Arena Śmierci (27) - Przeklęta Polana
Re: Arena Śmierci (27) - Przeklęta Polana
Guhdar w porównaniu do innych zwierzoludzi nie ekscytował się zanadto starciami, ale analizował ruchy i style przyszłych adwersarzy.Wierzył głęboko ,że dary Tzeentchza pomogą mu w walce. Krew rozlana dla kruczego boga już niedługo splugawi piaski areny!
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
Nie rób dwóch naraz, chyba, że będzie pewność, że obie wyjdą dobrze. Już kilka razy tak było,że wklejane dwie naraz odstawały nieco poziomem od jednej, ale zadbanej
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Gdzie jest Krzyż!? ekhm... to jest... Gdzie jest walka?! Wcale cie nie poganiam. Bo lepiej poczekać i przeczytać coś wyczesanego.
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
Obiecana następna walka, za radą Ninji skupiłem się tylko na jednej.
Ghrton Gryziłapa VS Naachim
Naachim’a obudziło swędzenie w kroczu. Postać wyglądała przedziwnie; małe, włochate coś z wielkim, czerwonym nosem, skulone za łóżkiem, a na dodatek odpasa w dół nagie. Krasnolud spostrzegł, że wokoło swego mniejszego „ja” pałętają się kłaczki sierści. Wkrótce po tym odkryciu zauważył martwego Zwierzoludzia z zastygłym grymasem przerażenia na twarzy. Jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Potrzebował czegoś na kaca, a jak głosiło słynne krasnoludzkie motto: klin klinem wybijaj, tak więc pokurcz wstał i z niemałym trudem zaczął poszukiwania swej ukochanej gorzałki. Walcząc z grawitacją, otworzył drzwi i ruszył za kroplami wylanej siwuchy. Trop zaprowadził go do niewielkiej budy na końcu baraków.
- Po kiego chuja trzymają w takim miejscu narzędzia? – zamyślił się, drapiąc się po swej bujnej czuprynie
Ta myśl nie dawała mu spokoju, toteż pod wpływem wlanych w siebie procentów, jego mózg włączył do pracy wszystkie dostępne szare komórki, nie używane na co dzień.
- Buda jest na tyłach – rzekł powoli otwierając ciężkie drzwi – a gdy się jest na warcie, nie można pić, toteż trzeba się z tym chować! – był tym tak podniecony, że zastygł w połowie czynności – Z Morgura to jest jednak łebska bestyja - powiedział sam do siebie, szeroko się uśmiechając
Jednak nie wziął pod uwagę, co mogły tam robić bestie z jego samogonem. Widok wnętrza kanciapy był dla niego przerażający. Małe stadko zwierzoludzi leżało pokotem. Na środku niewielkiego pomieszczenia leżało przewrócone wiadro. Naachim drżącymi rękoma podniósł go na wysokość oczu. Z jego oczu popłynęły łzy. Z namaszczeniem wylizał denko i niczym zombi, wciąż nago, pokuśtykał do swego pokoju.
Wotan zapukał. Walka miała się rozpocząć za jakiś kwadrans, a inżyniera wciąż nie było widać. Wojownik pchnął drzwi i światło powoli przecięło półmrok pokoju. Stanął jak wryty, nie mógł uwierzyć w to co miał przed oczami. Na środku pomieszczenia leżał skulony Naachim, troskliwie przyciskający do piersi jakieś powyginane wiadro. Cały czas coś szeptał. Gdy drzwi uchyliły się na oścież, na jego pośladkach wesoło zatańczyły promyki światła.
- Naachim..? – niepewnie zapytał Wotan. Jednak Krasnal nie zauważył żadnej reakcji, tak więc szturchnął go pancernym butem.
Inżynier powoli obrócił głowę w stronę Tana. Miał przekrwione oczy; zaciśnięte, wyszczerzone zęby.
- Twoja walka zaraz się zacznie - powiedział z trudem Wotan
Jednak leżący krasnal tylko zrobił taki wytrzeszcze oczu, że jego powieki całkowicie skryły się pod krzaczastymi brwiami. Ryki tłumu stawały się coraz głośniejsze. Nie widząc innego wyjścia, Tan chwycił go za nogi i wywlókł na arenę.
Ogr widząc małą włochatą kulkę zaśmiał się i powoli ruszył w jej stronę.
