Arena nr 32 - Czarna Grań
(żeby ruszyć akcję zakładam ze mam miecz)
wampir uśmiechnął się , ukazując głodne krwi kły.
-Czego może żądać wampir? - oczy Martina błyszczały, widoczne w nich szaleństwo wzbudziłoby trwogę w oczach człowieka ona, jednak była elfką. - Chcę twojej krwi. Tylko odrobinkę, daj mi się wgryźć w swoje słodkie ciało ,a to -podniósł w górę broń- będzie należało do Ciebie.
wampir uśmiechnął się , ukazując głodne krwi kły.
-Czego może żądać wampir? - oczy Martina błyszczały, widoczne w nich szaleństwo wzbudziłoby trwogę w oczach człowieka ona, jednak była elfką. - Chcę twojej krwi. Tylko odrobinkę, daj mi się wgryźć w swoje słodkie ciało ,a to -podniósł w górę broń- będzie należało do Ciebie.
Snolg po przybyciu do twierdzy nie spotkał się z miłym powitaniem. Potraktowano go jak kolejnego gobliniego przybłędę taszczącego coś, co przypominało kulę u nogi. Poinformowawszy, że on to jest czempionem wybranym, aby stanąć na piasku areny wywołał istne salwy śmiechu i powszechnej wesołości wśród swych pobratymców, kilku większych orczych braci mało co nie doprowadził do przedwczesnego zejścia.
Gdy tylko udowodnił swój status społeczny jego mniejsi bracia zaproponowali mu wygodniejszą kwaterę mieszczącą się w najbardziej obskurnej części fortu. Snolg przystał na tą hojną ofertę z zachwytem podziwiając olbrzymie jezioro nieczystości obrośnięte wszędzie wkoło przepysznymi halucynogennymi grzybkami. Odstawiwszy kulę dokładnie ryglując i zamykając swoje lokum, udał się rozejrzeć po orczym mieście. Przypadkiem natykając się na olbrzymią budowlę dostrzegł rozgrywającą się w niej walkę. Przycupnął przy najbliższej kupie śmieci wygrzebując z niej jeszcze nie do końca przegniły kawałek ludzkiego mięsa. Zajadając ze smakiem swoją zdobycz przyglądał się jak dwóch śmiesznych ludków tłucze się na środku areny. Po kilku minutach walka się skończyła a skoro nikt nie był zainteresowany ładnie przemielonym szpicouchym mięsem, mały Snolg szybko do niego podskoczył i począł ściągać zwłoki do kanałów, aby dziś wieczorem urządzić prawdziwą ucztę dla swych goblińskich braci!
Gdy tylko udowodnił swój status społeczny jego mniejsi bracia zaproponowali mu wygodniejszą kwaterę mieszczącą się w najbardziej obskurnej części fortu. Snolg przystał na tą hojną ofertę z zachwytem podziwiając olbrzymie jezioro nieczystości obrośnięte wszędzie wkoło przepysznymi halucynogennymi grzybkami. Odstawiwszy kulę dokładnie ryglując i zamykając swoje lokum, udał się rozejrzeć po orczym mieście. Przypadkiem natykając się na olbrzymią budowlę dostrzegł rozgrywającą się w niej walkę. Przycupnął przy najbliższej kupie śmieci wygrzebując z niej jeszcze nie do końca przegniły kawałek ludzkiego mięsa. Zajadając ze smakiem swoją zdobycz przyglądał się jak dwóch śmiesznych ludków tłucze się na środku areny. Po kilku minutach walka się skończyła a skoro nikt nie był zainteresowany ładnie przemielonym szpicouchym mięsem, mały Snolg szybko do niego podskoczył i począł ściągać zwłoki do kanałów, aby dziś wieczorem urządzić prawdziwą ucztę dla swych goblińskich braci!
