Arena nr 32 - Czarna Grań
Re: Arena nr 32 - Czarna Grań
Ku**a, no nie.... Co arenę to samo...
Szykuję postać na następną arenę, ale po co się wysilać z historią, gdy dostaję KB na dzień dobry.
Szykuję postać na następną arenę, ale po co się wysilać z historią, gdy dostaję KB na dzień dobry.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[No dobra, fazę eliminacji uważam za zamkniętą. Nadchodzi faza druga, a wraz z nią nowa atrakcja, o której dowiecie się po rozlosowaniu kolejnych par zawodników .
@ Byqu: No wiesz, akurat orki i lizaki mają chyba najmniejszą skuteczność w wygrywaniu aren i w ogóle walk. Może powinieneś grać WoChem, DE albo ogrem, oni chyba najczęściej dochodzą do finału .]
@ Byqu: No wiesz, akurat orki i lizaki mają chyba najmniejszą skuteczność w wygrywaniu aren i w ogóle walk. Może powinieneś grać WoChem, DE albo ogrem, oni chyba najczęściej dochodzą do finału .]
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
-No to co panowie, pijemy !- Ryknął Willard wznosząc kufel ku górze.
- Zdrowie!- Odkrzyknęli Ron i Samuel.
Do końca wieczora towarzysze podróży pili i obżerali się przy wojskowych piosnkach i sprośnych dowcipach ciesząc się z zwycięstwa przyjaciela.
Rano Willard obudził się z kacem, którego rozmiary przerastały pojęcie śmiertelnej istoty. Sturlał się z łóżka i obmył twarz w misce wody, po czym usiadł na pryczy. Sięgnął po ostrze które wczoraj tak świetnie się spisało i zaczął je pieczołowicie czyścić wiedząc, że niedługo pozna swojego nowego przeciwnika. Na swoją pierwszą walkę był gotowy, ale poszło łatwo... Za łatwo. Wiedział, że tym razem los nie okaże mu łaski...
[Klafuti za dużo kill billa ]
[PS: BOOM HEADSHOT! ]
- Zdrowie!- Odkrzyknęli Ron i Samuel.
Do końca wieczora towarzysze podróży pili i obżerali się przy wojskowych piosnkach i sprośnych dowcipach ciesząc się z zwycięstwa przyjaciela.
Rano Willard obudził się z kacem, którego rozmiary przerastały pojęcie śmiertelnej istoty. Sturlał się z łóżka i obmył twarz w misce wody, po czym usiadł na pryczy. Sięgnął po ostrze które wczoraj tak świetnie się spisało i zaczął je pieczołowicie czyścić wiedząc, że niedługo pozna swojego nowego przeciwnika. Na swoją pierwszą walkę był gotowy, ale poszło łatwo... Za łatwo. Wiedział, że tym razem los nie okaże mu łaski...
[Klafuti za dużo kill billa ]
[PS: BOOM HEADSHOT! ]
Pierwsza runda walk na arenie została zakończona. Do wiszącej nieopodal wejścia na arenę tablicy z listą walczących par przytwierdzono nową, na której zielonoskórzy nabazgrali listę śmiałków walczących w drugiej rundzie.
Koślawe napisy układały się w następującą treść:
To je tera nowa lizda! Prać siem bendom:
Bitka dziwionta: kościak bez szczeny i ludź z pirońsko łostrym miczem
Bitka dziezionta: wielgachny spaślak i wonsaty ludź ze skrzydłami
Bitka jedynasta: szybki wompirz i gupi gobas z kulom na łańcuchu
Bitka dwanasta: włochaty bydlak i buyżdżondzy blachamy ludź
Możeta siem zakładać.
Oprócz orkowych gryzmołów, na tablicy umieszczono również rysunki, z grubsza przedstawiające poszczególnych wojowników, by niepiśmienna (czyli większa) część publiczności mogła również zapoznać się z programem.
Tuż po ogłoszeniu nowej listy wokół areny zaczęła gromadzić się publika, by dowiedzieć się, kto z kim się zmierzy, a także by przedyskutować przypuszczalny przebieg walk, co oczywiście, jak to bywa u orków, musiało doprowadzić do animozji.
[Teraz przybliżę wam nowy, wspomniany nieco wcześniej, element rozgrywki. Pozwala on na posługiwanie się Kroniką na następujących zasadach:
- Kronika jest bardzo wysokiej jakości bronią wielką.
