Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
Re: Arena Śmierci nr 33 - W Czeluściach Pod-Świata
- Na złotą brodę Settry Wiecznego! Co to jest za burdel !?! –Sethep przyglądał się chaosowi jaki ogarnął arenę. Jednak po dłuższej chwili zamieszania udało się rozpoznać kilka najważniejszych ognisk walk. Pierwszy front znajdował się na piaskach areny, gdzie wojownicy z północy i Caladris bronili ciała Bjarna. Trochę dalej Magnus razem ze swoim uczniem ścierali się z Ghulami, przy okazji starając się otworzyć jakąś skrzynkę. Na trybunach widzowie i skaveni uformowali słabo zorganizowaną obronę, ale dzięki zajęciu wyższych pozycji walka z napastnikami była wyrównana.
Sethep chciał dołączyć do czwartego, niewidzialnego frontu który rozgrywał się na płaszczyźnie metafizycznej. Gdy nieumarli upadli bez wspierającej ich mocy, Sethep chciał połączyć swe siły z Hyshisem i czarodziejką. Nie zdążył jednak. Wrogi nekromanta, przełknął niesamowitą ilość grzybków i wykrzyczał słowo mocy. Trupy wstały, a próbujący powstrzymać zaklęcie magowie padli jak kłosy.
-Cholera – wprawdzie po rzuceniu czaru Waldenhof krwawił z licznych ran i krew ciekła mu z nosa to nadal żył i kontrolował nieumarłych. Sethep wiedział, że nie uda mu się rozproszyć mocy napakowanego grzybkami nekromanty, ale sam przecież tez mógł rzucić czar. Obłąkany nekromanta raczej nie będzie próbował go powstrzymać. Licz zaczął mruczeć pod nosem wstępne słowa inkantacji. Wiatry magii zaczęły zawijac się wokół jego wysuszonego ciała. Po chwili otaczał go potężny wir mocy, a gdy Sethep wykrzyczał ostatnie głoski zaklęcia wszystko umilkło. Walka na chwilę ustała. Tak wielkie skupisko mocy wzbudziło niepokój nawet zwykłego śmiertelnika. Wojownicy rozglądali się dookoła z przestrachem. A potem z nieba zaczęły spadać płonące i wrzeszczące czaszki, zamieniając środek areny w płonące inferno. Kryptowe ghule z upiornym wrzaskiem przyjmowały na siebie kolejne obrażenia, zamieniając się w obłąkane maszyny zniszczenia, miażdżące zarówno wrogów jak i sojuszników. Walka ustała gdy wojownicy podjęli rozpaczliwą próbę ucieczki z płonącego obszaru, przy okazji uniemożliwiając to przeciwnikowi. Sethepowi została tylko nadzieja, że zginie więcej wampirów niż uczestników areny.
[ wiem że może lekki PG, na ale jak często można się bić ]
Sethep chciał dołączyć do czwartego, niewidzialnego frontu który rozgrywał się na płaszczyźnie metafizycznej. Gdy nieumarli upadli bez wspierającej ich mocy, Sethep chciał połączyć swe siły z Hyshisem i czarodziejką. Nie zdążył jednak. Wrogi nekromanta, przełknął niesamowitą ilość grzybków i wykrzyczał słowo mocy. Trupy wstały, a próbujący powstrzymać zaklęcie magowie padli jak kłosy.
-Cholera – wprawdzie po rzuceniu czaru Waldenhof krwawił z licznych ran i krew ciekła mu z nosa to nadal żył i kontrolował nieumarłych. Sethep wiedział, że nie uda mu się rozproszyć mocy napakowanego grzybkami nekromanty, ale sam przecież tez mógł rzucić czar. Obłąkany nekromanta raczej nie będzie próbował go powstrzymać. Licz zaczął mruczeć pod nosem wstępne słowa inkantacji. Wiatry magii zaczęły zawijac się wokół jego wysuszonego ciała. Po chwili otaczał go potężny wir mocy, a gdy Sethep wykrzyczał ostatnie głoski zaklęcia wszystko umilkło. Walka na chwilę ustała. Tak wielkie skupisko mocy wzbudziło niepokój nawet zwykłego śmiertelnika. Wojownicy rozglądali się dookoła z przestrachem. A potem z nieba zaczęły spadać płonące i wrzeszczące czaszki, zamieniając środek areny w płonące inferno. Kryptowe ghule z upiornym wrzaskiem przyjmowały na siebie kolejne obrażenia, zamieniając się w obłąkane maszyny zniszczenia, miażdżące zarówno wrogów jak i sojuszników. Walka ustała gdy wojownicy podjęli rozpaczliwą próbę ucieczki z płonącego obszaru, przy okazji uniemożliwiając to przeciwnikowi. Sethepowi została tylko nadzieja, że zginie więcej wampirów niż uczestników areny.