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[drogi goblinku, sprawa ma się tak ,że jakbyś czytał to byś wiedział, że elf jest już pochowany ... ]
Wracając z karczmy gdzie nie było nikogo, VII zauważył ciało elfa ciągnięte przez jakiegoś brudnego goblina. Niestety ominął jedną walkę, ale chyba właśnie się dowiedział kto zwyciężył. Po drodze do swoich kwater, VII wpadł na jakiegoś przybłędę w kapeluszu, który przeprosił i szybko poszedł w tylko sobie znane miejsce. "Pewnie jakiś turysta." VII chciał już wejść do kwatery, kiedy zauważył światło z niej dochodzące. Stwierdził, że kapłan z którym dzielił lokum może wpaść w jakiś szał. Napisał coś na tabliczcę, zapukał do kwatery orka i wszedł.
Siedzący zielonoskóry zauważył napis na tabliczce:
~Bitka Na Pięści <propozycja><pytanie>~
Siedzący zielonoskóry zauważył napis na tabliczce:
~Bitka Na Pięści <propozycja><pytanie>~
Bi... bit... bitka!
Ork nie odczuwał potrzeby czytania reszty. Ważne było słowo-klucz. Miał gorszy humor, gdyż "buyszczoncy suabeusz porombau elfioka na kawaueczki"
Jednak propozycja VII od razu poprawiła mu humor. Mruknął, strzelił karkiem, pociągnął nosem i lewym prostym rozpoczął zabawę.
Ork nie odczuwał potrzeby czytania reszty. Ważne było słowo-klucz. Miał gorszy humor, gdyż "buyszczoncy suabeusz porombau elfioka na kawaueczki"
Jednak propozycja VII od razu poprawiła mu humor. Mruknął, strzelił karkiem, pociągnął nosem i lewym prostym rozpoczął zabawę.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Jan był skrajnie wku*#&ony gdy jego ludzie wrócili pobici, zmęczeni i co najistotniejsze - bez miecza. Jak mawia stare Kislevskie przysłowie:
"Coś ma być podprowadzone dobrze, podprowadź sam." Pozwolił im zatrzymać rzeczy elfa, w końcu im to obiecał.
- Panie, był szybki i niezauważalny w lesie po zmroku... zgubiliśmy się i jeszcze ten tłum....
- Łajno mnie to obchodzi, a z resztą nieważne chodźcie na walkę.
Wbrew przewidywaniom miłym zaskoczeniem było zwycięstwo człowieka. Poszedł więc pogratulować mu wygranej i napić się czegoś w karczmie. Tym razem będzie trzeba uważać...
"Coś ma być podprowadzone dobrze, podprowadź sam." Pozwolił im zatrzymać rzeczy elfa, w końcu im to obiecał.
- Panie, był szybki i niezauważalny w lesie po zmroku... zgubiliśmy się i jeszcze ten tłum....
- Łajno mnie to obchodzi, a z resztą nieważne chodźcie na walkę.
Wbrew przewidywaniom miłym zaskoczeniem było zwycięstwo człowieka. Poszedł więc pogratulować mu wygranej i napić się czegoś w karczmie. Tym razem będzie trzeba uważać...
Ostatnio zmieniony 18 cze 2012, o 15:33 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.
Przeciwnicy przez chwilę krążyli wokół siebie, wyczuwając się. Lurtz spróbawał prawego sierpu, lecz VII zdążył się uchylić. Haki z dołu były równie nieskuteczne, jako, że przeciwnij nie miał szczęki, na której ciosy mogły wylądować.
Spróbował sprowadzenia, ale szkielet widząc to cofnął się nieco. Walka przeniosła się na plac, przed "kfaterom".
Spróbował sprowadzenia, ale szkielet widząc to cofnął się nieco. Walka przeniosła się na plac, przed "kfaterom".
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Po przebudzeniu Roland już w pełni sił ruszył do Karczmy schlać się do nieprzytomności. Po walce definitywnie mu się to należy.
Gdy tylko wszedł do środka to od razu zajął miejsce najbliżej lady. Miało to ułatwić dostawę nowych butelek.
- Karczmarzy!! Dawaj 6 butelek kislewskiej wódy.
-Taak panie.
Gdy rycerz dostał to co chciał postanowił poprostu się najebać
Gdy tylko wszedł do środka to od razu zajął miejsce najbliżej lady. Miało to ułatwić dostawę nowych butelek.
- Karczmarzy!! Dawaj 6 butelek kislewskiej wódy.