- Jeśli postać ma możliwość posługiwania się bronią inną niż predefiniowana, może wybrać Kronikę zamiast swojej zwykłej broni, jednak fakt ten należy uwzględnić w poście przed walką, inaczej postać będzie korzystać ze standardowego zestawu uzbrojenia.
- Kronika daje również dostęp do Księgi Tajemnic, gracz może z niej skorzystać zastępując dowolny przedmiot w ekwipunku. O tym również należy napisać stosowną informację podczas odgrywania postaci.
- Jeśli właściciel ma przy sobie Kronikę i zostanie pokonany, automatycznie otrzymuje ja zwycięzca. W przeciwnym razie musicie odgrywać swoje postacie na tyle przekonująco, by przejąć miecz.
W chwili obecnej Kronikę posiada Jan, jako swoistą nagrodę za aktywne odgrywanie postaci.
Powodzenia. ]
Koślawe napisy układały się w następującą treść:
To je tera nowa lizda! Prać siem bendom:
Bitka dziwionta: kościak bez szczeny i ludź z pirońsko łostrym miczem
Bitka dziezionta: wielgachny spaślak i wonsaty ludź ze skrzydłami
Bitka jedynasta: szybki wompirz i gupi gobas z kulom na łańcuchu
Bitka dwanasta: włochaty bydlak i buyżdżondzy blachamy ludź
Możeta siem zakładać.
Oprócz orkowych gryzmołów, na tablicy umieszczono również rysunki, z grubsza przedstawiające poszczególnych wojowników, by niepiśmienna (czyli większa) część publiczności mogła również zapoznać się z programem.
Tuż po ogłoszeniu nowej listy wokół areny zaczęła gromadzić się publika, by dowiedzieć się, kto z kim się zmierzy, a także by przedyskutować przypuszczalny przebieg walk, co oczywiście, jak to bywa u orków, musiało doprowadzić do animozji.
[Teraz przybliżę wam nowy, wspomniany nieco wcześniej, element rozgrywki. Pozwala on na posługiwanie się Kroniką na następujących zasadach:
- Kronika jest bardzo wysokiej jakości bronią wielką.
- Jeśli postać ma możliwość posługiwania się bronią inną niż predefiniowana, może wybrać Kronikę zamiast swojej zwykłej broni, jednak fakt ten należy uwzględnić w poście przed walką, inaczej postać będzie korzystać ze standardowego zestawu uzbrojenia.
- Kronika daje również dostęp do Księgi Tajemnic, gracz może z niej skorzystać zastępując dowolny przedmiot w ekwipunku. O tym również należy napisać stosowną informację podczas odgrywania postaci.
- Jeśli właściciel ma przy sobie Kronikę i zostanie pokonany, automatycznie otrzymuje ja zwycięzca. W przeciwnym razie musicie odgrywać swoje postacie na tyle przekonująco, by przejąć miecz.
W chwili obecnej Kronikę posiada Jan, jako swoistą nagrodę za aktywne odgrywanie postaci.
Powodzenia. ]
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[To dalej przechodzą: Willard, Wampiry i Ogr, .....błeee, oby nie bo będzie powtórka finału wampir vs wampir czas skończyć z ohydnym PG na Arenach ]
- Brawo Willard ! Zdechł sobaczy syn zanim się obejrzał. Teraz możemy pić w spokoju, Kislevska Strzemiennaja 114% dla wszystkich ludzi i eee... dobra ogrów w mojej kwaterze wieczorem ! Hajda, za zwycięstwo !
Potem przebili się w stronę tablicy walk. Jan zasłonił ręką oczy od uciążliwych promieni słońca by dokładnie przeczytać. Stefan wskazał na rysunki.
- To, to chyba bałwan walczy z ...gęsią ? Tak, a może łabędź (ale zaraz co to łabędź? ) aaa orzeł aaa pan pułkownik... heh.
- No, niee ogr ! Jak mam taką górę sadła zaszlachtować ?!
Całe popołudnie przy suszonej wołowinie układali zarówno głupie jak i skuteczne (w ich mniemaniu) taktyki i sposoby treningu pod walkę z nieustraszonym ogrem. Tak się na tym skupili, że gdy nastała ciepła noc zaskoczył ich pierwszy gość...
- Kislevski pułkownik przypomniał sobie co powiedział w napływie ogólnego podniecenia wygraną Willarda.
- No cóż, jestem szlachcicem a Слово было сказано, кобыла на заборе. - burknął otwierając beczułkę Kroniką...
- Brawo Willard ! Zdechł sobaczy syn zanim się obejrzał. Teraz możemy pić w spokoju, Kislevska Strzemiennaja 114% dla wszystkich ludzi i eee... dobra ogrów w mojej kwaterze wieczorem ! Hajda, za zwycięstwo !
