ARENA ŚMIERCI nr 38 - Czarna Otchłań
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
ARENA ŚMIERCI nr 38 - Czarna Otchłań
Marienburg, wyspa Driftmaarkt - rezydencja rodzinna domu van der Maaren
Drżący głos siwego człowieka w ekstrawagancko rzezanym dublecie od dobrego kwadransa pobrzmiewał w jaśniejącym bieloną deską i złotem biurze o ścianach niknących wręcz pod licznymi portretami dumnie spoglądających mężów o zadartych nosach, wielkimi mapami akwenów wodnych oraz oprawionymi w szkło rozsypującymi się dokumentami patentów i przywilejów handlowych.
- Herr staadhouder... Niech sobie pan wyobrazi, to naprawdę przechodzi wszelkie...
Relacjonującemu zajścia z umówionego nocnego spotkania w starej strażnicy Maartenowi Trompowi załamał się głos, gdy spostrzegł, że Julien van den Maaren w ogóle go nie słucha zamiast tego oglądając przez szkiełko wyciągnięty ze skrzynki od tajemniczego zleceniodawcy wspaniały, ciężki wisior z litego srebra, cały zdobiony w misterne wzory drobniutkimi, złotawymi perłami. Po chwili magnat handlowy nawykiem zupełnie podobnym do nieodżałowanego starszego brata odgarnął jasne włosy za ucho i odchylił się na obitym złotogłowiem, rzeźbionym krześle, kładąc wysokie buty o cholewach przybijanych guzami z rubinów na blat wielkiego biurka ozdobionego sporym herbem konika morskiego na tle fal.
- Fascynujące... ani jednej skazy... - Julien pociągnął się za rzadki wąsik - Takie perły można zdobyć tylko podczas tarła Kharybdiss Nauticus, monstra głębinowego żyjącego w Zagotowanym Morzu, na wschód od Nipponu, aż przy zachodnim wybrzeżu północnego Nowego Świata... To jest warte dobrą fortunę, na Ranalda!
- Panie, ale co oni zrobili z Corneliusem, szpiegiem wysłanym by ich obserwować to... to... zgroza...
- Ciekawe jak człowiek mógł zdobyć coś takiego...
- ...to było nieludzkie!
- Właśnie... - van der Maaren zamyślił się głęboko - Zobaczmy te ogłoszenia.
Julien przeleciał wzrokiem pierwszy pergamin wyciągnięty z umieszczonego w skrzynce pliku. Równe pismo w kilkunastu językach, spośród których rozumiał zaledwie trzy, a kilka nie wyglądały mu nawet na ludzkie utwierdziło go w przekonaniu.
- Panie, przeczytałem te zaproszenia. Chcą ściągnąć ludzi do Nijmlingen. To mała wioska rybacka na wybrzeżu na północ.
- I ?
- W tym rzecz. Jest odcięta od świata bagnami i mgłami Przeklętej Krainy, opuszczona od wieków. Od lądu wiedzie tam zaledwie jeden właściwie nieużywany trakt. Jeśli ktoś tam żyje to komary i żaby. Powinniśmy zachować zapłatę i spuścić te papiery w wychodku.
Julien poprawił noszony na bakier tellerbarret.
- Nie Maarten. Każ rozesłać te zaproszenia po naszej sieci kuriersko-kupieckiej najdalej jak się da po świecie. Nie jest bezpiecznie oszukiwać kogoś, kogo stać na perły z dna morza z drugiego końca świata i kto wycina ludziom języki kimkolwiek jest. Poza tym... - Julien uśmiechnął się, stając na baczność przed wielkim portretem Adelhara van der Maarena - Może być z tego niezły interes...
Witajcie!
Po raz kolejny zapraszam miłośników klimatu Warhammera oraz krwawej jatki do dobrze znanych i lubianych forumowych igrzysk. Zasady są proste - szesnastu szaleńców wchodzi do klatki, przeżywa tylko jeden, zgarniając całą chwałę, sławę i inne przyjemne rzeczy. Jako, że do zgłoszenia się i gry nie trzeba dużo wkładu zapraszam masowo, zwłaszcza nowych graczy może dobijemy do 32 uczestników i Arena będzie dwakroć większa (i krwawsza).
Nie przedłużająć, zaczynamy edycję 38'.
TABLICA SŁAW I RELIKWIE: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 0#p1084830
W celu zgłoszenia na Arenie swojego udziału należy podać informacje o swojej postaci w taki sposób, w jaki zapisano to poniżej:
-Imię postaci
-Informacje dotyczące tego, kim jest Twój Bohater-(dla przykładu, Empire Captain, Dwarf Thane)
-Broń, wybierana z listy Oręża
-Zbroja lub jej brak, wliczając hełmy, tarcze i opancerzenie wszelakie.
-Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
-Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności. W tym miejscu dopisujemy też Mutacje, jeśli dotyczą postaci.
-Historia Postaci, krótki rys samej postaci oraz jak i dlaczego znalazła się na Arenie Śmierci. Zachęcam do pisania ciekawych i klimatycznych historii, gdyż najciekawsze trzy zostaną nagrodzone miksturkami zdrowia.
-Limit graczy wynosi 16. Każdy gracz może wystawić tylko jedną postać. (Oczywiście jak zgłosi się dość chętnych to robimy 32)
UWAGA: Nie istnieje opcja "zaklepywania" sobie miejsc. Zgłoszenie powinno zawierać wszystkie wymienione wyżej elementy, z których historia postaci NIE JEST elementem dodatkowym i zbędnym. Jest najważniejsza i jej kompletność stanowi pierwsze kryterium uznania zgłoszenia. W przypadku, w którym zapisze się 17 graczy, z czego jeden w z swoim zgłoszeniu nie zawrze historii postaci, na jego miejsce wchodzi gracz, który taką historię napisał, choćby był zapisany później.
Zasady podstawowe:
- Każdy może zgłosić jedną postać.
- Postać może być przedstawicielem dowolnie wybranej rasy z uniwersum Warhammera.
- Magowie dozwoleni.
- Każdy zawodnik startuje z wybraną z listy oręża bronią. Mamy dwie ręce do wykorzystania (chyba, że bogowie byli łaskawi ). Możliwe jest posiadanie do dwóch broni jednoręcznych, lub jednej dwuręcznej. Broń zasięgowa nie będąca ekwipunkiem zajmuje jedną rękę. Czarowanie zajmuje jedną rękę, chyba, że używamy kostura, czy kija- wyjątki rasowe niżej.
- Na Arenę nie zgłasza się lordów z żadnej z ras. Są zbyt dumni i zajęci niszczeniem/ratowaniem świata by bawić się w coś tak przyziemnego.
Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane w pełnej rozciągłości.
-Magowie posługują się jedną domeną, którą wybierają spośród dostępnych ich rasom domen magii. Każdy mag na potrzeby walki na Arenie zna jedno zaklęcie ofensywne i jedno defensywne. Siła i skuteczność tych zaklęć różnią się w zależności od Umiejętności Specjalnych, Ekwipunku, Domeny oraz rasy maga. W razie nieopisania używanych zaklęć Mistrz Areny sam wymyśli coś klimatycznego.
-Postacie z zasadą Armed to da Theef mogą wziąć dwa razy tyle co 'normalnie' czyli cztery sztuki DOWOLNEGO oręża ignorując ograniczenia kompozycyjne ale NIE dostępnościowe.
-Skinki, Skaveny, Gnoblary, Ludzie maści wszelakiej, Gobliny oraz Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Assassyni Skavenów i Mrocznych Elfów, a także Wiedźmy Mrocznych Elfów nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, Grobowi Książęta i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi ani tarczy.
-Driady oraz Branchwraith nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku. Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Demony nie mogą wybierać broni ani zbroi, walczą zawsze odpowiednią dla nich formą oręża z określonymi cechami. Dotyczy to wszystkich demonów, nie tylko heraldów (tak, można grać np. zwykłą demonetką).
- Gnoblary, Niziołki oraz Snotlingi z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
- Demony zawsze posiadają piętno odpowiednie do ich pochodzenia od jednego z Bogów Chaosu.
Oręż:
Wybieramy sprzęt po jednym z każdej kategorii- główna i zapasowa. Broń z * można używać z tarczą/puklerzem/innym odpowiednikiem.
Broń główna:
- oręż naturalny (kły, pazury, rogi)
- miecz krótki*
- miecz jednoręczny
- topór jednoręczny*
- młot jednoręczny*
- miecz półtoraręczny*
- buzdygan*
- falchion*
- macuahuitl* (tylko jaszczuroludzie)
- włócznia* (jest to wyjątkowa broń, po utracie tarczy staje się dwuręczną do końca walki, co zmienia styl walki i zasady)
- pazury bitewne
- sztylet
- rapier*
- kiścień*
- szabla*
- cep bojowy
- halabarda
- kama (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- katana (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- nadziak*
- szpada*
- wachlarz bojowy (tylko najemnicy z Dalekiego Wschodu)
- koncerz
- rembak* (tylko orkowie)
- okuta różdżka (tylko dla magów)
- kopia rycerska* (tylko dla jeźdźców)
- miecz oburęczny
- topór dwuręczny
- młot dwuręczny
- kilof
-glewia
- morgenstern*
- kij
- kostur (tylko dla magów)
- ostrza toporów na łańcuchu (tylko doomseekerzy i wybrańcy Khorna, tylko po dwa naraz)
- kadzidło zarazy (tylko klan pestilens)
- kula fanatyka (tylko goblińscy fanatycy)
- młot białych wilków (tylko rycerze białego wilka)
- kadzielnica Świętego Ognia (tylko Ludzie z Imperium)
- ognista glewia (tylko dawi zharr)
- łuk refleksyjny
- długi łuk
- łuk yumi (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- łuk Strażnika Polany (tylko asrai)
- oszczepy*
- pokuna (tylko skinki)
- pistolet (tylko skaveni-nie assasini, ludzie i krasnoludy)
- arkebuz (tylko ludzie z Estalii)
- muszkiet (tylko ludzie z Imperium)
- arbalet (tylko najemnicy z Estalii)
- krasnoludzki muszkiet (tylko krasnoludy)
- blunderbuss (dawi zharr)
- bumerang (dzicy orkowie i jaszczuroludzie)
- miotacz ołowiu (ogry)
- garłacz (tylko krasnoludy)
- kusza (nie dla jaszczuroludzi i wybrańców Chaosu)
- kusza powtarzalna (tylko mroczne elfy)
- kusza pistoletowa (mroczne elfy i łowcy czarownic)
- podręczny miotacz ognia (krasnoludy wszelkiego rodzaju)
Broń zapasowa:
- oręż naturalny (kły, pazury, rogi)
- miecz krótki
- topór jednoręczny
- młot jednoręczny
- katzblager
- sztylet
- proca
- lewak
- kukri (tylko najemnik z Indu)
- wakizashi (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- bicz
- kama (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- pazury bitewne
- łamacz mieczy (tylko najemnicy)
- wachlarz bojowy (tylko najemnicy z Dalekiego Wschodu)
- shurikeny (tylko klan Eshin oraz najemnik z dalekiego wschodu)
- igły Sen-bon (tylko klan Eshin oraz najemnik z dalekiego wschodu)
- miotane toporki
- sieć
- noże do rzucania
- pistolet (tylko skaveni-nie assasini, ludzie i krasnoludy)
- kusza pistoletowa (mroczne elfy i łowcy czarownic)
- bagnet (tylko Imperium, tylko z muszkietem jaką bronią główną)
Tarcze: (miast broni zapasowej)
- żelazna pięść (tylko ogry)
- puklerz (nie zajmuje ręki)
- tarcza, kałkan
- pawęż
Pancerze:
(Magowie oprócz magów chaosu i kapłanów Hashuta, nie mogą nosić zbroi cięższej niż lekka)
- tatuaże ochronne
- ceremonialna szata (tylko kapłani i magowie)
- lekka zbroja (utwardzona skóra, gruba wełna, etc.)
- średnia zbroja (kolczuga, bechter, brygantyna etc.)
- ciężka zbroja (napierśnik z taszkami i naręczakami, półpłytowa, karacena etc.)
- pełna płytowa (tylko Imperium oraz czarni orkowie)
- zbroja z ithilmaru (tylko wysokie elfy)
- zbroja z gromrilu (tylko krasnoludy)
- zbroja Chaosu (tylko wywyższeni wybrańcy i krasnoludy chaosu)
Hełm:
-Lekki (tudzież czapka, kawał szmaty, zapewniający minimalną ochronę)
-Średni (Łuskowy, Stożkowy, Morion etc.)
-Ciężki (Garnczkowy, Przyłbica, Szturmak etc.)
Wierzchowiec:
(Posiadanie wierzchowca nie jest wliczane do ekwipunku. Można wyruszyć do walki wierzchem nie wykorzystując żadnego limitu. Ma to swoje wady i zalety)
(Wierzchowca można utracić. Możliwa jest sytuacja, w której zawodnik wygra walkę, ale jego wierzchowiec zginie. Wtedy przepada on bezpowrotnie, chyba że zaznaczono inaczej)
Krasnoludy
- Kuc
- Niosący tarczę (tylko Thanowie)
- Żyro-napęd skokowy (tylko dla Inżynierów)
Gobliny
- Wilk
- Pajonk
- Squigg (tylko Nocna odmiana)
- "Mangler" Squiggi (tylko Nocne Gobasy, wymaga Umiejętności: Kompletny Szaleniec)
Orkowie
- Dzik bojowy
Ludzie
- Kuc
- Rumak
- Byk Korridera (tylko Estalianie, wymaga Umiejętności: Władca zwierząt)
- Kislevski niedźwiedź bojowy (tylko Kislevici, wymaga Umiejętności: Władca zwierząt)
- Mechaniczny Koń (tylko Inżynierowie)
- Rumak rycerski (tylko rycerze wszelacy)
- Demoniczny rumak (tylko wojownicy chaosu)
- Demoniczny wierzchowiec (tylko wojownicy chaosu z piętnem odp. boga - zabiera miejsce ekwipunku)
Nieumarli (wszystko podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
- Zombie wierzchowca
- Szkieletowy koń
- Zmora (tylko wampiry)
- Lekki rydwan bojowy
Elfowie
- Lekki rumak elficki
- Ciężki bojowy rumak elficki (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
- Młody Górski Orzeł (zabiera miejsce w Ekwipunku, nie dla Mrocznych Elfów)
- Zimnokrwisty (tylko Mroczni Elfowie)
- Wielki Jeleń (tylko Leśne Elfy)
- Jednorożec (tylko Leśne Elfy)
Ogry:
- Żałobny Kieł (zabiera miejsce ekwipunku)
Gnoblary:
- Gnoblar wierzchowy (zawsze podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
Jaszczuroludzie:
- Zimnokrwisty (tylko Saurusy)
- Tichi-Huichi (tylko Skinki)
- Młody Pterodaktyl (zabiera miejsce ekwipunku, tylko Sknki)
Szczuroludzie:
- Lektyka
- Szczur wierzchowy
- Obdzieracz zagłady (tylko Spacz-inżynierowie)
- Ogroszczur wierzchowy (zabiera miejsce w ekwipunku postaciom innym niż Moulderowie)
Demony (wszystko wymaga umiejętności Najeźdźca Rzeczywistości):
- Moloch (tylko demony Khorne'a)
- Dysk (tylko demony Tzeencha)
- Ścigacz (tylko demony Slaanesha)
- Ropucha/Truteń (tylko demony Nurgle'a)
Ekwipunek:
Amulet Trzykrotnie Błogosławionej Miedzi
Pierścień Protekcji
Gwiazda energetyczna (tylko dla magów)
Maska ochronna
Święty Oręż
Bomby zapalające
Bomby dymne
Paraliżująca Toksyna
Bugman XXX (tylko Krasnoludy- reszta zachlała by się na śmierć)
На посошок Oгровaя 160% (nie dla elfów i jaszczuroludzi)
Obręcz Szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Eliksir mocy (tylko dla magów)
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Święta/Przeklęta Ikona
Korzeń wielkiego dębu (tylko Asrai i Branchwraithy)
Lwi płaszcz (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
Okular z górskiego szkła (tylko Krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni
Osobisty Ochroniarz (tylko najemnicy z Marienburga)
Wampiryczny Oręż
Mięso trolla (tylko gobliny)
Pożeracz mocy
Płaszcz Mrozu (tylko Norsmeni oraz Białe Wilki)
Lustrijskie zioło odurzające
Ametystowa biżuteria
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Płaszcz z morskiego smoka (tylko Druchi)
Księga Tajemnic (tylko magowie)
Personalna Księga Krzywd (tylko Krasnoludy)
Żałobne Ostrze
Spaczeniowe ostrze
Podręczne Kowadło Run (tylko Kowal Run)
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Runiczny Oręż (tylko Krasnoludy i Norsmeni)
Renkawice Ryjobicia Morka (albo Gorka) (tylko Orkowie)
Stymulant
Gwiazda Chaosu
Korona Z Czarnego Metalu
Trucizna Jadowa
Trucizna Czarny lotos
Trucizna Mantikory
Trucizna Zguby (tylko assasini Druchii)
Olej Przemian (tylko wyznawcy Tzeentcha)
Iskra z ogona Fenika (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
Płaszcz Strażnika Ścieżek (tylko Asrai)
Usypiacz
Woda Święcona
Wyostrzenie broni
Ząbkowane Ostrze
Zapasowy wierzchowiec (utrata wierzchowca powoduje zastąpienie go nowym)
Wzmacniany kropierz (dostępne niezależnie od rodzaju wierzchowca)
Gwiazda zaranna (tylko istoty z ras zaliczanych do Ładu)
Zwój rozproszenia (jednorazowy)
Zwój z zaklęciem ofensywnym (jednorazowy)
Zwój z zaklęciem defensywnym (jednorazowy)
Eksperymentalna Broń (tylko Skaveni nie skrytobójcy, Krasnoludy wszelakie i Ludzie z Imperium- Pozwala pobrać jedną eksperymentalną broń z listy poniżej):
-Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica (tylko Ludzie)
-Obrotowy Pistolet/Muszkiet von Meinkopta (tylko Ludzie)
-Krasnoludzka Niezawodna Strzelba Dwulufowa (tylko Krasnoludy)
-Trójnóg z obrotowym zestawem luf średniego kalibru (tylko Krasnoludy)
-Mechaniczny Młot Parowy (tylko Dawi Zharr i Inżynierowie Krasnoludów)
-Mini-Miotacz Spaczo-Płomienia (tylko Skaveny)
-Skraplacz eteru (tylko Skaveny)
-Kule Morowego Wiatru (tylko Skaveny)
-Jezzail (tylko Skaveny)
-Mechaniczna Sowa/Gołąb Kamikadze (tylko ludzie i krasnoludy)
-Granaty/Bomby z zapalnikiem/Wybuchowe Bełty (te ostatnie wymagają kuszy)
Chowańce:
(Każda postać ma prawo wziąć zamiast ekwipunku chowańca.)
(Chowaniec może polec w walce na takich samych zasadach jak wierzchowiec)
(Na chowańca nie działa zasada "zapasowy wierzchowiec")
(Dla nieumarłych wszystkie chowańce niezastrzeżone dla innych ras mogą występować w "wersji nieumarłej" i są zawsze "zapasowymi wierzchowcami")
- Ptak
- Nietoperz
- Pies/wilk
- Białe Lwiątko (młody Biały Lew - tylko dla Elfów Wysokiego Rodu)
- Ulubiony Niewolnik (tylko dla Skavenów)
- Pajonk Przyjaciel Goblina (tylko dla goblinów)
- Gnoblar Ostrzegawczy (tylko dla ogrów i gnoblarów - wyjątkowo podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
- Chochlik/lalka manekin (tylko postaci na usługach Bogów Chaosu)
- Nurgling (tylko dla naznaczonych piętnem Nurgle'a)
- Wąż (tylko Jaszczuroludzie)
- Skorpion (Khemrijczycy i Arabowie)
- Kulawy Goblin (tylko dla orków)
- Zmutowany szczur (tylko Skaveni)
- Leśne liszko (tylko Asrai)
Specjalne Umiejętności:
Armed to da teeth
Rajtar
Przerażający
Najeźdźca Rzeczywistości
Szał bojowy
Chwytny Ogon (tylko Skaveni)
Onieśmielający
Wytrawny Demagog
Wirujący Atak
Artylerzysta (tylko ludzie i krasnoludy)
Niezmącona Samokontrola (nie dla Demonów)
Błogosławiony przez Panią (tylko Bretończycy)
Honor i Cnota (tylko Bretończycy i Kapitanowie Imperium)
Defensywny Styl Walki
Ofensywny Styl Walki
Szaleńczy Styl Walki
Błogosławiony przez Duchy Lasu (tylko Asrai i Branchwraith'y)
Wytrawny Taktyk
Mistrz Oręża
Obrońca Pokrzywdzonych
Kensei (tylko Najemnik, pochodzący ze Wschodu)
Kompletny Szaleniec
Nie Jedno Widział W Swym Życiu
Celne Ciosy
Cyrkowiec
Hycel
Mistrz Fechtunku
Żołnierz Od Dziesięciu Pokoleń (tylko ludzie)
Strzelec Doskonały
Skrytobójca
Odporny na magię
Odważny
Kanibal
Wytrzymały
Niezwykle Silny
Naznaczony bliznami
Nieprawdopodobne Szczęście
Najlepszy przyjaciel chowańca
Tarczownik
Pogromca kawalerii
Wilk Morski
Sadysta
Dekapitator
Błyskawiczny Blok
Sprawny Kontratak
Tysiącletnie Wyszkolenie ( tylko Elfy maści wszelakiej, Dawi i Saurusi oraz Nieumarli)
Chaos Niepodzielony
Fanatyzm
Socjopata
Jeździec Doskonały
Wszechwiedzący (tylko magowie)
Zguba Demonów
Zło wcielone
Skłonności Masochistyczne
Zguba Śmiertelnych (tylko Nieumarli i Demony)
Łaska Bogów
Niekontrolowana Potęga (tylko magowie)
Błyskawiczny Unik
Kusiciel
Treser chowańców
Niewzruszony Niczym Góra
Kontrola nad Mocą (tylko magowie)
Łowca Nagród/Głów (tylko ludzie i Druchii)
Mutant
Mały ciałem, wielki duchem (Niziołki, Gnoblary i Snotlingi)
Rasista
Władca zwierząt
Truciciel
Prekognicja
Starożytny Władca (tylko Wampiry i Książęta Grobowców)
Zabójcza Klątwa (tylko Książęta Grobowców)
Dłoń Losu
Intrygant
Kontakty z Półświatkiem
Omen
Syn Słońca, Brat Księżyca
Słuszny Gniew (nie dla Chaosu i jaszczuroludzi)
Opętanie
Równie Głupi Co Odważny
Łowca Czarownic (tylko Ludzie)
Nemesis Nieumarłych (wszyscy oprócz nieumarłych)
Gladiator
Płomień Który Przynosi Zmiany
Odporny na choroby
Niewrażliwy na Ból
Sokole Oko
Mistrz Sztuk Czarnoksięskich
Medytacyjne Skupienie
Mistrz Magii Ofensywnej
Mistrz Magii Defensywnej
Mentor
Wampirza Linia Krwi (tylko Wampiry zamiast umiejętności specjalnej):
- Necrarch
- Krwawy Smok
- Lahmia
- Strigoi
- Von Carstein
Mutacje: (zamiast umiejętności specjalnej)
Obrzydliwie Opasły
Śluzowate Ciało
Dodatkowe Kończyny
Dodatkowe Paszcze
Podmieniec
Spaczona Wola
Zwierzęce Kończyny
Trująca Krew
Kryształowe Ciało
Pasożytniczy Bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Głos Zagłady
Ogon
Psychopatyczna Mizantropia
Płomienne Ciało
Potężne Rogi
Macki
Teleportacja
Skrzydła/Lewitacja
Kryształowe Ciało
Bestia o Tysiącach Oczu
Likantropia
Żywiciel Tysiąca Plag
Odurzające Piżmo
Kły Jadowe
Oblicze Demona
Wywrócony na Wierzch
Przerażająca Aparycja
Ognisty Dech
Nienaturalny Refleks
Pożeracz Dusz
Syreni Śpiew
Hipnotyczne Spojrzenie
Spaczenie Bezcielesności
Piętna Chaosu: (w ramach umiejętności specjalnej) :
- Piętno Khorna
- Piętno Nurgla
- Piętno Tzeentcha
- Piętno Slaanesha
Lista zapisanych uczestników:
1. Fiodor „Sztywny” Zbojka
2. Victus
3. Wolfgang
4. Lauriel
5. Gror
6. Severin
7. Isenhardt Kreber
8. Tekloq
Drżący głos siwego człowieka w ekstrawagancko rzezanym dublecie od dobrego kwadransa pobrzmiewał w jaśniejącym bieloną deską i złotem biurze o ścianach niknących wręcz pod licznymi portretami dumnie spoglądających mężów o zadartych nosach, wielkimi mapami akwenów wodnych oraz oprawionymi w szkło rozsypującymi się dokumentami patentów i przywilejów handlowych.