- Wstawaj klocu! – z trudem przesylabizował wielkolud. I tym razem nie było reakcji
Tracąc cierpliwość kopnął leżącego z całej siły w brzuch. Jednak jego wielka noga po drodze natrafiła na czule ściskane wiadro. Do uszu Krasnoluda dotarły najstraszliwsze dźwięki, jakie tylko słyszał w życiu. Powoli wstał i podniósł naczynie na wysokość twarzy. Do jego oczu napłynęły łzy, dolna warga zaczynała mu drżeć. Wyglądał okropnie.
Nie zastanawiając się nad skutkami swej decyzji, Ogr wyrwał mu wiadro i zaczął się śmiać. Tego było już za wiele. Naachim sięgnął po swój topór i zamachnął się nim, celując w głowę potwora. Jego wysokie umiejętności połączone z szałem, dały efekt, którego nikt by się nie spodziewał. Broń trafiła Ogra między oczy. Siła była tak wielka, że zanim topór się zatrzymał, przeorał mu pół czaszki. Jak w spowolnionym tempie, potwór przewrócił się na plecy. Nie czekając na nic Naachim rzucił się po mocno zniekształcone wiadro. Gdy trzymał je w ramionach czuł się niemalże spełniony.
Krasnolud opuścił arenę, tak jak na nią trafił, wleczony za nogi przez Wotana. Tan wolał nie myśleć, co pomyśleliby inni, gdyby go teraz zobaczyli.
Jeszce nigdy nie miałem takiego farta, jak przy rozgrywaniu tej walki. Rzuciłem cztery razy pod rząd 10 na kostce
Ghrton Gryziłapa VS Naachim
Naachim’a obudziło swędzenie w kroczu. Postać wyglądała przedziwnie; małe, włochate coś z wielkim, czerwonym nosem, skulone za łóżkiem, a na dodatek odpasa w dół nagie. Krasnolud spostrzegł, że wokoło swego mniejszego „ja” pałętają się kłaczki sierści. Wkrótce po tym odkryciu zauważył martwego Zwierzoludzia z zastygłym grymasem przerażenia na twarzy. Jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Potrzebował czegoś na kaca, a jak głosiło słynne krasnoludzkie motto: klin klinem wybijaj, tak więc pokurcz wstał i z niemałym trudem zaczął poszukiwania swej ukochanej gorzałki. Walcząc z grawitacją, otworzył drzwi i ruszył za kroplami wylanej siwuchy. Trop zaprowadził go do niewielkiej budy na końcu baraków.
- Po kiego chuja trzymają w takim miejscu narzędzia? – zamyślił się, drapiąc się po swej bujnej czuprynie
Ta myśl nie dawała mu spokoju, toteż pod wpływem wlanych w siebie procentów, jego mózg włączył do pracy wszystkie dostępne szare komórki, nie używane na co dzień.
- Buda jest na tyłach – rzekł powoli otwierając ciężkie drzwi – a gdy się jest na warcie, nie można pić, toteż trzeba się z tym chować! – był tym tak podniecony, że zastygł w połowie czynności – Z Morgura to jest jednak łebska bestyja - powiedział sam do siebie, szeroko się uśmiechając
Jednak nie wziął pod uwagę, co mogły tam robić bestie z jego samogonem. Widok wnętrza kanciapy był dla niego przerażający. Małe stadko zwierzoludzi leżało pokotem. Na środku niewielkiego pomieszczenia leżało przewrócone wiadro. Naachim drżącymi rękoma podniósł go na wysokość oczu. Z jego oczu popłynęły łzy. Z namaszczeniem wylizał denko i niczym zombi, wciąż nago, pokuśtykał do swego pokoju.
Wotan zapukał. Walka miała się rozpocząć za jakiś kwadrans, a inżyniera wciąż nie było widać. Wojownik pchnął drzwi i światło powoli przecięło półmrok pokoju. Stanął jak wryty, nie mógł uwierzyć w to co miał przed oczami. Na środku pomieszczenia leżał skulony Naachim, troskliwie przyciskający do piersi jakieś powyginane wiadro. Cały czas coś szeptał. Gdy drzwi uchyliły się na oścież, na jego pośladkach wesoło zatańczyły promyki światła.
- Naachim..? – niepewnie zapytał Wotan. Jednak Krasnal nie zauważył żadnej reakcji, tak więc szturchnął go pancernym butem.
