Arena nr 30 (Czeluścia Karak-Kadrin)

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Arena nr 30 (Czeluścia Karak-Kadrin)

Post autor: Mac »

Długie cienie sunęły po ścianach wąskiego tunelu. Stukot okutych butów niósł się daleko przed grupę niskich, krępych postaci. Choć głęboko w czeluściach Gór Krańca Świata temperatura była nieznośna, a okryta w mroku i nierówna ścieżka obiecywała bolesny upadek, to grupa krasnoludów nieubłaganie parła naprzód. Nie był to jeden z tych patroli, które krasnoludy zwykły wysyłać w głąb swych zapomnianych ścieżek. Ta grupa była znacznie lepiej uzbrojona, a postać, która szła przodem znacznie różniła się od innych krasnoludów. Dla zwykłej człeczyny, był to karłowaty dziwoląg z pomarańczowymi włosami postawionymi na sztorc. Krasnoludy z jego świty wiedziały jednak, że eskortują legendę. W pewnym momencie do szumu idącej przed siebie grupy dołączyły się odgłosy rozmowy:
- Doradco, jak wygląda sytuacja? - zaczął krasnoludzki lord.
- Mój Panie. - pomiędzy okutymi w pancerze strażnikami przepchnął się krasnolud ubrany w skórzaną kurtę i spodnie, niosący pod pachą torbę z pergaminami. - Miejsce jest idealne. Tak jak oczekiwaliśmy. Będzie świetnie spełniało swe zadanie.
- A jak daleko jeszcze?
- Już niedaleko, Panie. Za zakrętem jeszcze sto jardów w dół.
- Lepiej, żebyś nie zawiódł mych oczekiwań.

Ominąwszy zakręt, krasnoludy zaczęły powoli zsuwać się po stromym spadku w dół. Nie był to zjazd godny lorda, lecz krasnolud na czele świty o to nie dbał. Chciał się wreszcie przekonać, czy marzenia jego pobratymców zostaną spełnione. W końcu dotarli do końca. Tunel otwierał się na olbrzymią pieczarę, długą na co najmniej trzy staje, szeroką na pięćset jardów i na tyleż wysoką. Pochodnie umieszczone przy wąskiej ścieżynce, rozpoczynającej się u wejścia tunelu nie były w stanie oświetlić całego ogromu jaskini. Mimo, to krasnoludzki lord ruszył przed siebie. To co zobaczył usatysfakcjonowało go.

Z północy na południe wzdłuż długości pieczary ciągnęła się szeroka na sto jardów rozpadlina. Słyszał raporty od swych doradców, że żadnemu krasnoludowi nie udało się zmierzyć jej głębokości, lecz dopiero teraz mógł się o tym sam przekonać. Ze środka rozpadliny dobiegały donośne dźwięki kilofów i młotów tłukących w kamień. Po chwili zdyszany doradca dogonił lorda, wyjaśniając mu szczegóły operacji, które już tak wiele razy słyszał:
- Formacje skalne, utworzyły tutaj idealne miejsce dla ucieleśnienia Twego planu. Jedna z aren już jest gotowa do inspekcji, tak jak zechciałeś. Kolumna tworząca jej podłoże dzieli się na cztery mniejsze, wspierające całą strukturę. Nie mamy żadnych problemów ze stabilnością. Kamienne mosty, dolne i górne hale również są gotowe.
- Dobrze, pokaż mi więc to co tak ładnie ubrałeś w słowa.

Arena rzeczywiście spełniła jego oczekiwania. Górne hale przygotowawcze były przestronne, a kamień tworzący ich ściany był gładki. Z każdej z czterech hal prowadziły mosty prowadzące prosto na piaski areny. Dolne hale wciąż były obrabiane, choć na tym krasnoludzkiemu lordowi zależało najmniej. Całe to plugastwo jakie się tam zbierze, może równie dobrze gnić w mroku, który do nich należy.

Górne mosty prowadziły na trybuny i stanowiska lordów. Tam też poszedł. Ominął tron, na którym miał niedługo zasiąść i oglądać triumf swego ludu. Przeszedł szybko po stopniach prowadzących prosto na piaski areny i przyjrzał się jej dokładnie. Była prosta i solidna, a kolumna ją wspierająca tworzyła również jej kopułę. Ogromne pochodnie oświetlały ją, a cztery kolumny na środku areny rzucały długie cienie. Krasnoludzki lord wziął w garść piasek pokrywający arenę, specjalnie sprowadzony z powierzchni i przesypał go między palcami:
- Wyślij posłów do miast Imperium. Roześlij wieści na cztery strony świata. Niech się zbiorą czempioni i upadli. Dam mym braciom wyzwanie jakiego nigdy by nie oczekiwali. Dam im ich chwalebną zagładę. - rzekł Ungrim Iron Fist, a jego wola została spełniona.

ZASADY ARENY 30

1. Każda zgłoszona postać musi zawierać:

a) Wybrany rodzaj postaci
b) Wybrane wyszkolenie postaci
c) Wybraną umiejętność postaci
d) Wybrany ekwipunek postaci
e) Historyjka Postaci - 3 najlepsze historyjki otrzymują w nagrodę miksturę leczniczą.

2. Postaci do wyboru:

a) Kategoria: Ludzie
- Kapitan
- Kapłan
- Inżynier
- Paladyn

b) Kategoria: Chaos
- Wywyższony
- Wódz Bandy Maruderów
- Herszt Bestii
- Byk Posoki
- Demoniczny Herold Khorne'a
- Demoniczny Herold Nurgle'a
- Demoniczny Herold Slaneesh'a

c) Kategoria: Elfy
- Lord Wysokich Elfów
- Lord Mrocznych Elfów
- Lord Leśnych Elfów
- Assasyn Mrocznych Elfów
- Wiedźma Mrocznych Elfów

d) Kategoria: Zielonoskórzy
- Orkowy Wódz
- Gobliński Wódz

e) Kategoria: Krasnoludy
- Tan
- Kowal Run
- Inżynier
- Pogromca
- Mistrz Niewolników krasnoludów chaosu

f) Kategoria: Jaszczuroludzie
- Saurus Weteran
- Wódz Skinków

g) Kategoria: Ogry
- Zabijaka

h) Kategoria: Nieumarli
- Książę Grobowców
- Wampir
- Król Upiorów

i) Kategoria: Szczuroludzie
- Poganiacz klanu Moulder
- Assasyn klanu Esshin
- Kapłan Plagi klanu Pestilence
- Szczurzy Wódz

3. Wyszkolenia do wyboru:
Wyszkolenia reprezentują to kim była lub jak była szkolona Twoja postać w przeszłości, co wpływa na jej statystyki. Ich nazwy mogą mieć niewiele związku z tym kim jest Twoja postać, lecz są to tylko umownie przyjęte nazwy. Nie wahaj się używać tych wyszkoleń, których nazwy nie pasują do Twojej postaci - zawsze możesz zmienić nazwę wyszkolenia, bardziej Tobie pasującą lecz w nawiasie podaj do jakiego z poniższych wyszkoleń się odnosisz.

Można wybrać tylko jedno wyszkolenie dla swojej postaci. Wyszkolenia nie może brać w ogóle: Byk Posoki, Demoniczny Herold Khorne'a, Demoniczny Herold Nurgle'a, Demoniczny Herold Slaneesh'a.

a) Wojownik
b) Szermierz
c) Łucznik
d) Łupieżca
e) Najemnik
f) Strzelec
g) Mistrz oręża
h) Obrońca
i) Dowódca
j) Fanatyk
k) Szampierz
l) Strażnik
ł) Szarlatan
m) Akolita
n) Tarczownik
o) Okultysta
p) Zwiadowca
r) Rycerz
s) Wódz Plemienny
t) Wybraniec
u) Berserk
w) Assasyn
y) Barbarzyńca
z) Czempion

4. Umiejętności do wyboru:
Każda postać może wybrać tylko jedną z poniższych umiejętności. Dodatkową umiejętność może wziąć: Kapitan, Inżynier, Wódz Bandy Maruderów, Orkowy Wódz, Saurus Weteran, Zabijaka, Szczurzy Wódz.

- Błogosławieństwo
- Twardy niczym Skała
- Defensywny
- Ofensywny
- Sokole Oko
- Mistrz Fechtunku
- Lepszy Blok
- Lepszy Unik
- Lepsze Parowanie
- Nienawiść
- Doskonały Taktyk
- Sprawny Kontratak
- Łaska Bogów
- Nieprzeniknione Oblicze
- Wytrwały
- Bitewny Żar
- Potworna Żywotność
- Potwornie Silny
- Niezwykle Szybki
- Mistrz Trucizn
- Szczęście Bohatera
- Szał
- Podstępny
- Dręczyciel
- Oportunista
- Napór
- Zguba: (tu wybierasz kategorię bohaterów)
- Bezwzględny
- Witalność
- Odporność
- Niezłamana Wola
- Silna Wola
- Koci Refleks
- Postura Olbrzyma
- Potężne Ciosy
- Równowaga w Walce
- Celność
- Szybkostrzelność
- Okaleczenie
- Szaleniec
- Uwodziciel
- Sprytny
- Tajemny

5. Ekwipunek do wyboru:
Postać może wybrać:
- Jedną broń do walki wręcz i jedną broń dystansową z Kategorii: Oręż
- Jedną zbroję, hełm i tarczę z Kategorii: Pancerz
- Postać, która używa broni dwuręcznej lub dwóch broni jednoręcznych nie może używać tarcz, poza puklerzem. Postać, która używa Daisho, nie może używać ani tarcz ani puklerzy.

Ekwipunku z Kategorii: Oręż i Kategorii: Pancerz, nie mogą używać: Demoniczny Herold Khorne'a, Demoniczny Herold Nurgle'a i Demoniczny Herold Slanesha

Ekwipunku z Kategorii: Pancerz nie mogą używać: Elficka Wiedźma, Pogromca, Byk Posoki.

Kategoria: Oręż
- Bronie do walki wręcz - broń jednoręczna: może być używana w kombinacji z tarczą lub dwóch broni jednoręcznych (nie tyczy się włóczni, rapiera, korbacza i bicza):
a) Topór, Młot lub Miecz
b) Włócznia
c) Daisho
d) Sztylet
e) Rapier
f) Korbacz
g) Bicz

- Bronie do walki wręcz - broń dwuręczna: używane są obie ręce i nie ma możliwości używania tarcz poza puklerzem:
a) Topór, Młot lub Miecz
b) Cep Bojowy

- Broń dystansowa - używane są obie ręce, pozwalając na wykonanie ataków dystansowych (nie tyczy się noży rzucanych, toporków rzucanych, oszczepów, pistoletu, procy i plujki). Pistolety mogą być używane w kombinacji dwóch pistoletów zajmując dwie ręce:
a) Łuk krótki
b) Łuk długi
c) Łuk kompozytowy
d) Kusza
e) Kusza pistoletowa
f) Noże rzucane
g) Toporki Rzucane
h) Oszczep
i) Pistolet
j) Strzelba
k) Proca
l) Plujka

Kategoria: Pancerz
Pancerz jest posegregowany od najlżejszego i najmniej chroniącego do najcięższego i najmocniejszego. Są plusy i minusy w używaniu obu rodzajów.

- Zbroje
a) Skórzana
b) Skórzana Ćwiekowana
c) Kolczuga
d) Pół-płytowa
e) Płytowa

- Hełmy
a) Skórzany
b) Skórzany Ćwiekowany
c) Kaptur Kolczy
d) Przyłbica
e) Garnczkowy

- Tarcze
a) Puklerz
b) Mała drewniana
c) Mała żelazna
d) Mała stalowa
e) Średnia drewniana
f) Średnia żelazna
g) Średnia stalowa
h) Duża drewniana
i) Duża żelazna
j) Duża stalowa
k) Pawęż

Po wyjaśnieniu zasad tworzenia postaci, chciałbym dać swój komentarz. Brałem udział w paru arenach i wiem jak wygląda ta zabawa. Postanowiłem trochę sformalizować arenę i stworzyłem swój "system" - nie widzicie go w powyższej instrukcji tworzenia postaci, gdyż specjalnie chciałem byście tworzyli postacie takie jakie lubicie a nie takie które są najmocniejsze. Pracowałem długo nad tym system i często go porzucałem, ale w końcu udało mi się go dokończyć. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jeśli tak, możliwe jest że zrobię również kolejne areny, które wprowadza kolejne ulepszenia i poprawki do systemu (np. postaci magów, magiczne przedmioty). Tymczasem, życzę twórczej myśli i miłej zabawy. Powodzenia.

