Arena Śmierci (28) - Baraki Czarnej Straży, Naggarond
Re: Arena Śmierci (28) - Baraki Czarnej Straży, Naggarond
Ta bitwa będzie przetytaniczna... Założę się, że będą wybuchy, niesamowite kombosy, spadające meteoryty, erupcje squigów wyskakujących spod ziemi, burze gradowe z piorunami i publiczność nawalająca z kusz maszynowych, mimo rozlatujących się na skutek trzęsienia ziemi wywołanego przez mocarne ciosy trybun. Do tego jeszcze hektolitry krwi i patetyczne wypowiedzi.
Aha, oczekuję też legendarnego finishera i jakichś innych bajerów wynikających z imponującej kreatywności prowadzącego.
Aha, oczekuję też legendarnego finishera i jakichś innych bajerów wynikających z imponującej kreatywności prowadzącego.
Enjoy
FINAŁ! FINAŁ! FINAŁ!
Maksym z Erengradu vs Ziutek Piorunoogon
Muzyka na wejście: http://www.youtube.com/watch?v=VBmVndzNIkI
Oto po wielu tygodniach w lodowatym Naggarond przyszedł czas na rozegranie ostatniej walki kolejnej Areny Śmierci. Całe miasto żyło tym widowiskiem. Tłumy chodzące tego dnia po ulicach Twierdzy Zimna. Lada chwila odezwać miał się gong, wzywający uczestników walk do stawienia się w barakach Czarnej Straży. Jednak nie wszystko szło po myśli Wiedźmiego Króla.
Oto pod bramami miasta stawały legiony Elfów Wysokiego Rodu. Mściwy książę Tyrion przywiódł je tu by ostatecznie pozbyć się mrocznych kuzynów. Malekith był bardzo niepocieszony z takiego obrotu sprawy. Jego armia była rozleniwiona i całkowicie niezorganizowana ludzie przesiadywali w karczmach i domach a połowa wojska stacjonowała w Ghrondzie, by stamtąd odeprzeć atak inwazjii chaosu. W geście rozpaczliwej próby uszczuplenia sił najeźdźców, władca Naggarond począł szykować się do szarży na wroga. Nadchodził schyłek potęgi elfów, gdyż wkrótce mieli wyrzynać się tysiącami. Środkiem nocy bramy z czarnego żelaza rozwarły się, a dziesiątki regimentów liczących setki elfów, zakutych w czarne pancerze wymaszerowały prosto na wroga. Zabrzmiał dzwon i w obozie "białych" zaczęło się kotłowanie i wkrótce dwie ogromne armię stanęły naprzeciw siebie. Wysokie Elfy były niepocieszone faktem, iż Czarnych Strażników było kilkudziesięciokrotnie więcej niż zakładano. Po chwili na tyłach Elfów Wysokiego Rodu usłyszeć dało się tupot, a w chwilę potem na długouchych spadł grad czarnych bełtów. Wiele zginęło od tej zabójczej salwy i zanim zdążyli się przegrupować lud Malekitha zaszarżował.
Sam Wiedźmi król usiekł wielu ze swych kuzynów z Ulthuanu, szukając księcia Tyriona, który w tym czasie odebrał życie dziesiątkom Druchii. Kiedy wreszcie każdy dopadł drugiego, naokoło nich powstał magiczny krąg z ognia, uniemożliwiający ucieczkę z pojedynku. Obaj wojownicy byli najlepszymi na globie. Żaden nie był w stanie trafić drugiego. W końcu jednak Niszczyciel - broń władcy Mrocznych Elfów ukazała przewagę i przecięła Kieł Słońca - miecz przeciwnika. Bezbronny Tyrion został bez trudu odepchnięty w tył i upadł. Na kamiennej dotychczas twarzy Malekitha pojawił się zimny uśmiech. Rad był z możliwości wykończenia generała najeźdźców, lecz w tym samym momencie między walczącego i jego ofiarę wpadła straż feniksa i otoczyła Wiedźmiego Króla. Będąc odciętym od posiłków, nie pozostało mu nic innego jak utorować sobie drogę do ucieczki, odwołać armię i wycofać się. Tak też uczynił. Książę Tyrion kazał wszystkim jednostkom ścigać uciekających i zdobyć miasto. Był to jednak błąd, gdyż stacjonujący na wieżach kusznicy i baterie artylerii tylko na to czekały, więc gdy wróg zbliżył się na odpowiednią odległość wystrzeliły, zmiatając jedną trzecią nacierających pierwszą salwą. W obliczu rychłej zagłady, generał Elfów Wysokiego Rodu zarządził odwrót i oblężenie...
Straty po obu stronach były ogromne. Najeźdźcy stracili trzy czwarte piechoty, dwie trzecie kawalerii oraz całą arylerię, zniszczoną przez Rycerzy Zimnokrwistych i Mrocznych Jeźdźców. Z drugiej strony, poległa cała stara szkoła Czarnej Straży oraz z górą połowa rekrutów tejże formacji. Nie mając innego wyjścia, Malekith wysłał chowańca do swej matki z prośbą o odesłanie mu armii, a następnie zarządził zogranizowanie ostatniej walki areny, aby jego lud nabrał morale i zmiótł wroga w pył w trakcie kolejnego wymarszu...
Maksym z Erengradu tymczasem stał na murach i obserwował całą bitwę. Widzał on w nocy lepiej, niż jakikolwiek inny człowiek. Sam nie wiedział skąd to potrafi, ale miał to od dziecka. Patrząc na zajście przypomniał sobie wszystko co opowiadano mu do tej pory o odważnych Elfach stawiających czoła przebiegłym i tchórzliwym w obliczu porażki Mrocznym Elfom. Jego wiadomości skorygowały się jednak znacznie kiedy ranny generał schował się za kordonem siepaczy, zostawiając swego oponenta z pojedynku, ze swoją strażą przyboczną. To był jego pierwszy raz, gdy zobaczył potęgę Wiedźmiego Króla i już wiedział, że nigdy niechciałby z nim zadrzeć. Gdy wszystko się ustatkowało, poszedł do łóżka. Zbudził go jednak z samego rana gong wzywający na walkę. Jego walkę. Nie tracąc więc chwili czasu wziął swój ekwipunek i poszedł stanąć przeciw swemu przeznaczeniu po raz ostatni na tej arenie.
