Arena nr 29 (Ogrze królestwa)
Arena nr 29 (Ogrze królestwa)
Wstał wczesny świt. W wiosce, zamieszkiwanej jeszcze kiedyś przez Olaga Czaszkogniota, wciąż cieszyła się dobrą kondycją i niesłychanym respektem wśród okolicznych plemion. Przede wszystkim była duża. Duża, to znaczy żyło tu dużo ogrow, potężny Tyran, ktory nie daje się zrzucić z tronu, a i wielu potężnych rzeźników zjadło tu swój pierwszy kęs mięsa.
Jednak i w takich miejscach mogą nastąpić rewolucje.
-Przywołać mi tu szybko Knykciozgrzyt!- Zażądał twardo Tyran, Glomgor Twardobrzuchy. Był zły. Przez to, że był za silny, nie miał wielu przeciwników do walki na brzuchy. Forma jego spadała, mógł nawet podejrzewać, że współplemieńcy tylko na to czekają.
Ale i ich walki już go nudziły, był to o wiele ważniejszy powod do zmartwień. Nie powinien się nudzić, bo zacznie zabijać.
Zaraz i zjawił się Knykciozgrzyt, prowadzony przez posłuszne wodzowi gnoblary. Zielone pokurcze, stworzone by służyć... ale co najmniej zabawne.
-Pan... Ty chcieć coś ode ja. Jak Ty się nudzić, dziś wieczór walka... Osławiony Krwiombrodaty i...
-Cicho być! Ja mówić... Walki nudne. Ty mieć jakiś pomysł? Inne walki! Może na połdupki, na bicepsa...
I nastąpiła lekko niezręczna cisza.
-Ja wiedzieć! Słyszeć, że niektóry ogr wybierajo sie w daleka kraina, by walczyć na arena na śmierć i życie. Wszyscy tam. I orki, ludziki, kudłate gnojki... Mamy doły, mamy gościna...
Glomgor już wiedział co chce powiedzieć ogr. Jego otłuszczoną i szczerbatą mordę, rozjaśnił jakby nieco wesoły uśmiech dziecka.
-Zorganizować arena!
To moja pierwsza próba... więc bądźcie wyrozumiali Oto więc zasady:
Uczestnictwo w arenie wymaga podania, jak następuje:
- Imię postaci
- rasa
- klasa
-Broń lub bronie, którą wybieramy z listy oręża.
- Zbroja lub jej brak.
- Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
- Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności.
- Mutacja (jeśli dotyczy)
- Historia Postaci, czyli skąd dowiedziała się o turnieju w Ogrzych Królestwach
Każdej postaci przysługuje wybór jednego typu oręża (walka dwoma brońmy liczy się jako jeden wybór), jednej Zbroi ( z wyjątkiem Tarczy i Hełmu, które możemy wybrać dodatkowo, nie wykorzystując limitu zbroi), jednej Umiejętności Specjalnej i jednego Ekwipunku.
Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane na tej Arenie z jednym wyjątkiem w postaci zasady Armed to da Theef, której specyfika utrudniała by sprawne prowadzenie walk. Jako rekompensata Bohaterowie, którzy posiadali tą umiejętność, mogą wybrać dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Skinki, Skaveński Wódz, Gnoblar Choncho, Ludzie maści wszelakiej, Dzierżyciel Ikony, Gobliny, Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną oraz bonusowy Ekwipunek.
-Zabójcy Skaveńscy i Druchii, Pani Śmierci, Maruderzy nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, klasy wood-elfickie i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Ogry oraz Minotaury posiadają jedynie jedną Umiejętność Specjalną lub Ekwipunek.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi.
-Branchwraithy nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku.Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Demony w postaci Heroldów dopuszczone, lecz nie mogą wybierać broni oraz ekwipunku. Rekompensuje im to możność wyboru jednej Mutacji oraz jednej Umiejętności Specjalnej. Posiadają tożsamy z rodzajem Demona oręż:
Khorne- Piekielne Ostrze(Dwuręczny Miecz)
Nurgle-Korbacz Dwuręczny
Slaanesh- Bicz
Tzeentch-Kostur(jak włócznia)
-Gnoblary z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
-Wojownicy Chaosu i Zwierzoludzie mogą miast ekwipunku, wybrać jedną mutację dostępną z sekcji Mutacje.
Bronie:
Kastety
Pazury bitewne
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Wlócznia
Młot
Halabarda Czarnej straży (czarna straż only)
Młot białych wilków(only biały wilk)
Podręczna armata(Dla ołowiomiotaczy)
Draich(egzekutorzy)
Włócznia wiecznej straży(dla tychże)
Broń tancerzy wojny(dla tychże)
Hochlandzki muszkiet(imperialiści)
Korbacz
Maczuga
Rembak(orcs only)
Wakizashi
Morgensztern
Bicz
Miecz dwuręczny
Topór dwuręczny
Cep Bojowy
Proca
Kusza pistoletowa(Mroczne elfy)
Plujka(skinki)
Noże do rzucania
Pistolet/para pistoletów
Kula fanatyka(Nocne gobliny)
Krótki łuk
Długi łuk
Kusza
Zbroje:
Hełmy:
Garnczkowy
Basinet
Barbuta
Łebka
Normandzki
Salada
Szyszak
Sam kaptur kolczy
Kapalin
Napierśnik+naramienniki:
Zbroja łuskowa
Zbroja płytowa
Kirys
Brygantyna
Wyprawiona skóra
Sama kolczuga
Nagoleniki:
Płytowe
Folgowe
Kolcze
Z wyprawionej skóry
Tarcza:
Puklerz(można używać dwóch broni, bądź broni dwuręcznej)
Średnia okrągła
Średnia trójkątna
Pawęż
Migdałowa
Zbroja może być wykonana z Gromrilu(krasnoludy), Ilthimaru(elfy), bądź naznaczona piętnem chaosu.
Ekwipunek:
Amulet trzykrotnie błogosławionej miedzi
Pierścień protekcji
Święty oręż
Bomby zapalające
Paraliżująca toksyna
Bugman XXXXXX
Obręcz szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik(Nocne gobliny)
Wiadro podejrzanej, Kiślevskiej vodki
Nie/Święta ikona
Korzeń wielkiego dębu(leśne elfy)
Lwi płaszcz(wysokie elfy)
Okular z górskiego szkła
Obsydianowe wykończenie broni
Wampiryczny oręż
Mięso trolla(gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Płaszcz z morskiego smoka(mroczne elfy)
Personalna księga krzywd(krasnoludy)
Żałobne ostrze
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Runiczny oręż
Stymulant
Trucizna jadowa
Trucizna mantykory
Usypiacz
Woda święcona
Wyostrzenie broni
Ząbkowane ostrze
Eksperymentalna broń:
Mini miotacz spacz-płomienia(Skaveny)
Krasnoludzka niezawodna strzelba(krasnoludy)
Hochlandzka eksperymentalna rusznica(imperium)
Specjalne umiejętności:
Niekontrolowany szał
Onieśmielający
Wytrawny demagog
Wirujący atak
Błogosławiony przez Panią(Bretończycy)
Honor i cnota
Defensywny styl walki
Ofensywny styl walki
Szaleńczy styl walki
Błogosławiony przez duchy lasu (leśne elfy)
Wytrawny taktyk
Mistrz oręża
Obrońca pokrzywdzonych
Kensai
Niejedno widział w swym życiu
Celne ciosy
Mistrz fechtunku
Niesamowite szczęście
Tarczownik(wymaga tarczy)
Sadysta
Wytrzymały
Dekapitator
Błyskawiczny blok
Sprawny kontratak
Tysiącletnie wyszkolenie
Fanatyzm
Wszechwiedzący
Zguba demonów
Skłonności masochistyczne
Zguba śmiertelnych
Łaska bogów
Błyskawiczny unik
Niezwykle silny
Wytrwały, niczym góra
Rasista
Starożytny władca(wampiry, królowie grobowców)
Zabójcza klątwa
Dłoń losu
Intrygant
Kontakty z półświatkiem
Syn słońca, brat księżyca
Opętanie
Łowca czarownic
Nemesis nieumarłych
Gladiator
Niewrażliwy na ból
Sokole oko
Mutacje:
Obrzydliwie opasły
Śluzowate ciało
Dodatkowe kończyny
Podmieniec
Spaczona wola
Zwierzęce kończyny
Trująca krew
Pasożytniczy bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Psychopatyczna mizantropia
Płomienne ciało
Potęzne rogi
Macki
Bestia o tysiącu oczu
Likantropia
Żywiciel tysiąca plag
Odurzające piżmo
Kły jadowe
Oblicze demona
Wywrócony na wierzch
Przerażające aparycje
Ognisty dech
Nienaturalny refleks
I... enjoy!
Jednak i w takich miejscach mogą nastąpić rewolucje.
-Przywołać mi tu szybko Knykciozgrzyt!- Zażądał twardo Tyran, Glomgor Twardobrzuchy. Był zły. Przez to, że był za silny, nie miał wielu przeciwników do walki na brzuchy. Forma jego spadała, mógł nawet podejrzewać, że współplemieńcy tylko na to czekają.
Ale i ich walki już go nudziły, był to o wiele ważniejszy powod do zmartwień. Nie powinien się nudzić, bo zacznie zabijać.
Zaraz i zjawił się Knykciozgrzyt, prowadzony przez posłuszne wodzowi gnoblary. Zielone pokurcze, stworzone by służyć... ale co najmniej zabawne.
-Pan... Ty chcieć coś ode ja. Jak Ty się nudzić, dziś wieczór walka... Osławiony Krwiombrodaty i...
-Cicho być! Ja mówić... Walki nudne. Ty mieć jakiś pomysł? Inne walki! Może na połdupki, na bicepsa...
I nastąpiła lekko niezręczna cisza.
-Ja wiedzieć! Słyszeć, że niektóry ogr wybierajo sie w daleka kraina, by walczyć na arena na śmierć i życie. Wszyscy tam. I orki, ludziki, kudłate gnojki... Mamy doły, mamy gościna...
Glomgor już wiedział co chce powiedzieć ogr. Jego otłuszczoną i szczerbatą mordę, rozjaśnił jakby nieco wesoły uśmiech dziecka.
-Zorganizować arena!
To moja pierwsza próba... więc bądźcie wyrozumiali Oto więc zasady:
Uczestnictwo w arenie wymaga podania, jak następuje:
- Imię postaci
- rasa
- klasa
-Broń lub bronie, którą wybieramy z listy oręża.
- Zbroja lub jej brak.
- Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
- Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności.
- Mutacja (jeśli dotyczy)
- Historia Postaci, czyli skąd dowiedziała się o turnieju w Ogrzych Królestwach
Każdej postaci przysługuje wybór jednego typu oręża (walka dwoma brońmy liczy się jako jeden wybór), jednej Zbroi ( z wyjątkiem Tarczy i Hełmu, które możemy wybrać dodatkowo, nie wykorzystując limitu zbroi), jednej Umiejętności Specjalnej i jednego Ekwipunku.
Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane na tej Arenie z jednym wyjątkiem w postaci zasady Armed to da Theef, której specyfika utrudniała by sprawne prowadzenie walk. Jako rekompensata Bohaterowie, którzy posiadali tą umiejętność, mogą wybrać dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Skinki, Skaveński Wódz, Gnoblar Choncho, Ludzie maści wszelakiej, Dzierżyciel Ikony, Gobliny, Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną oraz bonusowy Ekwipunek.
-Zabójcy Skaveńscy i Druchii, Pani Śmierci, Maruderzy nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, klasy wood-elfickie i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Ogry oraz Minotaury posiadają jedynie jedną Umiejętność Specjalną lub Ekwipunek.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi.
-Branchwraithy nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku.Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Demony w postaci Heroldów dopuszczone, lecz nie mogą wybierać broni oraz ekwipunku. Rekompensuje im to możność wyboru jednej Mutacji oraz jednej Umiejętności Specjalnej. Posiadają tożsamy z rodzajem Demona oręż:
Khorne- Piekielne Ostrze(Dwuręczny Miecz)
Nurgle-Korbacz Dwuręczny
Slaanesh- Bicz
Tzeentch-Kostur(jak włócznia)
-Gnoblary z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
-Wojownicy Chaosu i Zwierzoludzie mogą miast ekwipunku, wybrać jedną mutację dostępną z sekcji Mutacje.
Bronie:
Kastety
Pazury bitewne
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Wlócznia
Młot
Halabarda Czarnej straży (czarna straż only)
Młot białych wilków(only biały wilk)
Podręczna armata(Dla ołowiomiotaczy)
Draich(egzekutorzy)
Włócznia wiecznej straży(dla tychże)
Broń tancerzy wojny(dla tychże)
Hochlandzki muszkiet(imperialiści)
Korbacz
Maczuga
Rembak(orcs only)
Wakizashi
Morgensztern
Bicz
Miecz dwuręczny
Topór dwuręczny
Cep Bojowy
Proca
Kusza pistoletowa(Mroczne elfy)
Plujka(skinki)
Noże do rzucania
Pistolet/para pistoletów
Kula fanatyka(Nocne gobliny)
Krótki łuk
Długi łuk
Kusza
Zbroje:
Hełmy:
Garnczkowy
Basinet
Barbuta
Łebka
Normandzki
Salada
Szyszak
Sam kaptur kolczy
Kapalin
Napierśnik+naramienniki:
Zbroja łuskowa
Zbroja płytowa
Kirys
Brygantyna
Wyprawiona skóra
Sama kolczuga
Nagoleniki:
Płytowe
Folgowe
Kolcze
Z wyprawionej skóry
Tarcza:
Puklerz(można używać dwóch broni, bądź broni dwuręcznej)
Średnia okrągła
Średnia trójkątna
Pawęż
Migdałowa
Zbroja może być wykonana z Gromrilu(krasnoludy), Ilthimaru(elfy), bądź naznaczona piętnem chaosu.
Ekwipunek:
Amulet trzykrotnie błogosławionej miedzi
Pierścień protekcji
Święty oręż
Bomby zapalające
Paraliżująca toksyna
Bugman XXXXXX
Obręcz szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik(Nocne gobliny)
Wiadro podejrzanej, Kiślevskiej vodki
Nie/Święta ikona
Korzeń wielkiego dębu(leśne elfy)
Lwi płaszcz(wysokie elfy)
Okular z górskiego szkła
Obsydianowe wykończenie broni
Wampiryczny oręż
Mięso trolla(gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Płaszcz z morskiego smoka(mroczne elfy)
Personalna księga krzywd(krasnoludy)
Żałobne ostrze
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Runiczny oręż
Stymulant
Trucizna jadowa
Trucizna mantykory
Usypiacz
Woda święcona
Wyostrzenie broni
Ząbkowane ostrze
Eksperymentalna broń:
Mini miotacz spacz-płomienia(Skaveny)
Krasnoludzka niezawodna strzelba(krasnoludy)
Hochlandzka eksperymentalna rusznica(imperium)
Specjalne umiejętności:
Niekontrolowany szał
Onieśmielający
Wytrawny demagog
Wirujący atak
Błogosławiony przez Panią(Bretończycy)
Honor i cnota
Defensywny styl walki
Ofensywny styl walki
Szaleńczy styl walki
Błogosławiony przez duchy lasu (leśne elfy)
Wytrawny taktyk
Mistrz oręża
Obrońca pokrzywdzonych
Kensai
Niejedno widział w swym życiu
Celne ciosy
Mistrz fechtunku
Niesamowite szczęście
Tarczownik(wymaga tarczy)
Sadysta
Wytrzymały
Dekapitator
Błyskawiczny blok
Sprawny kontratak
Tysiącletnie wyszkolenie
Fanatyzm
Wszechwiedzący
Zguba demonów
Skłonności masochistyczne
Zguba śmiertelnych
Łaska bogów
Błyskawiczny unik
Niezwykle silny
Wytrwały, niczym góra
Rasista
Starożytny władca(wampiry, królowie grobowców)
Zabójcza klątwa
Dłoń losu
Intrygant
Kontakty z półświatkiem
Syn słońca, brat księżyca
Opętanie
Łowca czarownic
Nemesis nieumarłych
Gladiator
Niewrażliwy na ból
Sokole oko
Mutacje:
Obrzydliwie opasły
Śluzowate ciało
Dodatkowe kończyny
Podmieniec
Spaczona wola
Zwierzęce kończyny
Trująca krew
Pasożytniczy bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Psychopatyczna mizantropia
Płomienne ciało
Potęzne rogi
Macki
Bestia o tysiącu oczu
Likantropia
Żywiciel tysiąca plag
Odurzające piżmo
Kły jadowe
Oblicze demona
Wywrócony na wierzch
Przerażające aparycje
Ognisty dech
Nienaturalny refleks
I... enjoy!
