? z niewinnym. z człowiekiem którego uważał za jednego z chronionych przez siebie. widać kolejna bariera zostanie złamana. a on nie może już zawrócić. jeśli wygra, naprawdę będzie płakać nad tą śmiercią.
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns
Farirrlana nie cieszyło ostatnie zwycięstwo. Człowiek był zadufany w sobie i arogancki poniósł kare również za obelgi które wykrzykiwał pod jego adresem.
Jednak Bretończyk wiedział ze zabijanie innych jest złe, a w szczególności zabijanie dla zabawy.
Królewscy zwiadowcy nie powinni walczyć dla zabawy, a Farirrlan chciał do nich należeć.
Ostatnio miał dziwne sny, widział w nich kobietę odziana w białe szaty stąpającą po wodzie i coś mu pokazującą.
Farirrlan nie wiedział co to znaczy, ale za to na ostatniej walce widział królewskich zwiadowców i nawet samego ich dowódce Bayarda z Brionne.
To ON odpowiada za rekrutacje do niektórych chłopskich formacji... a wiec może... nie, nie teraz, muszę skupić się na walce.
Farirrlan miał nadzieje ze ich obecność nie jest przypadkowa,tylko są tu z jego powodu.
Jednak Bretończyk wiedział ze zabijanie innych jest złe, a w szczególności zabijanie dla zabawy.
Królewscy zwiadowcy nie powinni walczyć dla zabawy, a Farirrlan chciał do nich należeć.
Ostatnio miał dziwne sny, widział w nich kobietę odziana w białe szaty stąpającą po wodzie i coś mu pokazującą.
Farirrlan nie wiedział co to znaczy, ale za to na ostatniej walce widział królewskich zwiadowców i nawet samego ich dowódce Bayarda z Brionne.
To ON odpowiada za rekrutacje do niektórych chłopskich formacji... a wiec może... nie, nie teraz, muszę skupić się na walce.
Farirrlan miał nadzieje ze ich obecność nie jest przypadkowa,tylko są tu z jego powodu.
FINAŁ! FINAŁ! FINAŁ! Farirrlan, bretoński chłop vs Lament
Nadchodził kres rozlewu krwi w Sartosy. Arena chyliła się ku końcowi. Pozostała tylko jedna, ostatnia walka. Finał. Doszli do nich namniej na to obstawiani. Jednym z nich był Farirrlan - chłop z Bretonni. Miał na swoim koncie już dwóch Druchii, w tym samego asasyna, oraz bogatego najemnika. Wykazał się w swoich walkach nadludzką wytrzymałością i zwinnością. Drugim był zawodowy najemnik Lament. Człowiek bez twarzy i sumienia. Zdziwienia nie było po wygranej z krasnoludem i elfem z kuszkami. Wsławił się za to walką z 2 wojownikami chaosu na raz. Pokonał ich obu wykorzystując swą tężyznę fizyczną oraz diabelskie sztuczki.
Farirrlan siedział w swojej komnacie w zamyśleniu. Wiedział, że będzie musiał zabić kolejnego człowieka, aby odnieść zwycięstwo. Tak, zaproponuje mu jakieś inne wyjście, jak choćby podział nagrody po połowie i zostanie przyjaciółmi. Może uda się uniknąć walki. Połowa nagrody wystarczyłaby spokojnie, aby wkupić całą rodzinę w stan szlachecki, zostać królewskim zwiadowcą i jeszcze na kilka wiosek wystarczy. Niech się stanie co się ma dziać. Z tą myślą ruszył na spotkanie swojego przeznaczenia.
Lament nie spał zbyt dobrze tej nocy. Myślał o nagrodzie i o tym, na co może ją spożytkować. Może najmie kilkuset kolegów i stworzy własne państwo? Może kupi sobie nowe topory - z tytany, żeby nie było potrzeby ich ostrzyć? A może wybierze się do spa "Krwawa Łaźnia" z obsługą mrocznych elfek i tamtejszymi, cielesnymi przyjemnościami. Te myśli nie dało mu należycie wypocząć. Zwalił się z łóżka, przyodział zbroje, naostrzył broń, wypolerował puklerz i ruszył walczyć. Zabił dwóch chaośników. Przecież nie pokona go wieśniak...