Ziutek Piorunoogon także oglądał z zaciekawieniem nocne wydarzenie. Jego szczurzy wzrok pozwolił mu obejrzeć bitwę, a więcej niż szczurzy mózg zrozumieć jej sens. Wiedział, iż morale Mrocznych Elfów spadło do krytycznej wartości. Malekith musi zrobić coś, co by je podniosłu. I nie pomylił się. na ołtarzu Khaina bez ustanku składano ofiary z pojmanych Elfów Wysokiego Rodu, jak i z niewolników z sieci kopalń i kamieniołomów. Ale to nie było wszystko. Wkrótce też usłyszał gong, zapewne zwołujący wojowników do walki. Skaven przygładził futro ogra i pogłaskał go czule. Wiedział, i jego życie może się wkrótce zakończyć. I szkoda mu było tego trochę. Z drugiej strony jednak mogło y go czekać sława, bogactwo i chwała. Wspaniała nagroda, bez wątpienia. Pocałował Reksa w włochate czoło i wspólnie, jako przyjaciele pomaszerowali w stronę areny.
Gdy nadszedł odpowiedni czas, obaj wojownicy stanęli naprzeciw siebie. Tłumy wyły, widząc swoich faworytów. Maksym spojrzał na swego oponenta. Wielki, nieludzko zarośnięty szczuroogr sprawiał wrażenie dość sprawnego, a jego niewielki pan, nadzwyczaj inteligentnego. Kozak warknął tylko, czując na sobie wzrok Skavena. Nienawidził tych mieszkańców pod-imperium całym sercem i duszą a oto przed nim stał jeden z nich, niewątpliwie wysoko ustawiony. Potężny Kislevczyk splunął na ziemię, po czym przemówił do niego swym donośnym głosem:
-Oto nadszedł twój koniec plugawy szczuroczłeku! Doszedłem aż tu nie doświadczając uszczerbku na zdrowiu. Przodkowie moi dopomogą mi dziś pozbyć się twej plugawej istoty. Czy jesteś gotowy na śmierć śmierdząca gnido?
Ziutek nie słuchał jego przemowy. Swym bystrym, szczurzym wzrokiem rejestrował każdy punkt swego przeciwnika, szukając słabych stron, bądź niedociągnięć w zbroi. Gdy jednak na koniec usłyszał, iż ten człekuś go obraża szepnął coś do ucha swemu większemu towarzyszowi, a ten w geście odpowiedzi zaryczał, napełniając lękiem nawet wielkiego Kozaka. Maksym w chwile potem opanował się jednak i przestał drżeć. Przypomniał sobie po co tu jest. Nie walczył przecie jeno dla siebie. Robił to dla swych przyjaciół, z którymi tak wiele już przeszedł. Swą rolę odegrała także kochanka z Ostermarku - Agnes, o której przypomniał sobie dopiero teraz, w obliczu śmierci. Jego nowy, wielki dwuręczny Claymore błyszczał w słońcu i nadawał mu naprawdę złowieszczy wygląd. Zbroja zdobiona na piersi lwem Kislevu, wypolerowana onieśmielała spoglądających na niego, a kryształ z pierścienia oślepiał jego przeciwników. Zaiste, był gotowy na bój. Nawet, jeśli miałby być jego ostatnim.
Malekith przybył małą chwilę później. Był poddenerwowany, jednak nie dał po sobie tego poznać. Popatrzył na zgromadzonych i przemówił:
-Ludu Naggaroth! Witam was na ostatniej walce obecnej areny. Walce najlepszych z najlepszych. Najpotężniejszych wojowników tego świata! Ale słowa są dla słabych. Wy chcecie krwi! Wojownicy, przygotować się! Trzy... Dwa... Jeden... DO BOJU!!
Po tych słowach z piasków wyskoczyły na wiele metrów w górę dziwne stworzenia, które czasem zdarzało się zobaczyć w armiach orków. Na pewnej wysokości eksplodowały, a wtedy walka była rozpoczęta. Maksym wzniósł swego Claymore'a ku górze rycząc po Kislevsku. Ziutek w odpowiedzi spuścił ze smyczy swojego pupila, a ten z pianą w pysku rzucił się na adwersarza. Widownia w niecierpliwości czekała na dalsze emocje. Kibiców było w miarę po równo, więc w kierunku żadnego z wojowników nie rzucano obelgami, czy pociskami. Po prostu kibicowano swoim typom. Nie zaszkodziło jednak, iż każdy miał przy sobie kuszę samopowtarzalną, na wypadek braku tolerancji innych, czy chęci ucieczki zawodnika. Korzystając z okazji, że Kozak był chwilowo zajęty, Ziutek wzniósł modły do Rogatego Szczura z prośbą o wsparcie. Należało mu się - był znacznie słabszy fizycznie, niźli jego oponent. Klęknął i wzniósł ręce ku górze, splatając je i recytując najróżniejsze, mroczne inkantacje. Niebo pociemniało, a demony zawyły i zachichotały, gdy tytaniczne siły magii zrobiły wyłom w królestwie chaosu. Mimo tego, iż od tygodnia dni były nad podziw słoneczne, gwiazda znikła za kłębami chmur w kilka sekund. Z nieba zaczęła lać się woda strumieniami, a wyładowania spaczenia w postaci błyskawic spadły na ziemię niczym gigantyczne gradobicie.
-Dzięki Ci o wielki, dopomóż mi zniszczyć tego człeka siłą twego umysłu!