[ wiem że może lekki PG, na ale jak często można się bić ]
Dobry jest przeszło przez myśl Kharlotowi. W istocie krwawy smok godnie reprezentował swoją nację w tym pojedynku. Nie znając zmęczenia i z wielką tolerancją na ból był morderczym przeciwnikiem. Wywijał dwuręcznym mieczem z niewiarygodną szybkością, Kruszącemu Czaszki z trudem przychodziło je blokować. Z ran na jego ciele sączyła się krew, tylko dzięki wyszkoleniu Kharlota ciosy, które je spowodowały nie okazały się śmiertelne. Walka trwała już bardzo długo, zmęczenie zajrzało Thorgarssonowi w oczy. Zablokował kolejny cios i wyprowadził kontrę w pachwinę. Za wolno. Wampir z gracją odskoczył i od razu zaatakował sztychem. Ostrze zadzwoniło o krwawoczerwony pancerz. Krwawy smok zablokował atak z góry i wykorzystał impet ciosu do zadania cięcia znad głowy z pełnego obrotu. Miecz znów zderzył się z lewym toporem, a Kharlot od razy zaatakował drugim. Wampirowi udało się chwycić broń czempiona za stylisko, wytracając impet uderzenia, dzięki temu jego zbroja wytrzymała. Stali tak przez chwilę siłując się. Nieumarłego rycerza zaskoczyło, że mimo zmęczenia ten człowiek wcale nie ustępuje mu siłą. Przekonał się o tym za późno. Kruszący Czaszki odchylił głowę i z rozmachem walnął wampira "z dyńki". Obaj mieli hełmy, toteż nie odniosło to spektakularnego efektu, lecz siła uderzenia wytrąciła wąpierza z równowagi. Cofając się, ledwo zasłonił się przed spadającym z góry ciosem, potem drugim z lewej, trzeci jednak przełamał obronę i sięgnął celu. Topór przebił pancerz nieumarłego i wbił się z chrupnięciem w obojczyk. Wampir próbował jeszcze rozpaczliwego pchnięcia jednorącz, jednak Kharlot wykręcił mu nadgarstek lewą ręką, uderzył kolanem w bok. Miecz wysunął się z ręki krwawemu smokowi. Kruszący Czaszki poprawił drugim kolanem i chwyciwszy jeden topór oburącz z rozmachem strzaskał wampirowi czaszkę razem z hełmem. Leżące zwłoki zaczęły szarzeć i zmieniać się w proch, aż rozsypały się, ulatując z zimnym wiatrem. Wtedy zdarzyło się coś dziwnego. Z nieba posypały się płonące czaszki, niszcząc i zabijając wszystkich równo i sprawiedliwie.
-Sethep! Jeszcze się policzymy zasuszona gnido!- krzyknął Kharlot i chwyciwszy Selinę w pół biegiem opuścił arenę, nie zważając na protesty najemniczki.
-Co robisz? Nie mamy sztyletu!
-Zdobędę go, zobaczysz, tu jednak nie znajdziemy już nic, prócz ognia i śmierci. Zobacz, wszyscy się wycofują!- odparł.
Rzeczywiście, bitwa była już zakończona, każdy starał się zaleźć schronienie przed ogniem z niebios. Norsmeni wycofywali się pospiesznie z ciałem Bjarna, Caladris wynosił wyczerpaną towarzyszkę, wampiry wycofywały się w zorganizowaniu i porządku, a trupożercy pierzchali z nieludzkim kwileniem. Na placu boju został tylko zakrwawiony piach i spalone trupy.
-Sethep! Jeszcze się policzymy zasuszona gnido!- krzyknął Kharlot i chwyciwszy Selinę w pół biegiem opuścił arenę, nie zważając na protesty najemniczki.
-Co robisz? Nie mamy sztyletu!
-Zdobędę go, zobaczysz, tu jednak nie znajdziemy już nic, prócz ognia i śmierci. Zobacz, wszyscy się wycofują!- odparł.
Rzeczywiście, bitwa była już zakończona, każdy starał się zaleźć schronienie przed ogniem z niebios. Norsmeni wycofywali się pospiesznie z ciałem Bjarna, Caladris wynosił wyczerpaną towarzyszkę, wampiry wycofywały się w zorganizowaniu i porządku, a trupożercy pierzchali z nieludzkim kwileniem. Na placu boju został tylko zakrwawiony piach i spalone trupy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Nagły atak wampirów zaskoczył wszystkich obecnych .Selina, też nie spodziewała się, że nieumarli rozpoczną tak szybko działać. Jednak dawało to szansę na szybkie przejęcie miecza i ucieczkę zanim sprawy przybiorą naprawdę zły obrót. Niestety Kharlot uparł się, żeby pomóc norsmenom i szansa przepadła. Najemniczka dała się przekonać, ponieważ wciąż potrzebowała khornity. Dodatkowo czuła, że i tak nie mogła by go zostawić.
Teraz Selina walczyła ramię, w ramię z kompanią świętej pamięci Bjarna, starając się powstrzymać nacierające z wszystkich stron hordy ghuli. W międzyczasie ludziom z północy udało się zabić jednego z wampirów za pomocą sztyletu. Z początku Selina był zaskoczona jak tego dokonali ale szybko zrozumiała, że musieli użyć do tego fragmentu ostrza. Zapamiętała, który z nich ma przy sobie sztylet.
Nagle na arenę dotarli pozostali krwiopijcy. Jedna z nich - wysoka kobieta, wpadła w grupę norsmenów, uderzając niczym huragan - szybko i niespodziewanie. W ogniu walki lahmianka odwróciła się tyłem do Seliny, skupiając się na przebiciu się do chronionego przez resztę Leifa. Najemniczka dostrzegając szansę zaatakowała. Wampirzyca, kątem oka zdołała jednak zauważyć niebezpieczeństwo i sparować uderzenie. Obie kobiety jakby na komendę odskoczyły od siebie. Selina już wiedziała, że w normalnej walce nie ma z tamtą szans. Jednak nie zamierzała się poddać. Gdy wampirzyca ruszyła na nią biegiem, najemniczka uczyniła tak samo. Tuż przed tym zanim się zderzyły, Ar'dmont przeturlała się na bok. Ostrze przeszyło powietrze dosłownie tuż na nią. Zanim lahmiankla zdołała ponownie uderzyć,spadł na nią Crak. Wampirzyca wrzasnęła czując pazury ptaka na swojej twarzy.
Wtedy powietrze zafalowało i jakby coś przeczuwając kruk wzniósł się w niebo, odlatując z miejsca bitwy. W ostatniej chwili. Z nieba spadł armagedon. Płonące czaszki rozdzieliły najemniczkę z jej przeciwniczką. Wtedy, nie wiadomo skąd pojawił się Kharlot, chwytając Selinę i biegnąc do wyjścia. Ta próbowała protestować ale przestała gdy zobaczyła jak wszyscy równo uciekają przed zaklęciem. Deszcz ognia zabijał równo nieumarłych, skaveny i gości. Nawet zawodnicy poczuli na sobie jego żar.