6. Uczestnicy
1. Gagroghz Janiewiedziećcomizrobić.
- Wódz Orków
- Wyszkolenie: Łupieżca
- Umiejętności: Nieprzeniknione Oblicze, Potworna Żywotność
- Ekwipunek: Młot Jednoręczny, Zbroja Skórzana Ćwiekowana, Hełm Skórzany Ćwiekowany, Duża Drewniana Tarcza

2. Błogosławiony Undrag Żelazny Kieł
- Wywyższony
- Wyszkolenie: Wybraniec
- Umiejętności: Potwornie Silny
- Ekwipunek: Topór Jednoręczny, Zbroja Płytowa, Hełm Garnczkowy, Duża Stalowa Tarcza

3. Filamar Oblicze Cienia
- Lord Wysokich Elfów
- Wyszkolenie: Zwiadowca
- Umiejętności: Nienawiść
- Ekwipunek: Miecz Jednoręczny, Sztylet, Długi Łuk, Zbroja Skórzana Ćwiekowana, Hełm Skórzany Ćwiekowany

4. Joachim Schreiber
- Kapitan
- Wyszkolenie: Czempion
- Umiejętności: Lepszy Unik, Mistrz Fechtunku
- Ekwipunek: Miecz Dwuręczny, Kolczuga, Przyłbica

5. Tharri Tharrison
- Tan
- Wyszkolenie: Wojownik
- Umiejętności: Potężne Ciosy
- Ekwipunek: Topór Dwuręczny, Kolczuga

6. Nathanek
- Kapłan
- Wyszkolenie: Akolita
- Umiejętności: Łaska Bogów
- Ekwipunek: Młot Dwuręczny, Zbroja Pół-płytowa

7. Quetzal-Rog
- Saurus Weteran
- Wyszkolenie: Strażnik
- Umiejętności: Równowaga w Walce, Wytrwały
- Ekwipunek: Miecz Jednoręczny, Zbroja Skórzana Ćwiekowana, Mała Stalowa Tarcza

8. Piotr von Carstein
- Wampir
- Wyszkolenie: Szermierz
- Umiejętności: Koci Refleks
- Ekwipunek: Rapier, Noże do rzucania, Skórzana Zbroja

9. Grinchai
- Gobliński Wódz
- Wyszkolenie: Fanatyk
- Umiejętności: Mistrz trucizn
- Ekwipunek: 2x Sztylet, Skórzana Zbroja, Hełm Skórzany Ćwiekowany

10. Svarrsoon Mocarny
- Wódz Maruderów
- Wyszkolenie: Berserk
- Umiejętności: Potwornie Silny, Potworna Żywotność
- Ekwipunek: Topór Jednoręczny, Rzucane Toporki, Zbroja Skórzana Ćwiekowana, Mała Drewniana Tarcza

11. Garron Rufinson
- Pogromca
- Wyszkolenie: Barbarzyńca
- Umiejętności: Potwornie Silny
- Ekwipunek: Młot Dwuręczny, Rzucane Toporki

12. Elhrius znad Błękitnej Wody
- Paladyn
- Wyszkolenie: Czempion
- Umiejętność: Błogosławieństwo
- Ekwipunek: Miecz Jednoręczny, Zbroja Pół-płytowa, Przyłbica, Mała Stalowa Tarcza.

13. Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł
- Wywyższony
- Wyszkolenie: Szermierz
- Umiejętność: Przerażająca Żywotność
- Ekwipunek: 2x Miecz Jednoręczny, Zbroja Pół-płytowa, Hełm Garnczkowy

14. Aachenre Neferkare
- Książe Grobowców
- Wyszkolenie: Wojownik
- Umiejętności: Wytrwały
- Ekwipunek: Miecz Dwuręczny, Zbroja Pół-płytowa, Hełm Skórzany Ćwiekowany

15. Carlini da Giabenolom
- Człowiek Inżynier
- Wyszkolenie: Strzelec
- Umiejętności: Potężne Ciosy, Celność
- Ekwipunek: Cep Bojowy, Strzelba, Zbroja Skórzana Ćwiekowana

16. Slaup Pożeracz Dusz, Wybraniec trzewi
- Zabijaka
- Wyszkolenie: Wybraniec
- Umiejętności: Szał, Potworna Żywotność
- Ekwipunek: Topór Jednoręczny, Młot Jednoręczny, Rzucane Toporki, Skórzana Zbroja

LIST ZAMKNIĘTA
Ostatnio zmieniony 11 wrz 2011, o 12:49 przez Mac, łącznie zmieniany 10 razy.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

\:D/
Dzięki, Mac ! Jutro wrzucę swoją postać :mrgreen:
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Szkoda, że mało broni do wyboru, ale coś tam nagnę, podegnę pod jakiś typ i będzie ;) (Ale jakaś buława-Morgensztern by się przydała jeśli nie kłopot.)
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

-Orkowy wódz Gagroghz Janiewiedziećcomizrobić.
-Wyszkolenie: Łupieżca, od wielu lat najlepszy w swym fachu, przynajmniej w swoim mniemaniu.
-Umiejętności:
1.Nieprzeniknione oblicze - Nikt nie jest w stanie przewidzieć zachowania zielonoskórego. Jest nieprzewidywalny nawet jak na orka, a wzrok ma aż nazbyt jak na niego inteligentny, co moze mylić. Nie warto temu ufać.
2.Potworna żywotność - Przeżył wiele, jak i jego ciało. Blizny mają już charakter długoletnich pamiątek, więc jest w stanie przyjąć na siebie wiele, a rany nie robią już na nim wielkiego wrażenia.
Oręż: 1.Olbrzymia buława z piórami wrzynającymi się niczym cierń w ciało przeciwnika. Jedynie on jest w stanie je potem wyciągnąć - problem, że razem z kawałkiem mięsa. (traktować jak młot/nadziak)

Pancerz:
1.Skórzana ćwiekowana zbroja, na zgięciach wzmocniona kolczugą, dodatkowo wyprawiana, by zachowała twardość, lecz nie krępowała ruchów. Ork nie lubi tkwić wszak nieruchomo.
2.Czepiec skórzany z ćwiekami, wraz z kolczym podbródkiem chroniącym gardło.
3.Duża drewniana tarcza ze sporym kolcem pośrodku, wzmacniana żelaznymi okuciami. Stanowi broń, jak i ochronę.


Gagroghz nie był głupim orkiem. Nieopodal Karak-Kadrin osiedliła się spora część jego pobratymców, a skoro jeszcze tu są... Co jakiś czas zdarzały się małe zdobycze, a tutaj paradoksalnie byo wręcz bezpiecznie.
Nikt tu się ich nie spodziewał, a sami potrafili zadbać o to by nikt nikomu o nich nie powiedział. Krasnoludy wbrew pozorom są łatwym łupem - zbyt dumne by uciec, a może po prostu zbyt głupie? Zawsze znienawidzeni, zawsze wzgardzani przez nich. Nie było wyjścia, zbyt wielu padło ofiarą...
Czasem myślał sobie: Może byliśmy zbyt pochopni? Może nie zawsze warto atakować pierwszym? Tak, Gagroghz objawiał przejawy taktyki: Ba! Nawet pewnego rodzaju inteligencji i tylko przez to mógł dostać się na szczyt. Reszta orków myślała tylko o tym jak zabić, by być wyżej. On myślał o tym jak się tam utrzymać.
Był też całkiem zwinny jak na tę górę mięsa którą przypominał: Nieprzewidywalny - tak o nim mówiono, bo taki był. Gdy ktoś mu się naraził, nie ryzykował dostania Rembakiem po łbie, ale straszne konsekwencje ciągnęły się po nim latami, nie dając spokoju ni wytchnienia.
Oczywiście, był on łupieżcą, na takiego został wychowany i nigdy nie zaprzestał pięknym tradycjom, ale jedynie lekko je udoskonalił. Uskutecznił metody, nadal pozostając jednak orkiem. Po prostu orkiem.

To słodkie oczekiwanie w ukryciu nie mogło jednak trwać długo, czasem natura daje o sobie znać, zupełnie jak instynkt. Na przykład wtedy, gdy zdarza się okazja udowodnienia odwiecznemu wrogowi, że jest się najlepsiejszym. Że może teraz bać się w każdej chwili, że czaszka rozpęknie się na pół, a mózg wypłynie.
Bo taki właśnie był - Nieprzewidywalny.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Karlito
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3305
Lokalizacja: Wawa

Post autor: Karlito »

Chętnie się podłączę :)
Podaję moją Postać...

Wywyższony - Błogosławiony Undrag Żelazny Kieł
Wyszkolenie: Wybraniec, żyje by zdobywać chwałę i czaszki dla Boga Krwi
Umiejętność: Potwornie silny - Khorne naznaczył swojego Wybrańca nadnaturalną siłą
Oręż: Topór - jedyna pamiątka po ojcu, ten oręż nie wielu jest w stanie unieść, a co dopiero nim władać
Pancerz:
Zbroja: Pancerz Chaosu (zbroja Płytowa)
Hełm: Garnczkowy
Tarcza: Duża stalowa

Undrag Żelazny Kieł od dawna dowodził plemieniem Maruderów zamieszkującym w Krainie Trolli,
życie tutaj było ciężkie i tylko najtwardsi dożywali czterdziestki.
Undrag już od małego wykazywał się wyjątkową inteligencją i haryzmą,
co w połączeniu z wielką siłą odziedziczoną po ojcu dawało mu predyspozycje do zostania wielkim wodzem
i świetnym wojownikiem. Hart ducha wymusiło trudne dzieciństwo, gdyż po śmierci ojca Aega, który był
wodzem plemienia, Undrag został "napiętnowany" przez nowego przywódcę Eyslinga jako potencjalny rywal.
Pomimo trudności Undrag osiągnął pełnoletność i już jako osiemnastolatek zabił Eyslinga, tym samym
zajmując jego miejsce, jak się później okazało na długie lata. Z czasem Undrag rósł w siłę i jego
plemię stało się najpotężniejszym w całej krainie. Jednak to mu nie wystarczało i zaczął się zapuszczać
coraz dalej w swoich łupieszczych wyprawach. W wieku 26 lat otrzymał swoje pierwsze błogosławieństwo
od Boga Krwii i od tej pory postanowił służyć tylko Khornowi.
Jedna z jego chwalebnych wypraw zapuściła się aż w Góry Krańca Świata, pod twierdzę Karak-Kadrin,
nie wiedział jeszcze że tu zmieni się całe jego życie...

