EURO
- Barbarossa
- Mniejsze zło
- Posty: 5612
Bitwa 1 - Węgrzy (DL)
Dostałem w ramach promocji węgierski DL. 2xplagueriderzy, 2xnurglingi, gigantyczny klocek plaguebearerów z wardem 4+, demon princem i heraldem. Mało dispela (2 scrolle, 4 kości). Taka przetrzymywaczka hardkorowa. Wystawił kloc w środku i riderów+nurglingi na każdej flance. Ja na jednej wystawiłem trochę śmiecia, żeby karmić jednych plagueriderów, a na drugiej BK, żeby zjeść drugich i oflankować klocek.
Wiedziałem, że przebicie się przez te wszystkie demony będzie wymagało czasu. Koleś zagrał na przetrzymanie, tzn. wsadził demona i BSB do klocka piechoty i wyszedł nurglingami do przodu. W 2 turze wpadłem BK w nurglingi na prawej flance, licząc na trafianie na 3+, lordem się ustawiłem nieco z tyłu. Nurglingi dzielnie walczyły, a raczej moi black knighci dawali ciała - mieli przez całą bitwę średnio ze 2 hity z 6 ataków co turę. Dlatego nurglingi uległy o rundę h-t-h za późno, żebym zrobił wjazd lordem i knightami we flankę plaguebearerów w 4 turze. Lord w międzyczasie zarąbał jednych riderów od flanki, drugich nakarmiłem pieskami (4wilki + doom wolf trzymają toto 2 rundy
W sumie przykrość w postaci BK od flanki i wampira od flanki spotkała klocek plaguebearerów w 5 rundzie. Niestety tak korzystne ustawienie kosztowało, bo musiałem nakarmić demony fell batami i wilkami za 400 punktów w sumie i jakimiś wskrzeszonymi zombie. Niestety, ponieważ BK jak poprzednio ssali i nic nie trafiali, nie przebiłem się przez demony do końca bitwy i wyszedł remis. Pierwsza bitwa, w której zabrakło mi tury do pojechania przeciwnika... Tak wyglądała większość moich remisów na tym turnieju .
Bitwa 2 - Duńczycy (El Ray - Bretka)
Oczywiście bardzo mi zależało, żeby El Raya wgnieść w glebę. Niestety wygrał rzut i zabrał mi domek (gdybym był Malalem, to bym się popłakał). Generalnie wystawił się tak, że wszystkie lance były na jednej flance, poza jednymi errantami na drugiej. Na errantów posłałem duszki, a reszta mojej armii poszła na środek stołu.
W pierwszej turze wykonałem dość agresywne ruchy. Lord na WN poleciał przed domek i stanął w zasięgu popychaczki na flankę armii el raya. Wystawiłem duszki na szarżę errantów i przygotowałem drobną kontrę z boku, jedne wilki sobie wyjechały, żeby spróbować ściągnąć errantów z drugiej flanki pod black knightów. Dwa scrolle poszły.
W drugiej turze el ray zaszarżował lancą z BSB i herosem na wilki w sposób dość wyrachowany, żeby mieć overrun w BK, ale szokująco zaryzykował - miał do nich ok. 13,5 cala, musiał rzucić 14+ na overrun, w przeciwnym wypadku zasysał mega ból. Wystawił też lancę z generałem tak, żeby mojego wampira złapać, wystawił się pegazami pod moje psy i tyle. I zrobił zdjęcie swojej "rozkminy". Niestety na overrun rzucił 17. Potem wykorzystał falcon horna, żeby powstrzymać wampira od szarży w bok tego klocka w moich black knightach, co było do przewidzenia.
W mojej turze z kolei zaszarżowałem pegazy wilkami, żeby je przetrzymać - ale oblały fear i wpadły w domek, bonus dla mnie i chyba jedyny moment farta w tej grze. Potem ustawiłem się wampirem bliżej combatu z black knightami, zasłaniając go psami od szarży lancy z generałem. Na flance bawiłem się w szachy - duszki + banshee kontra erranci, banshee zabiła 3 krzykiem.
Z magii znów zeszły dwa scrolle. Szarża we front black knightów, jak to szarża w black knightów - kilku zabił, ale ugrzązł, co mógł przewidzieć - nie zabija się 15 w dwie tury lancą realmów, a bohaterów nie miał złożonych do mordowania kawalerii. W zasadzie przy dobrych rzutach w drugiej turze CC mogłem mu jeszcze założyć fear outnumber.
W swojej turze trochę podjechał resztą lanc, lancą z generałem zaszarżowałem w blokujące wilki. Niestety w CC zrobił black knightom totalny disaster - z mieszaniny ataków z S4 i 3 wytłukł prawie wszystkich.
W swojej 3 zacząłem zbierać żniwa. Wampir wpadł w klocek z bohaterami od boku, wyzwał challenge, wgniótł BSB w glebę, odzyskał sztandar BK, niestety nie złapał klocka. Z overruna wpadł w errantów od boku. Duszki zaszarżowały innych errantów. Na polu bitwy zaczynało wyglądać obiecująco - oddawszy 500 pkt odbiłem je sobie z nawiązką, wyciągnąłem wszystkie scrolle i horna. w 3 turze el ray usiłował jeszcze gdzieś dotrzeć na czas lancą z lordem oraz gralami, ale mu nie wychodziło. Wampir przebił się przez errantów, ale lanca męczona przez duszki rzuciła dwie jedynki na fear+outnumber.
W jego trzeciej podjechał klockiem z generałem na tył duszków. Co by mu niewiele dało, gdyby lanca w której stały duszki nie rzuciła znów dwóch jedynek na fear+outnumber.
W czwartej wbiłem się w przetrzebiony klocek z paladynem, któremu wcześniej zabrałem sztandar. Żeby nie dostać szarży od zombie, ustawił się po zebraniu w kreskę, więc miał tylko outnumber. Paladyn dostał straszny wklep, próbował wardować i nawet mu nieźle szło - dopóki mu nie przypomniałem, że ta lanca już uciekała. Więc został wbity w glebę, wygrałem o +5. Zgadnijcie, co rzucił El Ray na brejka. Chyba mu się na kostkach zapodziały wszystkie jedynki pożyczone od kolegi Dwarfa.
