Arena nr 32 - Czarna Grań
Re: Arena nr 32 - Czarna Grań
Wracając z nieudanych zakupów VII zauważył orka. Ale nie takiego zwykłego jakich tu pełno. Ten płonął. Później zgasł. Został związany i zawleczony do karczmy. "Dziwne mają tu obyczaje" pomyślał VII. "Trzeba chyba je poznać." Wszedł do karczmy usiadł w cieniu i obserwował innych uczestników. Ork i bretończyk minęli go nawet nie zauważając. VII rozumiał, że jest tak naprawdę samymi kośćmi, ale żeby go aż tak ignorować? Miał trochę tego dość. Wstał. Podszedł do stołu gdzie siedział wampir. Napisał na tabliczcę ~Witam Jestem VII Brak Złych Zamiarów Można Przysiąść <Pytanie>~
-Wompierz i ludziok konserwa, kwatera pynć!
Kuźwa zaklął Dief. Nie uśmiechało mu się dzielenie pokoju z własną zwierzyną. Lecz cóż, póki co miał lepsze zajęcia. Musiał sprawdzić jak wygląda arena. Niestety jego przyjaciel został wezwany do najwspanialszego zamku wampirzego Drakenhoffu i musieli się rozstać. Został sam w tym dziwnym miejscu.
Po obejrzeniu areny i całej wioski udał się w końcu do swojej „kwatery”. Od wejścia uderzył go mocny zapach czosnku.
- Jaki idiota! Mam nadzieje, że szybko zginie, bo nie wytrzymam z nim długo. Powiedział Dief sam do siebie.
W ekspresowym tępie wyrzucił cały czosnek z pokoju. Jako, że był jeszcze młody zapałał chęcią zemsty, a ponieważ nie miał nic interesującego pod ręką, to oddał sowitą ilość moczu na łóżko współlokatora.
Na dzień dzisiejszy zignorował zabawy w karczmie i siedząc na łóżku rozmyślał nad czekającą go walką z Leśnym Elfem.
- Będzie to na pewno sprawdzian szybkości. Wygra szybszy. Pomyślał.
Kuźwa zaklął Dief. Nie uśmiechało mu się dzielenie pokoju z własną zwierzyną. Lecz cóż, póki co miał lepsze zajęcia. Musiał sprawdzić jak wygląda arena. Niestety jego przyjaciel został wezwany do najwspanialszego zamku wampirzego Drakenhoffu i musieli się rozstać. Został sam w tym dziwnym miejscu.
Po obejrzeniu areny i całej wioski udał się w końcu do swojej „kwatery”. Od wejścia uderzył go mocny zapach czosnku.
- Jaki idiota! Mam nadzieje, że szybko zginie, bo nie wytrzymam z nim długo. Powiedział Dief sam do siebie.
W ekspresowym tępie wyrzucił cały czosnek z pokoju. Jako, że był jeszcze młody zapałał chęcią zemsty, a ponieważ nie miał nic interesującego pod ręką, to oddał sowitą ilość moczu na łóżko współlokatora.
Na dzień dzisiejszy zignorował zabawy w karczmie i siedząc na łóżku rozmyślał nad czekającą go walką z Leśnym Elfem.
- Będzie to na pewno sprawdzian szybkości. Wygra szybszy. Pomyślał.
Ostatnio zmieniony 15 cze 2012, o 19:55 przez JarekK, łącznie zmieniany 1 raz.
Brat Albrecht szedł szybkim, żwawym krokiem w stronę karczmy. W prawej ręce trzymał swój święty miecz, a w lewej płonącą pochodnię. Te moczymordy w tawernie przegięły pałę. Zakonnik byłby w stanie zrozumieć przyjacielską libację, ba, nawet drobną bójkę, ale to, co wyprawia się w tym miejscu, przekracza ludzkie pojęcie. Co kretyn wpadł na pomysł z podpalaniem orka ? Zresztą nieważne, to już więcej się nie powtórzy. Albrecht miał zamiar puścić tą norę z dymem. Gdy już zbliżał się się do tawerny, minął wychodzącego Rolanda. Miał szczerą ochotę opłazować tego zarozumiałego rycerzyka, który, nie wiedzieć czemu, śmierdział czosnkiem. Ciekawe, czy to ta niedorzeczna wiara w Panią Jeziora czyni go tak pewnym siebie ?
