Arena nr 32 - Czarna Grań
Re: Arena nr 32 - Czarna Grań
Z rogu karczmy poleciała butelka po winie i trafiła prosto w głowę Lurtza rozbijając się.
- Stul pysk śmieciu i daj nam w spokoju pić.
- Stul pysk śmieciu i daj nam w spokoju pić.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Pierwsza noc spędzona w twierdzy okazała się być istnym koszmarem. Orkowie nie znali pojęcia "pora dnia", więc robili hałas o każdej możliwej godzinie. Rano Kapłan Sigmara, przymykając podkrążone oczy, pomodlił się do swego bóstwa o siłę i odwagę, a następnie opuścił pomieszczenie. Jak na razie nie spotkał swojego nowego współlokatora, zarówno w kwaterze, jak i poza nią. Zresztą nic w tym dziwnego, w końcu szkieletowy wojownik raczej nie potrzebował snu.
Wychodząc na zewnątrz, nie mógł nie zauważyć kartki z parowaniem na nadchodzące walki. Nieludzki smród i kilka rozdeptanych goblinów świadczyło o dużym zainteresowaniu miejscowych wynikami losowania. Sigmaryta odnalazł na ogłoszeniu swój orkowy przydomek i skrzywił się.
- "Włochate bydlem" ? Co to ma niby być ? Niedźwiedź jaki czy co ?
Albrecht westchnął. Prędzej czy później będzie musiał przyzwyczaić się do orkowej retoryki, choć jak na razie nawet nie wiedział z czym będzie walczyć.
- Cokolwiek by to nie było, zmiażdżę to z pomocą Sigmara !
Zakonnik odszedł od tablicy i zdał sobie sprawę, że jego zapasy dawno się skończyły i od dwóch dni niczego nie jadł. Albrecht miał szczerą nadzieję, że gdzieś w pobliżu znajdowała się przyzwoita karczma. Jakoś nie miał ochoty próbować kuchni orków...
Lutzer spędził kilkanaście minut, krążąc wśród prowizorycznych orkowych zabudowań. Im dłużej tu przybywał, tym bardziej dziwił się, że Sigmar posłał go właśnie tutaj. Mimo dokładnej inspekcji, nie zauważył dotychczas żadnych śladów herezji i zepsucia. Wszyscy przyjezdni wyglądali na normalnych. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Po kilku dłuższych chwilach Kapłan nareszcie odnalazł karczmę, będącą drewnianą platformą z baldachimem i składanymi meblami. Gdy wkraczał o środka, obrzucił ołowianym spojrzeniem dwóch mężczyzn pijących przy jednym stole i bretońskiego rycerzyka siedzącego w kącie.
Zakonnik podszedł do lady i zagadał do karczmarza.
- Dobry człowieku, macie tu coś normalnego do jedzenia ?
Karczmarz, widząc sługę Sigmara, ukłonił się pobożnie .
- Owszem, panie. Mam tutaj całe mnóstwo pożywnych sucharów.
- Dajcie kilka. A coś do picia ?
Szynkarz wskazał półkę uginającą się od butelek najróżniejszych kształtów i kolorów. Wprawdzie, będąc kapłanem, Albrecht unikał wszelkich alkoholi, ale jak na razie nie widział tutaj żadnej studni z wodą. Zresztą, znając orków, i tak by się z niej nie napił.
- Wezmę piwo i... - Wzrok Lutzera spoczął na malutkiej buteleczce z czerwoną substancją stojącą wśród wódek różnej maści - Szynkarzu, skąd bierzecie swoje towary ?
- Paaanie, tu jest ciężko o cokolwiek, więc jak gdzieś znajdę jakieś normalne towary, to biorę w ciemno. Ludzie i tak kupią...
- To wezmę jeszcze tamtą buteleczkę. Ile za nią chcecie ?
Szynkarz spojrzał na malutką fiolkę.
- No, tym to się raczej nie upijecie. Tak ze dwa miedziaki...