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
- Imię postaci: Warke
- rasa: Skaven
- klasa: assassin (były)
- Broń: 2x sztylet
- Zbroja: brak
- Ekwipunek: Pierścień Protekcji
- Umiejętności specjalne: Błyskawiczny unik
Nazywają mnie Warke. Jestem Skavenem. Wychowywałem się u ludzi. Byłem wtedy małym szczurkiem, ulubieńcem dzieci. Kochałem moich panów. Karmili mnie, bawili się ze mną. Niestety, ta sielanka się skończyła. Pewnego dnia, do domu wtargnęli klanbracia klanu Eshin. Zabili moich panów! Byłem wtedy małym szczurkiem, nie wiedziałem, co się dzieje. Porwali mnie i siła wciskali spaczeń. Przez przyjęcie takiej dawki w takim krótkim czasie, zapomniałem, co było dawniej. Kiedy dorosłem, Wielki Mistrz Asasynów, Herik, zabrał mnie do ośrodka szkolenia asasynów. Uczyłem się tam przez cztery lata, zanim Wielki Mistrz wysłał mnie na pierwszą misję. Była to misja zabicia Bretońskiego generała. Wypuściłem szczury przed jego namiot. Straże uciekły. Myślałby kto, żeby chociaż straże generała tak nie panikowały przed moimi małymi braćmi... Wszedłem tam i zanim zdążył wykonać choć ruch, wbiłem mu mój sztylet w gardło. Wyjąłem sztylet i odszedłem. Herik wysyłał mnie na niezliczone misje. W końcu, kazał mi zabić Jednego z Kapłanów Zarazy klanu Pestilens. Poszedłem, aby wykonać zadanie, ale targały mną wątpliwości. Czy powinienem to zrobić? Przecież to mój brat… Przyszedłem i wbiłem sztylet w gardło Kapłana. Jednak zacząłem sobie powoli przypominać, jak się tu znalazłem. Wszedłem do gabinetu Wielkiego Mistrza Asasynów. Znalazłem tam dokumenty o mnie. Wtedy przypomniałem sobie wszystko. WSZYSTKO! Uciekłem od Herika. Ukrywałem się wszędzie, polowali na mnie inni asasyni. Znienawidziłem mojego dawnego Mistrza. Cały mój świat to były rozmyślania, jak go zabić, przeplatane ucieczkami przed innymi asasynami. Wiele razy ratowałem dzieci przez śmiercią. Dotąd kocham dzieci… Ale dlaczego moi dawni panowie musieli umrzeć? DLACZEGO!? Uciekłem aż tutaj, na Arenę. Na drzwiach zobaczyłem ogłoszenie, mówiące o tym, że niedługo odbędą się zawody i są prowadzone zapisy. Uznałem, że jedynym sposobem na wyćwiczenie się dość dobrze, aby zabić Herika, jest wzięcie udziału w walkach. A jeśli zginę… No cóż, i tak w końcu bym zginął od sługusów Wielkiego Mistrza, jeśli bym tego nie zrobił.. Myślę, że zjednam sobie publiczność. Jako jedyny ze skavenów dbałem o wygląd. Zrobiłem sobie mały grzebień, codziennie się czesałem i myłem. Robię to aż do dziś. Zgłosiłem się do walk na Arenie, myśląc, że po zabiciu Herika będę miał spokój aż do śmierci. Chyba, że nastąpi tutaj, na arenie.
- rasa: Skaven
- klasa: assassin (były)
- Broń: 2x sztylet
- Zbroja: brak
- Ekwipunek: Pierścień Protekcji
- Umiejętności specjalne: Błyskawiczny unik
Nazywają mnie Warke. Jestem Skavenem. Wychowywałem się u ludzi. Byłem wtedy małym szczurkiem, ulubieńcem dzieci. Kochałem moich panów. Karmili mnie, bawili się ze mną. Niestety, ta sielanka się skończyła. Pewnego dnia, do domu wtargnęli klanbracia klanu Eshin. Zabili moich panów! Byłem wtedy małym szczurkiem, nie wiedziałem, co się dzieje. Porwali mnie i siła wciskali spaczeń. Przez przyjęcie takiej dawki w takim krótkim czasie, zapomniałem, co było dawniej. Kiedy dorosłem, Wielki Mistrz Asasynów, Herik, zabrał mnie do ośrodka szkolenia asasynów. Uczyłem się tam przez cztery lata, zanim Wielki Mistrz wysłał mnie na pierwszą misję. Była to misja zabicia Bretońskiego generała. Wypuściłem szczury przed jego namiot. Straże uciekły. Myślałby kto, żeby chociaż straże generała tak nie panikowały przed moimi małymi braćmi... Wszedłem tam i zanim zdążył wykonać choć ruch, wbiłem mu mój sztylet w gardło. Wyjąłem sztylet i odszedłem. Herik wysyłał mnie na niezliczone misje. W końcu, kazał mi zabić Jednego z Kapłanów Zarazy klanu Pestilens. Poszedłem, aby wykonać zadanie, ale targały mną wątpliwości. Czy powinienem to zrobić? Przecież to mój brat… Przyszedłem i wbiłem sztylet w gardło Kapłana. Jednak zacząłem sobie powoli przypominać, jak się tu znalazłem. Wszedłem do gabinetu Wielkiego Mistrza Asasynów. Znalazłem tam dokumenty o mnie. Wtedy przypomniałem sobie wszystko. WSZYSTKO! Uciekłem od Herika. Ukrywałem się wszędzie, polowali na mnie inni asasyni. Znienawidziłem mojego dawnego Mistrza. Cały mój świat to były rozmyślania, jak go zabić, przeplatane ucieczkami przed innymi asasynami. Wiele razy ratowałem dzieci przez śmiercią. Dotąd kocham dzieci… Ale dlaczego moi dawni panowie musieli umrzeć? DLACZEGO!? Uciekłem aż tutaj, na Arenę. Na drzwiach zobaczyłem ogłoszenie, mówiące o tym, że niedługo odbędą się zawody i są prowadzone zapisy. Uznałem, że jedynym sposobem na wyćwiczenie się dość dobrze, aby zabić Herika, jest wzięcie udziału w walkach. A jeśli zginę… No cóż, i tak w końcu bym zginął od sługusów Wielkiego Mistrza, jeśli bym tego nie zrobił.. Myślę, że zjednam sobie publiczność. Jako jedyny ze skavenów dbałem o wygląd. Zrobiłem sobie mały grzebień, codziennie się czesałem i myłem. Robię to aż do dziś. Zgłosiłem się do walk na Arenie, myśląc, że po zabiciu Herika będę miał spokój aż do śmierci. Chyba, że nastąpi tutaj, na arenie.
nieregulaminowy podpis usunięty- administracja
Mroczni Bogowie Cię błogosławią, nindza
Imię : Istavan von Carstein
Rasa\klasa : Wampir
Broń : Długi miecz (niezwykle drogi i bogato zdobiony, z rękojeścią wykładaną kamieniami szlachetnymi).
Zbroja: Długa, czarna peleryna i kolczuga, kolcze nagolenniki
Ekwipunek : Mistrzowska broń
Umiejętność : Zguba śmiertelnych
Udo z trudem odpiął od pasa skórzany bukłak pełen najpodlejszej gorzały w całym Imperium i walcząc z drżeniem rąk przyłożył go do ust. Sądził, że alkohol nieco go uspokoi. Mylił się. Żadna wóda świata nie zmieniłaby faktu, że właśnie znajduje się w najgorszym możliwym miejscu o najgorszej możliwej porze. Spojrzał w niebo i zaklął cicho.
Słońce zachodziło nad lasami Sylvanii.
- Kurwa, co nam strzeliło do głowy ? - powiedział, a raczej szepnął sam do siebie - Mogliśmy dać się złapać. Może zesłaliby nas do kamieniołomów. Albo może...
- Zamknij ryj, Udo - Raginis, szef bandy, siedział na ziemi z toporem na kolanach - Jak będziesz cicho to może jakoś dotrwamy do rana... - Rzekł hardo, mimo że sam nie wierzył w to co mówił. W takich paskudnych sytuacjach jak ta, człowiekowi całe życie staje przed oczami. Nie inaczej było z Raginisem. Bandyta nigdy niczego nie żałował, lecz mimo to stwierdził, że w całym życiu popełnił masę błędów.
Rzucenie studiów na uniwersytecie w Nuln było błędem. Przyłączenie się do szajki rzezimieszków było błędem. Niedawny atak na karawanę kupiecką pod patronatem Stirlandu był błędem. I w końcu ucieczka w mroczne lasy Sylvanii w celu zgubienia pościgu była niewybaczalnym błędem. Taaaak... Trzeba było wiać na południe, może jakimś cudem dotarliby na ziemie Książąt Granicznych, zaciągnęliby się na służbę u któregoś z tamtejszych watażków i prowadziliby całkiem niezłe życie, z dala od Imperium i innych kłopotów. Ale teraz było już za poźno. Siedzieli w sześciu chłopa w ruinach czegoś, co zapewne kiedyś było młynem i modlili się do wszystkich znanych im bogów, aby ta noc nie okazała się ich ostatnią.
W oddali dało się usłyszeć wycie wilka. To znaczy, wszyscy mieli nadzieję że to był wilk. Poza tym okolica zdawała się być, nomen omen, wymarła. Żaden dźwięk, żaden liść szeleszczący na wietrze nie mącił grobowej ciszy. Raginis pomyślał, że to może nawet dobrze. Usłyszą wszystko, co spróbuje się podkraść do ich prowizorycznego obozu. Spojrzał po swoich towarzyszach. Udo chlał na umór, Jorgen, Hans i Helmut, trójka braci z Middenheim, czyścili pistolety, nerwowo rozglądając się na boki, a Heinrich, kiedyś kupiec z Talabheim, siedział pod zrujnowaną ścianą z podkulonym nogami. Wyglądał, jakby miał się rozpłakać.
Nagle w pobliskich zaroślach coś zawyło tak potwornie, że Raginis odruchowo zakrył uszy rękoma. Wszyscy, jak na komendę, zerwali się na równe nogi z bronią gotową do walki. Heinrich zaczał szlochać,
gdy bracia z Middenheim wystrzelili z pistoletów w stronę kosmatych kształtów w ciemności, pędzących w ich stronę. Potwory zawyły ponownie, tym razem z bólu. Jeden zdołał dotrzeć w zasięg światła pochodni, które bandyci zaraz zapalili. Czekał tam na niego Udo, który jednym ciosem korbacza rozwalił czaszkę bestii na drobne kawałeczki. Truchło ghula upadło na ziemię, obryzgując wszystko dookoła cuchnącą posoką. Na krótką chwilę zapanowała cisza. Wszycy wpatrywali się w mrok, starając się zidentyfikować kolejne cele. Nagle rozległ się charakterystyczny dźwięk ludzkiej głowy uderzającej o podłoże. Raginis odrwócił się z toporem gotowym do ataku, gdy zobaczył bezgłowy zezwłok Heinricha i szkieletowego wojownika z zardzewiałym ostrzem w dłoni.
- SZKIELETY ! - Wrzasnął i zaszarżował na nieumarłego. Jednym, potężnym ciosem zniszczył abominację, łamiąc co ważniejsze kości.
- Raginis - Wychrypiał Helmut zdrętwiałymi ze strachu ustami. Herszt bandy spojrzał i po raz pierwszy w życiu śmiertelnie się przeraził.
Z ziemi dookoła ruin zaczęli wypełzać nieumarli. Na wpół zgniłe zwłoki, animowane przez plugawą czarną magię, kuśtykały w stronę bandytów w groteskowej parodii życia. Jorgen, widząc tak potworną scenę, nie wytrzymał i strzelił sobie w łeb. Jego bracia tego nie zauważyli, bo razem z innymi odpierali atak zombie. Udo trzasnął jednego korbaczem, unikając przy tym niezdarnego ciosu zardzewiałym cepem, który denat najwyraźniej miał przy sobie w chwili śmierci. Zaraz potem wywinął się i walnął na odlew, pozbawiając żywego rupa i tak niepotrzebnej głowy. Helmut nie miał tyle szczęścia. Gdy ściął pierwszego zombiaka, drugi trzasnął go w tył głowy potwornie skorodowanym morgensternem. To wystarczyło, by obalić bandytę na ziemię. W tej chwili kilkanaście par zgniłych rąk rozerwało go na strzępy.
Raginis walił toporem na oślep. Nieumarli padali jeden po drugim, ale mieli znaczną przewagę liczebną. Udo z Hansem wspięli się na zrujnowane schodki, broniąc się z wysokości przed martwymi hordami.
- To już koniec - Pomyślał Raginis, gdy ostrze jego topora zaklinowało się w obmierzłym cielsku wyjątkowo tłustego zombie - Zginę na tej przeklętej ziemi...
Dokładnie w chwili, gdy stracił nadzieję, wszystkie trupy po prostu padły na ziemię jak lalki, którym ktoś obciął sznurki. Udo był tak zaskoczony, że nie mógł wykrztusić ani słowa. Zamiast tego sięgnął po swój nieodłączny bukłak i zaczął pić.
-Co jest ? - spytał Hans - Załatwiliśmy ich ?
- Nie sądzę - Nieprzyjemny, metaliczny głos drastycznie przerwał ciszę, która zapadła po walce. Raginsowi aż ciarki przeszły po plecach. Bandyci oparli się o siebie plecami, gotowi by przyjąć potencjalny atak.
- Kim jesteś !? - Wrzasnął Udo, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę paniki - Pokaż się !
- Jak sobie życzysz...
Z ciemnych zarośli, z których przed chwilą zaatakowali nieumarli, wyłonił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, z długimi, czarnymi włosami uwiązanymi w kucyk. Gdy Morrslieb oświetlił jego chorobliwie bladą twarz, okazało się że jest niepokojąco wręcz urodziwy. Tylko jego oczy skrywały coś takiego, że bandytów ogarniał jakiś niesprecyzowany strach.
- Witam szanownych panów - zaczął grzecznie - Nazywam się Istavan von Carstein i jestem panem pobliskiego zamku i okolicznych ziem.
Udo, Raginis i Helmut zgłupieli. Po potwornej walce z hordą nieumarłych w przeklętym kraju, nagle jakby nigdy nic z krzaków wychodzi kulturarny szlachcic i przedstawia im się. Sytuacja robiła się coraz dziwniejsza.
- Udo miał rację - pomyślał Raginis - W lochu byłoby o wiele lepiej.
- Ale... - wydukał Hans.
Istavan tylko wyszczerzył kły w drapieżnym uśmiechu.
- O kurwa ! WAMPIR ! To on ożywił tych zombie ! - Udo z wrażenia, a może z czystego strachu, wypuścił gorzałę z rąk.
- Faktycznie, to byłem ja - odpowiedział wampir, nie przestając się uśmiechać - Nikt z was, kretyni, nie słyszał o tym kto mieszka w Sylvanii ? Podpowiem wam. Sama ŚMIERĆ ! Nie muszę was chyba uświadamiać, że z tymi bijącymi sercami odstajecie nieco od krajobrazu ?
Bandyci zrozumieli aluzję. Raginis bez słowa rzucił się na przeciwnika. Reszta poszła w jego ślady. Istavan stał spokojnie, póki ludzie nie dobiegli dostatecznie blisko. Ruchem tak szybkim, że aż umykającym uwadze, wyciągnął swój piękny miecz z pochwy i błyskawicznie odbił topór Raginisa, sparował cios miecza Hansa i uniknął korbacza Uda. Potem najnormalniej w świecie przeskoczył całą trojkę, lądując tuż przy ognisku, gdzie miał więcej miejsca na manewry.
- Zapraszam do tańca - rzekł uśmiechając się czarująco. Bandyci jednocześnie doskoczyli do wampira i zaatakowali. Istavan cofał się, stawiając nogi jak prawdziwy tańcerz, machał mieczem jak piórkiem, bez najmniejszego wysiłku. Wprawdzie mógłby zabić całą trojkę w mniej niż sekundę, ale postanowił nieco zabawić się kosztem napastników. Uwielbiał patrzeć, jak coraz bardziej desperacko atakują, jak dyszą ze zmęczenia, jak oblewają się potem a ich twarze wykrzywiają się w grymasie bezsilności. Taaaak... Cali śmiertelnicy. Tacy słabi. Tacy mali.
Tacy żałośni.
- No dobra, nudzę się - rzekł na głos, po czym ciął Uda z ukosa, zanim w ogóle zdążył zareagować. Zaraz po tym odskoczył do tyłu i kolejnym potężnym ciosem z półpiruetu zabił Hansa. Raginis ryknął i z furią godną wyznawcy Khorne'a rzucił się na wampira. Istavan uniknął trzech potężnych i zaskakująco szybkich ciosów. Ku jemu najszczerszemu zdziwieniu, po ostatnim ciosie bandyta błyskawicznie poderwał topór do góry i zaatakował ponownie. Wampir nie spodziewał się po zwykłym ochlapusie takich umiejętności, więc jedynie zdołał zasłonić się mieczem. Gdy ostrze topora rozprysło się na kilka kawałków w zderzeniu z mistrzowsko wykutą klingą Istavana, ten odrzucił Raginisa na kilka metrów potężnym kopniakiem. Nieszczęsny człeczyna wylądował pomiędzy trupami towarzyszy, czekając na pewną śmierć.
- Myślisz, że zarżnę cię jak świniaka ? Co ja jestem, parszywy ork ? Bierz broń i stawaj do walki !
Raginis rozejrzał się na boki, szukając drogi ucieczki. Istavan dostrzegł ten gest.
- Nie masz którędy spierdalać, przyjacielu - wycedził - jedyna droga ku wolności wiedzie przeze mnie !
Herszt bandytów, złapawszy korbacz Uda i miecz Hansa, rzucił się na przeciwnika. Gdy Istavan odbił kilka cięć miecza i niezdarny cios korbacza, złapał Raginisa za szyję i jedną ręką uniósł nad głowę.
- Za dobry jesteś, by cię zabijać. Co by tu z tobą zrobić ?
Nagle oczy wampira zabłysnęły złowrogo. Bandyta, domyślając się co się święci, zaczął wrzeszczeć i wierzgać.
- Nie bój się, człowieku. Każdy marzy o nieśmiertelności - Mówiąc to, wgryzł się w szyję nieszczęśnika. Potem rzucił nim o ziemię. Raginis zaczął rzucać się i krzyczeć.
- Boli, co ? - von Carstein uśmiechnął się okrutnie - Przestanie. A to dlatego, że zaraz umrzesz. I być może odrodzisz się na nowo. Ale to zależy tylko od ciebie.
Spojrzał na niebo. Morrslieb był już wysoko. Zaklął cicho.
