Arena Śmierci (28) - Baraki Czarnej Straży, Naggarond

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Re: Arena Śmierci (28) - Baraki Czarnej Straży, Naggarond

Post autor: GarG »

"Wywiesili Walki" - Kayl bez namysłu rzucił się lotem w strone tablicy ogłoszeń. Przy lądowaniu na nieszczęście jakiegoś Druchii wpadł na niego a gdy ten się przewrócił stanął na nim. Nieszczęśnik wrzeszczał wniebo głosy gdy ciężkie cholewy wbijały mu się w plecy jednak Sapheron nie zwracał na to uwagi - "A więc elf... Leśny elf" - pomyślał. Wzniósł się w powietrze i doeciał w strone karczmy.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Awatar użytkownika
Whydak
Chuck Norris
Posty: 625
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Whydak »

Cahir przechadzał się po obozie jaki jego gwardia zbudowała na skraju miasta, było spokojnie. Za spokojnie. Specjalnie rozłożyli obóz poza miastem ale mimo to nic żądnego krwi nie zechciało przypełznąć.
Wiedziony jakimś wewnętrznym przeczuciem Cahir wziął ze sobą kilkunastu wybrańców i ruszył na miejsce areny, przeczucie nie myliło go. Jakiś chudy długouch przybijał listę z pierwszą rundą walk. Wojownicy wypchnęli gromadzący się tłum gapiów i zrobili miejsce dla Cahira. Nieliczni się awanturowali ale po chwili, jak przystało na nieprzytomnych, nie sprawiali już żadnych problemów.

Maksym z Erengradu... hm... człowiek i to w dodatku najemnik.. Nie musiałem podróżować taki kawał, żeby takiego przypalić ale niech będzie, lepsze to niż bezczynne czekanie.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Mam walczyć jako siódmy! Co oni sobie myślą! Potrzebuje krwi! Krwi!!!
Chok'Ra miotał się wściekły jak ranny stegadon po swoim pokoju w karczmie.
Będę musiał się opanować. Albo lepiej, nikt nie zauważy zniknięcia paru elfów.
Uradowany tą myślą poszedł poćwiczyć przed walką.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

leadbelcherr
Plewa
Posty: 9

Post autor: leadbelcherr »

Jako pierwszego przeciwnika, wskazano mu jakiegoś niebieskiego gada. Ogr przyglądał się uważnie, jak ta rozszalała bestia wręcz z szałem zabija mało wytrzymałe elfy. Zmarszczył brwi. Wyglądał na mało opanowanego, a w dodatku niezbyt szybkiego. Tym lepiej, łatwiej będzie go trafić. Szkoda tylko, iż jego walka odbędzie się tak późno. Trudno,wszak coś trzeba zjeść... Więc poszedł jeść.

Awatar użytkownika
The WariaX
Falubaz
Posty: 1018
Lokalizacja: Rybnik i okolice

Post autor: The WariaX »

-Ty, patrz reksiu, jakieś zamieszanie tam się dzieje, może to sprawdzimy szybko-chyżo? - zagadał Ziutek do swojego szczuroogra, ten tylko dziwnie beknął w odpowiedzi.
chyba Ci nie służą te elfy jako posiłek, dobrze zwolnimy trochę w sumie to nam się nie spieszy.....ale muszę Ci powiedzieć, że naprawdę mi się tu podoba. Zero kolorowych kwiatków, które tak nienawidzę. Zero szczęśliwych mord, tylko same wąskodupe marudy. Na te ostatnie słowa szczuroogr się lekko skrzywił.
no oj oj, nie krzyw się już tak, może znajdziemy coś lepciejszego-tłuściejszego do jedzenia...
Kiedy tak rozmawiając, doczłapali się do tłumu ich oczom ukazał się dziwny widok. Najpierw jeden wąsko-ciemno-dupiec wylądował na innego wąsko-ciemno-dupca traktując go jako wycieraczkę, później jakaś banda metalowych-dresów zrobiła sobie mały sparing a na końcu przerośnięta jaszczurka warczała na wszystkie strony w gniewie buchają pianą z pyska..
oho, patrz reks, ta jaszczurka pewnie cierpi na to samo co Ty..... hmm popatrzmy, więc tak.... lista walk Skaven w spokoju głośno myślał patrząc na listę ..
więc bijemy się jako drudzy z zielonym-brzydkim półgłówkiem, który ujeżdża niezieloną-brzydką-przerośniętą świnie Szczuroogr momentalnie się ucieszył, aż zaczął podskakiwać z radości.
no widzisz, nie jest tak źle, smaczna kolacja Cie czeka hihi