Inżynier powoli obrócił głowę w stronę Tana. Miał przekrwione oczy; zaciśnięte, wyszczerzone zęby.
- Twoja walka zaraz się zacznie - powiedział z trudem Wotan
Jednak leżący krasnal tylko zrobił taki wytrzeszcze oczu, że jego powieki całkowicie skryły się pod krzaczastymi brwiami. Ryki tłumu stawały się coraz głośniejsze. Nie widząc innego wyjścia, Tan chwycił go za nogi i wywlókł na arenę.
Ogr widząc małą włochatą kulkę zaśmiał się i powoli ruszył w jej stronę.
- Wstawaj klocu! – z trudem przesylabizował wielkolud. I tym razem nie było reakcji
Tracąc cierpliwość kopnął leżącego z całej siły w brzuch. Jednak jego wielka noga po drodze natrafiła na czule ściskane wiadro. Do uszu Krasnoluda dotarły najstraszliwsze dźwięki, jakie tylko słyszał w życiu. Powoli wstał i podniósł naczynie na wysokość twarzy. Do jego oczu napłynęły łzy, dolna warga zaczynała mu drżeć. Wyglądał okropnie.
Nie zastanawiając się nad skutkami swej decyzji, Ogr wyrwał mu wiadro i zaczął się śmiać. Tego było już za wiele. Naachim sięgnął po swój topór i zamachnął się nim, celując w głowę potwora. Jego wysokie umiejętności połączone z szałem, dały efekt, którego nikt by się nie spodziewał. Broń trafiła Ogra między oczy. Siła była tak wielka, że zanim topór się zatrzymał, przeorał mu pół czaszki. Jak w spowolnionym tempie, potwór przewrócił się na plecy. Nie czekając na nic Naachim rzucił się po mocno zniekształcone wiadro. Gdy trzymał je w ramionach czuł się niemalże spełniony.
Krasnolud opuścił arenę, tak jak na nią trafił, wleczony za nogi przez Wotana. Tan wolał nie myśleć, co pomyśleliby inni, gdyby go teraz zobaczyli.
Jeszce nigdy nie miałem takiego farta, jak przy rozgrywaniu tej walki. Rzuciłem cztery razy pod rząd 10 na kostce
Ostatnio zmieniony 23 gru 2010, o 23:23 przez Krzyżu, łącznie zmieniany 2 razy.
Lol. Killing Blow?
ze już się nie spytam jak ten pokurcz głowy ogra dosięgnął Coś mam pecha do szybkich zakończeń moich walk... niestety na moją niekorzyść
ze już się nie spytam jak ten pokurcz głowy ogra dosięgnął Coś mam pecha do szybkich zakończeń moich walk... niestety na moją niekorzyść
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Demon, krążący tanecznym krokiem wokół areny aż zatrzymał się z wrażenia. Popatrzył na wywlekanego krasnoluda, zerknął na martwego ogra, po czym z rozmachem pacnął się w czoło, w zadziwiająco ludzkim odruchu.
Guhdar wiedział ,że Pan Losu bawi się śmiertelnikami. Dla zwierzoczłeka walka krasnoluda z ogrem nie była pokazem umiejętności krasnoluda ,ni trafem szczęścia ,lecz pokazem niezwykłych umiejętności jego boga. Guhdar poczuł się dumny iż nosi błogosławieństwa Kruczego Boga. Chwilę roztargnienia przerwał gwałtowny napad bólu głowy. Bestia go zignorowała ,myślała ,że zaraz mu przejdzie. Ból jednak nie ustał. Naglę oczy Guhdara zmienił swą barwę na czarną jakby nieprzepastna otchłań znajdowała się w jego mrocznym umyślę. Ból się nasilał, mroczna energia przepłynęła przez umysł zwierzoczłeka. Nie widział już nic, ciemność opanowała jego umysł. W ciemności swego umysłu ujrzał tylko mieniącą się błękitnym ogniem pochodnię. Niepewnym krokiem podszedł, choć stał nieruchomo ,rozejrzał się choć, nie poruszał swym pyskiem, usłyszał głos, choć nikt nic nie mówił...
-Widzę ,że pojąłeś co się stało.-Usłyszał głos budzący strach jak i szacunek zarazem. Barwa ów głosu była nie do opisania, zwykły śmiertelnik dawno pogrążyłby się w szaleństwie.