- Cholera, my tu walczymy, a ja jestem spóźniony. No cóż, bywaj, bandyto. Może się jeszcze zobaczymy.
***
Istavan siedział wygodnie w skórzanym fotelu popijąc gęsty, czerwony płyn z kryształowego pucharu. Ów fotel był jedynym meblem w pomieszczeniu, który nie służył do uprawiania nekromancji. Cała reszta, czyli magiczne przyrządy, kryształy spaczenia, regały z księgami, na których widok każdy imperialny inkwizytor dostałby zawału serca, to wszystko należało do dobrego, jeśli można to tak ująć, przyjaciela Istavana. Ów przyjaciel był prawdopodobnie najpaskudniejszym wampirem pod słońcem, a raczej księżycem. Był łysy, zgarbiony, jego skóra przybrała niezdrowy, zielonkawy kolor a twarz przypominała bardziej pyszczek nietoperza. W wampirzym środowisku żartowano, że zamienił wygląd na moc magiczną. Być może było w tym trochę prawdy, bowiem Nisrorch zaiste był potężnym nekromantą.
- Więc, Istavanie... - Rzekł, a jego głos wcale nie był przyjemniejszy od wyglądu - Jak tam się sprawy mają w Sylvanii ?
Istavan przestał bawić się swoim pierścieniem z rubinem i spojrzał na przyjaciela.
- Beznadziejnie - westchnął - Jak na "martwą krainę łez i ciszy" zrobiło się tam całkiem tłoczno. Teraz w każdym zamku, ruinach czy katakumbach siedzi jakiś wampir z manią wielkości knujący plan podboju świata, chociaż nie umie wskrzesić nawet jednego szkieletu. Nie dziwię ci się, że stamtąd zwiałeś.
Nekromanta wyjrzał przez małe okienko swojej wieży. Światło księżyca odbijało się w bagnie, na środku którego właśnie się znajdowali.
- Tu mam spokój pracy - uśmiechnął się paskudnie - Sylvania jest zbyt oczywistym miejscem na uprawianie nekromancji. Ach, no i oczywiście nasz miłosierny Mannfred "czcij mnie na kolanach" von Carstein. Stary zgred myślał, że tylko on miał monopol na POWAŻNĄ magię. Właśnie, co z nim ? Dawno nic o nim nie słyszałem.
- Nic dziwnego. Nie wyściubia nosa poza Drakenhof. Mówi, że chce zniknąć na tak długo, aż ludzie o nim zapomną. Nonsens. Inkwizycja jest wręcz pewna, że znowu żyje i ożywia trupy na masową skalę.
Istavan znów westchnął i wziął łyk czegoś, co na bank nie było winem.
- A ty, Nisrorchu, czym się zajmujesz na tym odludziu ?
Nekromana widocznie czekał, aż Istavan zada to pytanie.
- Pracuję nad czymś... przełomowym. Staram się znacznie zwiększyć moją magiczną w nieco niecodzienny sposób.
- Jaki niecodzienny sposób ? - zainteresował się von Carstein.
Nisrorch zawahał się przez chwilę. Spojrzał na całe swoje magiczne oprzyrządowanie, potem na Istavana.
- Chcę POTĘGI, Istavanie. Nie takiej, jak ten kretyn Mannfred, który ożywi sobie dwa tysiące szkieletów i myśli, że jest władcą absolutnym. Ja WIEM, że mogę osiągnąć znacznie więcj, czuję w sobie potężną moc, tylko nie wiem jak ją wydobyć...
Istavan ostrożnie wstał z fotela. Jego przyjaciel wydawał się mocno zaaferowany. Nigdy nie widział go w takim stanie.
- Jak to nie wiesz jak ją wydobyć ? Nie rozumiem.
- Nie potrafię tego wytłumaczyć... Po prostu czuję, że mogę więcej, jakbym nie umiał użyć całej mojej mocy. Niektórzy potężni magowie też mieli podobne spostrzeżenia, starożytne zwoje o tym mówią.
Ale znalazłem rozwiązanie tego problemu. I tu wkraczasz ty !
Istavan zmarszczył brwi.
- Ja ? Nie mam pojęcia o zaawansowanej nekromancji, nie umiem ci pomóc.
Nisrorch podszedł do jednej z otwartych ksiąg stojących na pulpicie i w pośpiechu ją przekartkował.
- Istavanie, słyszałeś o Arenie Śmierci ?
- Oczywiście. Z tego co wiem, kilka z nich było rozgrywanych w Sylvanii... Może wyjdę na półgłówka, ale co ma wspólnego arena z wielką mocą magiczną ?
- Widzisz, przyjacielu, wszyscy myślą, że Arena Śmierci to tylko widowisko, gdzie dwóch osiłków okłada się obuchami po głowach przy aplauzie plebsu na trybunach.
- Bo to prawda - wtrącił Istavan.
- Mylą się - nekromanta niezrażony uwagą wampira ciągnął dalej - Wbrew pozorom, Arena to bardzo skomplikowana konstrukcja magiczna o wielkiej mocy.
Istavan pomasował się po skroni.
- Tak wielkiej, że jej zwycięzca może sobie zażyczyć CZEGOKOLWIEK.
Wampir oniemiał.
- Czegokolwiek ?
- Dokładnie. Dlatego muszę cię prosić o przysługę...
- Wziąć udział w Arenie, zabić wszystkich i poprosić o coś dla ciebie ?
- Tak. Wiem, że żądam od ciebie wiele, ale...
- Spokojnie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się nudziłem w Sylvanii. A to brzmi ciekawie. A o co dokładnie mam poprosić ?
- Nie musisz tego sprecyzować. Po prostu wyraź pragnienie, a twa wola stanie się ciałem.
- Świetnie. Wyruszę natychmiast. Bywaj, Nisrorchu.
Istavan podszedł do okna, i już miał odlecieć, gdy do głowy przyszło mu jeszcze jedno pytanie.
- Nisrorchu ?
- Tak ?
- Co zrobisz, jak zdobędziesz pełnię swej mocy ?
Nekromanta uśmiechnął się paskudnie.
- Najpierw zmiotę całą Sylvanię razem z tym kretynem Mannfredem, a potem... Kto wie ? Może podbiję jakiś kontynent ?
Istavan odwrócił się z dość nieciekawą miną.
- Bywaj - Powtórzył i odleciał w ciemną noc. Po kilku minutach lotu skręcił na wschód, w kierunku Ogrzych Królestw. Może niektórzy powiedzieliby, że start w Arenie Śmierci z
czystych nudów jest szaleństwem... No cóż, nie takie rzeczy Istavan robił w swoim nie-życiu.
Imię : Istavan von Carstein
Rasa\klasa : Wampir
Broń : Długi miecz (niezwykle drogi i bogato zdobiony, z rękojeścią wykładaną kamieniami szlachetnymi).
Zbroja: Długa, czarna peleryna i kolczuga, kolcze nagolenniki
Ekwipunek : Mistrzowska broń
Umiejętność : Zguba śmiertelnych
Udo z trudem odpiął od pasa skórzany bukłak pełen najpodlejszej gorzały w całym Imperium i walcząc z drżeniem rąk przyłożył go do ust. Sądził, że alkohol nieco go uspokoi. Mylił się. Żadna wóda świata nie zmieniłaby faktu, że właśnie znajduje się w najgorszym możliwym miejscu o najgorszej możliwej porze. Spojrzał w niebo i zaklął cicho.
Słońce zachodziło nad lasami Sylvanii.
- Kurwa, co nam strzeliło do głowy ? - powiedział, a raczej szepnął sam do siebie - Mogliśmy dać się złapać. Może zesłaliby nas do kamieniołomów. Albo może...
- Zamknij ryj, Udo - Raginis, szef bandy, siedział na ziemi z toporem na kolanach - Jak będziesz cicho to może jakoś dotrwamy do rana... - Rzekł hardo, mimo że sam nie wierzył w to co mówił. W takich paskudnych sytuacjach jak ta, człowiekowi całe życie staje przed oczami. Nie inaczej było z Raginisem. Bandyta nigdy niczego nie żałował, lecz mimo to stwierdził, że w całym życiu popełnił masę błędów.
Rzucenie studiów na uniwersytecie w Nuln było błędem. Przyłączenie się do szajki rzezimieszków było błędem. Niedawny atak na karawanę kupiecką pod patronatem Stirlandu był błędem. I w końcu ucieczka w mroczne lasy Sylvanii w celu zgubienia pościgu była niewybaczalnym błędem. Taaaak... Trzeba było wiać na południe, może jakimś cudem dotarliby na ziemie Książąt Granicznych, zaciągnęliby się na służbę u któregoś z tamtejszych watażków i prowadziliby całkiem niezłe życie, z dala od Imperium i innych kłopotów. Ale teraz było już za poźno. Siedzieli w sześciu chłopa w ruinach czegoś, co zapewne kiedyś było młynem i modlili się do wszystkich znanych im bogów, aby ta noc nie okazała się ich ostatnią.
W oddali dało się usłyszeć wycie wilka. To znaczy, wszyscy mieli nadzieję że to był wilk. Poza tym okolica zdawała się być, nomen omen, wymarła. Żaden dźwięk, żaden liść szeleszczący na wietrze nie mącił grobowej ciszy. Raginis pomyślał, że to może nawet dobrze. Usłyszą wszystko, co spróbuje się podkraść do ich prowizorycznego obozu. Spojrzał po swoich towarzyszach. Udo chlał na umór, Jorgen, Hans i Helmut, trójka braci z Middenheim, czyścili pistolety, nerwowo rozglądając się na boki, a Heinrich, kiedyś kupiec z Talabheim, siedział pod zrujnowaną ścianą z podkulonym nogami. Wyglądał, jakby miał się rozpłakać.
Nagle w pobliskich zaroślach coś zawyło tak potwornie, że Raginis odruchowo zakrył uszy rękoma. Wszyscy, jak na komendę, zerwali się na równe nogi z bronią gotową do walki. Heinrich zaczał szlochać,
gdy bracia z Middenheim wystrzelili z pistoletów w stronę kosmatych kształtów w ciemności, pędzących w ich stronę. Potwory zawyły ponownie, tym razem z bólu. Jeden zdołał dotrzeć w zasięg światła pochodni, które bandyci zaraz zapalili. Czekał tam na niego Udo, który jednym ciosem korbacza rozwalił czaszkę bestii na drobne kawałeczki. Truchło ghula upadło na ziemię, obryzgując wszystko dookoła cuchnącą posoką. Na krótką chwilę zapanowała cisza. Wszycy wpatrywali się w mrok, starając się zidentyfikować kolejne cele. Nagle rozległ się charakterystyczny dźwięk ludzkiej głowy uderzającej o podłoże. Raginis odrwócił się z toporem gotowym do ataku, gdy zobaczył bezgłowy zezwłok Heinricha i szkieletowego wojownika z zardzewiałym ostrzem w dłoni.
- SZKIELETY ! - Wrzasnął i zaszarżował na nieumarłego. Jednym, potężnym ciosem zniszczył abominację, łamiąc co ważniejsze kości.
- Raginis - Wychrypiał Helmut zdrętwiałymi ze strachu ustami. Herszt bandy spojrzał i po raz pierwszy w życiu śmiertelnie się przeraził.
Z ziemi dookoła ruin zaczęli wypełzać nieumarli. Na wpół zgniłe zwłoki, animowane przez plugawą czarną magię, kuśtykały w stronę bandytów w groteskowej parodii życia. Jorgen, widząc tak potworną scenę, nie wytrzymał i strzelił sobie w łeb. Jego bracia tego nie zauważyli, bo razem z innymi odpierali atak zombie. Udo trzasnął jednego korbaczem, unikając przy tym niezdarnego ciosu zardzewiałym cepem, który denat najwyraźniej miał przy sobie w chwili śmierci. Zaraz potem wywinął się i walnął na odlew, pozbawiając żywego rupa i tak niepotrzebnej głowy. Helmut nie miał tyle szczęścia. Gdy ściął pierwszego zombiaka, drugi trzasnął go w tył głowy potwornie skorodowanym morgensternem. To wystarczyło, by obalić bandytę na ziemię. W tej chwili kilkanaście par zgniłych rąk rozerwało go na strzępy.
Raginis walił toporem na oślep. Nieumarli padali jeden po drugim, ale mieli znaczną przewagę liczebną. Udo z Hansem wspięli się na zrujnowane schodki, broniąc się z wysokości przed martwymi hordami.
- To już koniec - Pomyślał Raginis, gdy ostrze jego topora zaklinowało się w obmierzłym cielsku wyjątkowo tłustego zombie - Zginę na tej przeklętej ziemi...
Dokładnie w chwili, gdy stracił nadzieję, wszystkie trupy po prostu padły na ziemię jak lalki, którym ktoś obciął sznurki. Udo był tak zaskoczony, że nie mógł wykrztusić ani słowa. Zamiast tego sięgnął po swój nieodłączny bukłak i zaczął pić.
-Co jest ? - spytał Hans - Załatwiliśmy ich ?
- Nie sądzę - Nieprzyjemny, metaliczny głos drastycznie przerwał ciszę, która zapadła po walce. Raginsowi aż ciarki przeszły po plecach. Bandyci oparli się o siebie plecami, gotowi by przyjąć potencjalny atak.
- Kim jesteś !? - Wrzasnął Udo, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę paniki - Pokaż się !
- Jak sobie życzysz...
Z ciemnych zarośli, z których przed chwilą zaatakowali nieumarli, wyłonił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, z długimi, czarnymi włosami uwiązanymi w kucyk. Gdy Morrslieb oświetlił jego chorobliwie bladą twarz, okazało się że jest niepokojąco wręcz urodziwy. Tylko jego oczy skrywały coś takiego, że bandytów ogarniał jakiś niesprecyzowany strach.
- Witam szanownych panów - zaczął grzecznie - Nazywam się Istavan von Carstein i jestem panem pobliskiego zamku i okolicznych ziem.
Udo, Raginis i Helmut zgłupieli. Po potwornej walce z hordą nieumarłych w przeklętym kraju, nagle jakby nigdy nic z krzaków wychodzi kulturarny szlachcic i przedstawia im się. Sytuacja robiła się coraz dziwniejsza.
- Udo miał rację - pomyślał Raginis - W lochu byłoby o wiele lepiej.
- Ale... - wydukał Hans.
Istavan tylko wyszczerzył kły w drapieżnym uśmiechu.
- O kurwa ! WAMPIR ! To on ożywił tych zombie ! - Udo z wrażenia, a może z czystego strachu, wypuścił gorzałę z rąk.
- Faktycznie, to byłem ja - odpowiedział wampir, nie przestając się uśmiechać - Nikt z was, kretyni, nie słyszał o tym kto mieszka w Sylvanii ? Podpowiem wam. Sama ŚMIERĆ ! Nie muszę was chyba uświadamiać, że z tymi bijącymi sercami odstajecie nieco od krajobrazu ?
Bandyci zrozumieli aluzję. Raginis bez słowa rzucił się na przeciwnika. Reszta poszła w jego ślady. Istavan stał spokojnie, póki ludzie nie dobiegli dostatecznie blisko. Ruchem tak szybkim, że aż umykającym uwadze, wyciągnął swój piękny miecz z pochwy i błyskawicznie odbił topór Raginisa, sparował cios miecza Hansa i uniknął korbacza Uda. Potem najnormalniej w świecie przeskoczył całą trojkę, lądując tuż przy ognisku, gdzie miał więcej miejsca na manewry.
- Zapraszam do tańca - rzekł uśmiechając się czarująco. Bandyci jednocześnie doskoczyli do wampira i zaatakowali. Istavan cofał się, stawiając nogi jak prawdziwy tańcerz, machał mieczem jak piórkiem, bez najmniejszego wysiłku. Wprawdzie mógłby zabić całą trojkę w mniej niż sekundę, ale postanowił nieco zabawić się kosztem napastników. Uwielbiał patrzeć, jak coraz bardziej desperacko atakują, jak dyszą ze zmęczenia, jak oblewają się potem a ich twarze wykrzywiają się w grymasie bezsilności. Taaaak... Cali śmiertelnicy. Tacy słabi. Tacy mali.
Tacy żałośni.
- No dobra, nudzę się - rzekł na głos, po czym ciął Uda z ukosa, zanim w ogóle zdążył zareagować. Zaraz po tym odskoczył do tyłu i kolejnym potężnym ciosem z półpiruetu zabił Hansa. Raginis ryknął i z furią godną wyznawcy Khorne'a rzucił się na wampira. Istavan uniknął trzech potężnych i zaskakująco szybkich ciosów. Ku jemu najszczerszemu zdziwieniu, po ostatnim ciosie bandyta błyskawicznie poderwał topór do góry i zaatakował ponownie. Wampir nie spodziewał się po zwykłym ochlapusie takich umiejętności, więc jedynie zdołał zasłonić się mieczem. Gdy ostrze topora rozprysło się na kilka kawałków w zderzeniu z mistrzowsko wykutą klingą Istavana, ten odrzucił Raginisa na kilka metrów potężnym kopniakiem. Nieszczęsny człeczyna wylądował pomiędzy trupami towarzyszy, czekając na pewną śmierć.
- Myślisz, że zarżnę cię jak świniaka ? Co ja jestem, parszywy ork ? Bierz broń i stawaj do walki !
Raginis rozejrzał się na boki, szukając drogi ucieczki. Istavan dostrzegł ten gest.
- Nie masz którędy spierdalać, przyjacielu - wycedził - jedyna droga ku wolności wiedzie przeze mnie !
Herszt bandytów, złapawszy korbacz Uda i miecz Hansa, rzucił się na przeciwnika. Gdy Istavan odbił kilka cięć miecza i niezdarny cios korbacza, złapał Raginisa za szyję i jedną ręką uniósł nad głowę.