Kapłan zapłacił i bez słowa usiadł przy stoliku oddalonym od wszystkich innych klientów. Zjadłszy i wypiwszy, obejrzał fiolkę pod światło. Tak jak myślał, trzymał w ręku rzadką i potężną miksturę leczniczą, która jakimś cudem znalazła się w tej karczmie. Lutzer schował swój nowy nabytek do kieszeni szaty. Przyda mu się w walce ze złem.
W tej chwili do tawerny wparował ork. Po krótkiej chwili dumnego prężenia muskułów, podszedł do dwóch mężczyzn przy stole. Powiedział coś do nich okrutnie zniekształconym staroświatowym i zaraz potem oberwał butelką w łeb.
- Jak zwierzęta... - Kapłan westchnął i opuścił przybytek. Pora się pomodlić.
Wychodząc na zewnątrz, nie mógł nie zauważyć kartki z parowaniem na nadchodzące walki. Nieludzki smród i kilka rozdeptanych goblinów świadczyło o dużym zainteresowaniu miejscowych wynikami losowania. Sigmaryta odnalazł na ogłoszeniu swój orkowy przydomek i skrzywił się.
- "Włochate bydlem" ? Co to ma niby być ? Niedźwiedź jaki czy co ?
Albrecht westchnął. Prędzej czy później będzie musiał przyzwyczaić się do orkowej retoryki, choć jak na razie nawet nie wiedział z czym będzie walczyć.
- Cokolwiek by to nie było, zmiażdżę to z pomocą Sigmara !
Zakonnik odszedł od tablicy i zdał sobie sprawę, że jego zapasy dawno się skończyły i od dwóch dni niczego nie jadł. Albrecht miał szczerą nadzieję, że gdzieś w pobliżu znajdowała się przyzwoita karczma. Jakoś nie miał ochoty próbować kuchni orków...
Lutzer spędził kilkanaście minut, krążąc wśród prowizorycznych orkowych zabudowań. Im dłużej tu przybywał, tym bardziej dziwił się, że Sigmar posłał go właśnie tutaj. Mimo dokładnej inspekcji, nie zauważył dotychczas żadnych śladów herezji i zepsucia. Wszyscy przyjezdni wyglądali na normalnych. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Po kilku dłuższych chwilach Kapłan nareszcie odnalazł karczmę, będącą drewnianą platformą z baldachimem i składanymi meblami. Gdy wkraczał o środka, obrzucił ołowianym spojrzeniem dwóch mężczyzn pijących przy jednym stole i bretońskiego rycerzyka siedzącego w kącie.
Zakonnik podszedł do lady i zagadał do karczmarza.
- Dobry człowieku, macie tu coś normalnego do jedzenia ?
Karczmarz, widząc sługę Sigmara, ukłonił się pobożnie .
- Owszem, panie. Mam tutaj całe mnóstwo pożywnych sucharów.
- Dajcie kilka. A coś do picia ?
Szynkarz wskazał półkę uginającą się od butelek najróżniejszych kształtów i kolorów. Wprawdzie, będąc kapłanem, Albrecht unikał wszelkich alkoholi, ale jak na razie nie widział tutaj żadnej studni z wodą. Zresztą, znając orków, i tak by się z niej nie napił.
- Wezmę piwo i... - Wzrok Lutzera spoczął na malutkiej buteleczce z czerwoną substancją stojącą wśród wódek różnej maści - Szynkarzu, skąd bierzecie swoje towary ?
- Paaanie, tu jest ciężko o cokolwiek, więc jak gdzieś znajdę jakieś normalne towary, to biorę w ciemno. Ludzie i tak kupią...
- To wezmę jeszcze tamtą buteleczkę. Ile za nią chcecie ?
Szynkarz spojrzał na malutką fiolkę.
- No, tym to się raczej nie upijecie. Tak ze dwa miedziaki...