Wystawił zakończony długim paznokciem paluch w stronę ścierających się Maksyma i Reksa, a z jego końca mignęła błyskawica, trafiając w broń Kislevczyka. Erengradczyk upuścił ją odruchowo, a całe ciało poraził prąd. Z dzikim rykiem szczuroogr rzucił na bezbronnego człowieka przygniatając go do ziemi i tłukąc bezlitośnie wielkimi łapami. Uwięziony, nie poddał się jednak i z cholewy buta wyjął sztylet, godząc nim w bok Reksa oraz wytaczając z niego strumień śmierdzącej, szczurzej krwi. Z trudem zwalił go z siebie i dał w pysk, wybijając cały szereg żółtych zębów, a po chwili klęknął na nim, gotów wyciąć serce bestii. Gdy jednak podniósł rękę spaczeniowy pocisk ugodził go w bok, obalając na ziemię. W zbroi widniała wielka dziura, jednak nie odczuł bólu. Wiedząc, co to oznacza, zdecydował przystąpić do dalszej ofensywy. Ogr jednak był już na nogach i Maksym był zmuszony się bronić. Zręcznie unikał ciosów bestii, z których każdy jeden wypatroszyłby go na miejscu. Po kilkudziesięciu sekundach Reks zmęczył się jednak i Kozak dostał szansę nie do zmarnowania. Prawy prosty spadł na splot słoneczny i odebrał ogrowi oddech. Otwartą dłonią trafił w pachwinę, co spowodowało kolejną falę skomlenia oraz ukłon bestii aż do pasa. Wykorzystując to uderzył nadgarstkiem w szczękę potwora, łamiąc ją i wyginając potwora, a kończąc oboma dłońmi zmiażdżył klatkę piersiową, łamiąc żebra, siekając nimi płuca, powodując rozległe krwotoki wewnętrzne. Nie spoglądając nawet na drugiego przeciwnika pobiegł po swój miecz i dla pewności odrąbał leżącemu monstrum krzywy łeb. Wziął głębszy oddech. Niespodziewanie metr od niego, jak grom z ciemnego nieba spadł palący się głaz, który wybuchając ogłuszył go. Leżał twarzą do góry i oglądał zbliżający się armagedon. Deszcz meteorów spadał na Naggarond, przez Ziutka, który chciał zniszczyć go w jak najbardziej widowiskowy sposób. Wybuchy działy się tuż koło niego, ale żaden nie trafił. Po chwili zebrał się w sobie i wstał, po czym krzyknął na modlącego się szczura
- Pieprzony czarowniku! Widzę, że i snotling byłby godniejszym przeciwnikiem od ciebie! Walczyłeś we dwóch i jeszcze te parszywe szczurze inkantacje? I tak polegniesz. Nie możesz wygrać. Nie teraz!!
Ziutek wstał i odpowiedział:
- Ty ludzikk! A czymto jeste nibyniby ta błyskotka na twoim paluszku? Może CZARAMI?!
- JAK ŚMIESZ PORÓWNYWAĆ DAR OD MEJ UKOCHANEJ DO CZARÓW!? ZRÓWNAM CIĘ PLUGAWCZE Z ZIEMIĄ Z UŚMIECHEM I JEJ IMIENIEM NA USTACH. Teraz umieraj.
Zaiste, walka dopiero się rozkręcała.
Kiedy Maksym szarżował na przeciwnika ten po raz pierwszy nie okazał strachu. Po raz kolejny wzniósł ręce ku górze i nim się obejrzał człowiek zajął się ogniem. Magiczny płomień objął całego kozaka paląc skórę, włosy a także duszę. Kislevczyk cierpiał potworne katusze i tylko jego nadzwyczajna siła woli oraz wielka tężyzna fizyczna utrzymywała go przy życiu. To oraz... uczucie które żywił do swej wybranki... Nie mógł się teraz poddać. Ten parszywy szczur musi zapłacić za obrazę jego miłości. Z przerażającym bojowym okrzykiem miotnął w Skavena swój oręż, a ten odciął stopę szczuroczłeka. Piszcząc i popuszczając piżmo strachu, przerażony Ziutek począł wycofywać się z miejsca walki, pewien, iż człowiek spali się na popiół. Czołgał się więc do wyjścia, a za nim ciągnęła się rzeka krwi, wypływająca z zdekapitowanej kończyny. Kiedy był już przy samym końcu i uśmiechnięty opuszczał prawie Baraki Czarnej Straży, zostawiając na polu bitwy miotającego się Maksyma, który usiłować tarzając się zgasić potworny ogień. Wtem przed nim w równych odstępach pojawiły się czarnopióre bełty. Publiczność nie lubiła i nie tolerowała tchórzy, więc dobitnie dała mu do wiadomości, iż nie opuści tego miejsca przed końcem pojedynku. Szczur dopiero teraz zorientował się w jak kiepskim położeniu się znajduje. Był ranny, publiczność go nienawidziła, a na dodatek rozpędzony człowiek pędził już na niego z furią wymachując dwuręczną klingą. Wyciągnął pistolet i pociągnął za spust. Trafił. Człowiek klęknął, jęcząc z bólu trzymał się za udo. Wyciągnął drugi. Trafił, jednak spaczeniowy pocisk odbił się od głowy kozaka. Sam w to nie wierzył.
-Pieprzony oszust rzucił w kierunku Maksyma, lecz ten już go nie słuchał. Podniósł go i rzucił na środek pola walki. Ziutek zawył z bólu, kiedy upadł wprost na rękę swojego niegdyś pupila. Najemnik nie rezygnował. Nużył go już ten pojedynek. Chwycił go za nogi ( a właściwie za jedną) tak, aby głowa szczura znalazła się na wysokości jego kolan. Ostatnie co Skaven poczuł to trzęsienie ziemi wywołane impetem przywalenia nim o ziemię przy jednoczesnym ryku Maksyma, gdyż potem jego kark pękł niczym mydlana bańka ( wyglądało to tak: http://www.youtube.com/watch?v=8Q9stSwm-TU). To był już koniec. Wycieńczony do granic możliwości człowiek zmęczony zszedł z areny a tam czekała go niespodzianka. Było nią...
Malekith był zadowolony. Morale jego ludzi wzrosło znacznie, a kwota, którą przeznaczył na nagrodę była dla niego - nieśmiertelnego władcy niczym, natomiast dla krótkowiecznego człowieka była niewyobrażalnym bogactwem. Jego legiony właśnie nadciągnęły z Ghrondu i weszły tylną bramą. Wiedźmi Król uśmiechnął się. Czuł, że za niedługo jego lud będzie rządził także Ulthuanem...
No to dobrnęliśmy do końca. Dziękuję wszystkim za chwile wspólnej zabawy
Było mi niezmiernie miło prowadzić tą arenę i pisać walki dla Was. Mam nadzieję że nie zawiodłem tak bardzo jak mi się wydaję
.
Chomikozo: Gratulacje za bardzo ciekawą postać i wygranie kolejnej areny. To już druga z rzędu prawda
? Mam nadzieję że spotkamy się na następnej. W finale. I przejmę po Tobie pałeczkę 
Klafuti: Mam nadzieję, iż opis przypadł Ci do gustu i spełniłem cały Twój wishlist
Do następnego razu! Z pewnością jeszcze poprowadzę jakąś arenę.
Pozdrawiam. Warlock.