Awatar użytkownika
Cresus
Mudżahedin
Posty: 304

Post autor: Cresus »

Udyr sprawdził tablicę walk. choć nie umiał zbyt czytać, jakiś zakuty sługa wytłumaczył mu co i jak.
-coo? Udyr mieć walczyć z jakiś zielony na dzik? duża świnia, będzie dobra zupa. heh, ork. na ork to nawet mucha nie siadać muahaha!
tak zaśmiewając się z własnego dowcipu Udyr wrócił do swej kwatery, by wymyślić jaką potrawę przyrządzić ze swojego przeciwnika.
Obrazek
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Była noc. Siedząca w kącie elfka podniosła głowę i otworzyła oczy. Coś mówiło jej, że jej pierwszym przeciwnikiem będzie nijaki Karus von Aronn. Zupełnie nie wiedziała skąd to wie, po prostu to wyczuwała.
"A więc wampir..." - Pomyślała Shodan. - "Doskonale, żałosna egzystencja tego chodzącego truchła już niedługo będzie uwłaczać chaosowi. Tylko dlaczego dopiero trzecia?"
Shodan podniosła jednego z ostatnich papierosów leżących na ziemi, odpaliła go i pociągnęła spory łyk siwuchy.
Elfka rozejrzała się krytycznie po klatce. "Czas się zwijać" pomyślała. "Teraz już wiem, dlaczego mnie tu zamknęli. Jeśli w przyszłości mam skutecznie dowodzić, muszę wykazać się sprytem." - Chociaż pogardzała podstępami, jako niegodnymi prawdziwego wojownika nie było innego wyjścia. Shodan zrzuciła plandekę przykrywającą jej klatkę, podeszła do ściany, uwiesiła się na niej, i przeciągając się ponętnie, zwróciła się do pilnującego jej strażnika:
- Hej, żołnierzyku, nie nudzisz się na służbie?
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

- Więc moja walka jako pierwsza? - Zagadnął po raz nie wiadomo który Grung Stalowe Dłonie. - I do tego z innymi krasnoludami?
- Zaiste. Nie wierć się tak. - Inżynier dokręcił olbrzymim kluczem jedną z ostatnich śrubek i westchnął. Czekało go jeszcze dzisiaj mnóstwo roboty, bo rękawice raz założone, trzeba było mnóstwo razy poprawić i podokręcać w wielu miejscach, by trzymały się odpowiednio.
- Czy to nie dziwne, że jest ich dwóch? Chyba powinienem bić się tylko z jednym. Na krasnoludzkich ringach zawsze biłem się tylko z jednym przeciwnikiem na raz.
- Nie jesteśmy na krasnoludzkim ringu, Grung. Potrząśnij ręką. Poczekaj... Uch... Szlag by to... No, jeszcze raz. Teraz dobrze.

Reszta popołudnia zeszła im na komentowaniu aparycji poszczególnych zawodników, przedstawiających dziwaczny przekrój przez wszystkie rasy zamieszkujące kontynent. Inżynier opisał pokrótce Grungowi jego pierwszych przeciwników jako "krasnoludy trochę mało krasnoludzkie", czym wywołał u Grunga dziwny atak wesołości. Wspólnie wyszukiwali też mocne i słabe strony innych wrogów, starając się nie przegapić żadnego szczegółu.
Ta noc nie należała do najspokojniejszych dla Grunga i Inżyniera. Dużo pili i dużo trenowali. Rozmawiali półgłosem, pewni, że gdzieś w ścianach czają się okrutne i podstępne mroczne elfy, a każdy z nich zajęty był też swoimi własnymi myślami. Gdy wstawał mroźny świt i pora była ruszać na Arenę, Inżynier dostrzegł niewielki pakunek, który niedostrzegalnie pojawił się od wewnętrznej strony drzwi. Była w nim mała buteleczka z czymś, co pobieżnie dało się zidentyfikować jako eliksir uśmierzający ból i leczący drobne rany.
- Chyba ktoś nas tutaj lubi - mruknął Inżynier.
- Wiesz... Nie wiem czy chcę to pić. - Grung skrzywił się na widok ciemnoczerwonego płynu. - Już prędzej uwierzę, że to trucizna.
W milczeniu ruszyli w kierunku wyjścia.