Przez te kilka lat spędzonych na Pustkowiach i bogowie wiedzą gdzie jeszcze Undrag stał się jedną, wielką górą żelastwa, jego zabarwiony na czerwono Pancerz Chaosu okrywa go od stóp do głów. Przez otwory w hełmie widać tylko zabarwione na czerwono źrenice, przeszywające każdego kto odważy się w nie spojrzeć, sam hełm wygląda jak demoniczna maska z zaostrzonymi stalowymi kłami. Z hełmu "wyrastają" ogromne rogi przypominające poroże jelenia lecz grubsze i mniej rozłożyste, a przy pasie zawieszone są zmumifikowane czaszki najbardziej zajadłych przeciwników Undraga. Undrag ma 37 lat.
Ostatnio zmieniony 9 wrz 2011, o 14:39 przez Karlito, łącznie zmieniany 5 razy.
Welcome to the Tower of Rising Sun.
Moja galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=28122
Kupię RÓŻNE RÓŻNOŚCI: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=55&t=42454

Rabsp
Masakrator
Posty: 2445
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Rabsp »

Bardzo podoba mi sie pomysł z Arenami, dopiero niedawno sie o tym dowiedziałem :)
To i ja dorzuce cos od siebie :)

Lord Wysokich Elfów - Filamar Oblicze Cienia
Wyszkolenie: Zwiadowca - Filamar poświęcił całe swe życie na patrolowaniu wybrzeży Ultuanu, jest wprawnym zwiadowcą, nic nie umknie jego bystremu wzrokowi.
Umiejętność: Nienawiść - wychowany na Ziemiach Cienia Filamar pała nienawiścią do każdego wroga który stanie mu naprzeciw

Oręż:
Bronie do Walki wręcz:
1. Dobrze wyważony, lekki Miecz wykuty w ogniu Kuźni Vaula z najznakomitszej elfickiej stali.(Miecz)
2. Krótkie, zabójcze elfickie ostrze, pozostawia śmiertelne rany, lecz wymaga niebywałej precyzji.(Sztylet)
Broń dystansowa:
1. Długi Łuk wykonany z mistrzowską precyzją przy uzyciu najwyższej jakości elfickiego drewna.(Łuk Długi)

Pancerz:
Zbroja: Lekka, skórzana zbroja elficka (Skórzana Ćwiekowana) z płaszczem cienia , nie ogranicza zdolności ruchowych zwinnego elfa, a dzięki ćwiekom jest szczelniejsza i wytrzymalsza na ciosy przeciwników niż zwykła zbroja skórzana. Płaszcz jest standardowym
Hełm: Kaptur Cienia(Skórzany Ćwiekowany), skrywa oblicze elfa w mrocznym półcieniu, oprócz funckji ochronnej, ma także bardzo ważne zadanie psychologiczne.



Filamar urodził się w trudnych dla elfiego rodu czasach wojny, nienawiści i zniszczenia, walka to jego drugie imie. Należy do dumnego, lojalnego i silnego rodu, który stracił swe ziemie. Wyszkolono go na wytrawnego zwiadowce, nauczono go dyscypliny, przebiegłości i wpojono nienawiść do wszystkich wrogów Ulthuanu. W niezliczonych potyczkach i zasadzkach zdobył doświadczenie i stał się jednym z najbardziej znanych z pośród wszystkich Wojowników Cienia. Jego tragiczna przeszłość odbija się teraz na charakterze Lorda Filamar'a - okrutny dla wrogów, lojalny wobec Króla Feniksa, głodny zemsty.
Dowiedziawszy się o turnieju wojowników w Karak-Kadrin, ruszył na wyprawe, rządny przelewu krwi i zemsty za krzywdy wyrządzone jego ludowi w przeszłości.

"Straciliśmy swoje rodziny, swoją ziemię, i swoją niewinność. Nawet nasz ród spogląda na nas podejrzliwym wzrokiem, gdyż wszystkim o czym pamiętają są zbrodnie Malekitha i jego rodu, a nie szlachetność tych, którzy pozostali. To właśnie są powody, dla których walczymy w tej Wojnie Cienia, w imię ocalenia, które może przyjść tylko dzięki łzom i krwi. I tylko wtedy, gdy Malekith przestanie oddychać, a jego serce zostanie przebite nagarycką stalą, będziemy mogli prosić Lileath o wybaczenie. Aż do tego dnia nic nie będzie w stanie zatrzymać nas na drodze zemsty..." - Filamar Oblicze Cienia, Wojownik Cienia z Nagarythe.

Awatar użytkownika
Eriks281
Chuck Norris
Posty: 538

Post autor: Eriks281 »

EDIT

Ooo... jak miło! :)

Imię: Joachim Schreiber
Rasa: Człowiek
Klasa: Kapitan
Wyszkolenie: Czempion (a ło tak) :D krejzi
Umj: Lepszy unik -wymagało to jego pełne niebezpieczeństwa zajęcie, Mistrz fechtunku - lata praktyki
Broń: Miecz dwuręczny(bardziej półtorak) - Dał mu go Krieger
Pancerz:
Zbroja - Kolczuga zakupiona od krasnoludzkich kowali w Karak Norn
Hełm: http://www.jura-pilica.com/files/Salada.jpg - nie wiem pod co to podciągniesz. ;)

Muzyczka to to :http://www.youtube.com/watch?v=Nba3Tr_GLZU albo to http://www.youtube.com/watch?v=tJ-LgA5rX-M&feature=fvst
Pierwsze jest bardziej mroczne, a drugie bardziej na epicko. :D

Historia:

Mróz stawał się nie do wytrzymania, nawet najgrubsze futra nie dawały upragnionego ciepła. Jednak nie to było teraz ważne; wszyscy w napięciu oczekiwali na bestie.
Joachim Schreiber rozejrzał się, pagórek nie wydawał się najlepszym punktem obronnym, nie mieli jednak wyboru. W niebezpiecznych lasach Kislevu nieopodal Volkolamska wraz z oddziałem kapitana Kriegera zostali odcięci od reszty żołnierzy przez plugawych zwierzoludzi. Najpierw zostali zepchnięci do lasu, a potem zmasakrowani przez stwory Chaosu. Musieli salwować się ucieczką na polanę, głęboko przykrytą śniegiem. Na samej jej środku, na wzniesieniu pod konarami zmutowanych drzew ukrywali się Joachim, Luthor, Jurji i kapitan Hans Krieger. Naglę coś się poruszyło. Ryk. Żołnierze rozglądali się nerwowo. Cisza. Nagle chropowaty ryk wdarł się w ludzkie uszy. W Luthorze coś pękło. Ruszył. Zaczął biec w stronę drzew. Nagle zatrzymał się przerażony, trząsł się z zimna, z cienia drzew wyłoniła się grupa stworów oszpeconych ohydnymi mutacjami. Jeden z nich zamiast dolnej części twarzy miał pięć oślizgłych macek, kolejny zaś zamiast ręki zniekształcone czarne pomarszczone zgrubienie, z faktury przypominające korę drzewa. Inny miał strasznie chude nogi, ręce, małą głowę, zaś masywny okrągły brzuch.
- Cholera jasna... - Joachim mruknął.
Wiatr przedostał się przez linię drzew. Zwiał kapelusz Luthora jak i maskę ostatniej bestii, spod niej wyłoniła się zczerniały kozi łeb, pokryty okropnym trądem.
- Schnell, schnell, schnell! - Wrzasnął Krieger.
Ludzie ruszyli na zwierzoludzi. Przedzierając się przez głęboki śnieg. W tym samym czasie bestie ruszyły na młodego Luthora. Dotąd sparaliżowany strachem chłopak ocknął się i zaczął wymachiwać swoim mieczem. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Stwór obdarzony mackami podszedł do człowieka. Ten w odpowiedzi ciął mieczem. Bestia odbiła cios wyszczerbionym toporem. Odrzuciła jego tarczę, po czym chwyciła go za gardło. Luthor szarpał się, ale na stworze nie robiło to większego wrażenia. Zwirzoczłek przymierzył i ściął głowę chłopaka jednym celnym ciosem zardzewiałej broni. Ciało upadło na ziemię. Szkarłatna krew zaczeła wypływać z trzymanej przez stwora głowy. Mutant poruszył mackami, przybliżył głowę najemnika, po czym wbił się przez otwartą szyję mackami. Wypił jej zawartość jak Tileańskie wino, po czym osuszony kawałek skóry rzucił na ziemię.
Szarżującym, zrobiło się niedobrze na ten widok, ale to nie osłabiło impetu uderzenia. Joachim odbił włócznie grubego mutanta z wychudzonymi kończynami. Jeszcze impetem szarży powalił go na śnieg, błyskawicznym ruchem zanurzył półtorak w spęczniałym brzuchu stwora. Gorące toksyczne wnętrzności bestii zaczęły wylewać się na śnieg. Schreiber szybko odskoczył. Trochę płynów wewnętrznych stwora dostało się na buta człowieka, przepalając je z ssykiem, na szczęście nie dostały się do nóg. Jurij ściął łeb mutanta obdarzonego mackami, zaś kapitan Krieger wyjmował swoją klingę ze stwora ze zgrubieniem zamiast ręki. Chwilę zwycięstwa przerwał ryk. Bestia ze zczerniałym łbem szarżowała na kapitana. Powaliła go swoją masą. Uniosła grot włóczni i wbiła go w klatkę piersiową Kriegera po czym przekręciła go kończąc żywot starego dobrego Hansa. Schreiber wrzasnął i rzucił się na stwora. Ciął z całą siłą od prawego ramienia do lewego biodra, bestia nie zdąrzyła nawet jęknąć, ciemn-czerwona krew zabarwiła śnieżnobiały śnieg. Najemnicy byli przerażeni, nie spodziewali się śmierci osoby, która zapewniła im byt na tym brutalnym świecie.
-C-co robimy? - Zapytał nieśmiało Jurij?
Joachim padł na kolana, zagłębiając się w śniegu.
-Mnie się pytasz? - Spuścił głowę. - Tyle cholernych lat żył i musiał nam to zrobić w tym momencie !? - Powiedział z goryczą w głosie.
Ich życie nie będzie już nigdy takie samo.
Następnego dnia drużyna się rozpadła, każdy ruszył w swoją stronę, bez Kriegera nic nie trzymało się kupy. Joachim jął trudnić się przeróżnymi zadaniami... aż w końcu trafił do Karak Kadrin w wyjątkowo sprzyjającym momencie.

Joachim to 29 letni wysoki krótko ostrzyżony brunet. Zielone oczy osadzone są na smukłej, kościstej twarzy. Nosi czarne długie buty, gruby skórzane spodnie. Na skórzanej kurcie nosi kolczugę zaś na głowię nosi hełm dany mu przez ojca. Nie jest przestępcą, ale każdy orze jak może. Nie jest głupi, chamstwem też się nie szczycie, życie nauczyło go pokory. Po śmierci Kriegera jest mniej rozmowny, wdaje się w głębszą rozmowę tylko z przyjaciółmi.
Ostatnio zmieniony 9 wrz 2011, o 22:04 przez Eriks281, łącznie zmieniany 6 razy.
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!

- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.

Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

To opowiadanie leżało na moim dysku twardym przez 4 miesiące :mrgreen: Fajnie, że nareszcie ujrzy światło dzienne.

Imię: Tharri Tharrison
Krasnoludzki Tan
Wyszkolenie: Wojownik
Broń: Topór dwuręczny
Zbroja: Kolczuga
Umiejętność: Potężne Ciosy


