Lionell Johanson przytaknął, po czym wyjrzał za niewielki bulaj. Gęste chmury to jedyne, co dało się w tej chwili ujrzeć ujrzeć. Mag się sprawdził. Podchodzili niezauważeni.
Dwie sylwetki w kształcie cygar posuwały się mozolnie do przodu pod magiczną osłoną. Monotonne buczenie silników, choć uciążliwe, na dole, pośród zgiełku bitwy z pewnością nie było słyszalne.
Sterowce były darem krasnoludzkiej gildii inżynierów, jako zapłata za dawne usługi kompanii. Nadawały się idealnie do akcji taka, jak te.
Kapitan "Lwów Tilei" omiótł wzrokiem swych podkomendnych. Żołnierze sprawdzali po raz kolejny ekwipunek, ucinali niezobowiązujące pogawędki, bądź siedzieli w milczeniu w oczekiwaniu na to, co miało nastać.
Wtem odległy huk i czerwona łuna wybuchu przykuła uwagę kapitana kompanii.
- Jest sygnał kapitanie- stwierdził Szczygieł, najemnik w stopniu porucznika- Brama została wysadzona.
- Widzę- rzekł Lionell, nie odrywając wzroku z bulaja- Jaka pozycja?
- Jesteśmy na miejscu- odparł Ulrich.
Żołnierze sprawnie otworzyli rampę na tyle sterowca, po czym zrzucili dwie liny. Załoga z drugiego statku powietrznego uczyniła tak samo. Johanson wystąpił przed żołnierzy.
- Śmiali zwyciężają panowie! Do dzieła!
Najemnicy jeden po drugim zsuwali się po linach, zajmując pozycje za murami zamku. Według obliczeń poczynionych przez Guillemana przed bitwą, powinni mieć około dziewięćdziesiąt sekund, zanim zostaną zauważeni. Wystarczy.
***
- Ulryk! Naprzód chłopcy, do boju!- krzyknął jakiś kapitan. Gunthar nie pamiętał jego imienia. Nie zadawał się z oficerami. Wdrapał się w końcu na mury, choć wędrówka po drabinie kogoś jego postury wyglądała z pewnością groteskowo. Wrogowie nie dali mu ani chwili spoczynku. Potężnym zamachem pogruchotał trzech kultystów, którzy śmieli podważyć potęgę Sigmara. Kapłan wzniósł młot i zakrzyknął.
Jego donośny krzyk zagłuszył na moment wszelkie inne odgłosy, podrywając strudzonych żołnierzy do walki. Ci, co w ogniu bitwy zwątpili, na nowo stanęli na nogi z ogniem w sercach. Wrogowie z kolei padali, najczęściej z rozłupanymi czerepami.
Gunthar wypatrzył w tłumie walczących Helstruma i dołączył do niego.
- Sigmar zesłał nam dobry dzień przyjacielu- zagadnął kapłan pomiędzy jednym ciosem młota, a drugim.
- Sigmar... i Ulryk- odparł kapitan- Widzisz? Ich linie chwieją się, a szeregi topnieją.
- No to nie traćmy czasu! ZA IMPERIUM!
Kultyści padali jak muchy pod naporem imperialnej stali. Proste miecze, wielkie młoty, topory, czy Zwiehandery wycinały w nich krwawą ścieżkę. Obecność gladiatorów ratowała nieco sprawę, lecz wkrótce stawało się jasne. Nie mogli tu wygrać.
- Odwrót!- krzyknął jasnowłosy kultysta, o grubych manicach na ramionach. Powalił atakującego żołnierza krzyżowym ciosem gladiusów, osłaniając ucieczkę. Cesarskie wojsko napierało. Ostatni z pozycji zeszli dwaj zakuci w stal wybrańcy i krasnoludzki zabójca, którego siłą trzeba było ściągać z pola bitwy.
***
Guilleman się pomylił. Najemnicy zostali zauważeni dopiero w chwili ataku, czyli dwie minuty po spodziewanym czasie. Załoga trebusza nawet nie jęknęła. Dopiero krasnolud, który stał nieco dalej narobił hałasu.
- ALARM! WRÓG W TWIERDZY!- wrzasnął, po czym czmychnął z wprawą wybitnego sprintera. Najemnicy już mieli mu wpakować bełt między łopatki, lecz znalazły się inne, bardziej wartościowe cele.