- Herr staadhouder... Niech sobie pan wyobrazi, to naprawdę przechodzi wszelkie...
Relacjonującemu zajścia z umówionego nocnego spotkania w starej strażnicy Maartenowi Trompowi załamał się głos, gdy spostrzegł, że Julien van den Maaren w ogóle go nie słucha zamiast tego oglądając przez szkiełko wyciągnięty ze skrzynki od tajemniczego zleceniodawcy wspaniały, ciężki wisior z litego srebra, cały zdobiony w misterne wzory drobniutkimi, złotawymi perłami. Po chwili magnat handlowy nawykiem zupełnie podobnym do nieodżałowanego starszego brata odgarnął jasne włosy za ucho i odchylił się na obitym złotogłowiem, rzeźbionym krześle, kładąc wysokie buty o cholewach przybijanych guzami z rubinów na blat wielkiego biurka ozdobionego sporym herbem konika morskiego na tle fal.
- Fascynujące... ani jednej skazy... - Julien pociągnął się za rzadki wąsik - Takie perły można zdobyć tylko podczas tarła Kharybdiss Nauticus, monstra głębinowego żyjącego w Zagotowanym Morzu, na wschód od Nipponu, aż przy zachodnim wybrzeżu północnego Nowego Świata... To jest warte dobrą fortunę, na Ranalda!
- Panie, ale co oni zrobili z Corneliusem, szpiegiem wysłanym by ich obserwować to... to... zgroza...
- Ciekawe jak człowiek mógł zdobyć coś takiego...
- ...to było nieludzkie!
- Właśnie... - van der Maaren zamyślił się głęboko - Zobaczmy te ogłoszenia.
Julien przeleciał wzrokiem pierwszy pergamin wyciągnięty z umieszczonego w skrzynce pliku. Równe pismo w kilkunastu językach, spośród których rozumiał zaledwie trzy, a kilka nie wyglądały mu nawet na ludzkie utwierdziło go w przekonaniu.
- Panie, przeczytałem te zaproszenia. Chcą ściągnąć ludzi do Nijmlingen. To mała wioska rybacka na wybrzeżu na północ.
- I ?
- W tym rzecz. Jest odcięta od świata bagnami i mgłami Przeklętej Krainy, opuszczona od wieków. Od lądu wiedzie tam zaledwie jeden właściwie nieużywany trakt. Jeśli ktoś tam żyje to komary i żaby. Powinniśmy zachować zapłatę i spuścić te papiery w wychodku.
Julien poprawił noszony na bakier tellerbarret.
- Nie Maarten. Każ rozesłać te zaproszenia po naszej sieci kuriersko-kupieckiej najdalej jak się da po świecie. Nie jest bezpiecznie oszukiwać kogoś, kogo stać na perły z dna morza z drugiego końca świata i kto wycina ludziom języki kimkolwiek jest. Poza tym... - Julien uśmiechnął się, stając na baczność przed wielkim portretem Adelhara van der Maarena - Może być z tego niezły interes...
Witajcie!
Po raz kolejny zapraszam miłośników klimatu Warhammera oraz krwawej jatki do dobrze znanych i lubianych forumowych igrzysk. Zasady są proste - szesnastu szaleńców wchodzi do klatki, przeżywa tylko jeden, zgarniając całą chwałę, sławę i inne przyjemne rzeczy. Jako, że do zgłoszenia się i gry nie trzeba dużo wkładu zapraszam masowo, zwłaszcza nowych graczy może dobijemy do 32 uczestników i Arena będzie dwakroć większa (i krwawsza).
Nie przedłużająć, zaczynamy edycję 38'.
TABLICA SŁAW I RELIKWIE: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 0#p1084830
W celu zgłoszenia na Arenie swojego udziału należy podać informacje o swojej postaci w taki sposób, w jaki zapisano to poniżej:
-Imię postaci
-Informacje dotyczące tego, kim jest Twój Bohater-(dla przykładu, Empire Captain, Dwarf Thane)
-Broń, wybierana z listy Oręża
-Zbroja lub jej brak, wliczając hełmy, tarcze i opancerzenie wszelakie.
-Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
-Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności. W tym miejscu dopisujemy też Mutacje, jeśli dotyczą postaci.
-Historia Postaci, krótki rys samej postaci oraz jak i dlaczego znalazła się na Arenie Śmierci. Zachęcam do pisania ciekawych i klimatycznych historii, gdyż najciekawsze trzy zostaną nagrodzone miksturkami zdrowia.
-Limit graczy wynosi 16. Każdy gracz może wystawić tylko jedną postać. (Oczywiście jak zgłosi się dość chętnych to robimy 32)
UWAGA: Nie istnieje opcja "zaklepywania" sobie miejsc. Zgłoszenie powinno zawierać wszystkie wymienione wyżej elementy, z których historia postaci NIE JEST elementem dodatkowym i zbędnym. Jest najważniejsza i jej kompletność stanowi pierwsze kryterium uznania zgłoszenia. W przypadku, w którym zapisze się 17 graczy, z czego jeden w z swoim zgłoszeniu nie zawrze historii postaci, na jego miejsce wchodzi gracz, który taką historię napisał, choćby był zapisany później.
Zasady podstawowe:
- Każdy może zgłosić jedną postać.
- Postać może być przedstawicielem dowolnie wybranej rasy z uniwersum Warhammera.
- Magowie dozwoleni.
- Każdy zawodnik startuje z wybraną z listy oręża bronią. Mamy dwie ręce do wykorzystania (chyba, że bogowie byli łaskawi ). Możliwe jest posiadanie do dwóch broni jednoręcznych, lub jednej dwuręcznej. Broń zasięgowa nie będąca ekwipunkiem zajmuje jedną rękę. Czarowanie zajmuje jedną rękę, chyba, że używamy kostura, czy kija- wyjątki rasowe niżej.
- Na Arenę nie zgłasza się lordów z żadnej z ras. Są zbyt dumni i zajęci niszczeniem/ratowaniem świata by bawić się w coś tak przyziemnego.
Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane w pełnej rozciągłości.
-Magowie posługują się jedną domeną, którą wybierają spośród dostępnych ich rasom domen magii. Każdy mag na potrzeby walki na Arenie zna jedno zaklęcie ofensywne i jedno defensywne. Siła i skuteczność tych zaklęć różnią się w zależności od Umiejętności Specjalnych, Ekwipunku, Domeny oraz rasy maga. W razie nieopisania używanych zaklęć Mistrz Areny sam wymyśli coś klimatycznego.
-Postacie z zasadą Armed to da Theef mogą wziąć dwa razy tyle co 'normalnie' czyli cztery sztuki DOWOLNEGO oręża ignorując ograniczenia kompozycyjne ale NIE dostępnościowe.
-Skinki, Skaveny, Gnoblary, Ludzie maści wszelakiej, Gobliny oraz Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Assassyni Skavenów i Mrocznych Elfów, a także Wiedźmy Mrocznych Elfów nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, Grobowi Książęta i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi ani tarczy.
-Driady oraz Branchwraith nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku. Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Demony nie mogą wybierać broni ani zbroi, walczą zawsze odpowiednią dla nich formą oręża z określonymi cechami. Dotyczy to wszystkich demonów, nie tylko heraldów (tak, można grać np. zwykłą demonetką).
- Gnoblary, Niziołki oraz Snotlingi z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
- Demony zawsze posiadają piętno odpowiednie do ich pochodzenia od jednego z Bogów Chaosu.
Oręż:
Wybieramy sprzęt po jednym z każdej kategorii- główna i zapasowa. Broń z * można używać z tarczą/puklerzem/innym odpowiednikiem.
Broń główna:
- oręż naturalny (kły, pazury, rogi)
- miecz krótki*
- miecz jednoręczny
- topór jednoręczny*
- młot jednoręczny*
- miecz półtoraręczny*
- buzdygan*
- falchion*
- macuahuitl* (tylko jaszczuroludzie)
- włócznia* (jest to wyjątkowa broń, po utracie tarczy staje się dwuręczną do końca walki, co zmienia styl walki i zasady)
- pazury bitewne
- sztylet
- rapier*
- kiścień*
- szabla*
- cep bojowy
- halabarda
- kama (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- katana (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- nadziak*
- szpada*
- wachlarz bojowy (tylko najemnicy z Dalekiego Wschodu)
- koncerz
- rembak* (tylko orkowie)
- okuta różdżka (tylko dla magów)
- kopia rycerska* (tylko dla jeźdźców)
- miecz oburęczny
- topór dwuręczny
- młot dwuręczny
- kilof
-glewia
- morgenstern*
- kij
- kostur (tylko dla magów)
- ostrza toporów na łańcuchu (tylko doomseekerzy i wybrańcy Khorna, tylko po dwa naraz)
- kadzidło zarazy (tylko klan pestilens)
- kula fanatyka (tylko goblińscy fanatycy)
- młot białych wilków (tylko rycerze białego wilka)
- kadzielnica Świętego Ognia (tylko Ludzie z Imperium)
- ognista glewia (tylko dawi zharr)
- łuk refleksyjny
- długi łuk
- łuk yumi (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- łuk Strażnika Polany (tylko asrai)
- oszczepy*
- pokuna (tylko skinki)
- pistolet (tylko skaveni-nie assasini, ludzie i krasnoludy)
- arkebuz (tylko ludzie z Estalii)
- muszkiet (tylko ludzie z Imperium)
- arbalet (tylko najemnicy z Estalii)
- krasnoludzki muszkiet (tylko krasnoludy)
- blunderbuss (dawi zharr)
- bumerang (dzicy orkowie i jaszczuroludzie)
- miotacz ołowiu (ogry)
- garłacz (tylko krasnoludy)
- kusza (nie dla jaszczuroludzi i wybrańców Chaosu)
- kusza powtarzalna (tylko mroczne elfy)
- kusza pistoletowa (mroczne elfy i łowcy czarownic)
- podręczny miotacz ognia (krasnoludy wszelkiego rodzaju)
Broń zapasowa:
- oręż naturalny (kły, pazury, rogi)
- miecz krótki
- topór jednoręczny
- młot jednoręczny
- katzblager
- sztylet
- proca
- lewak
- kukri (tylko najemnik z Indu)
- wakizashi (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- bicz
- kama (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- pazury bitewne
- łamacz mieczy (tylko najemnicy)
- wachlarz bojowy (tylko najemnicy z Dalekiego Wschodu)
- shurikeny (tylko klan Eshin oraz najemnik z dalekiego wschodu)
- igły Sen-bon (tylko klan Eshin oraz najemnik z dalekiego wschodu)
- miotane toporki
- sieć
- noże do rzucania
- pistolet (tylko skaveni-nie assasini, ludzie i krasnoludy)
- kusza pistoletowa (mroczne elfy i łowcy czarownic)
- bagnet (tylko Imperium, tylko z muszkietem jaką bronią główną)
Tarcze: (miast broni zapasowej)
- żelazna pięść (tylko ogry)
- puklerz (nie zajmuje ręki)
- tarcza, kałkan
- pawęż
Pancerze:
(Magowie oprócz magów chaosu i kapłanów Hashuta, nie mogą nosić zbroi cięższej niż lekka)
- tatuaże ochronne
- ceremonialna szata (tylko kapłani i magowie)
- lekka zbroja (utwardzona skóra, gruba wełna, etc.)
- średnia zbroja (kolczuga, bechter, brygantyna etc.)
- ciężka zbroja (napierśnik z taszkami i naręczakami, półpłytowa, karacena etc.)
- pełna płytowa (tylko Imperium oraz czarni orkowie)
- zbroja z ithilmaru (tylko wysokie elfy)
- zbroja z gromrilu (tylko krasnoludy)
- zbroja Chaosu (tylko wywyższeni wybrańcy i krasnoludy chaosu)
Hełm:
-Lekki (tudzież czapka, kawał szmaty, zapewniający minimalną ochronę)
-Średni (Łuskowy, Stożkowy, Morion etc.)
-Ciężki (Garnczkowy, Przyłbica, Szturmak etc.)
Wierzchowiec:
(Posiadanie wierzchowca nie jest wliczane do ekwipunku. Można wyruszyć do walki wierzchem nie wykorzystując żadnego limitu. Ma to swoje wady i zalety)
(Wierzchowca można utracić. Możliwa jest sytuacja, w której zawodnik wygra walkę, ale jego wierzchowiec zginie. Wtedy przepada on bezpowrotnie, chyba że zaznaczono inaczej)
Krasnoludy
- Kuc
- Niosący tarczę (tylko Thanowie)
- Żyro-napęd skokowy (tylko dla Inżynierów)
Gobliny
- Wilk
- Pajonk
- Squigg (tylko Nocna odmiana)
- "Mangler" Squiggi (tylko Nocne Gobasy, wymaga Umiejętności: Kompletny Szaleniec)
Orkowie
- Dzik bojowy
Ludzie
- Kuc
- Rumak
- Byk Korridera (tylko Estalianie, wymaga Umiejętności: Władca zwierząt)
- Kislevski niedźwiedź bojowy (tylko Kislevici, wymaga Umiejętności: Władca zwierząt)
- Mechaniczny Koń (tylko Inżynierowie)
- Rumak rycerski (tylko rycerze wszelacy)
- Demoniczny rumak (tylko wojownicy chaosu)
- Demoniczny wierzchowiec (tylko wojownicy chaosu z piętnem odp. boga - zabiera miejsce ekwipunku)
Nieumarli (wszystko podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
- Zombie wierzchowca
- Szkieletowy koń
- Zmora (tylko wampiry)
- Lekki rydwan bojowy
Elfowie
- Lekki rumak elficki
- Ciężki bojowy rumak elficki (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
- Młody Górski Orzeł (zabiera miejsce w Ekwipunku, nie dla Mrocznych Elfów)
- Zimnokrwisty (tylko Mroczni Elfowie)
- Wielki Jeleń (tylko Leśne Elfy)
- Jednorożec (tylko Leśne Elfy)
Ogry:
- Żałobny Kieł (zabiera miejsce ekwipunku)
Gnoblary:
- Gnoblar wierzchowy (zawsze podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
Jaszczuroludzie:
- Zimnokrwisty (tylko Saurusy)
- Tichi-Huichi (tylko Skinki)
- Młody Pterodaktyl (zabiera miejsce ekwipunku, tylko Sknki)
Szczuroludzie:
- Lektyka
- Szczur wierzchowy
- Obdzieracz zagłady (tylko Spacz-inżynierowie)
- Ogroszczur wierzchowy (zabiera miejsce w ekwipunku postaciom innym niż Moulderowie)
Demony (wszystko wymaga umiejętności Najeźdźca Rzeczywistości):
- Moloch (tylko demony Khorne'a)
- Dysk (tylko demony Tzeencha)
- Ścigacz (tylko demony Slaanesha)
- Ropucha/Truteń (tylko demony Nurgle'a)
Ekwipunek:
Amulet Trzykrotnie Błogosławionej Miedzi
Pierścień Protekcji
Gwiazda energetyczna (tylko dla magów)
Maska ochronna
Święty Oręż
Bomby zapalające
Bomby dymne
Paraliżująca Toksyna
Bugman XXX (tylko Krasnoludy- reszta zachlała by się na śmierć)
На посошок Oгровaя 160% (nie dla elfów i jaszczuroludzi)
Obręcz Szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Eliksir mocy (tylko dla magów)
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Święta/Przeklęta Ikona
Korzeń wielkiego dębu (tylko Asrai i Branchwraithy)
Lwi płaszcz (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
Okular z górskiego szkła (tylko Krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni
Osobisty Ochroniarz (tylko najemnicy z Marienburga)
Wampiryczny Oręż
Mięso trolla (tylko gobliny)
Pożeracz mocy
Płaszcz Mrozu (tylko Norsmeni oraz Białe Wilki)
Lustrijskie zioło odurzające
Ametystowa biżuteria
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Płaszcz z morskiego smoka (tylko Druchi)
Księga Tajemnic (tylko magowie)
Personalna Księga Krzywd (tylko Krasnoludy)
Żałobne Ostrze
Spaczeniowe ostrze
Podręczne Kowadło Run (tylko Kowal Run)
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Runiczny Oręż (tylko Krasnoludy i Norsmeni)
Renkawice Ryjobicia Morka (albo Gorka) (tylko Orkowie)
Stymulant
Gwiazda Chaosu
Korona Z Czarnego Metalu
Trucizna Jadowa
Trucizna Czarny lotos
Trucizna Mantikory
Trucizna Zguby (tylko assasini Druchii)
Olej Przemian (tylko wyznawcy Tzeentcha)
Iskra z ogona Fenika (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
Płaszcz Strażnika Ścieżek (tylko Asrai)
Usypiacz
Woda Święcona
Wyostrzenie broni
Ząbkowane Ostrze
Zapasowy wierzchowiec (utrata wierzchowca powoduje zastąpienie go nowym)
Wzmacniany kropierz (dostępne niezależnie od rodzaju wierzchowca)
Gwiazda zaranna (tylko istoty z ras zaliczanych do Ładu)
Zwój rozproszenia (jednorazowy)
Zwój z zaklęciem ofensywnym (jednorazowy)
Zwój z zaklęciem defensywnym (jednorazowy)
Eksperymentalna Broń (tylko Skaveni nie skrytobójcy, Krasnoludy wszelakie i Ludzie z Imperium- Pozwala pobrać jedną eksperymentalną broń z listy poniżej):
-Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica (tylko Ludzie)
-Obrotowy Pistolet/Muszkiet von Meinkopta (tylko Ludzie)
-Krasnoludzka Niezawodna Strzelba Dwulufowa (tylko Krasnoludy)
-Trójnóg z obrotowym zestawem luf średniego kalibru (tylko Krasnoludy)
-Mechaniczny Młot Parowy (tylko Dawi Zharr i Inżynierowie Krasnoludów)
-Mini-Miotacz Spaczo-Płomienia (tylko Skaveny)
-Skraplacz eteru (tylko Skaveny)
-Kule Morowego Wiatru (tylko Skaveny)
-Jezzail (tylko Skaveny)
-Mechaniczna Sowa/Gołąb Kamikadze (tylko ludzie i krasnoludy)
-Granaty/Bomby z zapalnikiem/Wybuchowe Bełty (te ostatnie wymagają kuszy)
Chowańce:
(Każda postać ma prawo wziąć zamiast ekwipunku chowańca.)
(Chowaniec może polec w walce na takich samych zasadach jak wierzchowiec)
(Na chowańca nie działa zasada "zapasowy wierzchowiec")
(Dla nieumarłych wszystkie chowańce niezastrzeżone dla innych ras mogą występować w "wersji nieumarłej" i są zawsze "zapasowymi wierzchowcami")
- Ptak
- Nietoperz
- Pies/wilk
- Białe Lwiątko (młody Biały Lew - tylko dla Elfów Wysokiego Rodu)
- Ulubiony Niewolnik (tylko dla Skavenów)
- Pajonk Przyjaciel Goblina (tylko dla goblinów)
- Gnoblar Ostrzegawczy (tylko dla ogrów i gnoblarów - wyjątkowo podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
- Chochlik/lalka manekin (tylko postaci na usługach Bogów Chaosu)
- Nurgling (tylko dla naznaczonych piętnem Nurgle'a)
- Wąż (tylko Jaszczuroludzie)
- Skorpion (Khemrijczycy i Arabowie)
- Kulawy Goblin (tylko dla orków)
- Zmutowany szczur (tylko Skaveni)
- Leśne liszko (tylko Asrai)
Specjalne Umiejętności:
Armed to da teeth
Rajtar
Przerażający
Najeźdźca Rzeczywistości
Szał bojowy
Chwytny Ogon (tylko Skaveni)
Onieśmielający
Wytrawny Demagog
Wirujący Atak
Artylerzysta (tylko ludzie i krasnoludy)
Niezmącona Samokontrola (nie dla Demonów)
Błogosławiony przez Panią (tylko Bretończycy)
Honor i Cnota (tylko Bretończycy i Kapitanowie Imperium)
Defensywny Styl Walki
Ofensywny Styl Walki
Szaleńczy Styl Walki
Błogosławiony przez Duchy Lasu (tylko Asrai i Branchwraith'y)
Wytrawny Taktyk
Mistrz Oręża
Obrońca Pokrzywdzonych
Kensei (tylko Najemnik, pochodzący ze Wschodu)
Kompletny Szaleniec
Nie Jedno Widział W Swym Życiu
Celne Ciosy
Cyrkowiec
Hycel
Mistrz Fechtunku
Żołnierz Od Dziesięciu Pokoleń (tylko ludzie)
Strzelec Doskonały
Skrytobójca
Odporny na magię
Odważny
Kanibal
Wytrzymały
Niezwykle Silny
Naznaczony bliznami
Nieprawdopodobne Szczęście
Najlepszy przyjaciel chowańca
Tarczownik
Pogromca kawalerii
Wilk Morski
Sadysta
Dekapitator
Błyskawiczny Blok
Sprawny Kontratak
Tysiącletnie Wyszkolenie ( tylko Elfy maści wszelakiej, Dawi i Saurusi oraz Nieumarli)
Chaos Niepodzielony
Fanatyzm
Socjopata
Jeździec Doskonały
Wszechwiedzący (tylko magowie)
Zguba Demonów
Zło wcielone
Skłonności Masochistyczne
Zguba Śmiertelnych (tylko Nieumarli i Demony)
Łaska Bogów
Niekontrolowana Potęga (tylko magowie)
Błyskawiczny Unik
Kusiciel
Treser chowańców
Niewzruszony Niczym Góra
Kontrola nad Mocą (tylko magowie)
Łowca Nagród/Głów (tylko ludzie i Druchii)
Mutant
Mały ciałem, wielki duchem (Niziołki, Gnoblary i Snotlingi)
Rasista
Władca zwierząt
Truciciel
Prekognicja
Starożytny Władca (tylko Wampiry i Książęta Grobowców)
Zabójcza Klątwa (tylko Książęta Grobowców)
Dłoń Losu
Intrygant
Kontakty z Półświatkiem
Omen
Syn Słońca, Brat Księżyca
Słuszny Gniew (nie dla Chaosu i jaszczuroludzi)
Opętanie
Równie Głupi Co Odważny
Łowca Czarownic (tylko Ludzie)
Nemesis Nieumarłych (wszyscy oprócz nieumarłych)
Gladiator
Płomień Który Przynosi Zmiany
Odporny na choroby
Niewrażliwy na Ból
Sokole Oko
Mistrz Sztuk Czarnoksięskich
Medytacyjne Skupienie
Mistrz Magii Ofensywnej
Mistrz Magii Defensywnej
Mentor
Wampirza Linia Krwi (tylko Wampiry zamiast umiejętności specjalnej):
- Necrarch
- Krwawy Smok
- Lahmia
- Strigoi
- Von Carstein
Mutacje: (zamiast umiejętności specjalnej)
Obrzydliwie Opasły
Śluzowate Ciało
Dodatkowe Kończyny
Dodatkowe Paszcze
Podmieniec
Spaczona Wola
Zwierzęce Kończyny
Trująca Krew
Kryształowe Ciało
Pasożytniczy Bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Głos Zagłady
Ogon
Psychopatyczna Mizantropia
Płomienne Ciało
Potężne Rogi
Macki
Teleportacja
Skrzydła/Lewitacja
Kryształowe Ciało
Bestia o Tysiącach Oczu
Likantropia
Żywiciel Tysiąca Plag
Odurzające Piżmo
Kły Jadowe
Oblicze Demona
Wywrócony na Wierzch
Przerażająca Aparycja
Ognisty Dech
Nienaturalny Refleks
Pożeracz Dusz
Syreni Śpiew
Hipnotyczne Spojrzenie
Spaczenie Bezcielesności
Piętna Chaosu: (w ramach umiejętności specjalnej) :
- Piętno Khorna
- Piętno Nurgla
- Piętno Tzeentcha
- Piętno Slaanesha
Lista zapisanych uczestników:
1. Fiodor „Sztywny” Zbojka
2. Victus
3. Wolfgang
4. Lauriel
5. Gror
6. Severin
7. Isenhardt Kreber
8. Tekloq
Ostatnio zmieniony 11 lip 2016, o 10:09 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 4 razy.