Roland poszedł w swoją stronę, a Albrecht wszedł na schodki gospody. Zanim jednak otworzył drzwi, usłyszał rozmowę Willarda z tym całym Martinem. Pijany wojownik nachylił się do swego towarzysza i spytał :
- Szyli naprafde jestś wampiremm ? Takim so pije hrew i takie tam ?
- Tak Willardzie, naprawdę. To takie dziwne dla takiego poszukiwacza przygód jak ty ?
Albrecht zatrzymał się w pół kroku. Czyli jednak nie przybył tutaj na próżno ! Sługi zła dotarły na tą Arenę, a on w końcu był pewien swojego powołania.
Zakonnik wrzucił pochodnię do koryta z wodą i schował miecz do pochwy. Potem raźno wkroczył do tawerny, zamówił piwo i usiadł przy sąsiednim stoliku. Być może uda mu się dowiedzieć czegoś więcej o tym całym Martinie. Pora poznać jego grzechy...
Roland poszedł w swoją stronę, a Albrecht wszedł na schodki gospody. Zanim jednak otworzył drzwi, usłyszał rozmowę Willarda z tym całym Martinem. Pijany wojownik nachylił się do swego towarzysza i spytał :
- Szyli naprafde jestś wampiremm ? Takim so pije hrew i takie tam ?
- Tak Willardzie, naprawdę. To takie dziwne dla takiego poszukiwacza przygód jak ty ?
Albrecht zatrzymał się w pół kroku. Czyli jednak nie przybył tutaj na próżno ! Sługi zła dotarły na tą Arenę, a on w końcu był pewien swojego powołania.
Zakonnik wrzucił pochodnię do koryta z wodą i schował miecz do pochwy. Potem raźno wkroczył do tawerny, zamówił piwo i usiadł przy sąsiednim stoliku. Być może uda mu się dowiedzieć czegoś więcej o tym całym Martinie. Pora poznać jego grzechy...
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Gdy tylko zakonnik wszedł do karczmy Willard od razu podniósł głowę znad kufla. Nie spodobał mu się fakt, że do przybytku publicznego pchają się cnotliwi jegomoście, którzy przekładają modlitwę nad libację.
-Patrzcie panowie i podziwiajcie. Wymierający gatunek nadgorliwych wiernych. O, a ten to gatunek specjalny, bo biega bez młotka- zarechotał. - No panie zakonny choć no tutaj napij się z nami! - na jego twarzy pojawił się szczery pijacki uśmiech. - Zdrowie wymierającego gatunku!
Willard jako jedyny podniósł kufel i opróżnił go stawiając go koło kilkudziesięciu innych. Wampir ewidentnie nie był za oblewaniem zdrowia kapłana, a reszta już spała na lub od stołem. Ron coś wybełkotał przez sen o krowim placku, po czym zsunął się z krzesła. Willard szturchnął go nogą, ale ten nie zareagował.
- Panie wielebny! Choć no pan tu. - Gdy tylko kapłan się dosiadł, Willard rzucił okiem w kierunku miecza nowego znajomego.- No mości panie pochwal się żelastwem. Albrecht niechętnie wyjął broń i podał ją mocno wstawionemu szermierzowi. Nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki jego twarz stężała, gdy tylko dłoń dotknęła owiniętej w rzemień rękojeści. Wstał i spokojnym pewnym ruchem wykonał improwizowane cięcie w kierunku wampira, zatrzymując ostrze tuż przed jego głową. Zaskoczony krwiopijca o mały włos nie wywrócił się, co Willard skwitował tylko szyderczym rechotem. Widać nieumarły czuł lęk przed błogosławioną bronią.
- No Albercik powiem ci ładna brzytwa, ale nie ima się do tego co ja mam. - Wyjął drugą wolną ręką miecz zza pleców.- Widzisz u ciebie jest to po prstu ładnie wykuty kawał stali. U mnie to co innego. Najwyższej jakości cudeńko z cathayu. Rdzeń nefrytowy, w hartowanej stali, wykończony obsydianem. Ostry jak brzytwa i nigdy się nie tępi. Z resztą jak masz ochotę to możemy trochę pomachać na dworze dla rozgrzewki ...