Mijało południe, gdy wszyscy byli już gotowi. Rozpoczęły się konwersacje.
- Dajmy spokój. Nie chcę cię zabijać. Podzielmy się nagrodą, starczy dla nas obu. Rozstańmy się w zgodzie. - rozpączął Farirrlan
- Pękasz wieśniaku? Dotarłeś aż tu i teraz pragniesz zrezygnować? Nie przyjacielu. Stoczę swój bój. Jeśli zginę, odkupie winy. Jeśli wygram czeka mnie życie w dostatku. Nic do ciebie mam, ale cóż... takie życie.
- Niech tak będzie. - pokiwał głową chłop - zatem powodzenia najemniku.
Zabrzmiał gong. Lament biegł prosto przed siebie nie zważając na strzały, które raz zarazem odbijały się od jego pancerza. Po paru sekundach był już przy myśliwym, który jednak czekał już z wyciągniętym mieczem. Rozpoczął się taniec. Najemnik uderzył jednocześnie w obie nogi łucznika, lecz tamten tylko podskoczył i ciął w brodę. Cios spadł na puklerz. Sadysta obrócił się i ponownie usiłował trafić w nogę. Tym razem skuteczniej. Ostrze topora zrobiło głęboką ranę, z której krew lała się potokiem. Sięgnął za maskę i sypnął resztkę proszku z woreczka do rany. Chłop wrzasnął. Tylko jego nabyta wytrzymałość pozwoliła mu przezwyciężyć paraliżujący ból i ugasić ogień. Płomień, choć ranił wypalił ranę i krew już nie ciekła. Farirrlan spojrzał w górę. Ujrzał najemnika w ekstazie spowodowanej jękami cierpiącego. Opanował się i wyprowadził pchnięcie. Zaskoczony Lament nie zdążył zareagować i otrzymał cios w brzuch. Krew ciekła z głębokiej rany w przerażającym tempie. Na dodatek jego przeciwnik już wstawał. Wyrzucił jeden topór, aby kontynuować walkę trzymając się jednocześnie za brzuch, by uniknąć wykrwawienia. Przeprowadził skomplikowany, wyćwiczony cios, który miał ściąć głowę. Trafił jednak tylko w ramię. Rana nie była głęboka, jednak po ręcę chłopa spływał nieustępliwie potok czerwieni. Nie wywołało to jednak większego zniechęcenia u jego przeciwnika i Lament był zmuszony schodzić z linii ataku raz po raz. Kontrować nie miał kiedy. Wreszcie odbił jeden atak swoim toporem i zamachnął się w celu ataku. Spudłował, co skutkowało głęboką raną z boku. Stęknął z bólu i zmęczenia. Ten chłop począł zdobywać nad nim przewagę. Ogarnął się. Zaatakował. Kolejne pudło poskutkowało kolejnym strumieniem krwi, tym razem z ramienia. Zaczęło robić mu się słabo. Widział niewyraźnie. Nie mógł blokować. Zdał się na uniki. Chłop jednak atakował bez ustanku i po chwili plecy najemnika przeszedł paraliż. Czuł, iż zbliża się koniec. W akcie rozpaczy rzucił się przed siebie. Poczuł podłożoną nogę i wywrócił się na piasek. Koniec? Bynajmniej. Farirrlan stał twarzą do Ahmeda i patrzył na niego z nadzieją. Ujrzał podniesiony kciuk. Uradowany podniósł Lamenta i zaniósł go do sanitariusza. Opłukał się po czym poszedł do zamku hrabiego odebrać nagrodę. Zbliżając się do wyjścia z miasta ujrzał królewskich zwiadowców. Mieli mu coś ważnego do powiedzenia.
To już koniec kolejnej odsłony areny śmierci
Zwyciężył najmniej obstawiany bretoński chłop
Mam nadzieję, że nie zanudziłem was na śmierć moimi walkami
Gratuluję zwycięzcy i osobie, która stworzyła postać (bagno )
Dawno nie miałem takiej zabawy rzucając kostkami i zapisując wyniki chętnie po prowadzę jeszcze kiedyś jakąś
Czekam na następną odsłonę, w której byłbym rad wystąpić. Kto się podejmie ?. Vari?