- Za dobry jesteś, by cię zabijać. Co by tu z tobą zrobić ?
Nagle oczy wampira zabłysnęły złowrogo. Bandyta, domyślając się co się święci, zaczął wrzeszczeć i wierzgać.
- Nie bój się, człowieku. Każdy marzy o nieśmiertelności - Mówiąc to, wgryzł się w szyję nieszczęśnika. Potem rzucił nim o ziemię. Raginis zaczął rzucać się i krzyczeć.
- Boli, co ? - von Carstein uśmiechnął się okrutnie - Przestanie. A to dlatego, że zaraz umrzesz. I być może odrodzisz się na nowo. Ale to zależy tylko od ciebie.
Spojrzał na niebo. Morrslieb był już wysoko. Zaklął cicho.
- Cholera, my tu walczymy, a ja jestem spóźniony. No cóż, bywaj, bandyto. Może się jeszcze zobaczymy.
***
Istavan siedział wygodnie w skórzanym fotelu popijąc gęsty, czerwony płyn z kryształowego pucharu. Ów fotel był jedynym meblem w pomieszczeniu, który nie służył do uprawiania nekromancji. Cała reszta, czyli magiczne przyrządy, kryształy spaczenia, regały z księgami, na których widok każdy imperialny inkwizytor dostałby zawału serca, to wszystko należało do dobrego, jeśli można to tak ująć, przyjaciela Istavana. Ów przyjaciel był prawdopodobnie najpaskudniejszym wampirem pod słońcem, a raczej księżycem. Był łysy, zgarbiony, jego skóra przybrała niezdrowy, zielonkawy kolor a twarz przypominała bardziej pyszczek nietoperza. W wampirzym środowisku żartowano, że zamienił wygląd na moc magiczną. Być może było w tym trochę prawdy, bowiem Nisrorch zaiste był potężnym nekromantą.
- Więc, Istavanie... - Rzekł, a jego głos wcale nie był przyjemniejszy od wyglądu - Jak tam się sprawy mają w Sylvanii ?
Istavan przestał bawić się swoim pierścieniem z rubinem i spojrzał na przyjaciela.
- Beznadziejnie - westchnął - Jak na "martwą krainę łez i ciszy" zrobiło się tam całkiem tłoczno. Teraz w każdym zamku, ruinach czy katakumbach siedzi jakiś wampir z manią wielkości knujący plan podboju świata, chociaż nie umie wskrzesić nawet jednego szkieletu. Nie dziwię ci się, że stamtąd zwiałeś.
Nekromanta wyjrzał przez małe okienko swojej wieży. Światło księżyca odbijało się w bagnie, na środku którego właśnie się znajdowali.
- Tu mam spokój pracy - uśmiechnął się paskudnie - Sylvania jest zbyt oczywistym miejscem na uprawianie nekromancji. Ach, no i oczywiście nasz miłosierny Mannfred "czcij mnie na kolanach" von Carstein. Stary zgred myślał, że tylko on miał monopol na POWAŻNĄ magię. Właśnie, co z nim ? Dawno nic o nim nie słyszałem.
- Nic dziwnego. Nie wyściubia nosa poza Drakenhof. Mówi, że chce zniknąć na tak długo, aż ludzie o nim zapomną. Nonsens. Inkwizycja jest wręcz pewna, że znowu żyje i ożywia trupy na masową skalę.
Istavan znów westchnął i wziął łyk czegoś, co na bank nie było winem.
- A ty, Nisrorchu, czym się zajmujesz na tym odludziu ?
Nekromana widocznie czekał, aż Istavan zada to pytanie.
- Pracuję nad czymś... przełomowym. Staram się znacznie zwiększyć moją magiczną w nieco niecodzienny sposób.
- Jaki niecodzienny sposób ? - zainteresował się von Carstein.
Nisrorch zawahał się przez chwilę. Spojrzał na całe swoje magiczne oprzyrządowanie, potem na Istavana.
- Chcę POTĘGI, Istavanie. Nie takiej, jak ten kretyn Mannfred, który ożywi sobie dwa tysiące szkieletów i myśli, że jest władcą absolutnym. Ja WIEM, że mogę osiągnąć znacznie więcj, czuję w sobie potężną moc, tylko nie wiem jak ją wydobyć...
Istavan ostrożnie wstał z fotela. Jego przyjaciel wydawał się mocno zaaferowany. Nigdy nie widział go w takim stanie.
- Jak to nie wiesz jak ją wydobyć ? Nie rozumiem.
- Nie potrafię tego wytłumaczyć... Po prostu czuję, że mogę więcej, jakbym nie umiał użyć całej mojej mocy. Niektórzy potężni magowie też mieli podobne spostrzeżenia, starożytne zwoje o tym mówią.
Ale znalazłem rozwiązanie tego problemu. I tu wkraczasz ty !
Istavan zmarszczył brwi.
- Ja ? Nie mam pojęcia o zaawansowanej nekromancji, nie umiem ci pomóc.
Nisrorch podszedł do jednej z otwartych ksiąg stojących na pulpicie i w pośpiechu ją przekartkował.
- Istavanie, słyszałeś o Arenie Śmierci ?
- Oczywiście. Z tego co wiem, kilka z nich było rozgrywanych w Sylvanii... Może wyjdę na półgłówka, ale co ma wspólnego arena z wielką mocą magiczną ?
- Widzisz, przyjacielu, wszyscy myślą, że Arena Śmierci to tylko widowisko, gdzie dwóch osiłków okłada się obuchami po głowach przy aplauzie plebsu na trybunach.
- Bo to prawda - wtrącił Istavan.
- Mylą się - nekromanta niezrażony uwagą wampira ciągnął dalej - Wbrew pozorom, Arena to bardzo skomplikowana konstrukcja magiczna o wielkiej mocy.
Istavan pomasował się po skroni.
- Tak wielkiej, że jej zwycięzca może sobie zażyczyć CZEGOKOLWIEK.
Wampir oniemiał.
- Czegokolwiek ?
- Dokładnie. Dlatego muszę cię prosić o przysługę...
- Wziąć udział w Arenie, zabić wszystkich i poprosić o coś dla ciebie ?
- Tak. Wiem, że żądam od ciebie wiele, ale...
- Spokojnie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się nudziłem w Sylvanii. A to brzmi ciekawie. A o co dokładnie mam poprosić ?
- Nie musisz tego sprecyzować. Po prostu wyraź pragnienie, a twa wola stanie się ciałem.
- Świetnie. Wyruszę natychmiast. Bywaj, Nisrorchu.
Istavan podszedł do okna, i już miał odlecieć, gdy do głowy przyszło mu jeszcze jedno pytanie.
- Nisrorchu ?
- Tak ?
- Co zrobisz, jak zdobędziesz pełnię swej mocy ?
Nekromanta uśmiechnął się paskudnie.
- Najpierw zmiotę całą Sylvanię razem z tym kretynem Mannfredem, a potem... Kto wie ? Może podbiję jakiś kontynent ?
Istavan odwrócił się z dość nieciekawą miną.
- Bywaj - Powtórzył i odleciał w ciemną noc. Po kilku minutach lotu skręcił na wschód, w kierunku Ogrzych Królestw. Może niektórzy powiedzieliby, że start w Arenie Śmierci z
czystych nudów jest szaleństwem... No cóż, nie takie rzeczy Istavan robił w swoim nie-życiu.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Imię: Durag Czarny Kaptur
Rasa: Czarny Ork ( Uruk - hai )
Broń: Miecz półtoraręczny
Zbroja: Łuskowana, Nagole z Wyprawionej skóry
Ekwipunek: Żałobne Ostrze
Umiejętność: Fanatyzm
Muzyka na wstęp:
http://www.youtube.com/watch?v=aWxBrI0g1kE
Wygląd: http://www.miguelcoimbra.com/images/gal ... uk_hai.jpg
http://lyricsfever.net/images/u/uruk-ha ... bc29cc.jpg
Miecz i Zbroja:
http://www.playback.pl/numer24/pibi/skr ... een302.jpg
http://larp.com.pl/images/products/pl/M ... R0030F.jpg
Historia:
Durag dowiedziawszy się o Arenie od jakiegoś nędznego gnoblara który został wysłany z wiadomością, wyruszył na nią natychmiast. ( Niestety nie mam czasu by wiecej napisać może podczas świąt napisze od nowa )
Rasa: Czarny Ork ( Uruk - hai )
Broń: Miecz półtoraręczny
Zbroja: Łuskowana, Nagole z Wyprawionej skóry
Ekwipunek: Żałobne Ostrze
Umiejętność: Fanatyzm
Muzyka na wstęp:
http://www.youtube.com/watch?v=aWxBrI0g1kE
Wygląd: http://www.miguelcoimbra.com/images/gal ... uk_hai.jpg
http://lyricsfever.net/images/u/uruk-ha ... bc29cc.jpg
Miecz i Zbroja:
http://www.playback.pl/numer24/pibi/skr ... een302.jpg
http://larp.com.pl/images/products/pl/M ... R0030F.jpg
Historia:
Durag dowiedziawszy się o Arenie od jakiegoś nędznego gnoblara który został wysłany z wiadomością, wyruszył na nią natychmiast. ( Niestety nie mam czasu by wiecej napisać może podczas świąt napisze od nowa )
Ostatnio zmieniony 20 kwie 2011, o 10:54 przez GarG, łącznie zmieniany 2 razy.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Brawo nowy mistrzu . Jak co to zaklep miejsce staremu zgredowi bo za niedługo idę na próbę jak wrócę to wykminię historyjkę.
Pozdrawiam. Warlock.
Pozdrawiam. Warlock.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Imię postaci: Coen
Czempion chaosu
Broń : krótki miecz
Zbroja Chaosu: barbuta, kirys, płytowe nagolenniki, okrągła tarcza
-Umiejętności : Gladiator
-Mutacja : Nienaturalny refleks
-Historia Postaci:
Coen szedł powoli zakurzonym korytarzem zapomnianej krypty. Nic o niej nie wiedział, niczego w niej nie szukał, po prostu od zawsze ciągnęło go do podziemi. To nic dziwnego biorąc pod uwagę, że większość swojej młodości spędził w takich właśnie miejscach odprawiając przeróżne rytułały i orgie na część Slaanesha. Jednak nie wszyscy doceniają ten niezwykle ciekawy sposób spędzania wolnego czasu, po kilku latach kult został zaatakowany znienacka i wyrżnięty, dla ich dobra, w końcu zachowywali się nieprawidłowo, nieprawdaż?
Coena nie było wtedy w z innymi, był w starym młynie z świeżo poznaną niewiastą zajęty intensywnym omawianiem ostatniej walki na pięści którą właśnie wygrał. Okładanie się po mordach także należało do jego zainteresowań i był w tym całkiem niezły.
Po nie do końca dobrowolnym rozwiązaniu kultu młodzieniec skupił się na walce na pięści. Zrobiłby pewnie niezłą karierę ale nikt już nie chciał go oglądać, ludzie pragnęli większych wrażeń. Walki przeniesiono więc do podziemi a pięści zamieniono na kastety, następnie na noże, potem przyszła kolej na młoty, miecze i topory. Jednak nie wszyscy znajomi koledzy Coena zaadaptowali się do nowych warunków i ich liczba drastycznie zmalała, jednak on był w swoim żywiole, zwłaszcza, że koleżanek jakby przybyło. Sława walk i zawodników rosła i nieraz dowiadywały się o nich osoby nieodpowiedni i wszystko trzeba było przenosić w inne miejsc. W końcu proceder zakończono podobnie jak i kult. Coen został sam. Ale był już na to gotowy, cały czas pamiętał o swoim patronie a ten o nim.
Serię wspomnień przerwał odgłos ciężkiego powolnego kroku, ech.. ci nieumarli.. zero finezji.. Wojownik szybko wyskoczył za róg i odrąbał głowę ostatniemu ghoulowi błąkającemu się po krypcie i wyszedł na zewnątrz. Zapadła już noc lecz dobry wzrok i mocne światło księżyca pozwoliły mu ocenić łupy. Nie było najlepiej stary naszyjnik i trochę pordzewiałego uzbrojenia, po sprzedaniu tego u pasera wystarczy na parę dni lecz nie jest to życie do którego Coen był przyzwyczajony. Zwłaszcza, że niedawno powstałe piętno Slaanesha całkowicie wykluczył go z życia społeczego Imperium.
Miał już tego dość, ruszył przed siebie szukając nowych wyzwań, przygody, bogactwa i sławy. No i koleżanek bo z tymi też ostatnio było cieńko.
Po kilku dniach natrafił na wejście do sieci tuneli szczuroludzi, spodobało mu się tam a wrażeń też nie brakowało więc postanowił nimi podróżować. W końcu trafił w ślepą uliczkę i wyszedł na powierzchnię.
Czucie wiatru na skórze było niesamowite, lubił podziemia ale był człowiekiem i nie był do nich stworzony. Gdy przyzwyczaił wzrok do słońca zauważył, że od dłuższej chwili przygląda mu się jakiś ogr, wyglądał jakby próbował intensywnie myśleć. Coen nie miał ochoty na przemyślenia, wyjął miecz i spokojnym krokiem ruszył w jego stronę.
Gdy był już blisko i wznosił miecz do ciosu ogr zapytał - Ty zbłądzić, arena nie tu,ty musieć zawrócić.
Coen przerwał zamach w połowie. Gdy tylko usłyszał słowo arena zerwał i najszybciej jak mógł pobiegł w kierunku wskazanym przez ogra który tylko wzruszył ramionami i powoli ruszył za nim.
Wojownik wbiegł do ogrzej wioski, zapisał się na arenę i krzyknął
Wreszcie kurwa !
Żaden inny komentarz nie był potrzebny
Czempion chaosu
Broń : krótki miecz
Zbroja Chaosu: barbuta, kirys, płytowe nagolenniki, okrągła tarcza
-Umiejętności : Gladiator
-Mutacja : Nienaturalny refleks
-Historia Postaci:
Coen szedł powoli zakurzonym korytarzem zapomnianej krypty. Nic o niej nie wiedział, niczego w niej nie szukał, po prostu od zawsze ciągnęło go do podziemi. To nic dziwnego biorąc pod uwagę, że większość swojej młodości spędził w takich właśnie miejscach odprawiając przeróżne rytułały i orgie na część Slaanesha. Jednak nie wszyscy doceniają ten niezwykle ciekawy sposób spędzania wolnego czasu, po kilku latach kult został zaatakowany znienacka i wyrżnięty, dla ich dobra, w końcu zachowywali się nieprawidłowo, nieprawdaż?
Coena nie było wtedy w z innymi, był w starym młynie z świeżo poznaną niewiastą zajęty intensywnym omawianiem ostatniej walki na pięści którą właśnie wygrał. Okładanie się po mordach także należało do jego zainteresowań i był w tym całkiem niezły.
Po nie do końca dobrowolnym rozwiązaniu kultu młodzieniec skupił się na walce na pięści. Zrobiłby pewnie niezłą karierę ale nikt już nie chciał go oglądać, ludzie pragnęli większych wrażeń. Walki przeniesiono więc do podziemi a pięści zamieniono na kastety, następnie na noże, potem przyszła kolej na młoty, miecze i topory. Jednak nie wszyscy znajomi koledzy Coena zaadaptowali się do nowych warunków i ich liczba drastycznie zmalała, jednak on był w swoim żywiole, zwłaszcza, że koleżanek jakby przybyło. Sława walk i zawodników rosła i nieraz dowiadywały się o nich osoby nieodpowiedni i wszystko trzeba było przenosić w inne miejsc. W końcu proceder zakończono podobnie jak i kult. Coen został sam. Ale był już na to gotowy, cały czas pamiętał o swoim patronie a ten o nim.
Serię wspomnień przerwał odgłos ciężkiego powolnego kroku, ech.. ci nieumarli.. zero finezji.. Wojownik szybko wyskoczył za róg i odrąbał głowę ostatniemu ghoulowi błąkającemu się po krypcie i wyszedł na zewnątrz. Zapadła już noc lecz dobry wzrok i mocne światło księżyca pozwoliły mu ocenić łupy. Nie było najlepiej stary naszyjnik i trochę pordzewiałego uzbrojenia, po sprzedaniu tego u pasera wystarczy na parę dni lecz nie jest to życie do którego Coen był przyzwyczajony. Zwłaszcza, że niedawno powstałe piętno Slaanesha całkowicie wykluczył go z życia społeczego Imperium.
Miał już tego dość, ruszył przed siebie szukając nowych wyzwań, przygody, bogactwa i sławy. No i koleżanek bo z tymi też ostatnio było cieńko.
Po kilku dniach natrafił na wejście do sieci tuneli szczuroludzi, spodobało mu się tam a wrażeń też nie brakowało więc postanowił nimi podróżować. W końcu trafił w ślepą uliczkę i wyszedł na powierzchnię.
Czucie wiatru na skórze było niesamowite, lubił podziemia ale był człowiekiem i nie był do nich stworzony. Gdy przyzwyczaił wzrok do słońca zauważył, że od dłuższej chwili przygląda mu się jakiś ogr, wyglądał jakby próbował intensywnie myśleć. Coen nie miał ochoty na przemyślenia, wyjął miecz i spokojnym krokiem ruszył w jego stronę.
Gdy był już blisko i wznosił miecz do ciosu ogr zapytał - Ty zbłądzić, arena nie tu,ty musieć zawrócić.
Coen przerwał zamach w połowie. Gdy tylko usłyszał słowo arena zerwał i najszybciej jak mógł pobiegł w kierunku wskazanym przez ogra który tylko wzruszył ramionami i powoli ruszył za nim.