[ nie spijać mi bohatera, ma uchodzić za człowieka żelazną wątrobę a nie cieniuszka który miękkine po kilkunastu piwach i butelce wódki ]
-Patrzcie panowie i podziwiajcie. Wymierający gatunek nadgorliwych wiernych. O, a ten to gatunek specjalny, bo biega bez młotka- zarechotał. - No panie zakonny choć no tutaj napij się z nami! - na jego twarzy pojawił się szczery pijacki uśmiech. - Zdrowie wymierającego gatunku!
Willard jako jedyny podniósł kufel i opróżnił go stawiając go koło kilkudziesięciu innych. Wampir ewidentnie nie był za oblewaniem zdrowia kapłana, a reszta już spała na lub od stołem. Ron coś wybełkotał przez sen o krowim placku, po czym zsunął się z krzesła. Willard szturchnął go nogą, ale ten nie zareagował.
- Panie wielebny! Choć no pan tu. - Gdy tylko kapłan się dosiadł, Willard rzucił okiem w kierunku miecza nowego znajomego.- No mości panie pochwal się żelastwem. Albrecht niechętnie wyjął broń i podał ją mocno wstawionemu szermierzowi. Nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki jego twarz stężała, gdy tylko dłoń dotknęła owiniętej w rzemień rękojeści. Wstał i spokojnym pewnym ruchem wykonał improwizowane cięcie w kierunku wampira, zatrzymując ostrze tuż przed jego głową. Zaskoczony krwiopijca o mały włos nie wywrócił się, co Willard skwitował tylko szyderczym rechotem. Widać nieumarły czuł lęk przed błogosławioną bronią.
- No Albercik powiem ci ładna brzytwa, ale nie ima się do tego co ja mam. - Wyjął drugą wolną ręką miecz zza pleców.- Widzisz u ciebie jest to po prstu ładnie wykuty kawał stali. U mnie to co innego. Najwyższej jakości cudeńko z cathayu. Rdzeń nefrytowy, w hartowanej stali, wykończony obsydianem. Ostry jak brzytwa i nigdy się nie tępi. Z resztą jak masz ochotę to możemy trochę pomachać na dworze dla rozgrzewki ...
[ nie spijać mi bohatera, ma uchodzić za człowieka żelazną wątrobę a nie cieniuszka który miękkine po kilkunastu piwach i butelce wódki ]
Wampira pogrążonego w rozmowie na temat erekcji u nieumarłych z nowymi towarzyszami zaskoczył najpierw kościany wojownik który naskrobał na tabliczce "czy moze się dosiąść". Wampir skinął głową i wskazał miejsce oddalone spory kawałek od siebie i towarzyszy. Wampira mogli zaakceptować, ale kościanego wojownika już nie. Następnie do karczmy wszedł wielebny. Martin nie ucieszył sie z tego powodu zbytnio. A gdy Willard machnął jego swiętą bronią ,zaskoczony o mało nie zwalił się na podłogę. Już miał coś odpowiedzieć, ale wstrzymał się i czekał jak rozwinie się rozmowa między kapłanem a Willardem. Pokaz szermierczy między oboma zawodnikami byłby ciekawy. Wampir Chętnie zoabczyłby jak walczy "wymarły gatunek" i miał szczerą nadzieję że w razie pojedynku Willard upokorzyłby kapłana, wampir wyraźnie polubił towarzysza od kufla. Zaś jego bron wydała się zaiste bardzo sprawnie wykonana i piękna.
VII nie skorzystał z propozycji i wyszedł z karczmy zachowując przy tym zimne kości. Zaraz potem dosiadł się do pijących jego współlokator. Z niego chyba też nie będzie pożytku. VII poszedł do swojej kwatery, oparł się o ścianę, i czekał. Czekał na pierwszą walkę. Chciał jak najszybciej stąd odejść, cokolwiek by to oznaczało. Może po jego walce docenią go. Ale wtedy będzie już za późno. Oni odmówili mu kiedy chciał się dosiąść. On odmówi im kiedy będą błagać o litość...
Gdy tylko Roland wszedł do kwatery od razu poczuł ostry zapach uryny.
- Amator pfff. Dodam do jego posłania też coś od siebie. Teraz się zdziwi psiajuch.
Szybka zamiana posłania przyniosła oczekiwany rezultat. Rycerz mógł spocząć na świeżym łożu zaś wampira czeka nie miła niespodzianka.
- Amator pfff. Dodam do jego posłania też coś od siebie. Teraz się zdziwi psiajuch.