Schłodzony, spieniony Bugman XXXXXX polał się złotym strumieniem do cynowego kufla. Krasnoludzki Zabójca siedzący przy barze tylko oblizał spierzchnięte wargi. Zaiste, po tak potwornie gorącym dniu zimne, pyszne piwo było na wagę złota.
- Trzymaj, Drugni ! - Krasnoludzki karczmarz efektownie popchnął kufel po blacie prosto w potężne objęcia wytatuowanych ramion. Zabójca natychmiast wypił całą zawartość naczynia jednym haustem i rzucił srebrną monetę. Tharri, bo tak miał na imię oberżysta, złapał ją w locie i schował do przepastnych kieszeni fartucha.
- Dołączy do wielu, wielu innych - mruknął pod nosem i uśmiechnął się.
Rzeczywiście, jego niebywała smykałka do interesów po raz kolejny przyniosła mu górę pieniędzy. Urządzenie karczmy w opuszczonym młynie niedaleko Talabheim było genialnym pomysłem. Przez cały ostatni tydzień zajrzał tu praktycznie każdy oddział żołnierzy patrolujących las i okoliczne trakty. Tego roku lato było niebywale gorące, a ciężkie, stalowe pancerze raczej nie umilały długich godzin spędzonych na warcie. Nic dziwnego, że poczciwe żołdaki wydawały swój ciężko zarobiony żołd na antałki ciemnego piwa. A zaopatrzenia nigdy nie brakowało, bowiem tak się zabawnie złożyło, że niespełna godzinę drogi z tawerny znajdował się niewielki browar, prowadzony przez innego przedsiębiorczego krasnoluda. Tharri, dogadawszy się z rodakiem, co wieczór wysyłał całe swoje złoto na zakup kolejnych beczek piwa, by nazajutrz zarobić na nich jeszcze więcej. Nie inaczej było dzisiaj. Było kilka minut po północy, a zaplecze pełne było pysznego alkoholu. Co więcej, to nie pierwszy raz gdy Tharri wykazał się geniuszem w dziedzinie przedsiębiorstwa. Niespełna rok temu, przebywając w Marienburgu, dowiedział się o Arenie Śmierci w Naggaroth. Wyczuwając interes, czym prędzej spakował manatki i udał się do niegościnnego kraju Mrocznych Elfów, by założyć tam karczmę. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, jak zwykle zresztą. W jego gospodzie zawsze był ruch, a trzech takich jednych najemników praktycznie w ogóle stamtąd nie wychodziło. Zdaje się, że któryś z później wygrał czy coś...
- Jeszcze jednego ! - Zabójca, bęknąwszy potężnie, złożył zamówienie. Tharri wziął kufel i napełnił go życiodajnym płynem.
- Ten na koszt firmy. I tak praktycznie dajesz mi połowę zysku, stary alkoholiku - Zaśmiał się, podając mu kufel.
- Bardzo, kurwa, śmieszne - Odparł Zabójca - Pozwól, ze ci wyjaśnię. Przeważnie zajmuję się dwoma rzeczami. Zabijam cholernych zwierzoludzi i piję na umór. Te lasy bogate są w wszelkie rodzaje tych paskudnych sukinsynów, a ty dajesz najlepsze piwo w okolicy. Proste ?
- I tak nie spodziewałem sie po tobie poczucia humoru...
Zaiste, Drugni był najbardziej ponurym wśród i tak ponurych Zabójców Trolli. Co nie zmieniało faktu, że był stałym klientem gospody i przychodził tu dosłownie codziennie.
Nagle niezmącona cisza ciepłego letniego wieczora została przerwana przez harmider na zewnątrz. Tharri z niepokojem obejrzał się na okute żelaznymi pasami drzwi z grubego, dębowego drewna. Ułamek sekundy później otwarły się one z impetem, a krasnolud, które przez nie wpadł, pośpiesznie zaryglował je za sobą.
- Skralg ! Co się do cholery dzieje ?!
Daleki kuzyn Tharriego Skralg, odpowiedzialny za bezpieczeństwo tej tawerny, ubrany był w krótką kolczugę i skórzaną tunikę. Teraz cały ten osprzęt do spółki z jego kasztanową brodą był mokry od potu. Krasnolud wyglądał jakby pokonał spory dystans biegiem, a przecież niechęć tej rasy do szybkich sprintów była wręcz legendarna. Poza tym kołczam na bełty do jego niewielkiej kuszy był prawie pusty. To dawało do myślenia.
Nieoczekiwany gość próbował naprędce wyjaśnić sytuację, ale przez kilka dobrych sekund nie mógł złapać oddechu. Zirytowany Tharri nalał piwa do glinianego kubka i podał go krewniakowi. Ten, wypiwszy całość w czasie krótszym niż mrugnięcie okiem, wrzasnął :
- Zwierzoludzie ! Cała pieprzona banda ! Z czterdziestu jak nie lepiej ! Z pochodniami i w ogóle ! Biegną tutaj !
Tharri pobladł nieco. I to bynajmniej nie ze strachu przed wrogiem, w końcu całą swoją młodość spędził walcząc z orkami u boku swego wuja, słynnego Tana Thorleka Tharlisona. Żaden przeciwnik nie był mu straszny. Bał się raczej o dzieło swego życia, czyli jego słynną "Ruchomą Tawernę".
- Kurwa mać - mruknął ponuro.
-HA ! - Zabójca siedzący przy barze kilkoma łykami opróżnił kufel - Dobre piwo i kilka łbów do rozwalenia, czego chcieć więcej ?!
- A może tak ŚWIĘTEGO SPOKOJU ?!!
Nie było czasu na dyskusję z pomarańczowobrodym psychopatą. Tharri rzucił się biegiem do szynkwasu. Tymczasem Skralg otworzył malutkie okienko i wyjrzał na zewnątrz. Na niewielkiej łące oddzielającej karczmę od ściany lasu płonęło kilka światełek, niechybnie pochodni.
- O cholera, już tu są ! - Zaalarmował towarzyszy, po czym wyciągnął bełt z kołczana i mimo pośpiechu starannie umieścił go na rowku kuszy. Następnie wycelował i nacisnął spust. Rozległ się charakterystyczny dźwięk puszczanej cięciwy i pocisk poszybował w ciemność, w stronę jednego ze światełek. Najwyraźniej dosięgnął celu, ponieważ po chwili rozległo się podobne do baraniego wycie. Po sekundzie dołączyły do niego inne, dało się wyczuć w nich gniew. Sądząc po liczbie odgłosów, bestii było sporo.
Tharri przeskoczył blat i zaczął gorączkowo czegoś szukać pomiędzy różnymi naczyniami i pustymi butelkami po gorzale. Nagle przestał, bowiem zauważył drgania spirytusu w jednym z niewielu szklanych kieliszków. Owe drgania z każdą sekundą przybierały na sile. Wszyscy zgromadzeni w tawernie zamarli w bezruchu. Ledwo odczuwalne wibracje po chwili przerodziły się w potężne dudnienie, jakby stado dzikich ogierów wybiegło na polanę. Drugni wytrzeszczył gały w geście nagłego zrozumienia.
- O cholera jasna, KRYĆ SIĘ !
Krasnoludy zerwały się z miejsca i dołączyły do Tharriego za szynkwasem. Zrobiły to w ostatniej chwili. Na nic zdały się żelazne okucia i grube, dębowe drewno. Drzwi wejściowe, wraz ze sporym kawałkiem futryny i ściany, rozprysnęły się na tysiąc kawałków pod wpływem prawie półtoratonowej góry mięśni, która potężną szarżą rozwaliła wejście. Impet jej uderzenia nieco osłabł po spotkaniu z kamiennym murem, więc zatrzymała się dokładnie na środku głównej izby, rozglądając się wściekle. Deszcz odłamków zniszczył wszystkie meble w pomieszczeniu, sam szynkwas na szczęście do delikatnych nie należał.
- Minotaur - Jęknał Skralg , nie wychylając nawet czubka głowy za brzeg lady - Wzięli ze sobą PIEPRZONEGO MINOTAURA.
Drugni już wstawał, by rozprawić się z bestią, gdy Tharri znalazł to, czego szukał. Wyprzedził Zabójcę, odważnie wskoczywszy na szynkwas. W rękach dzierżył wielki, jednosieczny topór dwuręczny, pamiątkę po jego żołnierskich latach.
- Chowałeś TO pod ladą ?! - Zdziwił się Zabójca.
- Tak na wszelki wypadek - Odparł, nie odrywając wroku od minotaura. Ten, spostrzegłszy istotę, która śmiała stawić mu czoła, zaryczał straszliwie. Najwyraźniej nie zrobiło to wrażenia na Tharrim. Krasnolud, za nic mając swoją masę i krępą budowę, wykonał karkołomny skok. Bestia nie drgnęła nawet, gdy ten wylądował jej na ramionach, wznosząc broń do ciosu. Gdy próbowała go z siebie zrzucić, było już za późno. Potężny topór, trzymany przez równie potężnego Tharriego, z impetem wbił się w kosmaty byczy pysk, rozcinając go na dwoje. Fontanna krwi i kawałków mózgu obryzgała karczmarza, który właśnie upadł na podłogę razem z truchłem potwora. Krasnolud pośpiesznie wstał, i otarłszy twarz z płynów ustrojowych, rozejrzał się nerwowo. Banda zwierzoludzi nie zniechęciła się klęską swojego tarana, wręcz przeciwnie, opętańczo rzucili się do ataku.
Przez nowo powstałą dziurę w ścianie wpadł najszybszy w stadzie gor, nieświadomy tego, co go czeka. Tharri złapał topór ręka przy ręce i uderzył od lewej po ukosie. Pomniejszy pomiot chaosu podjął żałosną próbę ratowania swojego i tak nic nie wartego życia - zasłonił głowę drewnianym puklerzem. Kawał porządnej, krasnoludzkiej stali przebił tarczę, nadgarstek, mięśnie twarzy, kości czaszki i zatrzymał się dopiero na szczęce bestii. Gdyby z jej pyska cokolwiek zostało, najpewniej wyraziłaby szczere zdziwnienie siłą ciosu przeciwnika. Ledwo nieszczęsny gor uderzył o drewnianą, posypaną słomą podłogę do walki włączył się Drugni. Dosłownie powitał szarżującą hordę w progu karczmy. Wbiwszy się w szereg rogów, włóczni, tarcz i kopyt, rozpoczął iście rzeźniczą robotę - walił toporem aż iskry szły, odciętę kończyny i narządy wewnętrzne wzlatywały wysoko górę, czyjeś jelita zawisły na żyrandolu, tworząc makabryczną dekorację, a bryzgająca wszędzie krew zgasiła już kilka najbliższych świec. Tharri nie omieszkał dołączyć do bitwy, stosując manewr okrążający. Wyskoczył przez jedyne duże okno i uderzył na wroga z flanki. Skralg tymczasem bezczelnie stanął na środku izby i częstował rogatą hołotę bełtami.
Siły zwierzoludzi kurczyły się w drastycznym tempie. Za każdym razem, gdy ponad głowy walczących unosił się topór któregoś z krasnoludów, sekundę później rozlegał się nieprzyjemny odgłos kilku funtów metalu penetrujących czyjąś czaszkę. Jakkolwiek wydawałoby się to nieprawdopodobne, trójka dzielnych brodaczy właśnie rozbijała w pył ponad czterdziestoosobową bandę pomiotów chaosu !
Nagle Tharri kątem oka złowił jakiś szczegół. Owe małe światełka, do których wcześniej strzelał Skralg, właśnie jakby nigdy nic oblatywały pole bitwy od prawej i zbliżały się do karczmy. Nagle jedno z nich wystrzeliło w górę i poszybowało w kierunku dachu.
- Ooooo... KURWA ! - Wrzasnął.
Cały dzień był piekielnie gorący, więc teoretycznie nawet krzywe spojrzenie mogło spowodować samozapłon wysuszonej na wiór słomy pokrywającej dach. A te sukinsyny ciskały weń pochodniami ! Zgodnie z oczekiwaniami, w pół sekundy cały dach dawnego młyna zajął się ogniem. Tharri rzucił się w kierunku podpalaczy, wykrzykując wymyślne przekleństwa w twardym języku krasnoludów. Podstępne gory były najwyraźniej zadowolone ze swojego dzieła, po wydawały z siebie radosne ryki i inne zwierzęce odgłosy. Nie mogły zauważyć wściekłego byłego karczmarza szarżującego w ich kierunku. Pierwszy zwierzoczłek został uderzony z ukosa w bark. Topór gładko znalazł sobie drogę do klatki piersiowej, z której został brutalnie wyciągnięty wśród bryzgającej krwi. Następny, korzystając z chwilowej niedyspozycji atakującego, próbował dźgnąć krasnoluda prowizoryczną włócznią. Ten jednak złapał śmiercionośny kawłek drewna i przyciągnął do siebie jego pechowego właściciela, uderzając przy tym łokciem w jego kozią szczękę. Kilka kłów poleciało na ziemię, a Tharri złapał mocno łeb przeciwnika i potężne pociągnął do dołu. Kark bestii złamał się jak sucha gałązka. Krasnolud bezceremonialnie cisnął truchłem w ostatniego podpalacza, przygważdżając go do podłoża. Potem tylko zmiażdżył mu krtań butem i pobiegł do wejścia tawerny.
Ogień zajął już cały dach i łapczywie zabierał się za drewniane belki stropowe i meble. Pokryty skórą wiatrak, jedyna pamiątka po dawnej, młynarskiej działalności tego budynku, spłonął dosłownie na wiór i został rozrzucony przez wiatr. Tharri miał niemiłe przeczucie, że resztę budynku spotka dokładnie to samo.
Gdy dobiegł do wejścia, Drugni właśnie efektownie ściął potężnego Bestiogora, ani chybi przywódcę bandy. Skralg, osmalony od stóp do głów, stał obok i z trudem łapał powietrze. Najwyraźniej cudem wydostał się z płonącego inferno.
Zabójca z nieprzyjemnym chrzęstem wydobył topór z czaszki Bestigora i w zadumie spojrzał na karczmę.
- No cóż, to by było na tyle. Już nic nie może pomóc twojemu biznesowi.
- Cholera, musimy wracać do środka, na pewno uda nam się wynieść jeszcze kilka beczek...
Rzecz jasna krasnolud nie miał pojęcia, że dokładnie w chwili gdy wypowiadał te słowa, ogień dotarł do ponad pięćdziesięciolitrowego baniaka ze spirytusem na zapleczu karczmy.
Potężna eksplozja wstrząsnęła okolicą, a jasnobłękitny płomień buchający przez dach uświadomił Tharriego, że zaiste nie ma już nadziei.
-Łał - mruknął zabójca.
Tharri potrzebował kilku minut aby ogarnąć umysłem ten burdel. Całe swe pieniądze zainwestował w dzieło swojego życia, które właśnie zmieniło się w całkiem imponujące ognisko. Tym samym cały jego dobytek stanowiły poplamiony krwią fartuch i wyszczerbiony topór kurczowo ściskany w ręku. Przeciętny człowiek w tej chwili załamałby się i poszedł żebrać na ulicach, a zwykły krasnolud wstąpiłby do Zabójców Trolli. Ale nie Tharri Tharrison. On pragnął...
- Zemsty - wycharczał z pianą na ustach.