Wojownik wbiegł do ogrzej wioski, zapisał się na arenę i krzyknął
Wreszcie kurwa !
Żaden inny komentarz nie był potrzebny
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Imię: Aachenre Neferkare
Rasa: Nieumarły (Nehekharian Undead)
Klasa: Dzierżyciel Ikony
Broń: Krótki miecz
Zbroja: Khemrijski szyszak, zbroja płytowa i kolcze nagolenniki z zamierzchłych czasów, khemrijska średnia tarcza
Ekwipunek: Nieświęta Ikona, Przeklęta Broń
Umiejętność: Łaska Bogów, Onieśmielający
Historia:
Arka Słońca była jedynym Khemrijskim okrętem, który przebywał na obcych morzach, gdy nadeszła mroczna epoka Nagasha Czarnego. Jego załoga, wierna władcy aż po kamienną płytę sarkofagu wolała śmierć wśród szalejących u wybrzeży Albionu sztormów niż gniew swego pana. Jaśniejący przywiezionym ze swej pustynnej krainy blaskiem okręt zniknął wśród spienionych fal, by nie wynurzyć się już nigdy więcej, a wierna faraonowi załoga do końca tkwiła na posterunku.
Traf jednak chciał, że garść czarnego proszku, który nekromanta Nagash rzucił ze szczytu swej wieży, ażeby opadł na miasta i nekropolie Nehekhary, trafiła do leniwych nurtów rzeki Vitea. Podczas gdy nieumarli w całym pustynnym kraju strząsnęli z siebie kurz eonów, malutka garstka proszku spłynęła do Wielkiego Oceanu. Miotana podwodnymi prądami, unikana przez morskie kreatury dotarła po wielu stuleciach do wybrzeży Albionu. Drobne, mroczne niczym bezgwiezdna noc ziarenka wniknęły w poszycie statku budząc zimne światło w pustych oczodołach.
Aachenre Neferkare, Dzierżyciel Ikony faraona Chumchotepa, podniósł kościste ramię i z chrobotem rozprostował chrząstki dłoni. Wszędzie wokół niego powstawali z martwych jego dawni towarzysze, członkowie załogi Arki Słońca. Kierując się ostatnią myślą, która towarzyszyła mu za życia, Aachenre podniósł złotą ikonę i podążył poprzez muł i wodorosty w kierunku brzegów Albionu. "Wypełnię poselstwo, choćbym miał umrzeć, wypełnię poselstwo choćbym miał umrzeć, wypełnię poselstwo choćbym miał umrzeć, wypełnię poselstwo choćbym..."
Oddział powlókł się za nim.
Powiadano później, że Złoty Orszak wyszedł prosto z oceanu, że ociekające wodą, porośnięte wodorostami i glonami starożytne szkielety przedwiecznych wojowników nadeszły, by wypełnić wolę dawno zapomnianego władcy. Bajano, że przewodził nimi zmumifikowany, budzący grozę herold samej śmierci, a sztandar, który dzierżył, jaśniał palącym blaskiem pustynnego słońca. Opowiadano baśnie o błyszczącym złotem orszaku trupów, a legendy o trasie ich nieustającej marszruty stały się ponurym mitem, który tylko najodważniejsi gawędziarze wplatali do swego repertuaru klechd i bajęd. Tak powiadano. A jak było na prawdę?
Rasa: Nieumarły (Nehekharian Undead)
Klasa: Dzierżyciel Ikony
Broń: Krótki miecz
Zbroja: Khemrijski szyszak, zbroja płytowa i kolcze nagolenniki z zamierzchłych czasów, khemrijska średnia tarcza
Ekwipunek: Nieświęta Ikona, Przeklęta Broń
Umiejętność: Łaska Bogów, Onieśmielający
Historia:
Arka Słońca była jedynym Khemrijskim okrętem, który przebywał na obcych morzach, gdy nadeszła mroczna epoka Nagasha Czarnego. Jego załoga, wierna władcy aż po kamienną płytę sarkofagu wolała śmierć wśród szalejących u wybrzeży Albionu sztormów niż gniew swego pana. Jaśniejący przywiezionym ze swej pustynnej krainy blaskiem okręt zniknął wśród spienionych fal, by nie wynurzyć się już nigdy więcej, a wierna faraonowi załoga do końca tkwiła na posterunku.
Traf jednak chciał, że garść czarnego proszku, który nekromanta Nagash rzucił ze szczytu swej wieży, ażeby opadł na miasta i nekropolie Nehekhary, trafiła do leniwych nurtów rzeki Vitea. Podczas gdy nieumarli w całym pustynnym kraju strząsnęli z siebie kurz eonów, malutka garstka proszku spłynęła do Wielkiego Oceanu. Miotana podwodnymi prądami, unikana przez morskie kreatury dotarła po wielu stuleciach do wybrzeży Albionu. Drobne, mroczne niczym bezgwiezdna noc ziarenka wniknęły w poszycie statku budząc zimne światło w pustych oczodołach.
Aachenre Neferkare, Dzierżyciel Ikony faraona Chumchotepa, podniósł kościste ramię i z chrobotem rozprostował chrząstki dłoni. Wszędzie wokół niego powstawali z martwych jego dawni towarzysze, członkowie załogi Arki Słońca. Kierując się ostatnią myślą, która towarzyszyła mu za życia, Aachenre podniósł złotą ikonę i podążył poprzez muł i wodorosty w kierunku brzegów Albionu. "Wypełnię poselstwo, choćbym miał umrzeć, wypełnię poselstwo choćbym miał umrzeć, wypełnię poselstwo choćbym miał umrzeć, wypełnię poselstwo choćbym..."
Oddział powlókł się za nim.
Powiadano później, że Złoty Orszak wyszedł prosto z oceanu, że ociekające wodą, porośnięte wodorostami i glonami starożytne szkielety przedwiecznych wojowników nadeszły, by wypełnić wolę dawno zapomnianego władcy. Bajano, że przewodził nimi zmumifikowany, budzący grozę herold samej śmierci, a sztandar, który dzierżył, jaśniał palącym blaskiem pustynnego słońca. Opowiadano baśnie o błyszczącym złotem orszaku trupów, a legendy o trasie ich nieustającej marszruty stały się ponurym mitem, który tylko najodważniejsi gawędziarze wplatali do swego repertuaru klechd i bajęd. Tak powiadano. A jak było na prawdę?
Ostatnio zmieniony 18 kwie 2011, o 11:15 przez Naviedzony, łącznie zmieniany 2 razy.
Warlock, zaklepane, dla mistrza zawsze
GarG: Wybierz pasujące elementy zbroi, ze zdjęcia wiele się nie dopatrzę Miecz półtoraręczny traktuję w zależności od sytuacji jako dwurak, albo długi miecz, tak żebyś wiedział
GarG: Wybierz pasujące elementy zbroi, ze zdjęcia wiele się nie dopatrzę Miecz półtoraręczny traktuję w zależności od sytuacji jako dwurak, albo długi miecz, tak żebyś wiedział
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
No to hop!
A co tam też walne sobie muzyczkę na wejście : http://www.youtube.com/watch?v=09LTT0xwdfw
- Imię postaci: Dawno zapomniane. Często przedstawia się inaczej. Organizatorom areny przedstawił się jako Olaf Veiss.
- rasa: człowiek.
- klasa: Kapitan najemników.( a tak na serio to lekki popapraniec ,ale chyba nie ma lepszej klasy pod niego)
-Broń lub bronie, którą wybieramy z listy oręża.: taka o to maczuga http://www.enciclopedia.com.pt/images/M ... d_Head.jpg tylko ,że kolce są większa(O WIELE WIĘKSZE ,Kilka razy, po prostu giganty ) oraz osadzone są na metalowej głowicy.(broń dwuręczna)
- Zbroja lub jej brak.: Czarna ćwiekowana kurta (bez rękawów), skórzane spodnie(czarne), dobrej jakości porządnie okute buty, brązowy skórzany pas, na wszystko narzucony czarny, ubłocony, podarty ze złotymi zdobieniami płaszcz zwieńczony kapturem.
- Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.: eliksir zdrowia x2.
Ktoś w ten deseń http://www.pl.thewitcher.com/the-witche ... ingslayer/
- Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności.:Sadysta ,Niewrażliwy na ból.(jeżeli się da bo by mi pasowało do fluffu, widzenie w ciemności ,chyba nie przyda się w walce.
- Historia Postaci, czyli skąd dowiedziała się o turnieju w Ogrzych Królestwach:
Blask księżyca oświetlał strome zbocze górskie. Wiatr wiał stanowczo, porywał co drobniejsze przedmioty, rozwiewał gałęzie drzew. Silniejszy podmuch zdmuchnął kaptur postaci obserwującej ze zbocza ,imperialne knieje.
Łysa głowa, zadumany wyraz twarzy, głębokie blizny dawały wyobrażenie potężnego wojownika. Spod czarnej postrzępionej szaty zauważyć można było skórzane odzienie, ćwiekowane na klatce piersiowej. Postać o potężnej posturze poprawiła uchwyt na maczudze, założyła kaptur i ruszyła wgłąb gór.
***
Hans siedział skulony pod swoim wozem ,trząsł się nie tyle z powodu wszech panującego zimna ,lecz ze strachu. Wiatr wiał mocno wzmagając uczucie zimna. Noc była jeszcze młoda ,a sytuacja nie wyglądała najlepiej.
Jeszcze kilka godzin temu Heinrich zapewniał go ,iż gorzej będzie jeżeli zawalą termin dowozu towaru ,niż gdyby spotkali zwierzoludzi pośród kniei Ostlandu.
Teraz - sam Heinrich leżał w kałuży krwi ,wygięty w na tyle dziwnej pozycji ,iż można by się domyśleć ,że wyszczerbione ostrze wystające z jego podbrzusza to nie atrapa. Reszta też nie wyglądała najlepiej ,a raczej to co z nich zostało. Peter nie zdążył nawet zeskoczyć z wozu ,gdyż pierwszy został godzony strzałą prosto w gardło. Balthasar, ten to dopiero miał szczęście, został żywcem dosłownie poćwiartowany na kawałeczki...
Wiele nienaturalnych sylwetek ,podobnych do ludzkich, szwendało się po pobojowisku. Nie naturalny mruk ,nie zrozumiały dla normalnego użytkownika Reikspielu słyszeć można było pośród zwierzęcych ryków i warknięć.
Hans słyszał jak ktoś lub coś zbliża się do wozu ,kroki były coraz głośniejsze ,coś odbijało się od leśnej drogi. Urwane warknięcie. Coraz głośniejsze kroki. Jakby ucichło. Hans niepewnie odsapnął. Nagle coś poderwało wóz do góry. Strach w oczach słabego człowieka. Kilka bestii wyrosło z ciemności. Największa z nich zamachnęła się... szykowała się do uderzenia. Świst. Stwór runął bezwładnie na ziemie. Jedne stworzenia próbowały oświetlić pochodniami truchło - rdzewiejący topór w potylicy. Zaś inne odruchowo starały się odnaleźć napastnika. Niepokojąca cisza, chwila konsternacji, niepokój stworzeń narastał...
-Czujecie to samo? - Zapytał niski, zachrypnięty męski głos.
Dwa głośne kroki. Szaleńczo ,opętańczy śmiech! Szarża. Bestie poprawiły uchwyty na broniach. Postać odziana w czarną ćwiekowaną kurtę machała swym orężem jakby w transie ,ale konsekwentnie. Każdy cios wzmagał rządzę krwi. Świst. Zamach. Bolesne chrupnięcie łamanych kości. Ryk bestii. Szczęk oręża. Brutalny taniec ostrzy. Kolejny chrupot i wrzask. Spośród odgłosów walki nieprzerwanie słyszalny był opętańczy śmiech.
Ostatni zwierzoczłek padł ze złamanym kręgosłupem.
-To ja... wasza zguba... - Dokończył.
Hans ciągle kulił się obok wywróconego wozu, mamrotał coś do siebie. Postać podeszła do niego. Schyliła się po palącą się jeszcze pochodnie. Oświetliła swe oblicze. Przekrwione ,wręcz krwawo-czerwone oczy wpatrywały się ,jakby wwiercały się w duszę Hansa. Szaleństwo tliło się w oczach nieznajomego. Stali tak jeszcze kilka chwil. Trzęsący się Hans zebrał się na odwagę. Zapytał.
- K-kim j-jesteś? Pomo - Trzask! Tu urwał. Potężny cios roztrzaskał czaszkę biednego Hansa.
-Już mówiłem... - zgubą. - Odrzekł podśmiewając się cicho do siebie.
... Ściągnął tylko bogato zdobiony płaszcz z truchła Hansa, zebrał parę złotych koron i odszedł ,ciągle podśmiewając się do siebie. Zbierało się na deszcz. Jednakże deszcz nie zmyje piętna zbrodni jaka miała miejsce tutaj... na bezdrożach, nikt nie wymierzy kary, wszyscy zapomną...
***
Nasz bohater, wcześniej znany jako Aldred Franz. Wbrew pozorom nie posiadający powiązań z imperatorem. Był gorliwym akolitą Sigmara ,większość czasu spędzał na modlitwie, świątynie były jego drugim domem. Jednak po ostatnim najeździe chaosu ,gdy armie ciemności splądrowały jego rodzinne strony, wymordowały bliskich ,w tym jego mentora kapłana Ebera Schulza. Załamał się ,zwątpił w swą wiarę ,popadł w depresje, nienawiść do świata rosła w nim i rosłą ,aż nabrzmiała na tyle by wybuchnąć ,a wybuchła właśnie gdy oszukano go w przydrożnej tawernie. Obudził się w nim instynkt zabójcy ,wymordował całą gawiedź gnieżdżącą się w owej karczmie. Spodobało się mu to na tyle ,że zrobił to po raz kolejny. Jego wrodzoną umiejętnością do widzenia w ciemności dała przewagę nad ofiarami. Za każdym razem gdy walczył wpadał w trans zabijania ,można było to zauważyć gdyż za każdym razem gdy wpadał w ów trans, jego oczy stawały się krwisto-czerwone. Po wielu latach morderstw i rzezi ciągle czerpał przyjemność z zabijania. Jego twarz o pełnych policzkach, pełna blizn, łysa głowa, budziły postrach wśród ludzi ,lecz dowiadywali się oni o swoim losie zbyt późno by uciec... Okryty teraz w Skórzane ćwiekowane odzienie, oraz bogato zdobioną szatę wyruszył na arenę śmierci, szukać więcej ofiar, ale z drugiej strony chciał w końcu skrzyżować oręż z kimś potężniejszym, zadać ból komuś kto sam jest w tym mistrzem...
A co tam też walne sobie muzyczkę na wejście : http://www.youtube.com/watch?v=09LTT0xwdfw
- Imię postaci: Dawno zapomniane. Często przedstawia się inaczej. Organizatorom areny przedstawił się jako Olaf Veiss.
- rasa: człowiek.
- klasa: Kapitan najemników.( a tak na serio to lekki popapraniec ,ale chyba nie ma lepszej klasy pod niego)
-Broń lub bronie, którą wybieramy z listy oręża.: taka o to maczuga http://www.enciclopedia.com.pt/images/M ... d_Head.jpg tylko ,że kolce są większa(O WIELE WIĘKSZE ,Kilka razy, po prostu giganty ) oraz osadzone są na metalowej głowicy.(broń dwuręczna)
- Zbroja lub jej brak.: Czarna ćwiekowana kurta (bez rękawów), skórzane spodnie(czarne), dobrej jakości porządnie okute buty, brązowy skórzany pas, na wszystko narzucony czarny, ubłocony, podarty ze złotymi zdobieniami płaszcz zwieńczony kapturem.
- Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.: eliksir zdrowia x2.
Ktoś w ten deseń http://www.pl.thewitcher.com/the-witche ... ingslayer/
- Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności.:Sadysta ,Niewrażliwy na ból.(jeżeli się da bo by mi pasowało do fluffu, widzenie w ciemności ,chyba nie przyda się w walce.
- Historia Postaci, czyli skąd dowiedziała się o turnieju w Ogrzych Królestwach:
Blask księżyca oświetlał strome zbocze górskie. Wiatr wiał stanowczo, porywał co drobniejsze przedmioty, rozwiewał gałęzie drzew. Silniejszy podmuch zdmuchnął kaptur postaci obserwującej ze zbocza ,imperialne knieje.
Łysa głowa, zadumany wyraz twarzy, głębokie blizny dawały wyobrażenie potężnego wojownika. Spod czarnej postrzępionej szaty zauważyć można było skórzane odzienie, ćwiekowane na klatce piersiowej. Postać o potężnej posturze poprawiła uchwyt na maczudze, założyła kaptur i ruszyła wgłąb gór.
***
Hans siedział skulony pod swoim wozem ,trząsł się nie tyle z powodu wszech panującego zimna ,lecz ze strachu. Wiatr wiał mocno wzmagając uczucie zimna. Noc była jeszcze młoda ,a sytuacja nie wyglądała najlepiej.
Jeszcze kilka godzin temu Heinrich zapewniał go ,iż gorzej będzie jeżeli zawalą termin dowozu towaru ,niż gdyby spotkali zwierzoludzi pośród kniei Ostlandu.
Teraz - sam Heinrich leżał w kałuży krwi ,wygięty w na tyle dziwnej pozycji ,iż można by się domyśleć ,że wyszczerbione ostrze wystające z jego podbrzusza to nie atrapa. Reszta też nie wyglądała najlepiej ,a raczej to co z nich zostało. Peter nie zdążył nawet zeskoczyć z wozu ,gdyż pierwszy został godzony strzałą prosto w gardło. Balthasar, ten to dopiero miał szczęście, został żywcem dosłownie poćwiartowany na kawałeczki...
