- Czarno-elfiki przyjdą – zaatakują – tak tak!! Oni słabi-miękcy – ale szybcy – groźni!! Klanbracia ukryją się za górkami a spacz-działo w lesie-zaroślach. Dżezaile z tyłu, do przodu rat lingi i spacz – miotacze!
Kapłan zarazy Reestritch, słysząc te słowa walnął pięścią w kilka desek tworzących blat – mebel padł na ziemię, podobnie jak jeden z zeżartych trądem palców mnicha.
- Nie Nie Nie!!! Chowanie się przed elfikami gniewa Rogatego! Pójdziemy ich bić – zabijać szybko szybko!!!
Grashteek zmarszczył brwi i nozdrza, obnażając kły. Nie lubił, gdy zapalczywy kapłan mieszał mu plany i podważał wodzowski autorytet. Po prawdzie, jego śmierć w tej bitwie byłaby Warlordowi bardzo na rękę.
- Ty Reestritch pójdziesz przodem, napadniesz – zgnieciesz elfiki. Ja z klanbraćmi blisko obozu. Reszta na lewe skrzydło – tam zatrzymamy – zastrzelimy elfiki!

Lewa strona stołu to strefa rozstawienia skavenów. Główne siły skoncentrowano po lewej stronie lasu – 3 oddziały clanratów z weaponteamami, 2 engeenerów, 9 jezzaili, 11 nightrunnerów z procami – w lesie zaś warp lighting. Na prawej flance 3 oddziały niewolników, 2 rat ogrów, 1 clanratów.
Łukasz skoncentrował większość swoich oddziałów na swojej prawej flance: warriorzy, korsarze, 2 oddziały executionerów, czarna gwardia i rycerze na jaszczurach – wszystko w tym samym miejscu niemal. Do tego cauldron of blond. Za ruinami – na lewej flance ustawił tylko 10 kuszników.
- Oddziały na miejscu stoją – czekają! – wypiszczał posłaniec.
- Do bitwy! – zakrzyknął warlord, po czym dołączył do oddziału klan braci. Inżynierowie – czarownicy zajęli miejsce z drugiej strony pola bitwy, wśród ruin i drzew, by ostrzeliwać zgrupowanie piechoty. Tylko szalony kapłan zarazy mężnie stanął naprzeciwko kuszników. Wtedy nad polem bitwy zrobiło się jakby ciemniej… Skaveni zwrócili swe ślepia ku pozycjom wroga:

Grashteek, po raz pierwszy od czasu, gdy planował zamach na byłego war lorda swojego klanu, zaczął modlić się do Rogatego Szczura o pomoc. Inżynierowi obsługujący działo zaczęli zwracać lufę maszyny w stronę czarnej bestii. Nad całą armią szczur ludzi unosiła się przykra woń szczurzego strachu…

Ostateczne ustawienie jednostek przed pierwszą rundą walki. O dziwo – wygrałem inicjatywę.
- Szybko – szybko!!! Strzelać do nich – szybko – szybko!!! – wykrzykiwał rozkazy warlord. Stojące z tyłu grupy obsługujące ciężką broń wysunęły się na czoło, za nimi postąpili inżynierowie – czarownicy. Nocni biegacze ruszyli do przodu z nadzieją oskrzydlenia przeciwnika. Główne siły stały w miejscu – nikt o zdrowych skaveńskich zmysłach nie miał ochoty zrobić nawet kroku w stronę budzącego grozę smoka. Tylko poganiacz szczurogrów i kapłan zarazy nie bali się – nie takie potworności widzieli już wcześniej.
Inżynierowie – czarownicy skupili magiczną energię – pierwsza spacz- błyskawica zabiła czterech czarnych gwardzistów, ale raniła też czarodzieja. Drugi zaś nie mógl kontrolować magicznej energii – została ona zakłócona przez magiczny pierścień będący w posiadaniu dowódcy rycerzy.
Działo zaś nie zdołało zranić smoka.
Mroczne elfy ruszyły do przodu. Dreadlord pragnął unieszkodliwić główne skupisko skaveńskich maszyn – niestety potężny smok nie podleciał na miejscie wystarczająco szybko. Tymczasem reszta wojska parła do przodu – mroczne elfy, stojąc w miejscu skazałyby się na ostrzał skaveńskich maszyn i karabinów.
Smok, swym zionięciem przepłoszył nocnych biegaczy, zaś jego pan ustrzelił z kuszy jednego z inżynierów – czarowników.