Kapłan zapłacił i bez słowa usiadł przy stoliku oddalonym od wszystkich innych klientów. Zjadłszy i wypiwszy, obejrzał fiolkę pod światło. Tak jak myślał, trzymał w ręku rzadką i potężną miksturę leczniczą, która jakimś cudem znalazła się w tej karczmie. Lutzer schował swój nowy nabytek do kieszeni szaty. Przyda mu się w walce ze złem.
W tej chwili do tawerny wparował ork. Po krótkiej chwili dumnego prężenia muskułów, podszedł do dwóch mężczyzn przy stole. Powiedział coś do nich okrutnie zniekształconym staroświatowym i zaraz potem oberwał butelką w łeb.
- Jak zwierzęta... - Kapłan westchnął i opuścił przybytek. Pora się pomodlić.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Dobrze, że mam hełm
Ktury to? Aaaa!
Buyszczoncy suabeusz chce sie bić? Doberze- Lurtz kopnął w stół, aż tamten przetoczył się przes sale.
-Jak z tobą skończym to nic nie zostanie dla elfioka! WAAAAAAAGH!- ryknął skacząc na Rolanda z pięściami.
Ktury to? Aaaa!
Buyszczoncy suabeusz chce sie bić? Doberze- Lurtz kopnął w stół, aż tamten przetoczył się przes sale.
-Jak z tobą skończym to nic nie zostanie dla elfioka! WAAAAAAAGH!- ryknął skacząc na Rolanda z pięściami.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Roland widząc szarżującego orka uśmiechnął się pod nosem i zrobił szybki unik w lewo. Ork nie zdążył wyhamować i wbił się w ścianę. Rycerz wyciągnął swój miecz i wyciął mu z tyłu pancerza duże R
-Ci orkowie to jednak Debile...
Stolik przy którym siedział był zniszczony a cenne wino rozlane. Roland nie mając wyboru zwrócił się do husarza i szermierza.
- ten debil rozlał moje wino. Nie będziecie mieli nic przeciwko temu, żebym się przysiadł?
-Ci orkowie to jednak Debile...
Stolik przy którym siedział był zniszczony a cenne wino rozlane. Roland nie mając wyboru zwrócił się do husarza i szermierza.
- ten debil rozlał moje wino. Nie będziecie mieli nic przeciwko temu, żebym się przysiadł?
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Łeb bolał niemiłosiernie ale to ściana bardziej ucierpiała w zderzeniu. Gdy dowiedział się, że rycerzyk zadrapał mu pancerz wpadł w szał.
-Teraz żem sie rozjuszył. Moje tasaki są gotowe do tasakowania! Na plasterki!
-Teraz żem sie rozjuszył. Moje tasaki są gotowe do tasakowania! Na plasterki!
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Czarny ork skoczył na rycerza, który zaraz pożałował swej dumy i niewyciągnięcia miecza siłując się z potworem.
Jan spojrzał na roztrzaskany stół. "Jak to dobrze że ocaliłem choć jedną flachę... ale... a co tam."
Po czym cisnął płynem w walczące puszki. Butelka stłukała się znowu na głowie orka {ten hełm jednak przydatny} oblewając obu walczących.
Kislevita beznamiętnie cisnął w nich dogorywającym popiołem z fajki wywołując spektakularny wybuch ognia.
Porozumiewawczo mrugnął do towarzysza imprezy - Inny stolik ? - zasugerował, widząc sigmarytę opuszczającego lokal.
[ a więc nieodzowny sezon bijatyk karczemnych uważam za rozpoczęty - tylko PROSZĘ NIE PALIĆ KARCZMY JAK OSTATNIO - wszak mamy tylko jedną i prowizoryczną ! (wiem hipokryzja)
EDIT: Roland i Lurtz - wy się palicie, @Nindza prosim o rozegranie walki jutro - chcemy się poobijać w kompletnym squadzie]
Jan spojrzał na roztrzaskany stół. "Jak to dobrze że ocaliłem choć jedną flachę... ale... a co tam."