Wiele nienaturalnych sylwetek ,podobnych do ludzkich, szwendało się po pobojowisku. Nie naturalny mruk ,nie zrozumiały dla normalnego użytkownika Reikspielu słyszeć można było pośród zwierzęcych ryków i warknięć.
Hans słyszał jak ktoś lub coś zbliża się do wozu ,kroki były coraz głośniejsze ,coś odbijało się od leśnej drogi. Urwane warknięcie. Coraz głośniejsze kroki. Jakby ucichło. Hans niepewnie odsapnął. Nagle coś poderwało wóz do góry. Strach w oczach słabego człowieka. Kilka bestii wyrosło z ciemności. Największa z nich zamachnęła się... szykowała się do uderzenia. Świst. Stwór runął bezwładnie na ziemie. Jedne stworzenia próbowały oświetlić pochodniami truchło - rdzewiejący topór w potylicy. Zaś inne odruchowo starały się odnaleźć napastnika. Niepokojąca cisza, chwila konsternacji, niepokój stworzeń narastał...
-Czujecie to samo? - Zapytał niski, zachrypnięty męski głos.
Dwa głośne kroki. Szaleńczo ,opętańczy śmiech! Szarża. Bestie poprawiły uchwyty na broniach. Postać odziana w czarną ćwiekowaną kurtę machała swym orężem jakby w transie ,ale konsekwentnie. Każdy cios wzmagał rządzę krwi. Świst. Zamach. Bolesne chrupnięcie łamanych kości. Ryk bestii. Szczęk oręża. Brutalny taniec ostrzy. Kolejny chrupot i wrzask. Spośród odgłosów walki nieprzerwanie słyszalny był opętańczy śmiech.
Ostatni zwierzoczłek padł ze złamanym kręgosłupem.
-To ja... wasza zguba... - Dokończył.
Hans ciągle kulił się obok wywróconego wozu, mamrotał coś do siebie. Postać podeszła do niego. Schyliła się po palącą się jeszcze pochodnie. Oświetliła swe oblicze. Przekrwione ,wręcz krwawo-czerwone oczy wpatrywały się ,jakby wwiercały się w duszę Hansa. Szaleństwo tliło się w oczach nieznajomego. Stali tak jeszcze kilka chwil. Trzęsący się Hans zebrał się na odwagę. Zapytał.
- K-kim j-jesteś? Pomo - Trzask! Tu urwał. Potężny cios roztrzaskał czaszkę biednego Hansa.
-Już mówiłem... - zgubą. - Odrzekł podśmiewając się cicho do siebie.
... Ściągnął tylko bogato zdobiony płaszcz z truchła Hansa, zebrał parę złotych koron i odszedł ,ciągle podśmiewając się do siebie. Zbierało się na deszcz. Jednakże deszcz nie zmyje piętna zbrodni jaka miała miejsce tutaj... na bezdrożach, nikt nie wymierzy kary, wszyscy zapomną...
***
Nasz bohater, wcześniej znany jako Aldred Franz. Wbrew pozorom nie posiadający powiązań z imperatorem. Był gorliwym akolitą Sigmara ,większość czasu spędzał na modlitwie, świątynie były jego drugim domem. Jednak po ostatnim najeździe chaosu ,gdy armie ciemności splądrowały jego rodzinne strony, wymordowały bliskich ,w tym jego mentora kapłana Ebera Schulza. Załamał się ,zwątpił w swą wiarę ,popadł w depresje, nienawiść do świata rosła w nim i rosłą ,aż nabrzmiała na tyle by wybuchnąć ,a wybuchła właśnie gdy oszukano go w przydrożnej tawernie. Obudził się w nim instynkt zabójcy ,wymordował całą gawiedź gnieżdżącą się w owej karczmie. Spodobało się mu to na tyle ,że zrobił to po raz kolejny. Jego wrodzoną umiejętnością do widzenia w ciemności dała przewagę nad ofiarami. Za każdym razem gdy walczył wpadał w trans zabijania ,można było to zauważyć gdyż za każdym razem gdy wpadał w ów trans, jego oczy stawały się krwisto-czerwone. Po wielu latach morderstw i rzezi ciągle czerpał przyjemność z zabijania. Jego twarz o pełnych policzkach, pełna blizn, łysa głowa, budziły postrach wśród ludzi ,lecz dowiadywali się oni o swoim losie zbyt późno by uciec... Okryty teraz w Skórzane ćwiekowane odzienie, oraz bogato zdobioną szatę wyruszył na arenę śmierci, szukać więcej ofiar, ale z drugiej strony chciał w końcu skrzyżować oręż z kimś potężniejszym, zadać ból komuś kto sam jest w tym mistrzem...
Ostatnio zmieniony 28 maja 2011, o 22:26 przez Eriks281, łącznie zmieniany 9 razy.
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
Poprawione, co do miecza to bardzo dobrze
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Imię :Sir Gail Endevor
Rasa: Człowiek (Bretończyk)
Klasa: Paladyn
Broń: Włócznia
Zbroja:
- Zbroja płytowa
- Hełm basinet
- Tarcza średnia trójkątna
Ekwipunek: Święty oręż, Obsydianowe wykończenie broni
Umiejętność: Niezwykle silny, Błogosławiony przez Panią
Historia Postaci :
Gail urodził się w rodzinie rycerskiej, był jednym z dwóch synów rodziny Endevor. Było wiadome, że starszy brat odziedziczy ziemię po ojcu z tegoż powodu Gail zajmował się sobą niż otoczeniem które miał w około. Już w młodym wieku odznaczał się dość wielką siłą, co było niesamowite dla jego rodziców i brata, niewielu ludzi miało taką siłę jak on. W późniejszym wieku zaczął się jeszcze odznaczać wielkim szlachedztwem w czasie bojów na terenach bretonii. Jego włócznia której używał w każdej walce była niezwykle silna przeciwko demonom, ludzie w otoczeniu Gaila mówili na jego oręż "Święta Włócznia" która stała się powodem kłótnii. Jego brat zazdrosny o tą broń próbował wykraść mu broń drzewcową, jednak na próźno Gail dobrze bronił swej bronii. Przyjaźnił się z Nathorem, jednak ich kontakt się skończył gdy rycerz wyruszył do jakiejś Areny w Sylvanii z tego co przeczytał w liście Gail, najprawdopodobniej dawny przyjaciel był już martwy.
Pewnego dnia jednak brat Gaila stał się już zbyt natrętny na temat włóczni, dlatego postanowił się pozbyć swego młodszego brata. Usłyszał o pewnej arenie która odbywa się w ogrzych Królestwach i przemówił Gailowi do rozsądku by wyruszył walczyć w imieniu ich rodziny. Nawet obiecał mu oddać ziemię ojca jeśli zwycięży w arenie i wróci w chwale.
Młody rycerz zapakował wszystkie potrzebne rzeczy, uzbroił się i wsiadł na swojego wierzchowca by czym prędzej wyruszyć do Ogrzych Królestw.
Rasa: Człowiek (Bretończyk)
Klasa: Paladyn
Broń: Włócznia
Zbroja:
- Zbroja płytowa
- Hełm basinet
- Tarcza średnia trójkątna
Ekwipunek: Święty oręż, Obsydianowe wykończenie broni
Umiejętność: Niezwykle silny, Błogosławiony przez Panią
Historia Postaci :
Gail urodził się w rodzinie rycerskiej, był jednym z dwóch synów rodziny Endevor. Było wiadome, że starszy brat odziedziczy ziemię po ojcu z tegoż powodu Gail zajmował się sobą niż otoczeniem które miał w około. Już w młodym wieku odznaczał się dość wielką siłą, co było niesamowite dla jego rodziców i brata, niewielu ludzi miało taką siłę jak on. W późniejszym wieku zaczął się jeszcze odznaczać wielkim szlachedztwem w czasie bojów na terenach bretonii. Jego włócznia której używał w każdej walce była niezwykle silna przeciwko demonom, ludzie w otoczeniu Gaila mówili na jego oręż "Święta Włócznia" która stała się powodem kłótnii. Jego brat zazdrosny o tą broń próbował wykraść mu broń drzewcową, jednak na próźno Gail dobrze bronił swej bronii. Przyjaźnił się z Nathorem, jednak ich kontakt się skończył gdy rycerz wyruszył do jakiejś Areny w Sylvanii z tego co przeczytał w liście Gail, najprawdopodobniej dawny przyjaciel był już martwy.
Pewnego dnia jednak brat Gaila stał się już zbyt natrętny na temat włóczni, dlatego postanowił się pozbyć swego młodszego brata. Usłyszał o pewnej arenie która odbywa się w ogrzych Królestwach i przemówił Gailowi do rozsądku by wyruszył walczyć w imieniu ich rodziny. Nawet obiecał mu oddać ziemię ojca jeśli zwycięży w arenie i wróci w chwale.
Młody rycerz zapakował wszystkie potrzebne rzeczy, uzbroił się i wsiadł na swojego wierzchowca by czym prędzej wyruszyć do Ogrzych Królestw.
Ostatnio zmieniony 17 kwie 2011, o 23:34 przez Miyokari, łącznie zmieniany 2 razy.
- Offspringman
- Kretozord
- Posty: 1670
- Lokalizacja: Czarne Wrony W-wa
Imię: Xaratudertasu Kolekcjoner Czaszek
Rasa: Herald Khorna, Demon
Broń: Piekielne ostrze
Umiejętność: Dekapitator
Mutacja: Potężne rogi
Historia:
Jeden z najwierniejszych sług Khorna. Przez tysiące lat służby zdobył wiele czaszek, które zdobią tron jego pana.
Nadszedł czas pokazać śmiertelnikom potęgę Boga Wojny i przelać ich krew w jego imię.
Na końcu czeka nagroda. Tytul Demonicznego Księcia.
Tam gdzie krew, tam i on.
Czas wyruszyć na krwawą ucztę.
Powietrze w sercu wioski zaczęło falować i demoniczna postać zaczęła nabierać fizycznych kształtów...
Rasa: Herald Khorna, Demon
Broń: Piekielne ostrze
Umiejętność: Dekapitator
Mutacja: Potężne rogi
Historia:
Jeden z najwierniejszych sług Khorna. Przez tysiące lat służby zdobył wiele czaszek, które zdobią tron jego pana.
Nadszedł czas pokazać śmiertelnikom potęgę Boga Wojny i przelać ich krew w jego imię.
Na końcu czeka nagroda. Tytul Demonicznego Księcia.
Tam gdzie krew, tam i on.
Czas wyruszyć na krwawą ucztę.
Powietrze w sercu wioski zaczęło falować i demoniczna postać zaczęła nabierać fizycznych kształtów...
Szykuje się widzę kilka fajnych postaci, super!
Niektóre są złożone tak, że się zastanawiam czy ktoś mi do notatek nie zaglądał
Niektóre są złożone tak, że się zastanawiam czy ktoś mi do notatek nie zaglądał
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Gorthor nigdy nie był zwykłym Zwierzoczłekiem. Zawsze przodował swojej rasie. To on organizował napady swojej bandy, obmyślał taktykę, ale także walczył w pierwszym szeregu masakrując więcej przeciwników, niźli nie jeden minotaur. Jego rogi wyrastały we wszystkie strony, tworząc kolczastą ochronę. Miłował walkę ponad wszystko i tylko dla niej chciał ciągle żyć.
Oprócz Aren Śmierci, które są najwyższe rangą istnieje wiele mniejszych ich "odłamów". Na drugi miejscu w hierarchii znajdują się Areny Wojny u właśnie na jedną z nich wybrał się, z polecenia rady Gorthor, aby udowodnił, czy faktycznie jest tak wielkim wojownikiem, za jakiego uchodzi. Bez zbędnych formalności czy ekwipunku Wargor wybrał się nań z gołym jedynie mieczem o niezidentyfikowanym kształcie, zbliżonym jednak nieco do kling klasy Flamberg, używanych przez imperialne Wielkie Miecze.
Droga nie była krótka, gdyż z bretońskiego lasu Arden, musiał dostać się aż na pustkowia chaosu. Podróż nie dłużyła mu się jednak, gdyż dała wiele możliwości wykazania się wrodzoną siłą, inteligencją, zdolnością ludzkiej mowy oraz przebiegłością. To napadł na karawanę ze złotem, to upolował jelenia rzucając swą bronią na odległość prawie 100 łokci.
Doszedł w kilka tygodni. Formalności związane z zapisem trwały jedynie kilka chwil. Następnie poszedł zająć swoją kwaterę. Tego samego dnia, wieczorem były już wystawione parowania na pierwszą rundę. Wszystkie walki miały zostać rozegrane nazajutrz. Gorthor wiele nie rozumiał, ale doczytał się, iż zetrze się z pewnym Czempionem Chaosu Niepodzielnego. Reszta przeciwników nie przykuła jego uwagi. A byli to : Kapłan Morra kontra Skaveński zabójca, rogaty minotaur przeciwko ogrzemu Yetiemu, pradawny władca z pustyni naprzeciw krasnoludzkiemu zabójcy, obrońca slaana versus czarny ork, ciężkozbrojny, ulrykowy fanatyk kontra gobliński fanatyk, mistrz magii z Ulthuanu przeciwko kuzynowi, egzekutorowi z Naggaroth oraz obleśny demon nurgla obok bretońskiego rycerza. Nie miał zamiaru przyglądać się żadnej z nich i nie interesował go jak narazie ani jeden z przyszłych rywali.
Jako, iż jego walka była pierwsza, Gorthor o świcie przybył na udeptaną ziemię. Jego oponent - wielki, zakuty w stal, uzbrojony w dwa wielkie topory Wybraniec nie wzbudzał strachu jedynie w nim. Po gongu walka się rozpoczęła. Rozpędzony i dyszący niczym czołg parowy chaośnik machał toporami na prawo i lewo usiłując dopaść swego adwersarza. Na próżno. W chwilę potem miecz przeciął go na pół i zwierzoludź, znudzony musiał zejść ze sceny. To nie był godny przeciwnik.
Resztę dnia spędził w karczmie pijąc jakieś szczyny, które krasnoludzki gospodarz nazał Bugradem... Brudamem... Jakoś tak. Przed położeniem się spać sprawdził, z kim zetrze się następnie. Przeciw niemu stanie tym razem egzekutor. Reszta w normie. Nurglowy demon przeciw Białemu Wilkowi, skaveński zabójca kontra czarny ork i minotaur kontra mumia. Nie liczył na specjalne emocje, więc i tym razem nie zamierzał oglądać walk reszty.
Dzień zapowiadał się paskudnie. Lało tak obficie, iż pod jego kwaterą (hamak) płynęła niemal rzeka. Niechętni zlazł z "łoża" i poszedł rozwalić kolejnego przeciwnika. Nacierającego elfiego druchii rozciął na pół rzucając swym potężnym zweihanderem. Reszta dnia spędzona została podobnie. Nic ciekawego tego dnia nie wydarzyło się. Sprawdzając poraz kolejny listę okazało się, iż zetrze się z minotaurem, natomiast ulrykowiec bił będzie Czarnego Orka. Tym razem postanowił już obejrzeć drugą walkę.
Dzień był jeszcze gorszy. Gorthor pomimo grubego futra odczuwał dotkliwe zimno. Cała okolica jaśniała bielą. Śnieg sięgał do jego kolan. co działało na jego niekorzyść, biorąc po uwagę wielkość przeciwnika. Nie podda się przecież jednak! Stanęli naprzeciw siebie. Jego oponent nie używał broni, jednak wielkość jego rogów świadczyła, że spokojnie wypatroszył by nimi Gwiezdnego Smoka. Po znaku danemu przez mistrza ceremonii Doombull ruszył bezmyślnie na przeciwnika chcąc skończyć to błyskawicznie. Zwierzoczłek schylił się jednak i odrąbał bykowi nogę, jednocześnie odskakując. Następnie odciął jego głowę i pokazał przeciwnikom oglądającym walkę
- Widzita?! Widzita?! Wy mnie nie móc pokonać!
Następna walka była dla niego wstrząsem. Był PEWIEN, że zielonoskóry wygra, a tymczasem Biały Wilk rozłupał mu czaszkę jednym ciosem swego potężnego młota. Przed pójściem spać wypytał jego zwolenników o wszystko dotyczące jego adwersarza. Nazywał się Olafomir, Niedźwiedzia Pięść. Pochodził z Ostermarku, jednak po rychłej i tragicznej śmierci jego rodziców, przejeżdżający nieopodal Rycerze Ulryka wzięli go do siebie, do Middenheimu, po czym wychowali na jednego z nich. Walczył zakuty od stóp do głów w stal i rozbijał czaszki swych wrogów wyprowadzając jedno, potężne uderzenie dwuręcznego młota, charakterystycznego właśnie dla wyznawców Pana Zimy. Gorthor pomyślał, że musi zabić go pojedynczym, precyzyjnym oraz silnym ciosem. I z tym planem zasnął.
Nazajutrz śnieg był już stopniały. Mokra trawa była jego ulubioną nawierzchnią. Poranne słońce grzało przyjemnie i sprzyjało szybkim ruchom, które musiał zastosować. Przed walką przyleciał do niego ungor z wiadomościami od rady. Była zadowolona z jego postępków. Natychmiast po wygraniu walki miał udać się na większą imprezę, Arenę Śmierci do Królestw Ogrów by tam zmierzyć się z tymi najlepszymi. Podziękował posłańcowi i w nagrodę skrócił jego męki na tym świecie. W samo południe stanęli naprzeciw siebie. Wielki, potężnie zbudowany wyznawca Ulryka sprawiał wrażenie dość sprawnego. Gorthor nie czuł jednak strachu
- Ty, ludzik! Zginieta tutaj. Ja być wybrany przez rada! Iść po twój trup do większa impreza. Już wy nie żyjeta.