Duszki wreszcie zbrejkowały errantów. Za późno.
W jego czwartej rozwalił duszki, ja zmacerowałem i zgoniłem resztę lancy wampirem. Nadal byłem optymistą - miałem jeszcze dwie tury, El Rayowi zostały 3 lance z generałem, ja straciłem BK, śmieci za jakieś 200-300 punktów... i niestety także duszki. Więc już prowadziłem, nawet bez liczenia sztandarów, a miałem 2 popychaczki i dużo lepszą sytuację taktyczną. Tyle, że teraz jedynki pożyczone od dwarfa przeszły na mnie - przez 2 tury nie upolowałem ani jednej lancy z popychaczek, rzucajac 3 miscasty i jeden raz za mało. Generalnie miał tylko książeczkę do dispelowania. Wessał mi jeszcze kuszników i wskrzeszonych zombie. Remis. Znów - o turę za mało, żebym sklepał sobie soczystą lancę i wywalczył 14-6. Po tej bitwie miałem ogromne poczucie niedosytu, bo wystarczyłoby na przykład, że duszki przepchnęły swoich errantów - wtedy uciekłbym generałowi, miałbym 195 punktów + 100 za sztandar, a gdyby mi jeszcze JAKAKOLWIEK z 4 popychaczka wyszła, to dodatkową lancę ze sztandarem do kompletu, bo nie wydispelowałby popychaczki i książki. Spoko mogłem zrobić 14-6, albo nawet lepiej.
Bitwa 3 Norwegia (Sylvania)
Sam błagałem o tę Sylwanię Młodego. A wyszło.... Moje Waterloo, mój "free frag", moje Ogry. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć trzy rzeczy. Primo - przeciwnika miałem naprawdę godnego i dobrze kombinującego. Duo - ja kminiłem gorzej, bo byłem turbozmęczony po nocnej jeździe i bitwach, w szczególności z El Rayem. No i wreszcie - nadal mnie prześladował lekki pech kościany. Szczególnie w kluczowym momencie, kiedy wynik bitwy sprowadził się do jednego rzutu. Przeciwnik miał 33% szans na wina, i mu się udało.
No ale cóż. Zacząłem bitwę bardzo agresywnie - podjechałem black knightami na maksa, a nawet bardziej (popychaczka), duszkami też, wampira zaparkowałem flankująco tuz przed laskiem. Przed black knightami stało kilka 12-zombiowych klocków piechoty z wampirem i thrallem oraz black coach, więc sadziłem, że nie ma bata - wydispeluję wskrzeszenia i po prostu się od razu wgryzę w mięcho. Jeden marker zneutralizowałem stawiając na nim ghule.
Mój przeciwnik zrobił jedyną rzecz, jaką mógł zrobić - zaszarżował black knightów coachem, żeby przetrzymać. Następnie ustawił swoje 3 12- osobowe klocki piechoty i wilki jak puzle, żebym nie miał szans na wjazd wampirem w bok coacha. Ruszył swoich BK, żeby mieć flankę moich, i ustawił własne jednostki, abym żebym fizycznie nie mógł wstawić nic pomiędzy. Do tego zasłonił flankę swoich BK 5 wilkami przed szarżą przetrzymującą 5 fell batów, które właśnie po to tam były (kombinowałem, że jak wywheeluje mało, to go nakarmię, a jak wywheeluje dużo, to go z flanki przytrzymam).
Zaiste poczułem się nieco rozkminiony, choć plan Norwega miał jeden bardzo słaby punkt, który wykorzystałem - zaszarżowałem 5tką fell batów w 5 wilków chroniących flankę jego BK. Gdybym się przebił, BK by stali w następnej i miałbym kłopot z głowy. Z drugiej strony zacząłem wampirem i duszkami zjadać te 12-osobowe klocki ze sztandarami od flanki. W sumie wynik bitwy zależał teraz tylko i wyłącznie od fell batów. Dwie rany by starczyły. Oczywiście dały dupy po całej linii i trafiły raz, nie zadając rany. Typowe. Coach stał w BK. Drugi coach rozmontowywałem wskrzeszonymi zombie na flance po tym, jak dał się złapać fell batami w bok.
W swojej drugiej turze Norweg wbił się BK oraz samotnym generałem. Tu mój szacunek dla jego myślenia nieco zmalał, bo wyszarżowanie wampirem nie było mądre ani potrzebne - mój wampir szalał na jego flance i w zależności od rzutów mogło się to skończyć sytuacją, kiedy ja nie mam BK, a on ma w generale (jedyna ochrona = cursed book) blood dragona z rerolami hitów i S7, o czym wiedział. Bez popychaczki, po prostu po overrunie przez coacha
Ale znów rzuty szły mi opornie, więc zjadłem klocek szkieletów za późno.
Przez następne kilka tur stracił dwa regony piechoty ze sztandarami, coacha i duszki, wszystkie psy; ja oddałem BK ze sztandarem i niewiele więcej, więc nawet nie było źle. W okolicach czwartej wpadłem z popychaczki, której nie miał już czym dispelować, w jego samotnego wampira - dokładnie po tym jak on wpadł zombiakami (popychaczka z IFki) w bok moich duszków. Jego generał nie przeżył, w następnej turze nie miał jak się schować, zaś BK przed jednoczesną szarżą pełnego klocka wskrzeszonych zombie i generała w układzie kanapkowym. Zapowiadało się na win o jakieś 1000-1500 pkt bez problemu.
Niestety znów sobotnie rzuty dały mi popalić - jego zombie, którzy blokowali BK, sypnęli się o bardzo dużo, dzięki czemu udało mu się wyszarżować wight lordem z sword of the kings w mojego generała. Trafiał na 5+ (jeden hit) killing blow (5+)... i shit. Na sypaniu wyszedłem dużo gorzej, bo nie miałem już BK, czary też stały się bezużyteczne, bo nie miałem po co wskrzeszać - ani czego pchać. Wielka lipa, splewiłem na maksa dostając 14 z armią, którą powinienem był pojechać strasznie. Shit happens.