Szybka zamiana posłania przyniosła oczekiwany rezultat. Rycerz mógł spocząć na świeżym łożu zaś wampira czeka nie miła niespodzianka.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
[ciągle byłem w pokoju. nie napisałem że mój bohater wyszedł, ale ok]
Po powrocie do kwatery Diefa uderzył zapach gnoju. Po niedługim poszukiwaniu znalazł obfity kawał mokrego, lekkożółtawego gnoju. Roland smacznie spał i nic sobie nie robił ze swądu dobiegającego z łóżka wampira.
Dief czuł, że jego kolejne czyny doprowadzą wkrótce do jakiejś bójki ale nie dbał o to.
Nie zmieniając swojego prześcieradła wyszedł z kwatery zabierając niektóre części zbroi Rolanda, które zdjął do snu. Po krótkiej chwili znalazł wychodek orków, gdzie w wielkiej stercie gnoju „wyczyścił” pancerz. Odniósł go grzecznie na swoje miejsce i przykrywszy Rolanda swoim udekorowanym prześcieradłem wyszedł i udał się do karczmy.
W karczmie większość arenowiczów spała we własnych wymiocinach lub chyliła się ku upadkowi ze swoich stołków. Pozostał tylko jeden, który dalej pił w najlepsze. Był to wampir. Dief podszedł do niego, przedstawił się, wychylił kilka kufli piwa, które podał mu barman i począł rozmawiać z wampirem na różne tematy. (Morti świetnie piszesz rozmowy tu ukłon w stron Ciebie)
Po powrocie do kwatery Diefa uderzył zapach gnoju. Po niedługim poszukiwaniu znalazł obfity kawał mokrego, lekkożółtawego gnoju. Roland smacznie spał i nic sobie nie robił ze swądu dobiegającego z łóżka wampira.
Dief czuł, że jego kolejne czyny doprowadzą wkrótce do jakiejś bójki ale nie dbał o to.
Nie zmieniając swojego prześcieradła wyszedł z kwatery zabierając niektóre części zbroi Rolanda, które zdjął do snu. Po krótkiej chwili znalazł wychodek orków, gdzie w wielkiej stercie gnoju „wyczyścił” pancerz. Odniósł go grzecznie na swoje miejsce i przykrywszy Rolanda swoim udekorowanym prześcieradłem wyszedł i udał się do karczmy.
W karczmie większość arenowiczów spała we własnych wymiocinach lub chyliła się ku upadkowi ze swoich stołków. Pozostał tylko jeden, który dalej pił w najlepsze. Był to wampir. Dief podszedł do niego, przedstawił się, wychylił kilka kufli piwa, które podał mu barman i począł rozmawiać z wampirem na różne tematy. (Morti świetnie piszesz rozmowy tu ukłon w stron Ciebie)
Albrecht patrzył w szczere, wąsate oblicze Willarda. Nie wyczuwał w tym człowieku zepsucia ani piętna chaosu. Był czysty. No, przynajmniej na duszy. Za to, dosyć niespodziewanie, zakonnik miał przemożną chęć przyjąć zaproszenie Reiklandczyka o przyjacielskiego pojedynku. I co jeszcze dziwniejsze, miał ochotę go pokaleczyć i upokorzyć na oczach zebranych.
Albrecht nerwowo zamrugał oczami i odsunął dłoń od rękojeści miecza.
- Wybacz, ale mam dosyć wrażeń jak na jeden dzień. Może spróbujemy się kiedy indziej...
Na Arenie na przykład, dodał w myślach.
- Z drugiej strony, możemy się jeszcze napić...
Albrecht nerwowo zamrugał oczami i odsunął dłoń od rękojeści miecza.
- Wybacz, ale mam dosyć wrażeń jak na jeden dzień. Może spróbujemy się kiedy indziej...
Na Arenie na przykład, dodał w myślach.
- Z drugiej strony, możemy się jeszcze napić...
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Przed wyprawą na arenę Tyberiusz, wielki mag Asrai, obdarował tancerkę talizmanem z krwi najstarszego drzewca w Athel Loren. Miał on zapewnić elfce przychylność natury. Gdy Tilith dotarła na Arenę dowiedziała się,że zawodnicy zostali przydzieleni do kwater parami. " Może nie będzie tak źle.." . Dotarła do swojej kwatery o rozpakowała skromy dobytek, który przywiozła z puszczy. Po gorącej kąpieli, która zmyła z elfki trudy podróży postanowiła rozeznać się w mieście. Gdy przechadzała się po mieście, dostrzegła,że pewien elf obejrzał się za nią. Postanowiła jednak iść dalej. Elf ruszył za nią. Gdy była pewna,że jest śledzona odwróciła się gwałtownie trzymając w rękach oba miecze tancerza wojny.