Wybiegli z areny w momencie gdy kilka drewnianych elementów zaczęła płonąć.
- Dzięki za ratunek - powiedziała do najemniczka do khornity - ale możesz już mnie puścić.
Kharlot zdołał opanować adrenalinę, karzącą wciąż biec dalej jak najdalej od inferno i postawił Selinę na ziemi. Przystanęli zobaczyć kto jeszcze się uratował.
Teraz Selina walczyła ramię, w ramię z kompanią świętej pamięci Bjarna, starając się powstrzymać nacierające z wszystkich stron hordy ghuli. W międzyczasie ludziom z północy udało się zabić jednego z wampirów za pomocą sztyletu. Z początku Selina był zaskoczona jak tego dokonali ale szybko zrozumiała, że musieli użyć do tego fragmentu ostrza. Zapamiętała, który z nich ma przy sobie sztylet.
Nagle na arenę dotarli pozostali krwiopijcy. Jedna z nich - wysoka kobieta, wpadła w grupę norsmenów, uderzając niczym huragan - szybko i niespodziewanie. W ogniu walki lahmianka odwróciła się tyłem do Seliny, skupiając się na przebiciu się do chronionego przez resztę Leifa. Najemniczka dostrzegając szansę zaatakowała. Wampirzyca, kątem oka zdołała jednak zauważyć niebezpieczeństwo i sparować uderzenie. Obie kobiety jakby na komendę odskoczyły od siebie. Selina już wiedziała, że w normalnej walce nie ma z tamtą szans. Jednak nie zamierzała się poddać. Gdy wampirzyca ruszyła na nią biegiem, najemniczka uczyniła tak samo. Tuż przed tym zanim się zderzyły, Ar'dmont przeturlała się na bok. Ostrze przeszyło powietrze dosłownie tuż na nią. Zanim lahmiankla zdołała ponownie uderzyć,spadł na nią Crak. Wampirzyca wrzasnęła czując pazury ptaka na swojej twarzy.
Wtedy powietrze zafalowało i jakby coś przeczuwając kruk wzniósł się w niebo, odlatując z miejsca bitwy. W ostatniej chwili. Z nieba spadł armagedon. Płonące czaszki rozdzieliły najemniczkę z jej przeciwniczką. Wtedy, nie wiadomo skąd pojawił się Kharlot, chwytając Selinę i biegnąc do wyjścia. Ta próbowała protestować ale przestała gdy zobaczyła jak wszyscy równo uciekają przed zaklęciem. Deszcz ognia zabijał równo nieumarłych, skaveny i gości. Nawet zawodnicy poczuli na sobie jego żar.
Wybiegli z areny w momencie gdy kilka drewnianych elementów zaczęła płonąć.
- Dzięki za ratunek - powiedziała do najemniczka do khornity - ale możesz już mnie puścić.
Kharlot zdołał opanować adrenalinę, karzącą wciąż biec dalej jak najdalej od inferno i postawił Selinę na ziemi. Przystanęli zobaczyć kto jeszcze się uratował.
W pewnym momencie zaczęło dziać się coś dziwnego ... Ten nienormalny nekromanta zjadł jakieś grzybki i znowu przejął kontrolę nad nieumarłymi.Jego energia była tak silna , że aż zwaliła z nóg Hyshisa i Ishillę.
Chwilę później , gdy prawie żadna ze stron nie mogła wygrać Sethep stworzył wir magii , który sprawił , że z nieba zaczął padać deszcz ognia.Cała arena płonęła a w sferze metafizycznej panował taki burdel , jaki mało kto widział.Gdy większość wampirów i nieumarłych zaczęła się palić wszyscy postanowili opuścić arenę , nikt nie zważał nawet na fragment ostrza.Dosłownie trwała ewakuacja.
Sethep pomimo wypowiedzenia inkantacji niezwykle potężnej nadal mógł chodzić , o ile w ogóle można to było nazwać chodem.
-Sethepie , pomogę .... (w czasie gdy Hyshis brał Sethepa pod ramię)
Zabrał go do jego kwatery jak najdalej od miejsca zniszczenia.Położył go na podłodze a dokładniej na piasku i zaparzył mu jakieś zioła z napisem ,,niezły odlot" , które znalazł w najbliższej szafce.Hyshisowi nie umknęło oczywiście wielkie koło a obok jakieś świece i księgi.Nie miał jednak ochoty na przeszukiwanie pokoju , gdyż było by to nie kulturalne.Usiadł tylko na krześle i czekał aż Sethep wstanie bądź Przyjdzie Caladris...
Chwilę później , gdy prawie żadna ze stron nie mogła wygrać Sethep stworzył wir magii , który sprawił , że z nieba zaczął padać deszcz ognia.Cała arena płonęła a w sferze metafizycznej panował taki burdel , jaki mało kto widział.Gdy większość wampirów i nieumarłych zaczęła się palić wszyscy postanowili opuścić arenę , nikt nie zważał nawet na fragment ostrza.Dosłownie trwała ewakuacja.
Sethep pomimo wypowiedzenia inkantacji niezwykle potężnej nadal mógł chodzić , o ile w ogóle można to było nazwać chodem.
-Sethepie , pomogę .... (w czasie gdy Hyshis brał Sethepa pod ramię)
Zabrał go do jego kwatery jak najdalej od miejsca zniszczenia.Położył go na podłodze a dokładniej na piasku i zaparzył mu jakieś zioła z napisem ,,niezły odlot" , które znalazł w najbliższej szafce.Hyshisowi nie umknęło oczywiście wielkie koło a obok jakieś świece i księgi.Nie miał jednak ochoty na przeszukiwanie pokoju , gdyż było by to nie kulturalne.Usiadł tylko na krześle i czekał aż Sethep wstanie bądź Przyjdzie Caladris...