Po czym cisnął płynem w walczące puszki. Butelka stłukała się znowu na głowie orka {ten hełm jednak przydatny} oblewając obu walczących.
Kislevita beznamiętnie cisnął w nich dogorywającym popiołem z fajki wywołując spektakularny wybuch ognia.
Porozumiewawczo mrugnął do towarzysza imprezy - Inny stolik ? - zasugerował, widząc sigmarytę opuszczającego lokal.
[ a więc nieodzowny sezon bijatyk karczemnych uważam za rozpoczęty - tylko PROSZĘ NIE PALIĆ KARCZMY JAK OSTATNIO - wszak mamy tylko jedną i prowizoryczną ! (wiem hipokryzja)
EDIT: Roland i Lurtz - wy się palicie, @Nindza prosim o rozegranie walki jutro - chcemy się poobijać w kompletnym squadzie]
Ostatnio zmieniony 15 cze 2012, o 15:15 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 2 razy.
Wybuch odrzucił Rolanda wprost na siedzących przy stoliku Elfickich wojowników.
Roland podnosząc się rzekł:
- Przepraszam panów ale muszę coś załatwić.
Jednak tym razem nie dobywał już miecza. Postanowił zakończyć konflikt z husarem i szermierzem w konkursie picia.
Nikt o tym nie wiedział, ale rycerz spędził w śród krasnoludów bardzo dużo czasu....
- Panowie, proponuje konkurs picia, na mój koszt w zasadzie na koszt karczmarza. Co wy na to?
___________________________________________________________
Nie wiem dla czego, ale podczas każdej sesji rpg, każdy w końcu chce mnie zabić
Roland podnosząc się rzekł:
- Przepraszam panów ale muszę coś załatwić.
Jednak tym razem nie dobywał już miecza. Postanowił zakończyć konflikt z husarem i szermierzem w konkursie picia.
Nikt o tym nie wiedział, ale rycerz spędził w śród krasnoludów bardzo dużo czasu....
- Panowie, proponuje konkurs picia, na mój koszt w zasadzie na koszt karczmarza. Co wy na to?
___________________________________________________________
Nie wiem dla czego, ale podczas każdej sesji rpg, każdy w końcu chce mnie zabić
Ostatnio zmieniony 15 cze 2012, o 15:28 przez Matis, łącznie zmieniany 2 razy.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Lurtzowi w końcu udało sie dostać rycerza w swoje łapska. Powalonego zdzielił kułakiem i krzyknął
-Masz za małą mase buyszczoncy dziadu!
Kolejna butelka wyrwała go z zadumy. Już miał rozpętać awanture na nowo, gdy eksplozja odrzuciła go do tyłu krusząc resztki umeblowania.
Pancerz zają się ogniem. Ork wrzasnął i wybiegł z karczmy krzycąc "jezdę kometom" w poszukiwaniu studni.
-Masz za małą mase buyszczoncy dziadu!
Kolejna butelka wyrwała go z zadumy. Już miał rozpętać awanture na nowo, gdy eksplozja odrzuciła go do tyłu krusząc resztki umeblowania.
Pancerz zają się ogniem. Ork wrzasnął i wybiegł z karczmy krzycąc "jezdę kometom" w poszukiwaniu studni.
Ostatnio zmieniony 15 cze 2012, o 15:18 przez Byqu, łącznie zmieniany 2 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Vraneth po zakwaterowaniu oddziału w budynku, który jak się okazało dzielili ze znienawidzonym wrogiem, postanowił wybrać się na mały rekonesans. Po żałosnym pokazie siły Wysokiego Elfa, przykazał jednak swoim Gwardzistom trzymać się od niego z daleka.
- Te głupie orki spieprzyły sprawę i podesłały nam tutaj Ulthuańczyka. -
- Co z nim zrobimy, nabijemy go na pal, czy może rozerwiemy go na strzępy ? - Żołnierze byli wyraźnie zadowoleni perspektywą torturowania i zabicia pewnego siebie Mistrza Miecza.