Tyle o sobocie. Generalnie byłem zdegustowany. Miałem dosłownie raz lekkiego farta (pegazy oblały fear na wilkach). Poza tym moja armia grała jak w komedii, a nie walczyła - non stop splewiałem ataki, black knighci nic nie robili, kiedy przeciwnik był bezbronny przed magią jak kaczuszka - miscastowałem. Gdyby nie dwa ważne rzuty w ostatniej bitwie (10 ataków fell batów nie zabiło 2 wilków, wampir dostał KB), oba na moją niekorzyść, mielibyśmy wina z Norwegią, tak wyszedł remis.
CDN....
O niedzielnych bitwach, kiedy szczęście mi się wyrównało, a w ostatniej zamieniło w turbofarta z pietruszką.
Dostałem w ramach promocji węgierski DL. 2xplagueriderzy, 2xnurglingi, gigantyczny klocek plaguebearerów z wardem 4+, demon princem i heraldem. Mało dispela (2 scrolle, 4 kości). Taka przetrzymywaczka hardkorowa. Wystawił kloc w środku i riderów+nurglingi na każdej flance. Ja na jednej wystawiłem trochę śmiecia, żeby karmić jednych plagueriderów, a na drugiej BK, żeby zjeść drugich i oflankować klocek.
Wiedziałem, że przebicie się przez te wszystkie demony będzie wymagało czasu. Koleś zagrał na przetrzymanie, tzn. wsadził demona i BSB do klocka piechoty i wyszedł nurglingami do przodu. W 2 turze wpadłem BK w nurglingi na prawej flance, licząc na trafianie na 3+, lordem się ustawiłem nieco z tyłu. Nurglingi dzielnie walczyły, a raczej moi black knighci dawali ciała - mieli przez całą bitwę średnio ze 2 hity z 6 ataków co turę. Dlatego nurglingi uległy o rundę h-t-h za późno, żebym zrobił wjazd lordem i knightami we flankę plaguebearerów w 4 turze. Lord w międzyczasie zarąbał jednych riderów od flanki, drugich nakarmiłem pieskami (4wilki + doom wolf trzymają toto 2 rundy
W sumie przykrość w postaci BK od flanki i wampira od flanki spotkała klocek plaguebearerów w 5 rundzie. Niestety tak korzystne ustawienie kosztowało, bo musiałem nakarmić demony fell batami i wilkami za 400 punktów w sumie i jakimiś wskrzeszonymi zombie. Niestety, ponieważ BK jak poprzednio ssali i nic nie trafiali, nie przebiłem się przez demony do końca bitwy i wyszedł remis. Pierwsza bitwa, w której zabrakło mi tury do pojechania przeciwnika... Tak wyglądała większość moich remisów na tym turnieju .
Bitwa 2 - Duńczycy (El Ray - Bretka)
Oczywiście bardzo mi zależało, żeby El Raya wgnieść w glebę. Niestety wygrał rzut i zabrał mi domek (gdybym był Malalem, to bym się popłakał). Generalnie wystawił się tak, że wszystkie lance były na jednej flance, poza jednymi errantami na drugiej. Na errantów posłałem duszki, a reszta mojej armii poszła na środek stołu.
W pierwszej turze wykonałem dość agresywne ruchy. Lord na WN poleciał przed domek i stanął w zasięgu popychaczki na flankę armii el raya. Wystawiłem duszki na szarżę errantów i przygotowałem drobną kontrę z boku, jedne wilki sobie wyjechały, żeby spróbować ściągnąć errantów z drugiej flanki pod black knightów. Dwa scrolle poszły.
W drugiej turze el ray zaszarżował lancą z BSB i herosem na wilki w sposób dość wyrachowany, żeby mieć overrun w BK, ale szokująco zaryzykował - miał do nich ok. 13,5 cala, musiał rzucić 14+ na overrun, w przeciwnym wypadku zasysał mega ból. Wystawił też lancę z generałem tak, żeby mojego wampira złapać, wystawił się pegazami pod moje psy i tyle. I zrobił zdjęcie swojej "rozkminy". Niestety na overrun rzucił 17. Potem wykorzystał falcon horna, żeby powstrzymać wampira od szarży w bok tego klocka w moich black knightach, co było do przewidzenia.
W mojej turze z kolei zaszarżowałem pegazy wilkami, żeby je przetrzymać - ale oblały fear i wpadły w domek, bonus dla mnie i chyba jedyny moment farta w tej grze. Potem ustawiłem się wampirem bliżej combatu z black knightami, zasłaniając go psami od szarży lancy z generałem. Na flance bawiłem się w szachy - duszki + banshee kontra erranci, banshee zabiła 3 krzykiem.
Z magii znów zeszły dwa scrolle. Szarża we front black knightów, jak to szarża w black knightów - kilku zabił, ale ugrzązł, co mógł przewidzieć - nie zabija się 15 w dwie tury lancą realmów, a bohaterów nie miał złożonych do mordowania kawalerii. W zasadzie przy dobrych rzutach w drugiej turze CC mogłem mu jeszcze założyć fear outnumber.
W swojej turze trochę podjechał resztą lanc, lancą z generałem zaszarżowałem w blokujące wilki. Niestety w CC zrobił black knightom totalny disaster - z mieszaniny ataków z S4 i 3 wytłukł prawie wszystkich.
W swojej 3 zacząłem zbierać żniwa. Wampir wpadł w klocek z bohaterami od boku, wyzwał challenge, wgniótł BSB w glebę, odzyskał sztandar BK, niestety nie złapał klocka. Z overruna wpadł w errantów od boku. Duszki zaszarżowały innych errantów. Na polu bitwy zaczynało wyglądać obiecująco - oddawszy 500 pkt odbiłem je sobie z nawiązką, wyciągnąłem wszystkie scrolle i horna. w 3 turze el ray usiłował jeszcze gdzieś dotrzeć na czas lancą z lordem oraz gralami, ale mu nie wychodziło. Wampir przebił się przez errantów, ale lanca męczona przez duszki rzuciła dwie jedynki na fear+outnumber.
W jego trzeciej podjechał klockiem z generałem na tył duszków. Co by mu niewiele dało, gdyby lanca w której stały duszki nie rzuciła znów dwóch jedynek na fear+outnumber.
W czwartej wbiłem się w przetrzebiony klocek z paladynem, któremu wcześniej zabrałem sztandar. Żeby nie dostać szarży od zombie, ustawił się po zebraniu w kreskę, więc miał tylko outnumber. Paladyn dostał straszny wklep, próbował wardować i nawet mu nieźle szło - dopóki mu nie przypomniałem, że ta lanca już uciekała. Więc został wbity w glebę, wygrałem o +5. Zgadnijcie, co rzucił El Ray na brejka. Chyba mu się na kostkach zapodziały wszystkie jedynki pożyczone od kolegi Dwarfa.
Duszki wreszcie zbrejkowały errantów. Za późno.
W jego czwartej rozwalił duszki, ja zmacerowałem i zgoniłem resztę lancy wampirem. Nadal byłem optymistą - miałem jeszcze dwie tury, El Rayowi zostały 3 lance z generałem, ja straciłem BK, śmieci za jakieś 200-300 punktów... i niestety także duszki. Więc już prowadziłem, nawet bez liczenia sztandarów, a miałem 2 popychaczki i dużo lepszą sytuację taktyczną. Tyle, że teraz jedynki pożyczone od dwarfa przeszły na mnie - przez 2 tury nie upolowałem ani jednej lancy z popychaczek, rzucajac 3 miscasty i jeden raz za mało. Generalnie miał tylko książeczkę do dispelowania. Wessał mi jeszcze kuszników i wskrzeszonych zombie. Remis. Znów - o turę za mało, żebym sklepał sobie soczystą lancę i wywalczył 14-6. Po tej bitwie miałem ogromne poczucie niedosytu, bo wystarczyłoby na przykład, że duszki przepchnęły swoich errantów - wtedy uciekłbym generałowi, miałbym 195 punktów + 100 za sztandar, a gdyby mi jeszcze JAKAKOLWIEK z 4 popychaczka wyszła, to dodatkową lancę ze sztandarem do kompletu, bo nie wydispelowałby popychaczki i książki. Spoko mogłem zrobić 14-6, albo nawet lepiej.
Bitwa 3 Norwegia (Sylvania)
Sam błagałem o tę Sylwanię Młodego. A wyszło.... Moje Waterloo, mój "free frag", moje Ogry. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć trzy rzeczy. Primo - przeciwnika miałem naprawdę godnego i dobrze kombinującego. Duo - ja kminiłem gorzej, bo byłem turbozmęczony po nocnej jeździe i bitwach, w szczególności z El Rayem. No i wreszcie - nadal mnie prześladował lekki pech kościany. Szczególnie w kluczowym momencie, kiedy wynik bitwy sprowadził się do jednego rzutu. Przeciwnik miał 33% szans na wina, i mu się udało.
No ale cóż. Zacząłem bitwę bardzo agresywnie - podjechałem black knightami na maksa, a nawet bardziej (popychaczka), duszkami też, wampira zaparkowałem flankująco tuz przed laskiem. Przed black knightami stało kilka 12-zombiowych klocków piechoty z wampirem i thrallem oraz black coach, więc sadziłem, że nie ma bata - wydispeluję wskrzeszenia i po prostu się od razu wgryzę w mięcho. Jeden marker zneutralizowałem stawiając na nim ghule.
Mój przeciwnik zrobił jedyną rzecz, jaką mógł zrobić - zaszarżował black knightów coachem, żeby przetrzymać. Następnie ustawił swoje 3 12- osobowe klocki piechoty i wilki jak puzle, żebym nie miał szans na wjazd wampirem w bok coacha. Ruszył swoich BK, żeby mieć flankę moich, i ustawił własne jednostki, abym żebym fizycznie nie mógł wstawić nic pomiędzy. Do tego zasłonił flankę swoich BK 5 wilkami przed szarżą przetrzymującą 5 fell batów, które właśnie po to tam były (kombinowałem, że jak wywheeluje mało, to go nakarmię, a jak wywheeluje dużo, to go z flanki przytrzymam).
Zaiste poczułem się nieco rozkminiony, choć plan Norwega miał jeden bardzo słaby punkt, który wykorzystałem - zaszarżowałem 5tką fell batów w 5 wilków chroniących flankę jego BK. Gdybym się przebił, BK by stali w następnej i miałbym kłopot z głowy. Z drugiej strony zacząłem wampirem i duszkami zjadać te 12-osobowe klocki ze sztandarami od flanki. W sumie wynik bitwy zależał teraz tylko i wyłącznie od fell batów. Dwie rany by starczyły. Oczywiście dały dupy po całej linii i trafiły raz, nie zadając rany. Typowe. Coach stał w BK. Drugi coach rozmontowywałem wskrzeszonymi zombie na flance po tym, jak dał się złapać fell batami w bok.
W swojej drugiej turze Norweg wbił się BK oraz samotnym generałem. Tu mój szacunek dla jego myślenia nieco zmalał, bo wyszarżowanie wampirem nie było mądre ani potrzebne - mój wampir szalał na jego flance i w zależności od rzutów mogło się to skończyć sytuacją, kiedy ja nie mam BK, a on ma w generale (jedyna ochrona = cursed book) blood dragona z rerolami hitów i S7, o czym wiedział. Bez popychaczki, po prostu po overrunie przez coacha
Ale znów rzuty szły mi opornie, więc zjadłem klocek szkieletów za późno.
Przez następne kilka tur stracił dwa regony piechoty ze sztandarami, coacha i duszki, wszystkie psy; ja oddałem BK ze sztandarem i niewiele więcej, więc nawet nie było źle. W okolicach czwartej wpadłem z popychaczki, której nie miał już czym dispelować, w jego samotnego wampira - dokładnie po tym jak on wpadł zombiakami (popychaczka z IFki) w bok moich duszków. Jego generał nie przeżył, w następnej turze nie miał jak się schować, zaś BK przed jednoczesną szarżą pełnego klocka wskrzeszonych zombie i generała w układzie kanapkowym. Zapowiadało się na win o jakieś 1000-1500 pkt bez problemu.
Niestety znów sobotnie rzuty dały mi popalić - jego zombie, którzy blokowali BK, sypnęli się o bardzo dużo, dzięki czemu udało mu się wyszarżować wight lordem z sword of the kings w mojego generała. Trafiał na 5+ (jeden hit) killing blow (5+)... i shit. Na sypaniu wyszedłem dużo gorzej, bo nie miałem już BK, czary też stały się bezużyteczne, bo nie miałem po co wskrzeszać - ani czego pchać. Wielka lipa, splewiłem na maksa dostając 14 z armią, którą powinienem był pojechać strasznie. Shit happens.
Tyle o sobocie. Generalnie byłem zdegustowany. Miałem dosłownie raz lekkiego farta (pegazy oblały fear na wilkach). Poza tym moja armia grała jak w komedii, a nie walczyła - non stop splewiałem ataki, black knighci nic nie robili, kiedy przeciwnik był bezbronny przed magią jak kaczuszka - miscastowałem. Gdyby nie dwa ważne rzuty w ostatniej bitwie (10 ataków fell batów nie zabiło 2 wilków, wampir dostał KB), oba na moją niekorzyść, mielibyśmy wina z Norwegią, tak wyszedł remis.
CDN....
O niedzielnych bitwach, kiedy szczęście mi się wyrównało, a w ostatniej zamieniło w turbofarta z pietruszką.
Pieprze ten temat, jest tak wymoderowany ze nia mam zielonego pojecia co sie wlasciwie stalo?! No ale domyslam sie, JJ to zaklamana zmija, obiecal na TROPIKu nie sedziowac i nie grac w WFB tylko przygotowywac grila i kielbaski graczom
Co do turnieju to wjazdy na JJ to lekka przesada, ale JJ zdaje sie tez dobrze nie zrobil. Nie ma co sie juz bulwersowac, JJ zrobi kielbaski (takie z grila, nie graczom) na najblizszym turnieju i sie zastanowimy czy mu wybaczyc, jak nie to sprzedamy go na organy i zrekompensujemy spoleczenstwu krzywde jakiej doznalo drugim miejscem reprezentacji. Poswiece sie i wezme to na sibie, moge byc benfeicjentem tego zadoscuczynienia (kielbasek zreszta tez).
A w ogole to szkoda ze mnie nie bylo, ale gratki chlopaki bo z dwojaga zamiast dupy daliscie popalic jestem z was dumny chlip chlip
Co do turnieju to wjazdy na JJ to lekka przesada, ale JJ zdaje sie tez dobrze nie zrobil. Nie ma co sie juz bulwersowac, JJ zrobi kielbaski (takie z grila, nie graczom) na najblizszym turnieju i sie zastanowimy czy mu wybaczyc, jak nie to sprzedamy go na organy i zrekompensujemy spoleczenstwu krzywde jakiej doznalo drugim miejscem reprezentacji. Poswiece sie i wezme to na sibie, moge byc benfeicjentem tego zadoscuczynienia (kielbasek zreszta tez).
A w ogole to szkoda ze mnie nie bylo, ale gratki chlopaki bo z dwojaga zamiast dupy daliscie popalic jestem z was dumny chlip chlip
Ten temat nie jest W OGÓLE wymoderowany, pomijając ocenzurowanie przeze mnie wulgaryzmów.
Admin-cieć: póki forum działa, jestem niewidoczny
A tak serio: rzadko bywam na forum, rzadko sprawdzam PMki. W sprawach ogólnoforumowych lepiej kontaktować się z innymi administratorami. Najlepszy kontakt ze mną to mail: tomekrs@o2.pl
A tak serio: rzadko bywam na forum, rzadko sprawdzam PMki. W sprawach ogólnoforumowych lepiej kontaktować się z innymi administratorami. Najlepszy kontakt ze mną to mail: tomekrs@o2.pl
- Barbarossa
- Mniejsze zło
- Posty: 5612
Bitwa 4 - vs. Rosja (Empire)
Stanąłem naprzeciwko imperium ze steam tankiem, 2 działami i kawalerii. Jego mocną stroną był lord na gryfie. Słabą - tragiczna antymagia, tylko 4 kostki i 2 scrolle. Wylosowałem 3 popychaczki.
Rozstawiliśmy się mniej więcej na całej szerokości stołu, choć ja schowałem się za górką przed strzelaniem i wampir oraz black knighci nie oberwali z pierwszej salwy, która tylko trochę popieściła fell baty.
W mojej pierwszej turze przeciwnik zrobił megabłąd. Wpierw wpuścił wskrzeszanie oddziału zombie pod działem w lesie, za którym schowany był mag. Potem rzuciłem 11 na popychanie. Dispelował z 3 kości i mu nie wyszło. Wpadłem zombie w działo, overrun w maga (flee - na styk dał radę, ale w następnej mojej turze uciekł od szarży tych zombie, więc nie wykorzystał nawet scrolli).
Po magu było już prosto. Czołg od drugiej tury walczył z duszkami. Gryfa nawet raz złapałem na psy, ale z obawy przed van horstmannem wypuściłem, znajdując sobie lepszy cel dla wampira (kawalerię). Fell baty zjadły pozostałe działo i hellstruma, black knighci zwinęli knightów i flagellantów. W mojej piątej zrobiłem coup de grace - black knighci w gryfa, zombie we flankę gryfa, wskrzeszeni zombie we flankę kawalerii, wampir w tył czołgu, innych figurek na stole imperium nie miało. Ogólnie splewiłem tylko na czołgu, bo się do końca bitwy utrzymał na jednym woundzie, reszta zniszczona / zagoniona. 20-0, straciłem trochę psów i połowę BK od ostrzału tanka, działa i hellsturma. Rzuty miałem mniej więcej statystyczne - wielka poprawa po poprzednim dniu.
Bitwa 5 - vs Włochy, Vampire Counts, Singh Lovedeep
Zostałem wystawiony i dostałem armię, która mi bardzo nie pasowała - wampiry na rozlicznych klockach zombie bez sztandarów + grave guard z niezniszczalnym strigoiem i dwoch nekrosów. Ta armia powinna była raczej przypaść Thurionowi - on by im zrobił 20-0, ja musiałem kombinować jak wyrwać punkty, żeby nie było remisu. Kombinowałem dobrze, tj. zrobiłem refused flank, jego piechota generalnie trafiała w próżnię, a moi black knighci i wampir mieli się posilić prawym skrzydłem. Włoch próbował wałować tylko raz, przy wystawianiu, jak zobaczył refused flanka i chciał "wystawić" oddział zombie, który mu się na tej flance wcześniej było wystawiło, a który teraz stanowił łatwe punkty. Przez 5 minut się zarzekał, że go jeszcze nie wystawiał. Dobra - liczymy oddziały. Ja mam na stole 10, on - 8 (7 bez tego oddziału zombie). Zgodził się, że może jednak wystawił zombie, dalsza gra była bez najdrobniejszych ekscesów, bardzo przyjemna.
Tak do trzeciej tury wszystko szło zgodnie z planem - wyrywałem punkty i zapowiadało się, że cyknę 14-6. Zabiłem kusznikami maneatera (jedyną warzywną część armii), black knighci przejechali się po 20 zombie, wampir skosił jakieś plewy, reszta armii trzymała dystans i generalnie udawała groźniejszą, niż była (duszki, ghule, kusznicy, wskrzeszone zombie i kilka fastów mieli przed sobą cała armię Włocha). Do tego miałem komplet scrolli, a przeciwnik jeden zużył.
Włoch w czwartej wyjechał grave guardem na maksa, a potem go popchnął z IF w duchy. Było to średnio mądre, bo w ten sposób odbiegł o 16" od reszty swojej piechoty i nekrosów mając na jednej flance GG moich black knightów i wampira, a dookoła regimentu tyle pojedynczych regonów kawalerii, batów, ghuli i wskrzeszonych zombie, że nie miał bladej szansy się przebić ani nawet za bardzo wykręcić. Minus był oczywiście taki, że skosił mi duchy, a potem fell baty, w które overrunował, a potem jeszcze trochę plewa, którym go karmiłem... Natomiast już w piątej miał pełen komplet black knightów we flance. Wampirem poleciałem zapolować na klocek z nekrosami. Niestety i tu, i tu sprawa się przeciągnęła. Z wytchnieniem ulgi wampir i pozostałych dwóch grave guardów z black knightami we flance przyjęli remis w 6 turze.
W tej grze mam trochę do siebie żal - od 5 tury grałem na big wina, bo co pewien czas koło stołu przebiegał Thurion i lamentował, że jesteśmy strasznie w plecy (na tym etapie chyba dostaliśmy jeden raz bardzo, a na kilku stołach sytuacja wyglądała niewesoło). Dlatego zagrałem po bandzie, licząc, że bez scrolli nie wydispeluje mi popychaczek i dam radę skroić zarówno GG, jak i nekrosów w regimencie szkieli, a to by mi dało maskę. Niestety nie wyszło. Ale gdybym w piątej zastawił się na GG wampirem i wpadł w szóstej, zabiłbym strigoia i zrobił 14. Myślałem, że sytuacja jest na tyle hardcorowa, że muszę próbować wyszarpać tą 20, bo 14 może nawet na remis nie starczy. Patrząc wstecz był to wielki błąd - świadomie zaryzykowałem, mając w kieszeni 14, i się nie udało.
CDN.... (ostatnia bitwa z dwarfami - megapuszki i megafart)
Stanąłem naprzeciwko imperium ze steam tankiem, 2 działami i kawalerii. Jego mocną stroną był lord na gryfie. Słabą - tragiczna antymagia, tylko 4 kostki i 2 scrolle. Wylosowałem 3 popychaczki.
Rozstawiliśmy się mniej więcej na całej szerokości stołu, choć ja schowałem się za górką przed strzelaniem i wampir oraz black knighci nie oberwali z pierwszej salwy, która tylko trochę popieściła fell baty.
W mojej pierwszej turze przeciwnik zrobił megabłąd. Wpierw wpuścił wskrzeszanie oddziału zombie pod działem w lesie, za którym schowany był mag. Potem rzuciłem 11 na popychanie. Dispelował z 3 kości i mu nie wyszło. Wpadłem zombie w działo, overrun w maga (flee - na styk dał radę, ale w następnej mojej turze uciekł od szarży tych zombie, więc nie wykorzystał nawet scrolli).
Po magu było już prosto. Czołg od drugiej tury walczył z duszkami. Gryfa nawet raz złapałem na psy, ale z obawy przed van horstmannem wypuściłem, znajdując sobie lepszy cel dla wampira (kawalerię). Fell baty zjadły pozostałe działo i hellstruma, black knighci zwinęli knightów i flagellantów. W mojej piątej zrobiłem coup de grace - black knighci w gryfa, zombie we flankę gryfa, wskrzeszeni zombie we flankę kawalerii, wampir w tył czołgu, innych figurek na stole imperium nie miało. Ogólnie splewiłem tylko na czołgu, bo się do końca bitwy utrzymał na jednym woundzie, reszta zniszczona / zagoniona. 20-0, straciłem trochę psów i połowę BK od ostrzału tanka, działa i hellsturma. Rzuty miałem mniej więcej statystyczne - wielka poprawa po poprzednim dniu.
Bitwa 5 - vs Włochy, Vampire Counts, Singh Lovedeep
Zostałem wystawiony i dostałem armię, która mi bardzo nie pasowała - wampiry na rozlicznych klockach zombie bez sztandarów + grave guard z niezniszczalnym strigoiem i dwoch nekrosów. Ta armia powinna była raczej przypaść Thurionowi - on by im zrobił 20-0, ja musiałem kombinować jak wyrwać punkty, żeby nie było remisu. Kombinowałem dobrze, tj. zrobiłem refused flank, jego piechota generalnie trafiała w próżnię, a moi black knighci i wampir mieli się posilić prawym skrzydłem. Włoch próbował wałować tylko raz, przy wystawianiu, jak zobaczył refused flanka i chciał "wystawić" oddział zombie, który mu się na tej flance wcześniej było wystawiło, a który teraz stanowił łatwe punkty. Przez 5 minut się zarzekał, że go jeszcze nie wystawiał. Dobra - liczymy oddziały. Ja mam na stole 10, on - 8 (7 bez tego oddziału zombie). Zgodził się, że może jednak wystawił zombie, dalsza gra była bez najdrobniejszych ekscesów, bardzo przyjemna.
Tak do trzeciej tury wszystko szło zgodnie z planem - wyrywałem punkty i zapowiadało się, że cyknę 14-6. Zabiłem kusznikami maneatera (jedyną warzywną część armii), black knighci przejechali się po 20 zombie, wampir skosił jakieś plewy, reszta armii trzymała dystans i generalnie udawała groźniejszą, niż była (duszki, ghule, kusznicy, wskrzeszone zombie i kilka fastów mieli przed sobą cała armię Włocha). Do tego miałem komplet scrolli, a przeciwnik jeden zużył.
Włoch w czwartej wyjechał grave guardem na maksa, a potem go popchnął z IF w duchy. Było to średnio mądre, bo w ten sposób odbiegł o 16" od reszty swojej piechoty i nekrosów mając na jednej flance GG moich black knightów i wampira, a dookoła regimentu tyle pojedynczych regonów kawalerii, batów, ghuli i wskrzeszonych zombie, że nie miał bladej szansy się przebić ani nawet za bardzo wykręcić. Minus był oczywiście taki, że skosił mi duchy, a potem fell baty, w które overrunował, a potem jeszcze trochę plewa, którym go karmiłem... Natomiast już w piątej miał pełen komplet black knightów we flance. Wampirem poleciałem zapolować na klocek z nekrosami. Niestety i tu, i tu sprawa się przeciągnęła. Z wytchnieniem ulgi wampir i pozostałych dwóch grave guardów z black knightami we flance przyjęli remis w 6 turze.
W tej grze mam trochę do siebie żal - od 5 tury grałem na big wina, bo co pewien czas koło stołu przebiegał Thurion i lamentował, że jesteśmy strasznie w plecy (na tym etapie chyba dostaliśmy jeden raz bardzo, a na kilku stołach sytuacja wyglądała niewesoło). Dlatego zagrałem po bandzie, licząc, że bez scrolli nie wydispeluje mi popychaczek i dam radę skroić zarówno GG, jak i nekrosów w regimencie szkieli, a to by mi dało maskę. Niestety nie wyszło. Ale gdybym w piątej zastawił się na GG wampirem i wpadł w szóstej, zabiłbym strigoia i zrobił 14. Myślałem, że sytuacja jest na tyle hardcorowa, że muszę próbować wyszarpać tą 20, bo 14 może nawet na remis nie starczy. Patrząc wstecz był to wielki błąd - świadomie zaryzykowałem, mając w kieszeni 14, i się nie udało.
CDN.... (ostatnia bitwa z dwarfami - megapuszki i megafart)
dlatego dostawili go do ciebie... byles przed przed ostatni, zostalbym ja i robson a to my obu dobieralismy ciekawe od kogo dostalby wiekszy naklep od imperium czy chaous taktyka tutaj nie miala nic do gadania, mysle ze on tak samo nie chcial z toba grac jak ty z nim.. to byla ich ostatnia deska ratunku zeby nie byc wampirami mocno w plecyBarbarossa pisze: Zostałem wystawiony i dostałem armię, która mi bardzo nie pasowała - wampiry na rozlicznych klockach zombie bez sztandarów + grave guard z niezniszczalnym strigoiem i dwoch nekrosów. Ta armia powinna była raczej przypaść Thurionowi - on by im zrobił 20-0, ja musiałem kombinować jak wyrwać punkty
ja skonczylem bitwe w 80 minut, Mlody w jakies 120... wiec nie bylo sie sugerowac... swoja droga wogle zes mi nie mowil ze mozesz zrobic 14 na luzie :/ dla mnie to caly czas wygladalo na 10:10 jak sie z boku patrzylem szkodaBarbarossa pisze: W tej grze mam trochę do siebie żal - od 5 tury grałem na big wina, bo co pewien czas koło stołu przebiegał Thurion i lamentował, że jesteśmy strasznie w plecy (na tym etapie chyba dostaliśmy jeden raz bardzo, a na kilku stołach sytuacja wyglądała niewesoło). Dlatego zagrałem po bandzie, licząc, że bez scrolli nie wydispeluje mi popychaczek i dam radę skroić zarówno GG, jak i nekrosów w regimencie szkieli, a to by mi dało maskę. Niestety nie wyszło. Ale gdybym w piątej zastawił się na GG wampirem i wpadł w szóstej, zabiłbym strigoia i zrobił 14. Myślałem, że sytuacja jest na tyle hardcorowa, że muszę próbować wyszarpać tą 20, bo 14 może nawet na remis nie starczy. Patrząc wstecz był to wielki błąd - świadomie zaryzykowałem, mając w kieszeni 14, i się nie udało.
- Barbarossa
- Mniejsze zło
- Posty: 5612
Spoko, możemy sobie gdybać, gdyby mi wyszło, to byśmy nawet nie wracali do tematu, tylko pławili się w glorii i chwale.
Po prostu w 5 turze wpadałem w jakąś resztówkę kilku zombie od tyłu BK i miałem 3 calowy overrun do grave guardu - nie było opcji, żebym się do nich nie przebił co zrobiłem i elegancko skosiłem flankę. Mogłem zapewnić sobie dodatkowo szarżę wampira od przodu w 6 turze- zaparkowałbym go w 5 turze równo przed nosem GG i nie byłoby opcji, żebym nie wpadł - albo z popychaczki jeszcze w piątej, albo w szóstej.
Ale raz, że trochę się bałem Strigoia (bo przy moich rzutach w poprzedniej bitwie, gdyby grał na desperata i siekał po wampirze, miałby realne szanse zabić mnie w dwie tury CC - gdyby dobrze regenerował), a dwa, że dochodziły jakieś straszne wieści z innych stołów, więc się zaczaiłem na nekrosów.
Po prostu w 5 turze wpadałem w jakąś resztówkę kilku zombie od tyłu BK i miałem 3 calowy overrun do grave guardu - nie było opcji, żebym się do nich nie przebił co zrobiłem i elegancko skosiłem flankę. Mogłem zapewnić sobie dodatkowo szarżę wampira od przodu w 6 turze- zaparkowałbym go w 5 turze równo przed nosem GG i nie byłoby opcji, żebym nie wpadł - albo z popychaczki jeszcze w piątej, albo w szóstej.
Ale raz, że trochę się bałem Strigoia (bo przy moich rzutach w poprzedniej bitwie, gdyby grał na desperata i siekał po wampirze, miałby realne szanse zabić mnie w dwie tury CC - gdyby dobrze regenerował), a dwa, że dochodziły jakieś straszne wieści z innych stołów, więc się zaczaiłem na nekrosów.
wiecie. przy 2 bolcach i kowadle to 18 rzutow na gre zwalowana kostka - w koncu sie skapli bo to bylo podejrzane.
ale np ten amulat na greyseerze ktory na '1' zabija po bitwie - jakby to wykonywac zwalowana tylko, to watpie zeby ktos cos zauwazyl..
az ciarki po plecach przechodza;p
ale np ten amulat na greyseerze ktory na '1' zabija po bitwie - jakby to wykonywac zwalowana tylko, to watpie zeby ktos cos zauwazyl..
az ciarki po plecach przechodza;p
nie kus..
tak naprawde w animozji znacnie bardziej boli mnie rzucenie '6' niz jedynki - jedynka nie zmusza mnie do szarzowania w jakis unbrekablowy syf wbrew mojej woli i mam na nia quella; wiec raczej by musieli kostki z dwoma jedynkami dlamnie wyprodukowac:P
tak naprawde w animozji znacnie bardziej boli mnie rzucenie '6' niz jedynki - jedynka nie zmusza mnie do szarzowania w jakis unbrekablowy syf wbrew mojej woli i mam na nia quella; wiec raczej by musieli kostki z dwoma jedynkami dlamnie wyprodukowac:P
a jakies zdjecia sie pojawia??
"Nigdy nie oszukuję i nie kradnę. Nie noszę także cylindra do płaszcza i nie wcinam bananów idąc ulicą, bo dżentelmen nie robi żadnej z tych rzeczy. Zrobiłbym jedno tak samo niechętnie jak drugie – bo jedno i drugie jest sprawą harmonii i dobrego smaku".
- Barbarossa
- Mniejsze zło
- Posty: 5612
Albo na miscasty... wystarczy jedna zwałowana kostka i magowie nie zaliczą bangbanga. I jest to zdecydowany upgrade do gem of blood.TruePunk pisze:wiecie. przy 2 bolcach i kowadle to 18 rzutow na gre zwalowana kostka - w koncu sie skapli bo to bylo podejrzane.
ale np ten amulat na greyseerze ktory na '1' zabija po bitwie - jakby to wykonywac zwalowana tylko, to watpie zeby ktos cos zauwazyl..
az ciarki po plecach przechodza;p
mozna pol roku wyliczac jaki to nie jest upgrade.. mi np helka nie zrzera zalogi.. moge sobie w srodku armii wystawiac, ba 33% na polowe pkt z 2-3 magow przeciwnika.. tak czy siak jest to oszustwo, jedno z najperfidniejszych i moim zdaniem nie warto ciagnac takiej dyskusji
pzdr
pzdr
- Barbarossa
- Mniejsze zło
- Posty: 5612
Ano... takich drobnych wałków zasadowych typu jakiś przykładowy gracz na Euro próbuje przerzucać hity w drugiej rundzie h-t-h z hate prawie się nie zauważa. Zwracasz uwagę i tyle. Ale kostka zwałowana wkurza niepomiernie bardziej, bo to takie niskie.
- Shakin' Dudi
- Masakrator
- Posty: 2632
- Lokalizacja: Moria - Lublin
dałbym bana dla tego zawodnika na przyszle EURO i tyle...jest winny i tyle...
- Barbarossa
- Mniejsze zło
- Posty: 5612
Powiem Ci szczerze, że ja bym nie dał bana. Pewnie się gość poprawi, każdemu trzeba dać szansę. Można kogoś pojechać, ale kary instytucjonalne powinny być dla niereformowalnych i zatwardziałych cziterów.
Nadto sądzę, że na następnym turnieju zachowania w stylu "specjalna kostka w specjalnym kubeczku" zostaną szybko wyłapane.
Nadto sądzę, że na następnym turnieju zachowania w stylu "specjalna kostka w specjalnym kubeczku" zostaną szybko wyłapane.
A mi sie wydaje ze nie oszukiwal w tak perfidny sposob. Ale postapil idiotycznie uciekajac z tymi kostkami.
Swoja droga bardzo nie lubie gdy ktos ma 'swoja szczesliwa kostke' i trzyma ja gdzies z boku do jednego rzutu. jak gram (dobra nie czesto to sie dzieje;p) to przewaznie proponuje gre jednym zestawem kosci, przeciwnika, cyz moim - bez roznicy. A ukochane kostki: w du.. to mam, niech sobie gracze licza nimi tury
Swoja droga bardzo nie lubie gdy ktos ma 'swoja szczesliwa kostke' i trzyma ja gdzies z boku do jednego rzutu. jak gram (dobra nie czesto to sie dzieje;p) to przewaznie proponuje gre jednym zestawem kosci, przeciwnika, cyz moim - bez roznicy. A ukochane kostki: w du.. to mam, niech sobie gracze licza nimi tury