- JAK ŚMIESZ PRZEMAWIAĆ TO MNIE, PLUGAWY MUTANCIE!? JA, OLAFOMIR OCZYSZCZĘ DZIŚ TEN ŚWIAT Z TWEJ PLUGAWEJ OSOBY, A SAM ULRYK MI DOPOMOŻE!
Po tych słowach zabrzmiał gong i wojownicy popędzili na siebie. Wargor szybkim ruchem zmylił przeciwnika i wyprowadził cięcie z obrotu. Był już w połowie gdy...
Rycerz Białego wilka stał nad bezgłowym ciałem swojego przeciwnika. Resztki mózgu i krew była wszędzie, a widok był makabryczny. Ulrykowiec wzniósł swój swój młot ku górze i zaryczał
- CHWAŁA PANU ZIMY!
Następnie sięgnął po kartkę, wystającą ze stringów nieboszczyka. Przeczytał z uwagą. Znacz czarną mowę, gdyż odkąd pamiętał tępił zwierzoludzi, za to, że w tak haniebny i nieuczciwy sposób osierocili go.
-Hyh to może być ciekawe! Słuchajcie mnie mieszkańcy północy! Wychodzę z tej zaplutej nory, siedliska chaosu. Życzę wam bezbolesnej i haniebnej śmierci, na którą zasługujecie! Bywajcie! - po czym splunął siarczyście.
Droga była daleka, ale wędrował razem z bardami którzy umilali mu dni, a tym bardziej noce (bez skojarzeń proszę - śpiewając oczywiście). Po wielu dniach wędrówki dotarł wreszcie do niewielkiej wioski. Zapisy u gnoblara nie trwały zbyt długo, a prosto po nich udał się do swej kwatery. Spróchniałe łoże, stół i szafa na rzeczy. Ubogo, lecz znośnie. Czuł że nadchodzące dni będą ciekawe. Pełne krwi i... wspaniałych bojów. O tak! będzie miał o czym opowiadać wnukom...
No to taka historyjka naprędce
Imię: Olafomir, Niedźwiedzia Pięść
Rasa: Człowiek
Klasa: Rycerz Białego Wilka
Broń: Młot Białych Wilków
Zbroja: Zbroja płytowa, Folgowe nagolenniki oraz Hełm Garnczkowy
Ekwipunek: Święty oręż, Pierścień protekcji
Umiejętności: Ofensywny styl walki, Niezwykle silny
Mistrzu, sprawdź proszę czy wszystko gra
Oprócz Aren Śmierci, które są najwyższe rangą istnieje wiele mniejszych ich "odłamów". Na drugi miejscu w hierarchii znajdują się Areny Wojny u właśnie na jedną z nich wybrał się, z polecenia rady Gorthor, aby udowodnił, czy faktycznie jest tak wielkim wojownikiem, za jakiego uchodzi. Bez zbędnych formalności czy ekwipunku Wargor wybrał się nań z gołym jedynie mieczem o niezidentyfikowanym kształcie, zbliżonym jednak nieco do kling klasy Flamberg, używanych przez imperialne Wielkie Miecze.
Droga nie była krótka, gdyż z bretońskiego lasu Arden, musiał dostać się aż na pustkowia chaosu. Podróż nie dłużyła mu się jednak, gdyż dała wiele możliwości wykazania się wrodzoną siłą, inteligencją, zdolnością ludzkiej mowy oraz przebiegłością. To napadł na karawanę ze złotem, to upolował jelenia rzucając swą bronią na odległość prawie 100 łokci.
Doszedł w kilka tygodni. Formalności związane z zapisem trwały jedynie kilka chwil. Następnie poszedł zająć swoją kwaterę. Tego samego dnia, wieczorem były już wystawione parowania na pierwszą rundę. Wszystkie walki miały zostać rozegrane nazajutrz. Gorthor wiele nie rozumiał, ale doczytał się, iż zetrze się z pewnym Czempionem Chaosu Niepodzielnego. Reszta przeciwników nie przykuła jego uwagi. A byli to : Kapłan Morra kontra Skaveński zabójca, rogaty minotaur przeciwko ogrzemu Yetiemu, pradawny władca z pustyni naprzeciw krasnoludzkiemu zabójcy, obrońca slaana versus czarny ork, ciężkozbrojny, ulrykowy fanatyk kontra gobliński fanatyk, mistrz magii z Ulthuanu przeciwko kuzynowi, egzekutorowi z Naggaroth oraz obleśny demon nurgla obok bretońskiego rycerza. Nie miał zamiaru przyglądać się żadnej z nich i nie interesował go jak narazie ani jeden z przyszłych rywali.
Jako, iż jego walka była pierwsza, Gorthor o świcie przybył na udeptaną ziemię. Jego oponent - wielki, zakuty w stal, uzbrojony w dwa wielkie topory Wybraniec nie wzbudzał strachu jedynie w nim. Po gongu walka się rozpoczęła. Rozpędzony i dyszący niczym czołg parowy chaośnik machał toporami na prawo i lewo usiłując dopaść swego adwersarza. Na próżno. W chwilę potem miecz przeciął go na pół i zwierzoludź, znudzony musiał zejść ze sceny. To nie był godny przeciwnik.
Resztę dnia spędził w karczmie pijąc jakieś szczyny, które krasnoludzki gospodarz nazał Bugradem... Brudamem... Jakoś tak. Przed położeniem się spać sprawdził, z kim zetrze się następnie. Przeciw niemu stanie tym razem egzekutor. Reszta w normie. Nurglowy demon przeciw Białemu Wilkowi, skaveński zabójca kontra czarny ork i minotaur kontra mumia. Nie liczył na specjalne emocje, więc i tym razem nie zamierzał oglądać walk reszty.
Dzień zapowiadał się paskudnie. Lało tak obficie, iż pod jego kwaterą (hamak) płynęła niemal rzeka. Niechętni zlazł z "łoża" i poszedł rozwalić kolejnego przeciwnika. Nacierającego elfiego druchii rozciął na pół rzucając swym potężnym zweihanderem. Reszta dnia spędzona została podobnie. Nic ciekawego tego dnia nie wydarzyło się. Sprawdzając poraz kolejny listę okazało się, iż zetrze się z minotaurem, natomiast ulrykowiec bił będzie Czarnego Orka. Tym razem postanowił już obejrzeć drugą walkę.
Dzień był jeszcze gorszy. Gorthor pomimo grubego futra odczuwał dotkliwe zimno. Cała okolica jaśniała bielą. Śnieg sięgał do jego kolan. co działało na jego niekorzyść, biorąc po uwagę wielkość przeciwnika. Nie podda się przecież jednak! Stanęli naprzeciw siebie. Jego oponent nie używał broni, jednak wielkość jego rogów świadczyła, że spokojnie wypatroszył by nimi Gwiezdnego Smoka. Po znaku danemu przez mistrza ceremonii Doombull ruszył bezmyślnie na przeciwnika chcąc skończyć to błyskawicznie. Zwierzoczłek schylił się jednak i odrąbał bykowi nogę, jednocześnie odskakując. Następnie odciął jego głowę i pokazał przeciwnikom oglądającym walkę
- Widzita?! Widzita?! Wy mnie nie móc pokonać!
Następna walka była dla niego wstrząsem. Był PEWIEN, że zielonoskóry wygra, a tymczasem Biały Wilk rozłupał mu czaszkę jednym ciosem swego potężnego młota. Przed pójściem spać wypytał jego zwolenników o wszystko dotyczące jego adwersarza. Nazywał się Olafomir, Niedźwiedzia Pięść. Pochodził z Ostermarku, jednak po rychłej i tragicznej śmierci jego rodziców, przejeżdżający nieopodal Rycerze Ulryka wzięli go do siebie, do Middenheimu, po czym wychowali na jednego z nich. Walczył zakuty od stóp do głów w stal i rozbijał czaszki swych wrogów wyprowadzając jedno, potężne uderzenie dwuręcznego młota, charakterystycznego właśnie dla wyznawców Pana Zimy. Gorthor pomyślał, że musi zabić go pojedynczym, precyzyjnym oraz silnym ciosem. I z tym planem zasnął.
Nazajutrz śnieg był już stopniały. Mokra trawa była jego ulubioną nawierzchnią. Poranne słońce grzało przyjemnie i sprzyjało szybkim ruchom, które musiał zastosować. Przed walką przyleciał do niego ungor z wiadomościami od rady. Była zadowolona z jego postępków. Natychmiast po wygraniu walki miał udać się na większą imprezę, Arenę Śmierci do Królestw Ogrów by tam zmierzyć się z tymi najlepszymi. Podziękował posłańcowi i w nagrodę skrócił jego męki na tym świecie. W samo południe stanęli naprzeciw siebie. Wielki, potężnie zbudowany wyznawca Ulryka sprawiał wrażenie dość sprawnego. Gorthor nie czuł jednak strachu
- Ty, ludzik! Zginieta tutaj. Ja być wybrany przez rada! Iść po twój trup do większa impreza. Już wy nie żyjeta.
- JAK ŚMIESZ PRZEMAWIAĆ TO MNIE, PLUGAWY MUTANCIE!? JA, OLAFOMIR OCZYSZCZĘ DZIŚ TEN ŚWIAT Z TWEJ PLUGAWEJ OSOBY, A SAM ULRYK MI DOPOMOŻE!
Po tych słowach zabrzmiał gong i wojownicy popędzili na siebie. Wargor szybkim ruchem zmylił przeciwnika i wyprowadził cięcie z obrotu. Był już w połowie gdy...
Rycerz Białego wilka stał nad bezgłowym ciałem swojego przeciwnika. Resztki mózgu i krew była wszędzie, a widok był makabryczny. Ulrykowiec wzniósł swój swój młot ku górze i zaryczał
- CHWAŁA PANU ZIMY!
Następnie sięgnął po kartkę, wystającą ze stringów nieboszczyka. Przeczytał z uwagą. Znacz czarną mowę, gdyż odkąd pamiętał tępił zwierzoludzi, za to, że w tak haniebny i nieuczciwy sposób osierocili go.
-Hyh to może być ciekawe! Słuchajcie mnie mieszkańcy północy! Wychodzę z tej zaplutej nory, siedliska chaosu. Życzę wam bezbolesnej i haniebnej śmierci, na którą zasługujecie! Bywajcie! - po czym splunął siarczyście.
Droga była daleka, ale wędrował razem z bardami którzy umilali mu dni, a tym bardziej noce (bez skojarzeń proszę - śpiewając oczywiście). Po wielu dniach wędrówki dotarł wreszcie do niewielkiej wioski. Zapisy u gnoblara nie trwały zbyt długo, a prosto po nich udał się do swej kwatery. Spróchniałe łoże, stół i szafa na rzeczy. Ubogo, lecz znośnie. Czuł że nadchodzące dni będą ciekawe. Pełne krwi i... wspaniałych bojów. O tak! będzie miał o czym opowiadać wnukom...
No to taka historyjka naprędce
Imię: Olafomir, Niedźwiedzia Pięść
Rasa: Człowiek
Klasa: Rycerz Białego Wilka
Broń: Młot Białych Wilków
Zbroja: Zbroja płytowa, Folgowe nagolenniki oraz Hełm Garnczkowy
Ekwipunek: Święty oręż, Pierścień protekcji
Umiejętności: Ofensywny styl walki, Niezwykle silny
Mistrzu, sprawdź proszę czy wszystko gra
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
- The WariaX
- Falubaz
- Posty: 1005
- Lokalizacja: Rybnik i okolice
Imię: Wilhelm, sługa Drachenfelsa
Rasa: Herald Tzeentch'a, Demon
Broń: Kostur
Umiejętność: Wszechwiedzący
Mutacja: Nienaturalny refleks
Historia:
Onego czasu, kiedy to Pan zwany Drachenfelsem postanowił zacząć hodować chryzantemy, Wilhelm począł dostawać konwulsji niemiłosiernych. On, demon krwii szlachetnej o ile w ogóle można tak rzec o demonach, miał pomagać w hodowaniu tego, tego czegoś? Było tego zdecydowanie za wiele. Rozumiał zabawy z poszukiwaczami przygód, którzy od czasu do czasu pojawiali się na zamczysku usiłując wyexpić i wydropić maksymalnie co się da. Katastrofa jakaś kurde! Jednakowoż wtedy to do główki Wilhelma skradł się zaiste plan siarczysty. Słuchy niosły, jakoby arenę zabaw i przepychanek zorganizowano na jakimiś ogrzym zadupiu. Było to coś zdecydowanie o niebo lepciejsze od podlewania i pucowania tych smrodków. Postanowił więc Wilhelm, że ukradkiem wymknie się podczas tego czasu, kiedy to pan Drachenfels będzie pieścił to "zło wcielone". Wilhelm po dłuższym przemyśleniu przybrał ciało starca, ubranego w szare łachmany z kawałkiem drąga i długą siwą brodą. Taaak, tego na pewno nikt się nie spodziewa, myślał szyderczo demon. Wtedy to doszedł go głos wołającego pana. Nie zastanawiając się ani chwili popędził z prędkością r=80^99k6 metrów na sekundę. Wiedział, że nie miał za dużo czasu, ale może uda mu się parę walk stoczyć zanim pan go odnajdzie. Wszak śmierć na arenie to pestka w porównaniu od wiecznych mąk jakie urządzi mu Draches kiedy go złapie, ale dla tych kilku chwil odprężenia warto.
Rasa: Herald Tzeentch'a, Demon
Broń: Kostur
Umiejętność: Wszechwiedzący
Mutacja: Nienaturalny refleks
Historia:
Onego czasu, kiedy to Pan zwany Drachenfelsem postanowił zacząć hodować chryzantemy, Wilhelm począł dostawać konwulsji niemiłosiernych. On, demon krwii szlachetnej o ile w ogóle można tak rzec o demonach, miał pomagać w hodowaniu tego, tego czegoś? Było tego zdecydowanie za wiele. Rozumiał zabawy z poszukiwaczami przygód, którzy od czasu do czasu pojawiali się na zamczysku usiłując wyexpić i wydropić maksymalnie co się da. Katastrofa jakaś kurde! Jednakowoż wtedy to do główki Wilhelma skradł się zaiste plan siarczysty. Słuchy niosły, jakoby arenę zabaw i przepychanek zorganizowano na jakimiś ogrzym zadupiu. Było to coś zdecydowanie o niebo lepciejsze od podlewania i pucowania tych smrodków. Postanowił więc Wilhelm, że ukradkiem wymknie się podczas tego czasu, kiedy to pan Drachenfels będzie pieścił to "zło wcielone". Wilhelm po dłuższym przemyśleniu przybrał ciało starca, ubranego w szare łachmany z kawałkiem drąga i długą siwą brodą. Taaak, tego na pewno nikt się nie spodziewa, myślał szyderczo demon. Wtedy to doszedł go głos wołającego pana. Nie zastanawiając się ani chwili popędził z prędkością r=80^99k6 metrów na sekundę. Wiedział, że nie miał za dużo czasu, ale może uda mu się parę walk stoczyć zanim pan go odnajdzie. Wszak śmierć na arenie to pestka w porównaniu od wiecznych mąk jakie urządzi mu Draches kiedy go złapie, ale dla tych kilku chwil odprężenia warto.
Ostatnio zmieniony 17 kwie 2011, o 21:51 przez The WariaX, łącznie zmieniany 2 razy.
Zapraszam do mojej galerii :
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=35475
Maluję na zamówienie:
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 13#p990613
Rang Bamse - szalony herszt (Kapitan najemników)
Broń: Dwa topory
Hełm: Barbuta
Zbroja: Kirys
Nagolenniki: Kolcze
Tarcza: Puklerz
Ekwipunek: Toksyna paraliżująca i Trucizna jadowa (super poison ^^)
Umiejętności: Opętanie, Celne ciosy
"...Zwą mnie Gorączka. I uwielbiam tę zabawę..."
W dalekiej Norsce walki i łupieże to nic niecodziennego. Kolejne hulajpartie walczą o terytorium, sławę i łupy, często zapuszczając się na morze, czy plądrując wybrzeże. Lecz właśnie na morzu, nieznanym i okrutnym, także barbarzyńcy mogą stać się ofiarą.
I do dziś nie wiadomo co stało się z pewnymi statkami, lecz nikt nie słyszał o tych paru rozbitkach, którzy czasem cudem przetrwają horror głębin i morskiej pustki, oraz sztormy czy fale. Wśród nich znalazł się też Rang, kolejny wojownik, nie wiadomo czy wybrany przez plugawe siły, czy wylosowany. To może wiedzieć tylko sam demon. I wie także, że...
"Uwielbiam tę zabawę..."
Kolejny opętany. Kukła której egzystencją powodują jedynie chwile walki i adrenaliny gdy morduje. Gdy demon może spełniać swe żądze w kolejny sposób obrażający prawa natury czy religii. Już nie człowiek, tylko stwór bez pamięci czy myśli. Umarł wtedy na morzu.
Lecz każda zabawka się nudzi, a Gorączka już wiedział co robić w takich sytuacjach. Nic tak nie cieszy krwawego pana niż to złe widowisko, gdy tłumy czczą go nieświadomie w tych orgiach krwi - arenach śmierci. Taki los czekał także zgubionego Ranga. A co miało się stać dalej, to zależy tylko od potencjału tej powłoki, może marnowanego przez podłe wybryki Gorączki.
"Uwielbiam kiedy krzyczą..."
Ku pamięci Szarweja, opętanego strażnika imperialnego
Choć liczyłem na maga
Broń: Dwa topory
Hełm: Barbuta
Zbroja: Kirys
Nagolenniki: Kolcze
Tarcza: Puklerz
Ekwipunek: Toksyna paraliżująca i Trucizna jadowa (super poison ^^)
Umiejętności: Opętanie, Celne ciosy
"...Zwą mnie Gorączka. I uwielbiam tę zabawę..."