-Taak panie.
Gdy rycerz dostał to co chciał postanowił poprostu się najebać
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Venien i pozostali Druchii nie mogli uwierzyć w śmierć swojego kapitana.
- Ja pier**lę jak to wogóle możliwe !? - Wykrzyknął jeden z elfów.
- Dobra teraz ja przejmuję dowodzenie. - Odrzekł Venien.
- Bierzemy jego halabardę i zwijamy się, nie ma co siedzieć w tej dziurze. -
Wydał odpowiednie rozkazy i gwardziści szybko odzyskali broń poległego dowódcy, o której mocy i wartości wiedzieli tylko oni.
Następnie ruszyli do kwatery po swoje rzeczy.
Godzinę później byli gotowi do drogi powrotnej. Nawet zabicie kilkunastu goblinów nie poprawiło im humoru po śmierci dowódcy, który cieszył się wśród nich wielkim szacunkiem.
[Szkoda, że muszę się z wami pożegnać, ale nadal będę śledził z ciekawością Arenę.]
- Ja pier**lę jak to wogóle możliwe !? - Wykrzyknął jeden z elfów.
- Dobra teraz ja przejmuję dowodzenie. - Odrzekł Venien.
- Bierzemy jego halabardę i zwijamy się, nie ma co siedzieć w tej dziurze. -
Wydał odpowiednie rozkazy i gwardziści szybko odzyskali broń poległego dowódcy, o której mocy i wartości wiedzieli tylko oni.
Następnie ruszyli do kwatery po swoje rzeczy.
Godzinę później byli gotowi do drogi powrotnej. Nawet zabicie kilkunastu goblinów nie poprawiło im humoru po śmierci dowódcy, który cieszył się wśród nich wielkim szacunkiem.
[Szkoda, że muszę się z wami pożegnać, ale nadal będę śledził z ciekawością Arenę.]
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand
@Byqu
Bardzo chciałbym powiedzieć, że się wyrobię, ale wypadki chodzą po ludziach. Jak zwykle spróbuję
Bardzo chciałbym powiedzieć, że się wyrobię, ale wypadki chodzą po ludziach. Jak zwykle spróbuję
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Znowu naziole ? Przecierz przed chwilą się wynieśli.nindza77 pisze: ale wypadki chodzą po ludziach.
-
- Wałkarz
- Posty: 53
Burp leżał dłuższy czas na łóżku, miewał się już lepiej, lecz próba wstania zakończyła się niepowodzeniem. Noga nie dała rady utrzymać ciężkiego cielska ogra w pionie. Alfa zdecydował oszczędzić sobie bólu i odpoczywać jak najwięcej, aby wykurować ranę do następnej walki. Kompania dotrzymywała mu towarzystwa w kwaterze. Grali jak zwykle w karty, śmiali się, rozmawiali. Ogry opowiedziały o drugiej walce na arenie i o zamieszaniu wokoło Miecza Kroniki. Tymczasem wpadł na chwilkę Lurtz, zaręcił się po pokoju, po czym wybiegł szukać bójki.
Kolejny ranek przywitał ogry. Dwójka i Trójka zdecydowali wybrać się za mury Czarnej Grani na małe polowanie, zwłaszcza, że pogoda sprzyjała. Orcza strawa była okropna - niemal dorównywała smakiem pieczeni ze smoka, której ogry skosztowały podczas jednej z wypraw. Wkraczając do puszczy nieopodal Czarnej Grani, ogry skradały się najciszej jak tylko umiały. Biorąc pod uwagę ich gabaryty, skradanie się było trudną rzeczą, dlatego hałasowali przy tym niemiłosiernie. Po dwóch godzinach bezowocnego polowania, Dwójka zauważył trójkę dzików za krzakiem. Zwierzęta zajęte były grzebaniem w ziemi poszukując pożywienia i nie zwróciły uwagi na szeleszczące krzaki w pobliżu. Ogry przygotowały muszkiety i wycelowały w stronę zwierzyny. Trójka obrał na cel dzika o ciemnobrunatnej sierści, Dwójka natomiast wybrał osobne cele dla swoich muszkietów, wierząc, że jak zwykle kule przyniosą szybką śmierć. Poddenerwowane ogry spojrzały na siebie i skinęły głowami. Las rozbrzmiał ogromnym hukiem wystrzałów. Ciemnobrunatny dzik padł sztywny, kule trafiły go prosto między oczy. Dwójka chybił, jedna kula trafiła w kupkę liści metr od celu, zaś druga kula ledwo musnęła prawe ucho dzika.
- 1:0 bracie! krzyknął Trójka wyskakując zza krzaków.
Dziki rzuciły się do ucieczki w popłochu. Trójka przełądował muszkiety tak szybko jak tylko potrafił i wycelował w uciekający obiad.
- Wal się! - zdenerwował się Dwójka popychając kompana - Patrz i ucz się, pokaże Ci jak sie strzela! - chrząknął wyciągając przed siebie obie bronie.
Puszcza rozbrzmiała odgłosem wystrzałów po raz drugi. Druga salwa Dwójki okazała się celna i oba uciekające zwierzęta padły z cichym jękiem.
- Ha! 2:1, leżysz i kwiczysz tak jak te dziki ziom! - wesoło zawołał Dwójka i pobiegł w stronę martwej zwierzyny.
Ogry zarzuciły upolowane dziki na plecy i wróciły do twierdzy. Wtargnęły do kwatery rzucając dziki na podłogę. Dwójka zasugerował Szóstce zrobienie obiadu. Ogrom smakowało jak nigdy, jedzenie poprawiło im humor i wieczorem grając w karty śmiali się z rywalizacji na polowaniu. Piątka złamał ząb na nie wyciągniętej kuli.
- To chyba Twoje - chrząknął Piątka rzucając ołowianą kulę w stronę Dwójki.
Jaśniejący księżyc oznaczał późną godzinę, ogry zabrały się do swojej kwatery opuszczając Burpa. Alfa przykrył się kocem i zasnął w mgnieniu oka.
Kolejny ranek przywitał ogry. Dwójka i Trójka zdecydowali wybrać się za mury Czarnej Grani na małe polowanie, zwłaszcza, że pogoda sprzyjała. Orcza strawa była okropna - niemal dorównywała smakiem pieczeni ze smoka, której ogry skosztowały podczas jednej z wypraw. Wkraczając do puszczy nieopodal Czarnej Grani, ogry skradały się najciszej jak tylko umiały. Biorąc pod uwagę ich gabaryty, skradanie się było trudną rzeczą, dlatego hałasowali przy tym niemiłosiernie. Po dwóch godzinach bezowocnego polowania, Dwójka zauważył trójkę dzików za krzakiem. Zwierzęta zajęte były grzebaniem w ziemi poszukując pożywienia i nie zwróciły uwagi na szeleszczące krzaki w pobliżu. Ogry przygotowały muszkiety i wycelowały w stronę zwierzyny. Trójka obrał na cel dzika o ciemnobrunatnej sierści, Dwójka natomiast wybrał osobne cele dla swoich muszkietów, wierząc, że jak zwykle kule przyniosą szybką śmierć. Poddenerwowane ogry spojrzały na siebie i skinęły głowami. Las rozbrzmiał ogromnym hukiem wystrzałów. Ciemnobrunatny dzik padł sztywny, kule trafiły go prosto między oczy. Dwójka chybił, jedna kula trafiła w kupkę liści metr od celu, zaś druga kula ledwo musnęła prawe ucho dzika.
- 1:0 bracie! krzyknął Trójka wyskakując zza krzaków.
Dziki rzuciły się do ucieczki w popłochu. Trójka przełądował muszkiety tak szybko jak tylko potrafił i wycelował w uciekający obiad.
- Wal się! - zdenerwował się Dwójka popychając kompana - Patrz i ucz się, pokaże Ci jak sie strzela! - chrząknął wyciągając przed siebie obie bronie.
Puszcza rozbrzmiała odgłosem wystrzałów po raz drugi. Druga salwa Dwójki okazała się celna i oba uciekające zwierzęta padły z cichym jękiem.