-Czy to ty panie?
-Nieopisane są ścieżki losu ,a ty musisz zapełnić strony owej księgi... krwią naszych wrogów...-Ten który zmieni ścieżki losu mówił coraz ciszej,choć w prawdzie nic nikt nie mówił, aż w końcu ucichł... jakby miał coś jeszcze do powiedzenia.
Oczy Guhdara wróciły do swej dawnej barwy zaś on sam powrócił do rzeczywistości. Kolejna wizja od swojego pana była motywująca, lecz inna niż poprzednie. Czuł jak jego mięśnie rosną ,a litry wiedzy spływają na jego umysł.Jego jestestwo jest coraz bogatsze...
LOS JUŻ NIEDŁUGO SIĘ DOPEŁNI!
-Widzę ,że pojąłeś co się stało.-Usłyszał głos budzący strach jak i szacunek zarazem. Barwa ów głosu była nie do opisania, zwykły śmiertelnik dawno pogrążyłby się w szaleństwie.
-Czy to ty panie?
-Nieopisane są ścieżki losu ,a ty musisz zapełnić strony owej księgi... krwią naszych wrogów...-Ten który zmieni ścieżki losu mówił coraz ciszej,choć w prawdzie nic nikt nie mówił, aż w końcu ucichł... jakby miał coś jeszcze do powiedzenia.
Oczy Guhdara wróciły do swej dawnej barwy zaś on sam powrócił do rzeczywistości. Kolejna wizja od swojego pana była motywująca, lecz inna niż poprzednie. Czuł jak jego mięśnie rosną ,a litry wiedzy spływają na jego umysł.Jego jestestwo jest coraz bogatsze...
LOS JUŻ NIEDŁUGO SIĘ DOPEŁNI!
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
Ragnax sprawdził, czy wszystkie mocowania zbroi dobrze się trzymają. Chwycił topory i wykonał kilka szybkich ciosów. Jak zwykle, jego broń była doskonale wyważona. Na końcu powoli,
wręcz ceremonialnie włożył swój czaszkowy hełm. Nareszcie nadeszła chwila jego tryumfu. Niebawem pokaże tej bandzie amatorów, że jest godzien być nazywany wybrańcem Khorna. Czuł już
wzbierającą w nim wściekłość, podczas walki stanie się jego kluczem do zwycięstwa. Ruszył ku Arenie dumny, wyprostowany. Słyszał, jak publiczność buczy po ostatniej, stanowczo za krótkiej
"walce". O tak... Ragnax zapewni im widowisko, którego czekali.
wręcz ceremonialnie włożył swój czaszkowy hełm. Nareszcie nadeszła chwila jego tryumfu. Niebawem pokaże tej bandzie amatorów, że jest godzien być nazywany wybrańcem Khorna. Czuł już
wzbierającą w nim wściekłość, podczas walki stanie się jego kluczem do zwycięstwa. Ruszył ku Arenie dumny, wyprostowany. Słyszał, jak publiczność buczy po ostatniej, stanowczo za krótkiej
"walce". O tak... Ragnax zapewni im widowisko, którego czekali.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Ragnax z Aeslingów VS Gerthard z Nuln
Wiedźmina z medytacji wyrwał szmer. Niesłyszalny dla przeciętnego śmiertelnika. Jednak on był mutantem. Chaos odcisnął na nim swoje piętno, powoli wyżerał go od środka. Gerhard otworzył oczy. Jego wzrok natychmiast przystosował się do panującego półmroku. W kącie zauważył niewielkiego szczura. Zaciekawione zwierzę ostrożnie zbliżało się do siedzącego. Gdy zaczęło obwąchiwać jego nogę, Wiedźmin błyskawicznie wyrwał sztylet z pochwy na biodrze.
- Giń skurwysynu! – zanim szczur zdążył się zorientować, leżał już przybity puginałem do podłogi
Nagle człowieka ogarnął nieuzasadniony żal i współczucie dla tego niewinnego zwierzątka.