- Nie wolno go wam dotykać, jest uczestnikiem areny. -
- To tym bardziej go zabijmy, będziesz miał jednego przeciwnika mnie, panie ! -
- Powiedziałem nie ! Dla uczestników jest przeznaczona śmierć, lub chwała tylko na arenie ! -
Gwardziści wyraźnie chcieli nadal protestować, jednak wiedzieli, co może ich czekać, za sprzeciwienie się kapitanowi.
Tymczasem Vraneth wziął ze sobą dwóch Gwardzistów, reszcie dał czas na odpoczynek i wyszedł. Wychodząc zauważył tabliczkę na której widniały imiona zawodników mających ze sobą walczyć.
- "Ludziok konserwa" ? Kto to ma niby być ?! -
Skierował się najpierw do areny, która była najwidoczniej punktem centralnym osady. Wokół niej znajdował się plac, na którym najprawdopodobniej było niegdyś kransnoludzkie targowisko.
- Teraz to wysypisko - Powiedział jeden z jego strażników, jakby odgadując jego myśli.
W końcu znalazł to czego szukał - listę zawodników.
- Nie będzie łatwo - Pomyślał Vraneth.
Przez chwilę studiował listę, po czym zajął się szukaniem drugiego ważnego dla niego obiektu - tawerny. Dosyć szybko ją odnalazł, dzięki staremu, krasnoludzkiemu szyldowi, teraz ozdobionemu ludzką czaszką. Wszedł do środka i widog nieco go zdziwił. Poza orkami na sali znajdowali się również ludzie i to na dodatek żywi ludzie, a także inne istoty Starego i Nowego Świata. Po długiej podróży postanowił napić się czegoś procentowego, więc zamówił piwo dla siebie i dla swoich towarzyszy. O dziwo, trunek smakował o wiele lepiej, niż wyglądał, co mile go zaskoczyło. Ponieważ wszystkie stoliki były zajęte, postanowił zająć miejsce siłą. Za cel wybrał sobie grupkę gobasów, grających w orczą odmianę kości. Gobasy zauważyły przybyszów i jeden już chciał coś powiedzieć, ale drugi najwidoczniej przemówił mu do rozsądku, bo szybko wstały i przestraszone uciekły z karczmy. Chwilę później jakiś rycerz zaczął bić się z orkiem. Przed oczami Vranethowi przeleciała butelka wina, trafiając orka w głowę i opryskując trunkiem pobliskich klientów karczmy.
- Te głupie orki spieprzyły sprawę i podesłały nam tutaj Ulthuańczyka. -
- Co z nim zrobimy, nabijemy go na pal, czy może rozerwiemy go na strzępy ? - Żołnierze byli wyraźnie zadowoleni perspektywą torturowania i zabicia pewnego siebie Mistrza Miecza.
- Nie wolno go wam dotykać, jest uczestnikiem areny. -
- To tym bardziej go zabijmy, będziesz miał jednego przeciwnika mnie, panie ! -
- Powiedziałem nie ! Dla uczestników jest przeznaczona śmierć, lub chwała tylko na arenie ! -
Gwardziści wyraźnie chcieli nadal protestować, jednak wiedzieli, co może ich czekać, za sprzeciwienie się kapitanowi.
Tymczasem Vraneth wziął ze sobą dwóch Gwardzistów, reszcie dał czas na odpoczynek i wyszedł. Wychodząc zauważył tabliczkę na której widniały imiona zawodników mających ze sobą walczyć.
- "Ludziok konserwa" ? Kto to ma niby być ?! -
Skierował się najpierw do areny, która była najwidoczniej punktem centralnym osady. Wokół niej znajdował się plac, na którym najprawdopodobniej było niegdyś kransnoludzkie targowisko.
- Teraz to wysypisko - Powiedział jeden z jego strażników, jakby odgadując jego myśli.
W końcu znalazł to czego szukał - listę zawodników.
- Nie będzie łatwo - Pomyślał Vraneth.