- Dlaczego mnie śledzisz? Czego chcesz?- zapytała ostro.
- Dlaczego mnie śledzisz? Czego chcesz?- zapytała ostro.
-
- Wałkarz
- Posty: 53
[z tego co pamiętam, Burp wyszedł z "kfatery" nr 1 i poszedl do kwatery nie przeznaczonej dla uczestnikow areny, która została przydzielona dla reszty ogrów z kompanii czytać od A do Z! ]Byqu pisze:Lurtz widząc,że nic ciekawego się nie dziej już w karczmie, że nie będzie kolejnej bitki, udał się do "kfatery".
Otworzył drzwi kopniakiem i rzucił do obecnych tam ogrów:
-Czołem chłopy, pszybył szef!
Po przyjemnie spędzonym wieczorze w towarzystwie reszty ogrów, grze w karty przy kuflu schłodzonego piwa, Burp wrócił do kwatery dzielonej z orkiem. Wyjął z plecaka swój podręczny prowiant i zjadł ze smakiem wielki kawał surowego mięcha. Chwilę po tym padł jak nieżywy na łóżko i zasnął. Głodny i niewyspany ogr, to słaby ogr, a jego walka zbliżała się wielkimi krokami.
Ostatnio zmieniony 15 cze 2012, o 22:09 przez skaventail, łącznie zmieniany 1 raz.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Tyelin zatrzymał się gwałtownie. Miał nadzieję nie odstraszyć nieznajomej. Wiedział, że Leśne Elfy są nieufne i zamknięte w sobie.
- Witaj, szlachetna Asrai - zaczął delikatnie - Niespodzianie wpadłem na Twój trop w tym siedlisku nieczystości i zastanowiła mnie obecność drugiego prawdziwego Elfa na Arenie Śmierci. Cóż skłania Tancerkę, bo z tej wszakże wspólnoty się wywodzisz, do zbłądzenia w niegościnne rejony Czarnej Grani i wzięcia udziału Arenie?
- Witaj, szlachetna Asrai - zaczął delikatnie - Niespodzianie wpadłem na Twój trop w tym siedlisku nieczystości i zastanowiła mnie obecność drugiego prawdziwego Elfa na Arenie Śmierci. Cóż skłania Tancerkę, bo z tej wszakże wspólnoty się wywodzisz, do zbłądzenia w niegościnne rejony Czarnej Grani i wzięcia udziału Arenie?
Tilith opuściła miecze, lecz jej ciało cały czas gotowe było do odparcia ataku i zadania szybkiej śmierci.
- Lepiej raczej spytać, co dumny mieszkaniec Ulthuanu robi w takim miejscu jak to. Arena nie jest miejscem dla grzecznych elfów- elfka obserwowała uważnie reakcję rozmówcy. Jeśli cokolwiek zdradzi zamiar ataku, to ona już...
- Lepiej raczej spytać, co dumny mieszkaniec Ulthuanu robi w takim miejscu jak to. Arena nie jest miejscem dla grzecznych elfów- elfka obserwowała uważnie reakcję rozmówcy. Jeśli cokolwiek zdradzi zamiar ataku, to ona już...
Nie sprecyzowałem do której poszedł, a zakładam że wszystkie ogry nie pomieściły by się w "jedynce"skaventail pisze:[z tego co pamiętam, Burp wyszedł z "kfatery" nr 1 i poszedl do kwatery nie przeznaczonej dla uczestnikow areny, która została przydzielona dla reszty ogrów z kompanii czytać od A do Z! ]Byqu pisze:Lurtz widząc,że nic ciekawego się nie dziej już w karczmie, że nie będzie kolejnej bitki, udał się do "kfatery".
Otworzył drzwi kopniakiem i rzucił do obecnych tam ogrów:
-Czołem chłopy, pszybył szef!
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Gdy Roland się obudził był wkurwiony jak mało kto. Pierwsze co zrobił to zagonił parę goblinów do posprzątania tego syfu i kazał im umyć zbroję. Następnie poszedł się wykąpać. Po powrocie założył ekwipunek i poszedł wyżyć się na paru naprawdę wielkich orkach. Już po kwadransie w twierdzy było ich o 10 mniej.