Pokryta szronem pierwsza wiosenna trawa ponownie została wgnieciona w ziemie gdy kopyta potężnego rumaka odcisnęły się na ziemi. Poganiający coraz bardziej konia mężczyzna był wyraźnie przestraszony. Jego broda i czoło pokryte było zimnym potem a pośpiesznie zarzucona na plecy sovia boleśnie obijała mu ramię. Otaczająca go mgła przywodziła mu na myśl baśnie opowiadane mu przez opiekunkę. Opowieści o duchach i złośliwych istotach zamieszkujących stepy. Ale teraz uciekał przed niebezpieczeństwem która miało o wiele bardziej ludzkie oblicze. Uciekał przed banitami. „Byle do Cehazu , tam powinni być już jacyś mołojcy” gorączkowo myślał gdy widział już przed sobą pierwsze wycięte drzewa. Słyszał już za sobą tętent kopyt chudej kobyły należącej do grupy i jeszcze mocniej smagnął konia krótkim batem. Osłoniony palisadą posterunek powinien był już nie daleko. „ Nie złapie mnie zawszona swołocz , blać zawszona” zdołał wyrzucić siebie , pomiędzy brutalnym poganianiem konia. Wtem usłyszał za sobą huk , rozpaczliwie spróbował się uchylić. Za późno. Poczuł coraz bardziej paraliżujący ból . Koń nie oczujący już srogiej ręki jeźdźca , przystanął i oddychał ciężko. Mężczyzna powoli przychylił się na jedną stronę „ Ursunie ratuj , nie mogę teraz umrzeć. Nie chcę. Zawszone chłopy” Spotkanie z ziemią było bolesne. Słyszał coraz głośniejszy szum w uszach. Mamrotane drżącym głosem zdania tylko go wyczerpywały. Ostatnie co czuł to doświadczone ręce które szukały w jego kaftanie czegoś cennego. Potem nie czuł już nic.
Ubrany w skórzany kożuch , skośnooki mężczyzna wstał.
- Ten szlachetka musiał być wyjątkowo biedny co ? – zapytał z wilczym uśmiechem piątki mężczyzn wyłaniających się z mgły.
- Ale chociaż koń wcale dobry- odpowiedział ubrany jedynie w szerokie spodnie i wojskowo ostrzyżony bandyta. U pasa miał zwykła szablę a jego ramię i szyje zdobiły sprośne tatuaże. Pozostała dwójka się nie odezwała tylko stanęła nad martwym szlachcicem. Jeden z nich , ubrany w niechlujną mieszankę starego stroju mieszczańskiego i naszytych na niego przypadkowych kawałków futra pochylił się nad leżącym.
- Dycha jeszcze kurwisyn– powiedział bardziej do siebie po czym płynnym ruchem zarzucił mu na szyje rzemyk i zacisnął. Tylko pojedyncze szarpnięcie nogą potwierdziło słowa doświadczonego mordercy. Po chwili do grupy dołączył jeszcze jeden pogranicznik. Przerastał swoich towarzyszy o ponad głowę a ponure , wąsate oblicze we wszystkich budziło pewien respekt. Oparł o bark prosty piszczel a na plecach miał zawieszony długi topór drwalski.
- Jest i nasz Sztywny , przedni strzał mistrzu . – zażartował jeden z kamratów.
- Jakbyś psia mać dogonił to nie musiałbym strzelać . – odburknął drab , po czym widząc że obrabianie zwłok jest już praktycznie skończone zaczął znowu szykować się do drogi. Po chwili reszta bandy prowadząc zdobycznego konia podążyła za nim i zniknęli w porannej mgle.
***
Ciche gwizdanie zakłócało jedynie cisze nocy , cała kompania poza Fiodorem spała. Oczywiście to ja zostałem wylosowany do bycia wolontarzem na warte. – pomyślał dość już zmęczony mężczyzna. Mimo tego że po całym dniu marszu był już na krawędzi wyczerpania starał się na zasypiać. Słyszał jakieś dziwne szeleszczenia ale nie potrafił się tym przejąć. Kislevskie puszcze zazwyczaj nie pozwalały spać spokojnie. Jego oczy powoli się zamykały a gruba , futrzana czapa coraz bardziej zachodziła na oczy. Moment przebudzenia był tak gwałtowny że przez chwile nie wiedział czy to aby nie jest jeszcze sen. Wszędzie rozbrzmiewały odgłosy wystrzałów , Semen i nowy w ich grupie mężczyzna padli podziurawieni kulami. W tym samym momencie co wysoki Fiodor poderwał się kozak Szrama , i od razu ciął nadbiegającego czekistę przez głowę szablą. On z zdławionym krzykiem legł na ziemie , lecz jego towarzysze już po chwile przebili spisami szaleńczo kręcącego szablą Kozaka. Dwóch nadbiegających w stronę Fiodora nie mieli tyle szczęścia. Potężny cios jednemu z nich praktycznie przetrącił szczękę a drugi z nich odbił się od barku szarżującego wysokiego banity. Lecz ten po chwili podniósł ręce. Był sam.
- Leżeć jebetem twoj duszu zbóju ! – krzyknął do niego ubrany w zaniedbany mundur soldacki dowódca. Wedle życzenia pachołku pomyślał gdy uderzony upadł na kolana.
- Mógłbym Ci zabić , wiesz chłopku ? – pytanie wypowiedziane z szczerbatym uśmiechem nie dostało odpowiedzi. Nie zrażony brakiem odpowiedzi dowódca grupy czekistów mruknął coś pod nosem , jakby już podjął decyzje. " Jeżeli takie osoby jak on zostają dowódcami , to koniec Kisleva " - pomyślał gdy obserwował jak pozbawiony autorytetu , równie prostacki jak swoi podwładni gołowa próbuje zarządzić wymarsz. Gdy dwaj żołnierze , uzbrojeni jedynie w krótkie pałasze podnieśli go i związali go , zaczął rozumieć że raczej go nie powieszą. W końcu po co wiązać trupa ?
***
Długa , rozwleczona kolumna żołnierzy powoli przekraczała mury miasta , Fiodora od razu uderzył zapach soli. Wniosek był tylko jeden , właśnie wkroczyli do jedynego dużego portu w kraju Carycy. Perjesław już na wejściu wydał mu się inny niż zwykłe miasta. Nie czuł swojskiego zapachu brudu i taniej wódki , oraz nigdzie nie zauważył pijanych grup żołnierzy. Po jakimś czasie sam doszedł do odpowiedzi. Znajdował się w mieście w którym nawet zwykli mieszczanie wyglądali jak żołnierze. Co chwila mijał patrol Kozaków Grodowych , kilka razy zobaczył też zwarte roty strzelców. Widok kilku wisielców i pręgierzy powiedział mu że ktokolwiek zarządza miastem potrafi utrzymać gwałtownych Kislevitów w ryzach. Gdy kolumna doczłapała się do doków , zaczął coraz mniej rozumieć czemu tu jest. Na placu przed zakotwiczonym okrętem stała dużo grupa , dość zaniedbanych ludzi. Poczuł szturchnięcie , odwrócił się.
- Życzę miłej służby w marynarce drabie , jakbyś jeszcze nie zrozumiał karnej - wypluł z siebie dowódca , którego Fidor zdążył już szczerze znienawidzić.
Podszedł do niego bardzo blisko , żeby różnica wysokości była jeszcze bardziej odczuwalna.
- Mógłbym jedną ręką wrzucić Cię do morza. - chłód w jego tonie sprawił że golowa aż się skulił - Ale wiesz co ? Pies Ci mordę lizał , bywaj - powiedział po prostu i odszedł zająć miejsce w grupie. Wokół nich stali strzelcy w dziwnych szarych , mundurach. Każdy z nich zawiesił muszkiet na plecach a berdysz trzymał w pogotowiu. Wyglądało na to że wszyscy na kogoś czekają. Większość z nich starała się zabić rozmową czas , ale on nie miał na to ochoty. Z natury był raczej oszczędny w słowach i ogólnie był raczej zimno spokojny ale poza tym większość z grupy była raczej młoda. „Czyli do kompanii karnej nie trafiają tylko starzy banici , mordercy i dezerterzy.” pomyślał gdy jakiś dopiero co wyrośnięty młodzieniec chwalił się swoimi podbojami miłośnymi. Mimo to większość stojących sprawiała dość paskudne wrażenie. Prawie nikt nie zauważył gdy na środku stanął mężczyzna ubrany również w szary mundur. Pierwsze skojarzenie jakie przyszło mu do głowy to to że mężczyzna przypominał napiętą strunę. Sprężyste ruchy i szybkie spojrzenia sprawiały wrażenia jakby wszędzie czyhało nań zagrożenie. Fiodor górując nad większością zgromadzonych zauważył że wyciąga zza pasa długi pistolet. Chwile później wystrzał uciszył większość rekrutów.
- Skończyliście ? - zapytał cichym lecz mimo to słyszalnym wszędzie głosem.
- Wielu z was , pewnie jeszcze niedawno prowadziło błogie życie poza prawem. Ale - na chwile zawiesił głos i popatrzył znowu na bandę stojąca przed nim - Ten czas minął. Niestety to mi przyjdzie zrobić z was żołnierzy , a dokładniej I Prikaz Carskiej Piechoty Morskiej. Niestety dla was ta nazwa pozostanie tylko formalnością. Dla mnie jesteście bandą niesubordynowanych banitów i hulaków z których mam zrobić przykładnych soladtów ! I Mannan mi świadkiem prędzej przestane pić niż to się stanie. - uśmiechnął się krzywo , co sprytniejsi z przestępców zaśmiali się licząc na jakiekolwiek korzyści. - Odliczyć do pięciu , ale żwawiej psia mać. Jak nie umiesz to policzę za ciebie ! - krzyknął do prawdopodobnie pijanego zakapiora. Gdy w końcu zakończono liczenie , zaczerwieniony już z zimna dowódca wydał ostatnie już polecenie.
- Rota pierwsza , druga i czwarta po mundury , trzecia zasuwać po proch a piąta ruchy po broń. Kilka godzin później gdy wnosił ostatnią skrzynie z szablami na pokład " Diaboła " klął na swój los że akurat im przydzielono najcięższe zadanie. Gdy później o tym myślał , nie było to bez przyczyny. Trafił do oddziału z najgorszymi mętami jakich skierowana do marynarki. Po części na to zasłużył.
***
Połowa z nich miał już praktycznie odmrożone uszy i dłonie mimo to od dwóch godzin szurali butami i maszerowali po praktycznie zamarzniętym placu.
- Równajycie ! Zwrot ! Prawa burta ! Równajycie ! Zwrot ! Lewa burta ! - komendy Diabła po raz kolejny dźwięczały mu w uszach. Mimo zimnego potu zalewającego mu czoło , pewnie trzymał sękaty , gruby kij i drugi niewiele lżejszy na plecach. Mimo że minął dopiero tydzień od przybycia do portu , już zdążył dowiedzieć się że służy pod prawdziwą legendą kislevskiej armii. Walczy na morzu od ponad piętnastu lat. Zmusił do ucieczki Czarną Arkę. W pięć okrętów rozbił bretoński korpus ekspedycyjny. Dwukrotnie oznaczony Orłem Służby. To był tylko niektóre ze zdań które usłyszał od starych wojaków w lazarecie lub w zajazdach podczas ciężkich popijaw. Lecz w tym momencie dziwił się raczej że istnieje osoba która potrafi krzyczeć we mrozie przez dwie godziny i przy tym nie stracić głosu. Gdy wreszcie skończyli , praktycznie padali z nóg i ledwie doszli do drewnianego baraku. Pierwszy raz dowódca był z nich naprawdę zadowolony. Mimo że nie powiedział tego wprost można było to usłyszeć w jego głosie. Tym ciężej było widzieć jak w ciszy patrzył na dwóch powieszonych za gwałt i rozbój.
***
Pierwszy noc na okręcie zawsze jest najtrudniejsza. Dopóki nie nadszedł ranek , Fiodor był w stanie w to uwierzyć. Wyjątkowo mieli pozwolenie na otwarcie wódki i przez większą część nocy trwał swoisty bankiet , mimo że pił nie brał udziału w naprędce organizowanych zabawach w stylu : Kto lepiej uda pijanego kapłana Myrmidii, którego kilku z Drugiej spotkało w karczmie albo kto głośniej zaśpiewa ulubioną pieśń całej floty czyli " Smutna dziołcha i admirał" , która nawiązywała do jednego z niewielu romansów Diabła , który mimo braku oficjalnej rangi usilnie nazywany był admirałem. Lecz mimo to o świcie tuż po tym jak ostatni wrócili z wachty zostali zbudzeni dźwiękiem ogłuszającego dzwonu sztormowego. Gdy całe dwieście osób ustawiło się w szyku od razu wszyscy zauważyli że admirał jest zły , gorzej wściekły.
- Zadam pytanie z gatunku oczywistych : który numer znowu zostawił bajzel w ładowni ? - Fiodor zaklął pod nosem , przecież rozdzielił wszystkim obowiązki. Gdy tylko wrócili z wycierania pokładu do ich wspólnej kajuty stanął pomiędzy hamakami.
Trudno było go nie zauważyć. Kilka zmęczonych spojrzeń spotkało się z jego ukrytym pod krzaczastymi brwiami.
- Powiem jedno , zjebaliśmy sprawę pany. - powiedział , machnął ręką na próbującego mu przerwać byłego złodzieja. - Mimo wszystko jesteśmy rotą i powinniśmy działać jak całość. Tyle ode mnie. Pomyślcie nad tym. - Nie wiedział czemu zgrywał dowódcę. Nigdy nie był dobry w gębie.
***
Mdły zapach krwi mieszał się z solą gdy razem z resztą Piątki siedzieli wokół koksownika. Dopiero co skończyli wyrzucać ciała i zbierać broń. Oblana naftą fregata tląc się , powoli schodziła na dno. Tępo patrzył się przed siebie , nie potrafiąc zebrać myśli. Nie zauważył gdy podszedł do nich , pokryty krwią Diabeł. Usiadł pomiędzy nimi.
- Wiem że jesteście źli , że właśnie wyrzucaliście ciała kompanów - zaczął patrząc po kolei każdemu z nich w oczy. - Ale tak jest zawsze. Jeżeli nasza marynarka ma walczyć z podobnymi im korsarzami , rekruci muszą nauczyć się walczyć naprawdę. Lecz jeżeli przeżyliście tą bitwę z każdą następną stajecie się coraz bardziej doświadczeni. A takich ludzi potrzebuje zgoda ?
Następnego dnia gdy minęli skały zamajaczył im jakże znienawidzony widok. Statek Druchii.
- Dobra panienki ruszać się , Jedynka działa ! Dwójka hakownice ! Reszta dziób i prawa. Wyćwiczonymi ruchami zajęli pozycje. Pierwszy szereg klęczy tuż za wzmocnionymi burtami "Diaboła". Drugi stoi z piszczelami w pozycje podstawowej a trzeci podaje broń strzelającym. Fiodor trafił znowu do drugiego. Wyuczonym ruchem oparł lufę broni o specjalny zadzior w berdyszu i sprawdził czy szabla nie przeszkadza. Okręt elfów ominął szeroki pas pływającego lodu i mimo wysokich fal zbliżał się do " Diaboła". Sternik ustawił statek burtą na nadpływającej , szybszej jednostki i słychać było już dźwięk ustawianych dział pod pokładem. Jak zawsze nastąpiła chwila napięcia przed pierwszą salwą burtową. Kilka uderzeń serca później , ogłuszająca kanonada rozbrzmiała w uszach żołnierzy. Biały dym przesłonił wrogi okręt ale po krzykach i dźwięku łamanego żagla wywnioskował że była jeszcze skuteczniejsza niż zazwyczaj. Nerwowo przełknął ślinę i otarł długie wąsy z drobnych płatków śniegu. Zaraz nasz kolej –pomyślał gdy pięćdziesięciu chłopa z Trójki oddało pierwszą salwę , po nich ryknęła palba Czwórki. W całym chaosie walki nie mógł usłyszeć komendy dla ich sotni , ale mimo to udało mu się zgrać z resztą. Pochylając twarz nad drewnianą kolbą , zagryzł wąsa. Gdy oddali salwę od razu przyjął broń od stojącego za nim kamrata. Po chwili , gdy dym się przerzedził mógł zobaczyć skutki ostrzału. Wiele ciał w dziwacznych , łuskowych pancerzach legło na pokład zmiażdżonych przez kule armatnie lub trafionych przez salwy strzelców w burych mundurach. Lecz to nie był to koniec strat dla korsarzy. Gdy ocalali ostrożnie wychylali się zza osłony by ostrzelać obrońców z kusz powtarzalnych , huknęły przypominające małe armaty hakownice wypełnione kartaczami i małymi kulami. Krzyki elfów zmieszały się z radosnymi okrzykami załogi. Nie mogąc odpowiedzieć ostrzałem dawno roztrzaskanych balist , elfy przystąpiły do szaleńczego abordażu. Opuszczany trap wbił się w burtę "Diaboła" a kilka lin utkwiło w innych elementach statku.
- Topory ! - krzyknął admirał. Załodze nie trzeba było o tym przypominać , najeżone stalą szeregi barczystych , zarośniętych mężczyzn przywitały wbiegające po kładce , uzbrojone w sztylety elfy. Sotnia zrobiła nieznaczny ruch w tył umożliwiając lepsze pole do walki berdyszami. Fiodor zaparł się nogą i zamachnął się do potężnego ciosu toporem. Cios masywnym berdyszem , wzmocniony ogromną siłą wysokiego strzelca sprawił że pierwszy elf został praktycznie przecięty na pół. Kolejny zdołał zastawić się kordelasem ale siła uderzenia wytraciła mu broń z ręki i przewróciła do następnych atakujących. Mimo umiejętności szermierczych druchii nie mogli przebić się przez szyki piechoty morskiej. Co chwila któryś z nich zwalał się na deski pokładu obalony potężnym ciosem , lub wystrzałem pistoletu stojącego za nimi rotmistrza. Następny cięcie Fiodora dosłownie zmasakrowało nadbiegającego elfa.Długowłosy wojownik padł na pokryty szronem pokład kurczowo próbując zakryć rozpruty brzuch. Mimo tego że strzelec coraz bardziej miał ochotę zwymiotować , korzystając z chwilowej przerwy w walce rozejrzał się. Kilku z jego towarzyszy zginęło zakłutych krzywymi nożami , ale znakomita większość stała pewnie ładując ponownie muszkiety. Wtem usłyszał za sobą dziki krzyk. Obrócił się w samą porę , jeden z ostatnich korsarzy z obłędem w oczach szarżował prosto na niego. Nie miał już czasu ani miejsca na cios toporem. Elf był już coraz bliżej , Fiodor wybrał jedyną słuszną decyzje. Również zaszarżował. Wypuścił berdysz i po prostu wbiegł w korsarza. Ten zdziwiony już miał zadać cios szablą , lecz wtedy spotkał się z barkiem prawie dwumetrowego kislevity. Z cichym jękiem poleciał w stronę burty a gdy odbił się od twardego drewna jeden z marynarzy przyszpilił go rohatyną do pokładu. Mimo głośnych krzyków , dało się ostatnie wystrzały.Większość z napastników leżała w ohydnej kałuży krwi , odciętych kończyn i wnętrzności. Podobny los spotkał wspinających na linach elfów. Zniszczony , pokonany okręt sterowany przez nieliczną już załogę , wykonał gwałtowny zwrot i pomknął w odwrotnym kierunku. Ci z strzelców którzy ochłonęli po walce zaczęli nagle się śmiać. Fiodor mimo że początkowo nie rozumiał powodu śmiechu , po chwili zauważył w którą stronę uciekają elfy. Prosto w twardą krę , którą jeszcze pół-godziny temu omijali.
Siedem lat później
- Nie było wcale tak ciężko co panie rotmistrzu ? - młody , niedawno powołany chłopak nie mógł powstrzymać uśmiechu gdy zwracał się do Fiodora.
- Ano racja , kiedyś Ci południowcy umieli się tłuc nie to co teraz - Odparł wysoki , wąsaty dowódca. Osiem lat służby sprawiło że jego ciemne włosy i wąsy zaczęły już prawie niezauważalnie siwieć , a mundur na skutek kontaktu z słoną , zimną wodą stał się jeszcze bardziej pozbawiony koloru niż kiedyś. Uśmiechnął się pod nosem na myśl o tym jaką kompanie miał jak trafił na okręt co w porównaniu z tym że ostatnimi czasy zgłaszało się wielu chętnych walki ochotników wydało się ironią losu. Z tych dość wesołych myśli wydobył go głos sternika.