Awatar użytkownika
maciom
Chuck Norris
Posty: 613
Lokalizacja: wro

Post autor: maciom »

po dłuższych odwiedzinach w dzielnicy portowej ork nieco zaspokoił głód rzezi więc wyskoczył na browarka
jednak zawsze niezadowolony ględził do swoich goblinów o tym jakie paskudne piwo mają mietkie elfiki
czy jeśli mam przedmiot, który pozwala mi przerzucać każdego warda to, czy mogę też przerzucać ochronę magiczną?

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Kiedy pierwsza walka? :)
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

/\
||
||

Podbijam :mrgreen:
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
Casp
Mudżahedin
Posty: 308

Post autor: Casp »

Zingul i Zangul nie spodziewali się tego, co nastąpi: spisku wymierzonego w rasę najpotężniejszych wojowników Starego Świata. Już pierwsza walka została "wylosowana" tak, by z uczestniczących w Arenie trzech krasnoludów pozbyć się conajmniej jednego... Co za tupet i bezczelność! Typowa dla zdradzieckich elfów, zawsze gotowych uciec się do matactwa i plugawej magii...
Gdyby nie podpisany przed Areną magiczny kontrakt, bracia nie wahaliby się odejść, plunąwszy na Arenę i jej organizatorów. Jednak słowo krasnoluda nie dym.
- Tak tedy przyjdzie nam walczyć w bratobójczej walce... Jedyny zysk jest taki, iż przynajmniej mamy pewność walki honorowej i twardej.
- Tak bracie. Ruszajmy więc na piaski Areny, poznać w walce naszego pierwszego przeciwnika.

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

- Hej, Kyron, gdzie się podziałeś, złamasie?! - zawołał strażnik Khalael, który właśnie przyszedł na zmianę. Nie było żadnej odpowiedzi. Wtem do głowy przyszła mu pewna myśl. Zajrzał pod plandekę i tylko się skrzywił. - No to lepiej być do jasnej cholery po prostu nie mogło...!

Tymczasem...

Shodan szła zwinnie po cienkim przęśle łączącym dwie wysokie iglice, czarny błyszczący płaszcz powiewał jej na porywistym, lodowatym wietrze, jak skrzydła kruka. To, że znajdowała się ponad dwieście metrów nad ziemią zupełnie jej nie przeszkadzało. Sprawdziła kieszenie płaszcza, zdartego ze strażnika. Wyciągnęła z niego jakieś dokumenty, które wyrzuciła, piersiówkę i papierośnicę. Odkręciła buteleczkę i przyłożyła do nosa. "Ciekawe, cóż to takiego...? Wóda to to raczej nie jest..." - Wzięła trochę na spróbowanie. - "Hmm, to eliksir leczący." - Oceniła fachowo; wszak była niegdyś elfią wiedźmą i znała się na tego typu rzeczach. - "A więc dobrze, widzę, że okoliczności mi sprzyjają." - Wsadziła butelkę z powrotem do kieszeni, zapaliła papierosa i poszła dalej, z włosami powiewającymi malowniczo na wietrze.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Rzeź czas zacząć :mrgreen:


Walka nr 1 : Bracia Zingul i Zangul vs Grung Stalowe Dłonie

Oto zbliżał się pierwszy dzień walk. Poranek zaiste był piękny. Nawet w skutym lodem Naggarond, nie bez powodu nazywanym Wieżą Zimna, słońce leniwie przebijało się przez gęste, czarne chmury zwiastujące nieszczęście. Pogoda taka niezbyt podobała się Mrocznym Elfom, gdyż ci woleli wieczne mroki.