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Posoka opryskała mu twarz. Ghule atakowały z furią, lecz ich siły były na wyczerpaniu, martwił go jednak szalony śmiech nekromanty. W tym zauważył ponad czterdziestkę trupojadów wyskakujących zza pleców nekromanty. Wówczas nagle stało się coś niespodziewanego. Z nieba lunął deszcz ognia. Ogniste pociski przypominające czaski spadły na ghule a te zgineły wśród morza pożogi. Caladris uśmiechnął się, szybko jednak zdał sobie sprawę iż przedwcześnie. Ogniste kule dziesiątkowały także ich własne szeregi. Rzucił się biegiem w stronę wyjścia z areny. Ognista czaszka uderzyłą go w ramię, jednak jego smocza zbroja była całkowicie odporna na ogień. Wybiegł z areny. Tuż za nim biegł Kharlot z Seliną. Po chwili wybiegł także Lathain wraz z Ishilą. Razem ruszyli do siedziby Sethepa, aby przedyskutować z nim dalszy plan działania.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Kiedy rozpoczął się ognisty deszcz na polu bitwy zapanował chaos. Co niektóre ogromne horrory stały się teraz żywymi kulami ognia biegającymi po całej arenie. Ludwig zarządził odwrót, jednakże zauważywszy uciekających norsmenów wyciągnął ukryty za pasem sztylet i cisnął nim w ich kierunku. Sztylet nie chybił celu ,jednakże ogromny człowiek z północy ,który uciekał teraz ze sztyletem wbitym w plecy po samą rękojeść, nie czuł bólu. Adrenalina wciąż na niego działała. Tymczasem reszta wampirów przegrupowała się i zgarniając roześmianego jak nigdy nekromantę ,który już dawno przestał kontrolować to co robi ,powoli wycofywała się. Do grupy dołączały się ocalała ghule. Wybiegłszy jednym z wyjść natychmiast udali się do kwatery.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
WALKA BONUSOWA
SZARY PROROK VS POSŁANIEC PANA PRZEMIAN
Kiedy nekromanta rzucił pierwsze zaklęcie, tkwiące w ścianach fragmenty spaczenia zaczęły się nasycać. Moc, wypełniająca budynek wsiąkała w nie i ginęła, odprowadzana do serca szczurzego miasta. Ingerencja Ishii i Hyshisa tylko spotęgowała chaos, a skaveńskie bezpieczniki rozgrzały się niemal do białości. Szary Prorok niespokojnym krokiem przechadzał się wzdłuż kolistej maszynerii, lustrując przebieg poboru mocy. Zamrożone kawałki błękitnego ognia fascynowały go. Czuł, że ich potrzebuje, a jednocześnie obawiał się ich i mocy, która stała za ich kreacją.
- Słyszę twoje myśli - powiedziały do niego płomienie. - Są pełne głodu.
Szary Prorok odwrócił się. Tak jak podejrzewał, na środku komnaty stał posłaniec Pana Przemian. Na wpół ludzka postać przewyższała go wzrostem niemal dwukrotnie.
- Moje myśli-głody są moje-moje - zasyczał skaven, obnażając zęby. - Tylko moje. Arena-turniej się nie skończyła. Nie mam go dla ciebie. Wracaj-uciekaj do swojego pana-boga. Nie masz tu żadnej sprawy.
Przybysz nie zamierzał jednak uciekać. Podniósł wszystkie ręce i macki, a pięcioro jego oczu rozwarło się szerzej.
- Jesteś w błędzie, szczurze. Przerywam Arenę. Pan Przemian potrzebuje ich wszystkich teraz i sam wybierze, którego chce. Więc…
Piskliwy śmiech Szarego Proroka przerwał monolog. Skaven uniósł swój kostur, mierząc rozmówcy w twarz.
- My, skaveni-szczury, lubimy posłów - zaczął. - Poseł to taki sam martwy-nieżyjący jak inni, ale zazwyczaj prościej go zabić.
- Nie mnie, szczurze. Nie mnie.
Przez chwilę poruszała się jedynie maszyneria za ich plecami, a potem zielona błyskawica przeszyła powietrze. Szary Prorok postąpił o krok i uwolnił następny ładunek. Zasyczało, gdy błyskawica zwinęła się jak wąż wokół jednej z wielu dłoni posłańca. Zmieniona w intensywnie niebieski ogień, eksplodowała zasypując pomieszczenie odłamkami potrzaskanego kamienia. Czarna tarcza okrywała już swą połyskującą sferą Proroka, gdy ten skoczył i wczepił się pazurami w twarz wroga. Magowie potoczyli się po posadzce w kierunku mielącej energię maszynerii. Koło zamachowe obróciło się i przygniotło jedną z macek, wciągając Posłańca w swoje monstrualne tryby.
W tej właśnie chwili Sethep II spowił Arenę deszczem ognia. Rozgrzane do białości fragmenty spaczenia w ścianach eksplodowały, a połączenia z sercem skaveńskiego miasta stopiły się w jednej chwili. Cała arena zadrżała i osunęła się w mrok, spadając ku majaczącemu w dole miastu. Zerwane łańcuchy bryznęły wokół ogniwami grubszymi niż męskie ramię. Z ogłuszającym hukiem, budowla runęła na miasto, rzucając mieszkańców i gości na kolana. Z pobliskich stoków zeszła lawina, pokrywając świeżym śniegiem miejsce, w którym niegdyś wynurzył się świder.
- Nie, nie! - skaven poczuł, jak skupiona energia zaczyna przepalać zabezpieczenia. - Jak to wyjąć! Jak wyjąć niebieski ogień-płomień!
- Wyciągnij mnie stąd - zawył Posłaniec, wyciągając jedną z macek - Ja mogę go rozpuścić!
Szary Prorok sięgnął upazurzoną dłonią, lecz zawahał się i ta sekunda zaważyła o jego losie. Koło obróciło się raz jeszcze i macka zniknęła w przepastnych trzewiach skaveńskiego cudu inżynierii energetycznej. Jeszcze tylko jeden zdławiony wrzask i posłaniec Pana Przemian ucichł na wieki. Rdzeń maszynerii stopił się w okamgnieniu, a zamrożone jęzory niebieskiego ognia strzeliły pod sam sufit. Powietrze eksplodowało z wizgiem, a błękitny płomień popłynął korytarzami, zanosząc Wiatr Przemian w najdalsze zakątki miasta.
Szary Prorok był już tylko wspomnieniem. Wybuch rozerwał go na strzępy i nawet Rogaty Szczur nie mógł ocalić swojego sługi. Podnoszący się z posadzki uczestnicy i goście Areny Śmierci jeszcze nie wiedzieli, jaki koszmar ich czeka, ale z każdym ich oddechem był coraz bliżej.
A kiedy obudzili się następnego dnia, nic już nie było takie samo…
!!!-UWAGA-!!!
PONIEWAŻ ARENA ŚMIERCI ULEGŁA CZĘŚCIOWEMU ZNISZCZENIU, A ZASILANY MROCZNĄ ENERGIĄ RDZEŃ MIASTA EKSPLODOWAŁ, PRZEZ KORYTARZE POD-ŚWIATA PRZETOCZYŁ SIĘ WŁAŚNIE HURAGANOWY WIATR, KTÓRY POSKUTKOWAŁ KOSZMARNĄ MUTACJĄ WSZYSTKIEGO, Z CZYM SIĘ ZETKNĄŁ. W ZWIĄZKU Z TYM KAŻDY UCZESTNIK I BOHATER NIEZALEŻNY OBOWIĄZKOWO MUSI WYBRAĆ SOBIE JEDNĄ "MUTACJĘ CHAOSU" Z LISTY PODANEJ W PIERWSZYM POŚCIE. MUTACJA JEST (NA RAZIE) NIEUSUWALNA I JEJ POJAWIENIE SIĘ ORAZ WPŁYW NA POSTAĆ NALEŻY ODEGRAĆ I WZIĄĆ NA NIĄ POPRAWKĘ PRZY OPISYWANIU KOLEJNYCH WYDARZEŃ.
Pozdrawiam
Naviedzony
SZARY PROROK VS POSŁANIEC PANA PRZEMIAN
Kiedy nekromanta rzucił pierwsze zaklęcie, tkwiące w ścianach fragmenty spaczenia zaczęły się nasycać. Moc, wypełniająca budynek wsiąkała w nie i ginęła, odprowadzana do serca szczurzego miasta. Ingerencja Ishii i Hyshisa tylko spotęgowała chaos, a skaveńskie bezpieczniki rozgrzały się niemal do białości. Szary Prorok niespokojnym krokiem przechadzał się wzdłuż kolistej maszynerii, lustrując przebieg poboru mocy. Zamrożone kawałki błękitnego ognia fascynowały go. Czuł, że ich potrzebuje, a jednocześnie obawiał się ich i mocy, która stała za ich kreacją.
- Słyszę twoje myśli - powiedziały do niego płomienie. - Są pełne głodu.
Szary Prorok odwrócił się. Tak jak podejrzewał, na środku komnaty stał posłaniec Pana Przemian. Na wpół ludzka postać przewyższała go wzrostem niemal dwukrotnie.
- Moje myśli-głody są moje-moje - zasyczał skaven, obnażając zęby. - Tylko moje. Arena-turniej się nie skończyła. Nie mam go dla ciebie. Wracaj-uciekaj do swojego pana-boga. Nie masz tu żadnej sprawy.
Przybysz nie zamierzał jednak uciekać. Podniósł wszystkie ręce i macki, a pięcioro jego oczu rozwarło się szerzej.
- Jesteś w błędzie, szczurze. Przerywam Arenę. Pan Przemian potrzebuje ich wszystkich teraz i sam wybierze, którego chce. Więc…
Piskliwy śmiech Szarego Proroka przerwał monolog. Skaven uniósł swój kostur, mierząc rozmówcy w twarz.
- My, skaveni-szczury, lubimy posłów - zaczął. - Poseł to taki sam martwy-nieżyjący jak inni, ale zazwyczaj prościej go zabić.
- Nie mnie, szczurze. Nie mnie.
Przez chwilę poruszała się jedynie maszyneria za ich plecami, a potem zielona błyskawica przeszyła powietrze. Szary Prorok postąpił o krok i uwolnił następny ładunek. Zasyczało, gdy błyskawica zwinęła się jak wąż wokół jednej z wielu dłoni posłańca. Zmieniona w intensywnie niebieski ogień, eksplodowała zasypując pomieszczenie odłamkami potrzaskanego kamienia. Czarna tarcza okrywała już swą połyskującą sferą Proroka, gdy ten skoczył i wczepił się pazurami w twarz wroga. Magowie potoczyli się po posadzce w kierunku mielącej energię maszynerii. Koło zamachowe obróciło się i przygniotło jedną z macek, wciągając Posłańca w swoje monstrualne tryby.
W tej właśnie chwili Sethep II spowił Arenę deszczem ognia. Rozgrzane do białości fragmenty spaczenia w ścianach eksplodowały, a połączenia z sercem skaveńskiego miasta stopiły się w jednej chwili. Cała arena zadrżała i osunęła się w mrok, spadając ku majaczącemu w dole miastu. Zerwane łańcuchy bryznęły wokół ogniwami grubszymi niż męskie ramię. Z ogłuszającym hukiem, budowla runęła na miasto, rzucając mieszkańców i gości na kolana. Z pobliskich stoków zeszła lawina, pokrywając świeżym śniegiem miejsce, w którym niegdyś wynurzył się świder.
