Arena Śmierci nr 31 - Płonące Piaski Khemri

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Re: Arena Śmierci nr 31 - Płonące Piaski Khemri

Post autor: kubencjusz »

śmiejcie się śmiejcie. Już niedługo czeka was reinkarnacja w pożywny gulasz :twisted:

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Tymczasem Kurt i Gerhard dotarli do sporego holu, przerobionego na coś w rodzaju luksusowego apartamentu. Na podłodze rozstawiono kilka namiotów, pomiędzy którymi kręcili się Arabiańscy żołnierze.
Wtem ktoś zawołał w obcym języku. Kurt spojrzał w tamtym kierunku i spostrzegł zmierzających ku nim strażników z nastawionymi halabardami. Od razu zauważył, że mają na sobie oznaczenia szejka Ahmeda. Łowcy ulżyło, gdyż zapewne Dagmara została ukryta właśnie w tych kazamatach, co uchroniłoby ją przed pustoszącym powierzchnię zalewem szarańczy.
- Powiedział, żebyśmy stanęli. - Objaśnił Gerhard.
- Dobra, niech im będzie. Powiedz im, że nie szukamy kłopotów.
Strażnik znów coś powiedział i chwycił Kurta za ramię. Po krótkiej rozmowie Gerhard wyjaśnił, że zostaną zaprowadzeni do kapitana straży.

Po wejściu do namiotu dowódcy, Kurt ujrzał znajomą twarz.
- Kurt? Co ty tutaj porabiasz? - Zapytał Akbar. Jednocześnie dał strażnikom znak by wyszli. Tamci zasalutowali i opuścili namiot. - A to kto? - Dodał.
- Powiedzmy, że zwiedzam zabytki. A to jest Gerhard, mój syn.
- O, nie wiedziałem, że dochowałeś się więcej potomków.
- W zasadzie, to ja też nie. Stare dzieje.
- Słuchaj, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Szejka Ahmeda wsunęły robale... A ja jestem tu najstarszy stopniem, więc teraz to ja tu rządzę.
- To wspaniale, zaraz zawinę młodą i spadamy z tego zadupia. Przynajmniej ona. Ja mam tu do załatwienia jeszcze parę spraw...
- Więc widzisz, to nie jest takie proste... Twoja należy teraz do księcia Osamy, syna szejka.
- Ja pierdolę! - Nie wytrzymał Kurt. - Co za kraj! Obchodzicie się z kobietami przedmiotowo, u nas w Imperium, takie rzeczy są niedopuszczalne!
- Wiesz, w zasadzie to ona jest niewolnicą... - Usiłował sprostować Akbar.
- Nawet mnie nie denerwuj.
- Słuchaj, nie mogę jej tak po prostu wypuścić. Mogę za to pozwolić ci się z nią zobaczyć.
- Kiedy?
- Choćby teraz. Chodź.

Trzej mężczyźni zbliżyli się do wyszywanego złotogłowiem namiotu.
- Zaczekajcie tu, nie chcę afery. - Powiedział Akbar, po czym udał się w kierunku namiotu i odesłał stojących tam strażników. Gdy ci oddalili się, stary najemnik skinął na swych towarzyszy.
- W porządku, wchodźcie, tylko szybko, bo za jakieś pięć minut przyjdzie zmiana.
Kurt bez szemrania odsunął płachtę i znalazł się w przedsionku, przeszedł przez kolejną zasłonę i ujrzał Dagmarę. Ta podniosła wzrok i zamrugała z niedowierzaniem. Miała na sobie bogaty strój jaki noszą kobiety w Arabii. Zwykły człowiek zapewne stałby przez chwilę jak wryty, jednak inkwizytor bez wahania podszedł do córki i uściskał ją, co było logicznym następstwem.
- Przyszedłem cię stąd wyciągnąć. Mam nadzieję, że nic ci nie zrobili?
- Nie. - Dagmara zdawała się wciąż nie do końca wierzyć w to co się dzieje.
- To dobrze. Posłuchaj, zaraz będę musiał wyjść, nim wrócą strażnicy. Nie dam rady pokonać całego garnizonu. Ale coś wymyślę. Dobrze chociaż cię traktują?
- Tak, nie brakuje mi w zasadzie niczego. - Wskazała na półmisek i leżący na nim półgęsek w sosie figowym. Kurta aż skręciło z zazdrości, zwłaszcza, że obmierzłych daktyli nie było nigdzie widać.
- Jak tu trafiłeś?
- To długa historia. W tej chwili biorę udział w odbywającej się tu Arenie... - Dziewczyna sapnęła z przejęcia. - Muszę zdobyć pieniądze, by cię wykupić. Inaczej czeka cię życie nałożnicy.
- Wiem. Powiedz jeszcze, z kim walczysz?
- Z krasnoludem, więc może być ciężko... Ale nie bój się, uwolnię cię. Aha, poznaj swojego brata, Gerharda, nie ma czasu na wyjaśnienia - dodał, widząc zdziwienie na jej twarzy. W tym momencie płachta w wejściu rozchyliła się i do środka zajrzał Akbar.
- Pora się zwijać.

W drodze powrotnej Kurtowi zaczął świtać pewien pomysł. Wtem do jego uszu doszły odgłosy walki.
- Rozróba. - Powiedział inżynier.
- Trochę treningu nie zaszkodzi. - Odparł inkwizytor odbezpieczając karabin i poprawiając miecz.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

I zaledwie przebrzmiał echem szczęk odbezpieczanego karabinu Kurta gdy magiczna osłona chroniąca Arenę przed śmiertelnym zagrożeniem wyparowała. Bezszelestnie rozpłynęła się w powietrzu zostawiając po sobie obłoki pary szybko ulatujące ku bezchmurnemu niebu. Nie było już śladu po straszliwej szarańczy, a jedynym widocznym znakiem przeszłego kataklizmu były palmy ogołocone z liści i kory. Uwaga wszystkich skupiła się jednak na Arenie, gdzie po raz pierwszy od ataku groźnych insektów rozegrać miał się bój na śmierć i życie...

Awatar użytkownika
Rasti
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6022
Lokalizacja: Włoszczowa

Post autor: Rasti »

Gustav i Karth z zaciekawieniem oglądali poprzednią walkę. Gdy szarańcze zaatakowały próbowali się wydostać z areny. Jednak bezskutecznie - tak jak inni zostali uwięzieni w tarczy z ognia. Gdy magiczna osłona wyparowała odetchnęli z ulgą. Szybkim krokiem ruszyli po jakiś napitek, aby to jeszcze zdążyć przed kolejną walką.

[Sorka, za takie pitu pitu ale nie mam ostatnio czasu. :P ]

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

WALKA SZÓSTA

Malcator Finnaen
VS
Schaler Geormich


Wysokiego Kapłana Neferneferuatena nie było nigdzie widać, kiedy zaczęła się szósta walka tej Areny. Zawodnicy musieli się więc zmierzyć bez błogosławieństwa nehekhariańskich bogów, ale tym dwóm nie robiło to akurat żadnej różnicy. Stali teraz naprzeciw siebie, mierząc się wzajemnie ponurymi spojrzeniami. Rzadko kiedy ci, których przeznaczeniem i jedynym powołaniem jest zadawanie śmierci myślą o niej przed walką. W tym jednak momencie zarówno skrytobójca jak i zwykły zbir poczuli jej zimny oddech.

Schaler zacisnął zęby i ujął mocniej topór o najeżonym zębami ostrzu. Miał nadzieję, że jego podstęp zadziała. Lękał się nieco swojego przeciwnika i mimo że zabójca nie wyglądał w blasku wschodzącego słońca tak groźnie jak wśród nocnych cieni, to jednak należało liczyć się z jego nieprawdopodobnymi umiejętnościami.

Malcator Finnaen nie dobył nawet swoich sztyletów. Nieprzyjemne przeczucie, że położy tu głowę już go opuściło i teraz chciało mu się tylko śmiać. Stał przed nim zwykły człowiek. Twardy i zahartowany w boju, ale jednak człowiek. On - Mroczny Elf - miał nad nim przewagę wielu dziesiątek lat treningu.

Settra Wspaniały dał znak do rozpoczęcia boju, ale egzotyczne instrumenty nie odezwały się tym razem. Arenę spowiła śmiertelna cisza.

Pierwszy ruszył Malcator i już przy drugim kroku poczuł, że coś jest nie tak, jak być powinno. Jego pancerz był zbyt luźny. Skórzana zbroja nie trzymała się ciała, przeszkadzając i krępując ruchy. Jedno spojrzenie i ruch ręką wystarczyły, by odkryć, że ktoś poprzecinał rzemienie, na których trzymały się sprzączki. "Cholerny intrygant!", pomyślał Malcator o przeciwniku. Był wściekły, ale jednocześnie pełen podziwu dla perfidii swojego wroga.

Schaler zaatakował zanim skrytobójca zdążył poprawić mocowanie swojego pancerza. Toporek zatoczył długi łuk, ale Malcator Finnaen bez najmniejszego trudu uniknął prostego cięcia. W jego dłoniach pojawiły się sztylety, tak nagle, jakby tkwiły tam od zawsze. Ciemne oczy błysnęły spod kaptura i skrytobójca rzucił się na wroga jak harpia na swoją ofiarę. Pchnięcie. Pchnięcie. Pchnięcie. Jarzące się złowieszczą czernią sztylety zakosztowały ludzkiej krwi, a błyskawiczne, niemalże kocie ruchy Malcatora stały się jeszcze szybsze.

Schaler nie zamierzał poddać się tak łatwo. Mimo, że pierwsza krew nie należała do niego, miał jeszcze w zanadrzu niejedną sztuczkę. Pozwolił Malcatorowi zbliżyć się na odległość wyciągniętej ręki, po czym nagle odskoczył w tył. Zaskoczony elf wyprowadził kolejne śmiercionośne pchnięcie w pustkę, nie spodziewając się, że prosta sztuczka może być aż tak skuteczna. Schaler zaatakował w momencie, w którym elf sam zadawał cios, licząc, że wytrącony z równowagi wróg nie będzie miał czasu na sprawny unik. Popełnił jednak błąd o wiele gorszy niż Malcator. Niedocenienie człowieka nigdy bowiem nie niesie ze sobą konsekwencji tak wielkich jak niedocenienie Mrocznego Elfa.

Malcator przewinął się pod ostrzem toporka niczym żywa wstęga. W nieprawdopodobnie błyskawicznym uniku skręcił całym ciałem i o włos uniknął cięcia, które niechybnie rozpłatałoby jego szyję. Schaler nie zdążył nawet poczuć, że umiera. Zadany z zabójczą precyzją cios trafił go w kark, przecinając rdzeń kręgowy i gładko oddzielając podstawę czaszki od reszty ciała. Malcator zakończył walkę lekkim skinieniem głowy i zszedł z piasków, żegnany pełnymi podziwu okrzykami. Nie był nawet draśnięty.

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

Malcator z zakończył walkę i zniknął wśród korytarzy areny. Ten człowieczek był... zabawny. Co prawda nie udało mu się nawet drasnąć Malcatora jednak próbował. I to w sposób godny mrocznego elfa. Jego podwładni przyglądali mu się posępnie.

- Co za cholerny potwór, myślałem że zniszczenie jego zbroi wystarczy człowieczynie do wyprucia z niego flaków.
- Shh! Nie tak głośno, kto wie, czy już nie wie o naszej zdradzie, byliśmy dyskretni, jednak... Ach! dajmy z tym spokój, kolejna taka akcja i skończymy jak ten dureń. - tutaj korsarz wymownie zerknął na człowieka.