- Admirał oberwał ! - natychmiast poczuł że nagle stracił dech. Służył pod jego rozkazami od dawna i zawiązała się miedzy nimi jakąś szczególna więź. Mimo że Fiodor do rozmownych nie należał , "Diabeł" naprawdę nazywający się Nikolaj Potomokin z upływem lat coraz bardziej ufał spokojnemu weteranowi. Dlatego też klęcząc nad leżącym da deskach pokładu dowódcy nie mógł wykrzusztusić niczego konkretnego.
- Z hochlandzkej mnie ustrzelili , sigimary jebane - wykrztusił z siebie z trudem łapiąc dech. - Chyba na każdego przychodzi po raz co Sztywny - zwrócił się do Fiodora jego starym przydomkiem. - Słuchaj stary druhu - jego oddech stawał się coraz bardziej chrapliwy - w Perjeslavie zostawiłem córkę , Katarzynę. To dobra dziewczyna , ale przeze mnie ma kłopoty.
- Ale jakie ? - zdołał w końcu zapytać , czując coraz bardziej że coś nie pozwala mu mówić.
- Nie , nie ważne. Brakuje jej pieniędzy , zabiorą jej dwór. Proszę ... .
***
Nikolaj "Diabeł" Potomokin zmarł tej samej nocy. Postarch północnych wód i najbardziej zasłużony dowódca carskiej floty został zabity podczas nic nieznaczącej potyczki.Następnego ranka Fiodor po naradzie z kadrą oficerską podjął decyzje. Jeżeli ma szybko pomóc córce admirała , ma jeden wybór : Arena Śmierci. Tylko tak stary żołnierz karnego prikazu piechoty morskiej ma szanse zdobyć szybko pieniądze. Przed zawinięciem do portu , stojąc w ładowni jeszcze raz sprawdzał swój ekwipunek. Stary, wysłużony muszkiet ponownie oczyszczony stał oparty o ścianę , a berdysz dokładnie naostrzony wisiał na kołku nad muszkietem. Także szabla w prostej pochwie leżała obok nieodłącznego uzbrojenia strzelców. I ostatni element -pomyślał gdy wyciągał z prywatnego kufra admirała kolczugę. Wiedział jacy wojownicy odwiedzają arenę więc zwykły mundur , celne oko i krzepa nie wystarczą aby wygrać turniej. Sprawnie założył ją na płócienną koszulę a potem jeszcze raz założył mundur. Mimo prania granatowe elementy i szwy nadal wyglądały dość biednie. Czuł że próbuje po prostu zająć swoje myśli czymś innym niż turniej na śmierć i życie lecz gdy schodził po kładce na nabrzerze pomyślał że po byciu bandytom , żołnierzem karnej kompanii a w końcu rotmistrzem ,walka z wojownikami z całego świata nie wydaje się aż tak niezwykła. Po za tym jak zawsze , nie rozwodził się nad tym zbytnio. W końcu był prostym żołnierzem , który robił to co należało.
Fiodor „Sztywny” Zbojka , Starszy Rotmistrz I Karnego Prikazu Carskiej Piechoty Morskiej
Imię : Fiodor
Rasa : Człowiek , Kislevita
Profesja : Żołnierz
Broń główna : Berdysz , Muszkiet
Broń zapasowa : Krótka szabla , nadziak
Zbroja : Kolczuga pod znoszonym , szarym mundurem ( średnia zbroja ) , zwykła futrzana czapka ( lekki hełm )
Ekwipunek : Wyostrzenie broni
Umiejętności : Niezwykle silny , Uzbrojony po zęby
https://www.google.pl/search?q=moskiews ... TSxZy3M%3A
[ Witam ponownie braci w roleplay-u Dawajcie panowie ! ]
Ubrany w skórzany kożuch , skośnooki mężczyzna wstał.
- Ten szlachetka musiał być wyjątkowo biedny co ? – zapytał z wilczym uśmiechem piątki mężczyzn wyłaniających się z mgły.
- Ale chociaż koń wcale dobry- odpowiedział ubrany jedynie w szerokie spodnie i wojskowo ostrzyżony bandyta. U pasa miał zwykła szablę a jego ramię i szyje zdobiły sprośne tatuaże. Pozostała dwójka się nie odezwała tylko stanęła nad martwym szlachcicem. Jeden z nich , ubrany w niechlujną mieszankę starego stroju mieszczańskiego i naszytych na niego przypadkowych kawałków futra pochylił się nad leżącym.
- Dycha jeszcze kurwisyn– powiedział bardziej do siebie po czym płynnym ruchem zarzucił mu na szyje rzemyk i zacisnął. Tylko pojedyncze szarpnięcie nogą potwierdziło słowa doświadczonego mordercy. Po chwili do grupy dołączył jeszcze jeden pogranicznik. Przerastał swoich towarzyszy o ponad głowę a ponure , wąsate oblicze we wszystkich budziło pewien respekt. Oparł o bark prosty piszczel a na plecach miał zawieszony długi topór drwalski.
- Jest i nasz Sztywny , przedni strzał mistrzu . – zażartował jeden z kamratów.
- Jakbyś psia mać dogonił to nie musiałbym strzelać . – odburknął drab , po czym widząc że obrabianie zwłok jest już praktycznie skończone zaczął znowu szykować się do drogi. Po chwili reszta bandy prowadząc zdobycznego konia podążyła za nim i zniknęli w porannej mgle.
***
Ciche gwizdanie zakłócało jedynie cisze nocy , cała kompania poza Fiodorem spała. Oczywiście to ja zostałem wylosowany do bycia wolontarzem na warte. – pomyślał dość już zmęczony mężczyzna. Mimo tego że po całym dniu marszu był już na krawędzi wyczerpania starał się na zasypiać. Słyszał jakieś dziwne szeleszczenia ale nie potrafił się tym przejąć. Kislevskie puszcze zazwyczaj nie pozwalały spać spokojnie. Jego oczy powoli się zamykały a gruba , futrzana czapa coraz bardziej zachodziła na oczy. Moment przebudzenia był tak gwałtowny że przez chwile nie wiedział czy to aby nie jest jeszcze sen. Wszędzie rozbrzmiewały odgłosy wystrzałów , Semen i nowy w ich grupie mężczyzna padli podziurawieni kulami. W tym samym momencie co wysoki Fiodor poderwał się kozak Szrama , i od razu ciął nadbiegającego czekistę przez głowę szablą. On z zdławionym krzykiem legł na ziemie , lecz jego towarzysze już po chwile przebili spisami szaleńczo kręcącego szablą Kozaka. Dwóch nadbiegających w stronę Fiodora nie mieli tyle szczęścia. Potężny cios jednemu z nich praktycznie przetrącił szczękę a drugi z nich odbił się od barku szarżującego wysokiego banity. Lecz ten po chwili podniósł ręce. Był sam.
- Leżeć jebetem twoj duszu zbóju ! – krzyknął do niego ubrany w zaniedbany mundur soldacki dowódca. Wedle życzenia pachołku pomyślał gdy uderzony upadł na kolana.
- Mógłbym Ci zabić , wiesz chłopku ? – pytanie wypowiedziane z szczerbatym uśmiechem nie dostało odpowiedzi. Nie zrażony brakiem odpowiedzi dowódca grupy czekistów mruknął coś pod nosem , jakby już podjął decyzje. " Jeżeli takie osoby jak on zostają dowódcami , to koniec Kisleva " - pomyślał gdy obserwował jak pozbawiony autorytetu , równie prostacki jak swoi podwładni gołowa próbuje zarządzić wymarsz. Gdy dwaj żołnierze , uzbrojeni jedynie w krótkie pałasze podnieśli go i związali go , zaczął rozumieć że raczej go nie powieszą. W końcu po co wiązać trupa ?
***
Długa , rozwleczona kolumna żołnierzy powoli przekraczała mury miasta , Fiodora od razu uderzył zapach soli. Wniosek był tylko jeden , właśnie wkroczyli do jedynego dużego portu w kraju Carycy. Perjesław już na wejściu wydał mu się inny niż zwykłe miasta. Nie czuł swojskiego zapachu brudu i taniej wódki , oraz nigdzie nie zauważył pijanych grup żołnierzy. Po jakimś czasie sam doszedł do odpowiedzi. Znajdował się w mieście w którym nawet zwykli mieszczanie wyglądali jak żołnierze. Co chwila mijał patrol Kozaków Grodowych , kilka razy zobaczył też zwarte roty strzelców. Widok kilku wisielców i pręgierzy powiedział mu że ktokolwiek zarządza miastem potrafi utrzymać gwałtownych Kislevitów w ryzach. Gdy kolumna doczłapała się do doków , zaczął coraz mniej rozumieć czemu tu jest. Na placu przed zakotwiczonym okrętem stała dużo grupa , dość zaniedbanych ludzi. Poczuł szturchnięcie , odwrócił się.
- Życzę miłej służby w marynarce drabie , jakbyś jeszcze nie zrozumiał karnej - wypluł z siebie dowódca , którego Fidor zdążył już szczerze znienawidzić.
Podszedł do niego bardzo blisko , żeby różnica wysokości była jeszcze bardziej odczuwalna.
- Mógłbym jedną ręką wrzucić Cię do morza. - chłód w jego tonie sprawił że golowa aż się skulił - Ale wiesz co ? Pies Ci mordę lizał , bywaj - powiedział po prostu i odszedł zająć miejsce w grupie. Wokół nich stali strzelcy w dziwnych szarych , mundurach. Każdy z nich zawiesił muszkiet na plecach a berdysz trzymał w pogotowiu. Wyglądało na to że wszyscy na kogoś czekają. Większość z nich starała się zabić rozmową czas , ale on nie miał na to ochoty. Z natury był raczej oszczędny w słowach i ogólnie był raczej zimno spokojny ale poza tym większość z grupy była raczej młoda. „Czyli do kompanii karnej nie trafiają tylko starzy banici , mordercy i dezerterzy.” pomyślał gdy jakiś dopiero co wyrośnięty młodzieniec chwalił się swoimi podbojami miłośnymi. Mimo to większość stojących sprawiała dość paskudne wrażenie. Prawie nikt nie zauważył gdy na środku stanął mężczyzna ubrany również w szary mundur. Pierwsze skojarzenie jakie przyszło mu do głowy to to że mężczyzna przypominał napiętą strunę. Sprężyste ruchy i szybkie spojrzenia sprawiały wrażenia jakby wszędzie czyhało nań zagrożenie. Fiodor górując nad większością zgromadzonych zauważył że wyciąga zza pasa długi pistolet. Chwile później wystrzał uciszył większość rekrutów.
- Skończyliście ? - zapytał cichym lecz mimo to słyszalnym wszędzie głosem.
- Wielu z was , pewnie jeszcze niedawno prowadziło błogie życie poza prawem. Ale - na chwile zawiesił głos i popatrzył znowu na bandę stojąca przed nim - Ten czas minął. Niestety to mi przyjdzie zrobić z was żołnierzy , a dokładniej I Prikaz Carskiej Piechoty Morskiej. Niestety dla was ta nazwa pozostanie tylko formalnością. Dla mnie jesteście bandą niesubordynowanych banitów i hulaków z których mam zrobić przykładnych soladtów ! I Mannan mi świadkiem prędzej przestane pić niż to się stanie. - uśmiechnął się krzywo , co sprytniejsi z przestępców zaśmiali się licząc na jakiekolwiek korzyści. - Odliczyć do pięciu , ale żwawiej psia mać. Jak nie umiesz to policzę za ciebie ! - krzyknął do prawdopodobnie pijanego zakapiora. Gdy w końcu zakończono liczenie , zaczerwieniony już z zimna dowódca wydał ostatnie już polecenie.
- Rota pierwsza , druga i czwarta po mundury , trzecia zasuwać po proch a piąta ruchy po broń. Kilka godzin później gdy wnosił ostatnią skrzynie z szablami na pokład " Diaboła " klął na swój los że akurat im przydzielono najcięższe zadanie. Gdy później o tym myślał , nie było to bez przyczyny. Trafił do oddziału z najgorszymi mętami jakich skierowana do marynarki. Po części na to zasłużył.
***
Połowa z nich miał już praktycznie odmrożone uszy i dłonie mimo to od dwóch godzin szurali butami i maszerowali po praktycznie zamarzniętym placu.
- Równajycie ! Zwrot ! Prawa burta ! Równajycie ! Zwrot ! Lewa burta ! - komendy Diabła po raz kolejny dźwięczały mu w uszach. Mimo zimnego potu zalewającego mu czoło , pewnie trzymał sękaty , gruby kij i drugi niewiele lżejszy na plecach. Mimo że minął dopiero tydzień od przybycia do portu , już zdążył dowiedzieć się że służy pod prawdziwą legendą kislevskiej armii. Walczy na morzu od ponad piętnastu lat. Zmusił do ucieczki Czarną Arkę. W pięć okrętów rozbił bretoński korpus ekspedycyjny. Dwukrotnie oznaczony Orłem Służby. To był tylko niektóre ze zdań które usłyszał od starych wojaków w lazarecie lub w zajazdach podczas ciężkich popijaw. Lecz w tym momencie dziwił się raczej że istnieje osoba która potrafi krzyczeć we mrozie przez dwie godziny i przy tym nie stracić głosu. Gdy wreszcie skończyli , praktycznie padali z nóg i ledwie doszli do drewnianego baraku. Pierwszy raz dowódca był z nich naprawdę zadowolony. Mimo że nie powiedział tego wprost można było to usłyszeć w jego głosie. Tym ciężej było widzieć jak w ciszy patrzył na dwóch powieszonych za gwałt i rozbój.
***
Pierwszy noc na okręcie zawsze jest najtrudniejsza. Dopóki nie nadszedł ranek , Fiodor był w stanie w to uwierzyć. Wyjątkowo mieli pozwolenie na otwarcie wódki i przez większą część nocy trwał swoisty bankiet , mimo że pił nie brał udziału w naprędce organizowanych zabawach w stylu : Kto lepiej uda pijanego kapłana Myrmidii, którego kilku z Drugiej spotkało w karczmie albo kto głośniej zaśpiewa ulubioną pieśń całej floty czyli " Smutna dziołcha i admirał" , która nawiązywała do jednego z niewielu romansów Diabła , który mimo braku oficjalnej rangi usilnie nazywany był admirałem. Lecz mimo to o świcie tuż po tym jak ostatni wrócili z wachty zostali zbudzeni dźwiękiem ogłuszającego dzwonu sztormowego. Gdy całe dwieście osób ustawiło się w szyku od razu wszyscy zauważyli że admirał jest zły , gorzej wściekły.
- Zadam pytanie z gatunku oczywistych : który numer znowu zostawił bajzel w ładowni ? - Fiodor zaklął pod nosem , przecież rozdzielił wszystkim obowiązki. Gdy tylko wrócili z wycierania pokładu do ich wspólnej kajuty stanął pomiędzy hamakami.
Trudno było go nie zauważyć. Kilka zmęczonych spojrzeń spotkało się z jego ukrytym pod krzaczastymi brwiami.
- Powiem jedno , zjebaliśmy sprawę pany. - powiedział , machnął ręką na próbującego mu przerwać byłego złodzieja. - Mimo wszystko jesteśmy rotą i powinniśmy działać jak całość. Tyle ode mnie. Pomyślcie nad tym. - Nie wiedział czemu zgrywał dowódcę. Nigdy nie był dobry w gębie.
***
Mdły zapach krwi mieszał się z solą gdy razem z resztą Piątki siedzieli wokół koksownika. Dopiero co skończyli wyrzucać ciała i zbierać broń. Oblana naftą fregata tląc się , powoli schodziła na dno. Tępo patrzył się przed siebie , nie potrafiąc zebrać myśli. Nie zauważył gdy podszedł do nich , pokryty krwią Diabeł. Usiadł pomiędzy nimi.
- Wiem że jesteście źli , że właśnie wyrzucaliście ciała kompanów - zaczął patrząc po kolei każdemu z nich w oczy. - Ale tak jest zawsze. Jeżeli nasza marynarka ma walczyć z podobnymi im korsarzami , rekruci muszą nauczyć się walczyć naprawdę. Lecz jeżeli przeżyliście tą bitwę z każdą następną stajecie się coraz bardziej doświadczeni. A takich ludzi potrzebuje zgoda ?
Następnego dnia gdy minęli skały zamajaczył im jakże znienawidzony widok. Statek Druchii.
- Dobra panienki ruszać się , Jedynka działa ! Dwójka hakownice ! Reszta dziób i prawa. Wyćwiczonymi ruchami zajęli pozycje. Pierwszy szereg klęczy tuż za wzmocnionymi burtami "Diaboła". Drugi stoi z piszczelami w pozycje podstawowej a trzeci podaje broń strzelającym. Fiodor trafił znowu do drugiego. Wyuczonym ruchem oparł lufę broni o specjalny zadzior w berdyszu i sprawdził czy szabla nie przeszkadza. Okręt elfów ominął szeroki pas pływającego lodu i mimo wysokich fal zbliżał się do " Diaboła". Sternik ustawił statek burtą na nadpływającej , szybszej jednostki i słychać było już dźwięk ustawianych dział pod pokładem. Jak zawsze nastąpiła chwila napięcia przed pierwszą salwą burtową. Kilka uderzeń serca później , ogłuszająca kanonada rozbrzmiała w uszach żołnierzy. Biały dym przesłonił wrogi okręt ale po krzykach i dźwięku łamanego żagla wywnioskował że była jeszcze skuteczniejsza niż zazwyczaj. Nerwowo przełknął ślinę i otarł długie wąsy z drobnych płatków śniegu. Zaraz nasz kolej –pomyślał gdy pięćdziesięciu chłopa z Trójki oddało pierwszą salwę , po nich ryknęła palba Czwórki. W całym chaosie walki nie mógł usłyszeć komendy dla ich sotni , ale mimo to udało mu się zgrać z resztą. Pochylając twarz nad drewnianą kolbą , zagryzł wąsa. Gdy oddali salwę od razu przyjął broń od stojącego za nim kamrata. Po chwili , gdy dym się przerzedził mógł zobaczyć skutki ostrzału. Wiele ciał w dziwacznych , łuskowych pancerzach legło na pokład zmiażdżonych przez kule armatnie lub trafionych przez salwy strzelców w burych mundurach. Lecz to nie był to koniec strat dla korsarzy. Gdy ocalali ostrożnie wychylali się zza osłony by ostrzelać obrońców z kusz powtarzalnych , huknęły przypominające małe armaty hakownice wypełnione kartaczami i małymi kulami. Krzyki elfów zmieszały się z radosnymi okrzykami załogi. Nie mogąc odpowiedzieć ostrzałem dawno roztrzaskanych balist , elfy przystąpiły do szaleńczego abordażu. Opuszczany trap wbił się w burtę "Diaboła" a kilka lin utkwiło w innych elementach statku.
- Topory ! - krzyknął admirał. Załodze nie trzeba było o tym przypominać , najeżone stalą szeregi barczystych , zarośniętych mężczyzn przywitały wbiegające po kładce , uzbrojone w sztylety elfy. Sotnia zrobiła nieznaczny ruch w tył umożliwiając lepsze pole do walki berdyszami. Fiodor zaparł się nogą i zamachnął się do potężnego ciosu toporem. Cios masywnym berdyszem , wzmocniony ogromną siłą wysokiego strzelca sprawił że pierwszy elf został praktycznie przecięty na pół. Kolejny zdołał zastawić się kordelasem ale siła uderzenia wytraciła mu broń z ręki i przewróciła do następnych atakujących. Mimo umiejętności szermierczych druchii nie mogli przebić się przez szyki piechoty morskiej. Co chwila któryś z nich zwalał się na deski pokładu obalony potężnym ciosem , lub wystrzałem pistoletu stojącego za nimi rotmistrza. Następny cięcie Fiodora dosłownie zmasakrowało nadbiegającego elfa.Długowłosy wojownik padł na pokryty szronem pokład kurczowo próbując zakryć rozpruty brzuch. Mimo tego że strzelec coraz bardziej miał ochotę zwymiotować , korzystając z chwilowej przerwy w walce rozejrzał się. Kilku z jego towarzyszy zginęło zakłutych krzywymi nożami , ale znakomita większość stała pewnie ładując ponownie muszkiety. Wtem usłyszał za sobą dziki krzyk. Obrócił się w samą porę , jeden z ostatnich korsarzy z obłędem w oczach szarżował prosto na niego. Nie miał już czasu ani miejsca na cios toporem. Elf był już coraz bliżej , Fiodor wybrał jedyną słuszną decyzje. Również zaszarżował. Wypuścił berdysz i po prostu wbiegł w korsarza. Ten zdziwiony już miał zadać cios szablą , lecz wtedy spotkał się z barkiem prawie dwumetrowego kislevity. Z cichym jękiem poleciał w stronę burty a gdy odbił się od twardego drewna jeden z marynarzy przyszpilił go rohatyną do pokładu. Mimo głośnych krzyków , dało się ostatnie wystrzały.Większość z napastników leżała w ohydnej kałuży krwi , odciętych kończyn i wnętrzności. Podobny los spotkał wspinających na linach elfów. Zniszczony , pokonany okręt sterowany przez nieliczną już załogę , wykonał gwałtowny zwrot i pomknął w odwrotnym kierunku. Ci z strzelców którzy ochłonęli po walce zaczęli nagle się śmiać. Fiodor mimo że początkowo nie rozumiał powodu śmiechu , po chwili zauważył w którą stronę uciekają elfy. Prosto w twardą krę , którą jeszcze pół-godziny temu omijali.
Siedem lat później
- Nie było wcale tak ciężko co panie rotmistrzu ? - młody , niedawno powołany chłopak nie mógł powstrzymać uśmiechu gdy zwracał się do Fiodora.
- Ano racja , kiedyś Ci południowcy umieli się tłuc nie to co teraz - Odparł wysoki , wąsaty dowódca. Osiem lat służby sprawiło że jego ciemne włosy i wąsy zaczęły już prawie niezauważalnie siwieć , a mundur na skutek kontaktu z słoną , zimną wodą stał się jeszcze bardziej pozbawiony koloru niż kiedyś. Uśmiechnął się pod nosem na myśl o tym jaką kompanie miał jak trafił na okręt co w porównaniu z tym że ostatnimi czasy zgłaszało się wielu chętnych walki ochotników wydało się ironią losu. Z tych dość wesołych myśli wydobył go głos sternika.
- Admirał oberwał ! - natychmiast poczuł że nagle stracił dech. Służył pod jego rozkazami od dawna i zawiązała się miedzy nimi jakąś szczególna więź. Mimo że Fiodor do rozmownych nie należał , "Diabeł" naprawdę nazywający się Nikolaj Potomokin z upływem lat coraz bardziej ufał spokojnemu weteranowi. Dlatego też klęcząc nad leżącym da deskach pokładu dowódcy nie mógł wykrzusztusić niczego konkretnego.
- Z hochlandzkej mnie ustrzelili , sigimary jebane - wykrztusił z siebie z trudem łapiąc dech. - Chyba na każdego przychodzi po raz co Sztywny - zwrócił się do Fiodora jego starym przydomkiem. - Słuchaj stary druhu - jego oddech stawał się coraz bardziej chrapliwy - w Perjeslavie zostawiłem córkę , Katarzynę. To dobra dziewczyna , ale przeze mnie ma kłopoty.
- Ale jakie ? - zdołał w końcu zapytać , czując coraz bardziej że coś nie pozwala mu mówić.
- Nie , nie ważne. Brakuje jej pieniędzy , zabiorą jej dwór. Proszę ... .
***
Nikolaj "Diabeł" Potomokin zmarł tej samej nocy. Postarch północnych wód i najbardziej zasłużony dowódca carskiej floty został zabity podczas nic nieznaczącej potyczki.Następnego ranka Fiodor po naradzie z kadrą oficerską podjął decyzje. Jeżeli ma szybko pomóc córce admirała , ma jeden wybór : Arena Śmierci. Tylko tak stary żołnierz karnego prikazu piechoty morskiej ma szanse zdobyć szybko pieniądze. Przed zawinięciem do portu , stojąc w ładowni jeszcze raz sprawdzał swój ekwipunek. Stary, wysłużony muszkiet ponownie oczyszczony stał oparty o ścianę , a berdysz dokładnie naostrzony wisiał na kołku nad muszkietem. Także szabla w prostej pochwie leżała obok nieodłącznego uzbrojenia strzelców. I ostatni element -pomyślał gdy wyciągał z prywatnego kufra admirała kolczugę. Wiedział jacy wojownicy odwiedzają arenę więc zwykły mundur , celne oko i krzepa nie wystarczą aby wygrać turniej. Sprawnie założył ją na płócienną koszulę a potem jeszcze raz założył mundur. Mimo prania granatowe elementy i szwy nadal wyglądały dość biednie. Czuł że próbuje po prostu zająć swoje myśli czymś innym niż turniej na śmierć i życie lecz gdy schodził po kładce na nabrzerze pomyślał że po byciu bandytom , żołnierzem karnej kompanii a w końcu rotmistrzem ,walka z wojownikami z całego świata nie wydaje się aż tak niezwykła. Po za tym jak zawsze , nie rozwodził się nad tym zbytnio. W końcu był prostym żołnierzem , który robił to co należało.
Fiodor „Sztywny” Zbojka , Starszy Rotmistrz I Karnego Prikazu Carskiej Piechoty Morskiej
Imię : Fiodor
Rasa : Człowiek , Kislevita
Profesja : Żołnierz
Broń główna : Berdysz , Muszkiet
Broń zapasowa : Krótka szabla , nadziak
Zbroja : Kolczuga pod znoszonym , szarym mundurem ( średnia zbroja ) , zwykła futrzana czapka ( lekki hełm )
Ekwipunek : Wyostrzenie broni
Umiejętności : Niezwykle silny , Uzbrojony po zęby
https://www.google.pl/search?q=moskiews ... TSxZy3M%3A
[ Witam ponownie braci w roleplay-u Dawajcie panowie ! ]
Ostatnio zmieniony 29 cze 2016, o 19:26 przez Dziad, łącznie zmieniany 3 razy.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ @Dziadu - niestety reguły nie pozwalają mi uznać zgłoszenia 3 razy tej samej postaci
plus masz jeszcze jedną sztukę oręża do wzięcia ]
plus masz jeszcze jedną sztukę oręża do wzięcia ]
[Oh fuck! To już??!! Czas na klepanie postaci, drżyjcie! ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- Victus!!! Victus!!!! Victus!!!!! – Krzyki rozochoconej gawiedzi niosły się po nadgryzionym przez ząb czasu Koloseum w jednym z portowych miast Arabii. Rozgrzany przez pustynne słońce piasek, łapczywie pochłaniał krew i pot spadające do stóp śniadego, wysokiego gladiatora. Wojownik odziany w płaszcz z skóry tygrysa, przepaskę biodrową i dziwaczny hełm przypominający głowę ryby mormylos, w prawej ręce dzierżąc krótki prosty miecz, a w lewej średnich rozmiarów tarczę, po raz kolejny w swej karierze triumfował stojąc nad wijącym się z bólu, czarnoskórym przeciwnikiem. Ze zniecierpliwieniem czekał na znak Tubiela – właściciela Koloseum i jednego z największych handlarzy niewolników. Bogacz, ku uciesze tłumów, wskazał palcem w dół, a Victus wprawnym ruchem ręki wraził ostrze miecza prosto w serce murzyna. Gawiedź ryknęła zadowolona. Gladiator, choć radujący się i krzyczący wraz z ludem, pragnął móc wreszcie wkroczyć do chłodnych podziemi areny i paść na siennik w swojej celi. Wreszcie po kilku krótkich chwilach, dla Victusa zdających się wiecznością, krata do lochów podniosła się z zgrzytem. Gladiator powoli ruszył w kierunku czarnego otworu, żegnany przez tłum głośnymi wiwatami. Już w progu owiał go zbawienny chłód, którym niestety nie dane było mu się nacieszyć. Oto bowiem, na ostatnim stopniu marmurowych schodów, czekało na niego dwóch gwardzistów w lamelkowanych zbrojach, saladach i z halabardami w dłoniach. Wyższy z strażników, wyprostował się dumnie i najbardziej oficjalnym tonem na jaki było go stać rzekł:
- Pan Tubiel niezwłocznie oczekuje gladiatora Victusa.
- Nosz cholera, ani odrobiny spokoju, o co tym razem chodzi temu zapyziałemu dziadowi, nie wystarczy mu że mnie kupił i kazał walczyć na arenie…. a szlag by to zwalił… Dobra prowadź. – Victus, nadal w pełnym rynsztunku, powlekł się za gwardzistami.
********
Reprezentacyjny pokój jednego z największych handlarzy niewolników w mieście, a być może nawet na świecie, aż świecił od przepychu. Kunsztownie wykonane dywany zajmowały większość powierzchni płaskich, na licznych hebanowych stoliczkach ustawione były złote statuetki, popiersia i patery pełne soczystych owoców, zamiast krzeseł spoczywano na bogato haftowanych, wypełnionych pierzem poduszkach, dopełnieniem wszystkiego był zwisający z sufitu, wielki, w całości wykonany ze złota żyrandol. Ubrany w przewiewne, białe szaty i misternie związany turban Tubiel zasiadał naprzeciwko dziwnego jegomościa w czarnym płaszczu i wielkim kapeluszu o tym samym kolorze. Twarz nieznajomego pokrywał kilkudniowy zarost i kolekcja blizn. Victus, pozostawiwszy hełm, miecz oraz tarczę w rękach gwardzisty przed drzwiami, stał za swym właścicielem.
- Panie Bachmann – Zaczął handlarz niewolników, wypuszczając z ust drażniący dym pochodzący z fajki wodnej. – Czy pan liczy, że sprzedam panu mojego najlepszego gladiatora, który przynosi mi niebotyczne dochody?
- Szczerze powiedziawszy to właśnie na to liczę. Moi szefowie oferują naprawdę wysoką cenę, ponadto mamy zamiar wystawić tego niewolnika w wielkim turnieju, a dwadzieścia procent z dochodów z tegoż przedsięwzięcia przekazać panu.
- Co jeśli Victus odpadnie zanim przyniesie jakikolwiek zysk? – Tubiel po raz kolejny wypuścił kłąb dymu w kierunku rozmówcy.
- W takim wypadku khe khee – Człowiek zwany Bachmannem energicznym ruchem ręki rozgonił gęsty opar. – Jak mówiłem, w takim wypadku pokryjemy panu koszt zakupu trzech wybranych przez pana niewolników. Uważamy, że to uczciwa propozycja.
- Uczciwa to pojęcie względne – Handlarz niewolnikami czule pogładził ekstrawagancko przyciętą brodę. – Ale powiedzmy, że przystaję na pana umowę.
- Świetnie! Oto traktat umowy. Proszę podpisać tu, tu i tutaj. – Bachmann podał odpowiednie papiery Tubielowi, który, przy pomocy pióra z atramentem, kilkoma wprawnymi ruchami ręki wypełnił odpowiednie pola swoim podpisem.
- No Vistus to twój nowy właściciel, od dzisiaj walczysz dla niego. Zabierz swoje rzeczy ze skrzyni przed drzwiami, a i jeszcze jedna mała rada: spraw by ludzie cię pokochali, zyskaj sobie tłum, a być może kiedyś będziesz wolny.
******
Dwa wielbłądy miarowym krokiem przemierzały pustynię. Victus niezadowolony, że musi jechać związany sznurem, zdobył się na rozmowę z swym nowym panem.
- Po co ten sznur? Przecież nie ucieknę.
- Takiej pewności nie mam. – Bachmann wolną ręką przetarł spocone czoło. – Ale spokojnie, rozwiążę cię jak tylko wsiądziemy na statek i znajdziemy się wystarczająco daleko od brzegu.
- Będziemy płynąć statkiem? – Na ogorzałej twarzy gladiatora pojawił się cień zdumienia. – To gdzie my właściwie jedziemy?
- W okolice Marienburga, wiesz gdzie to?
- Gdzieś w Imperium?
- Brawo.
- Hah, a więc kierunek Marienburg! – Wykrzyknął rozradowany Victus.
Imię: Victus
Rasa: Człowiek
Profesja: Gladiator
Broń główna: Miecz krótki
Tarcza: Średnia, prostokątna, stalowa tarcza
Zbroja: Lekka (skóra tygrysa na torsie i osłona z grubej wełny na ramię dzierżące miecz)
Hełm: Ciężki hełm gladiatora mirmillo z wielkim czerwonym pióropuszem na czubku
Ekwipunek: Ząbkowane ostrze
Umiejętności: Błyskawiczny unik, Gladiator
- Pan Tubiel niezwłocznie oczekuje gladiatora Victusa.
- Nosz cholera, ani odrobiny spokoju, o co tym razem chodzi temu zapyziałemu dziadowi, nie wystarczy mu że mnie kupił i kazał walczyć na arenie…. a szlag by to zwalił… Dobra prowadź. – Victus, nadal w pełnym rynsztunku, powlekł się za gwardzistami.
********
Reprezentacyjny pokój jednego z największych handlarzy niewolników w mieście, a być może nawet na świecie, aż świecił od przepychu. Kunsztownie wykonane dywany zajmowały większość powierzchni płaskich, na licznych hebanowych stoliczkach ustawione były złote statuetki, popiersia i patery pełne soczystych owoców, zamiast krzeseł spoczywano na bogato haftowanych, wypełnionych pierzem poduszkach, dopełnieniem wszystkiego był zwisający z sufitu, wielki, w całości wykonany ze złota żyrandol. Ubrany w przewiewne, białe szaty i misternie związany turban Tubiel zasiadał naprzeciwko dziwnego jegomościa w czarnym płaszczu i wielkim kapeluszu o tym samym kolorze. Twarz nieznajomego pokrywał kilkudniowy zarost i kolekcja blizn. Victus, pozostawiwszy hełm, miecz oraz tarczę w rękach gwardzisty przed drzwiami, stał za swym właścicielem.
- Panie Bachmann – Zaczął handlarz niewolników, wypuszczając z ust drażniący dym pochodzący z fajki wodnej. – Czy pan liczy, że sprzedam panu mojego najlepszego gladiatora, który przynosi mi niebotyczne dochody?
- Szczerze powiedziawszy to właśnie na to liczę. Moi szefowie oferują naprawdę wysoką cenę, ponadto mamy zamiar wystawić tego niewolnika w wielkim turnieju, a dwadzieścia procent z dochodów z tegoż przedsięwzięcia przekazać panu.
- Co jeśli Victus odpadnie zanim przyniesie jakikolwiek zysk? – Tubiel po raz kolejny wypuścił kłąb dymu w kierunku rozmówcy.
- W takim wypadku khe khee – Człowiek zwany Bachmannem energicznym ruchem ręki rozgonił gęsty opar. – Jak mówiłem, w takim wypadku pokryjemy panu koszt zakupu trzech wybranych przez pana niewolników. Uważamy, że to uczciwa propozycja.
- Uczciwa to pojęcie względne – Handlarz niewolnikami czule pogładził ekstrawagancko przyciętą brodę. – Ale powiedzmy, że przystaję na pana umowę.
- Świetnie! Oto traktat umowy. Proszę podpisać tu, tu i tutaj. – Bachmann podał odpowiednie papiery Tubielowi, który, przy pomocy pióra z atramentem, kilkoma wprawnymi ruchami ręki wypełnił odpowiednie pola swoim podpisem.
- No Vistus to twój nowy właściciel, od dzisiaj walczysz dla niego. Zabierz swoje rzeczy ze skrzyni przed drzwiami, a i jeszcze jedna mała rada: spraw by ludzie cię pokochali, zyskaj sobie tłum, a być może kiedyś będziesz wolny.
******
Dwa wielbłądy miarowym krokiem przemierzały pustynię. Victus niezadowolony, że musi jechać związany sznurem, zdobył się na rozmowę z swym nowym panem.
- Po co ten sznur? Przecież nie ucieknę.
- Takiej pewności nie mam. – Bachmann wolną ręką przetarł spocone czoło. – Ale spokojnie, rozwiążę cię jak tylko wsiądziemy na statek i znajdziemy się wystarczająco daleko od brzegu.
- Będziemy płynąć statkiem? – Na ogorzałej twarzy gladiatora pojawił się cień zdumienia. – To gdzie my właściwie jedziemy?
- W okolice Marienburga, wiesz gdzie to?
- Gdzieś w Imperium?
- Brawo.
- Hah, a więc kierunek Marienburg! – Wykrzyknął rozradowany Victus.
Imię: Victus
Rasa: Człowiek
Profesja: Gladiator
Broń główna: Miecz krótki
Tarcza: Średnia, prostokątna, stalowa tarcza
Zbroja: Lekka (skóra tygrysa na torsie i osłona z grubej wełny na ramię dzierżące miecz)
Hełm: Ciężki hełm gladiatora mirmillo z wielkim czerwonym pióropuszem na czubku
Ekwipunek: Ząbkowane ostrze
Umiejętności: Błyskawiczny unik, Gladiator
Z uwagi iż jest to moja pierwsza przygoda z areną z góry proszę o wyrozumiałość. Na następną arenę przygotuję się lepiej, bowiem tą historię pisałem wieczorem i nie miałem zbyt dużo czasu. i jeśli w przypadku czegoś się pomylę to przepraszam.
-Co ty kurwa robisz!?- wrzasnął gruby niski instruktor. - trzeci od lewej wystąp! - Młody Wolfgang z ociąganiem ruszył przed siebie. Niestety zrobił to zbyt wolno za co został nagrodzony wiązanką obelg z ust nauczyciela. – Złap ten muszkiet porządnie. Krzyknął a następnie podszedł do rekruta i szarpnięciem odebrał mu broń z rąk a następnie zaprezentował prawidłową pozycję strzelecką, załadował broń i ją oddał. - Strzelaj do środkowego celu czterdzieści metrów przed tobą. Powiedział.- A za każdym razem gdy chybisz ty oraz twoi koledzy zrobicie dziesięć pompek….. w kolczugach. Uśmiechnął się i usiadł na kawałku drewna który wcześniej sobie przygotował. Zauważył jak ręce młodzieńca trzęsą się podczas ładowania i jak nagle upada mu pocisk, na co jeszcze szczerzej się uśmiechnął bowiem myśl iż trafiła mu się kolejna grupa nieudaczników nad którymi mógłby się bezkarnie znęcać napawała go miłym optymizmem. Już po pierwszym strzale Instruktor nie mógł powstrzymać spazmatycznego śmiechu. Przypominało to trochę duszenie się na które młodzi kadeci zareagowali radością oraz ulgą lecz niestety po pewnym czasie zauważyli ,że niski nauczyciel z dużymi pokładami tłuszczu nadal żyję na co znów spochmurnieli, bowiem wizja robienia dziesięciu lub więcej pompek w kolczudze przypomniała im o smutnej rzeczywistości w której żyją. Pod koniec tego dnia rekruci musieli zrobić pięćdziesiąt takich pompek ponieważ Wolfgang zauważył ,że gruby instruktor podczas ataków śmiechu nie zwracał uwagi na boży świat i podszedł na odległość dziesięciu metrów i dopiero za drugim strzałem trafił. - dzisiejsze pompki będziemy robić regularnie codziennie po dziesięć zaczynając od jutra, a gdy już skończymy wrócimy do strzelania. To ostatnie słowo wypowiedział zwracając się do Wolfganga z szyderczym uśmiechem. – przez następne pięć dni będziecie ćwiczyć jazdę konną i inne tego typu. Odmaszerować !
Pięć dni później gdy młody rekrut szedł wąską uliczką w kierunku wysokiego ceglanego budynku z małymi zasłoniętymi szmatami oknami będącym ich drugim domem spotkał grupkę swoich współlokatorów którzy jak zauważył chcieli podziękować mu za przyjemnie spędzone ostatnie wspólne ćwiczenia. – Ej ty gnido. Krzyknął wysoki blondyn trzymający długą drewnianą pałkę obecnie służącą mu jako podparcie.- Nieźle nas urządziłeś. Wrzasnął średniego wzrostu rudy mężczyzna również trzymający drewniany kij. – Chcemy ci tylko podziękować za wspólne ćwiczenia jakie nam załatwiłeś. Uśmiechnął się wysoki dobrze zbudowany brunet. Po tych słowach Wolfgang nie pamiętał już nic ale tą lekcję zapamiętał już do końca życia, bowiem dzięki tej sytuacji za pozwoleniem instruktora zaczął codziennie po treningach chodzić na poligon strzelać i ćwiczyć a z młodego, i obojętnego chłopca wyrósł mężczyzna. Wstąpił do Rajtarii a tam wyszkolono go na świetnego strzelca oraz jeźdźca. Niestety po śmierci żony oraz paru towarzyszy odszedł a pijąc całymi dniami zadłużył się.
Dziesięć lat później w karczmie w pobliżu Altdorfu.
-Hej ty … Wolfgang tak?- Spytał łysy karczmarz z za lady. - Nie szukasz może zajęcia? -Ee.. a co ci do tego? –A no bo mojemu znajomemu przewoźnik z nad Reiku powiedział że jest pewna robota no wiesz, ubij lub zastrzel metoda dowolna byle byś do końca przetrwał. –A co to za robota. -Ostatnio mało ludzi do mnie przychodzi, i żona chora a i ja nie najlepiej się mam a pieniędzy … Dźwięk uderzających monet o drewno zakończył użalanie się oberżysty. –A więc co to za robota. Powtórzył Wolfgang.- Zwą to Areną Śmierci….
imię: Wolfgang
Rasa: Człowiek, Imperium,
Profesja: Rajtar
Broń główna: pistolet, pistolet, pistolet, pistolet
Broń zapasowa:miecz krótki
Pancerz: ciężka zbroja
Ekwipunek:Mistrzowska broń
Umiejętności:Uzbrojony po zęby, Rajtar
wierzchowiec: Rumak
-Co ty kurwa robisz!?- wrzasnął gruby niski instruktor. - trzeci od lewej wystąp! - Młody Wolfgang z ociąganiem ruszył przed siebie. Niestety zrobił to zbyt wolno za co został nagrodzony wiązanką obelg z ust nauczyciela. – Złap ten muszkiet porządnie. Krzyknął a następnie podszedł do rekruta i szarpnięciem odebrał mu broń z rąk a następnie zaprezentował prawidłową pozycję strzelecką, załadował broń i ją oddał. - Strzelaj do środkowego celu czterdzieści metrów przed tobą. Powiedział.- A za każdym razem gdy chybisz ty oraz twoi koledzy zrobicie dziesięć pompek….. w kolczugach. Uśmiechnął się i usiadł na kawałku drewna który wcześniej sobie przygotował. Zauważył jak ręce młodzieńca trzęsą się podczas ładowania i jak nagle upada mu pocisk, na co jeszcze szczerzej się uśmiechnął bowiem myśl iż trafiła mu się kolejna grupa nieudaczników nad którymi mógłby się bezkarnie znęcać napawała go miłym optymizmem. Już po pierwszym strzale Instruktor nie mógł powstrzymać spazmatycznego śmiechu. Przypominało to trochę duszenie się na które młodzi kadeci zareagowali radością oraz ulgą lecz niestety po pewnym czasie zauważyli ,że niski nauczyciel z dużymi pokładami tłuszczu nadal żyję na co znów spochmurnieli, bowiem wizja robienia dziesięciu lub więcej pompek w kolczudze przypomniała im o smutnej rzeczywistości w której żyją. Pod koniec tego dnia rekruci musieli zrobić pięćdziesiąt takich pompek ponieważ Wolfgang zauważył ,że gruby instruktor podczas ataków śmiechu nie zwracał uwagi na boży świat i podszedł na odległość dziesięciu metrów i dopiero za drugim strzałem trafił. - dzisiejsze pompki będziemy robić regularnie codziennie po dziesięć zaczynając od jutra, a gdy już skończymy wrócimy do strzelania. To ostatnie słowo wypowiedział zwracając się do Wolfganga z szyderczym uśmiechem. – przez następne pięć dni będziecie ćwiczyć jazdę konną i inne tego typu. Odmaszerować !
Pięć dni później gdy młody rekrut szedł wąską uliczką w kierunku wysokiego ceglanego budynku z małymi zasłoniętymi szmatami oknami będącym ich drugim domem spotkał grupkę swoich współlokatorów którzy jak zauważył chcieli podziękować mu za przyjemnie spędzone ostatnie wspólne ćwiczenia. – Ej ty gnido. Krzyknął wysoki blondyn trzymający długą drewnianą pałkę obecnie służącą mu jako podparcie.- Nieźle nas urządziłeś. Wrzasnął średniego wzrostu rudy mężczyzna również trzymający drewniany kij. – Chcemy ci tylko podziękować za wspólne ćwiczenia jakie nam załatwiłeś. Uśmiechnął się wysoki dobrze zbudowany brunet. Po tych słowach Wolfgang nie pamiętał już nic ale tą lekcję zapamiętał już do końca życia, bowiem dzięki tej sytuacji za pozwoleniem instruktora zaczął codziennie po treningach chodzić na poligon strzelać i ćwiczyć a z młodego, i obojętnego chłopca wyrósł mężczyzna. Wstąpił do Rajtarii a tam wyszkolono go na świetnego strzelca oraz jeźdźca. Niestety po śmierci żony oraz paru towarzyszy odszedł a pijąc całymi dniami zadłużył się.
Dziesięć lat później w karczmie w pobliżu Altdorfu.