- Nie, nie! - skaven poczuł, jak skupiona energia zaczyna przepalać zabezpieczenia. - Jak to wyjąć! Jak wyjąć niebieski ogień-płomień!
- Wyciągnij mnie stąd - zawył Posłaniec, wyciągając jedną z macek - Ja mogę go rozpuścić!
Szary Prorok sięgnął upazurzoną dłonią, lecz zawahał się i ta sekunda zaważyła o jego losie. Koło obróciło się raz jeszcze i macka zniknęła w przepastnych trzewiach skaveńskiego cudu inżynierii energetycznej. Jeszcze tylko jeden zdławiony wrzask i posłaniec Pana Przemian ucichł na wieki. Rdzeń maszynerii stopił się w okamgnieniu, a zamrożone jęzory niebieskiego ognia strzeliły pod sam sufit. Powietrze eksplodowało z wizgiem, a błękitny płomień popłynął korytarzami, zanosząc Wiatr Przemian w najdalsze zakątki miasta.
Szary Prorok był już tylko wspomnieniem. Wybuch rozerwał go na strzępy i nawet Rogaty Szczur nie mógł ocalić swojego sługi. Podnoszący się z posadzki uczestnicy i goście Areny Śmierci jeszcze nie wiedzieli, jaki koszmar ich czeka, ale z każdym ich oddechem był coraz bliżej.
A kiedy obudzili się następnego dnia, nic już nie było takie samo…
!!!-UWAGA-!!!
PONIEWAŻ ARENA ŚMIERCI ULEGŁA CZĘŚCIOWEMU ZNISZCZENIU, A ZASILANY MROCZNĄ ENERGIĄ RDZEŃ MIASTA EKSPLODOWAŁ, PRZEZ KORYTARZE POD-ŚWIATA PRZETOCZYŁ SIĘ WŁAŚNIE HURAGANOWY WIATR, KTÓRY POSKUTKOWAŁ KOSZMARNĄ MUTACJĄ WSZYSTKIEGO, Z CZYM SIĘ ZETKNĄŁ. W ZWIĄZKU Z TYM KAŻDY UCZESTNIK I BOHATER NIEZALEŻNY OBOWIĄZKOWO MUSI WYBRAĆ SOBIE JEDNĄ "MUTACJĘ CHAOSU" Z LISTY PODANEJ W PIERWSZYM POŚCIE. MUTACJA JEST (NA RAZIE) NIEUSUWALNA I JEJ POJAWIENIE SIĘ ORAZ WPŁYW NA POSTAĆ NALEŻY ODEGRAĆ I WZIĄĆ NA NIĄ POPRAWKĘ PRZY OPISYWANIU KOLEJNYCH WYDARZEŃ.
Pozdrawiam
Naviedzony
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Połącze Lathaina i Caladrisa! ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
(moment spadnięcia deszczu z czaszek)
Thorrvald powalił kolejnego ghula i wycofał się za tarczę Turo. Jakiś piromantyczny idiota wezwał deszcz ognia. I sądząc po czaszkach to na pewno Sethep. Wprawdzie powalił on wiele ghuli i zdekoncentrował pozostałe 3 Smoki i 2 wampiry lecz oni także nie byli bezpieczni. Leif próbował trafić płonącą strzałą szalejącego nekromantę, szyjąc z przerw w murze z tarcz. Niemal trafił, lecz pocisk uwiązł w oku wielkiej strzygi, która zrzuciłą z grzbietu zaskoczonego starca i padła martwa. Jednak nie całkiem gdyż kilka uderzeń serca później wstała i niczym matka niemowle podniosła go i uciekła, osłaniając przed deszczem siarki.
- Odwrót !! Przebiliśmy się ! - ryknął Haakar. - Bierzcie wodza i uciekamy... to znaczy wycofujemy się !!
Olaf przerzucił przez ramię ciało Bjarna, trzymającego kurczowo po śmierci wyposażenie i wpatrującego się ślepo błękitnymi oczami w pustkę. Gdy byli już prawie przy wyjściu Hrothgar chrząknął i podrapał się po plecach. Zwalisty Aesling nie poczuł wbitego w łopatkę sztyletu wampira.
Z daleka widać było nadchodzące oddziały skavenów, wpadające na piaski, gdzie nie znaleźli już wrogów do zabicia i zamieszek do spacyfikowania lecz pustą arenę i ognistą śmierć.
Leif wypatrzył biegnący oddział, którym dowodził znany im spacz-inżynier i zawołał na niego.
- Hesqeet ! Tutaj ! Już uciekli ! Pomóżcie nam i odeskortujcie nas do kwatery !!!
Skaven rozważał czy słuchać rozkazów i zginąc w ogniu czy posłuchać Norsmena i ocalić ogon. Przez jedno tylko uderzenie serca.
Po pokonaniu platformy opuszczającej się z areny do miasta biegli już otoczeni zwartym kordonem szturmoszczurów i spacz-rusznikarzy.
Pół godziny później zaryglowali za sobą drzwi, pozwalając by skaveny otoczyły domostwo ciasnym kręgiem halabard i Jezzaili.
Hrothgar ziewnął i przeciągnął się, odwracając się tyłem do towarzyszy. Olaf położył Bjarna na jego ogromnym łożu przy ogniu i zamknął ceremonialnie oczy wodza. Każdy po cichu odmówił modlitwę za Bjarna i życzył mu prędkiego spotkania z bogami i przodkami. Leif, mimo że byli już niezaprzeczalnie bezpieczni zakrył pas z ułomikiem miecza Nagasha. Po chwili spojrzał na plecy Hrothgara.