Arena w stolicy Druchii nie przypominała żadnej innej. Wielki plac w zamku Malekitha, obudowany ze wszystkich stron ponurymi budynkami, z których dało się słyszeć ciągłe jęki katowanych niewolników - Barakami Czarnej Straży. Jęki były przerywane tylko złowieszczym śmiechem kapitana tutejszych wojowników - Kourana, który miał nadzorować całe przedsięwzięcie. Plac specjalnie przygotowano. Wykopano kilkumetrowy dół, a na sam spód zrzucili parowarstwową podstawę z martwych niewolników. Nieszczęśników zasypano natomiast piaskiem, natomiast Morathi - matka Wiedźmiego Króla zaczarowała owe zwłoki, aby wydawały żałosne, jęczące odgłosy, tak bardzo lubiane przez Mroczne Elfy, nawet po śmierci...

Zingul i Zangul po raz ostatni sprawdzali wprawę, w wykonywaniu swoich skomplikowanych ruchów, jeżdżąc jeden na drugim. Czuli, że byli gotowi. Żal im się zrobiło wręcz swego przeciwnika, którym był krasnolud. Nie chcieli z nim walczyć, a jednak nie mieli już wyboru. Poddanie się i ucieczka oznaczałaby tchórzostwo i skoro Grung poznał już ich imiona po wygranej arenie mógłby ich odnaleźć i powiedzieć o ich haniebnym czynie. To spowodowało by prześladowanie i wytykanie palcami do końca ich dni. Nie! Na to nie mogli pozwolić.
- Do boju bracie! - rzekł Zingul wdrapując się na plecy brata. - Do zwycięstwa! Za naszą matulę! - po tych słowach Zangul pocwałował w kierunku walk.

Grung był w dużo gorszym nastroju, niźli jego oponenci. Nie dość, że musiał walczyć z twardym krasnoludem, to jeszcze także z jego bratem. Nie wiedział bowiem w jakiej formie walczą jego przeciwnicy. Wiedział tylko, iż było ich dwóch.
- Powiedz mi, jak to kurwa jest? - zwrócił się do swojego mechanika, który z trudem dokręcał wszystkie śrubki przy jego mechanicznych rękach - Jestem zaproszony na arenę i ścierać się z najlepszymi wojownikami wszystkich ras, a już w pierwszej walce walczę z krasnoludem!
- To strategia Druchii - odrzekł tamten - im bardziej wyrzekniesz się uczyć, tym wyżej zajdziesz.
- W dupie mam ich strategie! Nie mam zamiaru walczyć ze swoimi braćmi! To wbrew honorowi!
- Cóż, więc daj im się zabić... Z tego co widzę to oni nie mają takich skrupułów... - rzekł inżynier dokręcając ostatnią śrubkę i sprawdzając mocowania protez. Wyglądało na to że wszystko jest sprawne.
- Nie, na to nie mogę pozwolić - odparł Grung przywdziewając Gromlirową kolczugę - Zatem będę walczył. - Spojrzał jeszcze na buteleczkę stojącą na stole, która była prezentem od organizatorów. Wziął ją do rąk, powąchał i schował do kieszeni. - Tylko w ostateczności - rzucił uspokajając inżyniera, po czym udał się na spotkanie przeznaczenia.
- Nie daj się zjeść... - powiedział mechanik i udał się na trybuny.


Gdy Grung dotarł na miejsce wszystko było już gotowe. Krąg Czarnych Strażników otaczających plac rozstąpił się pozwalając mu wejść na pole walki. Widział swoich przeciwników stojących obok siebie. Zdziwił go jednak fakt, iż tylko jeden z nich trzymał broń. Obie strony stanęły naprzeciw siebie i wpatrywały się ze zmarszczonymi brwiami.
- Przykro nam bracie. Musisz jednak zginąć. Dla większego dobra... (po tych słowach coś poruszyło się za rogiem, po czym widać było dziwną łunę wędrującą w stronę gwiazd).
- Tacyście twardzi! - wściekł się Grung - Ha! Pluję na was! (jak powiedział, tak zrobił) Jesteście Krasnoludami? Bo zachowujecie się jak jacyś przeklęci Skaveni! Wielkie rzeczy stawać do walki z dwukrotną przewagą liczebną! Zresztą nie interesuje mnie to! JA jestem Krasnoludem i nie boję się was, chłystki! Chodźcie tu który!

Jego przemowa przekonała wielu widzów i ci wygwizdali dwóch braci stojących teraz odrobinę zmieszanych. W pewnym momencie jednak wszystko ucichło, a na balkonie pojawił się sam Malekith
- Ave, Malekith, morituri te salutant - wyrecytowali równo krasnoludy, gdyż kazano im się nauczyć tego tekstu już przy zapisach.
Wiedźmi Król zaś przemówił- Dziś zaczynają się tutejsze krwawe zmagania. Nie przedłużajmy więc. Wojownicy, do boju! Wrzawa na trybunach oraz gong poświadczyły, iż walka zaiste się zaczęła.

Zingul ze zręcznością godną elfa wskoczył na plecy klęczącego brata, po czym zaszarżowali na przeciwnika. Zdziwiony Grung nie spodziewał się takiego obrotu sprawy i nie był przygotowany, gdy tamci już wpadali na niego. Zdołał uchylić się przed ciosem topora jednak brat-wierzchowiec wpadł na niego, stratował i wbił w ziemię. Praktycznie nietknięty pięściarz jednak wstał i wziął się do ataku. Zingul jednak był na to gotowy i uniknął wszystkich ciosów, po czym zawzięcie skontratakował. Tym razem Grung był bardziej uważny i nie dał się trafić niczemu. W pewnym momencie puszka z napisem "Paluszki Cathayskie 7% mniej tłuszczu" uderzyła w Zangula i poraniła go. Krasnolud zaklął tak obrzydliwie, że nie warto tego przytaczać i pocwałował z furią na przeciwnika. Chybił, jednak stojący na nim brat trafił dwuręcznym toporzyskiem prosto pod żebra inwalidy powalając go w piach. Ostatkiem sił leżący sięgnął do kieszonki i wypił zawartość buteleczki. Czuł, jak jego głeboka rana, z której krew lała się strumieniem zasklepia się, pozostawiając jedynie szeroką bliznę. Wstał i spojrzał wyzywająco na przeciwników. Tamci chciali jednak szybko skończyć tą promocję cudów i przygotowali się do ostatecznej szarży. W połowie drogi jednak, niewiadomo skąd pojawiła sie na ich torze skórka od banana. Wierzchowiec nie zdążył już wyhamować i zarył ryjem w piach zrzucając z siebie brata. Grung podszedł najpierw do Zangula. Podniósł go, po czym przywalił lewym sierpowym pozbawiając go życia. Powoli zbliżył się do drugiego z nich bezsilnie miotającego się po piasku. Zingul usłyszał go i przestał się rzucać. Pięściarz pochylił się nad leżącym i z trudem obrócił go.
- Dla Większego Dobra, bracie - po tych słowach skręcił mu kark. Tak zakończyła się pierwsza walka.



No orobiłem się, więc liczę, że się będzie podobało :mrgreen:


Pozdrawiam. Warlock. :wink:
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Rasti
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6022
Lokalizacja: Włoszczowa

Post autor: Rasti »

Karus słyszał, że wywieszono już pary. Nie spieszył się zbytnio. Przebywał teraz w jednej z karczm. Siedział tak i rozmyślał o Malekith'cie - "tak zwą swojego władcę te elfy..." - pomyślał. Gdy wrył się w pamięć tamtego elfa, jeszcze w swoim domu najbardziej zaciekawiła go postać Wiedźmiego Króla, którą tak bardzo zajęty bym umysł tego elfa. "Czy jest aż tak potężny? " - zastanawiał się. Wampir musi mu się przyjrzeć lepiej...
Tymczasem po Barakach rozeszły się informacje, iż niedługo rozpocznie się pierwsza walka. Wstał i ruszył w kierunku areny.
Po drodze zatrzymał się i sprawdził z kim będzie walczył. Nie ucieszył się specjalnie, ani nie zaniepokoił.
Gd wszedł na widownię na balkon wyszedł Malekith. Szlachcic przyjrzał mu się. Biła od niego aura bezwzględności i mordu. Następnie zasiadł i oglądał walkę...

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Nie za bardzo obchodziła go walka jego poprzedników. Szczególnie, że były to zwykłe pokurcze. I to nie dwa, a trzy! A jak to mawiał: "Im wincyj pokórcz, tym wincyj zbroj do obiyrania." Teraz musiał się jednak przygotować do swojej walki. Umazał zbroję czarną sadzą, kurzem, pyłem i krwią jakiejś dziwki, żeby wyglądać "Bardzyj glancy". Dzik zaś otrzymał przepiękny bojowy malunek nad oczami, składający się z najpiękniejszego znanego orkowi wzoru: dwóch czerwonych kresek. Naostrzył jeszcze rembak, po czym ruszył, czekając na swoją kolej mimo tego, iż do walki było jeszcze sporo czasu.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

Samal nie przebywał w budynku gdzie rozgrywane były walki. Jego leśna natura dawało o sobie znać. Nadal nie znosił zamknietych pomieszczeń, wolał otwarta przestrzeń. A poza tym, jakoś nie specjalnie interesowała go walka tych małych karłów. Następna też nie powinna byc zbyt ciekawa. Tępawy Ork i śmierdzący Szczuroludź. Za to walka która ma odbyc sie tuż przed jego może byc ciekawa. Wampir kontra jakiś zmutowany Elf. Moze byc ciekawie ...
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Maksym szedł przez oblodzone pola na zachód od Naggaroth, otulony grubym kislewskim płaszczem. Słońce już zaszło i od strony lasu było słychać różne podejrzane dźwięki. Potężny miecz przyjemnie ciążył przy pasie, więc kozak był całkiem spokojny.
- Gdzie ci kretyni się podziali ? - powiedział na głos. Gdy Maksym wrócił z walki, nie zastał kumpli w tawernie gdzie przebywali praktycznie cały czas. Krasnoludzki oberżysta powiedział, że owszem, byli tu, ale tylko na chwilę by pożyczyć łopatę. Zostawili mu też wiadomość o miejscu ich przebywania.
W końcu, u podnóża niewielkiego wzgórza, paliło się blade światełko. Wprawdzie mógł to być ognik, oczy wilkołaka lub inne cholerstwo lubujące się w ludzkim mięsie, jednak miejsce zgadzało się z tym w wiadomości.
Na wszelki wypadek powoli wydobył swego zweihandera z pochwy i schyliwszy się znacznie, bezszelestnie zakradł się bliżej źródła światła, jak za starych dobrych czasów na stepach Kislewu.
Gdy się zbliżył, usłyszał znajome głosy.
- No już, wrzucaj go !
- Czekaj, może ma przy sobie coś cennego...
- CO !? To już byłby szczyt...
Kozak wszedł w zasięg światła ogniska. Jego kumple uwijali się przy dole, jakimś cudem wyrąbanym w lodowatej ziemi.
Dół miał jakieś sześć stóp.
- Hej ! - przywitał się.
Rodgier i William odwrócili się błyskawicznie ze śmiercionośnymi łopatami w rękach.
- Aaa, to ty - William odetchnął głęboko - Myśleliśmy że już nie przyjdziesz...
- Czemu kazaliście mi tłuc się na jakieś zadupie w...
Nagle zobaczył czemu. Tuż obok małego ogniska leżał zakrwawiony trup w pancerzu Czarnej Straży, sądząc po zdobieniach jakiś oficer. Maksym nie wiedział kto to jest, zresztą identyfikacji przeszkadzała zmasakrowana twarz.
- Zabiliście oficera Czarnej Straży ?! - Wrzasnął aż ech poszło - Malekith mógł wypruć wam za to flaki !
- W obronie własnej ! - Wyjaśnił Rodgier - Chciał mnie wsadzić do klatki !
- Ta. Zabawna historia - William usiadł przy ognisku - Elfiak usiał wziąć Rodgiera za jakiegoś zbiegłego niewolnika, zresztą nie dziwię się mu się, po wczorajszej popijawie faktycznie wyglądał nieszczególnie...
- Bardzo śmieszne.
- Tak czy siak już odpinał bicz od paska, gdy nasz kochany przyjaciel bezpardonowo odstrzelił mu łeb. Fartem w pobliżu nie było żadnych świadków, więc migiem sprzątnęliśmy ciało. Krwi nie zmyliśmy, rzeźnia na ulicach to chyba nic dziwnego w tym zapomnianym przez Sigmara miejscu...
Kozak westchnął i bez słowa wrzucił zwłoki do grobu. Potem wziął szpadel od wykończonego Williama i zaczął go zasypywać.
- Nie łatwiej było po prostu zostawić go w dziczy ?
- Jak tam walka ? - Rodgier zmienił temat.
- Nieźle. Dwa krasnoludy zginęły.
- Co ? Pozabijały się nawzajem ?
- Nie, po prostu walczyły trzy.
Najemnicy nie zadawali więcej pytań. Wkrótce Maksym usypał ładny kopiec.
- Dobra, zbieramy się stąd.
- No, zabiłbym za grzane piwo - Westchnął Rodgier i zaraz ugryzł się w język.
William zaśmiał się ponuro i zgasił ognisko. Poszli w ciemną noc.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6355

Post autor: Naviedzony »

W Grungu obudził się duch prawdziwego gladiatora.
Stał na Arenie jeszcze dłuższy czas uderzając o siebie srebrzystymi pięściami, aż sypały się iskry, a złote runy lśniły blaskiem, którego tajemnice znają tylko najstarsze krasnoludy. Przepełniała go duma i czysta, euforyczna radość jaką znają tylko Ci, którym dane było zachować kruche życie w wątpliwej sytuacji.
- HAAAA! - zakrzyknął gromko, potrząsając groźnie brodą - Ja jestem Grung! Grung Stalowe Dłonie! Chodź no tu który! Któremu przypieprzyć?! Przywaliłem dwóm mogę przypierdolić i stu! HA!

Jakiś czas później, wyczerpany walką pięściarz odpoczywał już w swojej komnacie i dochodził do siebie pod czujnym okiem Inżyniera. Mechanik miał nie lada problem, by namówić rozgorączkowanego krasnoluda do pozbycia się oręża. Pijany radością i adrenaliną Grung najpierw zrobił dziurę w drzwiach, które mijali w drodze na kwaterę, a potem koniecznie chciał pokazać każdemu mijanemu ciemniakowi, jak by mu przygrzmocił ,gdyby tylko zechciał. Inżynierowi udało się jednak nie doprowadzić do żadnej bójki i teraz w pocie czoła reperował pogruchotaną ciosem topora gromrilową zbroję.
- Mam dużo czasu jeszcze... - mruknął - ale lepiej być przygotowanym na niespodziewane ewentualności... Trzeba potem zerknąć jak radzą sobie inni wojownicy.

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Walka nr 2 : Ziutek Piorunoogon vs Ghrgrazbhundg Szczena-Skała


Gdy nadszedł czas drugiej walki i publiczność powoli zaczęła schodzić się na miejsce pojedynków najlepszych bohaterów świata. Mniej jednak podnieceni byli niźli dzień wcześniej. Nie widać było bijatyk o miejsce, ni przeklinania czy przepychanek. W ich opinii walka miała być niezbyt ciekawa. Szczur z kanałów z tępym ochroniarzem kontra wielgachny ork na dziku. Wszystko było dla nich jasne. Czy się mylą miało okazać się już wkrótce...


- Reksiu idziemy na kolację - szczuroogr pędem przybiegł do pana.
- Jaa jeeeść kiedy? Musieć. Ork. Dzik. Jeść!! - Oblizał się łakomie.
- Tak tłuścioszku ty jeść teraz-zaraz po walce, a my już idziemy na walkę.
- Jeeść. Jeść. Walczyć. Jeeeść. Jeeeść. Walczyć. - zawtórował jego pupilek.
- Eh taak mój mały-wielki geniuszu - tu pogładził swoją pociechę po głowie - koniec z tą niezdrową elfią dietą.
- Elfy beee - zabulgotał ogr
- Tak Reksiu. Beee. Pamiętasz co Ci mówiłem o naszej walce?
- Jeeeść. Walczyć. Jeeeeeeść.
- Zacznijmy więc od początku - powiedział Skaven z rezygnacją - Ja stoję za tobą i używam tych ładnych, świecących spaczo-rurek a ty blokujesz tego brzydkiego zielonoryja. Jak będziesz grzeczny to jeszcze upiekę Ci dzika i będzie lepsze jeść.
- Jeeeeść. Dobre jeeeść! Ja być stać.
- Taaak dobre jeść. Wychodzimy.


