
Ustalenia ogólne
Tak jak poprzednio, zdecydowaliśmy się na rzut 3D6 na kości mocy, przy czym przeciwnik bierze wda wyższe wyniki jako swoje DD. W ramach posiadanych figurek dozwoleni byli bohaterowie imienni. Stół był niestandardowy, ponieważ miał 72x72 cali. Strefa wystawienia była głęboka na 24 cale, ograniczona po bokach do 12 cali od krawędzi bocznych stołu. Wystawienie odbyło się za zasłoną kartonowo-walizkową, zdało wyśmienicie egzamin. Rozpiski oczywiście tajne, jak się okazało w czasie bitwy również częściowo dla właścicieli armii

Generałowie i BSB działali w 18 calach, by oddać skalę bitwy. Zagraliśmy 8 tur.
Scenariusz
Zdecydowaliśmy się na lekkie ubarwienie naszej gry, dlatego też na stole (widać po pierwszych zdjęciach) na środku jest wieża, a w przeciwległych kątach bród/most. Za kontrolowanie centrum (kontroluje najliczniejsza jednostka w 6 calach od terenu) było 800 pkt, za dwa pomniejsze po 500 pkt. Wieża okazała się być ruinami wieży maga, przy których każdy mag mógł channelować na 4 kościach, a nie na jednej (jak się okazało był to hardcore, bo Przemek doczłapał tam wszystkimi swoimi magami, włącznie z tym mającym +1 do channela).
Armie
Tym razem obyło się bez modyfikacji zasad, punktów, więc zagraliśmy czyste 8k.
Rozpiska zwierzaków:
Khazrak
Beastlord
Great Shaman Wild
Great Shaman Beast
Great Shaman Shadow
Doombull
Gorebull
Shaman Wild
Shaman Beast
Shaman Shadow
Wargor BSB
Wargor
3x5 warhounds
1x50 ungors
1x20 ungors
2x10 ungors
2x50 gors
2x10 gors
2x8 ungor raiders
4x tuskgor chariot
1x razorgor chariot
1x5 harpies scout
1x5 centigor
1x1 razorgor
1x3 razorgor
1x50 bestigor
2x7 minotaurs
2x giant
1x cygor
1x jabberslythe
Rozpiska myszek:
Queek z obstawą 40 stormów
Dwóch warlordów, z czego jeden na lektyce, drugi z buta.
Seer na dzwonie
Vermin lord
Throt
BSB
2x chieftan do walki (ahw, poison, tail weapon, rat hound)
Skweel
2x plague priest z buta
2x inżynier mag, 1x inżynier snajper z goglami i strzelbą, 1x inżynier z piwkiem dla stormów
Assassin z bombą
2x50 clanratów z tarczami i miotaczami ognia
2x50 clanratów z tarczami, włóczniami, jeden z ratlingiem, drugi z moździerzem
4x40 slavów
35+5 giant ratów (w tym skweel)
6+4 rat ogrów
2x5 gutterów z procami i trucizną
30 plague monks z banner of the underempire
2x5 globadierów
13 censer bearers
10 jezzaili
Abominacja z kolcami
Kółko
2x działo
2x katapulta
Wystawienie:
Bestie:

Uploaded with ImageShack.us
1. Jabberslythe
2. 50 Gors z tarczami + Wargor + Shaman LoBeasts
3. 7 minotaurs, AHW + Doombull (Axes of Khorgor & stuff)
4-5. Tuskgor Chariots
6. 5 Warhounds
7. Cygor
8. 50 bestigors + beastlord + GreatShaman LoShadow + Wargor BSB, za nimi GreatShaman z LoBeasts
9. Giant
10. Razorgor, za nim Tuskgor Chariot
11. Giant
12. 8 Ungor Riders, za górką obok nich Great Shaman z LoWild
13. 50 Gors z AHW + Shaman z LoWild + Khazrak, the One-Eye (generał)
14. 5 Warhounds
15. 3 razorgors
16. 50 ungor spearmen, za nimi za górką Shaman z LoShadow
17. Tuskgor Chariot
18. Razorgor Chariot
19. 5 warhounds