- Wybacz, ja nie chciałem – zaczął, poczym zorientował się, że gada do martwego gryzonia – Emm… Należało ci się. Znając życie, byłbyś w przyszłości założycielem jakiegoś Skaveńskiego klanu, a ja jestem stworzony by tępić takie robactwo jak ty - rzekł pewniejszym głosem – z drugiej strony, zabijając cię bez zlecenia, odbieram sobie chleb od ust… dziwne
Wstał i lawirując pomiędzy trupami innych, również przebitych, szczurów skierował się w stronę kołka na ubrania. Zdjął swą ulubioną skórzaną kurtę i bezszelestnie wyszedł pokoju.
Zaraz za progiem leżał rozrąbany Zwierzoludź, kilka kroków dalej następny i następny. Na ich futrzastych cielskach widać było cięcia od topora. Sądząc po umiejscowieniu ran, sprawcą zgonów był jakiś Krasnolud. Nie zastanawiając się więcej ruszył dalej.
Jego zła sława zabójcy potworów wyprzedzała go na każdym kroku. Wszystkie mijane bestie obrzucały go zimnym spojrzeniem i ruszały dalej, bez jakiejkolwiek reakcji. Nie był podziwiany przez nie, jak inni zawodnicy. Gerhard udał się do niewielkiej dobudówki. Tutaj nikt nie będzie widział jego mrocznych praktyk. Usiadł między dwoma rozkładającymi się trupami i wyciągnął swoje przybory.
- Ten Chaośnik jest zadziwiająco szybki, więc… trzeba temu zaradzić – mówiąc to wyciągnął buteleczkę z podejrzaną zawartością i postawił ją na podłodze – jeszcze tylko dodać trochę alkoholu w proszku i powinno być dobrze
Wiedźmin zabełtał palcem we flakoniku i wypił zawartość jednym haustem.
- Teraz coś na wzmocnienie witalności – wyciągnął niebieską, kanciastą grudkę i bez namysłu połknął tabletkę
Jego całe ciało wskazywało, że preparaty zaczynają działać. Członki poruszały się jakby szybciej, a i krzepy nie brakowało
- No to czas ruszać na arenę!
Gerhard musiał chwilę czekać na swojego przeciwnika. Gdy ten wszedł, całe trybuny zawrzały. Bestie próbowały wykrzyczeć jego imię, lecz średnio im to wychodziło. Jednak Ragnax’owi to nie przeszkadzało i swymi okrzykami podjudzał tłum do coraz większej rozróby. Na dźwięk gongu przeciwnicy ruszyli na siebie. Podczas szarży Maruder wył niemiłosiernie, a jego hełm zdawał się krzyczeć razem z nim. Jednak dzięki swym preparatom Wiedźmin ze spokojem oczekiwał, aż przeciwnik znajdzie się w jego zasięgu. Chaośnik podbiegł wystarczająco blisko i taniec śmierci się rozpoczął.
Ragnax na przemian zamachiwał się obydwoma toporami, starając się dosięgnąć przeciwnika, ale człowiek z łatwością unikał ciosów. Jednak wiedziony szałem Maruder nie dawał mu szans na kontratak, toteż w oczach Bestii, walka stawała się nużąca. Po długiej wymianie ciosów Wiedźmin poczuł uderzenie w plecy, lecz nie przejął się nim zbytnio. Ale po chwili dostał znowu i znowu. Wykonują piruet, człowiek zauważył, że rozwścieczony tłum rzucał w niego kawałkami swego pobratymca. Nagle w pierś trafiła go lecąca głowa, przez co wypadł z rytmu. Korzystając z okazji Ragnax ciął obydwoma toporami na krzyż. Gerhard otworzył usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Z trybun dochodziły go dzikie śmiechy. Jednak jemu nie było zbytnio do śmiechu, rany jątrzyły się, nie pozwalając mu skutecznie unikać. Wykorzystując chwilę nieuwagi przeciwnika, szybko opróżnił niewielką buteleczkę z miksturą leczniczą . W geście rozpaczliwej obrony Wiedźmin, unikając ciosów, wycofał się pod ścianę areny. I to był błąd. Jeden ze zwierzoludzi, chcąc pomóc swemu idolowi, złapał Wiedźmina za ramiona. Ragnax wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmiechu. Wyrzucił jeden topór, a drugi objął obydwoma rękami. Zamachnął się na głowę przeciwnika. Raz, a dobrze.
Fontanna krwi z rozerwanej tętnicy chlusnęła na Marudera. Ten wziął za włosy głowę pokonanego i uniósł w górę.