Korsarze byli w naprawdę podłym nastroju, próba zrzucenia z siebie jarzma "obcego" nie powiodła się, i chyba więcej takiej szansy mieć nie będą. Z tego powodu, postanowili całą ekipą zalać smutki winem. Może w końcu coś zabije tego skurwiela.


Po chwili zabójca wyszedł na ulice miasta umarłych i udał się do swej kwatery, Khaine był zadowolony, zabójca niemal czuł ciepło spływające z poświęconej Khaine'owi broni i rozchodzące się po całym ciele. Wtem, gdy tylko przekroczył próg swej kwatery, nagły ból uderzył Asasyna. Mroczny Elf padł na kolana w swej komnacie i złapał się za głowę, potworny ból zdawał się rozrywać jego czaszkę oślepiając i doprowadzając do szaleństwa, a ciepło płynące ze sztyletów, stało się ogniem trawiącym ciało zabójcy. Wtem, ból nagle zniknął, a elf otworzył oczy przepełnione nagłym zrozumieniem. Khaine nagrodził swego wiernego sługę.

Malcator dopadł misy z wodą, pochylił się nad nią i zdjął kaptur, choć wiedział co zobaczy. Dotychczas gładkie czoło elfa znaczyła krwawa blizna, tworząca jedną z run Krwawego boga, runę potęgi. Zabójca zaśmiał się w głos, widział już swój cel, miał wygrać tą arenę.[TRENING SIŁY]

[Uff, gdy zacząłeś pisać o pewności siebie mojego zabójcy poczułem niepokój. Gdy jeszcze ten dziad popsuł mi zbroję byłem pewien że padnę :D. BTW, nie odczułem zatrucia mych broni, pamiętasz o tym, prawda? ;)]
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

chida
Wałkarz
Posty: 60

Post autor: chida »

-Ale szybko poradził sobie z tym śmiesznym człowieczkiem- pomyślała z podnieceniem Bliz-
niebezpieczny jest. Tym milej będzie zabawić się z nim zabawić i zanurzyć szczypce w jego wnętrznościach.Może najpierw ponacinam go i będę się delektować krwią mrocznego elfa. - oblizała się na samą myśl. - Taaaa- zamruczała - zdecydowanie podoba mi się ten pomysł. Może te wakacje w Khemri wcale nie będą takie złe - pomyślała dostrzegająć Malcatora. Starając się nie rzucać w oczy pod szarym płaszczem z kapturem zaczęłą za nim iść.

Morsfinek
Wodzirej
Posty: 692

Post autor: Morsfinek »

Krasnolud po raz kolejny z zaciekawieniem przyglądał się zmaganiom na arenie. Już na pierwszy rzut zauważył, że coś jest nie tak. Ku jemu zaskoczeniu nie musiał długo czekać na rozwianie swych wątpliwości, elf zaśmiał się widząc bezradność swego przeciwnika szamoczącego się w niedopasowanym pancerzu. Oblizał wyschnięte wargi i chwycił za gruby warkocz swej czarnej brody, delikatnie muskając stwardniałymi palcami wiszące w nim fetysze. Rozdrażnił go sposób prowadzenia bądź co bądź honorowej walki na piaskach areny. Wstał w połowie pojedynku i wyszedł z trybun zmierzając w kierunku swego lokum. Miał tam jeszcze antałek dobrego piwa zakupionego od miejscowych nomadów. Powąchał ciecz przed wypiciem obawiając się kolejnego podstępu ze strony tych w pieprzonych elfów. Już się nie mógł doczekać swojej walki, po raz kolejny chwycił za topór i powolnym ruchem wykonywał swą mantrę wirując wokół własnej osi i zadawając w powolnym tempie ciosy wymyślonemu przeciwnikowi. Ćwiczenia takie wzmagały jego precyzję oraz siłę i tak już stalowych mięśni. Po godzinie zaprawy z czcią odłożył swój oręż i po raz kolejny pieszczotliwi dotknął swojej zarośniętej klatki piersiowej na której widniał znak Hashuta. Czuł pod skórą, że skóra obdarzona jego błogosławieństwem już teraz zamienia się powoli w kamień.
Obrazek

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[O wszystkim pamiętam. Trucizna jednak działa wolno, a to było najszybsze jak dotąd starcie.]

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

[A jaka miała być. Trzeba pokazać światu dominację Druchii :P.]
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

[majestic złośliwcu miałeś zemrzeć [-X :mrgreen: ]

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Gdy Kurt wrócił w rejon areny, akurat rozpoczynała się kolejna walka. Elf był niesamowicie zwinny i z łatwością unikał ciosów przeciwnika. Potem jednym cięciem zakończył walkę, pewnie nawet się nie spocił. Kurt pomyślał, że gdyby to on miał zmierzyć się z asasynem, walka skończyłaby się jeszcze szybciej, przemianą długoucha w skwarkę. Nikt nie byłby w stanie uchylić się przed szerokim jęzorem mieszanki płonącego oleju i terpentyny, nawet ktoś tak zwinny jak elf.
- Wkrótce moja walka. - Powiedział Kurt do Gerharda.
- Wiem, będziesz walczył z krasnoludem... Ale on jest jakiś dziwny. Uważaj.
- To krasnolud chaosu. Tak, istnieją spaczone krasnoludy, podobno powstały w zamierzchłych czasach podczas gigantycznego kataklizmu, poza tym niewiele o nich wiadomo. - Szybko dodał Kurt widząc zdziwienie na twarzy młodego inżyniera.
- Skąd wiesz?
- Kiedyś służyłem w Inkwizycji. - Odparł Kurt, wskazując na mniej wypłowiały ślad na płaszczu w kształcie litery "I".
- No, to nie powinieneś mieć problemu z pokonaniem tego krasnoluda... W końcu walka z takimi jak on to twój zawód.
- Rzecz w tym, że wyszkolono mnie do walki z kultystami, wampirami i innymi, lżej uzbrojonymi przeciwnikami. W każdym razie, mam pewien plan: wolę unikać walki wręcz, nie jestem tu od zabawiania gawiedzi, tylko od bycia skutecznym. Dlatego postaram się utrzymać go na odległość strzału, wszystkie krasnoludy są powolne, więc nie powinno być to trudne. Chociaż moja broń nie jest zaprojektowana do przebijania pancerzy, zwłaszcza grubych jak burta okrętu, może któryś nabój w końcu się przebije. Później zostaje miotacz ognia, chociaż na niego bym nie liczył. Podobno tych skurczybyków ogień się nie ima, ale spróbować można. Walka bezpośrednia to ostateczność, oby moja zbroja wytrzymała.
- Wszystko w porządku, ale czy masz dość amunicji?
- Mam pięć magazynków, każdy mieści po dziesięć naboi. Pięćdziesiąt strzałów powinno wystarczyć, mam nadzieję. Teraz idę się przygotować.

Przez resztę dnia Kurt przygotowywał naboje i mieszał paliwo do miotacza. Gdy skończył, poszedł poszukać krasnoludów, gdyż wydały mu się one najlepszym źródłem informacji o jego przeciwniku. I choć było wiadomo, że samo wspominanie o Dawi Zahrr było poczytywane za wyjątkowy afront, to łowca liczył, że któryś z wojowników Thorleka, albo nawet on sam, zważywszy na zaistniałe okoliczności udzieli mu jakichś wskazówek.
Ostatnio zmieniony 2 kwie 2012, o 22:04 przez Klafuti, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Zarthog wszystkie walki oglądał ze spokojem. Oprócz ogra, krasnoludów no i rzecz jasna drugiego orka z którym przyjdzie mu niebawem walczyć, wszyscy uczestnicy areny byli dla niego totalnymi chucherkami. To co, że byli zwinni? On potrafił się bronić, natomiast gdyby on przypadkiem trafił... Ork aż wyszczerzył kły w uśmiechu. Zostało tych kilku wojowników z którymi walka będzie czystą przyjemnością, a także, jak się po sobie spodziewał, totalną sieczką ze wskazaniem na flaki przeciwnika.
-Te! Gdzie mam iść, zaraz moja walka!- Zaczepił kopniakiem jednego z gwardzistów Neferneferuatena, który strzegł wyjścia z areny. Ten wskazał mu kościstym palcem wejscie do jakiegoś niewielkiego budynku. Drugie drzwi pewnie wybiegały wprost na okrwawione już piaski wielkiego ringu. Skierował się tam, gdzie najpewniej miał przygotować się do nadchodzącej walki.