20. 7 minotaurs, GW + gorebull
21. 20 ungors
22. 5 centigors
Poza tym harpie w scoucie, a w ambushu 2x10 gors, 2x10 ungors i 1x8 ungor raiders
Skaveni [WIP]
Zdjęcia
Przebieg bitwy
Queek wiedział, że powstrzymanie ataku bestii w tym regionie musiało zakończyć się sukcesem, jeśli klan Morrs miał utrzymać swoją przewagę w starciu o górne poziomy Miasta Kolumn. Przewidział, że podstępne gobliny sięgną po wszelkie środki, byleby osłabić przeciwnika, odciągnąć jego uwagę. A może to jeden z zawistnych Wielkich Klanów zwabił zwierzoludzi, by pokrzyżować plany rozwoju rosnącej w siłę piątej potęgi Podimperium? Teraz nie było to już ważne, bo sam wysłał do nich jeden ze swoich oddziałów (głupcy, bestie rozerwały ich na sztuki), dzięki czemu zwabił ich w, jak sądził, przychylne sobie miejsce. Plan obejmował utrzymanie brodu i dostępu do ruin wieży, by zastopować, a później siłą wojsk i magii zmiażdżyć nacierające bandy. Co prawda Queek nie czuł się komfortowo, musząc walczyć u boku szarego proroka, ale wiedział, że wynajęty przez niego zabójca ma przede wszystkim dbać, by mag w krytycznym momencie dbał o interesy wodza, a nie swoje.
Dbając o własne pozycje, przywódca rozkazał zająć flanki armii z jednej strony oddziałom kupionym od klanu Moulder, gdzie przekupieni na tą bitwę mistrzowie fachu mieli zapewnić względny spokój, a z drugiej strony jeden z pomniejszych wodzów ze swoimi wojownikami z sojuszniczego klanu. Queek czuł przez skórę, że zwierzoludzie planują niejeden podstęp, co miało się niebawem potwierdzić.
Szary prorok Kreetz z wysokości sprowadzonego na pole bitwy dzwonu powiódł wzrokiem po liniach wojsk. Brunatna masa szczuroludzi zalewała całe przedpole ruin wieży, nie pozostawiając skrawka trawy na widoku. Na pobliskim wzgórzu inżynierowie jazgotliwie poganiali niewolników pracujących przy jarzących się zieloną łuną działach. W drugiej linii stała gwardia Queeka, najwyraźniej napojona jakimś tajemniczym naparem. Skaveni ustawili się w dwie fale, w pierwszej bariera z niewolników i lekkich jednostek, zaś w drugiej główne siły, wsparte maszynami, potworami, strzelcami klanu Skryre i elitarnymi siłami klanu Pestilence. Tylko wódz wiedział, że w tej samej chwili wojownicy klanu Eshin wykonywali podkop lub egzekwowali okrążenie wrogich sił.
- Głupiec, niech myśli, że dowodzi – pomyślał mag, zamykając łapę na noszonym na szyi amulecie. – Zaraz zrozumie czym jest prawdziwa potęga!
Amulet w istocie był narzędziem do komunikacji z członkami zakonu proroków i kanalizowania ich kolektywnej siły umysłów. Kreetz przymknął oczy i począł pazurzastym palcem wykonywać ruch jakby chciał coś zdrapać z jakiejś powierzchni. Już pierwszy gest sprawił, że powietrze w okolicach mostu na lewej flance jakby zgęstniało. Kolejne przychodziły magowi z coraz większym trudem, jakby mocował się z czymś niewidzialnym. W odległym o setki mil miejscu pozostali członkowie jego zakonu kolejno złożyli ofiary, po czym rozpoczęli ostateczną inkantację, skupiając energię na wielkim słupie spaczenia pośrodku placu zgromadzenia.