Nadchodził kres rozlewu krwi w Sartosy. Arena chyliła się ku końcowi. Pozostała tylko jedna, ostatnia walka. Finał. Doszli do nich namniej na to obstawiani. Jednym z nich był Farirrlan - chłop z Bretonni. Miał na swoim koncie już dwóch Druchii, w tym samego asasyna, oraz bogatego najemnika. Wykazał się w swoich walkach nadludzką wytrzymałością i zwinnością. Drugim był zawodowy najemnik Lament. Człowiek bez twarzy i sumienia. Zdziwienia nie było po wygranej z krasnoludem i elfem z kuszkami. Wsławił się za to walką z 2 wojownikami chaosu na raz. Pokonał ich obu wykorzystując swą tężyznę fizyczną oraz diabelskie sztuczki.
Farirrlan siedział w swojej komnacie w zamyśleniu. Wiedział, że będzie musiał zabić kolejnego człowieka, aby odnieść zwycięstwo. Tak, zaproponuje mu jakieś inne wyjście, jak choćby podział nagrody po połowie i zostanie przyjaciółmi. Może uda się uniknąć walki. Połowa nagrody wystarczyłaby spokojnie, aby wkupić całą rodzinę w stan szlachecki, zostać królewskim zwiadowcą i jeszcze na kilka wiosek wystarczy. Niech się stanie co się ma dziać. Z tą myślą ruszył na spotkanie swojego przeznaczenia.
Lament nie spał zbyt dobrze tej nocy. Myślał o nagrodzie i o tym, na co może ją spożytkować. Może najmie kilkuset kolegów i stworzy własne państwo? Może kupi sobie nowe topory - z tytany, żeby nie było potrzeby ich ostrzyć? A może wybierze się do spa "Krwawa Łaźnia" z obsługą mrocznych elfek i tamtejszymi, cielesnymi przyjemnościami. Te myśli nie dało mu należycie wypocząć. Zwalił się z łóżka, przyodział zbroje, naostrzył broń, wypolerował puklerz i ruszył walczyć. Zabił dwóch chaośników. Przecież nie pokona go wieśniak...
Mijało południe, gdy wszyscy byli już gotowi. Rozpoczęły się konwersacje.
- Dajmy spokój. Nie chcę cię zabijać. Podzielmy się nagrodą, starczy dla nas obu. Rozstańmy się w zgodzie. - rozpączął Farirrlan
- Pękasz wieśniaku? Dotarłeś aż tu i teraz pragniesz zrezygnować? Nie przyjacielu. Stoczę swój bój. Jeśli zginę, odkupie winy. Jeśli wygram czeka mnie życie w dostatku. Nic do ciebie mam, ale cóż... takie życie.
- Niech tak będzie. - pokiwał głową chłop - zatem powodzenia najemniku.
Zabrzmiał gong. Lament biegł prosto przed siebie nie zważając na strzały, które raz zarazem odbijały się od jego pancerza. Po paru sekundach był już przy myśliwym, który jednak czekał już z wyciągniętym mieczem. Rozpoczął się taniec. Najemnik uderzył jednocześnie w obie nogi łucznika, lecz tamten tylko podskoczył i ciął w brodę. Cios spadł na puklerz. Sadysta obrócił się i ponownie usiłował trafić w nogę. Tym razem skuteczniej. Ostrze topora zrobiło głęboką ranę, z której krew lała się potokiem. Sięgnął za maskę i sypnął resztkę proszku z woreczka do rany. Chłop wrzasnął. Tylko jego nabyta wytrzymałość pozwoliła mu przezwyciężyć paraliżujący ból i ugasić ogień. Płomień, choć ranił wypalił ranę i krew już nie ciekła. Farirrlan spojrzał w górę. Ujrzał najemnika w ekstazie spowodowanej jękami cierpiącego. Opanował się i wyprowadził pchnięcie. Zaskoczony Lament nie zdążył zareagować i otrzymał cios w brzuch. Krew ciekła z głębokiej rany w przerażającym tempie. Na dodatek jego przeciwnik już wstawał. Wyrzucił jeden topór, aby kontynuować walkę trzymając się jednocześnie za brzuch, by uniknąć wykrwawienia. Przeprowadził skomplikowany, wyćwiczony cios, który miał ściąć głowę. Trafił jednak