Wiedźmina z medytacji wyrwał szmer. Niesłyszalny dla przeciętnego śmiertelnika. Jednak on był mutantem. Chaos odcisnął na nim swoje piętno, powoli wyżerał go od środka. Gerhard otworzył oczy. Jego wzrok natychmiast przystosował się do panującego półmroku. W kącie zauważył niewielkiego szczura. Zaciekawione zwierzę ostrożnie zbliżało się do siedzącego. Gdy zaczęło obwąchiwać jego nogę, Wiedźmin błyskawicznie wyrwał sztylet z pochwy na biodrze.
- Giń skurwysynu! – zanim szczur zdążył się zorientować, leżał już przybity puginałem do podłogi
Nagle człowieka ogarnął nieuzasadniony żal i współczucie dla tego niewinnego zwierzątka.
- Wybacz, ja nie chciałem – zaczął, poczym zorientował się, że gada do martwego gryzonia – Emm… Należało ci się. Znając życie, byłbyś w przyszłości założycielem jakiegoś Skaveńskiego klanu, a ja jestem stworzony by tępić takie robactwo jak ty - rzekł pewniejszym głosem – z drugiej strony, zabijając cię bez zlecenia, odbieram sobie chleb od ust… dziwne
Wstał i lawirując pomiędzy trupami innych, również przebitych, szczurów skierował się w stronę kołka na ubrania. Zdjął swą ulubioną skórzaną kurtę i bezszelestnie wyszedł pokoju.
Zaraz za progiem leżał rozrąbany Zwierzoludź, kilka kroków dalej następny i następny. Na ich futrzastych cielskach widać było cięcia od topora. Sądząc po umiejscowieniu ran, sprawcą zgonów był jakiś Krasnolud. Nie zastanawiając się więcej ruszył dalej.
Jego zła sława zabójcy potworów wyprzedzała go na każdym kroku. Wszystkie mijane bestie obrzucały go zimnym spojrzeniem i ruszały dalej, bez jakiejkolwiek reakcji. Nie był podziwiany przez nie, jak inni zawodnicy. Gerhard udał się do niewielkiej dobudówki. Tutaj nikt nie będzie widział jego mrocznych praktyk. Usiadł między dwoma rozkładającymi się trupami i wyciągnął swoje przybory.
- Ten Chaośnik jest zadziwiająco szybki, więc… trzeba temu zaradzić – mówiąc to wyciągnął buteleczkę z podejrzaną zawartością i postawił ją na podłodze – jeszcze tylko dodać trochę alkoholu w proszku i powinno być dobrze
Wiedźmin zabełtał palcem we flakoniku i wypił zawartość jednym haustem.
- Teraz coś na wzmocnienie witalności – wyciągnął niebieską, kanciastą grudkę i bez namysłu połknął tabletkę
Jego całe ciało wskazywało, że preparaty zaczynają działać. Członki poruszały się jakby szybciej, a i krzepy nie brakowało
- No to czas ruszać na arenę!
Gerhard musiał chwilę czekać na swojego przeciwnika. Gdy ten wszedł, całe trybuny zawrzały. Bestie próbowały wykrzyczeć jego imię, lecz średnio im to wychodziło. Jednak Ragnax’owi to nie przeszkadzało i swymi okrzykami podjudzał tłum do coraz większej rozróby. Na dźwięk gongu przeciwnicy ruszyli na siebie. Podczas szarży Maruder wył niemiłosiernie, a jego hełm zdawał się krzyczeć razem z nim. Jednak dzięki swym preparatom Wiedźmin ze spokojem oczekiwał, aż przeciwnik znajdzie się w jego zasięgu. Chaośnik podbiegł wystarczająco blisko i taniec śmierci się rozpoczął.