Przez chwilę studiował listę, po czym zajął się szukaniem drugiego ważnego dla niego obiektu - tawerny. Dosyć szybko ją odnalazł, dzięki staremu, krasnoludzkiemu szyldowi, teraz ozdobionemu ludzką czaszką. Wszedł do środka i widog nieco go zdziwił. Poza orkami na sali znajdowali się również ludzie i to na dodatek żywi ludzie, a także inne istoty Starego i Nowego Świata. Po długiej podróży postanowił napić się czegoś procentowego, więc zamówił piwo dla siebie i dla swoich towarzyszy. O dziwo, trunek smakował o wiele lepiej, niż wyglądał, co mile go zaskoczyło. Ponieważ wszystkie stoliki były zajęte, postanowił zająć miejsce siłą. Za cel wybrał sobie grupkę gobasów, grających w orczą odmianę kości. Gobasy zauważyły przybyszów i jeden już chciał coś powiedzieć, ale drugi najwidoczniej przemówił mu do rozsądku, bo szybko wstały i przestraszone uciekły z karczmy. Chwilę później jakiś rycerz zaczął bić się z orkiem. Przed oczami Vranethowi przeleciała butelka wina, trafiając orka w głowę i opryskując trunkiem pobliskich klientów karczmy.
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Wioska była uosobieniem architektury orków. Wszystko było budowane na fundamentach domów dawnych mieszkańców. Każda rzecz, była robiona prowizorycznie, byle by stała. Obraz nędzy i rozpaczy. Willard zastanawiał się, jak ta kupa desek i gliny nadal się trzyma w całości.
Z zamyślenia jednak wyrwała go grupa orków, która wyszła im na przeciw. Willard lekko uniósł otwartą dłoń do Rona i Samuela, którzy już wyciągali miecze.
- Spokojnie panowie- Uśmiechnął się pod nosem.- ja to załatwię. Powiedzmy, że wiem jak się dogadać z orkami.- dodał prychając ironicznie.
-Czego tu człofieki ?- Zagadnął największy z nich odziany w czarny pancerz i trzymający w ręku wielki topór obusieczny.- Wy chcta bitki z moimi chpakami ?
Willard szybkim krokiem doszedł do paskudy i przywalił mu w nieosłoniętą twarz łokciem. Nim tamten odzyskał równowagę Reiklandczyk mierzył w niego mieczem. Czarny ork poczuł jak ostre niczym brzytwa ostrze nacina mu skórę na szyi. Gdy tylko doszedł do siebie człowiek ryknął mu w twarz plując obficie
- Jam jezd Willard, wielki szef ludziuf z imeprium. Jezdem wienkszy i mocniejszy a twuj rembak jest maly jak goblin.- Na tą obelgę twarz czarnego orka skrzywiła się ze złości i bezradności. - Skoro już wiesz kto jezd szef, to słuchaj sie mnie. Prowadź mnie i moih chpakuf do karczmy tam gdzie jest reszta ludziuf co przyszła tu na bitkę. I mi tu nie kombinuj, bo moje chopaki porombiom twoich.- Drużyna była zszokowana znajomością orkowego swojego dowódcy. Ten tylko się uśmiechnął i dodał. - Mówiłem, że umiem się dogadać. Orki respektują tylko siłę, a ich język jest na tyle prymitywny, że skoro nawet one go opanowały, to co za problem bym i ja to zrobił.
Po kilku chwilach trafili do speluny, która uchodziła za szynk w tej wiosce. Towarzysze zasiedli w rogu sali, a Ron kiwnął na karczmarza by ten przyszedł.
- No to co pijemy?- rzucił na zachętę Samuel, któremu najwyraźniej zaschło w gardle.
- Gospodarzu słuchajcie. Popędzisz teraz do składu na jednej nodze i przyniesiesz nam najlepszego piwa jakie tu macie.- Rzucił do szynkarza i wręczył mu kilka srebrniaków.