tylko w ramię. Rana nie była głęboka, jednak po ręcę chłopa spływał nieustępliwie potok czerwieni. Nie wywołało to jednak większego zniechęcenia u jego przeciwnika i Lament był zmuszony schodzić z linii ataku raz po raz. Kontrować nie miał kiedy. Wreszcie odbił jeden atak swoim toporem i zamachnął się w celu ataku. Spudłował, co skutkowało głęboką raną z boku. Stęknął z bólu i zmęczenia. Ten chłop począł zdobywać nad nim przewagę. Ogarnął się. Zaatakował. Kolejne pudło poskutkowało kolejnym strumieniem krwi, tym razem z ramienia. Zaczęło robić mu się słabo. Widział niewyraźnie. Nie mógł blokować. Zdał się na uniki. Chłop jednak atakował bez ustanku i po chwili plecy najemnika przeszedł paraliż. Czuł, iż zbliża się koniec. W akcie rozpaczy rzucił się przed siebie. Poczuł podłożoną nogę i wywrócił się na piasek. Koniec? Bynajmniej. Farirrlan stał twarzą do Ahmeda i patrzył na niego z nadzieją. Ujrzał podniesiony kciuk. Uradowany podniósł Lamenta i zaniósł go do sanitariusza. Opłukał się po czym poszedł do zamku hrabiego odebrać nagrodę. Zbliżając się do wyjścia z miasta ujrzał królewskich zwiadowców. Mieli mu coś ważnego do powiedzenia.
To już koniec kolejnej odsłony areny śmierci
Zwyciężył najmniej obstawiany bretoński chłop
Mam nadzieję, że nie zanudziłem was na śmierć moimi walkami
Gratuluję zwycięzcy i osobie, która stworzyła postać (bagno )
Dawno nie miałem takiej zabawy rzucając kostkami i zapisując wyniki chętnie po prowadzę jeszcze kiedyś jakąś
Czekam na następną odsłonę, w której byłbym rad wystąpić. Kto się podejmie ?. Vari?
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Dobra walka choć nie powiem że bym inny wynik wolał
Mógł nie mieć twarzy. Mógł nie mieć sumienia ani uczuć. Ale tego dnia zabrano mu godność i resztkę poczucia sensu. Został ukarany za wyłamanie się od swoich wątpliwych zasad. Gdy opuszczał sartossę niemal nikt nie odważył się spojrzeć na niego, czy nawet rozmawiać gdy przechodził ulicą. tych paru głupich na tyle by wskazać go palcem, można było widzieć potem rozczłonkowanych w rynsztokach. potem słuch o nim zaginął. jak mówiła plotka, był ciekaw jak smakuje wywar sporządzony z piekielnego prochu, którym tak często zabijał...
edit: dajcie znać kiedy spodziewać się kolejnej areny
Mógł nie mieć twarzy. Mógł nie mieć sumienia ani uczuć. Ale tego dnia zabrano mu godność i resztkę poczucia sensu. Został ukarany za wyłamanie się od swoich wątpliwych zasad. Gdy opuszczał sartossę niemal nikt nie odważył się spojrzeć na niego, czy nawet rozmawiać gdy przechodził ulicą. tych paru głupich na tyle by wskazać go palcem, można było widzieć potem rozczłonkowanych w rynsztokach. potem słuch o nim zaginął. jak mówiła plotka, był ciekaw jak smakuje wywar sporządzony z piekielnego prochu, którym tak często zabijał...
edit: dajcie znać kiedy spodziewać się kolejnej areny
Ostatnio zmieniony 11 lis 2010, o 16:57 przez Cresus, łącznie zmieniany 1 raz.
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns
Farirrlan cieszył się jak nigdy w życiu, nie dość ze udało mu się wygrać arenę, to na dodatek udało się uniknąć niepotrzebnej śmierci.
Nie wiedział co się stało z jego przeciwnikiem, dowiedział się tylko, że gdy tylko był w stanie chodzić opuścił lazaret i odszedł z miasta.
Jego pokazem umiejętności, rzeczywiście zainteresowali się zwiadowcy, został przyjęty do ich grona.
