Arena nr 29 (Ogrze królestwa)
Re: Arena nr 29 (Ogrze królestwa)
Pomimo szoku jakiego Coen doznał po zobaczeniu szczura niosące kwiaty jakoś doszedł do siebie. Kolejny dzień minął na pochłanianiu każdej ilości wody jaką znalazł i słuchaniu jak trawa rośnie.
Następnego dnia szwendał się po wiosce i przypadkiem odkrył możliwą przyczynę opóźnienia. Do wioski przybyli ludzie, a konkretniej kupcy. Zaledwie kilku mężczyzn i trzy kobiety, jednak wystarczyło by zainteresować gladiatora który tak długo żył w ukryciu i wśród różnych dziwolągów.
Handlarze zostawili trochę broni, zabrali kilka rogów rhinoxa i coś dziwnego i odjechali bez problemów.
Zniknięcia córki kierującego karawaną nie zauważono aż do południa następnego dnia w którym to natknęli się na nią, gdy czekała na nich na następnym rozstaju dróg. Nikt szczególnie nie przejął się małym uśmieszkiem który jeszcze długo nie schodził jej z twarzy.
Gdy Coen się obudził słońce było już wysoko. Cel spotkania kogoś lżejszego od rhinoxa został osiągnięty a w dodatku nie miał kaca. Czyż to nie cudowne ? Wyszedł z opuszczonego szałasu w którym spędził noc, przeciągnął się i ruszył spokojnie w kierunku wioski. Wreszcie nadszedł czas na jego walkę.
No to nakuriwamy- pomyślał. Był gotów.
Następnego dnia szwendał się po wiosce i przypadkiem odkrył możliwą przyczynę opóźnienia. Do wioski przybyli ludzie, a konkretniej kupcy. Zaledwie kilku mężczyzn i trzy kobiety, jednak wystarczyło by zainteresować gladiatora który tak długo żył w ukryciu i wśród różnych dziwolągów.
Handlarze zostawili trochę broni, zabrali kilka rogów rhinoxa i coś dziwnego i odjechali bez problemów.
Zniknięcia córki kierującego karawaną nie zauważono aż do południa następnego dnia w którym to natknęli się na nią, gdy czekała na nich na następnym rozstaju dróg. Nikt szczególnie nie przejął się małym uśmieszkiem który jeszcze długo nie schodził jej z twarzy.
Gdy Coen się obudził słońce było już wysoko. Cel spotkania kogoś lżejszego od rhinoxa został osiągnięty a w dodatku nie miał kaca. Czyż to nie cudowne ? Wyszedł z opuszczonego szałasu w którym spędził noc, przeciągnął się i ruszył spokojnie w kierunku wioski. Wreszcie nadszedł czas na jego walkę.
No to nakuriwamy- pomyślał. Był gotów.
lukin56 pisze:Nigdy!
A tak w ogóle, to maja śmierć pachnie KB-kiem...
To nie był KB, to były dwa celne ciosy.
Nie ma mnie 3 dni i już burdel... Burdel na AntyEKG, burdel tu, no pierdolca idzie dostać Pojutrze najwcześniej coś napiszę, teraz jestem zmęczony.
Śmierć przyjdzie znienacka.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Skomentował gość z kucykiem w AvatarzeAbaddon pisze:Napisał gość z kucykiem w AvatarzeNitrox pisze: (A co? Też chce następnej walki, krwiiii! )
Edit: kubon dzięki za danie posta na mistrzów (http://mistrzowie.org/272114/Kucyki)
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Tak, wiem, półmetek jutro, mam już walkę rozegraną, tylko to opisać w spokoju
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Walka nr.8 Coen - Gru-Haj
Trudno powiedzieć, czemu kolejna przerwa w rozgrywkach trwała tak długo. Pewne jednak było, że Ogrze Królestwa nie były spokojnym terenem. Ta wioska tym bardziej, można więc się było spodziewać przewrotów przewrotów rewolucji. W każdej chwili. Może jednak nie teraz…
-Ha! Szlag by to te ogiery! Tylko żrom i żrom! A potem ze ścian zbierać…- Wrzeszczał zdenerwowany gobelin, Gru-Haj, który musiał teraz jechać po arsenał do najbliższej wioski która miała materiały pirotechniczne. Biorąc pod uwagę, że nie była to osada ogrza, musiał grzać kilkaset kilometrów na swym wilczym rydwanie.
Zostawił karteczkę. Czuł się usprawiedliwiony. Obleczony bombami zapalającymi, powrócił dopiero po jakimś tygodniu, wielce zdziwiony zagniewanymi spojrzeniami dokoła. By rozładować złość kopnął najmniejszego gnoblara (bo był słabszy od niego), po czym ruszył by się zameldować.
Walkę ogłoszono od razu.
Coen tylko czekał zniecierpliwiony. W zasadzie nie musiał się przez ten czas nudzić, wszak z trudem, ale jednak mógł znaleźć nieco przystojnych ciał do dogłębnej penetracji niekoniecznie w powszechnie uznawany sposób. Teraz jednak stał na piasku, dumny i wyprostowany. Pod hełmem widać było jednak zarys ust, artykułujących słowa. Krzyki. Pozornie nie pasowały do jego postawy, jednak każdy widz po krótkiej chwili wiedział komu kibicować. Tamten jeszcze się spóźnił, bezczelny! Gdy gobelin wkroczył na piaski areny objuczony pękami ładunków wybuchowych, rozległy się śmiechy i gwizdy. Zabrzmiał gong. Ostatni kawałek trollowego mięsa zniknął w zielonym gardle pokurcza.
Gru-Haj daleki był od szarżowania na swego przeciwnika. Daleki był od ataku, wiedząc, że w walce wręcz ma tu marne szanse. Miast więc ruszać do przodu, na biegnącego nań wojownika chaosu, cofał się. W powietrzu czuć było determinację… a nie, to był jego smród. Odpiął cały pęczek bomb i zapalił jednym ruchem, rzucając w stronę wroga. Zaraz uciekł, nie widząc co się stało. Rozległy się huki, brzęki odbijania się odłamków od chaośnickiego pancerza. Dopiero gdy ucichły zerknął do tyłu. Coen miał zakrwawione całe ramiona, a krew ciekła również spod kirysu, jednak ten biegł dalej i był już bardzo blisko… za blisko. Ciał mieczem, odsłaniając się tarczą i trafił niezbyt zręcznego goblina w tułów. Klinga rozcięła skórę, jednak część rany zasklepiłą się błyskawicznie, nie dając nawet szansy by zbyt dużo krwi wyciekło z maleńkiego ciała. Coen był zaskoczony. Zaskoczenie nie trwało długo, gdyż za chwilę dostał trzonkiem procy w potylicę, co ogłuszyło go na chwilę i pozwoliło Gru-Hajowi wyprowadzić kolejne, słabe ataki podręcznym kozikiem. To nie miało szans powodzenia, zbroja co najwyżej doznawała małych rys, jednocześnie mocno szczerbiąc maleńkie ostrze. Gobelin wyraźnie się męczył. Chyba czas uciekać, pomyślał, kiedy głowica miecz stuknęła mu w czaszkę, a po chwili kolejny, dużo silniejszy cios, odrzucił go na drugi koniec areny. To miał być jego koniec. Gobeliny jednak mają zadziwiającą zdolność do przechytrzania wszystkiego co da się przechytrzyć. Śmierć się dało. Gdy Coen tylko podbiegł do goblina, gdy go dobić, ten rzucił z bliska ostatnim wolnym ładunkiem. Zbroja Slaaneshyty co prawda wytrzymała, jednak to co pod nią już nie. Małe odłamki wprost posiekały jego twarz i ramiona, wbiły się małymi szczelinami pod zbroję, upuszczając mu tyle krwi, że osunął się na ziemię. Był już martwy. Zdawało się, że oboje byli martwi, wielka dziura ziała z tułowia Gru-Haja… Jednak widzowie ze zdziwieniem spojrzeli, że niektóre jej części się regenerują, a po dłuższej chwili zielonoskóry wstaje, zabiera swój kozik i wychodzi… Jakby kurwa nigdy nic.
/////
No i... jesteśmy na półmetku! W końcu, niektórzy pomyślą i mają rację... Były kłopoty, wyjazdy, a w dodatku miałem porządne trudności ze skleceniem czegoś w miarę zjadliwego (co zresztą widać:( )
Wybaczcie.
Jak widać pierwsza runda przyniosła kilka niespodzianek, ale trochę to ubarwia samą arenę, że w drugiej rundzie nie ma samych chaośników, jak to kiedyś widziałem. Chyba udaje się zachować balans.
A oto pary na drugą rundę:
Rang Bamse - Olaf Veiss
Olafomir Niedźwiedzia Pięść - Aachenre Neferkare
Durag Czarny Kaptur - Xaratudertasu, kolekcjoner czaszek
Sir Gail Endevor - Gru-Haj
I mam nadzieję, że jak najszybciej pierwsza walka rundy drugiej
Trudno powiedzieć, czemu kolejna przerwa w rozgrywkach trwała tak długo. Pewne jednak było, że Ogrze Królestwa nie były spokojnym terenem. Ta wioska tym bardziej, można więc się było spodziewać przewrotów przewrotów rewolucji. W każdej chwili. Może jednak nie teraz…
-Ha! Szlag by to te ogiery! Tylko żrom i żrom! A potem ze ścian zbierać…- Wrzeszczał zdenerwowany gobelin, Gru-Haj, który musiał teraz jechać po arsenał do najbliższej wioski która miała materiały pirotechniczne. Biorąc pod uwagę, że nie była to osada ogrza, musiał grzać kilkaset kilometrów na swym wilczym rydwanie.
Zostawił karteczkę. Czuł się usprawiedliwiony. Obleczony bombami zapalającymi, powrócił dopiero po jakimś tygodniu, wielce zdziwiony zagniewanymi spojrzeniami dokoła. By rozładować złość kopnął najmniejszego gnoblara (bo był słabszy od niego), po czym ruszył by się zameldować.
Walkę ogłoszono od razu.
Coen tylko czekał zniecierpliwiony. W zasadzie nie musiał się przez ten czas nudzić, wszak z trudem, ale jednak mógł znaleźć nieco przystojnych ciał do dogłębnej penetracji niekoniecznie w powszechnie uznawany sposób. Teraz jednak stał na piasku, dumny i wyprostowany. Pod hełmem widać było jednak zarys ust, artykułujących słowa. Krzyki. Pozornie nie pasowały do jego postawy, jednak każdy widz po krótkiej chwili wiedział komu kibicować. Tamten jeszcze się spóźnił, bezczelny! Gdy gobelin wkroczył na piaski areny objuczony pękami ładunków wybuchowych, rozległy się śmiechy i gwizdy. Zabrzmiał gong. Ostatni kawałek trollowego mięsa zniknął w zielonym gardle pokurcza.
Gru-Haj daleki był od szarżowania na swego przeciwnika. Daleki był od ataku, wiedząc, że w walce wręcz ma tu marne szanse. Miast więc ruszać do przodu, na biegnącego nań wojownika chaosu, cofał się. W powietrzu czuć było determinację… a nie, to był jego smród. Odpiął cały pęczek bomb i zapalił jednym ruchem, rzucając w stronę wroga. Zaraz uciekł, nie widząc co się stało. Rozległy się huki, brzęki odbijania się odłamków od chaośnickiego pancerza. Dopiero gdy ucichły zerknął do tyłu. Coen miał zakrwawione całe ramiona, a krew ciekła również spod kirysu, jednak ten biegł dalej i był już bardzo blisko… za blisko. Ciał mieczem, odsłaniając się tarczą i trafił niezbyt zręcznego goblina w tułów. Klinga rozcięła skórę, jednak część rany zasklepiłą się błyskawicznie, nie dając nawet szansy by zbyt dużo krwi wyciekło z maleńkiego ciała. Coen był zaskoczony. Zaskoczenie nie trwało długo, gdyż za chwilę dostał trzonkiem procy w potylicę, co ogłuszyło go na chwilę i pozwoliło Gru-Hajowi wyprowadzić kolejne, słabe ataki podręcznym kozikiem. To nie miało szans powodzenia, zbroja co najwyżej doznawała małych rys, jednocześnie mocno szczerbiąc maleńkie ostrze. Gobelin wyraźnie się męczył. Chyba czas uciekać, pomyślał, kiedy głowica miecz stuknęła mu w czaszkę, a po chwili kolejny, dużo silniejszy cios, odrzucił go na drugi koniec areny. To miał być jego koniec. Gobeliny jednak mają zadziwiającą zdolność do przechytrzania wszystkiego co da się przechytrzyć. Śmierć się dało. Gdy Coen tylko podbiegł do goblina, gdy go dobić, ten rzucił z bliska ostatnim wolnym ładunkiem. Zbroja Slaaneshyty co prawda wytrzymała, jednak to co pod nią już nie. Małe odłamki wprost posiekały jego twarz i ramiona, wbiły się małymi szczelinami pod zbroję, upuszczając mu tyle krwi, że osunął się na ziemię. Był już martwy. Zdawało się, że oboje byli martwi, wielka dziura ziała z tułowia Gru-Haja… Jednak widzowie ze zdziwieniem spojrzeli, że niektóre jej części się regenerują, a po dłuższej chwili zielonoskóry wstaje, zabiera swój kozik i wychodzi… Jakby kurwa nigdy nic.
/////
No i... jesteśmy na półmetku! W końcu, niektórzy pomyślą i mają rację... Były kłopoty, wyjazdy, a w dodatku miałem porządne trudności ze skleceniem czegoś w miarę zjadliwego (co zresztą widać:( )
Wybaczcie.
Jak widać pierwsza runda przyniosła kilka niespodzianek, ale trochę to ubarwia samą arenę, że w drugiej rundzie nie ma samych chaośników, jak to kiedyś widziałem. Chyba udaje się zachować balans.
A oto pary na drugą rundę:
Rang Bamse - Olaf Veiss
Olafomir Niedźwiedzia Pięść - Aachenre Neferkare
Durag Czarny Kaptur - Xaratudertasu, kolekcjoner czaszek
Sir Gail Endevor - Gru-Haj
I mam nadzieję, że jak najszybciej pierwsza walka rundy drugiej
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Gorączka był zadowolony.
Tutejsza okolica sprzyjała jego wyskokom, mógł mordować i bić ile chciał, a niespokojna okolica tylko poprawiała jego humor. Zwłaszcza że jego kolejna walka już się zbliżała. Miał tylko nadzieje że nie będzie musiał osobiście brać się za sprawę jak ostatnio. Lecz mimo wszystko, takie zabawy sprawiały mu wielką przyjemność. Po co ludzie szukali na tej arenie uniesień lub odkupienia? Walki o miłość? Demon śmiał się słysząc takie słowa. Chciał krwii, dużo krwii. Sławić swego pana i szerzyć Gorączkę...
Tutejsza okolica sprzyjała jego wyskokom, mógł mordować i bić ile chciał, a niespokojna okolica tylko poprawiała jego humor. Zwłaszcza że jego kolejna walka już się zbliżała. Miał tylko nadzieje że nie będzie musiał osobiście brać się za sprawę jak ostatnio. Lecz mimo wszystko, takie zabawy sprawiały mu wielką przyjemność. Po co ludzie szukali na tej arenie uniesień lub odkupienia? Walki o miłość? Demon śmiał się słysząc takie słowa. Chciał krwii, dużo krwii. Sławić swego pana i szerzyć Gorączkę...
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns
Gru-chaj chodź wymęczony to strasznie zadowolony z wyniku jego walki. Z tego powodu upił się tak mocno że jego zielona głowa chodź przyjwyczajona do wybuchowych mieszanek tej ogrzej nalewki nie wytrzymała.
Goblin darł ryja na całą wioske "wygrałem z chaośnikem" i "rozdupcyeł gada".
z takimi oznakami radości poszedł spać na kamień przy poblisikej chacie.
budząc sie rano przeklinał na Gorka i Morka że nie zabrał ze sobą magicznego wywaru szamana z jego wioski
Goblin darł ryja na całą wioske "wygrałem z chaośnikem" i "rozdupcyeł gada".
z takimi oznakami radości poszedł spać na kamień przy poblisikej chacie.
budząc sie rano przeklinał na Gorka i Morka że nie zabrał ze sobą magicznego wywaru szamana z jego wioski
czy jeśli mam przedmiot, który pozwala mi przerzucać każdego warda to, czy mogę też przerzucać ochronę magiczną?
Olafomir był zadowolony ze swojego drugiego przeciwnkia. Tak jak chciał, dostał cholernego khemriste.
- Bój się, szkielecie - mruknął do siebie i uśmiechnął się szeroko...
- Bój się, szkielecie - mruknął do siebie i uśmiechnął się szeroko...
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
-Ha! Szlag by to te ogiery! Tylko żrom i żrom! A potem ze ścian zbierać…- Wrzeszczał zdenerwowany gobelin, Gru-Haj, który musiał teraz jechać po arsenał do najbliższej wioski która miała materiały pirotechniczne
Jest zdenerwowany gobelin, jest impreza
Jest zdenerwowany gobelin, jest impreza
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Złoty Orszak tkwił bez ruchu u wejścia do Areny. Stali tak już wiele dni w reprezentacyjnym szyku, oczekując kolejnej walki swojego posłańca. Im dłużej Aachenre tkwił w nieżyciu, tym więcej świadomości wracało do jego spętanej duszy. Powoli zaczynał zdawać sobie sprawę, że walki są mało związane z jego misją, ale władca plemienia nie chciał przyjąć poselstwa. Postanowił zniszczyć wszystkich swoich przeciwników i wzbudzić szacunek w grubym władcy ogrów. Chciał, żeby ogr nabrał szacunku dla Khemrijskiej potęgi. Mógł poczekać. Miał dużo czasu.
-Jako pierwszy. Hmm - pomyślał - I tak musiałem długo czekać, mam nadzieje, że ta walka będzie ciekawsza. - dodał.
Rozejrzał się dookoła.
- Rozgniotę go jak robaka - szepnął.
Po czym udał się do tawerny regenerować siły; przy okazji zauważył jeszcze parę ciekawych celów...
EDIT: Dzięki spostrzegawczości Byqa znalazłem kogoś podobnego do mojej postaci
Ktoś w ten deseń http://www.pl.thewitcher.com/the-witche ... ingslayer/
Rozejrzał się dookoła.
- Rozgniotę go jak robaka - szepnął.
Po czym udał się do tawerny regenerować siły; przy okazji zauważył jeszcze parę ciekawych celów...
EDIT: Dzięki spostrzegawczości Byqa znalazłem kogoś podobnego do mojej postaci
Ktoś w ten deseń http://www.pl.thewitcher.com/the-witche ... ingslayer/
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"