- Errr.. jakby ci to...
- Coś nie tak ?
- No tak jakby.... masz całe plecy we krwi.
Hrothgar mrugając oczami dotknął łopatki i zdziwił się, widząc posokę na palcach.
- O cholera... dajcie piwa i bandaży...
Za drzwiami skaveny także krzyczały. przez miasto przetoczył się jakby huragan.
- Co się tam kurwa dzieje ?! - warknął Turo, uchylając okiennicę. Gdy tylko to zrobił do pomieszczenia wpadła wiązka luminującego powietrza. Powoli płynąc wleciała do uszu i nosa Bjarna. Syn Ingvara zaczął mrugać oczami po czym gwałtownie je otworzył, stokroć bardziej błękitne i ślniące niż przed tem.
- Na kły Slaanesha ! Chyba przez plecy dostał mi się wirus do mózgu...
[ errrhm jak mutacja to mutacja... Bjarn wraca od Odyna jako EINHERJER po dostaniu od przodków kopa w dupę , po tym jak zabronili mu wejść przed ojcem do Valhalli i kazali dalej walczyć epickość podskoczyła
reszta Norsmenów ma - Likantropię !!! z wyjątkiem Hrothgara, który ma Ognisty dech i Einarra, którego mutacja nie tknęła bo nie ma poczucia humoru o ]
Thorrvald powalił kolejnego ghula i wycofał się za tarczę Turo. Jakiś piromantyczny idiota wezwał deszcz ognia. I sądząc po czaszkach to na pewno Sethep. Wprawdzie powalił on wiele ghuli i zdekoncentrował pozostałe 3 Smoki i 2 wampiry lecz oni także nie byli bezpieczni. Leif próbował trafić płonącą strzałą szalejącego nekromantę, szyjąc z przerw w murze z tarcz. Niemal trafił, lecz pocisk uwiązł w oku wielkiej strzygi, która zrzuciłą z grzbietu zaskoczonego starca i padła martwa. Jednak nie całkiem gdyż kilka uderzeń serca później wstała i niczym matka niemowle podniosła go i uciekła, osłaniając przed deszczem siarki.
- Odwrót !! Przebiliśmy się ! - ryknął Haakar. - Bierzcie wodza i uciekamy... to znaczy wycofujemy się !!
Olaf przerzucił przez ramię ciało Bjarna, trzymającego kurczowo po śmierci wyposażenie i wpatrującego się ślepo błękitnymi oczami w pustkę. Gdy byli już prawie przy wyjściu Hrothgar chrząknął i podrapał się po plecach. Zwalisty Aesling nie poczuł wbitego w łopatkę sztyletu wampira.
Z daleka widać było nadchodzące oddziały skavenów, wpadające na piaski, gdzie nie znaleźli już wrogów do zabicia i zamieszek do spacyfikowania lecz pustą arenę i ognistą śmierć.
Leif wypatrzył biegnący oddział, którym dowodził znany im spacz-inżynier i zawołał na niego.
- Hesqeet ! Tutaj ! Już uciekli ! Pomóżcie nam i odeskortujcie nas do kwatery !!!
Skaven rozważał czy słuchać rozkazów i zginąc w ogniu czy posłuchać Norsmena i ocalić ogon. Przez jedno tylko uderzenie serca.
Po pokonaniu platformy opuszczającej się z areny do miasta biegli już otoczeni zwartym kordonem szturmoszczurów i spacz-rusznikarzy.
Pół godziny później zaryglowali za sobą drzwi, pozwalając by skaveny otoczyły domostwo ciasnym kręgiem halabard i Jezzaili.
Hrothgar ziewnął i przeciągnął się, odwracając się tyłem do towarzyszy. Olaf położył Bjarna na jego ogromnym łożu przy ogniu i zamknął ceremonialnie oczy wodza. Każdy po cichu odmówił modlitwę za Bjarna i życzył mu prędkiego spotkania z bogami i przodkami. Leif, mimo że byli już niezaprzeczalnie bezpieczni zakrył pas z ułomikiem miecza Nagasha. Po chwili spojrzał na plecy Hrothgara.
- Errr.. jakby ci to...
- Coś nie tak ?
- No tak jakby.... masz całe plecy we krwi.
Hrothgar mrugając oczami dotknął łopatki i zdziwił się, widząc posokę na palcach.
- O cholera... dajcie piwa i bandaży...
Za drzwiami skaveny także krzyczały. przez miasto przetoczył się jakby huragan.
- Co się tam kurwa dzieje ?! - warknął Turo, uchylając okiennicę. Gdy tylko to zrobił do pomieszczenia wpadła wiązka luminującego powietrza. Powoli płynąc wleciała do uszu i nosa Bjarna. Syn Ingvara zaczął mrugać oczami po czym gwałtownie je otworzył, stokroć bardziej błękitne i ślniące niż przed tem.
- Na kły Slaanesha ! Chyba przez plecy dostał mi się wirus do mózgu...
[ errrhm jak mutacja to mutacja... Bjarn wraca od Odyna jako EINHERJER po dostaniu od przodków kopa w dupę , po tym jak zabronili mu wejść przed ojcem do Valhalli i kazali dalej walczyć epickość podskoczyła
reszta Norsmenów ma - Likantropię !!! z wyjątkiem Hrothgara, który ma Ognisty dech i Einarra, którego mutacja nie tknęła bo nie ma poczucia humoru o ]
Ostatnio zmieniony 6 kwie 2013, o 17:53 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Ehh... nie lubie takiej nekromancji!Morti pisze:[czy ktoś w tej arenie wreszcie na dobre zginie?]