Za ogromną nagrodę wykupił rodzinę, a nawet cała wioskę, wprowadzając tam szczęśliwe rządy dobrych ludzi których interesowała, nie tylko własna sakiewka ale i dobro ogółu.
Wystarczyło jeszcze na porządne uzbrojenie, w końcu teraz reprezentował Bretonie.
Ze swoim ogromnym doświadczeniem szybko piął się w gore w wiejskiej formacji, i po krótkim czasie został dowódca 100-osobowej roty.
Brał udział w wielu bitwach, i w pewnym okresie gdy w ojczystym kraju panowała swoista chłopomania (ale bardzo krotko ) był znany nawet w niektórych rycerskich kręgach.
Przypomniano i nauczona na nowo czym jest honor, ojczyzna oddanie i szacunek.
Wieść niesie ze mimo swej niechęci do szlachty, w bitwie pod La Navarre na czele swego oddziału, zauważając niebezpieczeństwo okrążenia rycerzy przez podstępnych zwierzoludzi, uderzył samobójczym atakiem swoim malutkim oddziałem na liczące ponad 1500 osobników stado. Ludzie gadają że w pierwszej szarży został przebity włócznia, lecz mimo to poprowadził drugą tracąc 70% stanu osobowego. Powstrzymała go dopiero przypadkowa strzała wypuszczona w jego kierunku przez przestraszonych chłopów z drugiej linii.
Tak zginał Farirrlan, bretoński chłop: zwycięzca areny w Sartosie, bohater spod La Navarre, jedna z tysięcy ofiar bretońskich wojen...
Ale... to ludzie gadają... a jak jest naprawdę nie wiadomo. Kto wie może jeszcze usłyszmy o Farirrlanie, walecznym chłopie z Bretonni...
Dzięki wszystkim uczestnikom i mistrzowi za poprowadzenie areny.
Peasant power!
Nie wiedział co się stało z jego przeciwnikiem, dowiedział się tylko, że gdy tylko był w stanie chodzić opuścił lazaret i odszedł z miasta.
Jego pokazem umiejętności, rzeczywiście zainteresowali się zwiadowcy, został przyjęty do ich grona.
Za ogromną nagrodę wykupił rodzinę, a nawet cała wioskę, wprowadzając tam szczęśliwe rządy dobrych ludzi których interesowała, nie tylko własna sakiewka ale i dobro ogółu.
Wystarczyło jeszcze na porządne uzbrojenie, w końcu teraz reprezentował Bretonie.
Ze swoim ogromnym doświadczeniem szybko piął się w gore w wiejskiej formacji, i po krótkim czasie został dowódca 100-osobowej roty.
Brał udział w wielu bitwach, i w pewnym okresie gdy w ojczystym kraju panowała swoista chłopomania (ale bardzo krotko ) był znany nawet w niektórych rycerskich kręgach.
Przypomniano i nauczona na nowo czym jest honor, ojczyzna oddanie i szacunek.
Wieść niesie ze mimo swej niechęci do szlachty, w bitwie pod La Navarre na czele swego oddziału, zauważając niebezpieczeństwo okrążenia rycerzy przez podstępnych zwierzoludzi, uderzył samobójczym atakiem swoim malutkim oddziałem na liczące ponad 1500 osobników stado. Ludzie gadają że w pierwszej szarży został przebity włócznia, lecz mimo to poprowadził drugą tracąc 70% stanu osobowego. Powstrzymała go dopiero przypadkowa strzała wypuszczona w jego kierunku przez przestraszonych chłopów z drugiej linii.
Tak zginał Farirrlan, bretoński chłop: zwycięzca areny w Sartosie, bohater spod La Navarre, jedna z tysięcy ofiar bretońskich wojen...
Ale... to ludzie gadają... a jak jest naprawdę nie wiadomo. Kto wie może jeszcze usłyszmy o Farirrlanie, walecznym chłopie z Bretonni...
Dzięki wszystkim uczestnikom i mistrzowi za poprowadzenie areny.
Peasant power!
To co ktos odwazy się poprowadzić kolejną arene?
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Następną najprawdopodobniej będziemy prowadzić Vari ze mną na spółkę. Możesz ten czas poświęcić na przygotowanie historyjki
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt