Arena nr 32 - Czarna Grań

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Re: Arena nr 32 - Czarna Grań

Post autor: GrimgorIronhide »

Muza na wejście : http://www.youtube.com/watch?v=8g3QMUcfaqU
Obrazek
Rasa: DoW Capitan (kislevite winged hussar)
Broń: Szabla ( zdobiona karabela wykuta przez krasnoludy), nadziak, (2 pistolety-tylko fluffowo, ale MG może użyć do widowiskowego finishera)
Zbroja: Ciężka zbroja ze skrzydłami i niedźwiedzim futrem, hełm o taki http://hunterb.wrzuta.pl/obraz/powieksz/2iCLeaBeqBb
Ekwipunek: mistrzowska zbroja
Umiejętność: Wytrawny Taktyk, Mistrz Fechtunku

Historia :
Dzikie pola, wielkie lasy, prastare zamki oraz obfitość dzikiego zwierza jak i jeszcze dzikszych niebezpieczeństw. Z tego właśnie słynie kraina w której urodził się nasz bohater. Kraina ta leżąca na granicy Kisleva i księstwa Ostlandu zawsze cieszyła się wielką dozą niezależności i w konsekwencji nigdy do końca nie było wiadomo czy to południowe posiadłości królestwa Lodu, czy też północna marchia Imperium. Sami jednak jej mieszkańcy od zawsze posiadają dużą dozę patriotyzmu i od lat dostarczają carom znakomitej ciężkiej jazdy nie ustępującej w niczym nawet piekielnej kawalerii Chaosu, od dziecka mając zdolności niepomierne do siodła i kopiji. Nie inaczej było z Janem, pierwszym synem dworu Joachimowiczów.

--- 30 lat później ---

Hetman Sławoj Tornowski w rysim kołpaku z piórami na głowie, cały okryty szmelcowaną blachą rozejrzał się po polu bitwy prospekt z grzbietu wielkiego, czarnego niedźwiedzia mając. Na środku pola piechota Gospodarów na wzór imperialny moderowana przy wsparciu artyleryi i kuszników utrzymywała w ryzach główne siły Hordy Chaosu. Pomiędzy piechotą drużyny bojarskie potykały się z rycerzami północy
, gdzie tylko pole miały. Na prawej flance nieliczni kozacy dzielnie bronili swych taborów przed wyjącą masą barbarzyńców z dalekich pustkowi. Lekka jazda śmigała po całym polu odwlekając się ciężkim hufcom i rażąc je strzałami.
Wtem, zastęp piechoty na pagórku broniącym lewej flanki załamał się i został wycięty w pień w jego miejsce zaś ruszyła zgraja Kurganów na koniach machając zakrzywionymi ostrzami i rzycając obelgi z pod wąsisk. Adyjutanci hetmana w mig uciekli, lecz ich pan nie tracąc zimnej krwi zawołał w stronę elitarnej piechoty z ładownicami i berdyszami:
- Strielcy ! Szykować się ! Celpalogniaaaa!!! - Słysząc to weterani z Erengardu spokojnie wbili broń w ziemię, podparli muszkiety, wecelowali..
.... i cała niezgrana banda dzikusów zginęła rozszarpana na kawałki. Nie tracąc animuszu dowódca polecił Straży Kremla zatamować wyłom w linii. Długobrodzi bojarowie w stożkowych hełmach, zbrojach łuskowych, nierzadko po 3 inwazje pamiętający wzniaśli swe berdysze i dumnie ruszyli intonując pieśni wojenne. Lecz ta porażka przyniosła nieoczekiwaną szansę na wiktorję, bynajmniej niezauważoną przez Sławoja. Otóż wielkie masy konnych maruderów, osłaniających krytyczny punkt armii Chaosu teraz napierały rozbijając się o mur Gwardii jak
fala o skalisty brzeg Norski, zostawiając pustki w szyku, jednak kto, ach kto ruszy w tak samobójczej szarży na halabardy wojowników chaosu ? Hetman wiedział. "Pchnij gońca do Joachimowicza, czas wykorzystać potęgę naszego odwodu ! " - nakzał stary obrońca kresów.
-------------------------------------------------

Jan niespiesznie założył hełm, ucałował swój herb wyryty na ryngrafie po czym sprawdził uzbrojenie. Tak jak tysiące kawalerzystów za jego plecami miał teraz zadecydować o losach bitwy i być może całego Starego Świata. Odprawił hetmańskiego gońca, wziął kopię od towarzysza i wykrzyknął : - Jeźcy Kisleva! Przyięgaliśmy! Walczcie za honor swój i miłej ojczyzny! Za Ursuuna! Honor! i Ziemię! zepchniemy ich do ich piekła i podtrzymajmy świat naszymi lancami! Trzy chóralne okrzyki wydobyły się z gardeł srogich mężów i wszyscy ruszyli do ataku. Wspaniały to był widok i trwałby w nieskończoność gdyby przed wrogiem nie zamajaczyły sylwetki jazdy zbliżającej się szybko.
Gdy od wroga dzieliła ich tylko staja rozległ się cichy rozkaz: "Jedziem http://www.youtube.com/watch?v=UZKjxrP947M!"
Mijana piechota wzniosła okrzyk radości: "JADĄ! SKRZYDLACI LANSJERZY JADĄ!" A w nieprzyjaciołach zrazu serce zmalało.

Kawaleria spotkała się w ogłuszającej kakofonii dźwięków kopii zgłębiających się w ciało, kwiku zarzynanych konii, wrzasków ginących i wyrzuconych w powietrze ludzii, okrzyków bojowych i przekleństw oraz stali uderzającej w czarne żelazo.

Po kilku minutach z ciżby walczących wyloniło się kilku jeźdźców. Ten wyglądający na dowódcę, cały umazany we krwi wroga aż po czubek skrzydeł dał znak i wypalili z pistoletów w plecy walczących Potępionych. Na ten znak do szarży ruszyły dalsze ławy jazdy spierając wroga i łamiąc jego szyk. Chaosyci od razu wzięli się do ucieczki lecz szybsze konie lansjerów dogoniły wroga a ich jeżdźcy nie mieli dla nich litości.
Husaria zaraz złapała impet i rozbiła w puch cienkie hufce wojowników Czterech Potęg, jadąc dalej w kierunku obozu z którego demoniczne machiny i znienawidzeni czarownicy ciskali wiązki mocy i kule ognia. Opuścili raz jeszcze kopie. Pole należało do nich, cóż mogłoby ich teraz powstrzymać ?

Pokiereszowany Joachimowicz rozejrzał się z dumą. Cała armia Mrocznych poszła w rozsypkę, ścigana przez zastępy Lodowej Królowej - Bitwa była wygrana! Ryk radości wydarł się z gardeł dziesięciu tysięcy mieszkańców Kisleva. A mieli prawo do dumy - znów obronili ziemie ludzi.

--- 9 dni później---

Jan wraz ze swym zastępem wreszcie ujrzeli dom. Nie, nie był to jednak wesoły widok po niedawnej wiktorii. Całe miasteczko było splądrowane i spalone. jan padł na kolana i chwycił w ręce garść poiołów - popiołów swego życia.... na długie, jasne wąsy szlachcica spłynęły
dwie duże łzy.............

--- w rok później ---

Jan długo tułał się po świecie. Najmował się jako rębajła, szampierz a teraz służył krasnoludom, które wykuły szablę jego praprapraprapra dziada. Jeździec rozejrzał sie. W szystko co pozostało z dawnego życia to dziesięciu jeźćców jego ojca w kolczugach i misiurkach oraz dobytek częściowo spakowany na samotny wóz. No i oczywiście honor. Z ponurych rozmyślań wyrwał go powiew nocnego wichru. Wyszedł z namiotu przespacerować się po obozie. Zaraz! Czy mu się zdawało ?! Czy w tych krzakach nie błysnęły właśnie.....
- WAAAAAAAAAAAAAAAGH !
- To orkowie ! Do broni! - doświadczeni awanturnicy wnet chwycili łuki i rohatyny, jednak było juz za późno. Dziesiątki orków były prawie przy nich, nie mieli szans! A przed nim wyrósł nagle jak spod ziemi największy czarny ork, jakiego w życiu Jan widział. Już przygotował się do zmiażdżenia przez monstrualny topór, gdy nagle wszystko się zatrzymało..... a rozległ się straszliwie kaleczony staroświatowy.
- Yhy, Te ludź ! Tak ty, pszestać siem kulić i pacz! - ryknął na skołowanego lansjera - Ty być jedyn z tych co jadom siem tłuc u herszta Gorfaga po welki skarb i wielkom chwałeee..ee.em ?! Gdy wyprostował się zobaczył że rzeczywiście w drugiej łapie ork trzymał zwitek na którym ktoś nabazgrał coś chyba o "walcem na śmnierć w Arynie Śmirci na Czarnej grani" ?
Słyszał raz w karczmie o tym krwawym sporcie, ale napewno lepsze to było niż niegodny żywot najemnika czy śmierć zadana przez obrażonego giganta. "A jak wygram ?"- pomyślał- "Może nawet odbuduje gród ojców, i doda kamienne mury i może nawet działa!"

- Tak to ja - odrzekł czekającemu stanowczo zbyt długo, (sądząc po sapaniu) Szefowi z udawaną pewnością - Prowadź nas do swojego wodza!

Miłego czytania.
Ostatnio zmieniony 22 sie 2012, o 16:26 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 5 razy.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Dałem parę bajerów do postaci. Zapraszam.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Bardzo fajny odzew, cholernie mi się podoba ilość i jakość ( ;) ) chętnych. Jak tak dalej pójdzie to do dzisiaj zbierzemy pełną listę i już jutro możnaby było zaczynać po dosłaniu wszystkich historii postaci :D Me gusta.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Imię : Martin von Lahkar - wampir
Broń: potwornie długie pazury (traktować jako 2xdługie miecze)
Zbroja: Średnia , hełm średni , puklerz (cała zbroja to gruba sierść, puklerz to twarde zrogowaciałe dłonie)
Ekwipunek: Żałobne ostrze
Umiejętność: Linia krwi Strigoi


- Lordzie Lahkar ,przybył posłaniec.
- Niech wejdzie.
Czarnym oczom lorda ukazał się wystraszony , może 14 letni najemnik, odziany w kolczugę , okryty nowym purpurowym płaszczem. Przy pasie zwisał mu bastardowy miecz ,wyszczerbiony i pokryty niedomytą krwią ,oraz dyndała zarośnięta głowa. Martin uśmiechnął się delikatnie odsłaniając idealne białe zęby, skinął z aprobatą głową i pchnął ręcznie rzeźbione krzesło w kierunku chłopaka. Hrabia zastanawiał się co z nim zrobić. W zasadzie dobrą możliwością wydawało się uśmiercenie młodego wojownika. Byłoby to idealne gdyby ten nie był bękartem jednego z lokalnych potężniejszych lordów ,który cenił sobie życie każdego ze swoich dzieci. Węszący wysoko postawiony osobnik to coś czego on nie potrzebował.
-Siadaj. Jak zginął? - rzekł , było to jedynie wymijające pytanie, Martina nie interesowało jak zginął jego brat ,liczyło się tylko to ,że zginął. Nagle wracający bracia ,rozdający prostaczkom pieniądze nigdy nie wróżą nic dobrego. Ten problem nie będzie stanowił już dłużej problemu ,ale chłopak wiedział za dużo. Nie można ufać komuś kto sprzedał życie swojego wybawcy za tak marne pieniądze. Wałęsający się po świecie sprzedajny chłopak mógł sprawiać problemy. Hrabia wiedział ,że prostaczków nie ucieszy śmierć ich nowego bohatera. Jeszcze mniej ucieszyliby się ,gdyby dowiedzieli się kto rozkazał go zabić. W oczach plebsu bratobójstwo było grzechem ,który jest niewybaczalny , tym bardziej niewybaczalny ,jeśli ten brat rozdawał skarby biedocie. Martin coś z chłopakiem zrobić.
-... jak wbiłem mu w dupę pika to sie nawet zesrać nie mógł! Tak go zajebałem!
- Och to wspaniale. Spisałeś się lepiej od wielu wielkich rycerzy ,którzy bardziej cenią honor niż dobro kraju. Mam nadzieję ,że chciałbyś mi dalej służyć?
- No przecież ,że kurwa tak. Lordzie.
-To wspaniale zaczniesz od jutra. Jutro wyruszamy na wojnę ,pamietaj. Przenocuj w zamku , będzie mi potrzebny rano. A teraz idź już.
To był najlepszy sposób na chłopaka. W swojej wielkiej dumie zostanie i wyruszy na tą przeklętą wojnę z myślą o wielkich czynach. Porywczy młodzianin szybko wystartuje do walki i pewnie równie szybko zginie. Ależ będzie mi go szkoda. Przynajmniej do tego przyda się przeklęty najazd zielonoskórych. Zawsze pojawiają sie wtedy kiedy wszystko zaczyna się układać.


KILKA DNI PÓŹNIEJ...

-Panie są ich setki , prawa flanka padnie przed zachodem.
-W takim razie szykuj gwardie uderzamy przed zachodem.
Ogrom zielnoskórych przytłaczał ich. Na każdego wojownika przypadała 10 orków. Jednakże Hrabia nie zwykł się poddawać. Być może przez to przegrywał bitwy ,ale i wiele z nich dzięki temu wygrywał. Szarże gwardii odwracały szale zwycięstwa na korzyść Lahkara ,ale też nei zawsze dawały zwycięstwo. Kilka chwil później uformowała się kolumna jeźdźców. Na jej czele znajdował się Martin z najemnikiem ,który uparcie nie chciał zginąć. Martin odziany w czerwoną zbroję wyglądał jak król. Idealnie wypolerowana stal jarzyła się krwistym blaskiem. Włosy powiewały an wietrze , a miecz błyskiem oślepiał wrogów. Najemnik ,który stał sie giemkiem wyglądał zaś jak obdartus z jakiejś biednej wsi. Biedak stracił płaszcz zgubił buta i kilka zębów ale uparcie żył. Jazda uformowała klin i ruszyła. Z okrzykiem na ustach wbijając się w nieprzyjaciela. Martin powoli popadał w szał bitewny podczas jazdy ciął, kopał i dźgał na wszystkie strony. Powalając co chwile nowych wrogów. strącał z dzików orczą jazdę i posilał się jadąc na pochwyconych ciałach, ukazując swoją wampirzą naturę. Nikogo to nie dziwiło w prowincjach Sylwanii roiło się od wampirów. Bitwa zblizała się do końca. Szarża zmiatała wrogów szybko i sprawnie. Wygrana była na wyciągnięcie ręki gdyby nie jakis szaman. Ściągnął do siebie zbyt dużo energi i eksplodował. Eksplozja była potężna zmiotła całą gwardię zwyjątkiem Martina, który stracił przytomność.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ.

Martin obudził sie w klatce. Przymitywnej ,ale mocnej. Obok niego siedział jego najemny giermek.
-Jak ty się właściwie nazywasz? - warknął
-Zbyszko kurwa panie... Panie kurwa co się z tobą kurwa dzieje?
-Ja... - Martin powoli rósł , ubranie i tak zniszczone pękało, Najpierw wielkość rosłego mężczyzny, później orka, powoli pojawiajaca się sierść zaczęła szybko się wydłużać. Kły urosły do rozmiarów sztyletów a szpony wydłużyły się. Twarz przerodziła się w owłosiony pysk bestii, która urosła do rozmiarów ogra. Przeobrażony Martin wyknął, z nozdrzy buchała para. klatkę rozniósł na strzępy , poczuł krew, pazury ciely i szarpały ,a odgłos który wydawały przypominał zawodzenie, krew orków tryskała i płynęla strumieniami. gdzieś wybuchł pożar, giemek upadł uderzony przez jakiegoś orka.

Ocknął się i ujrzał pogorzelisko. na środku stał mężczyzna. Wydał mu sie idealny i piękny. Odziany w czarny płaszcz i skórzane spodnie, mężczyzna odwrócił się a w oczach widać było miłe spojrzenie hrabiego Martina, jednak gdzieś w środku tliła sie iskierka nienawiści. Wybuch musiał spowodować uwolnienie się prawdziwej wampirzej natury lorda.

-Nic Ci nie jest? To dobrze. Ruszamy.
-Gdzie?
-Po zemstę za zniszczenie mojej ziemi i moich ludzi.
Ostatnio zmieniony 14 cze 2012, o 20:41 przez Morti, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5100
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

Imie: Dief, Szybszy od promieni słońca
Rasa: Wampir
Broń: Średni miecz, Sztylet (schowany w bucie)
Pancerz: Lekka zbroja
Specjalna Umiejętność: Błyskawiczny Unik
Ekwipunek: Obręcz szybkości

Obrazek
Historia:

- Witaj. Rzekł przyciszonym głosem Dief.
- Co ty kurwa robisz w moim łóżku?! Wrzasnął Bretoński szlachcic, ale było już za późno. Wampir wgryzł się w jego szyje i w ciągu kilku chwil wyssał zeń całą krew. Wstał i udał się szybkim, acz pewnym krokiem do schodów prowadzących na parter. W mgnieniu oka był na dole. Potem dłuższą chwile przypatrywał się w Mandrusa, najlepszego przyjaciela, który pochylał się nad łóżkiem jakiejś młodej pięknej panny. Gdy skończył odwrócił się i razem wyszli na dwór.
- Krew szlachty jest jednak lepsza od tej chłopskiej. Powiedział Mandrus po oblizaniu warg.
- Słyszałem, że najlepsza krew to ta orkowa.
- Niemożliwe, te brudne orki i pokraczne małe goblinki nie mogą smakować lepiej od ludzi.
- Założymy się?
- Dobra, o co?
- Tu niedaleko, w orkowej wiosce trzy dni drogi stąd…
- Chyba dla człowieka. Wciął mu się Mandrus i zaczął się śmiać.
- Tak, tak dla człowieka. Sprecyzował Dief po czym sam wybuchnął śmiechem.
Obaj dobrze wiedzieli, że przy niewielkim wysiłku są wstanie dotrzeć tam w pół dnia, bowiem jeszcze przed przemianą byli najszybsi w swojej wiosce, a wampirze moce tylko zwiększyły ich umiejętności. Jedyną rzeczą, którą naprawdę kochali było ściganie się ze sobą nawzajem. Gdy przestali śmiać się z tego jak wolno podróżują ludzie Dief rzekł:
- No, więc tu niedaleko jest wiocha tych zielonych pokrak. Organizują podobno jakąś arenę. Będą tak zajęci przygotowaniami, że nawet nie zauważą tych kilku półmózgów mniej.
- Dobra. Założę się o moją magiczną obręcz, że jak tylko się wgryze w jednego to od razu się zrzygam.
- Zakład stoi. Ostatni to pucybut Nagasha!
Nie minęło 5 godzin gdy już pili krew pierwszego lepszego orka w wiosce o nazwie Czarna Grań.
- Kurwa, smaczna. Zaklął Mandrus.
- Czekam na moją nagrodę.
- Masz. Powiedział wampir podając Diefowi swoją bransoletę.
Gdy tylko ją nałożył jego ręka zrobiła się czerwona i zaczęła lekko świecić.
- Ło, kurwa! Mi się tak nie robiło.
- Wiesz myśle sobie, że z tą bransoletą dałbym rade posiekać kilku idiotów na tej arenie.
- Stary, ty ją wygrasz z palcem w dupie.
- Dobra, idę się zapisać.
Ostatnio zmieniony 14 cze 2012, o 21:29 przez JarekK, łącznie zmieniany 3 razy.
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

GrimgorIronhide pisze: Broń: Szabla ( zdobiona karabela wykuta przez krasnoludy), nadziak, 2 pistolety
[-X
(każdy może walczyć dowolnym zestawem dwóch broni jednoręcznych)
(Broń strzelecka wszelkiego rodzaju liczy się jako jedna broń jednoręczna)
(Domyślnie każda postać wyposażona jest w nóż (nie jest to sztylet!), którym walczy w razie utraty broni)
(Można brać dwie bronie strzeleckie, ale wtedy w walce wręcz postać używa noża)

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Słusznie, przysnąłem troszkę. Musisz wybrać dwie z czterech broni ;)
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3719
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Up historyjki :D

Awatar użytkownika
Matijjos
Wodzirej
Posty: 744

Post autor: Matijjos »

Imię: Uniemysł Młodszy
Łucznik Bretoński
Broń: Długi łuk, krótki miecz,
Zbroja: lekka zbroja, szmata/resztki kapelusza na głowie (lekki hełm)
Ekwipunek: Usypiacz
Umiejętność: Nieprawdopodobne szczęście, wszechiwedzący


Z Uniemysłem Młodszym było tak:
Już na początku jego życia miał pecha. Urodzony w chłopskiej rodzinie jako dwunasty, niechciany dzieciak, nie miał szans na jakiekolwiek wizje na przyszłość. Tak więc Uniemysł, nie namyślając się długo, w siódmym roku swojego nędznego życia postanowił uciec z domu. Pewnego ranka, przygotowany do długiej wędrówki na północ kraju, mając worek pełen potrzebnej odzieży na zimne dni, ukradziony scyzoryk Uniemysła Starszego i rozłażące się trepy po siostrze, wyszedł z domu. Nie szedł długo. Zawrócił go bowiem ojciec, który wcześniej poszedł do pracy na polu pana, a wracał teraz po widły. Właściwie sam nawet Uniemysł nie wiedział dlaczego, przecież tyle razy przy stole wieczorem mówiło się o tym, żeby go gdzieś w lesie zgubić. No ale trudno. Wrócił do domu z już obolałym tyłkiem od ciężkiej ręki ojca, później dostał od matki wałkiem po plecach. Gdy tylko Uniemysł starszy dowiedział się o kradzieży, przetrącił tak małego, że odtąd Młodszy zawsze rozglądał się wchodząc do pokoju, czy nie ma tam jego brata. Siostra zaś, skarżąc się rodzicom, za zabrane trepy, cudem kupione od wędrownego handlarza sprawiła, że mały musiał przez dwa miesiące sam codziennie rano doić krowy i wynosić łajno z obory. Gdy Uniemysł miał dziesięć lat, ojciec sprawił mu długi łuk. Odtąd także Młodszym spoczywał obowiązek przyniesienia do domu z lasu czegoś więcej niż jagód. Pewnego wieczoru Młodszy dłużej siedział w lesie. Już od dwóch tygodni nie przyniósł nic do domu i matka zagroziła mu tygodniową głodówką, jeżeli znów się to powtórzy. Gdy mrok spowił już las, a każdy krzak wydawał się małemu olbrzymim potworem, Uniemysł zgubił się. Wiele godzin błądził w lesie. Wreszcie, widząc lekkie światło wśród drzew, poszedł do jego źródła. Coraz bardziej zbliżając się do nieznanego, światło zaczynało go oślepiać. Uniemysł zwolnił kroku. Stanął za wielkim dębem i wyjrzał zza niego. To co zobaczył sprawiło, że po polecach przebiegł mu dreszczyk. Pośrodku niewielkiej polany była niewielka sadzawka. W środku cicho pluskała się zwiewna postać zgrabnej dziewczyny. Naga postać nie zauważyła wpierw chłopaka. Zajęta była obmywaniem swojego nieziemskie pięknego ciała. Uniemysł oblizał wargi. Pomyślał sobie, jak bardzo zazdrościli by mu teraz jego bracia. Otumaniony pięknem nimfy, bogini, czy jakiejś cudownej zjawy, wyszedł zza drzewa. Tu napotkał na spojrzenie nieznajomej. Błękitne oczy wbiły mu się do mózgu, zostawiając trwałe piętno. Nie były złe, niosły ze sobą całe piękno, jakie ta dziewczyna posiadała. Chłopak upadł na kolana oszołomiony. Podniósł głowę. Zobaczył jak bogini uśmiecha się, a potem nurkuje w sadzawce. Uniemysł upadł na miękką trawę. Zemdlał.
Obudził się następnego dnia. Dopiero po chwili przypomniał sobie gdzie się znajduje. Przed sobą widział jednak nie tą piękną, czystą sadzawkę z cudowna istotą w środku, ale małe śmierdzące bagienko. Czując się jednak dobrze jak nigdy, postanowił wrócić do domu. Jakimś trafem szybko znalazł powrotna drogę i po niecaych trzech godzinach widział w oddali już dom. Przed nim coś się działo. Słyszał krzyki, zawodzenie. Szybko pobiegł w tamtą stronę. Jego rodzina stała ściśnięta, obok stał wóz. Tylko ojciec przekomarzał się z jakimś grubym obcym. "Panie, ja mam rozkazy" , "No ale do cholery, czemu przed zbiorami?!", "Panie, no nie moja wina", "Nie i koniec". Uniemysł nic z tego nie rozumiał. Podszedł do matki tulącej najmłodsze dzieci. Nawet go nie zrugała, ale wzięła do siebie i zapłakała jeszcze głośniej niż przed chwilą. "Szykuje się wojna, zrozum pan", "A pódziesz ty, z tym swoim dokumentycjami. pedziałem nie i koniec! Żadnego nie oddam". W tej chwili Uniemysł zrozumiał. To był przymusowy pobór do wojska. Przypomniał sobie taką scenkę. Przed paru laty zabrano dwóch najstarszych jego braci. Teraz widać kolej na następnych. W tym momencie coś głupiego przyszło małemu do głowy. Oderwał się od matki i podbiegł do grubasa. "Ja jadę!"