Przy siódmym ruchu dzwon pod łapami szczuroczłeka zaczął wibrować, odpowiadając na zew czegoś spoza kurtyny rozdzielającej materialny świat od eteru poza nim. Wreszcie trzynasty, hipnotyczny ruch pazura jakby przerwał nitkę rzeczywistości. Dzwon wybił trzynaście uderzeń, doprowadzając otaczające oddziały do furii, a we wskazanym wcześniej miejscu zarysowała się rysa w powietrzu. Wielki pazur rozdarł ją i poszerzył, tak że obok nagle mutującej abominacji stanął awatar Rogatego Szczura, wypełniając powietrze rykiem tysiąca bestii i piskiem milionów szczurów.
Queek ruchem uzbrojonej łapy pokazał prorokowi co sądzi o jego sztuczkach i odwrócił wzrok, bo oto do jego uszu dotarła kakofonia bębnów i rogów, zwiastująca wyczekiwane przybycie przeciwnika.
Z lasu wyszły na otwartą przestrzeń zastępy bestii wszelkich kształtów i rozmiarów. Na tle armii wyróżniały się giganty i maszkara i błoniastych skrzydłach, emanująca aurą zepsucia. Pośród szeregów przeciskały się prymitywne, ale ciężkie rydwany ciągnięte przez zaprzęgi stworzeń, przy których zwykły dzik dla mieszkańca Altdorfu byłby miłym zwierzęciem domowym. Obrazu dopełniały kroczące na zadnich nogach byki, flankujące całą tą hałaśliwą hałastrę. Co niespotykane w świetle poprzednich doświadczeń przywódcy szczuroludzi, wrogowie zatrzymali się na jednej linii, zwarli szeregi i stopniowo ucichli. Gdy już nad wojskiem zapadła cisza, wódź wyprawy zaryczał i uderzył dzierżoną bronią o tarczę. Podchwyciły to pobliskie oddziały, waląc zapamiętle bronią o broń, tarcze, skrawki zbroi czy nawet własne rogate łby. Zew bestii wzywający do polowania pchnął całą tą masę naprzód i wywabił z lasu pierwsze posiłki nadciągające na pole bitwy ukrytymi ścieżkami.
Bitwę rozpoczęli zwierzoludzie, cała armia co sił w kopytach ruszyła w stronę linii skaveńskich. Debelial dążył do szybkiego zwarcia, nie chcąc dać moim jednostkom czasu na przegrupowanie i przyjęcie nadciągających wojsk na korzystnych dla mnie warunkach. Już w pierwsze turze zza planszy wyszły trzy oddziały, ungor riders koło maszyn, gory z jednej flanki i ungory z drugiej. Celem oczywiście była moja artyleria i wywołanie zamieszania na tyłach, co udało się wyśmienicie. Zmarnowałem na te ungory w skirmishu magię, strzelanie, jeden z miotaczy ognia eksplodował przy próbie strzału w stworzonego przez magię jabbera, ale nie wcześniej zanim wbiegł w moich stormverminów. Nie ma jak dobry początek. Do tego Przemkowi udało się szybko opanować wieżę, więc na turę zamiast 6 kości na channel, rzucał średnio około 20, łatwo przebijając moje rzuty zarówno przy obronie jak i ataku.
Moja tura oznaczała korektę ustawień, odpędzanie flankujących zasadzkowiczów, łapanie zasięgów dla magii. Wbiłem jakieś rany gigantowi jezzailami, działa niewiele zrobiły (dopiero w 3 albo czwartej turze jedno z nich zabiło cygora). Okazało się, że skavebrew dało stormom frenzy, a skweel giant ratom regenerację, co uratowało mi ten oddział.
Gdzieś pośrodku tej ciżby Kreetz wyczuwał obecność magii, szybko przybierającej na sile w miarę jak fala zwierzoludzi zbliżała się do ruin wieży. Tak bardzo zaabsorbowało go jednak obserwowanie, że zbyt późno zrozumiał gesty szamana. Za plecami usłyszał przeszywający krzyk, bo oto z kniei wyleciał, przywołany gusłami wroga, skrzydlaty stwór, samym wrzaskiem przygniatający do ziemii pobliskie oddziały. Rzucił się precyzyjnie na wzgórze artyleryjskie, rozrywając szponami na strzępy załogę jednej maszyny i kierując na drugą wraz z małą grupą bestii. Prorok był na tyle przytomny, by zawrócić swój oddział i skierować go na szalejące stworzenie, które zginęło pod kołami ciężkiej platformy, zbyt zajęte szarpaniem jakiegoś ciała na sztuki, by zauważyć zbliżające się niebezpieczeństwo.
