


Początek bitwy należy do elfów. Rydwan

oraz konnica żwawo ruszają z miejsca - smoczy książęta wjeżdżają do lasu i kryją się między drzewami. Czarodziej wywołuje ognistą pożogę, która 8 chłopów obraca w popiół. Balista utrąca jednego z rycerzy graala, Ci niewzruszeni nadal nacierają skrzydłem, podobnie jak i reszta rycerstwa, które galopuje jak strzała.

Oddział błędnych rycerzy zostaje zaskoczony z boku przez elfi rydwan, zaprzęgnięty w dwa ogromne lwy. Młodzicy rzucają się do ucieczki, zaś sztandar ginie w bitewnej zawierusze.

Luźno rozstawiony oddział łuczników opuszcza pole bitwy pod wpływem paniki, jednak chwilę wcześniej bardzo udaną salwą zabija dwóch srebrnych hełmów. Coś dziurawe te elfie pancerze...
W lesie spotykają się oddziały smoczych książąt i rycerzy królestwa pod dowództwem sztandarowego armii.

Nacierające elfy okazują się jednak bezradne – kolejne razy wyprowadzane z szewską pasją przecinają powietrze oraz jednego z bretońskich śmiałków. Odpowiedź również nie jest zachwycająca, gdyż ginie tylko jeden napastnik z ręki lidera konnych, jednak górą okazuje się właśnie ludzki oddział. Książęta zostają zmuszeni do kapitulacji, zostają doścignięci w pobliskim bagnie, gdzie konie grzęzną, tracąc impet ucieczki. Nikt jeden nie ostał się żywy, wliczając w to sztandarowego. Załoga balisty ma powody, by obawiać się przepełnionych smakiem zwycięstwa rycerzy królestwa...

Elfi mag powala ogniem jednego z błędnych rycerzy, którzy ciągle uciekają. Spoglądając przez ramię widzą mocno osłabiony oddział włóczników, który nie ma prawa przetrzymać szarży, która właśnie nadciąga.

Srebrne hełmy uderzają mocno i boleśnie, generał szybkim pchnięciem przebija pierwszego chłopa, który wyrwał się przed szereg. Jeźdźcy nabijają na lance kolejnych trzech, jeden z chłopów upada i cudem ratuje się od końskiego zgryzu rozpadającą się tarczą. Wieśniacy panicznie rozglądają się za generałem, jednak ten jest za daleko, by przyjść z pomocą. Spanikowani tłumnie ruszają w stronę... błędnych rycerzy. Hełmy bezlitośnie przejeżdżają się po chłopach, nie szczędząc też oręża na porywczych młodzianów.
Ulthuańscy łucznicy sprowadzają na ziemię dwóch rycerzy graala. Osamotniony już Evariste de Parny, lider oddziału samotnie rzuca wyzwanie uzbrojonym w broń zasięgową elfom.

Do przeciwników dojeżdża żywy wyłącznie rumak – jego pan przebity dwiema strzałami wypada z siodła na ziemię. Rycerze królestwa przejeżdżają koło ruin karczmy i nacierają na mistrzów miecza.

Liderzy obu oddziałów skaczą sobie do gardeł na oczach współbraci, jednak słabszym okazuje się być elf. Zostaje on wręcz rozczłonkowany na czynniki pierwsze. Mistrzowie biją na oślep, co skutkuje śmiercią kolejnych dwóch szlachetnie urodzonych, jednak odpowiedź Bretonnii jest dosłownie zabójcza – paladyn swym orężem tłucze na śmierć dwóch elfów, kolejni dwaj giną z rąk rycerzy, jeden zostaje roztratowany przez konia. Elfy są w beznadziejnej sytuacji, widząc drastyczną śmierć lidera ich morale upada, a szeregi łamią. Bretońscy panowie nie mają innej możliwości, niż zakończyć ten spektakl krwawo... Zdobyczny sztandar na pewno ucieszy rycerzy.
Oddział ze sztandarowym armii nadal mocuje się z błotem. Na polecenie próbują oni poderwać wierzchowce do szarży, jednak nie udaje im się sięgnąć wrogiej maszyny, choć są już bardzo blisko.