FINAŁ! FINAŁ! FINAŁ!
Maksym z Erengradu vs Ziutek Piorunoogon
Muzyka na wejście: http://www.youtube.com/watch?v=VBmVndzNIkI
Oto po wielu tygodniach w lodowatym Naggarond przyszedł czas na rozegranie ostatniej walki kolejnej Areny Śmierci. Całe miasto żyło tym widowiskiem. Tłumy chodzące tego dnia po ulicach Twierdzy Zimna. Lada chwila odezwać miał się gong, wzywający uczestników walk do stawienia się w barakach Czarnej Straży. Jednak nie wszystko szło po myśli Wiedźmiego Króla.
Oto pod bramami miasta stawały legiony Elfów Wysokiego Rodu. Mściwy książę Tyrion przywiódł je tu by ostatecznie pozbyć się mrocznych kuzynów. Malekith był bardzo niepocieszony z takiego obrotu sprawy. Jego armia była rozleniwiona i całkowicie niezorganizowana ludzie przesiadywali w karczmach i domach a połowa wojska stacjonowała w Ghrondzie, by stamtąd odeprzeć atak inwazjii chaosu. W geście rozpaczliwej próby uszczuplenia sił najeźdźców, władca Naggarond począł szykować się do szarży na wroga. Nadchodził schyłek potęgi elfów, gdyż wkrótce mieli wyrzynać się tysiącami. Środkiem nocy bramy z czarnego żelaza rozwarły się, a dziesiątki regimentów liczących setki elfów, zakutych w czarne pancerze wymaszerowały prosto na wroga. Zabrzmiał dzwon i w obozie "białych" zaczęło się kotłowanie i wkrótce dwie ogromne armię stanęły naprzeciw siebie. Wysokie Elfy były niepocieszone faktem, iż Czarnych Strażników było kilkudziesięciokrotnie więcej niż zakładano. Po chwili na tyłach Elfów Wysokiego Rodu usłyszeć dało się tupot, a w chwilę potem na długouchych spadł grad czarnych bełtów. Wiele zginęło od tej zabójczej salwy i zanim zdążyli się przegrupować lud Malekitha zaszarżował.
Sam Wiedźmi król usiekł wielu ze swych kuzynów z Ulthuanu, szukając księcia Tyriona, który w tym czasie odebrał życie dziesiątkom Druchii. Kiedy wreszcie każdy dopadł drugiego, naokoło nich powstał magiczny krąg z ognia, uniemożliwiający ucieczkę z pojedynku. Obaj wojownicy byli najlepszymi na globie. Żaden nie był w stanie trafić drugiego. W końcu jednak Niszczyciel - broń władcy Mrocznych Elfów ukazała przewagę i przecięła Kieł Słońca - miecz przeciwnika. Bezbronny Tyrion został bez trudu odepchnięty w tył i upadł. Na kamiennej dotychczas twarzy Malekitha pojawił się zimny uśmiech. Rad był z możliwości wykończenia generała najeźdźców, lecz w tym samym momencie między walczącego i jego ofiarę wpadła straż feniksa i otoczyła Wiedźmiego Króla. Będąc odciętym od posiłków, nie pozostało mu nic innego jak utorować sobie drogę do ucieczki, odwołać armię i wycofać się. Tak też uczynił. Książę Tyrion kazał wszystkim jednostkom ścigać uciekających i zdobyć miasto. Był to jednak błąd, gdyż stacjonujący na wieżach kusznicy i baterie artylerii tylko na to czekały, więc gdy wróg zbliżył się na odpowiednią odległość wystrzeliły, zmiatając jedną trzecią nacierających pierwszą salwą. W obliczu rychłej zagłady, generał Elfów Wysokiego Rodu zarządził odwrót i oblężenie...
Straty po obu stronach były ogromne. Najeźdźcy stracili trzy czwarte piechoty, dwie trzecie kawalerii oraz całą arylerię, zniszczoną przez Rycerzy Zimnokrwistych i Mrocznych Jeźdźców. Z drugiej strony, poległa cała stara szkoła Czarnej Straży oraz z górą połowa rekrutów tejże formacji. Nie mając innego wyjścia, Malekith wysłał chowańca do swej matki z prośbą o odesłanie mu armii, a następnie zarządził zogranizowanie ostatniej walki areny, aby jego lud nabrał morale i zmiótł wroga w pył w trakcie kolejnego wymarszu...
Maksym z Erengradu tymczasem stał na murach i obserwował całą bitwę. Widzał on w nocy lepiej, niż jakikolwiek inny człowiek. Sam nie wiedział skąd to potrafi, ale miał to od dziecka. Patrząc na zajście przypomniał sobie wszystko co opowiadano mu do tej pory o odważnych Elfach stawiających czoła przebiegłym i tchórzliwym w obliczu porażki Mrocznym Elfom. Jego wiadomości skorygowały się jednak znacznie kiedy ranny generał schował się za kordonem siepaczy, zostawiając swego oponenta z pojedynku, ze swoją strażą przyboczną. To był jego pierwszy raz, gdy zobaczył potęgę Wiedźmiego Króla i już wiedział, że nigdy niechciałby z nim zadrzeć. Gdy wszystko się ustatkowało, poszedł do łóżka. Zbudził go jednak z samego rana gong wzywający na walkę. Jego walkę. Nie tracąc więc chwili czasu wziął swój ekwipunek i poszedł stanąć przeciw swemu przeznaczeniu po raz ostatni na tej arenie.