- krzyknął. Ten spojrzał na niego z politowaniem. Ojciec od razu trzasnął chłopca po twarzy. Jednak harde spojrzenie małego sprowokowało resztę dzieciaków. Też przybiegły z krzykiem do grubasa. Ten się uśmiechnął. "Bierzemy tylko trzech"-przekrzyknął zgiełk. "Ja, ja ja". Ojciec nie miał nic już do gadania. Dzieci ładowały się na wóz, nawet dziewczynki. Ale grubas szybko wybrał trójkę- Uniemysła i jeszcze dwóch. Rozpaczliwy krzyk matki nic już nie znaczył. Długo biegła za wozem jak inne dzieci, zawodząc też jak one, choć z całkiem innego powodu.
Uniemysł dostał się do zamku pewnego bogatego rycerza. Z tego co kiedyś usłyszał, miał na imię jakoś dziwnie, zagranicznie, Tentryk czy jakoś tak. Do 16 roku życia chłopak wcale nie miał lepiej niż w domu. Znów była ciężka praca, głównie w polu, stajni czy oborze. Jednak tu Uniemysł po raz pierwszy zobaczył prawdziwych rycerzy i jak każdy chłopak zaczął ćwiczyć strzelanie z łuku, teraz na poważnie, a także parę razy wziął miecz do ręki. Gdy chłopak liczył dziewiętnaście wiosen, do zamku przyjechał wędrowny mnich. Zalazł gościnę w zamku- jakkolwiek tępy władca zamku w Bastone nie widział na oczy żadnej księgi, cenił sobie ciekawe historie z dalekich krain. Mnich został więc na dłużej. Któregoś popołudnia Uniemysł widział, jak zakonnik spaceruje z synem starego Tentryka- nie do końca pamietał jego imienia, zdaje się Ropsland. Młody rycerz opowiadał mnichowi jakieś historie. Uniemysł uśmiechnął się. Nieraz wieczorami siadał z ziomkami i nabijał się z podsłuchanych historii młodego rycerza- cokolwiek ciekawe, były po prostu niemożliwe, bo stary Tetryk prawie nie wypuszczał synalka z domu. Tak też, gdy Uniemysł to widział, uśmiechnął się. Wtem mnich coś rzekł do rycerzyka, a ten zaczerwienił się, ścisnął pięść, a potem uderzył starego zakonnika w brzuch. Gdy ten upadł w błoto, niehonorowo kopnął go jeszcze w plecy. Potem szybko odszedł z miejsca zdarzenia. Uniemysł podbiegł do leżącego. Zarzucił sobie na plecy i zaniósł do stodoły, gdzie miękko usadowił na sianie. Po paru dniach mnich doszedł do siebie- był już stary i coś takiego mocno nadwyrężyło jego zdrowie. Zaprzyjaźnił się z chłopem. nauczył go nawet pisać jego imię. Gdy Uniemysł pochwalił się tym wśród kolegów, został nazwany Wszechwiedzącym i tak też go odtąd nazywano. Mnich nie wyjawił mu jednak, co powiedział młodemu rycerzowi. Gdy Uniemysł miał 25 lat, w zamku zawrzało. Roland, bo tak się okazało, że miał na imię, porzucił ojca i dom, by, jak mówił wyruszyć na poszukiwania chwały. I wszystko było by spokojniej, gdyby po jakimś czasie nie okazało się, że młody rycerz przyłączył się do zgrai rozbójników. Uniemysł nie miał wiadomości od swojej rodziny, ale gdy usłyszał, że splądrowano wioskę za zielonym mostem, wiedział, że ucierpiała także i jego rodzina. Uniemysł Młodszy postanowił więc wyruszyć za rzezimieszkiem, by odpłacić za cierpienie swoich braci i sióstr. Imię Rolanda stało się znane w całej okolicy i nie była to najlepsza sława. Pewnej księżycowej nocy, gdy nocował obok karczmy, w której zatrzymał się rycerz, słyszał jak pijana zgraja krzyczy z uciechy. Zaciekawiony Uniemysł ukradkiem spojrzał do środka. Czerwony Roland, upity do nieprzytomności, wynoszony był przez swoich ziomków z karczmy. Wrzucili go na wóz i pojechali w siną dal. Uniemysł podążył za nimi. Jechali długo, najpierw rzeką, a potem puszczą. Wreszcie zbóje zostawiły swojego herszta pod drzewem, a sami odjechali w głąb lasu. Uniemysł zapamiętał to miejsce, po czym oddalił się i niedaleko od Rolanda, zmęczony podróżą zasnął wśród szumu drzew.
Ostatnio zmieniony 14 cze 2012, o 21:48 przez Matijjos, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5100
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