- Szczotu cho no tu! - wołał wściekły Ghrgrazbhundg swojego wierzchowca. Dzik przykłusował.
- Czy wy wieta kto siem zyszczoł na moje cut-miut glany? - genialny dzik jakby załapał o co chodzi. Wybiegł wracając minutę później, niosąc na kłach stajennego goblina.
- Ty pustopoły pyntoku śmiołeś lać no moje uber buty!? - wrzasnął na goblina. Ten wystraszony sam wpakował się dzikowi do pyska, chcąc zapewne popełnić samobójstwo. Zwierze jednak czując, że pakuje mu się do ryja coś obrzydliwego najzwyczajniej go wypluł. Rozbawiło to orka do łez.
- Buahahaha! Jysteś takim złomasem ży nawet muj dzig ciem zjyśc ni chce. Ni zminio to fakty żyś oszczoł moje glany
- Ni chciołem szefun... - zanim jednak skończył wielki rembak rozwalił mu łeb.
- Hyhy no fidzisz szczot. Ino my tu som prafdzifi fajteży. Tyroz pora na tygo szczura.
Po tych słowach pojechali.


Wjeżdżający ork wywołał wśród otaczających plac strażników falę szeptów i pomruków niezadowolenia.
- Cosik siem nie podoba fąskodupe purzki? Zara na was mogem spuścić mojego fajno pomalofanego dzika. Szczotu daj głosa! - warczący dzik skutecznie spowodował otwieranie się kręgów gwardii i ork zawadiacko wjechał na plac bitwy. Skaveni już tam na nich czekali.

- Reksiu gulasz przyjechał - słowe te spowodowały o ogra ślinotok, kawałki śliny wielkości piłki do Blood Bowla spadały na Ziutka przemaczając go do suchej nitki.
- Ty! Furo kłokuf! Myślita rze ty można tak mófić do moja dzika?
- Patrz Reksiu. Tak brzydka-zielona-śmierdząca kupa mięśni umie się porozumiewać. Nie powiedziałem oczywiście, że poprawnie - ogr zarechotał. Teraz ork już zdenerwował się nie na żarty. Śmiała się z niego publiczność, otaczająca straż a na dodatek te małe futerkowe stworzonka stojące przed nim. Jedno małe w każdym razie.
- Takieś ty zabafne kupo futra! Mom f życi tfoje wyśmifki. Fiem za to że ci zaroz zy Szczotem morde rozpierdole WAAAAGH!! - Ork ryknął tak głośno, że wszyscy oniemieli. Publiczność skandowała teraz - SZCZENA! SZCZENA! a Skavena zupełnie olali. Gong zabrzmiał i walka się rozpoczęła.

Ghrgrazbhundg z kolejnym charakterystycznym dla swej rasy wrzaskiem zaszarżował na przeciwników. Reksio rozstawił się szeroko gotowy przejąć impet szarży. Nie mogąc strzelać zza ogra swoimi pistoletami Ziutek wyciągnął palca przed siebie i starał się wygenerować błyskawicę. Niestety wszystko poszło nie tak, gdyż Skaven był przemoczony i prąd o chorym natężeniu i napięciu pokopał właśnie jego. Jego ochroniarz czując swąd spalenizny obrócił się zdziwiony. Zrobił to jednak w nieodpowiednim momencie i dostał trzonem rembaka po łbie. Dzik zaś dobrał się do szczura i z furią wyrzucił go wysoko w powietrze. Wylądował na drugim końcu areny szczęśliwie z kilkoma siniakami po upadku i płytkiej ranie po dziku. Z daleka oglądał jak dzik zbliżał się do Reksia w wiadomym celu. Chciał go... zjeść. Do tego Ziutek nie mógł dopuścić. Wyciągnął pistolety. Pierwszy pocisk trafił orka w głowę i wgniótł jego hełm powodując ból. Rozwścieczony odciągnął Szczota od posiłku i zaszarżował. Skaven wycelował drugim. Trafił w nogę przebijając grubego, czarnego buta i powodując krwotok. Ghrgrazbhundg zawył, jednak trzymał kurs. Widząc zbliżającego się nieubłaganie przeciwnika w akcie desperacji opuścił ręce i skupiając całą swoją moc zamienił orka w żywą pochodnię. Dzik czując palenie na plecach zrzucił jeźdźca z grzbietu i zaczął go tratować. Po kilkunastu minutach udało się Ziutkowi ubić i dzika, co było wymagane do osiągnięcia zwycięstwa. Kopnął swojego ochroniarza, a gdy tamten wstał powędrowali do domu. dziś na kolację dziczyzna.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

ODPOWIEDZ