Nim właściciel gospody wrócił, do ich stolika dosiadł się jakiś małomówny Kislevczyk. Drużyna od razu go przyjęła, bo jak na wojaka z tamtych okolic nie przyszedł z pustymi rękoma, a z kilkoma flaszkami porządnej wódki. Po kilku głębszych i popiciu browarem Willardowi zaczęło powoli wszystko wirować. Właśnie myślał na głoś nad problemem miesiączki u narwali, gdy z zawiechy wyrwał go jakiś nabuzowany zielono-skóry brudas. Darł się coś o pojedynku. Jednak Willardowi było to całkowicie obojętne co ten prymityw wykrzykiwał. Niestety ork po tym jak oberwał od jednego z tych pedantycznych hipokrytów prostytutki sadzawki, który w kółko się na nich gapił, zaczął się drzeć. Tego było podchmielonemu Reiklandczykowi za wiele. Wstał i pokazał towarzyszą za pomocą kiwnięcia głową co est tu nie tak. Kislevczyk którego imienia nie znał też pojął o co chodzi i postanowił, że pomoże swoim kumplom od kielicha w pacyfikacji tego drącego mordę wieprza. Nagle z niewiadomego powodu ork zajął się ogniem. Po chwili jednak ugasił się w wodzie. Ostudzający się brzydal nie zauważył, że jest otaczany od tyłu.
-Teraz!- ryknął Willard, po czym pochwycili orka.
-Puszczać mnie mienczoki!- darł się dalej co tylko bardziej rozzłościło i tak już wkurzonego człowieka.
Po kilku chwilach szarpaniny zielono-skóry siedział zakneblowany w rogu, przywiązany do kolumny. Teraz w spokoju mogli dopić piwo z nowym towarzyszem, którym był bretończyk wcześniej awanturujący się z orkiem.
Kurna, piszecie szybciej i nie wyrabiam z zmianą tekstu...
Z zamyślenia jednak wyrwała go grupa orków, która wyszła im na przeciw. Willard lekko uniósł otwartą dłoń do Rona i Samuela, którzy już wyciągali miecze.
- Spokojnie panowie- Uśmiechnął się pod nosem.- ja to załatwię. Powiedzmy, że wiem jak się dogadać z orkami.- dodał prychając ironicznie.
-Czego tu człofieki ?- Zagadnął największy z nich odziany w czarny pancerz i trzymający w ręku wielki topór obusieczny.- Wy chcta bitki z moimi chpakami ?
Willard szybkim krokiem doszedł do paskudy i przywalił mu w nieosłoniętą twarz łokciem. Nim tamten odzyskał równowagę Reiklandczyk mierzył w niego mieczem. Czarny ork poczuł jak ostre niczym brzytwa ostrze nacina mu skórę na szyi. Gdy tylko doszedł do siebie człowiek ryknął mu w twarz plując obficie
- Jam jezd Willard, wielki szef ludziuf z imeprium. Jezdem wienkszy i mocniejszy a twuj rembak jest maly jak goblin.- Na tą obelgę twarz czarnego orka skrzywiła się ze złości i bezradności. - Skoro już wiesz kto jezd szef, to słuchaj sie mnie. Prowadź mnie i moih chpakuf do karczmy tam gdzie jest reszta ludziuf co przyszła tu na bitkę. I mi tu nie kombinuj, bo moje chopaki porombiom twoich.- Drużyna była zszokowana znajomością orkowego swojego dowódcy. Ten tylko się uśmiechnął i dodał. - Mówiłem, że umiem się dogadać. Orki respektują tylko siłę, a ich język jest na tyle prymitywny, że skoro nawet one go opanowały, to co za problem bym i ja to zrobił.
Po kilku chwilach trafili do speluny, która uchodziła za szynk w tej wiosce. Towarzysze zasiedli w rogu sali, a Ron kiwnął na karczmarza by ten przyszedł.
- No to co pijemy?- rzucił na zachętę Samuel, któremu najwyraźniej zaschło w gardle.