Bestie rozpoczęły oskrzydlanie szczurzej armii, odciągając szczuroogry z pozycji i próbując jak najszybciej zyskać przewagę. Nie spodziewały się, że popędzana przez bicze poganiaczy fala zmutowanych szczurów wielkości wilków będzie tak zajadłym przeciwnikiem. Równocześnie na lewej flance skaveńskiej drugi potwór wylądował tuż obok Rogatego, prowokując go do szarży. Demon nie dał się zwieść, zamiast gonić uciekające z pola bitwy stworzenie, ruszył na stojący za masą minotaurów oddział piechoty. Słabeusze podali tyły bez walki, ale demon pozostał w szczerym polu, wystawiony na łaskę byków. Obok poczłapała abominacja, pragnąc nasycić się mięsem. Starła się w śmiertelnym uścisku z jednym z olbrzymów, któremu na pomoc przyszły jeszcze dwa rydwany. Stwór zrezygnował z walki, uciekł. Prześladowcy dopadli go na brzegu jeziora, rozorane ciało wreszcie się poddało, a woda dookoła szybko nabrała odrażającego koloru jego krwi. Tuż obok legł gigant, w końcu powaliły go gazy miotane przez siewców morowego powietrza.
Przemek w drugiej turze zniszczył mi działo i z overruna wpadł jabberem w katapultę, ale nie zniszczył jej, a ja dopadłem monstrum szarżą dzwonu. Minotaury na mojej lewej flance ustawiały się do szarży na vermin lorda, który szarżował na jabbera (ten uciekł za planszę), a potem na ungory (nie zdały terroru). Oznaczało to, że stracę demona bez jakichś wyraźnych korzyści… Obok abominacja dostała szarżę giganta, a potem jeszcze dwóch rydwanów. Nie padła, została złamana, zebrała się i zginęła w jeziorze od impactów.
Za to na mojej prawej flance sprawy przybrały korzystny obrót. Szczuroogry przetrzebiły gory wychodzące z zasadzki, globadierzy uszczknęli coś z nadchodzących minotaurów, a gutterzy zaczęli nękać centigory, które ostatecznie dorwały również szczuroogry. Minotaury na tej flance dostały szarżę giant ratów z throtem i skweelem mających regenerację. Throt robi D3 W każdym ciosem bykom, zaś skweel bije negując pancerz i zadając 2W za każdą wbitą ranę. Szybko wyparowały minoski, został sam heros, który zwiał, zebrał się, a później uparcie zdawał breaka na LD4-5, gdzie ja miałem do niego dostawionych obu bohaterów (cóż, źle kulałem na ranienie, dobrze, że na regenerację lepiej).
Centrum bestii zdecydowanie naparło, zjadło slavy i tu pokazał się mój błąd. Pumbagory sztuk trzy przejechały się po nadmienionych slavach, więc pewny siebie zaszarżowałem na nie stormami, myśląc, że przecież zrobię reform po walce i stanę oko w oko z gorami i generałem Debeliala (dzwon miał blokować bestigory biegnące niedaleko). Zapomniałem o frenzy…, a przeciwnikowi udało się jeszcze wcisnąć na stormy hex -3 do S.
Queek wraz ze swoją obstawą rzucił się wściekle na szarżujące stworzenia, góry mięśni na czterech nogach. Wynikła walka była krótka i niezwykle brutalna, choć jednemu z szarżujących udało się zbiec nim sięgło go ostrze halabardy. Dowódca wyłapał kątem oka ruch po swojej prawej stronie, krzyknął komendę, ale oddział zamiast posłuchać, rzucił się bezładnie w pogoń za uciekającym. Dowódca bestii wykorzystał ten moment, uderzając na odsłoniętą flankę. Tu dały o sobie znać gusła szamańskie przeciwnika, szczury nie były w stanie zranić wroga, zupełnie jakby nagle straciły całą chęć do walki. Furia wywołana naparem ustąpiła miejsca panice, w której zadeptano chorążego armii skaveńskiej, a ocalali zatrzymali się dopiero na skraju puszczy po tym jak wódz odciął jednemu z nich głowę.