Potem przebili się w stronę tablicy walk. Jan zasłonił ręką oczy od uciążliwych promieni słońca by dokładnie przeczytać. Stefan wskazał na rysunki.
- To, to chyba bałwan walczy z ...gęsią ? Tak, a może łabędź (ale zaraz co to łabędź? ) aaa orzeł aaa pan pułkownik... heh.
- No, niee ogr ! Jak mam taką górę sadła zaszlachtować ?!
Całe popołudnie przy suszonej wołowinie układali zarówno głupie jak i skuteczne (w ich mniemaniu) taktyki i sposoby treningu pod walkę z nieustraszonym ogrem. Tak się na tym skupili, że gdy nastała ciepła noc zaskoczył ich pierwszy gość...
- Kislevski pułkownik przypomniał sobie co powiedział w napływie ogólnego podniecenia wygraną Willarda.
- No cóż, jestem szlachcicem a Слово было сказано, кобыла на заборе. - burknął otwierając beczułkę Kroniką...
Roland wszedł do środka pewnym krokiem. Lecz tym razem nie miał na sobie pełnej zbroi. Ubrany był w typowo bretoński szlachecki strój.
Przywitał się ze wszystkimi. Pierwszą rzeczą, która przykuła jego uwagę była beczka z jakimś trunkiem nieznanym dotąd Rycerzowi.
- Ile to ma %?
- 114%
- Qu'est-ce que c'est?
- Pij! Co cie nie zabije, to cie wzmocni.
- Albo na stałe okaleczy. Odparł Roland....
Przywitał się ze wszystkimi. Pierwszą rzeczą, która przykuła jego uwagę była beczka z jakimś trunkiem nieznanym dotąd Rycerzowi.
- Ile to ma %?
- 114%
- Qu'est-ce que c'est?
- Pij! Co cie nie zabije, to cie wzmocni.
- Albo na stałe okaleczy. Odparł Roland....
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Pozwólcie, że zrobię uściślenie : w obu przypadkach chodzi tu rzecz jasna o sytuację, w której właściciel Kroniki zostaje pokonany. Jeśli przeżywa, to ma ją dalej.Klafuti pisze:- Jeśli właściciel ma przy sobie Kronikę i zostanie pokonany, automatycznie otrzymuje ja zwycięzca. W przeciwnym razie musicie odgrywać swoje postacie na tyle przekonująco, by przejąć miecz.
Mówię to choćby po to, żebyście nie próbowali sobie jej nawzajem podprowadzać, bo doszłoby do sterowania cudzymi postaciami.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[Phi i kij ci było po niej. Ja mam swoją katane hatoriego i nakur*iam KB jak chce ]
No dobra, widzę, że zaczęły się marudzenia. Liczyłem, że Willard i VII coś zrobią przed walką, ale widać nie ma co zwlekać. Mam w zasadzie już ułożoną koncepcję kolejnej walki, więc na dniach powinienem wysłać kolejny odcinek. Cierpliwości proszę.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[no widzisz klaufuti a ja chciałem sypnąć grochem jak już będzie po całości, taka nam kooperacja wyszła ]
Bitka dziwionta: kościak bez szczeny i ludź z pirońsko łostrym miczem*
*Walka nr 9: VII, upiorny król vs Willard Zimmer, Kapitan Imperium
Już przeszło miesiąc minął, odkąd zielonoskórzy z Czarnej Grani zorganizowali arenę. Jakiś czas temu udało się zakończyć pierwszą fazę walk i teraz publiczność oczekiwała na drugą rundę. W końcu herszta Gorfanga doszły słuchy, że niektórzy narzekają na opóźnienia w prowadzeniu areny. Swoją drogą, wódz również chciał od dłuższego czasu zorganizować następną „bitkem”, jednak do tego potrzebni byli dwaj śmiałkowie wymienieni na tablicy z listą walk, wywieszoną na arenie.
O ile człowiek, który zasłynął błyskawicznym rozprawieniem się z orkiem pojawiał się to tu, to tam, tak upiorny król, zwany VII gdzieś wsiąkł.
Po długich poszukiwaniach gobliny (nadzorowane przez czarnego orka, by nie uciekły na widok szkieleta) odnalazły VII pod grubą warstwą kurzu, w kącie jego lokum. Wyglądało na to, że starożytny wojownik nie ruszał się stamtąd od bardzo dawna; jego zbroja pokryła się rdzą jeszcze bardziej, dzięki czemu pokryła się dodatkowo zieloną warstewką glonów, dla których chropowata powierzchnia okazała się idealna. Bez zbytniego ociągania gobliny wrzuciły VII na taczkę, okazało się bowiem, że z powodu rdzy szkielet nie mógł się poruszać. Dlatego też trzeba było najpierw zakupić od jednego z szamanów nieco grzybowego odrdzewiacza, przywracając VII możliwość ruchu. Po tych zabiegach upiorny król wyskrobał na swej tabliczce niezwykle wylewne „dziękuję” po czym udał się na arenę hałasując niemożebnie.
Tymczasem Willard siedział w knajpie nieopodal brudnego okna, w które gapił się bez przekonania, bezwiednie kręcąc kulkę z nosa. Jego towarzysze przysnęli. Pod sufitem brzęczała samotna mucha, krążąca wokół zadymionej lampki łojowej.
W pewnym momencie otworzyły się drzwi wejściowe i do Willarda podszedł goblin, by poinformować najemnika o mającej zaraz rozpocząć się walce.
- Ach, no tak... arena... – mruknął Willard, westchnął i dokończył swoje pozbawione już gazu piwo. – No dobra, idę – powiedział do kolegów.
- Mhm... – bąknął czarodziej. Skundlony elf nic nie odpowiedział. Willard tylko wzruszył ramionami i poszedł za goblinem w kierunku gmachu areny.
Obaj wojownicy weszli na arenę mniej więcej w tej samej chwili i zajęli wyznaczone miejsca. Rozległ się gong (sądząc po odgłosie herszt rzucił resztkami z obiadu) i walka rozpoczęła się.
W swojej długiej karierze Willard nie raz walczył z ożywieńcami i wiedział, że najlepiej sprawdza się taktyka polegająca na wywarciu silnej presji, by przeciwnik się rozsypał. Willard podbiegł kilka kroków, jednak odległość okazała się zbyt duża, a może to widok strasznego wroga zdeprymował najemnika. Jednak gdy zachęcony nieudaną szarżą Willarda VII ruszył naprzód, mężczyzna, nieoczekiwanie skoczył naprzód.
Być może jakiś nowicjusz dałby się nabrać na ten klasyczny manewr, ale VII był prawdziwym weteranem, wziął zatem pod uwagę również taką okoliczność i intuicyjnie uderzył toporem, zanim Willard zorientował się, że padł ofiarą własnego podstępu.
Posępny, czarny topór z nieubłaganą determinacją opadł na bark najemnika i straszliwy łoskot rozległ się, gdy blachy naramiennika stanęły na sztorc. Pancerz jednak wytrzymał i ostrze zsunęło się, zgrzytając po napierśniku. Willard akurat sam spróbował ciąć poziomo, ale upiorny król zapobiegawczo odepchnął przeciwnika tarczą w bok tak, że jego cios ledwie zahaczył o zardzewiałą zbroję, podczas gdy VII zwinnie ustawił się przodem do wroga.
Mimo, że Willard z pewnością nie należał do osób tchórzliwych, co więcej spędził w towarzystwie ożywieńców dość długi czas, poczuł, jak na widok nacierającego z ponurą determinacją VII ogarnia go niepokój. Ruchy człowieka stały się niezdarne i gdy oba jego ciosy chybiły celu, był zmuszony zacząć się cofać.
Widząc, że strach ogarnia przeciwnika, VII postanowił czym prędzej zakończyć walkę i zdobyć sobie nową szczękę, którą mógłby później namiętnie kłapać, bo o wydaniu jakiegoś innego głosu wciąż mógłby pomarzyć.
Upiorny król już wznosił swój topór pod stalowe niebo, gdy Willard opanował narastający strach: wszak przyjechał tu nadstawiać karku, by odegrać się za Begroga, nie mógł dać się załatwić już w drugiej walce. Szybko niczym błyskawica rzucił się po skosie w prawo, unikając ostrza, które właśnie ze świstem przecięło powietrze w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się głowa najemnika. Nim VII zdołał się obrócić, Willard pchnął w bok, przebijając zardzewiałe blachy. Miecz utknął jednak i wojownicy zaczęli się szamotać, kręcąc się w kółko. Wywijając toporem, VII usiłował trafić Willarda, ten jednak pozostawał poza zasięgiem, kurczowo trzymając się rękojeści. Wtem sparciałe rzemienie pękły i zbroja szkieletowego wojownika spadłaby na ziemię, gdyby nie to, że Willard podtrzymywał ją na swej katanie. Czując nagły ciężar, najemnik zdecydował się na desperacki krok: puścił broń i chwycił wroga za nadgarstek ręki dzierżącej topór. Zbroja wraz z tkwiącym w niej mieczem spadła na ziemię czyniąc ogromny hałas. Wojownicy siłowali się przez chwilę, aż VII przyciągnął rękę Willarda w zasięg swej górnej szczęki, usiłując go ugryźć. Cokolwiek zaskoczony Willard tylko przyglądał się, jak zęby napierają na zaciśnięte kurczowo wokół nadgarstka palce coraz mocniej i mocniej. Adrenalina szumiała mu w uszach, nie czuł więc bólu, wiedział też, że nie wytrzyma tak zbyt długo.
Natomiast VII zdawał sobie sprawę, że gdy tylko uwolni rękę zwycięstwo będzie jego: broń jego przeciwnika leżała bezużyteczna, zaklinowana w żelastwie, dobicie bezbronnego byłoby już tylko formalnością...
Tak więc przepełniony entuzjazmem VII (o ile można mówić w jego przypadku o uczuciach, choć to co zrobił wyglądało bardzo entuzjastycznie) zamaszystym ruchem odchylił głowę w tył i pierdyknął z całej Willarda z całej siły po paluchach. Tak mocno, że aż odleciała mu czacha. Widząc co się stało, najemnik przerzucił przeciwnika przez ramię, chwycił jedną ręką za mostek, drugą za kość ogonową, uniósł szkielet w górę i złamał na kolanie jak zeschłą gałąź, definitywnie kończąc walkę.
Dla pewności Willard poskakał jeszcze przez chwilę po kupce kurzu, kości i złomu, w którą zamienił się VII, co orkowie uznali za przejaw dobrego gustu, wszak Grimgor Żelazoskóry (może nie tak potężny jak Gorfang) również „skakał z góry na dół po ich szczontkach”. Następnie Willard zajął się wyciąganiem zaklinowanej w zardzewiałej blasze katany. Gdy już się z tym uporał, poszedł do karczmy świętować zwycięstwo.
*Walka nr 9: VII, upiorny król vs Willard Zimmer, Kapitan Imperium
Już przeszło miesiąc minął, odkąd zielonoskórzy z Czarnej Grani zorganizowali arenę. Jakiś czas temu udało się zakończyć pierwszą fazę walk i teraz publiczność oczekiwała na drugą rundę. W końcu herszta Gorfanga doszły słuchy, że niektórzy narzekają na opóźnienia w prowadzeniu areny. Swoją drogą, wódz również chciał od dłuższego czasu zorganizować następną „bitkem”, jednak do tego potrzebni byli dwaj śmiałkowie wymienieni na tablicy z listą walk, wywieszoną na arenie.
O ile człowiek, który zasłynął błyskawicznym rozprawieniem się z orkiem pojawiał się to tu, to tam, tak upiorny król, zwany VII gdzieś wsiąkł.
Po długich poszukiwaniach gobliny (nadzorowane przez czarnego orka, by nie uciekły na widok szkieleta) odnalazły VII pod grubą warstwą kurzu, w kącie jego lokum. Wyglądało na to, że starożytny wojownik nie ruszał się stamtąd od bardzo dawna; jego zbroja pokryła się rdzą jeszcze bardziej, dzięki czemu pokryła się dodatkowo zieloną warstewką glonów, dla których chropowata powierzchnia okazała się idealna. Bez zbytniego ociągania gobliny wrzuciły VII na taczkę, okazało się bowiem, że z powodu rdzy szkielet nie mógł się poruszać. Dlatego też trzeba było najpierw zakupić od jednego z szamanów nieco grzybowego odrdzewiacza, przywracając VII możliwość ruchu. Po tych zabiegach upiorny król wyskrobał na swej tabliczce niezwykle wylewne „dziękuję” po czym udał się na arenę hałasując niemożebnie.
Tymczasem Willard siedział w knajpie nieopodal brudnego okna, w które gapił się bez przekonania, bezwiednie kręcąc kulkę z nosa. Jego towarzysze przysnęli. Pod sufitem brzęczała samotna mucha, krążąca wokół zadymionej lampki łojowej.
W pewnym momencie otworzyły się drzwi wejściowe i do Willarda podszedł goblin, by poinformować najemnika o mającej zaraz rozpocząć się walce.
- Ach, no tak... arena... – mruknął Willard, westchnął i dokończył swoje pozbawione już gazu piwo. – No dobra, idę – powiedział do kolegów.