PS:Da się potem jakoś usunąć mutację?!]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[Co do wracających do żywych Aszkaela i Bjarna: ok, ale postarajcie się jednak jednak odgrywać z rezerwą. To nie D&D, śmierć jest prawdziwa, a taki powrót może przynieść wracającemu tylko szaleństwo i rozpacz]
[Być może, ale tylko w ramach eventu Mistrza Areny. Na razie Twój elf musi jakoś ścierpieć to przekleństwo]PS:Da się potem jakoś usunąć mutację?!]
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ ma się rozumieć, po prostu fluffowo taka okazja była nie do przepuszczenia, rozumiecie. I ja zawsze jestem przeciwny niszczeniu klimatu więc spokojnie z tym. Później opiszę ustami Bjarna jak było w Valhalli, przez chwilę ]
Walki zakończyły się, ognisty deszcz o, ironio ostudził gorące głowy. Kharlot i Selina myśleli już, że są bezpieczni, los zakpił sobie ponownie. Niewiadomo czemu Kharlot poczuł się dziwnie... Był to nieznośny ucisk na tył głowy, rwanie w trzewiach, serce przyspieszyło do ponad dwustu uderzeń na minutę, źrenice rozeszły się na całą gałkę... I wszystko minęło. Kręciło mu się tylko w głowie i był potwornie zmęczony. Mimo palącej sprawy sztyletu nagle stracił cały zapał i motywację. Jak nigdy w swoim życiu pragnął odpoczynku. Selina również nie miała się najlepiej. Była bardzo blada, oczy jej były podkrążone i ledwo stała. Nie zastanawiając się długo Kharlot wziął ją na ręce i zaniósł do kwatery.
-Nie możemy... Sztylet... Musimy... zdobyć...-mówiła słabym głosem.
-Zdobędę go. Ty musisz odpocząć, ledwo stoisz.- Głos Kruszącego Czaszki również nie był tak silny jak zwykle.
Po wyczerpującym marszu, który zdawał się Kharlotowi wiecznością dotarli w końcu na miejsce. Ułożył najemniczkę na łóżku i uczynił krok w kierunku wyjścia, po czym zwalił się ciężko na podłogę.
Ocknął się następnego dnia. Zmęczenie minęło, jednak wszędzie wokół czuł obecność mocy Chaosu, o natężeniu jakie czuł oglądając Wieczną Bitwę...
Wstał i próbował rozejrzeć się. W kwaterze było ciemno, ledwo widział cokolwiek. Nagle poczuł się niesamowicie głodny, wyszedł więc na zewnątrz. Wokół panowała nienaturalna cisza, prawie nikogo nie było na ulicach. Kharlot szedł tak próbując znaleźć kogokolwiek, natknął się w końcu na jakiegoś skavena. Ręce Kruszącego Czaszki instynktownie zacisnęły się na gardle tamtego łamiąc mu kark i zabijając błyskawicznie. Kharlot czuł, jak ze szczura uchodzi życie, wzmacniając przy tym ciało wybrańca. Co u licha? pomyślał.Zupełnie jakby jego śmierć dodawała mi sił... Postanowił sprawdzić słuszność swojej teorii. Niedługo potem na ziemi leżało porozrzucane kilkanaście ciał, skavenów i jakiś ludzi, co kręcili się w pobliżu. Kharlot czuł się znakomicie, głód i wszelkie dolegliwości minęły. To z pewnością obecność silnych wiatrów Chaosu. Ciekawe jak inni na nie zareagowali? Z tą myślą ruszył przed siebie. Przeciągłe wycie częściowo odpowiedziało mu na pytanie.
[Mutacja: Pożeracz dusz]
-Nie możemy... Sztylet... Musimy... zdobyć...-mówiła słabym głosem.
-Zdobędę go. Ty musisz odpocząć, ledwo stoisz.- Głos Kruszącego Czaszki również nie był tak silny jak zwykle.
Po wyczerpującym marszu, który zdawał się Kharlotowi wiecznością dotarli w końcu na miejsce. Ułożył najemniczkę na łóżku i uczynił krok w kierunku wyjścia, po czym zwalił się ciężko na podłogę.
Ocknął się następnego dnia. Zmęczenie minęło, jednak wszędzie wokół czuł obecność mocy Chaosu, o natężeniu jakie czuł oglądając Wieczną Bitwę...
Wstał i próbował rozejrzeć się. W kwaterze było ciemno, ledwo widział cokolwiek. Nagle poczuł się niesamowicie głodny, wyszedł więc na zewnątrz. Wokół panowała nienaturalna cisza, prawie nikogo nie było na ulicach. Kharlot szedł tak próbując znaleźć kogokolwiek, natknął się w końcu na jakiegoś skavena. Ręce Kruszącego Czaszki instynktownie zacisnęły się na gardle tamtego łamiąc mu kark i zabijając błyskawicznie. Kharlot czuł, jak ze szczura uchodzi życie, wzmacniając przy tym ciało wybrańca. Co u licha? pomyślał.Zupełnie jakby jego śmierć dodawała mi sił... Postanowił sprawdzić słuszność swojej teorii. Niedługo potem na ziemi leżało porozrzucane kilkanaście ciał, skavenów i jakiś ludzi, co kręcili się w pobliżu. Kharlot czuł się znakomicie, głód i wszelkie dolegliwości minęły. To z pewnością obecność silnych wiatrów Chaosu. Ciekawe jak inni na nie zareagowali? Z tą myślą ruszył przed siebie. Przeciągłe wycie częściowo odpowiedziało mu na pytanie.
[Mutacja: Pożeracz dusz]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[Tak, Harren też i w ogóle każdy, kto w jakikolwiek sposób się udziela. Ponieważ Harren nie jest jednak zawodnikiem, nie musi wybierać sobie mutacji z listy, bo nie będzie nigdy ujmowany w jakikolwiek sposób w zasadach walk]
[I dziękuję! ]
[I dziękuję! ]