W dalekiej Norsce walki i łupieże to nic niecodziennego. Kolejne hulajpartie walczą o terytorium, sławę i łupy, często zapuszczając się na morze, czy plądrując wybrzeże. Lecz właśnie na morzu, nieznanym i okrutnym, także barbarzyńcy mogą stać się ofiarą.
I do dziś nie wiadomo co stało się z pewnymi statkami, lecz nikt nie słyszał o tych paru rozbitkach, którzy czasem cudem przetrwają horror głębin i morskiej pustki, oraz sztormy czy fale. Wśród nich znalazł się też Rang, kolejny wojownik, nie wiadomo czy wybrany przez plugawe siły, czy wylosowany. To może wiedzieć tylko sam demon. I wie także, że...
"Uwielbiam tę zabawę..."
Kolejny opętany. Kukła której egzystencją powodują jedynie chwile walki i adrenaliny gdy morduje. Gdy demon może spełniać swe żądze w kolejny sposób obrażający prawa natury czy religii. Już nie człowiek, tylko stwór bez pamięci czy myśli. Umarł wtedy na morzu.
Lecz każda zabawka się nudzi, a Gorączka już wiedział co robić w takich sytuacjach. Nic tak nie cieszy krwawego pana niż to złe widowisko, gdy tłumy czczą go nieświadomie w tych orgiach krwi - arenach śmierci. Taki los czekał także zgubionego Ranga. A co miało się stać dalej, to zależy tylko od potencjału tej powłoki, może marnowanego przez podłe wybryki Gorączki.
"Uwielbiam kiedy krzyczą..."
Ku pamięci Szarweja, opętanego strażnika imperialnego
Choć liczyłem na maga
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns
Wszystko w porządku Jest nas 11tu, z czego jeden niewiadomoktoiczym. Jeszcze pięcioro i zaczynamy
Mam nadzieję, że w poniedziałek będę mógł już zasiąść do klawiatury
Mam nadzieję, że w poniedziałek będę mógł już zasiąść do klawiatury
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Imię: Kratos, duch Kurgan
Rasa: Błogosławiony bohater
Broń:2x ostrze chaosu (technicznie rzecz biorąc 2xkrótki miecz)
Pancerz:Zbroja boga wojny(nagolenniki, płytówka, barbuta, puklerz-naznaczone piętnem Khorna)
Ekwipunek:Płonąca broń
Umiejętność: Niezwykle silny
Dźwięk rogów i warkot bębnów dał sygnał do ataku. Wojownicy północy ruszyli na słabych tchórzy z południa. Biegli, jakby ścigały ich psy Khorna. Biegli, jakby nie mało być jutra.
Dla wielu z nich tak właśnie miało być. Głuche dudnienie rozeszło się po polu bitwy. Działa Imperium wyrzucały kule, szerząc spustoszenie w szeregach wojowników Chaosu.
Muszkiety splunęły ołowiem. Lecz wojownicy chaosu wciąż biegli. Wśród nich był Kratos. Górujący wzrostem nad innymi chaosytami, budził respekt, mimo że walczył bez zbroi, ani hełmu. Potężnie zbudowany, łysy, z twarzą wykrzywioną szałem. Przez jego twarz i pierś biegł czerwony tatuaż.
Padła kolejna salwa. Kolejni wojowie padli martwi na ziemię. Kratos nie przejmował się tym.
W końcu dopadł do słabeuszy, co nie mają odwagi stanąć wrogowi twarzą w twarz. Machnięciem miecza odbił trzy wycelowane w niego halabardy.
Uderzenie wyrwało broń ze zdrętwiałych rąk. Kolejnym zciął 2 głowy i zabójczem pchnięciem powalił kolejnych dwóch wrogów. Wokół niego padali kolejni przeciwnicy.
Bitwa trwała już wiele godzin. Trupy walały się gęsto. Wtem Kratos zauważył pikującego gryfa.
Bestia spadła z wysokości powalając wielu wojowników. Na jej grzbiecie siedział rycerz odziany w wspaniały pancerz i ozdobionym piórami hełmie. Jego miecz przechodził przez pancerze wojowników chaosu jak przez masło. Kratos rzucił się w jego kierunku. Starli się w największym wirze bitwy. Kratos ciął mieczem zrzucając księcia z wierzchowca lecz gryf momentalnie powalił go, przyszpilając go do ziemi.
Uniósł dziób do ostatecznego ciosu. Kratos odrzucił miecz i chwycił gryfa za szczęki. Masywne mięśnie napieły się, żyły niemal pękły od wysiłku, nie dopuszczając do zaciśnięcia się dzioba.
Kratosowi każda sekunda zdawałała się wiekiem. Całą mocą swoich mięśni naparł na gryfa. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie. Szczęki bestii zostały rozwarte szerzej niz pozwalały na to stawy. Ostatnim wysiłkiem skręcił gryfowi kark.
Kratos był wyczerpany tytanicznym wysiłkiem. Wtedy zauważył zbliżającego się księcia. Był nieco poobijany upadkiem, lecz zbroja uchroniła go przed ciosem Kratosa. Książe uniósł miecz do ciosu. Kratos leżał bezbronny, przywalony truchłem gryfa, bez broni, ranny, bez miecza.
Czuł jak życie odpływa z niego wraz z krwią. Przed oczami widział czerwone plamy. Ostatkiem sił krzyknął:
"KHORNIE, ZNISZCZ MOICH WROGÓW, A MOJE ŻYCIE BĘDZIE TWOJE!"
Wtedy stało się. Niebo przybrało kolor głebokiej czerwieni. Krople krwi spadały z nieba niby deszcz. Na nieboskłonie płonął znak boga wojny. Kratos zawołał jeszcze raz: "Khornie, moje życie należy do Ciebie!"
Wtedy poczuł w sobie siłę. Z łatwścią odrzucił ciało gryfa z siebie. Jego ciało zaczęło parować. W jego przedramiona wtopiły się łańcuchy z ostrz chaosu, broni dla wielkiego wybrańca Khorna! Ból, który temu towarzyszył był ponad ludzkie pojęcie.
Ryk bólu słyszany był ponoć w samym Altdorfie. Gdy para opadła, zobaczył, że spływająca na niego krew utworzyła zbroję, której nic nie było w stanie przebić. Runiczne ostrze księcia zgieło się przy próbie przebicia go.
Kratos chwycił go za gardło i wbił jedno ze swych ostrzy w brzuch tamtego, patrząc prosto w oczy. Puścił wroga. Czuł w sobie niesamowitą moc. Rzucił się z okrzykiem na przeciwników.
Niedługo potem było juz po wszystkim. Jednynie Kratos przetrwał bitwę. Nikt nie mógł się z nim mierzyć. Lecz niedługo miał poznać cenę, jaka wiąże się z taką potęgą...
***
Długo wędrował na północ, lecz w końcu zauważył w oddali swoją rodzinną wioskę. Lecz nie przywitał go dym kominów chat, szczekanie psów, radość córki i jego pięknej żony. Czuł odór śmierci i zgnilizny.
Biegiem dotarł do wsi. Odgłosy walki świadczyły o ocalałych. Niedobitki zebrały się przed wielką chatą. Starcy i młodzi chłopcy broniły wejścia przed grupą chodzących koszmarów. Rozkładające się ciała, uzbrojone w zardzewiałe, pokryte śluzem ostrza. Nosicieli zarazy Nurgla.
W Kratosa wstąpił szał. Rzucił się w sam środek walki. Rąbał wszystko co nawinęło mu się pod ostrza. Niw patrzył, że od jego ciosów padli zarówno demony jaki i jego ludzie. Gdy już rozprawił się z tymi na zewnątrz, kopnął drzwi od chaty, rozwalając je na kawałki.
Kratos nie był świadomy rzeźi jaka się rozegrała. Ochłonął, gdy zauważył, jak dwie jego ostatnie ofiary padły mu u stóp. Nie wierzył w to co widzi. Wokół leżały ciała kobiet i dzieci, które własnoręcznie zamordował. Wśród nich były jego żona i córka. Kratos padł na kolana.
Drżącymi rękami dotknął ich zbryzganych krwią twarzy. Przytulił ich martwe ciała do piersi. I zapłakał gorzko. A wszystko wokół płonęło. Zerwał się nagle i wybiegł z chaty. Spojrzał w niebo i wykrzyknął:
"PRZEKLINAM WAS, BOGOWIE CHAOSU, PRZEKLINAM WAS. NA DUSZE MOJEJ RODZINY PRZYSIĘGAM, WSZYSCY ZAKOSZTUJECIE MOJEJ ZEMSTY!!! BĘDĘ ZABIJAŁ WASZYCH CZEMPIONÓW, WASZE DEMONY, AŻ W KOŃCU WY SAMI POZNACIE SMAK MOICH OSTRZY!!!"
I ruszył przed siebie. Prochy jego rodziny przywarły do jego ciała, naznaczając go klątwą jego własnego szału. Jego skóra przybrała biały kolor, przez co nazywany był często "duchem Kurgan".
Wiele mil przewędrował. Nieważne ile wina wypił i ile kobiet brał do łoża, ciągle był trawiony przez wizje i koszmary swojej rodziny.
Wiele miesięcy i ściętych głów czempionów później Kratos znalazł przy zwłokach zabitego wybrańca Slaanesha zaproszenie na Arenę. Tam z pewnością pojawią się wyznawcy mrocznych bóstw. I jeśli Bogowie będą na tyle głupi, by zesłać na niego śmierć, przekonają się o swej pomyłce gdy Kratos stanie u bram królestwa Chaosu...
http://ghostofsparta666.host77.pl/galeria/4646_2.jpg - zbroja
http://theoldgiftshop.com/images/helmets/IR80648.jpg -hełm
http://www.goods.pl/images/products/pl/ ... UC2665.jpg - miecze
Rasa: Błogosławiony bohater
Broń:2x ostrze chaosu (technicznie rzecz biorąc 2xkrótki miecz)
Pancerz:Zbroja boga wojny(nagolenniki, płytówka, barbuta, puklerz-naznaczone piętnem Khorna)
Ekwipunek:Płonąca broń
Umiejętność: Niezwykle silny
Dźwięk rogów i warkot bębnów dał sygnał do ataku. Wojownicy północy ruszyli na słabych tchórzy z południa. Biegli, jakby ścigały ich psy Khorna. Biegli, jakby nie mało być jutra.
Dla wielu z nich tak właśnie miało być. Głuche dudnienie rozeszło się po polu bitwy. Działa Imperium wyrzucały kule, szerząc spustoszenie w szeregach wojowników Chaosu.
Muszkiety splunęły ołowiem. Lecz wojownicy chaosu wciąż biegli. Wśród nich był Kratos. Górujący wzrostem nad innymi chaosytami, budził respekt, mimo że walczył bez zbroi, ani hełmu. Potężnie zbudowany, łysy, z twarzą wykrzywioną szałem. Przez jego twarz i pierś biegł czerwony tatuaż.
Padła kolejna salwa. Kolejni wojowie padli martwi na ziemię. Kratos nie przejmował się tym.
W końcu dopadł do słabeuszy, co nie mają odwagi stanąć wrogowi twarzą w twarz. Machnięciem miecza odbił trzy wycelowane w niego halabardy.
Uderzenie wyrwało broń ze zdrętwiałych rąk. Kolejnym zciął 2 głowy i zabójczem pchnięciem powalił kolejnych dwóch wrogów. Wokół niego padali kolejni przeciwnicy.
Bitwa trwała już wiele godzin. Trupy walały się gęsto. Wtem Kratos zauważył pikującego gryfa.
Bestia spadła z wysokości powalając wielu wojowników. Na jej grzbiecie siedział rycerz odziany w wspaniały pancerz i ozdobionym piórami hełmie. Jego miecz przechodził przez pancerze wojowników chaosu jak przez masło. Kratos rzucił się w jego kierunku. Starli się w największym wirze bitwy. Kratos ciął mieczem zrzucając księcia z wierzchowca lecz gryf momentalnie powalił go, przyszpilając go do ziemi.
Uniósł dziób do ostatecznego ciosu. Kratos odrzucił miecz i chwycił gryfa za szczęki. Masywne mięśnie napieły się, żyły niemal pękły od wysiłku, nie dopuszczając do zaciśnięcia się dzioba.
Kratosowi każda sekunda zdawałała się wiekiem. Całą mocą swoich mięśni naparł na gryfa. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie. Szczęki bestii zostały rozwarte szerzej niz pozwalały na to stawy. Ostatnim wysiłkiem skręcił gryfowi kark.
Kratos był wyczerpany tytanicznym wysiłkiem. Wtedy zauważył zbliżającego się księcia. Był nieco poobijany upadkiem, lecz zbroja uchroniła go przed ciosem Kratosa. Książe uniósł miecz do ciosu. Kratos leżał bezbronny, przywalony truchłem gryfa, bez broni, ranny, bez miecza.
Czuł jak życie odpływa z niego wraz z krwią. Przed oczami widział czerwone plamy. Ostatkiem sił krzyknął:
"KHORNIE, ZNISZCZ MOICH WROGÓW, A MOJE ŻYCIE BĘDZIE TWOJE!"
Wtedy stało się. Niebo przybrało kolor głebokiej czerwieni. Krople krwi spadały z nieba niby deszcz. Na nieboskłonie płonął znak boga wojny. Kratos zawołał jeszcze raz: "Khornie, moje życie należy do Ciebie!"
Wtedy poczuł w sobie siłę. Z łatwścią odrzucił ciało gryfa z siebie. Jego ciało zaczęło parować. W jego przedramiona wtopiły się łańcuchy z ostrz chaosu, broni dla wielkiego wybrańca Khorna! Ból, który temu towarzyszył był ponad ludzkie pojęcie.
Ryk bólu słyszany był ponoć w samym Altdorfie. Gdy para opadła, zobaczył, że spływająca na niego krew utworzyła zbroję, której nic nie było w stanie przebić. Runiczne ostrze księcia zgieło się przy próbie przebicia go.
Kratos chwycił go za gardło i wbił jedno ze swych ostrzy w brzuch tamtego, patrząc prosto w oczy. Puścił wroga. Czuł w sobie niesamowitą moc. Rzucił się z okrzykiem na przeciwników.
Niedługo potem było juz po wszystkim. Jednynie Kratos przetrwał bitwę. Nikt nie mógł się z nim mierzyć. Lecz niedługo miał poznać cenę, jaka wiąże się z taką potęgą...
***
Długo wędrował na północ, lecz w końcu zauważył w oddali swoją rodzinną wioskę. Lecz nie przywitał go dym kominów chat, szczekanie psów, radość córki i jego pięknej żony. Czuł odór śmierci i zgnilizny.
Biegiem dotarł do wsi. Odgłosy walki świadczyły o ocalałych. Niedobitki zebrały się przed wielką chatą. Starcy i młodzi chłopcy broniły wejścia przed grupą chodzących koszmarów. Rozkładające się ciała, uzbrojone w zardzewiałe, pokryte śluzem ostrza. Nosicieli zarazy Nurgla.
W Kratosa wstąpił szał. Rzucił się w sam środek walki. Rąbał wszystko co nawinęło mu się pod ostrza. Niw patrzył, że od jego ciosów padli zarówno demony jaki i jego ludzie. Gdy już rozprawił się z tymi na zewnątrz, kopnął drzwi od chaty, rozwalając je na kawałki.
Kratos nie był świadomy rzeźi jaka się rozegrała. Ochłonął, gdy zauważył, jak dwie jego ostatnie ofiary padły mu u stóp. Nie wierzył w to co widzi. Wokół leżały ciała kobiet i dzieci, które własnoręcznie zamordował. Wśród nich były jego żona i córka. Kratos padł na kolana.
Drżącymi rękami dotknął ich zbryzganych krwią twarzy. Przytulił ich martwe ciała do piersi. I zapłakał gorzko. A wszystko wokół płonęło. Zerwał się nagle i wybiegł z chaty. Spojrzał w niebo i wykrzyknął:
"PRZEKLINAM WAS, BOGOWIE CHAOSU, PRZEKLINAM WAS. NA DUSZE MOJEJ RODZINY PRZYSIĘGAM, WSZYSCY ZAKOSZTUJECIE MOJEJ ZEMSTY!!! BĘDĘ ZABIJAŁ WASZYCH CZEMPIONÓW, WASZE DEMONY, AŻ W KOŃCU WY SAMI POZNACIE SMAK MOICH OSTRZY!!!"
I ruszył przed siebie. Prochy jego rodziny przywarły do jego ciała, naznaczając go klątwą jego własnego szału. Jego skóra przybrała biały kolor, przez co nazywany był często "duchem Kurgan".
Wiele mil przewędrował. Nieważne ile wina wypił i ile kobiet brał do łoża, ciągle był trawiony przez wizje i koszmary swojej rodziny.
Wiele miesięcy i ściętych głów czempionów później Kratos znalazł przy zwłokach zabitego wybrańca Slaanesha zaproszenie na Arenę. Tam z pewnością pojawią się wyznawcy mrocznych bóstw. I jeśli Bogowie będą na tyle głupi, by zesłać na niego śmierć, przekonają się o swej pomyłce gdy Kratos stanie u bram królestwa Chaosu...
http://ghostofsparta666.host77.pl/galeria/4646_2.jpg - zbroja
http://theoldgiftshop.com/images/helmets/IR80648.jpg -hełm
http://www.goods.pl/images/products/pl/ ... UC2665.jpg - miecze
Ostatnio zmieniony 17 kwie 2011, o 22:09 przez Byqu, łącznie zmieniany 2 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN