Arena Śmierci nr 31 - Płonące Piaski Khemri
Re: Arena Śmierci nr 31 - Płonące Piaski Khemri
Pod kamieniem, na którym wyryto pary zawodników pojawił się mały tłumek. To oznaczało jedno: pojawiły się kolejne pary zawodników.
Kurt również podążył w tamtą stronę, przecisnął się bliżej i spojrzał na napisy. Wynikało z nich, że jego walka miała odbyć się jako ostatnia w tej rundzie. Jednak co ważniejsze, dowiedział się kim będzie jego przeciwnik.
Jak się okazało, miał zmierzyć się z krasnoludem chaosu, co zaniepokoiło łowcę czarownic, gdyż każdy krasnolud był twardym, nierzadko bardzo doświadczonym przeciwnikiem zakutym w niemal niezniszczalną zbroję. Z tego co Kurt wiedział o tajemniczych krasnoludach chaosu wynikało, że były one spaczoną wersją swoich pobratymców, a ogień ich się nie imał, gdyż całkowicie uprzemysłowione pustkowia pokryte jeziorami i rzekami lawy były ich naturalnym środowiskiem, wszak nie bez powodu w języku krasnoludów nazywały się Dawi Zahrr, czyli krasnoludy ognia.
Kurt z powątpiewaniem popatrzył na swój miotacz ognia i karabin: w starciu z takim przeciwnikiem na niewiele powinny się zdać, chyba, że zdoła trafić wroga w twarz. Niewiele było stworzeń, których oczy wytrzymałyby spotkanie z płonącym olejem.
Starcie wręcz również nie było zbyt ciekawą perspektywą. Krasnolud był w zasadzie chodzącą sztabką stali.
Jednak do walki z takimi właśnie wrogami wyszkolono Kurta, a najlepszą bronią w jaką go wyposażono była informacja. Dlatego też inkwizytor postanowił dowiedzieć się jak najwięcej na temat swojego przeciwnika. Udał się więc poszukać krasnoludów biorących udział w arenie, zdając jednak sobie sprawę, żeby być delikatny, ponieważ samo wspominanie przy krasnoludach o ich spaczonych krewniakach było poczytywane za zniewagę.
Kurt również podążył w tamtą stronę, przecisnął się bliżej i spojrzał na napisy. Wynikało z nich, że jego walka miała odbyć się jako ostatnia w tej rundzie. Jednak co ważniejsze, dowiedział się kim będzie jego przeciwnik.
Jak się okazało, miał zmierzyć się z krasnoludem chaosu, co zaniepokoiło łowcę czarownic, gdyż każdy krasnolud był twardym, nierzadko bardzo doświadczonym przeciwnikiem zakutym w niemal niezniszczalną zbroję. Z tego co Kurt wiedział o tajemniczych krasnoludach chaosu wynikało, że były one spaczoną wersją swoich pobratymców, a ogień ich się nie imał, gdyż całkowicie uprzemysłowione pustkowia pokryte jeziorami i rzekami lawy były ich naturalnym środowiskiem, wszak nie bez powodu w języku krasnoludów nazywały się Dawi Zahrr, czyli krasnoludy ognia.
Kurt z powątpiewaniem popatrzył na swój miotacz ognia i karabin: w starciu z takim przeciwnikiem na niewiele powinny się zdać, chyba, że zdoła trafić wroga w twarz. Niewiele było stworzeń, których oczy wytrzymałyby spotkanie z płonącym olejem.
Starcie wręcz również nie było zbyt ciekawą perspektywą. Krasnolud był w zasadzie chodzącą sztabką stali.
Jednak do walki z takimi właśnie wrogami wyszkolono Kurta, a najlepszą bronią w jaką go wyposażono była informacja. Dlatego też inkwizytor postanowił dowiedzieć się jak najwięcej na temat swojego przeciwnika. Udał się więc poszukać krasnoludów biorących udział w arenie, zdając jednak sobie sprawę, żeby być delikatny, ponieważ samo wspominanie przy krasnoludach o ich spaczonych krewniakach było poczytywane za zniewagę.
- Odkąd ten popieprzony asasyn trenuje przed walką, prawie da się żyć w tym pierdolonym mieście, rzucił jeden z korsarzy oczekujących na walkę na trybunach.
- Taa... Ale walka mogła by się już zaczynać, umieram z nudów.
- Krwi! Cholerne truchła, zaczynać walkę!
- Taa... Ale walka mogła by się już zaczynać, umieram z nudów.
- Krwi! Cholerne truchła, zaczynać walkę!
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
WALKA CZWARTA
Karth, Dark Elf Noble
VS
Gerfuld
Początkowo walkę próbowano odwlec, mając na uwadze czające się na mroczniejącym horyzoncie roje szarańczy. Sytuacja nie uległa jednak poprawie. Settra Wspaniały postanowił przeto wydać decyzję o wznowieniu walk i zawodników zwołano na bój. Trupi tłum stawił się tłumnie pomimo coraz poważniejszej groźby kataklizmu, a i uczestnicy Areny Śmierci woleli oglądać to starcie niż chować się w swoich siedzibach.
Gerfuld przekrwionymi oczami spojrzał na swojego przeciwnika. We łbie mu huczało od ciągłego pijaństwa, a płaska powierzchnia Areny zdawała mu się być zdradliwymi ruchomymi piaskami.
- Haaaa! Mroczny Elfiku, może i nie jesteś smokiem, ale i ty zakosztujesz dziś stali Zabójcy! Dawać mi go tutaj! - Gerfuld zatoczył się lekko i zamłynkował Ger-sidem. Dwuręczny topór zafurkotał w gorącym powietrzu.
Karth nie odzywał się. Jeszcze po pierwszej walce zlekceważyłby zapewne przeciwnika, lecz po tym co zobaczył później daleki był od beztroski. Starał się nie dać wytrącić z równowagi. Krasnolud, mimo że skacowany i ledwo trzymający się na nogach był jednak Zabójcą Smoków. Samo to budziło respekt.
Rozległo się uderzanie w bębny, muzyka harf i długich, trzcinowych piszczał. Wojownicy ruszyli naprzeciw sobie. Karth dobył bliźniaczych ostrzy i trzymał je w szerokim rozwarciu, uważnie lustrując sposób poruszania się krasnoluda. Gerfuld natomiast splunął obficie w dłoń i ścisnął mocniej topór.
Przez bardzo krótką chwilę zdawało się, że walka wcale nie rozpocznie się szybko. Było to jednak mylne wrażenie, bo już po kilku sekundach Karth runął na swojego przeciwnika jak orzeł godząc podwójnym sztychem w jego twarz i serce. Krasnolud nie dał się jednak trafić. Obydwa ciosy przeszyły tylko powietrze. Gerfuld zrewanżował się tym, czego Karth akurat najmniej się spodziewał. Potężne kopnięcie trafiło Mrocznego Elfa w udo i posłało go na piasek. Krasnolud podniósł Ger-sida, lecz Karth zdołał się odturlać, ratując w ten sposób życie przed krwawym końcem.
Gerfuld atakował nadal. Dwuręczny topór huczał jak miech przeszywając powietrze straszliwymi ciosami, lecz Druchii - nawet z kontuzjowaną nogą - nie pozwalał się drasnąć. Krasnoludy z kompanii Thorleka nagrodziły starania Gerfulda gromkim aplauzem. Pobratymcy Kartha śledzili natomiast walkę w milczeniu. Ich piękne, okrutne twarze były nieporuszone.
W dole, na piaskach Areny, zderzyła się wreszcie stal ze stalą i dźwięczenie metalu wypełniło arenę po raz pierwszy tego dnia. Oto Karth zaryzykował kontaktową walkę, dobrze wiedząc, że jego elfie ciało nie może się równać z muskulaturą Zabójcy. Gerfuld, przyzwyczajony także do starć w ciasnych korytarzach krypt nie dał się jednak zaskoczyć. Trzonek topora uderzył szlachcica w kontuzjowaną nogę i pogłębił uraz. Karth runął na lewe kolano, czując że nogę ma jak z waty.
Lecz kiedy Gerfuld podniósł topór do ostatecznego ciosu, Karth zdobył się na wielki wysiłek. Przezwyciężając ból zmiażdżonych mięśni wykręcił się błyskawicznym zwodzie. Świsnęła katana, kiedy Mroczny Elf uderzył trzonek Ger-sida z prawie niemożliwego wygięcia bioder. Zakrzywiony miecz błysnął w khemrijskim słońcu... Gerfuld wrzasnął. Obłe robaki jego palców rozprysły się wkoło roniąc krwawe łzy. Karth zagryzł wargi, ale nie mógł już ustać. Zwalił się na przeciwnika, wbijając Brata Krwi w jego podbrzusze. Wakizashi weszło po sam jelec, opierając się końcówką o piasek.
- Ty brodaty wieprzu - syknął szlachcic. Wyjął sztylet z drgającego w agonii ciała i ozdobił szyję Gerfulda szerokim cięciem. Potem - nie patrząc na ciskające się we wściekłości krasnoludy na trybunach - jednym szybkim ruchem zerwał skórę z podbródka i sporej części twarzy Gerfulda, pozbawiając umierającego brody. Podniósł krwawy skalp, zbierając wiwaty i mordercze spojrzenia reszty brodaczy.
Z piasków Areny pomógł mu zejść Gustav. Spuchnięta noga wyglądała paskudnie i przez najbliższe dni miała się okazać kompletnie bezużyteczną.
Karth, Dark Elf Noble
VS
Gerfuld
Początkowo walkę próbowano odwlec, mając na uwadze czające się na mroczniejącym horyzoncie roje szarańczy. Sytuacja nie uległa jednak poprawie. Settra Wspaniały postanowił przeto wydać decyzję o wznowieniu walk i zawodników zwołano na bój. Trupi tłum stawił się tłumnie pomimo coraz poważniejszej groźby kataklizmu, a i uczestnicy Areny Śmierci woleli oglądać to starcie niż chować się w swoich siedzibach.
Gerfuld przekrwionymi oczami spojrzał na swojego przeciwnika. We łbie mu huczało od ciągłego pijaństwa, a płaska powierzchnia Areny zdawała mu się być zdradliwymi ruchomymi piaskami.
- Haaaa! Mroczny Elfiku, może i nie jesteś smokiem, ale i ty zakosztujesz dziś stali Zabójcy! Dawać mi go tutaj! - Gerfuld zatoczył się lekko i zamłynkował Ger-sidem. Dwuręczny topór zafurkotał w gorącym powietrzu.
Karth nie odzywał się. Jeszcze po pierwszej walce zlekceważyłby zapewne przeciwnika, lecz po tym co zobaczył później daleki był od beztroski. Starał się nie dać wytrącić z równowagi. Krasnolud, mimo że skacowany i ledwo trzymający się na nogach był jednak Zabójcą Smoków. Samo to budziło respekt.
Rozległo się uderzanie w bębny, muzyka harf i długich, trzcinowych piszczał. Wojownicy ruszyli naprzeciw sobie. Karth dobył bliźniaczych ostrzy i trzymał je w szerokim rozwarciu, uważnie lustrując sposób poruszania się krasnoluda. Gerfuld natomiast splunął obficie w dłoń i ścisnął mocniej topór.
Przez bardzo krótką chwilę zdawało się, że walka wcale nie rozpocznie się szybko. Było to jednak mylne wrażenie, bo już po kilku sekundach Karth runął na swojego przeciwnika jak orzeł godząc podwójnym sztychem w jego twarz i serce. Krasnolud nie dał się jednak trafić. Obydwa ciosy przeszyły tylko powietrze. Gerfuld zrewanżował się tym, czego Karth akurat najmniej się spodziewał. Potężne kopnięcie trafiło Mrocznego Elfa w udo i posłało go na piasek. Krasnolud podniósł Ger-sida, lecz Karth zdołał się odturlać, ratując w ten sposób życie przed krwawym końcem.
Gerfuld atakował nadal. Dwuręczny topór huczał jak miech przeszywając powietrze straszliwymi ciosami, lecz Druchii - nawet z kontuzjowaną nogą - nie pozwalał się drasnąć. Krasnoludy z kompanii Thorleka nagrodziły starania Gerfulda gromkim aplauzem. Pobratymcy Kartha śledzili natomiast walkę w milczeniu. Ich piękne, okrutne twarze były nieporuszone.
W dole, na piaskach Areny, zderzyła się wreszcie stal ze stalą i dźwięczenie metalu wypełniło arenę po raz pierwszy tego dnia. Oto Karth zaryzykował kontaktową walkę, dobrze wiedząc, że jego elfie ciało nie może się równać z muskulaturą Zabójcy. Gerfuld, przyzwyczajony także do starć w ciasnych korytarzach krypt nie dał się jednak zaskoczyć. Trzonek topora uderzył szlachcica w kontuzjowaną nogę i pogłębił uraz. Karth runął na lewe kolano, czując że nogę ma jak z waty.
Lecz kiedy Gerfuld podniósł topór do ostatecznego ciosu, Karth zdobył się na wielki wysiłek. Przezwyciężając ból zmiażdżonych mięśni wykręcił się błyskawicznym zwodzie. Świsnęła katana, kiedy Mroczny Elf uderzył trzonek Ger-sida z prawie niemożliwego wygięcia bioder. Zakrzywiony miecz błysnął w khemrijskim słońcu... Gerfuld wrzasnął. Obłe robaki jego palców rozprysły się wkoło roniąc krwawe łzy. Karth zagryzł wargi, ale nie mógł już ustać. Zwalił się na przeciwnika, wbijając Brata Krwi w jego podbrzusze. Wakizashi weszło po sam jelec, opierając się końcówką o piasek.
- Ty brodaty wieprzu - syknął szlachcic. Wyjął sztylet z drgającego w agonii ciała i ozdobił szyję Gerfulda szerokim cięciem. Potem - nie patrząc na ciskające się we wściekłości krasnoludy na trybunach - jednym szybkim ruchem zerwał skórę z podbródka i sporej części twarzy Gerfulda, pozbawiając umierającego brody. Podniósł krwawy skalp, zbierając wiwaty i mordercze spojrzenia reszty brodaczy.
Z piasków Areny pomógł mu zejść Gustav. Spuchnięta noga wyglądała paskudnie i przez najbliższe dni miała się okazać kompletnie bezużyteczną.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Begrog i Willard patrzyli jak krasnolud pięknie wykorzystuje ignorancję elfa, który był zbyt dumny by od czasu do czasu walczyć z kimś w karczmie na taborety. Po drugim trafieniu w obolałą nogę elf upadł cudem ratując sobie życie turlaniem po ziemi.
- Ha! Patrz jak go jebnął. Dobij pedała! - Kibicował lekko podchmielony Willard.
- Oj stary jeszcze nie koniec zabawy. Patrz jak unika tych wszystkich rzekłbyś kończących ciosów.- Odparł chłodno kalkulując. - Spokojnie jeszcze ma szansę. Musi się tylko zebrać w sobie. A, że miętki bo elf to ma trudniej.
-Przecież już po ni...- Urwał, gdy zobaczył co się stało.
Ten sam długouchy, który przed chwilką walczył o życie wyjmował właśnie sztylet z podbrzusza oponenta, po czym oskalpował karła zbierając sobie przy tym "przychylność" wszystkich brodaczy w arenie. Kamienie u co poniektórych poszły w ruch, lecz szybko zostali spacyfikowani przez Khemryjską straż miejską.
-No masz ci kurwa los. Ledwo się odwróciłem a tu już po ptokach. A idź ty w cholerę!- rzucił Willard po czym wyszedł poirytowany z areny.
- Było patrzeć- uśmiechnął się sam do siebie ogr, wstając i zmierzając w kierunku wyjścia.
Gdy dotarli do karczmy wrzało tam jak w ulu. Wszystkie krasnoludy usadowiły się w taki sposób, aby jakikolwiek przybysz który byłby niechcianym gościem mógłby zostać szybko otoczony i skopany.
- Oj lepiej, żeby ten elf dzisiaj się tu nie pokazywał.- Stwierdził Willard patrząc na miny obecnych tu brodaczy.- Za coś takiego będzie mieć farta jak powieszą go za jaja i będą czekać aż uschnie na słońcu. Bo coś stawiam, że głowy obecnych tu krasnoludów mają jeszcze brzydsze plany co do niego.
Begrog dosiadł się do niego i zamówił piwo. Miał wrażenie, że on się tu zjawi. Przeczucie rzadko go myliło, ale wolał by tym razem jednak nie miał racji... naprawdę wolał by on tu nie przyszedł...
- Ha! Patrz jak go jebnął. Dobij pedała! - Kibicował lekko podchmielony Willard.
- Oj stary jeszcze nie koniec zabawy. Patrz jak unika tych wszystkich rzekłbyś kończących ciosów.- Odparł chłodno kalkulując. - Spokojnie jeszcze ma szansę. Musi się tylko zebrać w sobie. A, że miętki bo elf to ma trudniej.
-Przecież już po ni...- Urwał, gdy zobaczył co się stało.
Ten sam długouchy, który przed chwilką walczył o życie wyjmował właśnie sztylet z podbrzusza oponenta, po czym oskalpował karła zbierając sobie przy tym "przychylność" wszystkich brodaczy w arenie. Kamienie u co poniektórych poszły w ruch, lecz szybko zostali spacyfikowani przez Khemryjską straż miejską.
-No masz ci kurwa los. Ledwo się odwróciłem a tu już po ptokach. A idź ty w cholerę!- rzucił Willard po czym wyszedł poirytowany z areny.
- Było patrzeć- uśmiechnął się sam do siebie ogr, wstając i zmierzając w kierunku wyjścia.
Gdy dotarli do karczmy wrzało tam jak w ulu. Wszystkie krasnoludy usadowiły się w taki sposób, aby jakikolwiek przybysz który byłby niechcianym gościem mógłby zostać szybko otoczony i skopany.
- Oj lepiej, żeby ten elf dzisiaj się tu nie pokazywał.- Stwierdził Willard patrząc na miny obecnych tu brodaczy.- Za coś takiego będzie mieć farta jak powieszą go za jaja i będą czekać aż uschnie na słońcu. Bo coś stawiam, że głowy obecnych tu krasnoludów mają jeszcze brzydsze plany co do niego.
Begrog dosiadł się do niego i zamówił piwo. Miał wrażenie, że on się tu zjawi. Przeczucie rzadko go myliło, ale wolał by tym razem jednak nie miał racji... naprawdę wolał by on tu nie przyszedł...
Slarhen patrzył na walkę z wielkim pragnieniem ujrzeniem zobaczenia krwi. Gdy popłynęła pierwsza krew odmówił modlitwe do Khaina dzienkując mu za ten dar. Gdy walka zakonczyła się niespodziewanie tak szybko jak się skonczyla, odwrócił się na piencie i wyszedl w cieniu areny. Nareszcie ja, w koncu będe mógł przelać krew dla swojego Pana, nawet ta przeklęta szarańcza mnie nie powstrzyma.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Karth nie raz doznał już mocnych zmiażdżeń. Jednak wiedział, że ma poważny problem. Czekać na niego nie będą, a z pogruchotana nogą może przegrać w następnej walce. Gustav prowadził go zawieszonego na ramieniu.
- Stary, prawie tam, kurwa, zginąłeś! Mało co nie puściłem w gacie na widowni. - z przerażeniem i ekscytacja rzucił człowiek.
- Nie tak łatwo mnie zabić, już Ci mówiłem. A teraz zamknij się i szukaj jakiegoś cholera... medyka? Kapłana? - odparł przez zęby elf.
Udali się na zaplecze areny. Khemrijska obsługa areny prowizorycznie opatrywała mu ranę. W ruch poszła również jakaś dziwna magia, która przysporzyła tylko więcej bólu niż pomocy. Nie widząc kiedy, u ich boku pojawiła się pewna postać. Odziana w piaskowy płaszcz, z kapturem nasuniętym na głowę.
- Witam Cię eflie. Widzę, że potrzebujesz pomocy. - spokojnie rzekł nieznajomy.
- A co Cię to, kurwa... - chciał warknąć Druchii, jednak Gustav mu przerwał.
- Zamknij się! Tak, potrzebujemy pomocy. Kim jesteś?
- Jestem Revis, z... daleka. Mogę Ci pomóc z Twoją raną.
- Rozumiem, że nie za darmo? - ponuro odparł Karth.
- Chodźmy do mnie. - rzekł ściągając kaptur nieznajomy. Głowę miał łysą, a brodę czarną i splecioną w warkocz. Skura była trupio blada.
Następnie udali się do jednego z domów. W owym domu znajdowało się pełno jakiś alchemicznych i chyba nawet magicznych przyrządów. Po krótkim przygotowaniu wziął się on do leczenia nogi Kartha. Elf wy z bólu i pocił się. Gustav nie był pewien co do skuteczności tej metody. Nieznajomy używał magii i dziwnych medykamentów. Po 2 godzinach skończył. Elf był zdumiony - czuł jeszcze dziwne kucie w udzie i pulsowanie, jednak mógł poruszać nogą. Stanął o własnych siłach. Czuł, że biegać nie może, ledwo kuśtykać, ale było lepiej. O wiele lepiej.
- Nie wiem jak to robiłeś, ale dobra robota, człowieku. - rzekł Karth
- Znam się na robocie. Przez parę dni jeszcze rana będzie się goić. Jednak do następnej walki powinieneś być sprawny. Weź te miksturki - podał mu skrzyneczkę małych fiolek z zielonym płynem. - codziennie po jednej. Są magiczne. Przyspieszą również reakcje Twojego organizmu.
Gustav przyjrzał się fiolką i szepnął do Karth'a.
- Nie wiem jak Tobie, ale mi ta zieleń kojarzy się z trucizną...
- Tak samo jak Twoje obozowe strawy. - Odparł elf zamykając skrzyneczkę.
- A co od zapłaty... - rzekł Revis.
Trening zręczności.
PS: Nie zauważyłem w walce, c by to moja umiejętność wytrawnego taktyka odegrała jakąś rolę
PS2: Trucizna też
- Stary, prawie tam, kurwa, zginąłeś! Mało co nie puściłem w gacie na widowni. - z przerażeniem i ekscytacja rzucił człowiek.
- Nie tak łatwo mnie zabić, już Ci mówiłem. A teraz zamknij się i szukaj jakiegoś cholera... medyka? Kapłana? - odparł przez zęby elf.
Udali się na zaplecze areny. Khemrijska obsługa areny prowizorycznie opatrywała mu ranę. W ruch poszła również jakaś dziwna magia, która przysporzyła tylko więcej bólu niż pomocy. Nie widząc kiedy, u ich boku pojawiła się pewna postać. Odziana w piaskowy płaszcz, z kapturem nasuniętym na głowę.
- Witam Cię eflie. Widzę, że potrzebujesz pomocy. - spokojnie rzekł nieznajomy.
- A co Cię to, kurwa... - chciał warknąć Druchii, jednak Gustav mu przerwał.
- Zamknij się! Tak, potrzebujemy pomocy. Kim jesteś?
- Jestem Revis, z... daleka. Mogę Ci pomóc z Twoją raną.
- Rozumiem, że nie za darmo? - ponuro odparł Karth.
- Chodźmy do mnie. - rzekł ściągając kaptur nieznajomy. Głowę miał łysą, a brodę czarną i splecioną w warkocz. Skura była trupio blada.
Następnie udali się do jednego z domów. W owym domu znajdowało się pełno jakiś alchemicznych i chyba nawet magicznych przyrządów. Po krótkim przygotowaniu wziął się on do leczenia nogi Kartha. Elf wy z bólu i pocił się. Gustav nie był pewien co do skuteczności tej metody. Nieznajomy używał magii i dziwnych medykamentów. Po 2 godzinach skończył. Elf był zdumiony - czuł jeszcze dziwne kucie w udzie i pulsowanie, jednak mógł poruszać nogą. Stanął o własnych siłach. Czuł, że biegać nie może, ledwo kuśtykać, ale było lepiej. O wiele lepiej.
- Nie wiem jak to robiłeś, ale dobra robota, człowieku. - rzekł Karth
- Znam się na robocie. Przez parę dni jeszcze rana będzie się goić. Jednak do następnej walki powinieneś być sprawny. Weź te miksturki - podał mu skrzyneczkę małych fiolek z zielonym płynem. - codziennie po jednej. Są magiczne. Przyspieszą również reakcje Twojego organizmu.
Gustav przyjrzał się fiolką i szepnął do Karth'a.
- Nie wiem jak Tobie, ale mi ta zieleń kojarzy się z trucizną...
- Tak samo jak Twoje obozowe strawy. - Odparł elf zamykając skrzyneczkę.
- A co od zapłaty... - rzekł Revis.
Trening zręczności.
PS: Nie zauważyłem w walce, c by to moja umiejętność wytrawnego taktyka odegrała jakąś rolę

PS2: Trucizna też

W kwaterze krasnoludów Thorleka panowała grobowa cisza. Potężni brodacze siedzieli skupieni przy niewielkim palenisku na środku izby, popijając paskudny bimber z daktyli. Nikt się nie odzywał, każdy rozmyślał o poległym Gerfuldzie. Sam fakt jego zgonu nie wzbudziłby takich emocji, w końcu był Zabójcą i jego gwałtowne odejście było rzeczą nieuniknioną. Jednakże śmierć, która go spotkała z ręki plugawego elfa, była okrutna i hańbiącą. To nie był godny koniec dla krasnoluda.
- No żeby brodę... - Pijany Inżynier wybełkotał pierwsze słowa od ponad godziny - Skurwysyn za to zapłaci.
- Tak to jest z tymi cholernymi elfami - Regin, siwobrody weteran niezliczonych wojen z wrogami krasnoludzkiego ludu, wypuścił kłąb dymu ze swojej misternie rzeźbionej fajki - Zawsze celują w najwrażliwsze miejsca. Ludzi kopią po jajach, a krasnoludów tną po brodach. Pamiętam, jak kiedyś walczyłem z elfimi korsarzami, będąc emisariuszem na imperialnym statku. Jeden z nich, co bardziej przypominał chędożonego żigolaka niż wojownika, rzucił się na mnie z taką zakrzywioną szablą. No ta ja go bum, młotem po kolanach, aż kości skórę przebiły. Gdy łajza padała na deski, złapała mnie za brodę, zapewne chcąc utrzymać pozory równowagi. Tak się wkurwiłem, że aż rzuciłem młot w diabły i połamałem mu dłonie gołymi rękoma. Zaraz potem tak go skopałem, że aż przebił się na niższy pokład.
Krasnoludy pokiwały głowami ze zrozumieniem. Przynajmniej raz w życiu coś śmiertelnie zagroziło integralności ich bród.
Tymczasem w pokoju obok Drugni pomagał Thorlekowi założyć jego potężną zbroję. Teraz, gdy Czempion stał zakuty w stal od stóp do głów, wydawał się niczym niezniszczalny golem.
- Jestem gotowy - Rzekł, po czym dobył swego topora.
- Nie daj się oskalpować jak tamten biedak - Drugni posłał mu słaby uśmiech.
- O to się nie martw. Zabijałem już jemu podobnych. Gdy dochodzi co do czego, ich szybkość i finezja nie ma szans w starciu z krasnoludzkim metalem.
Czempion założył swą tarczę i wykonał kilka ćwiczebnych ciosów toporem.
- Wydałem już wszelkie rozkazy na wypadek mej śmierci. Wtedy dowódcą zostanie Gorin. Jest jeszcze młody, pomagaj mu, kiedy będziesz mógł.
- Oczywiście, przyjacielu.
Oba krasnoludy uścisnęły sobie dłonie, mocno, po żołniersku, a potem cała kompania ruszyła pod Arenę oglądać walkę swego dowódcy.
***
- Chyba deczko koloryzujesz - Bard, trzymając swe delikatne dłonie na kielichu z winem, spojrzał na Drugniego zamglonym spojrzeniem.
Zabójca znacząco rozmasował zaciśnięte kułaki.
- A to niby czemu, mości wierszokleto ?
- Każde imperialne dziecko wie, że krasnoludy mają serca z kamienia i nie umieją okazywać uczuć.
Bard miał już mocno w czubie i nie widział przestraszonych min współbiesiadników.
Drugni, zamiast złamać go na pół, rozwalił się wygodniej na siedzisku.
- Wiecie co nim robić...
Nie minęło pięć minut, jak bard został skopany i wyrzucony do chlewu.
- Teraz, zamiast chlać piwsko, skupcie się, bo będzie najważniejsze. Opowiem wam, jak to Thorlek potykał się z pierdolonym elfem.
- Kto wygrał ? - Jakiś żak nie wytrzymał napięcia.
Cała reszta zaczęła gwałtownie go uciszać, bełkocząc coś o jakichś spojlerach. Zabójca nie znał tego ludzkiego żargonu, więc po prostu kontynuował opowieść.
- Po tym co przydarzyło się Gerfuldowi, trzeba było mocno się nagimnastykować, żeby utrzymać chłopaków na wodzy. Wiecie, gdzie tylko zobaczyli elfa, to już chcieli lać i w najlepszym wypadku wieszać za jaja na słońcu. Mimo tego jakoś daliśmy radę dotrzeć do Areny, prawie nikogo nie zabijając po drodze. Tam pożegnaliśmy naszego wodza i udaliśmy się na widownię.
- No i co z tą walką ? - Niecierpliwy student ponowił pytanie. Tym razem zamiast gadać o spojlerach, ktoś kopnął go w tył głowy.
Zabójca westchnął i zaczął opowiadać.
- No żeby brodę... - Pijany Inżynier wybełkotał pierwsze słowa od ponad godziny - Skurwysyn za to zapłaci.
- Tak to jest z tymi cholernymi elfami - Regin, siwobrody weteran niezliczonych wojen z wrogami krasnoludzkiego ludu, wypuścił kłąb dymu ze swojej misternie rzeźbionej fajki - Zawsze celują w najwrażliwsze miejsca. Ludzi kopią po jajach, a krasnoludów tną po brodach. Pamiętam, jak kiedyś walczyłem z elfimi korsarzami, będąc emisariuszem na imperialnym statku. Jeden z nich, co bardziej przypominał chędożonego żigolaka niż wojownika, rzucił się na mnie z taką zakrzywioną szablą. No ta ja go bum, młotem po kolanach, aż kości skórę przebiły. Gdy łajza padała na deski, złapała mnie za brodę, zapewne chcąc utrzymać pozory równowagi. Tak się wkurwiłem, że aż rzuciłem młot w diabły i połamałem mu dłonie gołymi rękoma. Zaraz potem tak go skopałem, że aż przebił się na niższy pokład.
Krasnoludy pokiwały głowami ze zrozumieniem. Przynajmniej raz w życiu coś śmiertelnie zagroziło integralności ich bród.
Tymczasem w pokoju obok Drugni pomagał Thorlekowi założyć jego potężną zbroję. Teraz, gdy Czempion stał zakuty w stal od stóp do głów, wydawał się niczym niezniszczalny golem.
- Jestem gotowy - Rzekł, po czym dobył swego topora.
- Nie daj się oskalpować jak tamten biedak - Drugni posłał mu słaby uśmiech.
- O to się nie martw. Zabijałem już jemu podobnych. Gdy dochodzi co do czego, ich szybkość i finezja nie ma szans w starciu z krasnoludzkim metalem.
Czempion założył swą tarczę i wykonał kilka ćwiczebnych ciosów toporem.
- Wydałem już wszelkie rozkazy na wypadek mej śmierci. Wtedy dowódcą zostanie Gorin. Jest jeszcze młody, pomagaj mu, kiedy będziesz mógł.
- Oczywiście, przyjacielu.
Oba krasnoludy uścisnęły sobie dłonie, mocno, po żołniersku, a potem cała kompania ruszyła pod Arenę oglądać walkę swego dowódcy.
***
- Chyba deczko koloryzujesz - Bard, trzymając swe delikatne dłonie na kielichu z winem, spojrzał na Drugniego zamglonym spojrzeniem.
Zabójca znacząco rozmasował zaciśnięte kułaki.
- A to niby czemu, mości wierszokleto ?
- Każde imperialne dziecko wie, że krasnoludy mają serca z kamienia i nie umieją okazywać uczuć.
Bard miał już mocno w czubie i nie widział przestraszonych min współbiesiadników.
Drugni, zamiast złamać go na pół, rozwalił się wygodniej na siedzisku.
- Wiecie co nim robić...
Nie minęło pięć minut, jak bard został skopany i wyrzucony do chlewu.
- Teraz, zamiast chlać piwsko, skupcie się, bo będzie najważniejsze. Opowiem wam, jak to Thorlek potykał się z pierdolonym elfem.
- Kto wygrał ? - Jakiś żak nie wytrzymał napięcia.
Cała reszta zaczęła gwałtownie go uciszać, bełkocząc coś o jakichś spojlerach. Zabójca nie znał tego ludzkiego żargonu, więc po prostu kontynuował opowieść.
- Po tym co przydarzyło się Gerfuldowi, trzeba było mocno się nagimnastykować, żeby utrzymać chłopaków na wodzy. Wiecie, gdzie tylko zobaczyli elfa, to już chcieli lać i w najlepszym wypadku wieszać za jaja na słońcu. Mimo tego jakoś daliśmy radę dotrzeć do Areny, prawie nikogo nie zabijając po drodze. Tam pożegnaliśmy naszego wodza i udaliśmy się na widownię.
- No i co z tą walką ? - Niecierpliwy student ponowił pytanie. Tym razem zamiast gadać o spojlerach, ktoś kopnął go w tył głowy.
Zabójca westchnął i zaczął opowiadać.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Wytrawny taktyk zadziałał. Trucizna nie zdążyła, bo krasnolud zginął za szybko.PS: Nie zauważyłem w walce, c by to moja umiejętność wytrawnego taktyka odegrała jakąś rolę
PS2: Trucizna też
Malcator z uwagą obserwował rozgrywającą się walkę. Tak jak sądził, pojedynek był co najmniej wyrównany. W momencie gdy Druchii pozbawił brody swojego oponenta, lekko się uśmiechnął. Jeśli chciał zostać znienawidzonym przez pozostałe krasnoludy, to wybrał chyba najlepszy sposób z możliwych.
Po walce, zabójca zerknął przelotnie na chmary szarańczy pustoszące ziemie na horyzoncie. Prawdopodobnie jedno z najbardziej morderczych zjawisk w tej części świata, z tej odległości przypominała najzwyklejsze zachmurzenie.
- Oby nie popsuło to naszych planów... - mruknął elf, po czym zebrał swych podwładnych z trybun i ruszył ku kwaterom, Kapitan musi być dobrze poinformowany jeśli atak będzie miał się powieść.
Jednak nie tylko jego zadanie zaprzątało mu myśli, inne Druchii biorące udział w arenie byli co najmniej interesujący. Egzekutor wydawał się znajdować tutaj zupełnie przypadkiem, jednak drugi z nich, odziany w płaszcz ze skóry węża morskiego, zupełnie taki w jakich paradowali bardziej doświadczeni korsarze, ludzki sługa i dziwny prezent który podobno otrzymał tuż przed rozpoczęciem zmagań...
Po walce, zabójca zerknął przelotnie na chmary szarańczy pustoszące ziemie na horyzoncie. Prawdopodobnie jedno z najbardziej morderczych zjawisk w tej części świata, z tej odległości przypominała najzwyklejsze zachmurzenie.
- Oby nie popsuło to naszych planów... - mruknął elf, po czym zebrał swych podwładnych z trybun i ruszył ku kwaterom, Kapitan musi być dobrze poinformowany jeśli atak będzie miał się powieść.
Jednak nie tylko jego zadanie zaprzątało mu myśli, inne Druchii biorące udział w arenie byli co najmniej interesujący. Egzekutor wydawał się znajdować tutaj zupełnie przypadkiem, jednak drugi z nich, odziany w płaszcz ze skóry węża morskiego, zupełnie taki w jakich paradowali bardziej doświadczeni korsarze, ludzki sługa i dziwny prezent który podobno otrzymał tuż przed rozpoczęciem zmagań...
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[Widzę, że mój pomysł przypadł Ci do gustu. Było jeszcze dodać malutkie elfickie siusiaczkiWiecie, gdzie tylko zobaczyli elfa, to już chcieli lać i w najlepszym wypadku wieszać za jaja na słońcu.


Rasti, na farcie

- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Taki los uczestników Areny. Ktoś musi umrzeć. Dziękuję również!miły5 pisze:Szkoda mi trochę tej postaci , bo była ona pierwszą postacią jaką grałem w gry fabularne.
Niestety trzeba się pogodzić , że to był zabójca (ale czemu zginął z rąk elfa !!).
Dzięki za możliwość gry (odgrywania)

Jeszcze tego samego dnia równe rzędy hieroglifów zmieniły kolor. Imię krasnoluda Gerfulda rozjarzyło się krwawą poświatą, natomiast magiczny błękit podświetlił następną w kolejności parę. Znowu krasnolud miał spotkać się na placu boju z Mrocznym Elfem. Czy wyśmienity pancerz ocali Thorleka przed ostrzem egzekutora? Czy Khain nie opuści swojego wyznawcy? Na te i inne pytania nie było jeszcze odpowiedzi...
1)
Poszukiwacz Walki , Zabójca Tyranów, Niszczycielski Begrog, Miażdżyczaszka
VS
Gnoblar Choncho Kazik
2)
Legion
VS
Bliz
3)
Maximus Orgazmus
VS
Tewark z Jasnych Stoków
4)
Karth, Dark Elf Noble
VS
Gerfuld
5)
Thorlek
VS
Slarhen Bloodblade
6)
Malcator Finnaen
VS
Schaler'a Geormich
7)
Beton, zwany Żelaznym Pazurem
VS
Zarthog Twarda Ściana
8 )
Kurt Pfeiffer
VS
Khar'Azghar
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[piwożłopy rules! precz z pedałkami!
]

[ gonta sie moj egzekuter wygra!
]

kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
[ to da sie zalatwic
]

kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
[ja bym chętnie pocwaniakował czego to mój asasyn nie zrobi z ludziem, ale mam w pamięci inny zabójca, zwycięzca areny padł w swojej pierwszej walce drugiej areny w walce z jakimś drwalem
.]

kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu.