
Zatem czas na wznowienie areny nr IV. Troszkę to trwało ale prezentuje oto dwie kolejne walki.
Talsa Doom vs Oko-Ucho
Młody barbarzyńca Talsa był gotowy na walkę. Już zaraz miał zetrzeć się ze szczurowatą istotą podobną nieco do zwierzoludzi z jego krainy. Prawdopodobnie to był zwierzolud i tak jak on wyznawca mrocznych potęg. Tym lepiej. Obaj będą rozumieli o co idzie stawka. A ta była duża. Uznanie mrocznego pana krwi w przypadku Talsy, a jak w przypadku tego zwierzoluda to nie było już dla barbarzyńcy istotne.
Oko-Ucho zachichotał radośnie widząc przed sobą człowieka. Ludkowie byli głupio-głupi a ten wyglądał na prostaczka czekającego na w miarę uczciwą walkę. Skaven lekko spojrzał na swoje bitewne pazury ociekające mazią, którą je natarł. To nie będzie cakiem uczciwe, ale cóż to już problem głupiego ludzika.
Rozległ się gong i obaj skoczyli na siebie. Oko-Ucho zwinnie przeszedł obok miecza barbarzyńcy i „drapnął” prosto po twarzy. W ostatniej chwili Talsa uchylił się ale i tak na jego policzku wykwitły dwie krwawe szramki natychmiast zaczynające piec. Kontratak Talsy oko-ucho z łatwością przewidział i uniknął efektywnym saltem, sam nie był jednak w dobrej pozycji do zadania ciosu toteż jego sierpowy cios pozostał bez efektu. Talsa ciął teraz na płasko, Oko-Ucho tylko sięuchylił po czym pchnął ostrzem przymocowanym do dłoni. Talsa tym razem przygotowany odbił stal swoim mieczem. Ręka poderwana tym ciosem poleciała do góry i teraz łaknący chwały Talsa ciął czysto. Amulet na piersi Skavena zaskrzył się gdy miecz Talsy zetknął się z ciałem Oka-Ucha. Lecz mimo że w znacznej części powstrzymał cios to głębokie poszarpane cięcie wykwitło na sierści brocząc ją krwią. Oko-Ucho zaskrzeczał z bólu i wściekłości że ludek go zranił. Desperacko „pazury” pazury pomknęły w kierunku talsy raniąc jego ramię przebijając się przez zbroję. Talsa znów poczuł piekący bół gdy pazur przebiłmu ramię. Nie czuł już policzka gdzie został zraniony i wkrótce miał nie czuć ramienia. Zebrał się w sobie czując że nie pociągnie już długo i włożył całą swą siłę w cios. Skaven nie zdążył nawet pisnąć zaskoczony furią ataku. Miecz z zadziorami przeciął skavena w taki sposób że uśierściony „zwieerzolud” został podrzucony do góry martwy nim jego ciało spadło na arenę. Talsa wydał z siebie triumfalny okrzyk.
Kondzior von Carstein vs Mel’Thar Durien
W ciemnosci zabłysła pochodnia. Kondzior von Carstein wybudził się z letargu. Oczekiwał czerpiąc siłę z mroku. Oczekiwał na swą walkę tutaj na arenie. W końcu nadszedł czas. Chwycił pochwę z mieczem i przypasał ją do pasa. Broń była cieplłą rozgrzewająca nawet jego martwe ciało. Płonęła. Ale groźna była tylko dla jego wrogów.
Mroczny elf westchnął. Zbliżał się do niego blady wojownik z płonącym mieczem. Coś było w nim dziwnego ale z nim miał się zetrzeć i miał się przekonać sam czym był ten wojownik.
Mel’ Thar był jednak pewien swoich umiejętności. Niewielu szermierzy było zdolnych mu dorównać. Mocniej ścisnął rekojeście swych broni gotując Siudo skoku.
Mel’Thar zaatakował jednocześnie z gongiem rozpoczynającym walkę. Sztylet pomknął prosto w przeciwnika lecz zatrzymał się na zbroi wampira. Ten starał się nabić zwinnego elfa gdy ten pomknął ku niemu lecz bez skutku. Elf był zbyt zwinny. Kondzior próbował się cofnąć. Mel’ Thar był już na nim. Sztylet pomknął ku gadłu wampira wbijając się w ciało i nieumarły wojownik poczuł stal w gardle. Przez chwilę nic się nie działo lecz czuł jak jego siła zyciowa ucieka w zastraszającym tempie. Próbował powstrzymać proces ale jego Zycie wyciekało mu przez „palce” niczym woda. W jednej chwili stał, w drugiej zmienił się w kupę popiołu rozwiewaną przez wiatr. Mel’Thar odetchnął i rozluźnił się. Ten wojownik był dziwny ale dla niego nie stanowił wyzwania.