Po porannej rozgrzewce rycerz ruszył w stronę karczmy na kilka głębszych, mamrocząc coś pod nosem.
-Mam nadzieję, ze wygram pierwszą walkę, a w drugiej będę mógł zmierzyć się z tym chędożonym Wampirem. Będzie jeszcze żałował, że zemną zadarł.
Po libacji w karczmie przyszedł czas na zwiedzanie miasta i dokładne poznanie rywali.
Po porannej rozgrzewce rycerz ruszył w stronę karczmy na kilka głębszych, mamrocząc coś pod nosem.
-Mam nadzieję, ze wygram pierwszą walkę, a w drugiej będę mógł zmierzyć się z tym chędożonym Wampirem. Będzie jeszcze żałował, że zemną zadarł.
Po libacji w karczmie przyszedł czas na zwiedzanie miasta i dokładne poznanie rywali.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Uważne oczy Tyelina rejestrowały każdy szczegół, bezbłędnie wychwytując ostrzegawcze sygnały, jakie Tilith wysyłała całym swym szczupłym ciałem. Mistrz Miecza spotkał już kiedyś Tancerza, a rytualny pojedynek, który był zmuszony wtedy odbyć, wbrew swojej woli, której nie uszanowano, nie należał do najprostszych. W głębi serca przeczuwał, że ta niepozornie wyglądająca elfka skrywa w sobie niezbadane siły.
- Z górskich szczytów jest bliżej do gwiazd - uśmiechnął się elf, ściągając hełm. Długie, proste włosy rozsypały mu się na srebrzystych blachach zbroi. - Mówią na mnie Tyelion i byłem dowódcą Mistrzów Miecza ze Srebrnych Iglic w dalekim Saphery. Wierzę, że znajdę tu dopełnienie mojego losu.
- Z górskich szczytów jest bliżej do gwiazd - uśmiechnął się elf, ściągając hełm. Długie, proste włosy rozsypały mu się na srebrzystych blachach zbroi. - Mówią na mnie Tyelion i byłem dowódcą Mistrzów Miecza ze Srebrnych Iglic w dalekim Saphery. Wierzę, że znajdę tu dopełnienie mojego losu.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
- Miło mi cię poznać, Tilith. - Tyelin w odpowiedzi wykonał dworski ukłon, którego znaczenia elfka nie mogła pojąć, a mimo tego wydał mu się na miejscu.
Tyelin spojrzał na rozmówczynię. Jego oczy w kolorze oceanu okalającego Ulthuan pojaśniały, gdy spojrzał w bezchmurne niebo ponad czarnymi szczytami gór. Nocny nieboskłon był jedynym widokiem w promieniu kilku mil, którego nie splugawiła obecność orków.
- Jutro stoczę walkę otwierającą Arenę Śmierci, Tilith - powiedział elf, uśmiechając się łagodnie. - Tylko ode mnie zależy, czy Kronika - wskazał na swój miecz. - będzie kompletna. Na Ulthuanie nie mógłbym już osiągnąć większego mistrzostwa. Mógłbym zatrzymać się, ale Ishya i Asur wskazali mi drogę. A ja nie chcę z niej schodzić nawet za cenę śmierci.
Pomilczeli chwilę.
- Czy byłoby nieuprzejmym zaprosić Asrai na spacer wśród gór? Jutro już możesz chodzić na spacery sama.
Tyelin spojrzał na rozmówczynię. Jego oczy w kolorze oceanu okalającego Ulthuan pojaśniały, gdy spojrzał w bezchmurne niebo ponad czarnymi szczytami gór. Nocny nieboskłon był jedynym widokiem w promieniu kilku mil, którego nie splugawiła obecność orków.
- Jutro stoczę walkę otwierającą Arenę Śmierci, Tilith - powiedział elf, uśmiechając się łagodnie. - Tylko ode mnie zależy, czy Kronika - wskazał na swój miecz. - będzie kompletna. Na Ulthuanie nie mógłbym już osiągnąć większego mistrzostwa. Mógłbym zatrzymać się, ale Ishya i Asur wskazali mi drogę. A ja nie chcę z niej schodzić nawet za cenę śmierci.
Pomilczeli chwilę.
- Czy byłoby nieuprzejmym zaprosić Asrai na spacer wśród gór? Jutro już możesz chodzić na spacery sama.