Z minuty na minutę sytuacja szczuroludzi była coraz gorsza. Uciekający nocni biegacze wywołali popłoch wśród klanbraci, którzy natychmiast porzucili broń i również poddali tyły. Ostatni czarownik – inżynier zginął, gdy spaczona przez pierścień mrocznych elfów energia magiczna wymknęła mu się spod kontroli.
Spacz – działo, jezzaile, ratling – wszystkie te maszyny zasypały smoka i jego jeźdźca deszczem pocisków – który w istocie nie uczynił wielkiej szkody. Dreadlorda chronił pendant z Khaleth – im potężniejszy pocisk godził w mrocznego elfa, tym trudniej było mu przebić magiczną ochronę.
Tymczasem na prawym skrzydle szczuroogr i szalony kapłan zarazy bez strachu pędzili w kierunku linii kuszników.

Gdy smok wylądował blisko linii skaveńskich oddziałów, dał upust swej furii. Straszliwy ryk, ogień gorejący z paszczy i ślepi, trzepot pazurzastych skrzydeł wielkich jak żagle okrętu – zbyt dużo tego na nerwy stojących w pobliżu szczur ludzi. Ci, którzy nie uciekli, spłonęli w ogniu smoczego zionięcia.
Tymczasem pozostałe oddziały mrocznych elfów rozwijały szyk, idąc w kierunku prawej flanki wroga.
Po drugiej rudzie dark elfów straciłem oddział jezzaili, dwa weapon teamy, i dwa oddziały clanratów. Na szczęście działko stało między drzewami i było niewidoczne dla smoka.
W tej chwili warlord Grashteek wiedział już, że bitwa jest przegrana. Oddziały niewolników i szczuroogrów na pewno nie stanowiły zagrożenia dla elitarnych jednostek piechoty i kawalerii mrocznych elfów. Szczuroludzi mógł ocalić już tylko cud…

- Pełna moc!!! OGNIA-GIŃ!!! – inżynier obsługujący spacz – działo był naelektryzowany energią maszyny. Smok stał blisko, potężny promień z hukiem rozorał powietrze i uderzył w korpus potwora. Na ułamek sekundy czas i przestrzeń zakrzywiły się, zaraz potem rozległ się grom, ciało gada spowił zielono – czarny dym. Gdy się rozwiał… smok stał nietknięty, szyderczo szczerząc kły.
Rzuciłem 10 na siłę działa. Woundowałem smoka na 2+ - i jak widać, wypadła 1.
Warlord Grashteek już wiedział – Rogaty Szczur ma go w niełasce. Tego dnia postanowił ukarać pychę wodza i jego brak pobożności. Los bitwy właśnie został przypieczętowany. Nie zmienią go nawet sukcesy kapłana Reestritcha, który sam jeden rozbił oddział kuszników.

Dalsza część bitwy to drobne potyczki, wszystkie skończyły się źle dla szczuroludzi. Szczuroogry zostały rozbite przez oddział korsarzy, wspierany przez asasyna. Ci sami korsarze wkrótce potem rozbili dwa oddziały niewolników. Kapłan zarazy w bitewnym szale szarżował na jeźdźców na jaszczurach – i nawet ubił jednego z nich, lecz sam przy tym poległ.

Jedyną pociechą była śmierć Dreadlorda – jego magiczne ochrony nie wystarczyły, by uczynić właściciela całkowicie odpornym na ostrzał spacz – działa. Gdy poległ jeździec, jego wierzchowiec zapałał głębokim żalem. Czuwał nad zwłokami swego pana roniąc wielkie łzy o zapachu siarki. W tym stanie nie stanowił już tak wielkiego zagrożenia dla szczuroludzi – nadal jednak odpędzał zbliżające się oddziały swym zatrutym zionięciem.
Warlord przetrwał bitwę – a oprócz niego, niemal nikt inny. W trakcie powrotu do Skavenblight długo myślał o tym starciu… Smok wydawał się zagrożeniem niemal niemożliwym do przezwyciężenia… Miał nadzieję, że skaveńscy mędrcy, mieszkający w stolicy, podsuną mu rozwiązanie tego problemu – miał bowiem zamiar wziąć rewanż.