Kreetz spostrzegł nagle, że stoi wobec rozwścieczonych hord bestii, pędzących w stronę jego oddziału. Queek uciekł gdzieś daleko z placu boju. Rozpaczliwym ruchem nakazał atak na oddział generalski przeciwnika licząc, że impet szarży dzwonu przełamie opór przeciwnika. Niestety, bestie nic nie robiły sobie z poniesionych strat, wręcz przeciwnie, dzięki magii szamańskiej łatwo pokonały nacierających wojowników klanowych, których od boku zaatakowały kolejny oddział, dzierżący wielkie topory. Prorok był na tyle przytomny, by sprowokować atak dowódcy ich oddziału, głupiec próbował wspiąć się na drewnianą konstrukcję i zabić sprytnego maga. Pojedynek zakończył się raptownie, gdy szczuroogr napędzający dzwon schwycił przeciwnika, wyszarpnął mu broń z ręki, a potem wyrwał mu w szale wszystkie flaki.
Pobliskie oddziały skaveńskie próbowały ratować sytuację, bestigory odparły jednak szarżę powierników kadzidła, a oddział generała bestii po rozniesieniu dzwonu w drzazgi, ponownie z pomocą magii szamańskiej, zmiażdżył kolejną falę wojowników klanowych, a potem mnichów zarazy.
Przemek w okolicach piątek tury rozbił całe moje centrum. Niefortunny atak stormverminów spowodowął moją klęskę w tym rejonie, z pogromu uratował się jeden chieftan, który po prostu uciekł w obliczu przewagi liczebnej przeciwników. Przemek umiejętnie wsparł sygnaturą magii bestii swoje oddziały, które z praktycznie ciągłymi przerzutami za primal fury masakrowały każdy mój oddział. Przełamałem jego oddziały na prawej flance, ale straciłem centrum i lewą flankę, gdzie minotaury po zjedzeniu vermin lorda przebiegły jeszcze po klanratach, a potem i po resztkach stormverminów (sądziłem naiwnie, że zdołam ich przełamać, bo lord w nich siedzący poszedł gdzieś dalej sam). Zapomniałem przy tym, że mam w tym oddziale zabójcę, który mógł wydatnie pomóc w walce…
Jedyne pocieszenie w tym, że oddziały klanu eshin wywiązały się z powierzonych im zadań. Gutterzy wyszli z ambushu, rażąc procami pozostawione przy brodzie na rzece oddziały ungorów i gorów (które spanikowały i uciekły za stół), czystki dokonali night runners, którzy wyszli dopiero w piątej turze, dorżnęli resztki, po czym obsadzili rzeczony bród. W tym czasie jedni gutterzy desperacko rzucili się przed siebie, chcąc dotrzeć do wieży przed przeciwnikiem. Procami ubili jeszcze jednego maga przeciwnika i weszli w zasięg kontrolowania wieży, czym zabezpieczyli moją mniejszą porażkę.
Bestie miotały się między niedobitkami szczuroludzi, szarpane jeszcze przez resztki armii przeciwnika. Zginęła większość armii skaveńskiej, ale udało się zabezpieczyć dwa z trzech celów, w tym wieżę maga, co pozwoliło na zatrzymanie bestii do przybycia posiłków z klanu Morrs.
Na sam koniec zostali mi wojownicy klanu eshin, giant raty z throtem (skweel poległ w boju), jeden warlord na lektyce i katapulta. Debelial opisze mam nadzieję bitwę ze swojej strony, dodając i uzupełniając mój opis.
Wynik
Wynikiem 12:8 wygrały bestie, to mojego futra więcej zaległo na polu bitwy


Jeszcze raz podziękowania Przemku za klimatyczną bitwę w genialnej atmosferze.