Obejrzał dokładnie swoją zbroję, upewniając się, że nie ma w niej żadnych luk, oraz tak samo dobrze obejrzał swoje bronie: Tak i tę ważniejszą - morgensztern, jak i tę awaryjną - olbrzymi, ozdobiony szachownicą topór. Przewiesił go przez plecy, tak by w razie utraty tarczy, móc sięgnąć po niego z łatwością, a samą tarczę bardzo solidnie przymocował do przedramienia. Kiedy tylko kazano mu wyjść, wyszedł, patrząc na wprost, ku swemu przeciwnikowi, ku drugiemu orkowi, a dla wzbudzenia respektu i nadania sobie animuszu, począł bić swoją bronią w solidną tarczę, wydając z gardzieli krótkie okrzyki, które mogły być już okrzykami tryumfu.... Tarcza nie zgięła się, ani na moment.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

[O hahaha dokładnie tego się spodziewałem :mrgreen: . Dobra następną arenę gnę postać :wink:]
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Nie no bez przesady... Miałeś trudnego przeciwnika. ;) ]

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Uczestnicy, uwolnieni z przymusowych noclegów w zamkniętym budynku Areny, rozpierzchli się po mieście przy pierwszej sposobności. Straty zadane przez szarańczę nie okazały się aż tak potworne, jak się spodziewano. W mieście, w którym nie funkcjonuje prawie nic żywego mało może umrzeć.
Tego jednak dnia o świcie, z posłań zerwał uczestników równy, marszowy krok, w rytm którego drżały kamienne ściany ich komnat. Zaalarmowane krasnoludy uzbroiły się w ciągu kilku chwil, osłaniając swego przywódcę przed domniemanym zagrożeniem. Korsarze, dysponujący wyczulonymi, elfimi zmysłami już dawno byli na nogach. Begrog długo nie mógł się obudzić, lecz w końcu nawet on wstał.
Pierwszym, co rzuciło się w oczy wyległym na ulice uczestnikom Areny była Bliz. Demonica siedziała na samym szczycie jednej z najwyższych wież miasta z różowym spojrzeniem utkwionym w bramy poniżej. Podążając za jej wzrokiem wojownicy dotarli do szerokiej alei, gdzie oczom ich ukazała się kolumna posągów, maszerująca równym krokiem w głąb miasta.
- Żywy kamień... - wyszeptał Khar'Azghar cofając się o krok.
Statuy maszerowały niekończącymi się szeregami eskortując jadące pomiędzy nimi jechały wozy zaprzężone w szkielety wołów. Na pojazdach, powożonych przez martwych woźniców błyszczało złoto.
- Sokół, krokodyl, wąż i... pies? - Gustav wyliczał kolejne posągi wskazując palcem - Ich bogowie?
- To nie pies. To szakal. - sprostował Kurt. - Chyba są dla ochrony.

Słowa Kurta potwierdziły się jakiś czas później, gdy cztery statuy znieruchomiały u wrót świeżo odbudowanej karczmy.