Ragnax na przemian zamachiwał się obydwoma toporami, starając się dosięgnąć przeciwnika, ale człowiek z łatwością unikał ciosów. Jednak wiedziony szałem Maruder nie dawał mu szans na kontratak, toteż w oczach Bestii, walka stawała się nużąca. Po długiej wymianie ciosów Wiedźmin poczuł uderzenie w plecy, lecz nie przejął się nim zbytnio. Ale po chwili dostał znowu i znowu. Wykonują piruet, człowiek zauważył, że rozwścieczony tłum rzucał w niego kawałkami swego pobratymca. Nagle w pierś trafiła go lecąca głowa, przez co wypadł z rytmu. Korzystając z okazji Ragnax ciął obydwoma toporami na krzyż. Gerhard otworzył usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Z trybun dochodziły go dzikie śmiechy. Jednak jemu nie było zbytnio do śmiechu, rany jątrzyły się, nie pozwalając mu skutecznie unikać. Wykorzystując chwilę nieuwagi przeciwnika, szybko opróżnił niewielką buteleczkę z miksturą leczniczą . W geście rozpaczliwej obrony Wiedźmin, unikając ciosów, wycofał się pod ścianę areny. I to był błąd. Jeden ze zwierzoludzi, chcąc pomóc swemu idolowi, złapał Wiedźmina za ramiona. Ragnax wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmiechu. Wyrzucił jeden topór, a drugi objął obydwoma rękami. Zamachnął się na głowę przeciwnika. Raz, a dobrze.
Fontanna krwi z rozerwanej tętnicy chlusnęła na Marudera. Ten wziął za włosy głowę pokonanego i uniósł w górę.
Yo niemożliwe! Niemożliwe, niemożliwe! Bogowie najpierw mnie obdarowujecie prezentem by potem zabrać mi to co dla Krasnoluda najważniejsze.
Naachimem nadal targały emocje. Musi czymś zabić tego kaca, a w okół tylko piwa, miody i woda... Zastanawiał się czy nie opuścić areny. Na trzeźwo nie dało się słuchać tych jęków.
Naachim wygrałeś. Wszyscy o Tobie mówią! Jesteś najlepszy. powiedział młody chłopak służący Krasnoludowi.
Naachim popatrzył na chłopca i zastanawiał się o czym on mówi. Co wygrałem? Jaka walka?
W tym momencie spojrzał na zakrwawiony topór. Nic nie pamiętał. Wiedział tylko, że ktoś musi odpowiedzieć za zniknięcie jego wódki. Był zły! Naprawdę zły...
Naachimem nadal targały emocje. Musi czymś zabić tego kaca, a w okół tylko piwa, miody i woda... Zastanawiał się czy nie opuścić areny. Na trzeźwo nie dało się słuchać tych jęków.
Naachim wygrałeś. Wszyscy o Tobie mówią! Jesteś najlepszy. powiedział młody chłopak służący Krasnoludowi.
Naachim popatrzył na chłopca i zastanawiał się o czym on mówi. Co wygrałem? Jaka walka?
W tym momencie spojrzał na zakrwawiony topór. Nic nie pamiętał. Wiedział tylko, że ktoś musi odpowiedzieć za zniknięcie jego wódki. Był zły! Naprawdę zły...
www.shaga.pl (już nie taki) nowy (ale na pewno najlepszy) sklep Gdynia ul.Morska 173
Dwie pionowe szparki, będące oczami wiedźmina, wbijały w Ragnaxa swój martwy wzrok. To mu jednak nie przeszkadzało, stał obryzgany krwią i wykrzykiwał raz po raz imię swego pana, wymachując zdobycznym czerepem. Furia powoli ustępowała miejsca zwycięskiemu amokowi. Czempion pokazał tej hołocie, kogo NAPRAWDĘ należy się bać. Teraz miał zamiar ofiarować Khornowi czaszkę wiedźmina, jako zapowiedź przyszłych zwycięstw. Miał dziwne przeczucie, że odniesie ich jeszcze sporo.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
I tak zakończył żywot Gerthard z Nuln. Do dziś niepokonany wiedźmin, mordujący potwory z całego świata. Widocznie był za słaby na walkę z najlepszymi...
Aighh Walka była sprzedana
Szkoda że skończyło się tak wcześnie
Zgrabnie opisana walka
Od dziś kibicuje Katowi
Pozdrawiam. Warlock.
Krzyżu pisze:rozwścieczony tłum rzucał w niego kawałkami swego pobratymca
Krzyżu pisze:Jeden ze zwierzoludzi, chcąc pomóc swemu idolowi, złapał Wiedźmina za ramiona.
Aighh Walka była sprzedana
Szkoda że skończyło się tak wcześnie
Zgrabnie opisana walka
Od dziś kibicuje Katowi
Pozdrawiam. Warlock.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Moja walka wypadła akurat na święta. Pewnie dziś nie będzie, no nic... Idę ,bo święta są!
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"