- Ha! 2:1, leżysz i kwiczysz tak jak te dziki ziom! - wesoło zawołał Dwójka i pobiegł w stronę martwej zwierzyny.
Ogry zarzuciły upolowane dziki na plecy i wróciły do twierdzy. Wtargnęły do kwatery rzucając dziki na podłogę. Dwójka zasugerował Szóstce zrobienie obiadu. Ogrom smakowało jak nigdy, jedzenie poprawiło im humor i wieczorem grając w karty śmiali się z rywalizacji na polowaniu. Piątka złamał ząb na nie wyciągniętej kuli.
- To chyba Twoje - chrząknął Piątka rzucając ołowianą kulę w stronę Dwójki.
Jaśniejący księżyc oznaczał późną godzinę, ogry zabrały się do swojej kwatery opuszczając Burpa. Alfa przykrył się kocem i zasnął w mgnieniu oka.
Wampir uśmiechnął się. Myślał raczej o wgryzieniu się w szyję elfki ,ale nadgarstek powienien wystarczyć. Delikatnie uchwycił nadgarstek i wzgryzł się do żył. Krew była słodka ,przypominała mu coś, coś odległego, mieszała sie z jego starożytną krwią Strigoi. Martin czuł wzrastającą w nim siłę i zarazem wściekłość. Oczy zapłonęły blaskiem żądnym krwi. Wiedział ,że musi przestać. Nie mógł zabić uczestnika areny. Z niewyobrażalnym dla śmiertelnika trudem oderwał się wypełniony elfią energią. Po dłoni elfki spływały dwie stróżki krwi, Martin pochwycił dłoń i sprawnymi ruchami opatrzył ranę.
-Dziękuje, jest twój - wyszeptał i wbił miecz w ziemię. Czerwone wargi rozwarły się w uśmiechu odsłaniając kły, które na oczach pięknej elfki zaczęły się wydłużać. Ciałem wampira wstrząsnęły dreszcze ręce zmieniały się w potężne pokryte sierścią łapy zakończone wielkimi zabójczo ostrymi pazurami. Martin był wielkości ogra ,kiedy ryknął triumfalnie i ruszył pędem w stronę miasta. Zostawiając elfkę samą. Dzisiaj będzie polował, spłacał długi orkom. Dzisiaj w Czarnej Grani po raz pierwszy pojawi się włochate bydle. Nim dotarł do miasta mroczny elf zginął ,a do jego walki pozostało dużo czasu. Martin nie tracił czasu , rzucił się w tłum orków rozszarpując ich na strzępy i żywiąc się krwią poległych. Na swoją walkę wkroczył cały pokryty gruba warstwą krwi i resztek orków. Esencja życiowa elfki pozwoliła mu uwolnić i kontrolować naturę Strigoi. Wampir wiedział ,że to sie jedyny efekt krwawego rytuału. Od teraz ją i elfkę łączyła pewna niezrozumiała więź.
-Dziękuje, jest twój - wyszeptał i wbił miecz w ziemię. Czerwone wargi rozwarły się w uśmiechu odsłaniając kły, które na oczach pięknej elfki zaczęły się wydłużać. Ciałem wampira wstrząsnęły dreszcze ręce zmieniały się w potężne pokryte sierścią łapy zakończone wielkimi zabójczo ostrymi pazurami. Martin był wielkości ogra ,kiedy ryknął triumfalnie i ruszył pędem w stronę miasta. Zostawiając elfkę samą. Dzisiaj będzie polował, spłacał długi orkom. Dzisiaj w Czarnej Grani po raz pierwszy pojawi się włochate bydle. Nim dotarł do miasta mroczny elf zginął ,a do jego walki pozostało dużo czasu. Martin nie tracił czasu , rzucił się w tłum orków rozszarpując ich na strzępy i żywiąc się krwią poległych. Na swoją walkę wkroczył cały pokryty gruba warstwą krwi i resztek orków. Esencja życiowa elfki pozwoliła mu uwolnić i kontrolować naturę Strigoi. Wampir wiedział ,że to sie jedyny efekt krwawego rytuału. Od teraz ją i elfkę łączyła pewna niezrozumiała więź.