***

- Skończyłeś już ? - Zapytał Faust Liebshmitz opierając się leniwie o wóz z zaopatrzeniem. Zaprzężony doń osiołek skubał bez entuzjazmu wyschniętą trawę, sapiąc głośno. Było nieznośnie wręcz gorąco, a trakt do Averheim stał na odsłoniętej przestrzeni, wśród pól i łąk. Czy w tej przeklętej krainie nie ma ani jednego cholerneo drzewa ?
Nagle wśród słoneczników na sąsiednim polu coś zaszeleściło i spomiędzy roślin wyszedł mężczyzna wysoki jak brzoza i szeroki jak piec. Długie, czarne i przetłuszczone włosy opadały na jego ramiona, razem z kroplami potu. Ubrany był w żelazne nagolenniki i takież rękawice. Tylko zamiast kirysu nosił luźną lnianą koszulę, najpewniej będąc świadom konsekwencji ugotowania się we własnym pancerzu. Na jego plecach wisiał stary i zardzewiały flamberg.
- Jużem skończył - odezwał się bełkotliwie.
- Ile można szczać ? Zatrzymujemy się co piętnaście minut ! - Odezwał się trzeci podróżnik siedzący na ziemi, oparty o koło wozu. Był niskim, brudnym i szczerbatym młodzieńcem, odzianym w coś z grubsza przypominającego worek po kartoflach z otworami na kończyny.
- Gdybyś chlał tyle piwska po drodze też byś lał co kwadrans - Skwitował Faust, uśmiechając się lekceważąco.
- Dziwujesz się ? - Odbełkotał olbrzym - Przecie jest gorąco jak u diabła za piecem. A tak po prawdzie...
Nie dokończył, ponieważ coś przykuło jego uwagę. Droga na wprost opadała gwałtownie, tak że nie można było dostrzec nikogo idącego pod górkę. Dlatego człowiek dopiero teraz zauwżył dwójkę krasnoludów maszerujących traktem.
Jeden z nich, spocony jak siedem nieszczęść, miał ciemnokasztanową brodę i długie włosy związane z tyłu w warkocz. Miał na sobie krótką kolczugę, która zapewnie była przyczyną przegrzania się niecodziennego podróżnika. Jego towarzyszem była chodząca góra mięśni, pokryta błękitnymi tatuażami, z pomarańczową brodą i takimi samymi włosami postawionymi na sztorc. Oboje nosili dwuręczne topory przerzucone przez plecy.
- O kurwa - zdziwił się kmiotek w worku po kartoflach.
Dziwna para zbliżyła się do wozu nawet nie zerkając na ludzi. Najwyraźniej chcieli po prostu iść dalej bez żadnych kłopotów. Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby pijany żołnierz nie zastąpił krasnoludom drogi.
- Gdzie lezieta, kurduple ? - Wybełkotał, wyszczerzając brudne zęby w krzywym uśmiechu.
Faust zerwał się jak oparzony i błyskawicznie doleciał do towarzysza, łapiąc go za rękę. Przez chwilę próbował odciągnąć go na bok, ale ten był kilkakrotnie od niego silniejszy. Odepchnął Liebshmitza jak szmacianą lalkę i jak stał, tak stał.
Drugni już składał się do prawego prostego, ale Tharri położył mu rękę na ramieniu.
- Zejdź nam z drogi, człeczyno, a pozostawimy cię względnie nienaruszonego - Przemówił.
Człowiek potrzebował kilku sekund na przetrawienie informacji. Nagle jego oczy rozszerzyły się w geście oburzenie.
- Znaczy, że mi grozisz ?! MNIE ?!
Faust zaklął paskudnie i schował się pod wóz. Wiedział, co nastąpi. Wiedział też, że gdy jego towarzysz zbyt dużo wypije, lubi pakować się w kłopoty. Najwyraźniej z całej ich trójki tylko Liebshmitz zdawał sobie sprawę, jak groźne mogą być te krasnoludy.
Wojownik chwycił flamberga zawieszonego na plecach i wyszarpnął go z pochwy. W tej samej chwili topór Tharriego wbił mu się w udo. Żelazne płyty nagolenników nie przetrwały takiej próby i otworzyły ostrzu dostęp do nogi nieprzyjaciela. Szkarłatna krew bryzgnęła obficie na wysuszoną ziemię, gdy krasnolud wyszarpnął broń. Żołdak wrzasnął i upadł na glębę.
- CO?! Bić szefa ?! - Kmiotek dobył korbacza, ale zanim zdołał dobrze nim zakręćić, Drugni był już przy nim. Topór Zabójcy błysnął w słońcu i wbił się z impetem w klatkę piersiową, plamiąc posoką worek na kartofle. Zanim nawet zdążył uderzyć o ziemię, Drugni wyciągnął broń i, stanąwszy nad adwersarzem, wpakował mu kilka funtów przedniej krasnoludzkiej stali między oczy.
W tej chwili spojrzenia obu przyjaciół spoczęły nad schowanym pod wozem Liebshmitzu. Dygotał ze strachu.
Drugni splunął z pogardą.
- Wypierdalać.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Faust wyczołgał się spod pojazdu i czym prędzęj czmychnął między słoneczniki.
Pijany wojownik, blady jak ściana, wydał z siebie ostatnie tchnienie, leżąc w kałuży własnej krwi.
- Chyba musiałem przeciąć tętnicę udową - Stwierdził rzeczowo Tharri - Cholera, właśnie zabiłem pierwszego w życiu człowieka.
- Sami tego chcieli. Nie nasza wina, że byli po prostu głupi - Odparł Zabójca, bez żenady przebierając w rzeczach na wozie. Kilka brudnych szmat, zardzewiały napierśnik, trochę zgniłego żarcia... - Nie stój tak i przeszukaj ich kieszenie.
Tharri zaklął i niechętnie wykonał polecenie. W ogóle od czasów incydentu z karczmą stał się milczący jak grób i ponury jak poborca podatkowy. Tamtej pamiętnej nocy przyrzekł sobie zemstę na każdym zwierzoczłeku, jakiemu uda mu się znaleść. Tak przynajmniej powiedział Drugniemu. Tak naprawdę szukał okazji do rozkręcenia jakieś innej działalności gospodarczej. I z tym, jak na razie, było strasznie krucho. Na domiar złego Skralg stwierdził, że ma już dość wrażeń i że wraca do rodziny w Middenheim. W ramach przeprosin ofiarował Tharriemu swoją starą kolczugę i kuzyni rozstali się w zgodzie. W chwili obecnej Skralg prowadzi spokojne i stateczne życie pomagając swojemu szwagrowi prowadzić zakład jubilerski. Cholerny farciarz. Krasnolud ocknął się z ponurych myśli i zabrał się za przeszukiwanie.
Worek na kartofle, w który odziany był kmiotek, nawet nie miał kieszeni, więc go zignorował. Pijany wojownik miał przy sobie opróżnoną do połowy butelkę gorzałki (którą krasnolud skrzętnie upchnał w sakiewce) i jakiś wymięty, poplamiony papier.
Drugni tymczasem wrzucił flamberga na wóz, uznając go za jedyny wartościowy łup jaki można tu znaleść, i pogłaskał zdobycznego osiołka po głowie.
- Tharri, zabierajmy się stąd. Gardzę tymi słonecznikami.
Tharri wskazał na papier, informujący wszem i wobec o Arenie Śmierci w Karak Kadrin i przemówił poważnym tonem.
- Zmiana planów. Wracamy do domu.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
The WariaX
Falubaz
Posty: 1018
Lokalizacja: Rybnik i okolice

Post autor: The WariaX »

Warrior Priest Nathanek
-Priest
-Akolita
-Łaska Bogów
-two-handed hammer
-pół-płytowa


Kiedy świat jest ogarnięty ciągłą wojną, ludzkie dusze są łatwą zdobyczą dla demonów.
Cierpienie po-życiu jest znacznie bardziej okrutne i bolesne od tego jakie się odczuwa stąpając po ziemi,
jeśli wpadnie się w sidła ciemności. Na szczęście istnieją obrońcy, słudzy boży, którzy poświęcają własny
żywot aby chronić maluczkich i bezbronnych.

Takim też sługą bożym jest ksiądz Nathanek. Kapłan pokaźnej postury, który głosi płomieniste kazania na temat
tego czym jest ciemność i jak się przed nią bronić. Kiedy jednak jego słowa okazują się być niewystarczające,
nie straszne mu sięgnąć po ogromny dwu ręczny młot. W walce jest niczym najstraszliwszy wojownik, pogromca
zła wiekuistego. Nie zważa wtedy kompletnie na swoje życie, liczy się tylko osiągnięcie celu: likwidacja ciemności.
Zdaję się, że czuwa nad nim jakaś magiczna, boska siła, gdyż wiele razy wychodził cało z sytuacji bez wyjścia.

Kierując się boskim głosem, zmierzał w kierunku krasnoludzkiej twierdzy. Rzekomo miała tam na niego czekać
upragniona walka ze złem ostatecznym. Niechaj się stanie wola boża.

Awatar użytkownika
Eriks281
Chuck Norris
Posty: 538

Post autor: Eriks281 »

Chomikozo pisze:To opowiadanie leżało na moim dysku twardym przez 4 miesiące :mrgreen: Fajnie, że nareszcie ujrzy światło dzienne.

Imię: Tharri Tharrison
Krasnoludzki Tan
Wyszkolenie: Wojownik
Broń: Topór dwuręczny
Zbroja: Kolczuga
Umiejętność: Potężne Ciosy


Schłodzony, spieniony Bugman XXXXXX polał się złotym strumieniem do cynowego kufla. Krasnoludzki Zabójca siedzący przy barze tylko oblizał spierzchnięte wargi. Zaiste, po tak potwornie gorącym dniu zimne, pyszne piwo było na wagę złota.
- Trzymaj, Drugni ! - Krasnoludzki karczmarz efektownie popchnął kufel po blacie prosto w potężne objęcia wytatuowanych ramion. Zabójca natychmiast wypił całą zawartość naczynia jednym haustem i rzucił srebrną monetę. Tharri, bo tak miał na imię oberżysta, złapał ją w locie i schował do przepastnych kieszeni fartucha.
- Dołączy do wielu, wielu innych - mruknął pod nosem i uśmiechnął się.
Rzeczywiście, jego niebywała smykałka do interesów po raz kolejny przyniosła mu górę pieniędzy. Urządzenie karczmy w opuszczonym młynie niedaleko Talabheim było genialnym pomysłem. Przez cały ostatni tydzień zajrzał tu praktycznie każdy oddział żołnierzy patrolujących las i okoliczne trakty. Tego roku lato było niebywale gorące, a ciężkie, stalowe pancerze raczej nie umilały długich godzin spędzonych na warcie. Nic dziwnego, że poczciwe żołdaki wydawały swój ciężko zarobiony żołd na antałki ciemnego piwa. A zaopatrzenia nigdy nie brakowało, bowiem tak się zabawnie złożyło, że niespełna godzinę drogi z tawerny znajdował się niewielki browar, prowadzony przez innego przedsiębiorczego krasnoluda. Tharri, dogadawszy się z rodakiem, co wieczór wysyłał całe swoje złoto na zakup kolejnych beczek piwa, by nazajutrz zarobić na nich jeszcze więcej. Nie inaczej było dzisiaj. Było kilka minut po północy, a zaplecze pełne było pysznego alkoholu. Co więcej, to nie pierwszy raz gdy Tharri wykazał się geniuszem w dziedzinie przedsiębiorstwa. Niespełna rok temu, przebywając w Marienburgu, dowiedział się o Arenie Śmierci w Naggaroth. Wyczuwając interes, czym prędzej spakował manatki i udał się do niegościnnego kraju Mrocznych Elfów, by założyć tam karczmę. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, jak zwykle zresztą. W jego gospodzie zawsze był ruch, a trzech takich jednych najemników praktycznie w ogóle stamtąd nie wychodziło. Zdaje się, że któryś z później wygrał czy coś...
- Jeszcze jednego ! - Zabójca, bęknąwszy potężnie, złożył zamówienie. Tharri wziął kufel i napełnił go życiodajnym płynem.
- Ten na koszt firmy. I tak praktycznie dajesz mi połowę zysku, stary alkoholiku - Zaśmiał się, podając mu kufel.
- Bardzo, kurwa, śmieszne - Odparł Zabójca - Pozwól, ze ci wyjaśnię. Przeważnie zajmuję się dwoma rzeczami. Zabijam cholernych zwierzoludzi i piję na umór. Te lasy bogate są w wszelkie rodzaje tych paskudnych sukinsynów, a ty dajesz najlepsze piwo w okolicy. Proste ?
- I tak nie spodziewałem sie po tobie poczucia humoru...
Zaiste, Drugni był najbardziej ponurym wśród i tak ponurych Zabójców Trolli. Co nie zmieniało faktu, że był stałym klientem gospody i przychodził tu dosłownie codziennie.
Nagle niezmącona cisza ciepłego letniego wieczora została przerwana przez harmider na zewnątrz. Tharri z niepokojem obejrzał się na okute żelaznymi pasami drzwi z grubego, dębowego drewna. Ułamek sekundy później otwarły się one z impetem, a krasnolud, które przez nie wpadł, pośpiesznie zaryglował je za sobą.
- Skralg ! Co się do cholery dzieje ?!
Daleki kuzyn Tharriego Skralg, odpowiedzialny za bezpieczeństwo tej tawerny, ubrany był w krótką kolczugę i skórzaną tunikę. Teraz cały ten osprzęt do spółki z jego kasztanową brodą był mokry od potu. Krasnolud wyglądał jakby pokonał spory dystans biegiem, a przecież niechęć tej rasy do szybkich sprintów była wręcz legendarna. Poza tym kołczam na bełty do jego niewielkiej kuszy był prawie pusty. To dawało do myślenia.
Nieoczekiwany gość próbował naprędce wyjaśnić sytuację, ale przez kilka dobrych sekund nie mógł złapać oddechu. Zirytowany Tharri nalał piwa do glinianego kubka i podał go krewniakowi. Ten, wypiwszy całość w czasie krótszym niż mrugnięcie okiem, wrzasnął :
- Zwierzoludzie ! Cała pieprzona banda ! Z czterdziestu jak nie lepiej ! Z pochodniami i w ogóle ! Biegną tutaj !
Tharri pobladł nieco. I to bynajmniej nie ze strachu przed wrogiem, w końcu całą swoją młodość spędził walcząc z orkami u boku swego wuja, słynnego Tana Thorleka Tharlisona. Żaden przeciwnik nie był mu straszny. Bał się raczej o dzieło swego życia, czyli jego słynną "Ruchomą Tawernę".
- Kurwa mać - mruknął ponuro.
-HA ! - Zabójca siedzący przy barze kilkoma łykami opróżnił kufel - Dobre piwo i kilka łbów do rozwalenia, czego chcieć więcej ?!
- A może tak ŚWIĘTEGO SPOKOJU ?!!
Nie było czasu na dyskusję z pomarańczowobrodym psychopatą. Tharri rzucił się biegiem do szynkwasu. Tymczasem Skralg otworzył malutkie okienko i wyjrzał na zewnątrz. Na niewielkiej łące oddzielającej karczmę od ściany lasu płonęło kilka światełek, niechybnie pochodni.
- O cholera, już tu są ! - Zaalarmował towarzyszy, po czym wyciągnął bełt z kołczana i mimo pośpiechu starannie umieścił go na rowku kuszy. Następnie wycelował i nacisnął spust. Rozległ się charakterystyczny dźwięk puszczanej cięciwy i pocisk poszybował w ciemność, w stronę jednego ze światełek. Najwyraźniej dosięgnął celu, ponieważ po chwili rozległo się podobne do baraniego wycie. Po sekundzie dołączyły do niego inne, dało się wyczuć w nich gniew. Sądząc po liczbie odgłosów, bestii było sporo.
Tharri przeskoczył blat i zaczął gorączkowo czegoś szukać pomiędzy różnymi naczyniami i pustymi butelkami po gorzale. Nagle przestał, bowiem zauważył drgania spirytusu w jednym z niewielu szklanych kieliszków. Owe drgania z każdą sekundą przybierały na sile. Wszyscy zgromadzeni w tawernie zamarli w bezruchu. Ledwo odczuwalne wibracje po chwili przerodziły się w potężne dudnienie, jakby stado dzikich ogierów wybiegło na polanę. Drugni wytrzeszczył gały w geście nagłego zrozumienia.
- O cholera jasna, KRYĆ SIĘ !
Krasnoludy zerwały się z miejsca i dołączyły do Tharriego za szynkwasem. Zrobiły to w ostatniej chwili. Na nic zdały się żelazne okucia i grube, dębowe drewno. Drzwi wejściowe, wraz ze sporym kawałkiem futryny i ściany, rozprysnęły się na tysiąc kawałków pod wpływem prawie półtoratonowej góry mięśni, która potężną szarżą rozwaliła wejście. Impet jej uderzenia nieco osłabł po spotkaniu z kamiennym murem, więc zatrzymała się dokładnie na środku głównej izby, rozglądając się wściekle. Deszcz odłamków zniszczył wszystkie meble w pomieszczeniu, sam szynkwas na szczęście do delikatnych nie należał.
- Minotaur - Jęknał Skralg , nie wychylając nawet czubka głowy za brzeg lady - Wzięli ze sobą PIEPRZONEGO MINOTAURA.
Drugni już wstawał, by rozprawić się z bestią, gdy Tharri znalazł to, czego szukał. Wyprzedził Zabójcę, odważnie wskoczywszy na szynkwas. W rękach dzierżył wielki, jednosieczny topór dwuręczny, pamiątkę po jego żołnierskich latach.
- Chowałeś TO pod ladą ?! - Zdziwił się Zabójca.
- Tak na wszelki wypadek - Odparł, nie odrywając wroku od minotaura. Ten, spostrzegłszy istotę, która śmiała stawić mu czoła, zaryczał straszliwie. Najwyraźniej nie zrobiło to wrażenia na Tharrim. Krasnolud, za nic mając swoją masę i krępą budowę, wykonał karkołomny skok. Bestia nie drgnęła nawet, gdy ten wylądował jej na ramionach, wznosząc broń do ciosu. Gdy próbowała go z siebie zrzucić, było już za późno. Potężny topór, trzymany przez równie potężnego Tharriego, z impetem wbił się w kosmaty byczy pysk, rozcinając go na dwoje. Fontanna krwi i kawałków mózgu obryzgała karczmarza, który właśnie upadł na podłogę razem z truchłem potwora. Krasnolud pośpiesznie wstał, i otarłszy twarz z płynów ustrojowych, rozejrzał się nerwowo. Banda zwierzoludzi nie zniechęciła się klęską swojego tarana, wręcz przeciwnie, opętańczo rzucili się do ataku.
Przez nowo powstałą dziurę w ścianie wpadł najszybszy w stadzie gor, nieświadomy tego, co go czeka. Tharri złapał topór ręka przy ręce i uderzył od lewej po ukosie. Pomniejszy pomiot chaosu podjął żałosną próbę ratowania swojego i tak nic nie wartego życia - zasłonił głowę drewnianym puklerzem. Kawał porządnej, krasnoludzkiej stali przebił tarczę, nadgarstek, mięśnie twarzy, kości czaszki i zatrzymał się dopiero na szczęce bestii. Gdyby z jej pyska cokolwiek zostało, najpewniej wyraziłaby szczere zdziwnienie siłą ciosu przeciwnika. Ledwo nieszczęsny gor uderzył o drewnianą, posypaną słomą podłogę do walki włączył się Drugni. Dosłownie powitał szarżującą hordę w progu karczmy. Wbiwszy się w szereg rogów, włóczni, tarcz i kopyt, rozpoczął iście rzeźniczą robotę - walił toporem aż iskry szły, odciętę kończyny i narządy wewnętrzne wzlatywały wysoko górę, czyjeś jelita zawisły na żyrandolu, tworząc makabryczną dekorację, a bryzgająca wszędzie krew zgasiła już kilka najbliższych świec. Tharri nie omieszkał dołączyć do bitwy, stosując manewr okrążający. Wyskoczył przez jedyne duże okno i uderzył na wroga z flanki. Skralg tymczasem bezczelnie stanął na środku izby i częstował rogatą hołotę bełtami.
Siły zwierzoludzi kurczyły się w drastycznym tempie. Za każdym razem, gdy ponad głowy walczących unosił się topór któregoś z krasnoludów, sekundę później rozlegał się nieprzyjemny odgłos kilku funtów metalu penetrujących czyjąś czaszkę. Jakkolwiek wydawałoby się to nieprawdopodobne, trójka dzielnych brodaczy właśnie rozbijała w pył ponad czterdziestoosobową bandę pomiotów chaosu !
Nagle Tharri kątem oka złowił jakiś szczegół. Owe małe światełka, do których wcześniej strzelał Skralg, właśnie jakby nigdy nic oblatywały pole bitwy od prawej i zbliżały się do karczmy. Nagle jedno z nich wystrzeliło w górę i poszybowało w kierunku dachu.
- Ooooo... KURWA ! - Wrzasnął.
Cały dzień był piekielnie gorący, więc teoretycznie nawet krzywe spojrzenie mogło spowodować samozapłon wysuszonej na wiór słomy pokrywającej dach. A te sukinsyny ciskały weń pochodniami ! Zgodnie z oczekiwaniami, w pół sekundy cały dach dawnego młyna zajął się ogniem. Tharri rzucił się w kierunku podpalaczy, wykrzykując wymyślne przekleństwa w twardym języku krasnoludów. Podstępne gory były najwyraźniej zadowolone ze swojego dzieła, po wydawały z siebie radosne ryki i inne zwierzęce odgłosy. Nie mogły zauważyć wściekłego byłego karczmarza szarżującego w ich kierunku. Pierwszy zwierzoczłek został uderzony z ukosa w bark. Topór gładko znalazł sobie drogę do klatki piersiowej, z której został brutalnie wyciągnięty wśród bryzgającej krwi. Następny, korzystając z chwilowej niedyspozycji atakującego, próbował dźgnąć krasnoluda prowizoryczną włócznią. Ten jednak złapał śmiercionośny kawłek drewna i przyciągnął do siebie jego pechowego właściciela, uderzając przy tym łokciem w jego kozią szczękę. Kilka kłów poleciało na ziemię, a Tharri złapał mocno łeb przeciwnika i potężne pociągnął do dołu. Kark bestii złamał się jak sucha gałązka. Krasnolud bezceremonialnie cisnął truchłem w ostatniego podpalacza, przygważdżając go do podłoża. Potem tylko zmiażdżył mu krtań butem i pobiegł do wejścia tawerny.
Ogień zajął już cały dach i łapczywie zabierał się za drewniane belki stropowe i meble. Pokryty skórą wiatrak, jedyna pamiątka po dawnej, młynarskiej działalności tego budynku, spłonął dosłownie na wiór i został rozrzucony przez wiatr. Tharri miał niemiłe przeczucie, że resztę budynku spotka dokładnie to samo.
Gdy dobiegł do wejścia, Drugni właśnie efektownie ściął potężnego Bestiogora, ani chybi przywódcę bandy. Skralg, osmalony od stóp do głów, stał obok i z trudem łapał powietrze. Najwyraźniej cudem wydostał się z płonącego inferno.
Zabójca z nieprzyjemnym chrzęstem wydobył topór z czaszki Bestigora i w zadumie spojrzał na karczmę.
- No cóż, to by było na tyle. Już nic nie może pomóc twojemu biznesowi.
- Cholera, musimy wracać do środka, na pewno uda nam się wynieść jeszcze kilka beczek...
Rzecz jasna krasnolud nie miał pojęcia, że dokładnie w chwili gdy wypowiadał te słowa, ogień dotarł do ponad pięćdziesięciolitrowego baniaka ze spirytusem na zapleczu karczmy.
Potężna eksplozja wstrząsnęła okolicą, a jasnobłękitny płomień buchający przez dach uświadomił Tharriego, że zaiste nie ma już nadziei.
-Łał - mruknął zabójca.
Tharri potrzebował kilku minut aby ogarnąć umysłem ten burdel. Całe swe pieniądze zainwestował w dzieło swojego życia, które właśnie zmieniło się w całkiem imponujące ognisko. Tym samym cały jego dobytek stanowiły poplamiony krwią fartuch i wyszczerbiony topór kurczowo ściskany w ręku. Przeciętny człowiek w tej chwili załamałby się i poszedł żebrać na ulicach, a zwykły krasnolud wstąpiłby do Zabójców Trolli. Ale nie Tharri Tharrison. On pragnął...
- Zemsty - wycharczał z pianą na ustach.

***

- Skończyłeś już ? - Zapytał Faust Liebshmitz opierając się leniwie o wóz z zaopatrzeniem. Zaprzężony doń osiołek skubał bez entuzjazmu wyschniętą trawę, sapiąc głośno. Było nieznośnie wręcz gorąco, a trakt do Averheim stał na odsłoniętej przestrzeni, wśród pól i łąk. Czy w tej przeklętej krainie nie ma ani jednego cholerneo drzewa ?
Nagle wśród słoneczników na sąsiednim polu coś zaszeleściło i spomiędzy roślin wyszedł mężczyzna wysoki jak brzoza i szeroki jak piec. Długie, czarne i przetłuszczone włosy opadały na jego ramiona, razem z kroplami potu. Ubrany był w żelazne nagolenniki i takież rękawice. Tylko zamiast kirysu nosił luźną lnianą koszulę, najpewniej będąc świadom konsekwencji ugotowania się we własnym pancerzu. Na jego plecach wisiał stary i zardzewiały flamberg.
- Jużem skończył - odezwał się bełkotliwie.
- Ile można szczać ? Zatrzymujemy się co piętnaście minut ! - Odezwał się trzeci podróżnik siedzący na ziemi, oparty o koło wozu. Był niskim, brudnym i szczerbatym młodzieńcem, odzianym w coś z grubsza przypominającego worek po kartoflach z otworami na kończyny.
- Gdybyś chlał tyle piwska po drodze też byś lał co kwadrans - Skwitował Faust, uśmiechając się lekceważąco.
- Dziwujesz się ? - Odbełkotał olbrzym - Przecie jest gorąco jak u diabła za piecem. A tak po prawdzie...
Nie dokończył, ponieważ coś przykuło jego uwagę. Droga na wprost opadała gwałtownie, tak że nie można było dostrzec nikogo idącego pod górkę. Dlatego człowiek dopiero teraz zauwżył dwójkę krasnoludów maszerujących traktem.
Jeden z nich, spocony jak siedem nieszczęść, miał ciemnokasztanową brodę i długie włosy związane z tyłu w warkocz. Miał na sobie krótką kolczugę, która zapewnie była przyczyną przegrzania się niecodziennego podróżnika. Jego towarzyszem była chodząca góra mięśni, pokryta błękitnymi tatuażami, z pomarańczową brodą i takimi samymi włosami postawionymi na sztorc. Oboje nosili dwuręczne topory przerzucone przez plecy.
- O kurwa - zdziwił się kmiotek w worku po kartoflach.
Dziwna para zbliżyła się do wozu nawet nie zerkając na ludzi. Najwyraźniej chcieli po prostu iść dalej bez żadnych kłopotów. Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby pijany żołnierz nie zastąpił krasnoludom drogi.
- Gdzie lezieta, kurduple ? - Wybełkotał, wyszczerzając brudne zęby w krzywym uśmiechu.
Faust zerwał się jak oparzony i błyskawicznie doleciał do towarzysza, łapiąc go za rękę. Przez chwilę próbował odciągnąć go na bok, ale ten był kilkakrotnie od niego silniejszy. Odepchnął Liebshmitza jak szmacianą lalkę i jak stał, tak stał.
Drugni już składał się do prawego prostego, ale Tharri położył mu rękę na ramieniu.
- Zejdź nam z drogi, człeczyno, a pozostawimy cię względnie nienaruszonego - Przemówił.
Człowiek potrzebował kilku sekund na przetrawienie informacji. Nagle jego oczy rozszerzyły się w geście oburzenie.
- Znaczy, że mi grozisz ?! MNIE ?!
Faust zaklął paskudnie i schował się pod wóz. Wiedział, co nastąpi. Wiedział też, że gdy jego towarzysz zbyt dużo wypije, lubi pakować się w kłopoty. Najwyraźniej z całej ich trójki tylko Liebshmitz zdawał sobie sprawę, jak groźne mogą być te krasnoludy.
Wojownik chwycił flamberga zawieszonego na plecach i wyszarpnął go z pochwy. W tej samej chwili topór Tharriego wbił mu się w udo. Żelazne płyty nagolenników nie przetrwały takiej próby i otworzyły ostrzu dostęp do nogi nieprzyjaciela. Szkarłatna krew bryzgnęła obficie na wysuszoną ziemię, gdy krasnolud wyszarpnął broń. Żołdak wrzasnął i upadł na glębę.
- CO?! Bić szefa ?! - Kmiotek dobył korbacza, ale zanim zdołał dobrze nim zakręćić, Drugni był już przy nim. Topór Zabójcy błysnął w słońcu i wbił się z impetem w klatkę piersiową, plamiąc posoką worek na kartofle. Zanim nawet zdążył uderzyć o ziemię, Drugni wyciągnął broń i, stanąwszy nad adwersarzem, wpakował mu kilka funtów przedniej krasnoludzkiej stali między oczy.
W tej chwili spojrzenia obu przyjaciół spoczęły nad schowanym pod wozem Liebshmitzu. Dygotał ze strachu.
Drugni splunął z pogardą.
- Wypierdalać.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Faust wyczołgał się spod pojazdu i czym prędzęj czmychnął między słoneczniki.
Pijany wojownik, blady jak ściana, wydał z siebie ostatnie tchnienie, leżąc w kałuży własnej krwi.
- Chyba musiałem przeciąć tętnicę udową - Stwierdził rzeczowo Tharri - Cholera, właśnie zabiłem pierwszego w życiu człowieka.
- Sami tego chcieli. Nie nasza wina, że byli po prostu głupi - Odparł Zabójca, bez żenady przebierając w rzeczach na wozie. Kilka brudnych szmat, zardzewiały napierśnik, trochę zgniłego żarcia... - Nie stój tak i przeszukaj ich kieszenie.
Tharri zaklął i niechętnie wykonał polecenie. W ogóle od czasów incydentu z karczmą stał się milczący jak grób i ponury jak poborca podatkowy. Tamtej pamiętnej nocy przyrzekł sobie zemstę na każdym zwierzoczłeku, jakiemu uda mu się znaleść. Tak przynajmniej powiedział Drugniemu. Tak naprawdę szukał okazji do rozkręcenia jakieś innej działalności gospodarczej. I z tym, jak na razie, było strasznie krucho. Na domiar złego Skralg stwierdził, że ma już dość wrażeń i że wraca do rodziny w Middenheim. W ramach przeprosin ofiarował Tharriemu swoją starą kolczugę i kuzyni rozstali się w zgodzie. W chwili obecnej Skralg prowadzi spokojne i stateczne życie pomagając swojemu szwagrowi prowadzić zakład jubilerski. Cholerny farciarz. Krasnolud ocknął się z ponurych myśli i zabrał się za przeszukiwanie.
Worek na kartofle, w który odziany był kmiotek, nawet nie miał kieszeni, więc go zignorował. Pijany wojownik miał przy sobie opróżnoną do połowy butelkę gorzałki (którą krasnolud skrzętnie upchnał w sakiewce) i jakiś wymięty, poplamiony papier.
Drugni tymczasem wrzucił flamberga na wóz, uznając go za jedyny wartościowy łup jaki można tu znaleść, i pogłaskał zdobycznego osiołka po głowie.
- Tharri, zabierajmy się stąd. Gardzę tymi słonecznikami.
Tharri wskazał na papier, informujący wszem i wobec o Arenie Śmierci w Karak Kadrin i przemówił poważnym tonem.
- Zmiana planów. Wracamy do domu.
Porządny kawał tekstu, a ze słonecznikami najlepsze. :D

PS ; u siebie troszkę editłem tekst!
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!

- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.

Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"

Mieszko
Warzywo
Posty: 15

Post autor: Mieszko »

Będę, postać wrzucę do poniedziałku.

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

Imię: Quetzal-Rog
Rasa: Saurus
Wyszkolenie: Strażnik(świątynny)
Umiejętności: Równowaga w Walce, Wytrwały
Ekwipunek: Obsydianowe ostrze(miecz), Łuskowa skóra(zbroja skórzana ćwiekowana), tarcza mała z łusek(stalowa)
Historia:
Quetzal-Rog urodził się w stawie lęgowym miasta-świątyni Hexoatl. Był jednym z 437 młodych osobników, niczym nie wyróżniającym się od reszty. Lata praktycznego treningu i przygotowania do służby uczyniły z niego twardego wojownika, jednak mimo to nadal nie wyróżniał się i był jednym z wielu saurusów z jego lęgu. Niemal pewne jest to, że nic by się nie zmieniło,tzn, nadal służyłby w garnizonie miasta, gdyby nie przypadek...
A było to podczas jednego z licznych patroli, do którego został nasz bohater przydzielony.

PRZEPRASZAM ALE NIE MAM DZISIAJ WENY ANI ŻADNEGO POMYSŁU CO MOGŁOBY BYĆ DALEJ, JUTRO DOKOŃCZĘ
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Awatar użytkownika
Tharival
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 118

Post autor: Tharival »

Dobra, moja druga arena, może teraz uda się przejść dalej
Imię postaci: Piotr von Carstein
Rasa: Wampir
Klasa: szermierz
Umiejętność: Koci refleks
Broń do walki wręcz: Krwiście czerwony rapier z szafirem w rękojeści - Rapier
Broń na dystans: Obsydianowe sztylety śmierci ociekające jadem - Noże do rzucania
Zbroja: Zwykła kamizelka składająca się z kilku warstw skóry, błękitna, szyta złotą nicią - Skórzana
Hełm: brak

Piotr widział śmierć swojego pana, lecz nie przejął się nią zbytnio. Jego pan był głupcem, nie był taki potężny jak on. Oczywiście, przejął władzę nad zamkiem i armią nieumarłych. W tej chwili był na wyprawie wojennej ze swoją armią, szeregi nieumarłych szkieletów stały przed nim gotowe do ataku, kiedy on wyda rozkaz. Jak marionetki. Stworzenia nocy latały wokół niego skrzecząc radośnie. Szturmował zamek należący do tego przekupnego gada Eryka Hassentroffa. Eryk dość często niepokoił go więc postanowił w końcu się zemścić. Widział ludzi na murach, widział ich strach, pragnienia, złość i inne uczucia. Niedługo będą martwi i powstaną znowu. Spojrzał na swoich dwóch nekromantów. Byli strzeżeni przez jego elitarną gwardię, nie mógł sobie pozwolić na ich śmierć w tej chwili. Spojrzał na dowódcę gwardii, w jego puste oczy. Kiedyś był on wojownikiem chaosu, którego Piotr pokonał w pojedynku. Teraz służył dla niego!
Piotr uniósł rapier w kierunku zamku, spojrzał na swój nieskazitelnie czysty strój. Nigdy nie lubił walczyć w zbroi. Krępowała tylko jego kocie ruchy. Przejechał palcem po rapierze. Pojedyncza, czarna kropla krwi delikatnie opadła na ziemię. Świadkowie tego wydarzenia mogli powiedzieć, że ta chwila trwała wieczność.
Armia nieumarłych ruszyła do przodu. Rój nietoperzy wzniósł się w powietrze i z piskiem spadł na obrońców na blankach. Piotr pobiegł przed siebie w kierunku murów. Ktoś musiał go zauważyć, bo ogień obrońców skupił się na nim. Starał się unikać strzał, lecz nikt nie jest doskonały. Jedna wbiła mu się w udo. Przełamał ją i ruszył dalej zanosząc się szaleńczym śmiechem. Po dotarciu do murów wezwał potężne Wiatry Magii. Miał nadzieję, że los będzie mu dzisiaj sprzyjał. Czerwone kule energii zaczęły latać koło niego. Jednak to było za mało na pokonanie murów, skupił się jeszcze bardziej i sięgnął po energię, która zwykłego śmiertelnika mogła doprowadzić do szaleństwa, ale nie jego. Przyłożył ręce do zimnego, szarego muru. Rozległ się potężny huk i kamień poleciał na dziedziniec zamku. Zrobił wejście dla swojej armii.
Zaczekał chwile, żeby odpocząć, a potem rzucił się z nową siłą na dziedziniec. Część ludzi zamknęła się w zamku, Piotr doskoczył do żołnierzy i wyprowadził dwa szybkie ciosy. Uchylił się przed kolejnym wyprowadzonym przez brodatego szermierza.
- Zginiesz plugawa bestio! Wracaj do swoich zaświatów! - krzyknął brodacz.
- Podaj mi swoje imię marny człeku, zapewnię ci szybką, honorową śmierć - odparł spokojnie Piotr wymieniając ciosy.
- Plugawa bestia mówi o honorze?!
Piotr wyprowadził szybko dwa pchnięcia, brodacz uskoczył przed jednym i zasłonił się automatycznie tarczą. Piotr prychnął i pstryknął palcami. Był rozczarowany postawą tego człeka. Z szeregu nieumarłych wyskoczyła wataha wilków i rzuciła się na szermierza. Piotr nie miał czasu na płotki, chciał w końcu zatopić swoje ostrze w pierś Eryka i napić się jego błękitnej krwi. A właśnie, jakoś nie czuł głodu, może adrenalina tak na niego wpływa?
W tej samej chwili przez główne drzwi do kasztelu wydostała się dziwna machina. Miała dwa potężne metalowe ramienia zakończone szczypcami. Chodziła na dziwnych kończynach zakończonych szponami. Piotr dostrzegł krasnoluda w metalowej klatce we wnętrzu machiny skąd dowodził potężnymi ramionami. Nagle wokół niego zaczęły latać kości. Krasnolud wziął się do roboty. Piotr pobiegł w kierunku maszyny, pokurcz zrobił zamach na niego metalowym ramieniem, jednak wampir skoczył na ramię i pobiegł wzdłuż niego. Dotarł do metalowej klatki i chwycił krasnoluda w swoje szpony.
- Możesz przysiąc mi wierność, albo skończyć tam na dole ze złamanym karkiem marny kurduplu, jaki jest twój wybór? szepnął Piotr w ucho knypka.
- Duma i honor mi na to nie pozwala!
Piotr rzucił krasnoludem, zeskoczył na ziemię i ruszył wolno w kierunku zamku. Dwóch jego gwardzistów wywlekło na dziedziniec Eryka.
- Widzę, że zatrudniasz nawet krasnoludy do obrony swojego marnego pałacu? - szepnął do ucha barona.
- On był tutaj w innej spra... - nie skończył Eryk.
- Zawsze miałeś długi język Eryku, możesz powiedzieć mi teraz o jego zadaniu i zginąć od jednego ciosu, przysięgam na honor mojego pogrzebanego ojca, też jestem szlachcicem takim jak ty więc możesz wierzyć mojemu słowu.
- Na pewno?
- Ależ oczywiście.
- W mojej kieszeni jest ulotka dotycząca turnieju...
- Dziękuje uprzejmie za informację, jeszcze jedno, mój ojciec został spalony, a nie pogrzebany...
Piotr zatopił rękę w jego klatce piersiowej i wyjął z niej jego wciąż bijące serce. Zatopił w nim swoje kły i zaczął pić.
Baron padł na ziemię. Jeden z nekromantów podał mu ulotkę z turniejem.
- Wyruszamy do Karak-Kadrin, natychmiast.

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Tharival, zdaje się że niechcący "pożyczyłem" imię Twojego wampira z poprzedniej Areny :shock: Przepraszam, zrobiłem to zupełnie nieświadomie :wink:
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Tharival
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 118

Post autor: Tharival »

Nie roszczę sobie praw autorskich, spoko

Awatar użytkownika
Erol
Mudżahedin
Posty: 240

Post autor: Erol »

To będzie moja pierwsza arena :)

Imię postaci: Grinchai
Rasa: Gobliński wódz
Klasa: Fanatyk
Umiejętność: Mistrz trucizn
Broń do walki wręcz: Dwa sztylety ociekające trucizną prosto ze zdechłych pająków
Zbroja: Skórzana zbroja z dzika oraz skórzany ćwiekowany hełm

Grinchai był strasznie porywczym i nerwowym goblińskim wodzem. Kiedy ktoś pierdną w jego obliczu to aż podskakiwał. Władzę zdobył zabijając swojego poprzednika który przygarną sobie większą część skarbów znalezionych w Crag Mere dźgając go sztyletem nasączonym jadę prosto z samego Arachnaroka. Zasłyną z tego, że zjednoczył ze sobą dwa inne plemiona z krórymi się osiadł w Fang Island skąd później zaatakował Averheim. Kiedy wracał z grzybobrania zauwarzył człowieka biegnącego w stronę Middenheimu przez las. Grinchai obrzerając się sromotnikami usiadł i śmiał się z owego człowieka który wdepną w pułapkę zamontowaną przez samego Grinchai'a. Po paru chwilach podszedł do dyndającego na drzewie człowieka wyrwał z jego dłoni kawałek papieru na którym było zaproszenie na arenę w Karak Kardin, a człowieka zostawił ponieważ niedaleko była jaskinia wilków. Grinchai pozostawił władzę (co w tych czasach było niezwykle rzadkim zjawiskiem) swojemu "najlepsiejszemu" towarzyszowi. Zapełnił fiolki trucizą z Arachnaroka i ruszył na wschód.
Solo pisze: Wjeba***** taką maskę że stoły powinny się załamać pod jej ciężarem.

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Że też akurat dziś cholera nie mam czasu. :evil: Napiszę cokolwiek, resztę skończę najszybciej jak mogę:




Imię: Svarrsoon Mocarny
Rasa: Wódz Maruderów - najbardziej podłego i krwiożerczego plemienia całej północy
Klasa: Berserk - rzuca się na adersarzy z pianą w pysku
Umiejętności: Potwornie Silny i Potworna żywotność - lata walk zrobiły z niego groźny i - a jakże - wielki kłebęk muskułów
Broń - Topór jednoręczny oraz Rzucane toporki - zanim dobiega do przeciwników by pociąć ich na części, wielu z nich pada, pod miażdżącymi uderzeniami ciężkich rzucanych toporów
Zbroja - Skórzana ćwiekowana, mała drewniana tarcza - Svarrsoon nie potrzebuje pancerza, jego mięśnie są wystarczająco twarde.

Svarrsoon usłyszał w nocy dziwne głosy. Jakiś sukinsyn szukał czegoś w jego skrzyni. Biorąc ze stołu tasak, którym kroił podawanego na kolację mamuta postanowił ukarać gnojka. Przybyszem jednak okazała się niska, krępa brodata kobieta, na dodatek krasnoludzka. Była chyba nawet brzydsza niż mieszkanki Ostermarku. W jej oczach widział zacięcie i krwiożerczość jednak. Przyszła do niego z ofertą. Wkrótce miało się okazać jaką...
Propozycja była co najmniej nieprzyzwoita. Miał on zostawić rodzinne strony, a ruszyć w jakieś zasrane góry, gdzie kurduple podobne posłance mieszkają. Kolejnym punktem programu było napieprzanie po ryjach słabiaków innych krajów, ras i religii. Ten mu najbardziej odpowiadał. Dodatkowo, krępe pokurcze zapewniały wyżywienie, a perspektywa żarcia mięsiwa co dzień i to w dodatku bez konieczności polowania złą mu się nie wydała. Zgodził się więc na ofertę pod jednym warunkiem. Zwycięzca robi z pokonanym co zechce. Svarrsoon był mistrzem dekapitacji, a szczególnie lubiał, wykorzystując swą nadludzką siłę rozbijać głowy pokonany wrogów potężnym ściskiem rąk ( http://www.youtube.com/watch?v=uBq1kdOJ ... re=related) lub też masakrować przeciwnika swoimi rzucanymi toporkami ( http://www.youtube.com/watch?v=OAebSzS0 ... re=related ) (http://www.youtube.com/watch?v=mub6DLkfnIk). Posłanniczka zgodziła się na to. A w jej oczach błysnęło coś złowrogiego...
- Larson, Jarrko do mnie! Idziem na południe!
- We trzech szefie?
- Tak Ty pyszałku we trzech. Nie leziemy tam grabić i łupić jeno obyczajnie spędzać czas na dawaniu w ryj na arenie.

Koniec to to nie jest, ale nie mam dziś już więcej czasu. Skończę wkrótce.



Skończę w najbliższym czasie.

Dzięki Ci Mac, że wznowiłeś temat! :wink: Sprawdź, proszę, czy wszystko wybrałem dobrze.

Pozdrawiam. Warlock.
Ostatnio zmieniony 11 wrz 2011, o 14:38 przez Warlock, łącznie zmieniany 1 raz.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Casp
Mudżahedin
Posty: 308

Post autor: Casp »

Garron Rufinson
- Pogromca
- Wyszkolenie: Barbarzyńca
- Umiejętności: Potwornie Silny
- Ekwipunek: Młot dwuręczny, Toporki Rzucane, Kolczuga, Przyłbica, Puklerz


Niewielu krasnoludów może się pochwalić tak rozległą wiedzą o świecie, jaką posiadł Garron. W swoich podróżach zwiedził większą część znanego świata, wciąż jednak był głodny nowej wiedzy i nowych wrażeń. Jego pobratymcy nie zawsze potrafili go zrozumieć, był inny, był wyrzutkiem. Mimo to długa siwa broda, liczne tatuaże i blizny budziły szacunek i oszczęzały mu głupich komentarzy zarówno wśród krasnoludów, jak i przedstawicieli innych ras. Najemnik? Bohater? Zabójca? Mściciel? Był każdym po trochu, a przez to - żadnym z nich. Nie mógł odnaleźć spokoju, ani własnej tożsamości nigdzie i nigdy.
Arena stała się okazją do zakończenia poszukiwań - jeśli polegnie, w pamięci jego ludu, jeśli zwycięży - w chwale należnej żyjącym zwycięzcom.
Poza tym - był po prosu ciekawy, jak to jest - walczyć na Arenie Śmierci.

Awatar użytkownika
Matijjos
Wodzirej
Posty: 744

Post autor: Matijjos »

sorry że tak może trochę śmiecę, ale czy wystarczy zrobić postać, czy coś potem trzeba robić, np rzucać kostkami :P Z chęcią bym wystawił wojownika jakiegoś swojego ale trochę nie kminię tej gry

Awatar użytkownika
Tharival
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 118

Post autor: Tharival »

Wystarczy że wrzucisz postać, nic nie trzeba rzucać

ODPOWIEDZ