- Mhm... – bąknął czarodziej. Skundlony elf nic nie odpowiedział. Willard tylko wzruszył ramionami i poszedł za goblinem w kierunku gmachu areny.
Obaj wojownicy weszli na arenę mniej więcej w tej samej chwili i zajęli wyznaczone miejsca. Rozległ się gong (sądząc po odgłosie herszt rzucił resztkami z obiadu) i walka rozpoczęła się.
W swojej długiej karierze Willard nie raz walczył z ożywieńcami i wiedział, że najlepiej sprawdza się taktyka polegająca na wywarciu silnej presji, by przeciwnik się rozsypał. Willard podbiegł kilka kroków, jednak odległość okazała się zbyt duża, a może to widok strasznego wroga zdeprymował najemnika. Jednak gdy zachęcony nieudaną szarżą Willarda VII ruszył naprzód, mężczyzna, nieoczekiwanie skoczył naprzód.
Być może jakiś nowicjusz dałby się nabrać na ten klasyczny manewr, ale VII był prawdziwym weteranem, wziął zatem pod uwagę również taką okoliczność i intuicyjnie uderzył toporem, zanim Willard zorientował się, że padł ofiarą własnego podstępu.
Posępny, czarny topór z nieubłaganą determinacją opadł na bark najemnika i straszliwy łoskot rozległ się, gdy blachy naramiennika stanęły na sztorc. Pancerz jednak wytrzymał i ostrze zsunęło się, zgrzytając po napierśniku. Willard akurat sam spróbował ciąć poziomo, ale upiorny król zapobiegawczo odepchnął przeciwnika tarczą w bok tak, że jego cios ledwie zahaczył o zardzewiałą zbroję, podczas gdy VII zwinnie ustawił się przodem do wroga.
Mimo, że Willard z pewnością nie należał do osób tchórzliwych, co więcej spędził w towarzystwie ożywieńców dość długi czas, poczuł, jak na widok nacierającego z ponurą determinacją VII ogarnia go niepokój. Ruchy człowieka stały się niezdarne i gdy oba jego ciosy chybiły celu, był zmuszony zacząć się cofać.
Widząc, że strach ogarnia przeciwnika, VII postanowił czym prędzej zakończyć walkę i zdobyć sobie nową szczękę, którą mógłby później namiętnie kłapać, bo o wydaniu jakiegoś innego głosu wciąż mógłby pomarzyć.
Upiorny król już wznosił swój topór pod stalowe niebo, gdy Willard opanował narastający strach: wszak przyjechał tu nadstawiać karku, by odegrać się za Begroga, nie mógł dać się załatwić już w drugiej walce. Szybko niczym błyskawica rzucił się po skosie w prawo, unikając ostrza, które właśnie ze świstem przecięło powietrze w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się głowa najemnika. Nim VII zdołał się obrócić, Willard pchnął w bok, przebijając zardzewiałe blachy. Miecz utknął jednak i wojownicy zaczęli się szamotać, kręcąc się w kółko. Wywijając toporem, VII usiłował trafić Willarda, ten jednak pozostawał poza zasięgiem, kurczowo trzymając się rękojeści. Wtem sparciałe rzemienie pękły i zbroja szkieletowego wojownika spadłaby na ziemię, gdyby nie to, że Willard podtrzymywał ją na swej katanie. Czując nagły ciężar, najemnik zdecydował się na desperacki krok: puścił broń i chwycił wroga za nadgarstek ręki dzierżącej topór. Zbroja wraz z tkwiącym w niej mieczem spadła na ziemię czyniąc ogromny hałas. Wojownicy siłowali się przez chwilę, aż VII przyciągnął rękę Willarda w zasięg swej górnej szczęki, usiłując go ugryźć. Cokolwiek zaskoczony Willard tylko przyglądał się, jak zęby napierają na zaciśnięte kurczowo wokół nadgarstka palce coraz mocniej i mocniej. Adrenalina szumiała mu w uszach, nie czuł więc bólu, wiedział też, że nie wytrzyma tak zbyt długo.
Natomiast VII zdawał sobie sprawę, że gdy tylko uwolni rękę zwycięstwo będzie jego: broń jego przeciwnika leżała bezużyteczna, zaklinowana w żelastwie, dobicie bezbronnego byłoby już tylko formalnością...
Tak więc przepełniony entuzjazmem VII (o ile można mówić w jego przypadku o uczuciach, choć to co zrobił wyglądało bardzo entuzjastycznie) zamaszystym ruchem odchylił głowę w tył i pierdyknął z całej Willarda z całej siły po paluchach. Tak mocno, że aż odleciała mu czacha. Widząc co się stało, najemnik przerzucił przeciwnika przez ramię, chwycił jedną ręką za mostek, drugą za kość ogonową, uniósł szkielet w górę i złamał na kolanie jak zeschłą gałąź, definitywnie kończąc walkę.
Dla pewności Willard poskakał jeszcze przez chwilę po kupce kurzu, kości i złomu, w którą zamienił się VII, co orkowie uznali za przejaw dobrego gustu, wszak Grimgor Żelazoskóry (może nie tak potężny jak Gorfang) również „skakał z góry na dół po ich szczontkach”. Następnie Willard zajął się wyciąganiem zaklinowanej w zardzewiałej blasze katany. Gdy już się z tym uporał, poszedł do karczmy świętować zwycięstwo.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Już po drodze do karczmy Willard napotkał się z pomrukami aprobaty u orków po tym jak definitywnie i w jakże efektowny sposób zamienił byłego przeciwnika w stertę gruzu. Zielonoskórzy odprowadzali go wzorkiem i kiwali głowami z szacunku, albo raczej jak to ma miejsce w wypadku tej rasy ze strachu.
W karczmie czekali na niego niego Ron i Samuel, którzy już ewidentnie zaczęli bez niego co łatwo było spostrzec dzięki pustym kuflom, typowemu dla samuelowej miękkiej głowy bełkotliwego tonu, oraz filozoficznych wstawek pół elfa. Usiadł przyjął gratulacje po czym po chwili kalkulacji zauważył, że to już 6 kolejka. No co jak co ale chłopcy to mają tępo- pomyślał.
Z zamyślenia wyrwało Reiklandczyka nagły jak dla niego cios pięścią w ramię.
-No to jak pochwalisz się czy nie?- Zagadnął go z zniecierpliwieniem mieszaniec.
-Ale, co, kto, gdzie, jak, kiedy, po co, za ile?- Wybełkotał wytrącony z równowagi łapiąc się krawędzi stołu by nie zlecieć.- po jego minie zorientował się o co chodzi- Przepraszam zamyśliłem się.
- Sigmarze chroń nas przed takimi myślicielami.- Parsknął czarodziej po czym opróżnił kolejny kufel.- Chodzi o to byś opowiedział swoją walkę, bo do cholery gówno widzieliśmy. Jakieś dwa trolle siadły przed nami i tyle było widać walki co u mnie piwa w szklanicy- mówiąc to podsunął chwiejnym ruchem pusty kufel pod twarz Willarda tak, że ten nie widział już nic poza brudnym, ale faktycznie pustym szkłem.
Gdy dowódca trzyosobowej kompani zorientował się w jakiej jest sytuacji pociągnął grubo z kufla, chrząknął znacząco i zaczął spokojnym tonem opowiadać swoją walkę z nieumarłym. Po dłuższej wersji w której delikatnie podkolorowane opisy trzymały w napięciu słuchaczy wszyscy już byli mocno pijani za wyjątkiem maga. Ten już leżał grzecznie na piętrze śpiąc ssąc kciuk jak to miał w zwyczaju gdy liczba wypitych piw zaczynała być dwucyfrowa.
Willard po chwili przypomniał sobie, że podczas walki jego miecz został zakleszczony pomiędzy płytami pancerza. Wiedział z doświadczenia, że ostrzu nie służy gdy znajduje się w takiej sytuacji a potem się po nim skacze. Z lekkim lękiem wyjął swą katanę po czym dokładnie ją obejrzał z obu stron. Wyglądała na nienaruszoną. Dla pewności zamachnął się i przyklęku ściął wszystkie nogi taboretu Samuela, gdyż wiedział, że mag nieprędko go użyje. Po sprawdzeniu właściwości miecza schował go starannie i usiadł z niemałą ulgą na swoim zydlu.
W karczmie siedział i pił piwo z Ronem żartując, śpiewając jeszcze długo, jednakże gdy liczba browarów zaczynała przekraczać liczbę którą byliby by wstanie policzyć na placach u rąk i nóg chwiejnym krokiem zatoczyli się do swoich kwater, padli plackiem na prycze i zasnęli snem niemowlęcia.
[http://www.youtube.com/watch?v=a9_m_iaCdTc ]
W karczmie czekali na niego niego Ron i Samuel, którzy już ewidentnie zaczęli bez niego co łatwo było spostrzec dzięki pustym kuflom, typowemu dla samuelowej miękkiej głowy bełkotliwego tonu, oraz filozoficznych wstawek pół elfa. Usiadł przyjął gratulacje po czym po chwili kalkulacji zauważył, że to już 6 kolejka. No co jak co ale chłopcy to mają tępo- pomyślał.