Rydwan elfów oraz srebrne hełmy na polecenie generała robią zwrot i wracają na swoje tyły, gdzie bretońscy rycerze sieją istny popłoch. Łucznicy usiłują podjąć walkę z oddziałem generała Bretonnii, jednak strzały okazują się być zawodną metodą wybicia ciężkiej konnicy. Balista oddaje ostatnią salwę, gdyż załoganci muszą schwycić za broń. Bełt przecina z piskiem trzy szeregi, martwi rycerze osuwają się ze swych rumaków. Ich kompani mszczą się na załodze pozbawiając ich jakichkolwiek złudzeń już przy pierwszym uderzeniu. Oddział przejeżdża kawałek za zdobytą maszynę, by za parę chwil powrócić na pole bitwy.
Czarodziejka znajduje ciekawy sposób na łuczników. Opuszcza ona oddział konnych i staje na wysokości flanki elfów, skąd posyła włócznię łowcy.

To w zasadzie bełt, tyle że magiczny. Mknie przez szereg elfów, zbierając krwawe żniwo, te jednak niewzruszone umykają spod końskich kopyt, porzucając jednak łuki i przygotowując się do ataku. Fortel czarodziejki nie sprawdził się za drugim razem, a łucznicy dokonują heroicznej szarży na bok rycerzy królestwa, przytrzymując ich o jakże cenne parę chwil, odcinając ich od możliwości włączenia się w główne wydarzenie bitwy.

Mężowie z przerażeniem i łzami w oczach patrzyli w prawo...

Oto wzgórze po baliście zajmują rycerze królestwa wraz ze sztandarowym armii. Powracające z frontu srebrne hełmy oraz rydwan wbijają się w tenże oddział. Rydwan siłą ciężaru strąca dzielnego męża, widząc zaś zdecydowaną przewagę Ulthuańczyków, Pierre de Tourvel rzuca rękawicę elfiemu generałowi Terilindrusowi, którą ten skwapliwie podejmuje. Pycha zaślepiła elfa, chciał on błyskawicznie pozbyć się oponenta, jednak tak bardzo się pomylił! Zadana przez niego rana okazuje się być zwyczajnym draśnięciem, podobnie jak uderzenie jego wierzchowca, które cudem nie czyni Pierre'owi krzywdy! To właśnie łaska Pani Jeziora pozwoliła przeżyć przywódcy tegoż oddziału, jednak Pani nie była aż na tyle łaskawa, by umożliwić zabicie generała. W zgiełku bitewnym ginie kolejnych dwóch rycerzy, sztandarowy armii uszkadza rydwan. Powietrze przeszywają bojowe okrzyki, ryk lwów oraz rżenie koni. Bretońscy rycerze dzielnie walczą w zwartym, coraz bardziej kurczącym się szeregu. Ich bracia wraz z generałem mocują się nieopodal z łucznikami, którzy ani myślą o odpuszczeniu. Co więcej, udaje im się zabić jednego z czcigodnych mężów, którego koń z kolei pięknym za nadobne dobija kopytem elfa. W końcu niemoc i szamotaninę przerywa paladyn, który w przypływie siły dopada dwóch elfów, a następnie prowadzi swoich rycerzy na ich plecy, podejmując gonitwę. Czarodzieje gonią się po lesie, jednak wzajemnie rozpraszają swoje czary – z tego pojedynku nie wyłania się zwycięzca.

Pierre, ramię w ramię ze sztandarowym armii, w końcu zostaje wykończony przez Terilindrusa i pada tuż obok niego. Załoga rydwanu momentalnie doskakuje do obrońcy sztandaru i siecze go dwuręcznymi toporami. Znowuż to łaska Pani Jeziora ratuje od niechybnej śmierci szlachcica.

Poważnie ranny, jednak nie na tyle, aby nie móc się bronić, wyprowadza znakomite dwa uderzenia, które niemalże roztrzaskują rydwan. Zagląda on śmierci w oczy i cynicznie się uśmiecha... nie boi się jej. Wie, że zginie godnie, że walczył do końca i nie odpuścił. W końcu, osaczony ze wszystkich stron, ginie zatłuczony przez wrogiego generała, który z wielkim patosem unosi zdobyczny sztandar, który smutno teraz powiewa na wietrze...
Po podliczeniu punktów okazało się, iż wysokie elfy wygrały różnicą 381 pkt, co w kategorii 1300 pkt daje duże zwycięstwo. Rozpiski, o ile uda mi się je ogarnąć na dniach, również dorzucę


Spisał, sfotografował: K (pojedyncze fotki S)