Ziutek Piorunoogon także oglądał z zaciekawieniem nocne wydarzenie. Jego szczurzy wzrok pozwolił mu obejrzeć bitwę, a więcej niż szczurzy mózg zrozumieć jej sens. Wiedział, iż morale Mrocznych Elfów spadło do krytycznej wartości. Malekith musi zrobić coś, co by je podniosłu. I nie pomylił się. na ołtarzu Khaina bez ustanku składano ofiary z pojmanych Elfów Wysokiego Rodu, jak i z niewolników z sieci kopalń i kamieniołomów. Ale to nie było wszystko. Wkrótce też usłyszał gong, zapewne zwołujący wojowników do walki. Skaven przygładził futro ogra i pogłaskał go czule. Wiedział, i jego życie może się wkrótce zakończyć. I szkoda mu było tego trochę. Z drugiej strony jednak mogło y go czekać sława, bogactwo i chwała. Wspaniała nagroda, bez wątpienia. Pocałował Reksa w włochate czoło i wspólnie, jako przyjaciele pomaszerowali w stronę areny.
Gdy nadszedł odpowiedni czas, obaj wojownicy stanęli naprzeciw siebie. Tłumy wyły, widząc swoich faworytów. Maksym spojrzał na swego oponenta. Wielki, nieludzko zarośnięty szczuroogr sprawiał wrażenie dość sprawnego, a jego niewielki pan, nadzwyczaj inteligentnego. Kozak warknął tylko, czując na sobie wzrok Skavena. Nienawidził tych mieszkańców pod-imperium całym sercem i duszą a oto przed nim stał jeden z nich, niewątpliwie wysoko ustawiony. Potężny Kislevczyk splunął na ziemię, po czym przemówił do niego swym donośnym głosem:
-Oto nadszedł twój koniec plugawy szczuroczłeku! Doszedłem aż tu nie doświadczając uszczerbku na zdrowiu. Przodkowie moi dopomogą mi dziś pozbyć się twej plugawej istoty. Czy jesteś gotowy na śmierć śmierdząca gnido?
Ziutek nie słuchał jego przemowy. Swym bystrym, szczurzym wzrokiem rejestrował każdy punkt swego przeciwnika, szukając słabych stron, bądź niedociągnięć w zbroi. Gdy jednak na koniec usłyszał, iż ten człekuś go obraża szepnął coś do ucha swemu większemu towarzyszowi, a ten w geście odpowiedzi zaryczał, napełniając lękiem nawet wielkiego Kozaka. Maksym w chwile potem opanował się jednak i przestał drżeć. Przypomniał sobie po co tu jest. Nie walczył przecie jeno dla siebie. Robił to dla swych przyjaciół, z którymi tak wiele już przeszedł. Swą rolę odegrała także kochanka z Ostermarku - Agnes, o której przypomniał sobie dopiero teraz, w obliczu śmierci. Jego nowy, wielki dwuręczny Claymore błyszczał w słońcu i nadawał mu naprawdę złowieszczy wygląd. Zbroja zdobiona na piersi lwem Kislevu, wypolerowana onieśmielała spoglądających na niego, a kryształ z pierścienia oślepiał jego przeciwników. Zaiste, był gotowy na bój. Nawet, jeśli miałby być jego ostatnim.
Malekith przybył małą chwilę później. Był poddenerwowany, jednak nie dał po sobie tego poznać. Popatrzył na zgromadzonych i przemówił:
-Ludu Naggaroth! Witam was na ostatniej walce obecnej areny. Walce najlepszych z najlepszych. Najpotężniejszych wojowników tego świata! Ale słowa są dla słabych. Wy chcecie krwi! Wojownicy, przygotować się! Trzy... Dwa... Jeden... DO BOJU!!
Po tych słowach z piasków wyskoczyły na wiele metrów w górę dziwne stworzenia, które czasem zdarzało się zobaczyć w armiach orków. Na pewnej wysokości eksplodowały, a wtedy walka była rozpoczęta. Maksym wzniósł swego Claymore'a ku górze rycząc po Kislevsku. Ziutek w odpowiedzi spuścił ze smyczy swojego pupila, a ten z pianą w pysku rzucił się na adwersarza. Widownia w niecierpliwości czekała na dalsze emocje. Kibiców było w miarę po równo, więc w kierunku żadnego z wojowników nie rzucano obelgami, czy pociskami. Po prostu kibicowano swoim typom. Nie zaszkodziło jednak, iż każdy miał przy sobie kuszę samopowtarzalną, na wypadek braku tolerancji innych, czy chęci ucieczki zawodnika. Korzystając z okazji, że Kozak był chwilowo zajęty, Ziutek wzniósł modły do Rogatego Szczura z prośbą o wsparcie. Należało mu się - był znacznie słabszy fizycznie, niźli jego oponent. Klęknął i wzniósł ręce ku górze, splatając je i recytując najróżniejsze, mroczne inkantacje. Niebo pociemniało, a demony zawyły i zachichotały, gdy tytaniczne siły magii zrobiły wyłom w królestwie chaosu. Mimo tego, iż od tygodnia dni były nad podziw słoneczne, gwiazda znikła za kłębami chmur w kilka sekund. Z nieba zaczęła lać się woda strumieniami, a wyładowania spaczenia w postaci błyskawic spadły na ziemię niczym gigantyczne gradobicie.
-Dzięki Ci o wielki, dopomóż mi zniszczyć tego człeka siłą twego umysłu!
Wystawił zakończony długim paznokciem paluch w stronę ścierających się Maksyma i Reksa, a z jego końca mignęła błyskawica, trafiając w broń Kislevczyka. Erengradczyk upuścił ją odruchowo, a całe ciało poraził prąd. Z dzikim rykiem szczuroogr rzucił na bezbronnego człowieka przygniatając go do ziemi i tłukąc bezlitośnie wielkimi łapami. Uwięziony, nie poddał się jednak i z cholewy buta wyjął sztylet, godząc nim w bok Reksa oraz wytaczając z niego strumień śmierdzącej, szczurzej krwi. Z trudem zwalił go z siebie i dał w pysk, wybijając cały szereg żółtych zębów, a po chwili klęknął na nim, gotów wyciąć serce bestii. Gdy jednak podniósł rękę spaczeniowy pocisk ugodził go w bok, obalając na ziemię. W zbroi widniała wielka dziura, jednak nie odczuł bólu. Wiedząc, co to oznacza, zdecydował przystąpić do dalszej ofensywy. Ogr jednak był już na nogach i Maksym był zmuszony się bronić. Zręcznie unikał ciosów bestii, z których każdy jeden wypatroszyłby go na miejscu. Po kilkudziesięciu sekundach Reks zmęczył się jednak i Kozak dostał szansę nie do zmarnowania. Prawy prosty spadł na splot słoneczny i odebrał ogrowi oddech. Otwartą dłonią trafił w pachwinę, co spowodowało kolejną falę skomlenia oraz ukłon bestii aż do pasa. Wykorzystując to uderzył nadgarstkiem w szczękę potwora, łamiąc ją i wyginając potwora, a kończąc oboma dłońmi zmiażdżył klatkę piersiową, łamiąc żebra, siekając nimi płuca, powodując rozległe krwotoki wewnętrzne. Nie spoglądając nawet na drugiego przeciwnika pobiegł po swój miecz i dla pewności odrąbał leżącemu monstrum krzywy łeb. Wziął głębszy oddech. Niespodziewanie metr od niego, jak grom z ciemnego nieba spadł palący się głaz, który wybuchając ogłuszył go. Leżał twarzą do góry i oglądał zbliżający się armagedon. Deszcz meteorów spadał na Naggarond, przez Ziutka, który chciał zniszczyć go w jak najbardziej widowiskowy sposób. Wybuchy działy się tuż koło niego, ale żaden nie trafił. Po chwili zebrał się w sobie i wstał, po czym krzyknął na modlącego się szczura
- Pieprzony czarowniku! Widzę, że i snotling byłby godniejszym przeciwnikiem od ciebie! Walczyłeś we dwóch i jeszcze te parszywe szczurze inkantacje? I tak polegniesz. Nie możesz wygrać. Nie teraz!!
Ziutek wstał i odpowiedział:
- Ty ludzikk! A czymto jeste nibyniby ta błyskotka na twoim paluszku? Może CZARAMI?!
- JAK ŚMIESZ PORÓWNYWAĆ DAR OD MEJ UKOCHANEJ DO CZARÓW!? ZRÓWNAM CIĘ PLUGAWCZE Z ZIEMIĄ Z UŚMIECHEM I JEJ IMIENIEM NA USTACH. Teraz umieraj.
Zaiste, walka dopiero się rozkręcała.
Kiedy Maksym szarżował na przeciwnika ten po raz pierwszy nie okazał strachu. Po raz kolejny wzniósł ręce ku górze i nim się obejrzał człowiek zajął się ogniem. Magiczny płomień objął całego kozaka paląc skórę, włosy a także duszę. Kislevczyk cierpiał potworne katusze i tylko jego nadzwyczajna siła woli oraz wielka tężyzna fizyczna utrzymywała go przy życiu. To oraz... uczucie które żywił do swej wybranki... Nie mógł się teraz poddać. Ten parszywy szczur musi zapłacić za obrazę jego miłości. Z przerażającym bojowym okrzykiem miotnął w Skavena swój oręż, a ten odciął stopę szczuroczłeka. Piszcząc i popuszczając piżmo strachu, przerażony Ziutek począł wycofywać się z miejsca walki, pewien, iż człowiek spali się na popiół. Czołgał się więc do wyjścia, a za nim ciągnęła się rzeka krwi, wypływająca z zdekapitowanej kończyny. Kiedy był już przy samym końcu i uśmiechnięty opuszczał prawie Baraki Czarnej Straży, zostawiając na polu bitwy miotającego się Maksyma, który usiłować tarzając się zgasić potworny ogień. Wtem przed nim w równych odstępach pojawiły się czarnopióre bełty. Publiczność nie lubiła i nie tolerowała tchórzy, więc dobitnie dała mu do wiadomości, iż nie opuści tego miejsca przed końcem pojedynku. Szczur dopiero teraz zorientował się w jak kiepskim położeniu się znajduje. Był ranny, publiczność go nienawidziła, a na dodatek rozpędzony człowiek pędził już na niego z furią wymachując dwuręczną klingą. Wyciągnął pistolet i pociągnął za spust. Trafił. Człowiek klęknął, jęcząc z bólu trzymał się za udo. Wyciągnął drugi. Trafił, jednak spaczeniowy pocisk odbił się od głowy kozaka. Sam w to nie wierzył.
-Pieprzony oszust rzucił w kierunku Maksyma, lecz ten już go nie słuchał. Podniósł go i rzucił na środek pola walki. Ziutek zawył z bólu, kiedy upadł wprost na rękę swojego niegdyś pupila. Najemnik nie rezygnował. Nużył go już ten pojedynek. Chwycił go za nogi ( a właściwie za jedną) tak, aby głowa szczura znalazła się na wysokości jego kolan. Ostatnie co Skaven poczuł to trzęsienie ziemi wywołane impetem przywalenia nim o ziemię przy jednoczesnym ryku Maksyma, gdyż potem jego kark pękł niczym mydlana bańka ( wyglądało to tak: http://www.youtube.com/watch?v=8Q9stSwm-TU). To był już koniec. Wycieńczony do granic możliwości człowiek zmęczony zszedł z areny a tam czekała go niespodzianka. Było nią...
Malekith był zadowolony. Morale jego ludzi wzrosło znacznie, a kwota, którą przeznaczył na nagrodę była dla niego - nieśmiertelnego władcy niczym, natomiast dla krótkowiecznego człowieka była niewyobrażalnym bogactwem. Jego legiony właśnie nadciągnęły z Ghrondu i weszły tylną bramą. Wiedźmi Król uśmiechnął się. Czuł, że za niedługo jego lud będzie rządził także Ulthuanem...
No to dobrnęliśmy do końca. Dziękuję wszystkim za chwile wspólnej zabawy


Chomikozo: Gratulacje za bardzo ciekawą postać i wygranie kolejnej areny. To już druga z rzędu prawda


Klafuti: Mam nadzieję, iż opis przypadł Ci do gustu i spełniłem cały Twój wishlist

Do następnego razu! Z pewnością jeszcze poprowadzę jakąś arenę.
Pozdrawiam. Warlock.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Wszechobecny zapach spalenizny był jedyną rzeczą, jaką zarejestrowały umęczone zmysły Maksyma. Nie słyszał, jak publiczność wyje z zachwytu. Nie słyszał kroków swych przyjaciół biegnących w jego stronę. Zaraz po opuszczeniu Areny ciężko zwalił się na kamienną posadzkę, nie mogąc nawet ruszyć palcem.
Rodgier dobiegł do niego pierwszy. Próbował się z nim jakoś skontaktować, ale najemnik nie zdradzał oznak życia. Drugi spróbował William. Wlał mu do ust miksturę zdrowia. Kislewczyk zakaszlał i nieprzytomnie rozejrzał się po okolicy. Jego wzrok zatrzymał się na jakimś obiekcie. Drobna, zgrabna istotka z burzą rudych włosów na głowię rzuciła się na niego z płaczem. Jego świadomość nieoczekiwanie zaczęła pracować i nagle zrozumiał, kto przypłynął aż z Ostetmarku by go zobaczyć. Dwumetrowy, szeroki jak szafa chłop rozpłakał się z radości.
- No, zdaje się, że niespodzianka się udała - mruknął William do Rodgiera.
***
Krasnoludy z karczmy chętnie pomogły najemnikom załadować kilka wozów złota na okręt Allerona, który gotował się do odpłynięcia. Korsarz na chwilę przestał czynić uwagi na temat wysokiej zatapialności galery wypełnionej po brzegi złotem i podszedł do Maksyma. Kozak, cały w bandażach, lecz mimo tego szczęśliwy jak nigdy, stał z kumplami i miłością swojego życia na uboczu.
- Gratuluję człowieku. Kto by pomyślał, że uda ci się pozabijać tą całą zgraję morderców i psychopatów. Wiedźmi Król jest niewypowiedzianie zadowolony z twojej walki. Jest także wdzięczny mnie, że cię tutaj sprowadziłem - Mówiąc to, wskazał na ociekający klejnotami pancerz i ozdobny miecz - W ramach wdzięczności podrzucę cię gdzie tylko będziesz chciał.
Maksym, wciąż się uśmiechając, serdecznie uściskał elfa. Ten, cholernie zdziwiony jego wylewnością i oszołamiającą siłą fizyczną, jęknął cicho.
***
Mroczne Naggarond było tylko ledwo widoczną kropką na horyzoncie. Maksym stał oparty o burtę statku jak pierwszego dnia, gdy tu trafił. Alleron, pojawiwszy się znikąd, zapytał:
- Jaki kurs, najemniku ? Erengrad ? Marienburg ?
- Tilea - odpowiedział kozak.
Elf lekko się zdziwił, ale nie dał tego po sobie poznać
- Mogę wiedzieć- czemu akurat tam ?
- Niespodzianka - mruknął najemnik.
Elf nie widział sensu dalej kontynuować dyskusji.
***
Jak kończą się dzieje Maksyma z Erengradu, jednego z najwspanialszych wojowników świata i zwycięzcy Areny Śmierci ?
Maksym, wybierając Tileę na miejsce swego pobytu miał już konkretny plan. Za drobny ułamek gigantycznej sumy z nagrody kupił wielką, luksusową willę na obrzeżach Miragliano. Tam, za resztę złota, założył własną kompanię najemników, znaną później jako Złote Niedźwiedzie. Przyjaciele, który zamieszkali z nim i Agnes , byli pewni, że Kislewczyk miał już dość wojaczki, ale jak sam twierdził, nie potrafił robić niczego innego. Tyle że teraz bardzo rzadko osobiście brał udział w boju. Doczekawszy się gromadki dzieci z Agnes, wolał dowodzić kompanią z swojej willi. Lecz gdy nadarzała się odpowiednia okazja, na powrót wkładał swoją pozłacaną zbroję, dobywał potężnego miecza i mimo upływu lat, nadal niszczył swoich wrogów z potworną skutecznością.
No cóż, jakimś cudem udało mi się wygrać następną Arenę. Fart
Chciałbym podziękować Warlockowi, za NAPRAWDĘ świetne opisy walk i za przetytaniczy finał. To zdecydowanie najlepsza arena w której dotąd brałem udział.
Jak zwykle, z niecierpliwością oczekuję następnej edycji.
Po raz kolejny dzięki i do zobaczenia następnym razem !
Rodgier dobiegł do niego pierwszy. Próbował się z nim jakoś skontaktować, ale najemnik nie zdradzał oznak życia. Drugi spróbował William. Wlał mu do ust miksturę zdrowia. Kislewczyk zakaszlał i nieprzytomnie rozejrzał się po okolicy. Jego wzrok zatrzymał się na jakimś obiekcie. Drobna, zgrabna istotka z burzą rudych włosów na głowię rzuciła się na niego z płaczem. Jego świadomość nieoczekiwanie zaczęła pracować i nagle zrozumiał, kto przypłynął aż z Ostetmarku by go zobaczyć. Dwumetrowy, szeroki jak szafa chłop rozpłakał się z radości.
- No, zdaje się, że niespodzianka się udała - mruknął William do Rodgiera.
***
Krasnoludy z karczmy chętnie pomogły najemnikom załadować kilka wozów złota na okręt Allerona, który gotował się do odpłynięcia. Korsarz na chwilę przestał czynić uwagi na temat wysokiej zatapialności galery wypełnionej po brzegi złotem i podszedł do Maksyma. Kozak, cały w bandażach, lecz mimo tego szczęśliwy jak nigdy, stał z kumplami i miłością swojego życia na uboczu.
- Gratuluję człowieku. Kto by pomyślał, że uda ci się pozabijać tą całą zgraję morderców i psychopatów. Wiedźmi Król jest niewypowiedzianie zadowolony z twojej walki. Jest także wdzięczny mnie, że cię tutaj sprowadziłem - Mówiąc to, wskazał na ociekający klejnotami pancerz i ozdobny miecz - W ramach wdzięczności podrzucę cię gdzie tylko będziesz chciał.
Maksym, wciąż się uśmiechając, serdecznie uściskał elfa. Ten, cholernie zdziwiony jego wylewnością i oszołamiającą siłą fizyczną, jęknął cicho.
***
Mroczne Naggarond było tylko ledwo widoczną kropką na horyzoncie. Maksym stał oparty o burtę statku jak pierwszego dnia, gdy tu trafił. Alleron, pojawiwszy się znikąd, zapytał:
- Jaki kurs, najemniku ? Erengrad ? Marienburg ?
- Tilea - odpowiedział kozak.
Elf lekko się zdziwił, ale nie dał tego po sobie poznać
- Mogę wiedzieć- czemu akurat tam ?
- Niespodzianka - mruknął najemnik.
Elf nie widział sensu dalej kontynuować dyskusji.
***
Jak kończą się dzieje Maksyma z Erengradu, jednego z najwspanialszych wojowników świata i zwycięzcy Areny Śmierci ?
Maksym, wybierając Tileę na miejsce swego pobytu miał już konkretny plan. Za drobny ułamek gigantycznej sumy z nagrody kupił wielką, luksusową willę na obrzeżach Miragliano. Tam, za resztę złota, założył własną kompanię najemników, znaną później jako Złote Niedźwiedzie. Przyjaciele, który zamieszkali z nim i Agnes , byli pewni, że Kislewczyk miał już dość wojaczki, ale jak sam twierdził, nie potrafił robić niczego innego. Tyle że teraz bardzo rzadko osobiście brał udział w boju. Doczekawszy się gromadki dzieci z Agnes, wolał dowodzić kompanią z swojej willi. Lecz gdy nadarzała się odpowiednia okazja, na powrót wkładał swoją pozłacaną zbroję, dobywał potężnego miecza i mimo upływu lat, nadal niszczył swoich wrogów z potworną skutecznością.
No cóż, jakimś cudem udało mi się wygrać następną Arenę. Fart

Chciałbym podziękować Warlockowi, za NAPRAWDĘ świetne opisy walk i za przetytaniczy finał. To zdecydowanie najlepsza arena w której dotąd brałem udział.
Jak zwykle, z niecierpliwością oczekuję następnej edycji.
Po raz kolejny dzięki i do zobaczenia następnym razem !
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Nie ma za co
osobiście uważam, że są mocno przeciętnie no ale 
No to czekamy na kogoś, kto odważy się zrobić następną


No to czekamy na kogoś, kto odważy się zrobić następną

"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
- The WariaX
- Falubaz
- Posty: 1005
- Lokalizacja: Rybnik i okolice
Ło, mega
Gratki dla kislevczyka
choć chyba nie miał godnego siebie przeciwnika w finale
Podziękowania dla Warlocka za emocjonujące opisy walk i epicki finał
heh osobiście liczyłem, żeby chociaż jedną walkę wygrać a tu proszę aż do finału

Gratki dla kislevczyka


Podziękowania dla Warlocka za emocjonujące opisy walk i epicki finał

heh osobiście liczyłem, żeby chociaż jedną walkę wygrać a tu proszę aż do finału


Zapraszam do mojej galerii

http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=35475
Maluję na zamówienie:
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 13#p990613
ŁOOOOOO!
Squigowy wulkan wymiata!
Szkoda tylko, że teraz każda arena prowadzona przez kogoś innego będzie pozostawiała niedosyt
Obawiam się, że tego po prostu nie da się prześcignąć
Emocje takie, że człowiek po prostu utożsamiał się z walczącymi na arenie. Prawdziwe i zasłużone gratulacje 
Squigowy wulkan wymiata!

Szkoda tylko, że teraz każda arena prowadzona przez kogoś innego będzie pozostawiała niedosyt



Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
O właśnie. Też bym proponował nad tym popracować... Strzelające z kusz elfy do mnie nie przemawiają. Lepiej by było, jeśli publiczność np: pomagałaby swojemu pupilkowi przy testach złamania. Jak wiadomo - ktoś, komu nie idzie w walce i jeszcze słyszy wycie nad sobą szybciej się zlęknie i zacznie uciekać.
WFB z zasady ma w sobie troszkę losowości (kości !), więc to chyba nic złego
Poza tym już z góry byłoby wiadomo, że fluffowo silniejsze postacie wygrywałyby pojedynki, a tak to mamy zachowany element nieprzewidywalności
PS. Jest może jakiś chętny do prowadzenia następnej Areny ? Właśnie przed chwilką skończyłem nową postać


PS. Jest może jakiś chętny do prowadzenia następnej Areny ? Właśnie przed chwilką skończyłem nową postać

Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
- The WariaX
- Falubaz
- Posty: 1005
- Lokalizacja: Rybnik i okolice
Nie no sorry, ale w takim razie po co w ogóle w opcji są "słabsze" postacie do wzięcia?jak skaveński slave wygrywa z chosenem...
Rozumiem, że to nie fajnie wygląda jak skaven rozwala po kolei zawodników, czy to goblin nagle uwala ogra jednym hitem.
Imho musi być coś, co sprawia, że nie ma z góry pewniaka (chociaż pod tym względem to chyba arena dalej kuleje? nie wiem, nie znam się). Publiczność to bardzo ciekawy pomysł


Zapraszam do mojej galerii

http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=35475
Maluję na zamówienie:
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 13#p990613
oni rzucają nie prują z kusz
W finale pruli gdyż takie było życzenie Klafutiego
Nowi Mistrzu Areny, przybądź
@Wariax: no moja pierwsza kulała, ale na tej ostatniej postarałem się, rozpisałem statystyki każdej postaci na pierdylion kawałeczków i wyeliminowałem moliwość PG. Co z tego, że Grung Stalowe Ramie miał 3 ataki, skoro jego siła była zbyt mała, aby przebić porządny pancerz. Z kolei Karus miał 2, ale raczej średnio mu przychodziło trafianie przeciwników. Jeśli jednak trafił - kaplica. Pech chciał trafił na fanola. Wybacz, ale jeśli trafia cię kilkunastokilogramowa, rozpedzona kula to pancerz na niewiele Ci się przyda. Maksym miał jeden atak, a mimo wszytko wygrał - szczęście w kostkach. A tak w ogóle to w finale publiczność nie miała wpływu na grę - była tylko w opisie.
Pozdrawiam. Warlock.
W finale pruli gdyż takie było życzenie Klafutiego

Nowi Mistrzu Areny, przybądź

@Wariax: no moja pierwsza kulała, ale na tej ostatniej postarałem się, rozpisałem statystyki każdej postaci na pierdylion kawałeczków i wyeliminowałem moliwość PG. Co z tego, że Grung Stalowe Ramie miał 3 ataki, skoro jego siła była zbyt mała, aby przebić porządny pancerz. Z kolei Karus miał 2, ale raczej średnio mu przychodziło trafianie przeciwników. Jeśli jednak trafił - kaplica. Pech chciał trafił na fanola. Wybacz, ale jeśli trafia cię kilkunastokilogramowa, rozpedzona kula to pancerz na niewiele Ci się przyda. Maksym miał jeden atak, a mimo wszytko wygrał - szczęście w kostkach. A tak w ogóle to w finale publiczność nie miała wpływu na grę - była tylko w opisie.
Pozdrawiam. Warlock.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
- The WariaX
- Falubaz
- Posty: 1005
- Lokalizacja: Rybnik i okolice

To wielki szacun za tak włożoną pracę

Zdradź mi tylko, co daje umiejętność sadysta?


Zapraszam do mojej galerii

http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=35475
Maluję na zamówienie:
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 13#p990613