Załoga balisty dała zaciekły odpór, lecz walka była krótka. Jeden z "Lwów" został ranny. Nie minął czas potrzebny na wypowiedzenie zdania " załogi machin wojennych są podatne na ataki wrogich zwiadowców", gdy cała artyleria obrońców została unieszkodliwiona. Wtedy skierowali się ku walczącym z siłami von Starkena rzezimiechami.
***
Kharlot nie miał pojęcia jak długo był nieprzytomny. Pierwszym znakiem, że wciąż żyje był ból. Chwilę potem wrócił wzrok. Z początku widział jedynie rozmazane sylwetki, potrzebował parę sekund, nim w pełni zaczął rozróżniać kontury. Dopiero teraz uświadomił sobie, że ktoś go wlecze po ziemi. Spojrzał w górę. Olaf, który chwycił go pod ramiona, mówił coś do niego, lecz jedyne, co khornita słyszał, to dzwonienie i gwizd w uszach. Usiłował ruszyć nogą, lecz nie dał rady. Mógł tylko bezradnie patrzeć, jak cesarscy żołnierze wlewają się przez odległą bramę. Świat wirował w koło. Kruszący Czaszki czuł się jak pijany. Nawet rzygać mu się chciało.
Potem stwierdził, że widzi kamienny sufit. Nie pamiętał momentu wejścia do zamku. Poczuł na ramionach dotyk delikatnych, kobiecych dłoni. Chwilę potem targnął nim ból.
- ...z nim jest?- zadudnił jakiś basowy głos.
- Źle reaguje na zaklęcia uzdrawiające. Jeśli będzie się rzucał, mogę go zabić- odpowiedział kobiecy głos. Wszelkie dźwięki dobiegały jak z pod wody. Ktoś zdjął mu hełm, a on ujrzał orzechowe oczy Julii. Zamrugał półprzytomnie, po czym ponownie targnął się w bólu. Czuł jak wiele silnych rąk przytrzymuje go w miejscu. W spojrzeniu uzdrowicielki dostrzegł strudzenie. Potem osunął się w mrok.
- Co mu się stało?- spytała Julia.
- Był najbliżej bramy, gdy nastąpił eksplozja. Odrzuciło go na wiele metrów, nim grzmotnął w coś- opowiedział Leif- Nie możesz mu pomóc?
Czarodziejka pokręciła głową.
- Wykazuje odporność na zaklęcia, w tym przypadku to spora wada. Obawiam się, że nie zdziałam wiele. Jak sytuacja?
- Właśnie, jak sprawa wygląda?- rzucił Olaf, odwracając się. Zgromadzeni mieli raczej posępne miny. Pierwszy odezwał się Gannicus.
- Zepchnęli nas z murów. Cały niższy zamek należy do wroga. Na razie nie wdarł się do twierdzy.
- Straty?
- Zostało dwudziestu jeden kultystów i wszyscy zawodnicy z powierzchownymi ranami.
- Co z odcinkiem południowo- wschodnim?
Tu wstał Oblech.
- Szesnastu ludzi padło podczas walki o mur. Nasze odwody przyszły nam z pomocą, lecz straciliśmy kolejnych trzynastu. Do tego ośmiu posłanych na południowo- zachodni odcinek i załoga machin.
- Ilu was zostało?- spytał Olaf.
- Pięćdziesięciu jeden. Tyle, że czternastu z najlepszych. No i wilki. Co z wami?
- Pod bramą padło kilku naszych. Jakimś cudem Grunladi przeżył... Nie mamy wieści o Bjarnie, Haakarze i Thorrvaldzie.
- Nikt, kto nie zdołał wycofać się do Cytadeli, nie przeżył- rzucił Gannicus.
- Bjarna zwą Wydartym Śmierci nie bez powodu- odparł Olaf
- Nie liczył bym na wiele...- parsknął Oblech.
[Chwila przerwy w walkach. Cesarskie wojska walą do drzwi twierdzy, mury padły, Bjarn z Haakarem i Thorrvaldem zaginęli. Podleczcie się, ogarnijcie się, za chwilę atak pod wodzą von Starkena z jednej i von Taubego z drugiej!