-Hej ty … Wolfgang tak?- Spytał łysy karczmarz z za lady. - Nie szukasz może zajęcia? -Ee.. a co ci do tego? –A no bo mojemu znajomemu przewoźnik z nad Reiku powiedział że jest pewna robota no wiesz, ubij lub zastrzel metoda dowolna byle byś do końca przetrwał. –A co to za robota. -Ostatnio mało ludzi do mnie przychodzi, i żona chora a i ja nie najlepiej się mam a pieniędzy … Dźwięk uderzających monet o drewno zakończył użalanie się oberżysty. –A więc co to za robota. Powtórzył Wolfgang.- Zwą to Areną Śmierci….
imię: Wolfgang
Rasa: Człowiek, Imperium,
Profesja: Rajtar
Broń główna: pistolet, pistolet, pistolet, pistolet
Broń zapasowa:miecz krótki
Pancerz: ciężka zbroja
Ekwipunek:Mistrzowska broń
Umiejętności:Uzbrojony po zęby, Rajtar
wierzchowiec: Rumak
[ Jestem na takim pustkowiu że dziwie sie że wogóle udało mi się to wysłać Sorry za spam.]GrimgorIronhide pisze:[ @Dziadu - niestety reguły nie pozwalają mi uznać zgłoszenia 3 razy tej samej postaci
plus masz jeszcze jedną sztukę oręża do wzięcia ]
Ostatnio zmieniony 29 cze 2016, o 20:57 przez Dziad, łącznie zmieniany 1 raz.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Miesiąc, maksymalnie dwa. Mam sporo czasu i inspiracji na walki więc nie będzie źle.
@Grubas - skąd, jest absolutnie dobrze. Tylko mała uwaga, masz jedną sztukę oręża za dużo ]
@Grubas - skąd, jest absolutnie dobrze. Tylko mała uwaga, masz jedną sztukę oręża za dużo ]
[Historia postaci pojawi się do niedzieli, mam teraz mocny zapiernicz w robocie i dopiero w piątek/sobotę będę w stanie do tego się zabrać]
Wasilij Nasest, Skrzydlaty Husarz, członek Roty "Niedźwiedzie" Beledniego.
Imię : Wasilij
Rasa : Człowiek , Kislevita
Profesja : Żołnierz
Broń główna : Ciężka szabla Husarska , pistolet
Broń zapasowa : Pistolet, pistolet
Zbroja : Ciężka zbroja (Zbroja typowego husarza, ze skrzydłami na plecach), Ciężki hełm, lamparcia skóra na plecach
Wierzchowiec: Kislevski, opancerzony niedźwiedź bojowy
Ekwipunek : Żałobne Ostrze
Umiejętności : Władca zwierząt , Uzbrojony po zęby
Muzyczny wstęp Pieśń o Małym Rycerzu
Wasilij Nasest, Skrzydlaty Husarz, członek Roty "Niedźwiedzie" Beledniego.
Imię : Wasilij
Rasa : Człowiek , Kislevita
Profesja : Żołnierz
Broń główna : Ciężka szabla Husarska , pistolet
Broń zapasowa : Pistolet, pistolet
Zbroja : Ciężka zbroja (Zbroja typowego husarza, ze skrzydłami na plecach), Ciężki hełm, lamparcia skóra na plecach
Wierzchowiec: Kislevski, opancerzony niedźwiedź bojowy
Ekwipunek : Żałobne Ostrze
Umiejętności : Władca zwierząt , Uzbrojony po zęby
Muzyczny wstęp Pieśń o Małym Rycerzu
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
[Jako, że to moja pierwsza Arena, to również proszę o wyrozumiałość ]
Można, by powiedzieć, że słońce chyliło się ku zachodowi. Jednak szczegół tkwi w tym, że w tych stronach, półmrok bierze górę nad światłem. Krajobraz spowiła mgła, tak gęsta , że sztyletem rzezać ją było można. Rozległa równina rozpościerała się w dal i nikła wraz z horyzontem. Jedynym znaczącym punktem na tym pustkowiu, był las i to nie mały. Z pozoru porównywalny z nicością, ale im bliżej tym jego ogrom przytłaczał coraz to bardziej. Intuicja każdego zagubionego w tych okolicach stworzenia podpowiadała mu, że lepiej nie zapuszczać się w głąb tego rozgardiaszu. Enigmatyczność unosiła się w powietrzu. Im bliżej tym dawała ona o sobie znać, coraz to mocniej. Powietrze przesiąkało nią, jak i trwogą istot żywych, podchodzących zbyt blisko.
***
Pośród pokaźnych roślin, w swojej stałej miejscówce, spoczywała elfka. Dobrze ukryta, niezauważalna. Nawet sokoli wzrok byłby omylny. Jeśliby jednak, jakiś mędrzec zdołałby ją dostrzec, to zapewne stwierdziłby, że wygląda na niezbyt przejętą swym, jakże istotnym zajęciem. Takie przeświadczenie nasuwa się momentalnie, ale niech nikt nie da się zwieść omamom własnego umysłu. Ona cały czas jest czujna, niczym drapieżnik wyczekujący swej zdobyczy. Tysiącletnie doświadczenie, narzuca jej wyjątkowo surowy rodzaj skupienia. Przyzwyczajenie jest tak silne, że każde tchnienie sprawia wrażenie wręcz automatycznego. Elf, postać niby zwykła, ależ jak nietuzinkowa. Kruczoczarne włosy, lekko żeńska postura wtapiająca się w tło leśnej aury.
***
Cień porusza się bezszelestnie i jest coraz to bliżej. Cisza, bezdech. Ostatnie kroki, finalne sekundy. I w jednym momencie wyrosła przed nim zgrabna postać, gotowa w każdej chwili oddać strzał. Napięta cięciwa w jej dłoni, wyglądała niepokojąco. Spostrzegła go.
- Przeklęty idioto! – wrzasnęła, opuszczając łuk – Czegoż się znowu szlajasz po lesie?! Nie można spokojnie usiedzieć na warcie, przez jakiegoś ,,ciekawskiego włóczęgę”!
- Cała Lauriel, strażniczka Athel Loren . Jeszcze nie zdążysz się odezwać, a już zmiesza cię z błotem tak brudnym, jak nawet w tym lesie nie ma. – skwitował jegomość, wychodząc z cienia.
- Toż to znowu ty Lothairze...? Nie znudziło ci się jeszcze nachodzenie mnie w służbie? - odpowiedziała , znów siadając na miejscu strażnika – Co sprowadza cię tym razem?
- Nic. Sprawdzałem twoją czujność. Nienaganną wręcz.
- A co myślałeś, że dam się zajść prostemu dozorcy?
- Ten etap rozwoju umiejętności, mam już za sobą. – stwierdził – Władca ceni sobie ciebie, ale ja wcale nie odstaje ze sprawnością. No może z lekka, lecz czy to takie ważne…?
- Zamknij się i siedź cicho! – syknęła elfka, posyłając mu kuksańca pod żebra.
Podniosła się i zamarła w bezruchu. Nasłuchiwała. Każdy, nawet najmniejszy szmer w jej uszach odbijał się echem, głośnym jak galop bojowego wierzchowca. Odłożyła swój, wręcz elitarny długi łuk. Widocznie nie zamierzała nikomu wyrządzić znaczącej krzywdy. Lecz i bez tego ma ona siły, nieprzeciętne jak na płeć żeńską. Zespoliła się z pobliskim krzakiem i wtórnie zamarła.
***
Gdy nieszczęśnik postawił krok, już dosłownie przed elfią kryjówką spostrzegł, że wyrósł za nim cień. Zląkł się chłopina, a postać wyczuła ten napływ strachu. Nie dając chwili zastanowienia, zdzieliła go w głowę, jednym zamaszystym jak i precyzyjnym ruchem ręki. Padł przed nią jak długi, teraz już nieprzytomny mężczyzna. Zwykły człowiek. Ubranie miał nawet w przyzwoitym stanie.
- Cóż to za typ? Ciekawe, co tu robi ta przybłęda... Mało kto dociera w te strony. – przerwał ciszę elf, masując brzuch.
- Któż to wie... Niektórzy dążą tam, gdzie ich nogi poniosą.
- Co to jest? – spytał, gdy elfka wyciągnęła z ręki nieprzytomnego, jakiś skrawek pergaminu.
- Hmm… Ciekawe. – odparła
- Odpowiesz mi wreszcie, co ten jegomość ze sobą przywlókł…? – przerwał jej rozmyślania, wyraźnie się niecierpliwiąc.
Ale nie uzyskał odpowiedzi na to pytanie. Elfka nieobecnym wzrokiem spojrzała w dal, po czym rzuciła na ziemię dziwne pismo. Wślizgnęła się znów na swoje stanowisko, wzięła z niego broń jak i trochę strawy. Po czym wróciła, na miejsce wcześniejszej rozmowy i półgębkiem oznajmiła:
- Mój leśny bracie, opuszczam Athel Loren, nasz odwieczny dom, nadszarpnięty zębem czasu. Nie wiem czy powrócę, więc znajdź na moje miejsce, kogoś innego. Kogoś, kto niewzruszenie będzie strzegł Lasu.
- Co cię opętało? – spytał oszołomiony elf, zakładając ręce – Gdzie zmierza twa dusza, że ta decyzja tak nagła? Wiesz, że jestem zobowiązany powiadomić władcę...
- Zrób co zamierzasz. I tak nie zdąży na mnie nic wysłać. Umknę niepostrzeżenie, jak zawsze. – stwierdziła obojętnie. Skinęła głową na swojego wierzchowca, równie dobrze ukrytego w tej puszczy, po czym posunęła na jego grzbiecie, swą własną drogą.
Elf chwilę wodził za nią wzrokiem, lecz w końcu się poddał i ociężale osunął na ziemie. Spuścił głowę w dół i darmo spozierał wzrokiem po gruncie. Właśnie wtedy, zobaczył pergamin. Ten bezcelowo leżący kawałek jakiegoś pisma. Oprzytomniał z lekka i podniósł go, wlepił wzrok w ów papier i zaczął go rozczytywać.
- Arena Śmierci...? - zastanowił się przez chwilę – Wariatka! Wyruszyła pod Marienburg ...
Imię postaci: Lauriel
Rasa: Leśny Elf
Profesja: Strażnik Lasu
Broń główna: długi łuk
Broń zapasowa: miecz krótki
Zbroja: tatuaże ochronne
Ekwipunek: eliksir precyzji
Specjalna umiejętność: Tysiącletnie Wyszkolenie
Wierzchowiec: Wielki Jeleń
Można, by powiedzieć, że słońce chyliło się ku zachodowi. Jednak szczegół tkwi w tym, że w tych stronach, półmrok bierze górę nad światłem. Krajobraz spowiła mgła, tak gęsta , że sztyletem rzezać ją było można. Rozległa równina rozpościerała się w dal i nikła wraz z horyzontem. Jedynym znaczącym punktem na tym pustkowiu, był las i to nie mały. Z pozoru porównywalny z nicością, ale im bliżej tym jego ogrom przytłaczał coraz to bardziej. Intuicja każdego zagubionego w tych okolicach stworzenia podpowiadała mu, że lepiej nie zapuszczać się w głąb tego rozgardiaszu. Enigmatyczność unosiła się w powietrzu. Im bliżej tym dawała ona o sobie znać, coraz to mocniej. Powietrze przesiąkało nią, jak i trwogą istot żywych, podchodzących zbyt blisko.
***
Pośród pokaźnych roślin, w swojej stałej miejscówce, spoczywała elfka. Dobrze ukryta, niezauważalna. Nawet sokoli wzrok byłby omylny. Jeśliby jednak, jakiś mędrzec zdołałby ją dostrzec, to zapewne stwierdziłby, że wygląda na niezbyt przejętą swym, jakże istotnym zajęciem. Takie przeświadczenie nasuwa się momentalnie, ale niech nikt nie da się zwieść omamom własnego umysłu. Ona cały czas jest czujna, niczym drapieżnik wyczekujący swej zdobyczy. Tysiącletnie doświadczenie, narzuca jej wyjątkowo surowy rodzaj skupienia. Przyzwyczajenie jest tak silne, że każde tchnienie sprawia wrażenie wręcz automatycznego. Elf, postać niby zwykła, ależ jak nietuzinkowa. Kruczoczarne włosy, lekko żeńska postura wtapiająca się w tło leśnej aury.
***
Cień porusza się bezszelestnie i jest coraz to bliżej. Cisza, bezdech. Ostatnie kroki, finalne sekundy. I w jednym momencie wyrosła przed nim zgrabna postać, gotowa w każdej chwili oddać strzał. Napięta cięciwa w jej dłoni, wyglądała niepokojąco. Spostrzegła go.
- Przeklęty idioto! – wrzasnęła, opuszczając łuk – Czegoż się znowu szlajasz po lesie?! Nie można spokojnie usiedzieć na warcie, przez jakiegoś ,,ciekawskiego włóczęgę”!
- Cała Lauriel, strażniczka Athel Loren . Jeszcze nie zdążysz się odezwać, a już zmiesza cię z błotem tak brudnym, jak nawet w tym lesie nie ma. – skwitował jegomość, wychodząc z cienia.
- Toż to znowu ty Lothairze...? Nie znudziło ci się jeszcze nachodzenie mnie w służbie? - odpowiedziała , znów siadając na miejscu strażnika – Co sprowadza cię tym razem?
- Nic. Sprawdzałem twoją czujność. Nienaganną wręcz.
- A co myślałeś, że dam się zajść prostemu dozorcy?
- Ten etap rozwoju umiejętności, mam już za sobą. – stwierdził – Władca ceni sobie ciebie, ale ja wcale nie odstaje ze sprawnością. No może z lekka, lecz czy to takie ważne…?
- Zamknij się i siedź cicho! – syknęła elfka, posyłając mu kuksańca pod żebra.
Podniosła się i zamarła w bezruchu. Nasłuchiwała. Każdy, nawet najmniejszy szmer w jej uszach odbijał się echem, głośnym jak galop bojowego wierzchowca. Odłożyła swój, wręcz elitarny długi łuk. Widocznie nie zamierzała nikomu wyrządzić znaczącej krzywdy. Lecz i bez tego ma ona siły, nieprzeciętne jak na płeć żeńską. Zespoliła się z pobliskim krzakiem i wtórnie zamarła.
***
Gdy nieszczęśnik postawił krok, już dosłownie przed elfią kryjówką spostrzegł, że wyrósł za nim cień. Zląkł się chłopina, a postać wyczuła ten napływ strachu. Nie dając chwili zastanowienia, zdzieliła go w głowę, jednym zamaszystym jak i precyzyjnym ruchem ręki. Padł przed nią jak długi, teraz już nieprzytomny mężczyzna. Zwykły człowiek. Ubranie miał nawet w przyzwoitym stanie.
- Cóż to za typ? Ciekawe, co tu robi ta przybłęda... Mało kto dociera w te strony. – przerwał ciszę elf, masując brzuch.
- Któż to wie... Niektórzy dążą tam, gdzie ich nogi poniosą.
- Co to jest? – spytał, gdy elfka wyciągnęła z ręki nieprzytomnego, jakiś skrawek pergaminu.
- Hmm… Ciekawe. – odparła
- Odpowiesz mi wreszcie, co ten jegomość ze sobą przywlókł…? – przerwał jej rozmyślania, wyraźnie się niecierpliwiąc.
Ale nie uzyskał odpowiedzi na to pytanie. Elfka nieobecnym wzrokiem spojrzała w dal, po czym rzuciła na ziemię dziwne pismo. Wślizgnęła się znów na swoje stanowisko, wzięła z niego broń jak i trochę strawy. Po czym wróciła, na miejsce wcześniejszej rozmowy i półgębkiem oznajmiła:
- Mój leśny bracie, opuszczam Athel Loren, nasz odwieczny dom, nadszarpnięty zębem czasu. Nie wiem czy powrócę, więc znajdź na moje miejsce, kogoś innego. Kogoś, kto niewzruszenie będzie strzegł Lasu.
- Co cię opętało? – spytał oszołomiony elf, zakładając ręce – Gdzie zmierza twa dusza, że ta decyzja tak nagła? Wiesz, że jestem zobowiązany powiadomić władcę...
- Zrób co zamierzasz. I tak nie zdąży na mnie nic wysłać. Umknę niepostrzeżenie, jak zawsze. – stwierdziła obojętnie. Skinęła głową na swojego wierzchowca, równie dobrze ukrytego w tej puszczy, po czym posunęła na jego grzbiecie, swą własną drogą.
Elf chwilę wodził za nią wzrokiem, lecz w końcu się poddał i ociężale osunął na ziemie. Spuścił głowę w dół i darmo spozierał wzrokiem po gruncie. Właśnie wtedy, zobaczył pergamin. Ten bezcelowo leżący kawałek jakiegoś pisma. Oprzytomniał z lekka i podniósł go, wlepił wzrok w ów papier i zaczął go rozczytywać.
- Arena Śmierci...? - zastanowił się przez chwilę – Wariatka! Wyruszyła pod Marienburg ...
Imię postaci: Lauriel
Rasa: Leśny Elf
Profesja: Strażnik Lasu
Broń główna: długi łuk
Broń zapasowa: miecz krótki
Zbroja: tatuaże ochronne
Ekwipunek: eliksir precyzji
Specjalna umiejętność: Tysiącletnie Wyszkolenie
Wierzchowiec: Wielki Jeleń
Khorn! Thar! Khorn! Thar!
Khorn!!!
Thar!!!
Boskie imiona zlewały się ze sobą, krzyki i szczęk oręża wisiały nad polem bitwy, jakby jakaś tajemnicza siła chciała zachować fakt stoczonej bitwy w tym konkretnym miejscu. Zupełnie jakby sami bogowie walczyli w niebviosach, decydując o zwycięstwie wiernych. Niestety ta bitwa należała do sił krwawego boga. Norsmeni walczyli dzielnie i wytrwale, berserkerzy Khorna mieli przewagę liczebną, a tylko natychmiastowa dekapitacja gwarantowała zabójstwo. Rzucony topór w zgiełku bitwy sięgnął ciężarnej kobiety zamiast osłaniającego ją mężczyznę. Ostrze zagłębiło się w piersi, łamiąc żebra i rozcinając płuco. Dla jej męża świat się właśnie skończył. Upuścił miecz i tarczę, by we łzach ścisnąć gasnące powoli ciało. Nie dostrzegł, kiedy zapadła ciemność. Obudził go cichy płacz dziecka. Spojrzał w dół i dostrzegł dziecko między nogami zmarłej małżonki oraz włócznię przeszywającą jego boki na wylot. Przez jego umysł przelało się wiele uczuć i myśli, by by jedno niemal najbardziej pierwotne pragnienie wzięło górę. Mężczyzna, który powinien być martwy podźwignął się na nogi, ukrył dziecko pod kurtą i ruszył przed siebie. Po trzech dniach wędrówki przez mróz i watr dotarł do wioski plemienia Sarlów.
***
-Sven - do wnętrza rozległej chaty wszedł norsmen z zaciętą miną i skłonił się lekko. - Ktoś jest na granicy wioski. Nie wiemy kto to może być.
-Czy naprawdę muszę was prowadzić za ręce, jak dzieci? - odparł wódz Sven. - Sprawdźcie o co chodzi. Mała grupa. Uzbrojona, na wypadek zasadzki. Reszta niech obserwuje co się dzieje.
Mężczyzna poszedł przekazać polecenia wodza, a on sam powrócił żałoby.
Minęło znacznie więcej czasu, niż się spodziewał.
-Sven... Nie uwierzysz - mężczyzna wyglądał na zdezorientowanego. - To trup. Znaczy powinien umrzeć kilka dni temu, ale przyszedł do nas i dopiero tutaj umarł. Miał przy sobie dziecko.
Dopiero ostatnie zdanie wybudziło Svena z otępienia.
-Dawać je tu! - powiedział, wstając nagle. - Zawołajcie do mnie żonę! Nie, czekaj, Ketil. Sam po nią pójdę. Wy spalcie zwłoki tego wojownika... Wiecie skąd pochodził?
-Nie - Ketil nie mógł uwierzyć, że jego wódz tak szybko odzyskał chęć do życia. - Jego ubrania zniszczyły krew i mróz. Nie ma żadnych zdobień, a skóra zaczęła mu czernieć. Mógł służyć chaosowi, a my nigdy się tego nie dowiemy.
-Chaos nie dba o swoich. To dzikie bestie i szaleńcy. Spalcie go. Zasłużył na szacunek.
***
Wieczorem tego dnia odbyło się zebranie. Mieszkańcy wioski stłoczeni pod dachem sali patrzyli na swego wodza, trzymającego dwójkę dzieci w ramionach.
-Niedawno miałem otrzymać błogosławieństwo dwóch potomków z jednego połogu, lecz jeden z moich synów zmarł, nim ujrzał świat. Jednak dziś Biały Wilk wręcza mi kolejnego syna do opieki! Nie mogę być ślepy na...
-Ale ty jesteś ślepy! - przerwał mu szaman. Wyszedł na środek, postukując kosturem. - Jesteś ślepy! To dziecko zrodziło się z krwi i wojny! Jeśli je przygarniesz, wszyscy będziemy tego żałować!
Po sali rozeszły się ciche szepty. Sven podszedł do żony, aby oddać jej dzieci, po czym stanął naprzeciw szamana.
-Cenię sobie twoje zdanie i dobrze o tym wiesz. Jednakże nigdy nie wierzyłem, że jesteś nieomylny. Ty sam dałeś powody nam wszystkim, by tak sądzić. To dziecko żyje tylko dzięki miłości swego ojca. Człowieka, który walczył ze śmiercią, aby ono mogło przeżyć. Nawet nie zważając na moją stratę, wychowam to dziecko choćby ze względu na szacunek dla drugiego wojownika. Taka jest moja wola!
-Moja również! - Ketil wyszedł przed tłum.
Po nim wyszło jeszcze kilka osób.
***
Siedem lat temu do wioski trafiło dziecko niesione przez los. Zostało synem wodza Svena i bratem Bjorna. Dziecko nazwano Gror, przez słowo wypowiadane przez nie od najmłodszych lat. Wielu zapomniało już słowa szamana i każdy kontynuował swoje trudne życie w Norsce. Wioska naprawiała właśnie zniszczenia po zwycięskiej obronie po najeździe Wargów. Gror i Bjorn Bawili się w najlepsze, zapominając o ogniu i krwi, dzięki dziecięcej beztrosce. Tak przynajmniej wszystkim się wydawało.
-Czekaj! - zawołał Bjorn. - Jesteśmy już daleko, powinniśmy wracać.
-Znowu to robisz - odparł zdenerwowany Gror.
-To znaczy?
-Psujesz zabawę, bo się o coś martwisz. Daj spokój! Niech dorośli się martwią.
-Gror, dobrze wiesz, że ojciec będzie nam suszył głowy, jeśli znowu się w coś wpakujemy. Chcę nam oszczędzić kłopotów.
-Wiem, bracie - chłopak położył dłoń na jego ramieniu. - Ale ja chcę czuć, że żyję! Gonisz!
Klepnął Bjorna w policzek i zaczął uciekać. Sam nie zauważył, kiedy odbiegł tak daleko i zaczęło się ściemniać. Gdyby pobiegł teraz z powrotem mógłby wrócić na czas.
-Hej, dzieciaku! - usłyszał za sobą.
Na ziemi leżał norsmen oparty o kamień, miał poranione ciało i śmierć wyraźnie wyciągała po niego ręce. Był z plemienia Wargów.
-Dzieciaku, pomóż mi! Nagrodzę cię za t...
Przerwał mu cios wymierzony w grdykę. odruchowo złapał się za gardło i upuścił trzymany do tej pory nóż. Kiedy odzyskał panowanie nad sobą, zobaczył Grora trzymającego nóż. Jego oczy błyszczały niebezpiecznie.
-Co ty robisz, bachorze! - Warg nie mógł uwierzyć w to, co widział. - Jestem wojownikiem! Należy mi się pomoc!
-Nie - powiedział chłopak zbyt spokojnie, jak na swój wiek. - Jesteś mordercą z plemienia psubratów. Należy ci się śmierć.
Pierwszy cios nożem.
-Długa.
Kolejny.
-Bolesna.
Następny.
-I krwawa!
Gror wrócił do wioski długo po zmierzchu. Był zlany krwią, a w dłoni trzymał uciętą głowę Warga.
***
Obrońcy próbowali utrzymać linię, jednak siła i liczebność Norsmenów zapewniała im znaczną przewagę. Mieszkańcy nordlandzkiej wioski, nauczeni doświadczeniem z poprzednich lat, wynajęli najemników do obrony, jednak i tym razem olbrzymy z północy zwyciężyły.
Wyprawa łupieska miała się ku końcowi. Późnym wieczorem dziesiątki Norsmenów siedziało przy ogniskach, pijąc zagrabiony alkohol i przechwalając się swymi osiągnięciami z wyprawy. Wszyscy byli radośni i aż parowali od intensywności swego agresywnego życia. Wszyscy, poza Svenem i jego synami.
-Bjorn - powiedział patrząc w dal, na ognisko płonące z dala od drużyn. - Porozmawiaj z bratem. To co się z nim dzieje... Znał swoją przeszłość od dawna. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że wszystko zmieniło się trzy lata temu, na waszej pierwszej wyprawie - jego głos zaczynał się łamać, zasłonił oczy, by ukryć łzy. - Nie potrafię już do niego dotrzeć. Spróbuj, Bjorn. Jesteście braćmi, zawsze trzymaliście się razem. Pomóż mu...
***
Gror ogryzał właśnie pieczony udziec sarny, gdy do jego osobnego ogniska zbliżył się jego brat.
-Bjorn! - zawołał rozradowany. - Siadaj! Mam tu gdzieś butlę tego ich słabego wińska! Czekaj chwilę. - zaczął grzebać w swojej torbie, leżącej obok dwóch jego toporów.
-Znowu nie domyłeś włosów - powiedział, wziąwszy solidny łyk z bukłaka.
Kiedy mięli po dwanaście lat ruszyli na swoją pierwszą wyprawę łupieską. Właśnie wtedy Gror zaczął swój paskudny zwyczaj kąpieli we krwi. Usłyszał gdzieś, że to zapewnia siłę i długowieczność, więc zaczął to stosować, by w przyszłości móc dokonać zemsty na krwawym bogu. Pragnął tego z całego serca i cały czas to powtarzał. Można mu było to wybaczyć, gdyby nie charakter, który z roku na rok stawał się coraz bardziej ponury i krwiożerczy. Uśmiechał się już tylko zabijając i w towarzystwie brata.
-To była dobra wyprawa - rzekł Gror. - Dużo łupów i wiele trofeów trafiło się nam wszystkim. Ojciec dobrze się miewa? Rana była lekka, ale tylko biały wilk wie, jakie paskudztwa czekają na tych ziemiach. Jesteście bardzo podobni. Pewnie chce, żebyś pokonał go w walce i przejął przywództwo nad wioską. Niech to, znowu się rozgadałem. Chyba nie przyszedłeś tutaj milczeć, co?
-Zapytam wprost - powiedział Bjorn, patrząc mu w oczy. - Dlaczego tak bardzo pragniesz zabijać? Nikt nie odmawia ci waleczności, ale to, jak walczysz nie wynika z pragnienia walki, lecz mordu.
-Bracie - odparł, cały czas ogryzając udziec. - Doskonale wiesz, że mam swoją zemstę do spełnienia. Aby mierzyć się z potęgą krwawego boga, potrzebuję wielkiej siły. Zdobędę ją. Z każdym zabitym, z każdą przelaną kroplą krwi staję się silniejszy. Wystarczy, że...
-Skończ! - przerwał mu Bjorn. - To co robisz jedynie czyni cię potworem, którego nienawidzisz! Twoje zwyczaje, twoje pragnienia... Jesteś sługą krwawego!
-Odwołaj to! - Gror rzucił mięso w ogień i dobył topora.
Pierwszy raz w życiu stanął przeciw bratu poza pojedynkiem.
-Nienawidzę ich! Berserkerów i innych sług tego plugawego potwora! Obraziłeś mnie i domagam się przeprosin!
Bjorn wstał spokojnie i odłożył bukłak na ziemię.
-Przepraszam - powiedział, odchodząc. - Być może kiedyś pożałuję tych słów, ale na pewno nie dzisiaj.
Odwrócił się na moment ze spojrzeniem pełnym furii.
-Ty już nie jesteś moim bratem!
Kiedy znikał w półmroku, Gror padł na ziemię, nie mogąc złapać tchu. Rozpacz ścisnęła mu pierś z siłą żelaza. Jego umysł usilnie starał się utrzymać go w równowadze, lecz...
-Gror!!! - krzyk pełen smutku i gniewu rozniósł się po okolicy.
***
-Bjorn - stary, doświadczony Ketil wciąż dotrzymał towarzystwa wodzowi.
Ostatnie lata były ciężkie dla wioski, więc mieszkańcy z ulgą i lekkim lękiem przyjęli zmianę wodza w nadziei, że poprawi on sytuację. Poprawił, lecz jeden problem męczył wszystkich.
-Nie kończ - odparł młody wódz. - Wiem, co muszę zrobić. Stał się zbyt groźny, żeby dłużej przebywał wśród nas. Musiało do tego dojść. Wydalimy go jutro o świcie. Idzie zmierzch, a on, mimo wszystko, był moim bratem. Nie chcę wystawiać go na pastwę nocy.
-Współczuję ci, wodzu - rzekł Ketil, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Nagle do chaty wbiegł Gror z toporem w dłoni, krzycząc:
-Atakują nas! Sługi krwawego boga!
Bitwa była długa, krwawa i pełna ognia. Wyróżniali się w niej dwaj wojownicy. Czempion w czerwonej zbroi, który siał spustoszenie oraz Norsmen zlany krwią wrogów i dawnych sojuszników, który w szale bitewnym atakował wszystko, co się rusza. O świcie wioska była zniszczona, a wszyscy, którzy brali udział w bitwie zginęli. Spod ciał z trudem wydostał się Gror. Ranny i otępiały nie dostrzegał znamienia, które pojawiło się na jego ciele. Ruszył przed siebie, w poszukiwaniu czegokolwiek, co pomogłoby mu przeżyć. Chciał opuścić to miejsce jak najszybciej. Najazd wzmógł jedynie jego nienawiść, a wraz z nią - pragnienie krwi. Odchodząc zabrał topór czerwonego czempiona, uznając, że broń Khorna będzie najlepszym narzędziem zemsty. Był to topór jednoręczny z czarno-czerwonego metalu, na jego brodzie lśnił symbol krwawego boga. Od jego nasady w stronę przeciwną do ostrza wystawał kolec do przebijania zbroi.
-Przeżyję. Stanę się silniejszy. Wymorduję wszystkie twoje sługi! Gror!!! - zakrzyknął z uniesionym toporem.
***
Podróż, przez lodowe pustkowia Norski nie jest łatwa. Jeszcze trudniejsza staje się na piechotę, ale jej mieszkańcy byli przyzwyczajeni do takich warunków. Jednak nawet oni unikali zamieci, a ta zaskoczyła Grora w jego podróży. Minął rok od masakry w jego wiosce, wędrował, rozpamiętując każdą złą chwilę, jaka spotkała go z winy Khorna. Pokonał już wielu na swej drodze, czasem był to czerwony berserker, czasem jakiś podróżny, a czasem wojownik z krajów południa. Wszystkich traktował różnie: jednych zabijał w pojedynku i kąpał się w ich krwi, innych zabijał z zaskoczenia i okradał, a kiedy zaczęła zbliżać się zima, zakładał na siebie ich skóry zdarte z ciał, a każdy cios zadany zdobycznym toporem leczył jego rany. Świadomość, że miała go teraz pokonać zmiana pogody napełniała go niezdrową determinacją.
Znalazł niewielkie wzniesienie i zaczął kopać w nim jamkę, by móc przeczekać zamieć. Nagle trafił na ścianę z drewna wzmocnionego żelazem, jednak mocne zniszczone przez mróz i czas. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął uderzać toporem. Po kilkudziesięciu uderzeniach, które w tych warunkach wydawały się denerwująco powolne dostał się do środka.
Wnętrze jaskini było zaskakująco ciepłe i oświetlone przez przypominające żyły twory, nie trzeba było męczyć się przy rozpalaniu ogniska. Gror zasypał wejście i wszedł w głąb, eksplorując jej wnętrze. Długi, schodzący w dół korytarz był pokryty znakami, których nigdy wcześniej nie widział. Z każdym krokiem wokół nasilały się szepty, wzbudzając jego niepokój. Cokolwiek na niego czekało, zamierzał to zabić. Na końcu korytarza znajdowała się mała, nienaturalnie uformowana komnata, po środku której leżał basen wypełniony czerwoną substancją. Symbole na ścianach zamiast tajemniczego języka, tutaj przedstawiały opowieść w formie obrazów:
Wojownik walczący w bitwie.
Wojownik zwycięzca.
Wojownik uciekający przed potworem.
Wojownik kąpiący się w czerwonym basenie.
Wojownik otoczony promieniami.
Wojownik zabijający potwora.
Gror jeszcze kilka razy przejrzał historię narysowaną na ścianach i spojrzał na basen. Wreszcie podjął decyzję, kierowany pragnieniem siły. Zdjął ubrania i skórę swojej ostatniej ofiary. Topór położył tuż obok krawędzi. Zamoczył stopę. Substancja była gęsta, nawet gęstsza od krwi, mimo identycznego koloru i bardzo ciepła. Powoli zanurzył się cały, łącznie z głową. Kiedy ją wynurzył poczuł się strasznie ciężki. Szepty, które wcześniej rozmawiały między sobą, zaczęły mówić do niego. Jego oczy zaczęły się zamykać. Na skraju widzenia pojawiły się cienie, lecz on nie zwrócił na nie uwagi.
***
Nie wiedział, po jakim czasie się obudził, ani kiedy wyszedł z basenu. Wiedział natomiast, że jego ciało jakimś cudem zostało zakute w zbroję. Czerwony metal lśnił matowo w mdłym świetle jaskini, zbroja była dopasowana do jego ciała z dokładnością, jakiej nie mógł osiągnąć żaden człowiek. Liczne, dopasowane płyty pozwalały na znaczną swobodę ruchu przy maksymalnej ochronie. Do lewego karwasza miał przymocowany puklerz, a całe prawe ramię było pokryte małymi kolcami. Jednak zbroja była częścią jego ciała. Nie przemieszczała się po skórze, tylko razem z nią. Gror walczył z myślą, że stała się jego nową skórą. Nawet głowę miał zakutą w hełm, który jednak odsłaniał usta.
Stał obok basenu, ściskając swój topór i patrząc na cienistą istotę stojącą przed nim. Czuł się przerażony chyba pierwszy raz w życiu. Wcześniej bał się niejednokrotnie, ale strach i przerażenie to dwie różne rzeczy. Przeraził się, kiedy po ciosie toporem istota rozmyła się, by powrócić do przedniego kształtu. Groza była tym większa, ponieważ zamiast atakować, patrzyła na niego.
Długo będziesz jeszcze tak stał?, rozległo się w jego umyśle.
-Kim...?! Czym jesteś?! Wynocha z mojej głowy! Precz, demonie!
Istota zaśmiała się.
Zabawny jesteś. Sam mnie przyzwałeś, a teraz chcesz żebym odszedł? Mogę to zrobić, ale zabiorę też twoją skórę, mięso i duszę. Tę i tak masz już straconą. Co ci zależy, że potowarzyszy ci demon?
-Ja nie... - Gror był coraz bardziej zdenerwowany.
Oczywiście, że tak! Jestem ceną za twoją siłę, której tak pragnąłeś. Jestem trwale związany z tym pancerzem, więc od teraz także z tobą. Spokojnie, nikt poza tobą mnie nie widzi. Chociaż magowie mogą mnie zobaczyć, ale twoja aura jest znacznie gorsza od mojej.
-Nie! - wrzasnął najgłośniej, jak mógł. - Nie będę sługą demona!
Spróbował dźgnąć się w oko szpikulcem topora, ale jego ręka zamarła w połowie ruchu.
Nie, nie, nie. To nie jest takie proste. Musiałem walczyć ze swoimi braćmi, żeby móc zakuć cię w moją zbroję, więc tak szybko się mnie pozbędziesz. Od teraz będziemy razem żyć, walczyć i zabijać! Przyzwyczaisz się. Będzie ciekawie. Właśnie! Pytałeś kim jestem. Mam na imię Nikish.
***
Od czasu zamknięcia w zbroi Gror stracił poczucie czasu. Początkowa nienawiść do Nikisha z czasem przerodziła się w odrazę, a jeszcze później w zwykłą niechęć, by ostatecznie przejść w obojętność. Duch zbroi nigdy nie pomagał, ani nie przeszkadzał. Zawsze siedział gdzieś na skraju pola widzenia i śmiał się z każdego morderstwa. Gror nigdy nie porzucił swojej misji, lecz teraz poszukiwał coraz silniejszych przeciwników. Nie wystarczała mu już tylko krew, chciał też prawdziwej walki. Właśnie to popychało go do dalszej wędrówki w chwilach zwątpienia. Nikish praktycznie nie przestawał gadać. Wciąż coś mówił i mówił i tak bez końca. Przez to Gror nie wiedział już, gdzie kończą się jego myśli, a zaczynają słowa demona.
Nie myśl o tym. Jestem pewien, że wkrótce spotkamy potężnego przeciwnika.
-Zamknij się, Nikish - odparł wyłącznie z przyzwyczajenia.
***
Wreszcie udało mu się ogłuszyć konia. Jeździec padł, lecz o włos uniknął zmiażdżenia przez swego wierzchowca. Wstał, nim Gror wraził mu nadziak między płyty zbroi. Z krzykiem zamachnął się mieczem, lecz jego przeciwnik w ostatniej chwili sparował puklerzem. Cała walka wyglądała tak od początku, unik o włos, ledwie skuteczne sparowanie, cios wymierzony o ułamek sekundy za późno. pojedynek dwóch wojowników trwał już niemal cały dzień. Nikish, jak zwykle, nie pomagał. Wreszcie przypadek przesądził o losach bitwy. Jeździec poślizgnął się i upadł, upuszczając miecz. Gror wykorzystał ten moment.
-Gror!!! - rozległ się jego krzyk bojowy.
Chwycił miecz i wbił mu go pod obojczyk i poprawił toporem w kark.
Śmiechom demona nie było końca.
Pięknie! Przepięknie! Wspaniale! Cóż za ironia! Może i sługa krwawego boga, ale gdzie mu tam do ciebie! Te tańce, które czynił, kiedy spadł z konia! Ha, ha, ha!
-Tak, był słaby. Dobrze wyszkolony, ale słaby. Zamknij się, Nikish.
Gror podszedł do konia, który właśnie zaczynał wstawać. Uniósł topór.
Czekaj!
-Czego chcesz?
Ten koń ma w sobie krew demona. Chce ci służyć.
-Mam się użerać z kolejnym demonem? Podziękuję.
Koń się przyda, zwłaszcza już wyszkolony i inteligentny. Zajedziemy dalej i szybciej.
-Jeśli mnie rozumiesz - powiedział do konia - stuknij każdym kopytem.
Koń wykonał polecenie.
-Ja tutaj jestem panem, rozumiesz? Jeśli będzie trzeba, zginiesz.
Koń parsknął i opuścił głowę w ukłonie. Gror wspiął się na jego grzbiet.
***
-Pomocy! - jakiś młodzik biegł przez śnieg. - Pomocy, panie!
Dopiero gdy się zbliżył, dostrzegł kolor zbroi i symbol na toporze.
-Nie!!! Błagam, łaski! - wrzeszczał przez łzy, jak opętany.
-Zamknij się, Nikish - powiedział w przestrzeń i zwrócił się do młodzika. - Ty też się zamknij! Nie chcę słuchać twoich ryków.
Chłopak wcisnął twarz w śnieg, by stłumić dźwięki płaczu. Wojownik wychylił się, złapał go za pas i położył przed sobą.
-Łaski! Błagam! Łaski! Miejcie litość, na bogów!
-Zamknij się! Jeszcze jeden jęk i kark skręcę!
Zapadła cisza, przerywana tylko przez podmuchy wiatru i szloch.
-Wreszcie - odetchnął. - Skoro już się uspokoiłeś, to powiedz, w czym potrzebujesz pomocy.
-Zabierzcie mnie do portu, panie! Zapłacę dobrze! Zrobię cokolwiek, tylko zabierz mnie, panie z tego okrutnego kraju!
-Jak ci się nie podoba, to po coś przypłynął?
-W interesach! Jestem... Byłem uczniem kupca, ale mutanci nas napadli i...
-Mutanci powiadasz? - w głosie wojownika zabrzmiała czysta ciekawość. - Dawno?
-Nie, ledwo com uszedł z życiem.
-Gdzie?
-Dalej w tą stronę. Po moich śladach... Zaraz! Chcesz z nimi walczyć?! - młodzik znowu zaczynał krzyczeć ze strachu.
-Tak. Zapłacisz mi, jak uratuję twoje towary.
***
Kiedy Gror pozbawił życia ostatniego mutanta. Erich, jak przedstawił się chłopak, podszedł, żeby ocenić straty.
-I co? - spytał, chowając topór za pas.
-Zjedli trochę zapasów, umazali wszystko krwią ochroniarzy, ale broń i skóry są całe. Myślałem, że straciłem wszystko, ale teraz będę miał z czego wyżyć, kiedy wrócę. Dziękuję ci, Gror, wiele dla mnie zrobiłeś.
-Masz tu broń?
-Tak bierz co chcesz, jako zapłatę.
Gror przejrzał wyłożone przez Ericha egzemplarze broni i wybrał prosty stalowy topór, również wyposażony w nadziak.
-To by było na tyle - odparł chowając nową broń za pas.
-Co?
-Zabiłem mutantów, zapłaciłeś mi, obaj dotrzymaliśmy umowy.
-Ale jak ja dojadę do portu, bez ochrony? Jedzenie, broń, skóry... Bierz cokolwiek, tylko mnie stąd zabierz!
-Uspokój się! Nie mam czasu na niańczenie ciebie. Ten kraj jest wciąż pełen potężnych przeciwników, których muszę zabić.
-Czekaj! - Erich był zdesperowany. - Wiem, jak ci pomóc! - postanowił sprzedać mu plotkę, o której opowiedział mu jego nauczyciel. - Niedługo odbędzie się turniej! Dla wojowników z całego świata! Najlepszych! Najsilniejszych! Najlepiej wytrenowanych i wyszkolonych!
Gror przystanął.
Może kłamać.
-Jeśli nie, przegapimy okazję do zdobycia wielkiej siły - odparł pod nosem. - Dobra, wchodzę w to! Zabiorę cię do portu, a ty mnie na turniej. - powiedział do młodzika. - Stoi?
-Ależ oczywiście! - rzekł ucieszony Erich w pośpiechu czytając ulotkę, którą dostał od swego nauczyciela. - Będziemy musieli wypłynąć z Norski. To na południowy wschód stąd.
-Dla mnie żaden problem! Przecież z Norski można płynąć tylko na południe! Ha, ha, ha!
Gror roześmiał się pierwszy raz bardzo dawna.
Imię: Gror
Rasa: Człowiek, Norsmen
Profesja: Wywyższony Wybraniec Khorna (nieświadomie)
Broń główna: Dwa topory jednoręczne z nadziakami
Broń dodatkowa: Puklerz
Zbroja: Pełna zbroja chaosu + hełm
Ekwipunek: Wampiryczny oręż
Umiejętności specjalne: Piętno Khorna
Wierzchowiec: Demoniczny rumak
Khorn!!!
Thar!!!
Boskie imiona zlewały się ze sobą, krzyki i szczęk oręża wisiały nad polem bitwy, jakby jakaś tajemnicza siła chciała zachować fakt stoczonej bitwy w tym konkretnym miejscu. Zupełnie jakby sami bogowie walczyli w niebviosach, decydując o zwycięstwie wiernych. Niestety ta bitwa należała do sił krwawego boga. Norsmeni walczyli dzielnie i wytrwale, berserkerzy Khorna mieli przewagę liczebną, a tylko natychmiastowa dekapitacja gwarantowała zabójstwo. Rzucony topór w zgiełku bitwy sięgnął ciężarnej kobiety zamiast osłaniającego ją mężczyznę. Ostrze zagłębiło się w piersi, łamiąc żebra i rozcinając płuco. Dla jej męża świat się właśnie skończył. Upuścił miecz i tarczę, by we łzach ścisnąć gasnące powoli ciało. Nie dostrzegł, kiedy zapadła ciemność. Obudził go cichy płacz dziecka. Spojrzał w dół i dostrzegł dziecko między nogami zmarłej małżonki oraz włócznię przeszywającą jego boki na wylot. Przez jego umysł przelało się wiele uczuć i myśli, by by jedno niemal najbardziej pierwotne pragnienie wzięło górę. Mężczyzna, który powinien być martwy podźwignął się na nogi, ukrył dziecko pod kurtą i ruszył przed siebie. Po trzech dniach wędrówki przez mróz i watr dotarł do wioski plemienia Sarlów.
***
-Sven - do wnętrza rozległej chaty wszedł norsmen z zaciętą miną i skłonił się lekko. - Ktoś jest na granicy wioski. Nie wiemy kto to może być.
-Czy naprawdę muszę was prowadzić za ręce, jak dzieci? - odparł wódz Sven. - Sprawdźcie o co chodzi. Mała grupa. Uzbrojona, na wypadek zasadzki. Reszta niech obserwuje co się dzieje.
Mężczyzna poszedł przekazać polecenia wodza, a on sam powrócił żałoby.
Minęło znacznie więcej czasu, niż się spodziewał.
-Sven... Nie uwierzysz - mężczyzna wyglądał na zdezorientowanego. - To trup. Znaczy powinien umrzeć kilka dni temu, ale przyszedł do nas i dopiero tutaj umarł. Miał przy sobie dziecko.
Dopiero ostatnie zdanie wybudziło Svena z otępienia.
-Dawać je tu! - powiedział, wstając nagle. - Zawołajcie do mnie żonę! Nie, czekaj, Ketil. Sam po nią pójdę. Wy spalcie zwłoki tego wojownika... Wiecie skąd pochodził?
-Nie - Ketil nie mógł uwierzyć, że jego wódz tak szybko odzyskał chęć do życia. - Jego ubrania zniszczyły krew i mróz. Nie ma żadnych zdobień, a skóra zaczęła mu czernieć. Mógł służyć chaosowi, a my nigdy się tego nie dowiemy.
-Chaos nie dba o swoich. To dzikie bestie i szaleńcy. Spalcie go. Zasłużył na szacunek.
***
Wieczorem tego dnia odbyło się zebranie. Mieszkańcy wioski stłoczeni pod dachem sali patrzyli na swego wodza, trzymającego dwójkę dzieci w ramionach.
-Niedawno miałem otrzymać błogosławieństwo dwóch potomków z jednego połogu, lecz jeden z moich synów zmarł, nim ujrzał świat. Jednak dziś Biały Wilk wręcza mi kolejnego syna do opieki! Nie mogę być ślepy na...
-Ale ty jesteś ślepy! - przerwał mu szaman. Wyszedł na środek, postukując kosturem. - Jesteś ślepy! To dziecko zrodziło się z krwi i wojny! Jeśli je przygarniesz, wszyscy będziemy tego żałować!
Po sali rozeszły się ciche szepty. Sven podszedł do żony, aby oddać jej dzieci, po czym stanął naprzeciw szamana.
-Cenię sobie twoje zdanie i dobrze o tym wiesz. Jednakże nigdy nie wierzyłem, że jesteś nieomylny. Ty sam dałeś powody nam wszystkim, by tak sądzić. To dziecko żyje tylko dzięki miłości swego ojca. Człowieka, który walczył ze śmiercią, aby ono mogło przeżyć. Nawet nie zważając na moją stratę, wychowam to dziecko choćby ze względu na szacunek dla drugiego wojownika. Taka jest moja wola!
-Moja również! - Ketil wyszedł przed tłum.
Po nim wyszło jeszcze kilka osób.
***
Siedem lat temu do wioski trafiło dziecko niesione przez los. Zostało synem wodza Svena i bratem Bjorna. Dziecko nazwano Gror, przez słowo wypowiadane przez nie od najmłodszych lat. Wielu zapomniało już słowa szamana i każdy kontynuował swoje trudne życie w Norsce. Wioska naprawiała właśnie zniszczenia po zwycięskiej obronie po najeździe Wargów. Gror i Bjorn Bawili się w najlepsze, zapominając o ogniu i krwi, dzięki dziecięcej beztrosce. Tak przynajmniej wszystkim się wydawało.
-Czekaj! - zawołał Bjorn. - Jesteśmy już daleko, powinniśmy wracać.
-Znowu to robisz - odparł zdenerwowany Gror.
-To znaczy?
-Psujesz zabawę, bo się o coś martwisz. Daj spokój! Niech dorośli się martwią.
-Gror, dobrze wiesz, że ojciec będzie nam suszył głowy, jeśli znowu się w coś wpakujemy. Chcę nam oszczędzić kłopotów.
-Wiem, bracie - chłopak położył dłoń na jego ramieniu. - Ale ja chcę czuć, że żyję! Gonisz!
Klepnął Bjorna w policzek i zaczął uciekać. Sam nie zauważył, kiedy odbiegł tak daleko i zaczęło się ściemniać. Gdyby pobiegł teraz z powrotem mógłby wrócić na czas.
-Hej, dzieciaku! - usłyszał za sobą.
Na ziemi leżał norsmen oparty o kamień, miał poranione ciało i śmierć wyraźnie wyciągała po niego ręce. Był z plemienia Wargów.
-Dzieciaku, pomóż mi! Nagrodzę cię za t...
Przerwał mu cios wymierzony w grdykę. odruchowo złapał się za gardło i upuścił trzymany do tej pory nóż. Kiedy odzyskał panowanie nad sobą, zobaczył Grora trzymającego nóż. Jego oczy błyszczały niebezpiecznie.
-Co ty robisz, bachorze! - Warg nie mógł uwierzyć w to, co widział. - Jestem wojownikiem! Należy mi się pomoc!
-Nie - powiedział chłopak zbyt spokojnie, jak na swój wiek. - Jesteś mordercą z plemienia psubratów. Należy ci się śmierć.
Pierwszy cios nożem.
-Długa.
Kolejny.
-Bolesna.
Następny.
-I krwawa!
Gror wrócił do wioski długo po zmierzchu. Był zlany krwią, a w dłoni trzymał uciętą głowę Warga.
***
Obrońcy próbowali utrzymać linię, jednak siła i liczebność Norsmenów zapewniała im znaczną przewagę. Mieszkańcy nordlandzkiej wioski, nauczeni doświadczeniem z poprzednich lat, wynajęli najemników do obrony, jednak i tym razem olbrzymy z północy zwyciężyły.
Wyprawa łupieska miała się ku końcowi. Późnym wieczorem dziesiątki Norsmenów siedziało przy ogniskach, pijąc zagrabiony alkohol i przechwalając się swymi osiągnięciami z wyprawy. Wszyscy byli radośni i aż parowali od intensywności swego agresywnego życia. Wszyscy, poza Svenem i jego synami.
-Bjorn - powiedział patrząc w dal, na ognisko płonące z dala od drużyn. - Porozmawiaj z bratem. To co się z nim dzieje... Znał swoją przeszłość od dawna. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że wszystko zmieniło się trzy lata temu, na waszej pierwszej wyprawie - jego głos zaczynał się łamać, zasłonił oczy, by ukryć łzy. - Nie potrafię już do niego dotrzeć. Spróbuj, Bjorn. Jesteście braćmi, zawsze trzymaliście się razem. Pomóż mu...
***
Gror ogryzał właśnie pieczony udziec sarny, gdy do jego osobnego ogniska zbliżył się jego brat.
-Bjorn! - zawołał rozradowany. - Siadaj! Mam tu gdzieś butlę tego ich słabego wińska! Czekaj chwilę. - zaczął grzebać w swojej torbie, leżącej obok dwóch jego toporów.
-Znowu nie domyłeś włosów - powiedział, wziąwszy solidny łyk z bukłaka.
Kiedy mięli po dwanaście lat ruszyli na swoją pierwszą wyprawę łupieską. Właśnie wtedy Gror zaczął swój paskudny zwyczaj kąpieli we krwi. Usłyszał gdzieś, że to zapewnia siłę i długowieczność, więc zaczął to stosować, by w przyszłości móc dokonać zemsty na krwawym bogu. Pragnął tego z całego serca i cały czas to powtarzał. Można mu było to wybaczyć, gdyby nie charakter, który z roku na rok stawał się coraz bardziej ponury i krwiożerczy. Uśmiechał się już tylko zabijając i w towarzystwie brata.
-To była dobra wyprawa - rzekł Gror. - Dużo łupów i wiele trofeów trafiło się nam wszystkim. Ojciec dobrze się miewa? Rana była lekka, ale tylko biały wilk wie, jakie paskudztwa czekają na tych ziemiach. Jesteście bardzo podobni. Pewnie chce, żebyś pokonał go w walce i przejął przywództwo nad wioską. Niech to, znowu się rozgadałem. Chyba nie przyszedłeś tutaj milczeć, co?
-Zapytam wprost - powiedział Bjorn, patrząc mu w oczy. - Dlaczego tak bardzo pragniesz zabijać? Nikt nie odmawia ci waleczności, ale to, jak walczysz nie wynika z pragnienia walki, lecz mordu.
-Bracie - odparł, cały czas ogryzając udziec. - Doskonale wiesz, że mam swoją zemstę do spełnienia. Aby mierzyć się z potęgą krwawego boga, potrzebuję wielkiej siły. Zdobędę ją. Z każdym zabitym, z każdą przelaną kroplą krwi staję się silniejszy. Wystarczy, że...
-Skończ! - przerwał mu Bjorn. - To co robisz jedynie czyni cię potworem, którego nienawidzisz! Twoje zwyczaje, twoje pragnienia... Jesteś sługą krwawego!
-Odwołaj to! - Gror rzucił mięso w ogień i dobył topora.
Pierwszy raz w życiu stanął przeciw bratu poza pojedynkiem.
-Nienawidzę ich! Berserkerów i innych sług tego plugawego potwora! Obraziłeś mnie i domagam się przeprosin!
Bjorn wstał spokojnie i odłożył bukłak na ziemię.
-Przepraszam - powiedział, odchodząc. - Być może kiedyś pożałuję tych słów, ale na pewno nie dzisiaj.
Odwrócił się na moment ze spojrzeniem pełnym furii.
-Ty już nie jesteś moim bratem!
Kiedy znikał w półmroku, Gror padł na ziemię, nie mogąc złapać tchu. Rozpacz ścisnęła mu pierś z siłą żelaza. Jego umysł usilnie starał się utrzymać go w równowadze, lecz...
-Gror!!! - krzyk pełen smutku i gniewu rozniósł się po okolicy.
***
-Bjorn - stary, doświadczony Ketil wciąż dotrzymał towarzystwa wodzowi.
Ostatnie lata były ciężkie dla wioski, więc mieszkańcy z ulgą i lekkim lękiem przyjęli zmianę wodza w nadziei, że poprawi on sytuację. Poprawił, lecz jeden problem męczył wszystkich.
-Nie kończ - odparł młody wódz. - Wiem, co muszę zrobić. Stał się zbyt groźny, żeby dłużej przebywał wśród nas. Musiało do tego dojść. Wydalimy go jutro o świcie. Idzie zmierzch, a on, mimo wszystko, był moim bratem. Nie chcę wystawiać go na pastwę nocy.
-Współczuję ci, wodzu - rzekł Ketil, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Nagle do chaty wbiegł Gror z toporem w dłoni, krzycząc:
-Atakują nas! Sługi krwawego boga!
Bitwa była długa, krwawa i pełna ognia. Wyróżniali się w niej dwaj wojownicy. Czempion w czerwonej zbroi, który siał spustoszenie oraz Norsmen zlany krwią wrogów i dawnych sojuszników, który w szale bitewnym atakował wszystko, co się rusza. O świcie wioska była zniszczona, a wszyscy, którzy brali udział w bitwie zginęli. Spod ciał z trudem wydostał się Gror. Ranny i otępiały nie dostrzegał znamienia, które pojawiło się na jego ciele. Ruszył przed siebie, w poszukiwaniu czegokolwiek, co pomogłoby mu przeżyć. Chciał opuścić to miejsce jak najszybciej. Najazd wzmógł jedynie jego nienawiść, a wraz z nią - pragnienie krwi. Odchodząc zabrał topór czerwonego czempiona, uznając, że broń Khorna będzie najlepszym narzędziem zemsty. Był to topór jednoręczny z czarno-czerwonego metalu, na jego brodzie lśnił symbol krwawego boga. Od jego nasady w stronę przeciwną do ostrza wystawał kolec do przebijania zbroi.
-Przeżyję. Stanę się silniejszy. Wymorduję wszystkie twoje sługi! Gror!!! - zakrzyknął z uniesionym toporem.
***
Podróż, przez lodowe pustkowia Norski nie jest łatwa. Jeszcze trudniejsza staje się na piechotę, ale jej mieszkańcy byli przyzwyczajeni do takich warunków. Jednak nawet oni unikali zamieci, a ta zaskoczyła Grora w jego podróży. Minął rok od masakry w jego wiosce, wędrował, rozpamiętując każdą złą chwilę, jaka spotkała go z winy Khorna. Pokonał już wielu na swej drodze, czasem był to czerwony berserker, czasem jakiś podróżny, a czasem wojownik z krajów południa. Wszystkich traktował różnie: jednych zabijał w pojedynku i kąpał się w ich krwi, innych zabijał z zaskoczenia i okradał, a kiedy zaczęła zbliżać się zima, zakładał na siebie ich skóry zdarte z ciał, a każdy cios zadany zdobycznym toporem leczył jego rany. Świadomość, że miała go teraz pokonać zmiana pogody napełniała go niezdrową determinacją.
Znalazł niewielkie wzniesienie i zaczął kopać w nim jamkę, by móc przeczekać zamieć. Nagle trafił na ścianę z drewna wzmocnionego żelazem, jednak mocne zniszczone przez mróz i czas. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął uderzać toporem. Po kilkudziesięciu uderzeniach, które w tych warunkach wydawały się denerwująco powolne dostał się do środka.
Wnętrze jaskini było zaskakująco ciepłe i oświetlone przez przypominające żyły twory, nie trzeba było męczyć się przy rozpalaniu ogniska. Gror zasypał wejście i wszedł w głąb, eksplorując jej wnętrze. Długi, schodzący w dół korytarz był pokryty znakami, których nigdy wcześniej nie widział. Z każdym krokiem wokół nasilały się szepty, wzbudzając jego niepokój. Cokolwiek na niego czekało, zamierzał to zabić. Na końcu korytarza znajdowała się mała, nienaturalnie uformowana komnata, po środku której leżał basen wypełniony czerwoną substancją. Symbole na ścianach zamiast tajemniczego języka, tutaj przedstawiały opowieść w formie obrazów:
Wojownik walczący w bitwie.
Wojownik zwycięzca.
Wojownik uciekający przed potworem.
Wojownik kąpiący się w czerwonym basenie.
Wojownik otoczony promieniami.
Wojownik zabijający potwora.
Gror jeszcze kilka razy przejrzał historię narysowaną na ścianach i spojrzał na basen. Wreszcie podjął decyzję, kierowany pragnieniem siły. Zdjął ubrania i skórę swojej ostatniej ofiary. Topór położył tuż obok krawędzi. Zamoczył stopę. Substancja była gęsta, nawet gęstsza od krwi, mimo identycznego koloru i bardzo ciepła. Powoli zanurzył się cały, łącznie z głową. Kiedy ją wynurzył poczuł się strasznie ciężki. Szepty, które wcześniej rozmawiały między sobą, zaczęły mówić do niego. Jego oczy zaczęły się zamykać. Na skraju widzenia pojawiły się cienie, lecz on nie zwrócił na nie uwagi.
***
Nie wiedział, po jakim czasie się obudził, ani kiedy wyszedł z basenu. Wiedział natomiast, że jego ciało jakimś cudem zostało zakute w zbroję. Czerwony metal lśnił matowo w mdłym świetle jaskini, zbroja była dopasowana do jego ciała z dokładnością, jakiej nie mógł osiągnąć żaden człowiek. Liczne, dopasowane płyty pozwalały na znaczną swobodę ruchu przy maksymalnej ochronie. Do lewego karwasza miał przymocowany puklerz, a całe prawe ramię było pokryte małymi kolcami. Jednak zbroja była częścią jego ciała. Nie przemieszczała się po skórze, tylko razem z nią. Gror walczył z myślą, że stała się jego nową skórą. Nawet głowę miał zakutą w hełm, który jednak odsłaniał usta.
Stał obok basenu, ściskając swój topór i patrząc na cienistą istotę stojącą przed nim. Czuł się przerażony chyba pierwszy raz w życiu. Wcześniej bał się niejednokrotnie, ale strach i przerażenie to dwie różne rzeczy. Przeraził się, kiedy po ciosie toporem istota rozmyła się, by powrócić do przedniego kształtu. Groza była tym większa, ponieważ zamiast atakować, patrzyła na niego.
Długo będziesz jeszcze tak stał?, rozległo się w jego umyśle.
-Kim...?! Czym jesteś?! Wynocha z mojej głowy! Precz, demonie!
Istota zaśmiała się.
Zabawny jesteś. Sam mnie przyzwałeś, a teraz chcesz żebym odszedł? Mogę to zrobić, ale zabiorę też twoją skórę, mięso i duszę. Tę i tak masz już straconą. Co ci zależy, że potowarzyszy ci demon?
-Ja nie... - Gror był coraz bardziej zdenerwowany.
Oczywiście, że tak! Jestem ceną za twoją siłę, której tak pragnąłeś. Jestem trwale związany z tym pancerzem, więc od teraz także z tobą. Spokojnie, nikt poza tobą mnie nie widzi. Chociaż magowie mogą mnie zobaczyć, ale twoja aura jest znacznie gorsza od mojej.
-Nie! - wrzasnął najgłośniej, jak mógł. - Nie będę sługą demona!
Spróbował dźgnąć się w oko szpikulcem topora, ale jego ręka zamarła w połowie ruchu.
Nie, nie, nie. To nie jest takie proste. Musiałem walczyć ze swoimi braćmi, żeby móc zakuć cię w moją zbroję, więc tak szybko się mnie pozbędziesz. Od teraz będziemy razem żyć, walczyć i zabijać! Przyzwyczaisz się. Będzie ciekawie. Właśnie! Pytałeś kim jestem. Mam na imię Nikish.
***
Od czasu zamknięcia w zbroi Gror stracił poczucie czasu. Początkowa nienawiść do Nikisha z czasem przerodziła się w odrazę, a jeszcze później w zwykłą niechęć, by ostatecznie przejść w obojętność. Duch zbroi nigdy nie pomagał, ani nie przeszkadzał. Zawsze siedział gdzieś na skraju pola widzenia i śmiał się z każdego morderstwa. Gror nigdy nie porzucił swojej misji, lecz teraz poszukiwał coraz silniejszych przeciwników. Nie wystarczała mu już tylko krew, chciał też prawdziwej walki. Właśnie to popychało go do dalszej wędrówki w chwilach zwątpienia. Nikish praktycznie nie przestawał gadać. Wciąż coś mówił i mówił i tak bez końca. Przez to Gror nie wiedział już, gdzie kończą się jego myśli, a zaczynają słowa demona.
Nie myśl o tym. Jestem pewien, że wkrótce spotkamy potężnego przeciwnika.
-Zamknij się, Nikish - odparł wyłącznie z przyzwyczajenia.
***
Wreszcie udało mu się ogłuszyć konia. Jeździec padł, lecz o włos uniknął zmiażdżenia przez swego wierzchowca. Wstał, nim Gror wraził mu nadziak między płyty zbroi. Z krzykiem zamachnął się mieczem, lecz jego przeciwnik w ostatniej chwili sparował puklerzem. Cała walka wyglądała tak od początku, unik o włos, ledwie skuteczne sparowanie, cios wymierzony o ułamek sekundy za późno. pojedynek dwóch wojowników trwał już niemal cały dzień. Nikish, jak zwykle, nie pomagał. Wreszcie przypadek przesądził o losach bitwy. Jeździec poślizgnął się i upadł, upuszczając miecz. Gror wykorzystał ten moment.
-Gror!!! - rozległ się jego krzyk bojowy.
Chwycił miecz i wbił mu go pod obojczyk i poprawił toporem w kark.
Śmiechom demona nie było końca.
Pięknie! Przepięknie! Wspaniale! Cóż za ironia! Może i sługa krwawego boga, ale gdzie mu tam do ciebie! Te tańce, które czynił, kiedy spadł z konia! Ha, ha, ha!
-Tak, był słaby. Dobrze wyszkolony, ale słaby. Zamknij się, Nikish.
Gror podszedł do konia, który właśnie zaczynał wstawać. Uniósł topór.
Czekaj!
-Czego chcesz?
Ten koń ma w sobie krew demona. Chce ci służyć.
-Mam się użerać z kolejnym demonem? Podziękuję.
Koń się przyda, zwłaszcza już wyszkolony i inteligentny. Zajedziemy dalej i szybciej.
-Jeśli mnie rozumiesz - powiedział do konia - stuknij każdym kopytem.
Koń wykonał polecenie.
-Ja tutaj jestem panem, rozumiesz? Jeśli będzie trzeba, zginiesz.
Koń parsknął i opuścił głowę w ukłonie. Gror wspiął się na jego grzbiet.
***
-Pomocy! - jakiś młodzik biegł przez śnieg. - Pomocy, panie!
Dopiero gdy się zbliżył, dostrzegł kolor zbroi i symbol na toporze.
-Nie!!! Błagam, łaski! - wrzeszczał przez łzy, jak opętany.
-Zamknij się, Nikish - powiedział w przestrzeń i zwrócił się do młodzika. - Ty też się zamknij! Nie chcę słuchać twoich ryków.
Chłopak wcisnął twarz w śnieg, by stłumić dźwięki płaczu. Wojownik wychylił się, złapał go za pas i położył przed sobą.
-Łaski! Błagam! Łaski! Miejcie litość, na bogów!
-Zamknij się! Jeszcze jeden jęk i kark skręcę!
Zapadła cisza, przerywana tylko przez podmuchy wiatru i szloch.
-Wreszcie - odetchnął. - Skoro już się uspokoiłeś, to powiedz, w czym potrzebujesz pomocy.
-Zabierzcie mnie do portu, panie! Zapłacę dobrze! Zrobię cokolwiek, tylko zabierz mnie, panie z tego okrutnego kraju!
-Jak ci się nie podoba, to po coś przypłynął?
-W interesach! Jestem... Byłem uczniem kupca, ale mutanci nas napadli i...
-Mutanci powiadasz? - w głosie wojownika zabrzmiała czysta ciekawość. - Dawno?
-Nie, ledwo com uszedł z życiem.
-Gdzie?
-Dalej w tą stronę. Po moich śladach... Zaraz! Chcesz z nimi walczyć?! - młodzik znowu zaczynał krzyczeć ze strachu.
-Tak. Zapłacisz mi, jak uratuję twoje towary.
***
Kiedy Gror pozbawił życia ostatniego mutanta. Erich, jak przedstawił się chłopak, podszedł, żeby ocenić straty.
-I co? - spytał, chowając topór za pas.
-Zjedli trochę zapasów, umazali wszystko krwią ochroniarzy, ale broń i skóry są całe. Myślałem, że straciłem wszystko, ale teraz będę miał z czego wyżyć, kiedy wrócę. Dziękuję ci, Gror, wiele dla mnie zrobiłeś.
-Masz tu broń?
-Tak bierz co chcesz, jako zapłatę.
Gror przejrzał wyłożone przez Ericha egzemplarze broni i wybrał prosty stalowy topór, również wyposażony w nadziak.
-To by było na tyle - odparł chowając nową broń za pas.
-Co?
-Zabiłem mutantów, zapłaciłeś mi, obaj dotrzymaliśmy umowy.
-Ale jak ja dojadę do portu, bez ochrony? Jedzenie, broń, skóry... Bierz cokolwiek, tylko mnie stąd zabierz!
-Uspokój się! Nie mam czasu na niańczenie ciebie. Ten kraj jest wciąż pełen potężnych przeciwników, których muszę zabić.
-Czekaj! - Erich był zdesperowany. - Wiem, jak ci pomóc! - postanowił sprzedać mu plotkę, o której opowiedział mu jego nauczyciel. - Niedługo odbędzie się turniej! Dla wojowników z całego świata! Najlepszych! Najsilniejszych! Najlepiej wytrenowanych i wyszkolonych!
Gror przystanął.
Może kłamać.
-Jeśli nie, przegapimy okazję do zdobycia wielkiej siły - odparł pod nosem. - Dobra, wchodzę w to! Zabiorę cię do portu, a ty mnie na turniej. - powiedział do młodzika. - Stoi?
-Ależ oczywiście! - rzekł ucieszony Erich w pośpiechu czytając ulotkę, którą dostał od swego nauczyciela. - Będziemy musieli wypłynąć z Norski. To na południowy wschód stąd.
-Dla mnie żaden problem! Przecież z Norski można płynąć tylko na południe! Ha, ha, ha!
Gror roześmiał się pierwszy raz bardzo dawna.
Imię: Gror
Rasa: Człowiek, Norsmen
Profesja: Wywyższony Wybraniec Khorna (nieświadomie)
Broń główna: Dwa topory jednoręczne z nadziakami
Broń dodatkowa: Puklerz
Zbroja: Pełna zbroja chaosu + hełm
Ekwipunek: Wampiryczny oręż
Umiejętności specjalne: Piętno Khorna
Wierzchowiec: Demoniczny rumak
Ostatnio zmieniony 5 lip 2016, o 10:17 przez Gror, łącznie zmieniany 4 razy.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.