Morti miało być bez lordów...
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

nindza77 pisze:Słusznie, przysnąłem troszkę. Musisz wybrać dwie z czterech broni ;)
Dzięki za czujność.
No weźcie. Fluffowość mi psujecie, niedość że bez konia i kopii..... ach trudno schowam pistolety. jak fun to fun :P

PS. NAPISAŁEM HISTORIĘ

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

JarekK pisze:Morti miało być bez lordów...
Wampir is wampir. Ty masz wampira i on ma wampira, ten sam podstawowy profil, w czym problem?
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
JarekK
Bothunter
Posty: 5100
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: JarekK »

Mówie przed areną, żeby potem nie było...

wrzuciłem obrazek
Stone pisze: 16 gru 2019, o 13:36Żeby dobrze rosły, o warzywa trzeba dbać.

rafi
Warzywo
Posty: 16

Post autor: rafi »

Snail Obślizgły
Wywyższony Wyznawca Nurgla
Broń: Potężny topór na długim trzonku, a ostrze jego pokryte trującą wydzieliną
Zbroja: Śmierdząca zbroja chaosu z widocznym na piersi znakiem Nurgla, Ciężka tarcza z potężnym kolcem jadowym na środku, Hełm Garnczkowy z jednym rogiem.
Mutacja: Żywiciel Tysiąca Plag
Umiejętność: Łaska Bogów


Snail był jednym z najwierniejszych sług swego Pana, Boga zgnilizny i rozkładu. Szerzył zniszczenie i rozsiewał dookoła straszliwe plagi, które wyniszczały po kolei każdą wioskę, którą odwiedził Snail. Był typem podróżnika, wieczny samotnik. Jego smród można było wyczuć z kilometra, a widok jego postaci był okropny. Nie jeden wojownik stając do oko w oko z Wywyższonym, uciekał w popłochu porzucając swoją broń. Wyznawca Pana rozkładu wytępił pobliskie wioski Zielonoskórych zsyłając na nich zarazę, choroby i śmierć, dotarł wreszcie do Czarnej Grani. Pokryte bąblami stopy przekroczyły bramę twierdzy i gdy rozpoczął dzieło zniszczenia, ku jego oczom ukazała się tablica informująca o nadchodzących zawodach. Napisane było dziwnym językiem, dość zrozumiałym dla przeciętnej istoty, acz bardzo prostackim.
- Dla Ciebie Panie staję dziś do walki z najlepszymi z najlepszych, z wielkimi wojownikami! Dla Ciebie będę szerzył tysiąc plag, chorób i zaraz! Ku Twej chwale! Bądź dla mnie łaskaw o Wielki Nieczysty!


i nie wiem jak wkleić obrazek to dam link... http://www.hellhound.ch/galerie/albums/ ... .sized.jpg
Ostatnio zmieniony 14 cze 2012, o 22:26 przez rafi, łącznie zmieniany 5 razy.

Awatar użytkownika
Gucio
Chuck Norris
Posty: 443

Post autor: Gucio »

Imię: VII (Siódmy/Siódemka)
Rasa: Wight King (nie wiem jak to jest po polsku)
Broń: Topór jednoręczny,
Zbroja: Średnia zbroja (pancerz+tarcza). (średnia, kiedyś była pełną zbroją płytową, lecz obecnie niektóre fragmenty były tak zardzewiałe, iż odpadły)
Ekwipunek: tabliczka z kredą aby mógł się komunikować gdyż nie posiada szczęki (mogę?)
Żałobne ostrze.
Umiejętności: Dekapitator

Historia:

-...ań!...kazu...stań!
Wielkie cielsko złożone już z samych kości podniosło się i spojrzało na swego... pana? To wątłe ciałko ubrane w czerń miało być jego panem? Chciał się znów położyć kiedy ten ludzik się do niego odezwał:
- Jesthem thfoim Panem, a thy będziesz się nazywał VII jakho że jesteś moim siódhmym ekperhymentem! Co phawda dopieho thy mi się udałeś alhe nie będziesz ostatni. Połóż się nha rhazie, przebadham Cię i pozszhywam, a jutro bhędziesz mi służyć.

Wśród rzeczy których nie udało się zszyć była szczęka oraz mały palec u prawej ręki. W zamian dostał wskazujący palec jakiegoś zmarłego człowieka oraz tabliczkę i kawałek kredy aby się komunikować. Jego pan, Xybit, był początkującym nekromantą i nawet nie miał przyzwoitego zamku, tylko jakąś chatkę w Stirlandzie. VII podejrzewał, że jakiś wampir przyczynił się do przerwania jego snu. Przez 2 pierwsze miesiące, VII polował, ścinał drzewa czy ludzi, którzy czasem zabłąkali się w lesie. Czasem musiał przynieść swemu panu świeże ciała, a wtedy wybierał się do jakiejś oddalonej wioski i w nocy zabijał jakiegoś pijanego chłopa, któremu akurat niefortunnie zachciało się pójść do wychodka.
Po tych dwóch miesiącach, jego panu udało się wskrzesić VIII i IX, którzy przejęli obowiązki VII. Wtedy jego pan powiedział mu o arenie i nakazał przyniesienie mu ciał najlepszych gladiatorów.
A jeśli za bardzo by ich pokroił wtedy mógłby przynieść wygraną nagrodę i wreszcie wybuduje sobie zamek. VII zgodził się i wyruszył w kierunku czarnej grani, gdzie miał walczyć na arenie.
Myślał on o jednym:
iż jakiś śmiałek okaże się lepszy od niego i zaoferuje mu wyzwolenie.

*Rysunek nieznanego zmarłego wodza znaleziony w dziennikach nekromanty Xybita
Obrazek
Ostatnio zmieniony 15 cze 2012, o 09:34 przez Gucio, łącznie zmieniany 3 razy.

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Koniec zapisów. Rekordowo szybko chyba :)

Tabliczkę z kredą mogę.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Yourself
Mudżahedin
Posty: 295
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Yourself »

Szkoda,nie zdążyłem :( .Może się na następną załapię.
matilizaki napisał:
Na brete

wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu

Awatar użytkownika
Okoń
Masakrator
Posty: 2336
Lokalizacja: Oleśnica

Post autor: Okoń »

O kurczę, faktycznie szybko żeście się uwinęli - w około 6 godzin od rozpoczynającego zapisy postu zebrała się pełna ekipa. Może na następną uda mi się załapać. Życzę powodzenia wszystkim uczestnikom i dobrej zabawy.
Obrazek

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Ogłoszeniem parafialnym zapowiadam, że jutro uroczyste ( :P ) otwarcie areny, no i ogłoszenie par. Być może znając temperament orków wydarzy się także pierwsza walka, ale nie uprzedzajmy wydarzeń.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Rabsp
Masakrator
Posty: 2445
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Rabsp »

no i mój Azbest się nie załapał i nie pomści Betona :(

:lol2:

ODPOWIEDZ