Z zamyślenia wyrwało Reiklandczyka nagły jak dla niego cios pięścią w ramię.
-No to jak pochwalisz się czy nie?- Zagadnął go z zniecierpliwieniem mieszaniec.
-Ale, co, kto, gdzie, jak, kiedy, po co, za ile?- Wybełkotał wytrącony z równowagi łapiąc się krawędzi stołu by nie zlecieć.- po jego minie zorientował się o co chodzi- Przepraszam zamyśliłem się.
- Sigmarze chroń nas przed takimi myślicielami.- Parsknął czarodziej po czym opróżnił kolejny kufel.- Chodzi o to byś opowiedział swoją walkę, bo do cholery gówno widzieliśmy. Jakieś dwa trolle siadły przed nami i tyle było widać walki co u mnie piwa w szklanicy- mówiąc to podsunął chwiejnym ruchem pusty kufel pod twarz Willarda tak, że ten nie widział już nic poza brudnym, ale faktycznie pustym szkłem.
Gdy dowódca trzyosobowej kompani zorientował się w jakiej jest sytuacji pociągnął grubo z kufla, chrząknął znacząco i zaczął spokojnym tonem opowiadać swoją walkę z nieumarłym. Po dłuższej wersji w której delikatnie podkolorowane opisy trzymały w napięciu słuchaczy wszyscy już byli mocno pijani za wyjątkiem maga. Ten już leżał grzecznie na piętrze śpiąc ssąc kciuk jak to miał w zwyczaju gdy liczba wypitych piw zaczynała być dwucyfrowa.
Willard po chwili przypomniał sobie, że podczas walki jego miecz został zakleszczony pomiędzy płytami pancerza. Wiedział z doświadczenia, że ostrzu nie służy gdy znajduje się w takiej sytuacji a potem się po nim skacze. Z lekkim lękiem wyjął swą katanę po czym dokładnie ją obejrzał z obu stron. Wyglądała na nienaruszoną. Dla pewności zamachnął się i przyklęku ściął wszystkie nogi taboretu Samuela, gdyż wiedział, że mag nieprędko go użyje. Po sprawdzeniu właściwości miecza schował go starannie i usiadł z niemałą ulgą na swoim zydlu.
W karczmie siedział i pił piwo z Ronem żartując, śpiewając jeszcze długo, jednakże gdy liczba browarów zaczynała przekraczać liczbę którą byliby by wstanie policzyć na placach u rąk i nóg chwiejnym krokiem zatoczyli się do swoich kwater, padli plackiem na prycze i zasnęli snem niemowlęcia.
[http://www.youtube.com/watch?v=a9_m_iaCdTc ]
Rolanda nie było na walce Willarda. Ten czas spędził na leczeniu kaca po wódzie kislevitów.
Około 18ej, 2a dni po libacji Roland wstał z nadal bolącą głową.
- Kurwa... nigdy więcej takiej wódy...
Zwlekł się z pryczy i ruszył w stronę areny, żeby zobaczyć z kim przyjdzie mu się zmierzyć.
- Wygląda na to, że bede walczył z tym wampirem, który zamienia się w wielkiego wilkolaka...
Wampir i wilkołak w jednym hmmm... Coś tu jest nie tak. Zabijałem już wiele stworzeń z obu gatunków ale nigdy nie spotkałem się z tym, żeby oba były zmieszane.
Tak czy siak zabiję poczwarę w imię Najświętszej Panienki. Światło Zwycięży Mrok!!!
Po tych słowach rycerz ruszył w góry by w spokoju potrenować i pomodlić się do swojej bogini.
Około 18ej, 2a dni po libacji Roland wstał z nadal bolącą głową.
- Kurwa... nigdy więcej takiej wódy...
Zwlekł się z pryczy i ruszył w stronę areny, żeby zobaczyć z kim przyjdzie mu się zmierzyć.
- Wygląda na to, że bede walczył z tym wampirem, który zamienia się w wielkiego wilkolaka...
Wampir i wilkołak w jednym hmmm... Coś tu jest nie tak. Zabijałem już wiele stworzeń z obu gatunków ale nigdy nie spotkałem się z tym, żeby oba były zmieszane.
Tak czy siak zabiję poczwarę w imię Najświętszej Panienki. Światło Zwycięży Mrok!!!
Po tych słowach rycerz ruszył w góry by w spokoju potrenować i pomodlić się do swojej bogini.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów