![Rolling Eyes :roll:](./images/smilies/icon_rolleyes.gif)
Szturmoszczur pełniący straż w rejonie areny zadygotał spazmatycznie gdy rachityczny, pordzewiały sztylet gładko wniknął w jego kark idealnie znajdując szczelinę pomiędzy kręgami. Chwilę później podobny los spotkał drugiego wartownika patrolującego ścieżkę kilka kroków dalej, gdy zanadto zbliżył się do miejsca nieoświetlonego przez i tak już wątłe, seledynowe światło spaczeniowej lampy.
Skrytobójca wykonał gest łapą w kierunku ginącego w mroku niewielkiego tunelu, z którego po chwili wysypała się chmara podobnych mu, owiniętych w czarne, postrzępione szmaty szczuroludzi. Byli uzbrojeni w poczernione sadzą pazury bojowe, shurikeny i sztylety, z których wiele opalizowało bladą zielenią. Zebrawszy się w oddział, rynsztokowcy bezszelestnie ruszyli poprzez cienie w kierunku karczmy, gdzie zarówno publika jak i zawodnicy areny beztrosko biesiadowali, nieświadomi zbliżającego się zagrożenia.
Część oddziału oddzieliła się i pomknęła w stronę zabudowań stanowiących mieszkania uczestników areny. Ich owinięte strzępami tkaniny stopy nawet nie zostawiały śladów.
Tymczasem czarna ciżba otoczyła ciasnym kordonem budynek knajpy. Wtem drzwi otworzyły się i wytoczył się stamtąd jakiś amator mocnych trunków. Na moment odzyskał trzeźwość, gdy zobaczył [ciągnące się po horyzont] wpatrzone weń morze wrednych, czerwonych ślepi.
"Niech to szlag. Głupi-niekompetentni durnie-jełopy dali się zobaczyć-wykryć" - pomyślał Quirrit. "Element niespodzianki-zaskoczenia wziął w łeb". Jednakże, nim pechowy amator osunął się na podłoże, w kierunku okien pomknęły różnorodne pociski: kilka kamieni utorowało drogę gradowi rzutek i piszczącej fali gryzoni.
Jednak w karczmie znajdowali się prawdziwi twardziele, weterani setek, jeśli nie tysięcy bitew. Przez zgiełk przebił się huk wystrzału z pistoletu po którym nastąpiło soczyste mlaśnięcie, świadczące o udanym trafieniu.
Pysk Quirrita wykrzywił się w odrażającej parodii sardonicznego uśmiechu, odsłaniając żółte, stożkowate zębiska. Była to paszcza wilka raczej, niż szczura, jedyną cechą uzębienia typową dla gryzoni były tylko długie siekacze.
-Ehehehe... - zarechotał Quirrit w kilku susach wspinając się na zrobiony z blachy falistej, desek i płótna dach karczmy. "Głupcy-idioci, dajcie się pokonać-wyrżnąć, tak-tak, więcej spaczenia dla mnie. Kupię dla siebie pełno-dużo żarcia-mięcha i może nawet rzecz." - dodał w myślach. Rzeczywiście, zlecenie było bardzo dobrze płatne, i przy odpowiednim rozdysponowaniu wypłaty skrytobójca mógłby sobie pozwolić nawet na zakup samicy. Jednakże tajemnicą pozostawały motywy mistrzów Eshin, czy likwidacja gladiatorów została zlecona przez osobę prywatną, czy może arena doprowadziła do eskalacji w odwiecznej rywalizacji klanów? To jednak Quirrita nie obchodziło, dla niego to były zbędne szczegóły. Liczyła się tylko nagroda za kontrakt, a niepotrzebne wściubianie nosa w sprawy innych zazwyczaj kończyło się nieciekawie. Skaven znalazł odpowiednie miejsce na dachu i rozsypał tajemniczy proszek z wyciągniętego zza pazuchy słoika. Miał nadzieję, że substancja zadziała, spacz-inżynier Skryre wziął za nią zdecydowanie za dużo. Następnie szczuroludź wziął skradzioną, krasnoludzką zapalniczkę i podłożył ogień. Gorąco uderzyło pysk Quirrita, a płomień i snop iskier omal nie zajął jego peleryny.
Wewnątrz karczmy walka trwała w najlepsze, nikt więc nie zauważył jak na suficie pojawia się czerwona, coraz bardziej przechodząca w pomarańcz plama. Wkrótce stopiona termitem stal upłynniła się i spadła do środka przepalając jakiegoś skavena i opryskując iskrami tych, którzy znajdowali się dość blisko. Do mdłego zapachu krwi dołączył swąd palonego mięsa i gorącego metalu, a powietrze rozdarł pełen zgrozy, urwany, przechodzący w skrzek, pisk pechowego szczuroczłeka.
Quirrit za fascynacją piromana patrzył jak termit wytapia otwór w metalowej płycie. Po kilku sekundach w dachu ziała dymiąca dziura, z której wydobył się wrzask, na moment zagłuszająca odgłosy potyczki. Asasyn wyciągnął jeszcze jedną puszkę i cisnął ją w dół. Wewnątrz karczmy zapadła ciemność, jedynym źródłem światła pozostała tylko żarząca się kałuża metalu. Skaven chwycił ogonem sztylet i kierując swoje bojowe szpony w dół skoczył wprost w wir szalejącej pod nim walki.
[Walka po ciemku będzie ciekawsza.
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)