1)
Poszukiwacz Walki , Zabójca Tyranów, Niszczycielski Begrog, Miażdżyczaszka
VS
Gnoblar Choncho Kazik

2)
Legion
VS
Bliz

3)
Maximus Orgazmus
VS
Tewark z Jasnych Stoków

4)
Karth, Dark Elf Noble
VS
Gerfuld

5)
Thorlek
VS
Slarhen Bloodblade

6)
Malcator Finnaen
VS
Schaler Geormich

7)
Beton, zwany Żelaznym Pazurem
VS
Zarthog Twarda Ściana


8 )
Kurt Pfeiffer
VS
Khar'Azghar

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

[hehe GM chyba chce nas panowie odciąć od rozwałek :D]

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Ależ skąd! Dostarczam Wam materiału do zgruzowania! :D]

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

[Tia... Beton i Ściana.... :P ]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Gdy plaga upiornych owadów nareszcie opuściła niegościnne ziemie Khemri, nieumarli kapłani znieśli zaklęcie ognistej bariery. Wszyscy uwięzieni w środku z radością przywitali blask południowego słońca. Niedługo potem rozeszli się do swych prowizorycznych kwater, by ocenić rozmiary zniszczeń dokonanych przez szarańczę. Nie inaczej było z kompanią Thorleka. Krasnoludy powróciły do marmurowej hali, którą zamieszkiwały i z radością odkryły, że wszelkie zapasy żywności w piwnicy pozostały nienaruszone. Zadowoleni z faktu że nie będą musieli wegetować na samych daktylach, dzielni Dawi wytoczyli beczki z bimbrem od Inżyniera i wieczorem rozpoczęli ucztę na cześć zwycięstwa Thorleka, jako że wcześniej nie było ku temu okazji. Podczas libacji Czempion Karaz-a-Karak zauważył, że pomiędzy biesiadnikami nie było Drugniego. Było to raczej dziwne, bo jeśli chodziło o picie, to Drugni chęciami ustępował tylko Inżynierowi. Thorlek już planował wybrać się na poszukiwania, gdy jakieś dwie godziny po północy, kiedy towarzystwo było już mocno podchmielone, Zabójca niepostrzeżenie wślizgnął się do sali. Takie zachowanie już w ogóle do niego nie pasowało - Drugni zwykł wpadać na imprezy wyważając drzwi kopniakiem i wymachując toporem nad głową, przy okazji ubliżając matkom tych, którzy niechcący weszli mu w drogę. Coś stanowczo było nie tak.
- Psst ! Thorlek ! Musimy pogadać, to coś cholernie ważnego.
Czempion z pewnym trudem wstał od stołu i lekko zataczając się, podążył za przyjacielem w mrok Khemrijskiej nocy. Szli przez kilka minut, wdrapując się na wydmę górującą nad starożytnym miastem. W końcu dotarli na jej szczyt, gdzie odgłosy biesiady pod nimi były ledwo słyszalne. Drugni spojrzał na panoramę nekropolii rozświetlonej setkami pochodni i zamyślił się. Thorlek dobrze wiedział, że jego przyjaciel ma dla niego jakieś złe wieści i właśnie zastanawiał się, jak mu je przekazać. Już to kiedyś przerabiali.
Za ich plecami wiatr hulał po nieskończonym oceanie piasku, wyjąc głucho wśród ciemnej nocy. Thorlekowi dreszcz przeszedł po plecach. Chociaż nigdy głośno tego nie przyznawał, pustynia napawała go szczerym, pierwotnym przerażeniem. Zdawał sobie sprawę, że głęboko pod tymi piaskami mogły się kryć nieopisane potworności, przywalone tonami żwiru i pyłu. Kto wie, jakie rzeczy żyły na tych ziemiach tysiące lat temu, tuż po zapadnięciu się wielkich Bram Chaosu ? Wyobraźnia podsuwała mu widoki gigantycznych, długich na kilometry wężopodobnych demonów, które tylko czekały, by pożreć niczego nie spodziewającego się krasnoluda...
- Mamy problem.
Thorlek wzdrygnął się, gdy głos Drugniego wyrwał go z zamyślenia. Czempion obiecał sobie, że już nigdy nie tknie tego gównianego bimbru z daktyli. Miał po nim strasznie dziwne myśli.
- Doprawdy ? O co chodzi ?
Zabójca wziął głęboki oddech i spojrzał przyjacielowi w oczy.
- W Arenie bierze udział jeden z nich.
- Co ? Kto ? O czym ty w ogóle gadasz ?
- No wiesz. Jeden z nich.
Thorlek błyskawicznie zrozumiał.
Zbliżył się do Drugniego tak, że ich twarze dzieliło kilka centymetrów, zaczął mówić nerwowym, podniesionym szeptem.
- Skąd wiesz ? Widziałeś go ? Czy może... rozmawiałeś z nim ?
- Nie - Głos Zabójcy był zimny niczym stal - Kurt, ten człowiek w długim płaszczu, zagadał do mnie. Spytał mnie bez ogródek, co wiem o... Krasnoludach Chaosu. Grimnir mi świadkiem, już sięgałem po topór, żeby rozwalić mu tę niewyparzoną gębę, ale ludź szybko sprostował, że będzie walczył na Arenie z jednym z nich. Wtedy cholernie się tym zmartwiłem. Postanowiłem mu jednak pomóc, zważając na okoliczności. Jeśli będzie w stanie pozbyć się tego spaczonego pomiotu, to ma moje błogosławieństwo.
- Co mu powiedziałeś ? Gadaj, do jasnej cholery !
- To co wiedziałem. Że powinien unikać walki wręcz, jeśli już, to walić po oczach lub szyi, miotaczem ognia celować tylko w twarz i w brodę... I że w niektórych miejscach jego skóra mogła się zmienić w kamień, więc powinien się mieć na baczności.
- Dobrze zrobiłeś. Teraz słuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzał. ŻADEN z naszych nie może się dowiedzieć o istnieniu tego skurwiela. Żaden, rozumiesz ? Oni... oni jeszcze nie wiedzą. I nie sądzę, by byli gotowi na takie oświecenie. Nie ma mowy o oglądaniu przez nich walki, wymyślę im jakieś bzdurne zajęcie, żeby zostali na kwaterze.
- Jak to, nie wiedzą ? Przecież to weterani setek bitew, niektórzy są starsi nawet od ciebie, i ty mi mówisz, że nie wiedzą ?
- A coś ty myślał ? Że każdy Dawi po wejściu w dorosłość jest uświadamiany o istnieniu tego pomiotu Chaosu ? Większość z nas jest przekonana, że krasnoludy są odporne na plugawe wpływy Czterech Potęg. Że jesteśmy na to zbyt dumne, szlachetne i twarde. To obrzydlistwo z północy jest największą hańbą naszej rasy, prawdziwą plamą na honorze. Dowiadujemy się o nim więcej dopiero po tym, jak spotkamy się z nim bezpośrednio.
- Jak my dwaj, stary druhu ? Pamiętasz bitwę w Kotlinie Czarnego Ostrza ? Kiedy to zamiast orków czy goblinów po drugiej stronie pola bitwy ujrzeliśmy okrutną, wypaczoną imitację naszych własnych braci ? Kazano nam z nimi walczyć bez żadnych wyjaśnień ze strony naszych dowódców, nawet pierdolonej wskazówki. Pamiętasz, co wtedy czułeś ? Bo ja tak. Szok i niedowierzanie, a potem, gdy rozwaliłem kilka brodatych, nienawistnych łbów, nienawiść i obrzydzenie. Chcesz, by twoi ludzie przechodzili przez to samo ? Chcesz, by poczuli się oszukani przez swój własny naród ?
- Nie. Chcę, by pozostali w słodkiej ignorancji. Wracajmy na ucztę. Zbyt długo tu zmitrężyliśmy.
Zeszli w dół po piaszczystym zboczu, nie odzywając się do siebie.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

ODPOWIEDZ