- Gospodarzu słuchajcie. Popędzisz teraz do składu na jednej nodze i przyniesiesz nam najlepszego piwa jakie tu macie.- Rzucił do szynkarza i wręczył mu kilka srebrniaków.
Nim właściciel gospody wrócił, do ich stolika dosiadł się jakiś małomówny Kislevczyk. Drużyna od razu go przyjęła, bo jak na wojaka z tamtych okolic nie przyszedł z pustymi rękoma, a z kilkoma flaszkami porządnej wódki. Po kilku głębszych i popiciu browarem Willardowi zaczęło powoli wszystko wirować. Właśnie myślał na głoś nad problemem miesiączki u narwali, gdy z zawiechy wyrwał go jakiś nabuzowany zielono-skóry brudas. Darł się coś o pojedynku. Jednak Willardowi było to całkowicie obojętne co ten prymityw wykrzykiwał. Niestety ork po tym jak oberwał od jednego z tych pedantycznych hipokrytów prostytutki sadzawki, który w kółko się na nich gapił, zaczął się drzeć. Tego było podchmielonemu Reiklandczykowi za wiele. Wstał i pokazał towarzyszą za pomocą kiwnięcia głową co est tu nie tak. Kislevczyk którego imienia nie znał też pojął o co chodzi i postanowił, że pomoże swoim kumplom od kielicha w pacyfikacji tego drącego mordę wieprza. Nagle z niewiadomego powodu ork zajął się ogniem. Po chwili jednak ugasił się w wodzie. Ostudzający się brzydal nie zauważył, że jest otaczany od tyłu.
-Teraz!- ryknął Willard, po czym pochwycili orka.
-Puszczać mnie mienczoki!- darł się dalej co tylko bardziej rozzłościło i tak już wkurzonego człowieka.
Po kilku chwilach szarpaniny zielono-skóry siedział zakneblowany w rogu, przywiązany do kolumny. Teraz w spokoju mogli dopić piwo z nowym towarzyszem, którym był bretończyk wcześniej awanturujący się z orkiem.
Kurna, piszecie szybciej i nie wyrabiam z zmianą tekstu...
@ Matis- trochę urozmaiciłem twoją postać, żeby nie byłą zbyt patetyczna
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Związany ork gdy poczuł, że się pali zerwał sznur i wybiegł z karczmy wrzeszcząc coś o komecie o dwóch ogonach, mijany sigmaryta próbował go trzasnąć płazem miecza za herezję, lecz nie docenił orkowej chęci wskoczenia do studni i nie trafił, za to wylądował w błocie.
Wszystko to oglądała z pogardą grupa długouch nazioli z halabardami, buchając śmiechem i wyzwiskami w kierunku półelfów.
Jan spojrzał w kierunku Bretończyka. Na widok miecza i hardych wyzwań wszyscy pomyśleli "Tego też?". Więc rycerz szybko zmienił taktykę.
Schował broń, otrzepał się i zaproponował konkurs picia.
- A, panowie zapomniałem - Jan Andrei z domu Joachimowicz. Z kim mam przyjemność ?
Wszystko to oglądała z pogardą grupa długouch nazioli z halabardami, buchając śmiechem i wyzwiskami w kierunku półelfów.
Jan spojrzał w kierunku Bretończyka. Na widok miecza i hardych wyzwań wszyscy pomyśleli "Tego też?". Więc rycerz szybko zmienił taktykę.
Schował broń, otrzepał się i zaproponował konkurs picia.
- A, panowie zapomniałem - Jan Andrei z domu Joachimowicz. Z kim mam przyjemność ?
Młody rycerz ukłonił się wojownikom.
- Roland z Bastonne.
- Roland z Bastonne.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Wojownicy byli zbyt zajęci chlaniem i nie zawracali sobie głowy jakimś tam potworem z biczem.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Wyciągnięty z studni, związany i zakneblowany w karczmie
@ Matijjos liczę, że spotkam cię w finale :p
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów