ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Post autor: Chomikozo »

Tym razem nikt nie klaskał.
Tysiące twarzy zwróconych ku Gerhardowi wyrażało całą gamę możliwych emocji. Strach i niedowierzanie mieszały się z pogardą i nienawiścią, kiedy to jeden z ulubionych bohaterów Imperium ukazał swoje prawdziwe oblicze. Tylko gadzi pysk Loq-Kro-Gara pozostawał jak zwykle niezmienny.
Eirenstern opuścił miecz uniesiony dotychczas w tryumfalnym geście. Głowa Elithmaira zsunęła się z ostrza z obrzydliwym plasknięciem i potoczyła się po zakrwawionej, marmurowej posadzce. Dopiero teraz wszyscy jakby przebudzili się z transu.
Na trybunach wybuchła wrzawa. Co bardziej krwiożerczy widzowie gwizdali i radośnie krzyczeli na wspomnienie efektownego zgonu elfa. Inni albo się z nimi kłócili, albo wytykali Gerharda palcami. Czempion Khorna zauważył nawet kilkoro żołnierzy wpatrujących się w niego z niezdrową fascynacją. Faktycznie, jego sprawność w walce wręcz mogła imponować. Z dzielnego Elithmaira pozostał jeno porąbany mieczami korpus, który nie przypominał już żadnej istoty humanoidalnej.
Po chwili rozgardiaszu i (nomen omen) chaosu, jakiś jowialny szlachcic zakrzyknął potężnym głosem:
- Zdrajca !
Gerhard aż zdębiał. A jednak ! Jego koszmarny sen wreszcie się ziścił ! Oto stał, niby zwycięski, a jednak przegrany. Jego reputacja legła w gruzach. Od dzisiaj już nie zazna spokoju wśród wspaniałych imperialnych miast, już nigdy nie poprowadzi halabardników do szarży...
No cóż, jak tak się zastanowić, prędzej czy później jego straszliwych sekret musiał wyjść na jaw. Przecież sam wiedział, że nie da rady dostatecznie długo ukrywać swych napadów szału i agresji. Myślał, że był na to przygotowany, że poradzi sobie z pogardą i nienawiścią swoich rodaków.
Wychodzi na to, że nie był.
W chwili, kiedy ten przeklęty jaszczur zniszczył jego dawne życie tym jednym szokującym wyznaniem prawdy, jego ludzka cząstka osobowości umarła. Teraz, gdy jego imię na zawsze okryło się piętnem zdrady, nie miał już nic do stracenia ani do ukrycia. Mógł ostatecznie oddać się Panu Krwi i nie żałować konsekwencji.
- Zdrajca ! - Szlachcic, czerwony ze wzburzenia, powtórzył swe oskarżenie.
Gerhard powoli zdjął hełm pokryty bruzdami po atakach jastrzębia i podniósł głowę.
- Zamilcz - Wycharczał niemalże przez zaciśnięte zęby. Nie wiedział, czy szlachiura usłyszał go mimo odległości i hałasu, ale sam ciężar jego spojrzenia wystarczył, by usiadł na swoim miejscu z pobladłą twarzą.
Eirenstern schował swe miecze do pochew na plecach i spojrzawszy po raz ostatni na plujący żółcią tłum, wymaszerował z Areny. Jeszcze pożałują, przeszło mu przez myśl, a w szczegółności ten cholerny Loq-Kro-Gar.
Tymczasem uczeń słynnego Magnusa von Bitterberga wyjął notesik i wzorem swego mistrza, jął prędko zapisywać świeżo przyswojone informacje, zerkając co chwila na wychodzącego Eirensterna. Pobyt na tej flocie zapowiadał się coraz bardziej interesująco.

Trening: Piętno Khorna

[Muszę przyłączyć się do zachwytów ! Naprawdę świetnie napisana walka, krew niemalże bryzga z monitora =D> No a poza tym to cieszę się, że przeżyłem :wink: Jeszcze powalczymy !]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

-Mogem go zabić już teraz, zarombać rembakiem i po sprawie.- oznajmił Badzum, doganiając Saurusa, jeszcze zanim zdążył wyjść z areny. Mogło to dziwić, przecież orkowie również mają chaotyczną naturę, ale chaośnickich bogów nienawidzili jak wszystkie żywe istoty. Zielonoskóry czuł się najzwyczajniej obrzydliwie, pamiętając jak walczył z tym potworem ramię w ramię. Jeszcze rzucił mu swój rembak! Niedoczekanie.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Khartox wciągnął powietrze zapach krwi pobudził jego ciało. Czuł się świetnie o dziwo ta walką wywarła na nim wielkie wrażenie. Sam miał wielką ochotę zmierzyć się z Gerhartem...Ale nie na to pora Krwawy Róg musiał się skupić na czym innym. Saurus...to miała być jego ofiara.

***

W tym samym czasie zwierzoludzie sprawdzali mapy zwędzony przez gora. Talizman na którym im zależało znajdował się gdzie indziej niż zakładali na początku. Teraz starali się ustalić gdzie.

***

Tam gdzie czas płynie inaczej całą arenę ktoś obserwował. Ktoś to pokładał w niej wiele planów. Planów w które miał zamiar wplątać kolejne dusze. Gerhart to w okół niego zaczęły stworzyć się coraz to nowe pomysły. Obserwator musiał mieć plan awaryjny jakby to Khartox nie dał rady wykonać swojego zadania.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Irthilius patrzył w zimne oczy swojego mistrza. Jego ostre rysy twarzy nie wyrażały żadnych czuł ale Medrzec czuł jego wściekłość.
-Zawiodłem cię Mistrzu.-stwierdził krótko.
-Owszem-jego zimny ton zmroził Irthiliusowi szpik w kościach.
-B... -już miał zwrócić się Mistrza po imieniu, ale zdecydował iż może go to jeszcze bardziej rozjuszyć.-Mistrzu czy mogę cię prosić o wybaczenie?
-Nie Irthiliusie, nie wybaczę ci i nie zapomnę. Zawiodłeś na całej lini. Ale jest jedno czym możesz odkupić swoje winy.-Mistrz pochylił się i wyszeptał elfowi coś na ucho.
-Ale panie, to mój przyjaciel...
-Wybieraj więc przyjaźń czy kariera.
-Lord Tyrion nigdy by tak nie powiedział.
-Lord Tyrion nie miesza się do spraw w Saphery.
Irthilius odetchnął głęboko, przymknął oczy.
-Zrobię co każesz panie.

Krew poleciała na sążeń w górę gdy miecz przebił tętnice szyjną Elithmaira.

Gdy wszyscy oglądali walkę, postać w białych szatach zakradła się do kajuty Loq-Kro-Gara. Mędrzec wykonał znak a drzwi otworzyły się powoli. Elf wszedł do środka. Zgarnął dwie leżące na podłodze tablice.

Jastrząb zaskrzeczał żałośnie i wydarł z własnej piersi pióro.

-Panie oto tablice pradawnych -powiedział elf cicho.
-Dobrze. Skopiuj ich treść trzy razy.

Pióro nasiąkło krwią.

-Będziesz musiał tłumaczyć się przed Lordem Teclisem.
-Tak Mistrzu.

Loq-Kro-Gar wychodzi, Deliere płacze wtulona w Atheisa.

Irthilus odnosi tablice.

-Nadszedł już czas Irthiliusie.
-Wiem Mistrzu.

-Caladrisie musisz...-słowa zamarły Irthiliusowi w gardle gdy wbiegł na Arenę.
Spojrzał na zwłoki Elithmaira, okrutnie poćwiartowanego. I na Gerharda umazanego krwią z wymalowanym posoką znakiem Khorna na twarzy. Poczuł taką wściekłość jakiej nigdy nie doświadczył.
Caladris podbiegł do Mędrca w oczach Caledorczyka widać było wielki smutek i ból.
-Bierz to-syknął Irthilius podając mu zwoje pergaminu.-Za trzy dni ma być to w białej wieży.
Gniew który rozrywał go od środka musiał znaleźć jakieś ujście.
Następnie zaczerpnął magii.
Kultystę odrzuciło na parę metrów do tyłu, boleśnie wyrżnął w bok Areny.
-W Imieniu Teclisa z Białej Wieży skazuję cię na śmierć!-ryknął Irthilius
Zaszarżował z obnażonym mieczem pomiędzy zszokowanym tłumem.
Gerhard wstał i dobył gladiusów, rycząc w krwawej furii.

Spotkali się po środku Areny, pierwszy cios wyprowadził Irthilius. Atak znad głowy został jednak zblokowanym przez Gerharda jednym ostrzem, drugim zaś zaatakował elfa od lewej, ten wykręcił się w zgrabnym piruecie i ciął zaskoczonego człeka przez tors. Posoka obficie trysnęła spomiędzy płyt pancerza. Krwawa furiia ogarnęła kultystę który zaatakował elfa z wyskoku. Ten zgrabnie usunął się przed ciosem i wyprowadził cięcie od dołu przez ramię delikatnie muskając ostrzem policzek Gerharda, Natychmiast pojawiła się na nim krwawa pręga. Wściekły do granic możliwości sługa khorna zaatakował z furią. Nie patrzył na własne rany, ciął , dźgał i uderzał praktycznie na oślep. Irthilius zbił jeden cios, drugiego uniknął, wyprowadził kontratak który został jednak powstrzymany przez Gerharda. kolejne ciosy spadały na mędrca, ten powoli nie zdążał parować i tylko zbroja powstrzymała go dwa razy od śmierci. Nagle człek odsłonił się i elf zaatakował z wypadu mierząc swym ostrzem w serce podłego plugawiciela. Ten jednym gladiusem zbił cios, drugim zaś pociągnął po twarzy Irthiliusa zostawiając w niej głęboką krwawą bruzdę zaczynającą się na szczęce a kończącą się na czole. Mędrzec ryknął z bólu i upuścił miecz. Ostrze kultysty wzniosło się do góry, Gerhard liczył iż zdoła jednym ciosem powalić osłabionego przeciwnika. W tej samej chwili rozległ się skrzek i wielkie skrzydło odtrąciło furianta. To wielki orzeł wierzchowiec Caladrisa chwycił bezwolnego Mędrca i uniósł w górę.
-Cholerne ptaszyska!-krzyknął tylko w niego stronę Gerhard.

Trumna była otwarta. Ciało przykryte było białą płachtą z wyszytym pikującym jastrzębiem.
Atheis stał obejmując Deliere, tuż obok nich pusto w trumnę wpatrywał się Loq-Kro-Gar.
-Byłeś wspaniałym przyjacielem i dobrym elfem Elithmairze, pod twoim przewodnictwem Jastrzębie z Yvresse stały się znanym i szanowanym rodem. Teraz muszę cię pożegnać.-Łzy ściekały z zielonych oczu barda.-Żegnaj zawszę będziemy pamiętać o twojej odwadze.
Deliere smutno spojrzała na całun i rzuciła do trumny białą różę.
Loq-Kro-Gar zaryczał smutno.
Trumna została zamknięta i trójka przyjaciół razem zepchnęła ją do wody.

Mistrz w Białych szatach wygodnie rozsiadł się na hebanowym tronie. Tuż obok leżała jego różdżka, czytał on list od Lorda Teclisa.
Drogi Przyjacielu
Poinformuj Loq-Kro-Gara o wszystkim co wiesz, nie zatajaj nic przed tym zimnokrwistym. Irthilius i Caladris dotarli razem opłakują Elithmaira.

Gdy po pogrzebie Loq-Kro-Gar wszedł do swojej kajuty ujrzał zwitek papieru leżący na stole. Otworzył list i zamarł ze zdziwienia.

[Żegnam się z wami ta Arena była wspaniałą przygodą i już szykuję się do kolejnej. Przy okazji czy ktoś ma cokolwiek przeciwko żebym poprowadził 37 Arenę? A i jeszcze nie rozwijajcie wątku z Mistrzem ponieważ wyjaśni się to na końcu Areny. (Być może będę jeszcze czasem grał Atheisem i Deliere wiec tak definitywnie to to nie jest.) Żegnam MMH]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ Myślę ,ze do 37 Areny jeszcze dużo czasu ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[Zaraz, zaraz... To posada Mistrza Gry jest zaklepana na trzy Areny w przód ? :shock: ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Podczas pogrzebu Elithmaira nie padły żadne słowa ze strony Loq-Kro-Gara. Słowa nic nie wnosiły do tej tragedii. Saurus stał nieruchomo niczym zielony posąg, wpatrzony w przykryte płachtą szczątki, które jeszcze niedawno były księciem z Yvress. Kolejna ofiara wojny z Chaosem, a koniec wciąż był odległy.
Trumna powoli zsunęła się do oceanu, a smętna pieśń, jaką Atheis nucił właśnie dobiegła końca. W końcu Deliere nie wytrzymała.
-Masz tupet, by się tu pojawić! Czemu go nie ostrzegłeś?! Czemu nie powiedziałeś wcześniej?!- wykrzyknęła prosto w jaszczurzy pysk, uderzając drobną pięścią o jego szeroki tors.
-Deliere, to teraz bez znaczenia. -rzekł łagodnie Caladris, delikatnie obejmując ją i odciągając wciąż płaczącą od gada. -Byłeś mu przyjacielem? -spytał nagle elf.
Loq-Kro-Gar był zaskoczony pytaniem. Zawsze uważał Elithmaira za sojusznika, za kogoś z kim dąży do wspólnego celu, sługą w tej samej sprawie.
-Chyba... nie wiem, na prawdę trudno mi powiedzieć-odrzekł, a na jego gadzim pysku po raz pierwszy zagościło zakłopotanie.
-Myślę, że tak. -odrzekł za niego Atheis.

Po powrocie do kajuty Loq-Kro-Gar stwierdził, że ktoś tu był. Szybko odnalazł list na którym widniały smukłe znaki elfiego pisma, stawiane starannie wprawioną ręką. Saurus przeczytał powoli kilka razy, jako, że niezbyt dobrze znał mowę elfów, po czym odłożył papier. Był zły. Irthilius działał za jego plecami, a wystarczyło poprosić o pomoc. Tłumaczenie znaków z tablic było w przygotowaniu, ale duma i pośpiech Asurów wzięła górę. Loq-Kro-Gar zaklął. Elfy zbyt często zapominały gdzie ich miejsce.
Usiadł na posłaniu i zaczął myśleć. W końcu odnalazł powiązanie między Areną, a Strzaskanymi, jednak w tej chwili nie mógł nic zrobić poza czekaniem. Postanowił poświęcić się przygotowaniom do zbliżającej się walki z minotaurem. Przeciwnik był wymagający, ale to dobrze. Polowanie będzie udane.

[Tylko 35 :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Boin udał się na walkę jedynie z kilkoma towarzyszami. Większość zwiadowców zastała na pokładzie "Niezatapialnego" wciąż roztrząsając swoje wizje. Dowódca nie winił ich. Sam miał problem z dojściem do siebie.
Od początku oglądał walkę bez entuzjazmu. Nie powitał śmierci elfa z radością. Nowo odkryty wysłannik Mrocznych Bogów był większym złem, nawet od długouchych. Boin z chęcią posłałby go na tamten świat. Największym zaskoczeniem była reakcja towarzysza zabitego. Elfiak wypad na Arenę łamiąc odwieczne zasady zawodów i jeszcze myślał, że pokona wyznawcę Khorna. Nie udało się to jego przyjacielowi, który był od niego lepszym wojownikiem, więc wynik walki był przesądzony. Głupca ledwie uratował inny elf.
Już na pokładzie "Niezatapialnego" sprawdził rozpiskę następnych pojedynków. Niestety walczył jako ostatni z jedyną żywą jeszcze elfią zawodniczką. Jego ludzie już się zakładali jak szybko pozbędzie się kolejnego z tych zdradzieckich gnid, ale sam Boin nie lekceważył swojej przeciwniczki. Z zdobytych przez Farina i Lendriego informacji wynikało, że jest ciężko opancerzona oraz walczy konno. Najlepszą strategią było więc pozbycie się wierzchowca w pierwszej kolejności. Inaczej z powodu niskiej postury mógł mieć problem z dosięgnięciem wrażliwszych części ciała elfki. Zwiadowca nie lubił zabijać zwierząt ale w swoim długim życiu awanturnika nauczył się, że lepiej jak najszybciej pozbawić wroga przewagi nim ten zdoła ją wykorzystać. A przewaga wysokości i szarży mogła być kluczowa.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Ktoś wychwycił easter egga z mojego poprzedniego postu? :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[ Easter Egg: Władca pierścieni rozmowa Faramira z Hobbitami?]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Nope. :mrgreen: W sumie większość easter eggów nie biorę z fantasy.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[Ale Faramir użył takiego samego zwrotu.
-Czy byłeś mu przyjacielem? (chodziło o boromira)
-Chyba... nie wiem-to powiedział frodo i wtedy:
-Myślę, że tak- powiedział sam
Przynjamniej tak mi się wydaje. Może popełniłeś ester egga przez przypadek?]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Lol, faktycznie :lol2: :lol2: Nieumyślnie. W ogóle nie pamiętałem tej sceny.]

Mimo, że jego walka nie była następna, Loq-Kro-Gar już teraz analizował mocne i słabe strony przeciwnika. Chciał mieć pewność, że będzie gotowy.
Jest agresywny, aż pali się do walki. Z pewnością zaatakuje od razu, a walka ze słabszymi przeciwnikami przyzwyczaiła go do przełamywania obrony siłą. Zacznie od szarży, zaniedba obronę... Szczelna obrona powinna powstrzymać jego zapędy, metodycznie kontratakując pokonać go. Siłą mu nie ustępuję, a jeśli chodzi o kondycję... Cóż, im dłużej będzie trwała walka, tym lepiej dla mnie. Zapewne będzie chciał jednym szybkim ścięciem głowy zakończyć starcie. Trzeba będzie uważać. Najlepiej będzie spowolnić go, gruchocząc mu kończyny, jeden precyzyjny cios powinien wystarczyć.
Dwuręczny topór, mroczna magia aż z niego emanuje... szkoda, że Irthiluis odjechał, mógłbym go spytać o zdanie.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Wybaczcie moją nieobecność. Wakacje mnie pochłonęły. Poczytam co się dzieje i coś napiszę.

Umiejętność którą wybietam to - Łaska Bogów.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ @Byqu nie no poddaję się. Chyba nie widziałem tego filmu/czegoś. Ale też pomyślałem o Lotrze. Co do 'uciszania' graczy, którzy się angażują to tylko w dwóch pierwszych odpadli bardzo aktywni zawodnicy ale ich przeciwnicy też wtedy cicho nie siedzieli,Naviedzony i DarkAngel dopiero ostatnio ucichli. A Elithmair przynajmniej odszedł z honorem, ktoś tu w końcu musi kiedyś umrzeć ;) A niektórzy AFK-erzy wracają jak widać (witaj Morti!).
Tylko 35 arenę ma poprowadzić Byqu z tego co pamiętam, potem nie wiadomo, może Naviedzony wróci w biznes. I cieszę się że walka się podobała, kolejna w przygotowaniu.
A jakby w międzyczasie ktoś chciał jakąś akcję większą czy mniejszą rozkręcić to ma w pełni wolną rękę (byle tylko coś z tej floty na powierzchni zostało :lol:) ]

"-Zawodnik. Atakują zawodnika!", "-Z drogi, pronto cavazzo!" Sekundę po tym jak orzeł Caladrisa uniósł Mędrca spod śmiercionośnego gladiusa Gerharda,na arenę wbiegło kilkunastu najemników, zbrojnych we włócznie i halabardy, przeklinając i spoglądając za szybko oddalającym się wielkim ptakiem. Nadal słychać było z rzadka świsty wystrzałów w kierunku orła, a snajperzy na swych podestach wznosili ciężkie rusznice. Wtedy wszystko się uspokoiło. Wychodzący ze swej zadaszonej trybuny Książę Mórz wznosił dłoń, powstrzymując strzelców i spojrzeniem błuszczących, szarozielonych oczu śledził odlatujące elfy.
Jakiś najemnik w morionie i zdobnym rapierem w ręku podbiegł do Gerharda, sapiąc jak miech kowalski.
- Pardon senior, przez tłum nie mogliśmy zareagować w porę ale widzę żeś sobie poradził. - żołnierz schowal broń do pochwy i rzucił zawodnikowi obojętne spojrzenie. - Czy życzy pan sobie eskorty do kajuty ? Ta walka wywołała hmm wiele... emocji i...

Loq-Kro-Gar siedział samotnie na dziobie "Walecznego Serca" spoglądając w zamyśleniu na szybko ciemniejący horyznont. Myślał o wielu rzeczach a każda była bardziej nurtująca od poprzedniej. Wtedy rozległ się za nim szelest. Saurus obejrzał się czujnie i zamiast spodziewanej bladej sylwetki z kłami, wypatrzył wysoką postać kapitana tego statku. Człowiek podszedł powoli, lekko potrząsając trzymanym w dłoni kuflem. McHaddish zostawił gdzieś swój szeroki napierśnik oraz miecz a lniana koszula na piersi była niedbale zawiązana.
- Wonderful wieczór, mister jaszczur. - rzekł z obowiązkowym akcentem, siadając na balustradzie. Saurus skinął głową. -Sometimes przypomina mi się w takie momenty Albion... many bad things.
- Jakich momentach ? I czemu wspomnienia domu cię nie pocieszają, Xho'za'khanx ?
- Cóż, ja also straciłem kiedyś przyjaciela - Bran, a good lad. Was zjedzony by dwugłowy chaos olbrzym, a ja nie mogłem go pomścić. - albiończyk zakręcił trunkiem w kuflu i wbił spojrzenie jasnych oczu w zachmurzony horyzont, po czym wstał i poklepał saurusa po ramieniu. - Ale u mnie druidzi say iż musimy zacisnąć tooths i iść dalej. Jeśli mógłbym ci however help, just pytaj.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Ludzie po raz kolejny zaskoczyli Loq-Kro-Gara, jednak po raz pierwszy pozytywnie. Ostatnie wydarzenia dały mu zasmakować ludzkiej nienawiści, strachu i chciwości, tym razem ukazała mu się lepsza strona ludzkiej natury. Przed nim stał człowiek, któremu los rzucił brzemię wielu trudów na barki, ten jednak nie poddawał się i z pogodą ducha i poczciwą twarzą stąpał twardo po ziemi. Saurus dopiero z czasem zrozumiał, jak bardzo ludzie różnią się między sobą. Było to dla niego coś niepojętego. Każdy członek jaszczurzej społeczności rodził się z określonym przeznaczeniem, żył wypełniając je, lub umierał próbując. Wszystko działało jak dobrze naoliwiona machina. Ludzie natomiast są żywiołem, zbiorowiskiem indywidualności, dla których samostanowienie jest równie ważne jak oddychanie. Kapitan MacHaddish nawet nie był świadom co się działo w myślach jaszczura. Te kilka słów, nieugięta postawa przywróciła saurusowi namiastkę wiary w ludzkość.
-Dziękuję kapitanie. -odparł w końcu Loq-Kro-Gar -Pomoc z pańskiej strony spotka się z wdzięcznością.
Co prawda saurus nie miał pomysłu, w jaki sposób Albiończyk mógłby mu się przysłużyć, ale los pisze różne scenariusze, a wtedy sojusznik taki jak McHaddish będzie wprost nieoceniony. Już miał odejść, gdy jedno słowo wysunęło się w umyśle jaszczura na pierwszy plan.
-Dlaczego?
-Excuse me?- odparł zaskoczony kapitan.
-Czemu chcesz mi pomóc? Czemu traktujesz mnie jak...- tu saurus próbował znaleźć odpowiednie słowo, na próżno.
-Pal? Freind?
-Właśnie. Twój gatunek widzi we mnie jedynie potwora, bestię z dżungli, która tylko zbija, lub sama zostanie zabita dla ich rozrywki. Na każdym kroku spotykam się z ich strachem i pogardą, ale nie od twoich marynarzy, nie od ciebie kapitanie. Czemu?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Alard MacHaddish zatrzymał się i zmarszczył brwi.
- Well master Loq... Moi ludzie przeszli wiele, widzieli wiele... przez połowę życia na bagnach i w górach Albionu a drugą walcząc już gdzie popadło jako najemnicy. Każdy przeżył tyle, że aż za bardzo zrozumiał nauki Prawdomówców, przekazujących wolę Przedwiecznych. Na szacunek czy nienawiść moich lads ciężko zasłużyć. A teraz forgive me, jakieś obowiązki wzywają... podobno master Antonio czegoś chciał. Farewell, panie saurus. - kapitan odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku zejścia pod pokład, nucąc pod nosem jakąś skoczną melodię.
***

- McArmstrong!
- Harnarson!
- Już nie żyjesz! - krzyknęły naraz oba krasnoludy, potrząsając masywnymi kułakami. Wtedy drobne, sześcienne obiekty potoczyły się z brzękiem po planszy. Tym razem górzyste plansze schowano pod stołem a zastąpiły je płaskie segmenty, poprzecinane rzekami lawy zrobionymi z podświetlanego ogniem szkła. Na środku planszy stała miniaturowa iglica z wypolerowanej miedzi. Większość figur leżała już pokonana a obaj gracze robili potworny rumor wokół tych które wciąż stały. Walka toczyła się na najwyższym poziomie, lecz widzów nie było tak dużo jak dotychczas. Wielu krasnoludów w głównej sali "Niezatapialnego II" krzątała się tu i ówdzie lub w małych grupkach sączyła złote ale, rozmawiając cicho. W wielkim palenisku huczał ogień, a grube ściany w sercu molocha niemal zagłuszały stukot i ryk maszynerii. Bothan jęknął.
- Jak to, na płonące jaja Grimnira możliwe ?! Niewypał ?!
- Hahaha! A mówiłeś że nie mam szans, że kapitan Strażników nie wie co to taktyka! - powtarzał drwiąco Boin. Wtedy obaj przerwali grę, gdy ktoś wszedł do hali mesy, głośno trzaskając wrotami. Gottri Getirrson zbliżył się do obu zawodników z nietęgą miną i kciukami założonymi za pas.
- Kapitan chce was widzieć.
Dwójka krasnoludów wciąż zdziwiona siedziała po drugiej stronie składanego, stalowego stołu naprzeciw Makaissona rozwalonego w wielkim fotelu dowódczym. Malakai spojrzał na nich, przecierając gogle, jego mechaniczna papuga zastukała, puszczając obłoczek pary. Wreszcie kapitan-zabójca przemówił odkładając czapkę.
- Byłem na "Gargantuanie" i wywidziłem sim wilu nipokojących rzeczy panowie. Boinie - tu spojrzał poważnie na kapitana.- Wisz że schwytano wincej twoich chłypców, kidy niby wkradali się okraść Ksińcia Jezior ? Chyba rozezłosiciłeś Ksiemcia kolyjny raz i tyraz ni wypuści twoich ludzi ot tak... Powinineś skomtaktować siem ze mnom, a ni dziłać samopas. Lecz nie ścierpiem gdy ktoś winzi krasnoludy... Mam pewin plyn...
Malakai wyjawił obu zawodnikom swój plan. Jutro miała się odbyć narada oficerów floty, na którą Makaisson wybierał się z Gottrim, mieli tam być wszyscy. Jednakże Malakai wybierając się na "Gargantuana" żyrokopterami, podrzucał Księciu zamówiony przez niego krasnoludzki proch, ulepszone muszkiety a także oddawał skrzynię skarbów, które mieli ozdobić niektórzy z jego czeladników.
Plan polegał na tym że spodziewane dobra dojdą z opóźnieniem, za to dzielna drużyna schowanych w skrzyniach krasnoludów dotrze tam w sam raz by wyciągnąć towarzyszy i zbiec, gdy ludzie Malakaia odciągną strażników na fajkę lub Bugmansa a sam kapitan zadba by oficerowie na naradzie niezbyt prędko dowiedzieli się o zajściu. Bothan natychmiast zaoferował swą pomoc, przekonany że intelekt inżyniera rozwiąże problem bezpiecznego odwrotu. Boin zmrużył oczy lecz przyjął ofertę McArmstronga (tylko on umiał odczytać ofiarowaną im runiczą mapę tajnych przejść w labiryncie ładowni statku). Malakai powiedział im że w skrzyniach zmieści się jedynie ośmiu dawich, więc musieli zdecydować kto weźmie udział w misji... zaplanowanej prze szalonego inżyniera-zabójcę a jednak niespodziewanie bardziej rozsądnie zaplanowanej niż dotychczasowe eskapady.
***

- Neira-san! Zaczekaj pani. - banitka obróciła się i w drugim końcu korytarza zauważyła kapitana Augawę wspierającego się na lasce i ramieniu wąsatego samuraja.
- Witaj kapitanie, twój okręt jest piękny zwłaszcza ten ogródek z kamieni i piasku w mojej kajucie. - dziewczyna skłoniła się uprzejmie. Daishio uśmiechnął się i skinął siwą głową.
- Dziękuję ci, jednakże nie o tym chciałem pomówić, przejdźmy się. -Wiem, że twój pojedynek niedługo a walczysz z nie byle kim. Ten zielonoskóry jest ogromny i rozerwie cię na sztuki zanim choć zadraśniesz jego pancerz i...
- Wiem jak się bronić, Daishio-san. - ostro przerwała wywód samuraja. Sam kapitan zmarszczył brwi.
- Daj mi dokonczyć, dziecko. - podjął z niezachwianym spokojem. - Dlatego dam ci wreszcie prezent, który ucieszy cię bardziej niż wszstko do tej pory... - zza obszernego rękawu kimona wyjął wielką, czerwoną pochwę w czarne kwiaty, uwieńczoną rękojeścią, której nadano kształt Nippońskiej kobiety, roniącej łzy wycięte z rubinów. - Oto właśnie prawdziwy Płacz Himiko, katana mego brata. On nie zdążył jej użyć lecz daje ją tobie... Jej potężne ostrze odnajdzie każdą lukę w zbroi wroga i oby pomogła ci w walce, to wszystko co mogę zrobić.
Neira jak najuprzejmiej mogła podziękowała staremu mistrzowi po czym obiecała że jeszcze prozmawiają podczas kolacji i wybiegła, ujrzawszy swego blondwłosego przyjaciela na dziobie. Minęli ich obejmujący się Ludwig i Anna, światło księżyca odbijało się w ich bladych obliczach a oni sami pogrążeni byli w rozmowie.
***

Badzum rozwalony na swym własnej konstrukcji tronie z kufrów, skrzyń, grubych futer i tych miękkich białych płóten obecnie już w najlepszym razie szarych, splunął kulką gęstej śliny na ostrze rębaka i dokładnie przetarł je grubym, czarnym czymś co znalazł w ładowni. Inne orki zawsze śmiały się gdy ich czarni kuzyni pieczołowicie (jak na standardy swej rasy) zajmowali się wyposażeniem. Oczywiście ci mniejsi szybko kończli z jednym z nowo wypolerowanych, wyostrzonych rembaków w czaszce. Badzum uwielbiał tę cześć dnia. Z racji braku częstych bitek, może nawet najbardziej. Ork spojrzał z prawdziwą dumą na błyszczące śmiercionośne ostrze i odłozył je najdelikatniej jak umiał na stos obok.
- Knur nakarmiony... pancyrz siem świci... winc mogem dalej siem brać za rembaki... aaa tera Kościomiel... - cedził przez wielkie kły Badzum, sięgając po wielki topór z krzywym wizerunkiem czaszki oraz kanciastą osełkę. - Nakładamy... i smarujemy... teraz ostrzem i znów polerujem...
Nagle ulubioną czynność przerwał mu jakiś człowieczek, nieprzyjemnie się na coś uskarżając.
Dziwnem. Człek od żarcia przylazł dziś coś wcześnie... I bez żarcia.
Jakiś mały kapelusznik stał przed szeregiem ludzi z halabardami, żywo gestykulując.
- ...nie możesz zabijać członków załogi! Wbij sobie do tego pustego łba dzikusie że zabijać wolno tylko na arenie i jak ktoś ci każe! To niedopuszczalne by... bla bla bla bla.
Wtem Badzum wyłowił coś interesującego z popiskiwania człowieka. "Mój Wrogochlast w ciele strażnika ?!"
- Mój rembak ? Niemożliwem, ja wsie rembaki mam przy sobie! O, właśnie je szykujem... - Badzum trzy razy przejrzał oba stosy, palce zaczęły mu drgać, wściekłość szarpała wszystkimi kończynami. Warga zaczęła mu drgać a z orczego gardła zaczął dochodzić niepokojący pomruk. Jakiś młodzieniec o długich włosach, splecionych w unglskie warkocze i rzadkim wąsem pod nosem cofnął się pięć kroków w tył.
- Radzę wam się teraz odsunąć... dla waszego dobra. - rzucił nieco przestraszony Edmund. Wszyscy żołnierze natychmiast poszli w jego ślady, lecz ficer wyrwał z ich rąk wielki orkowy miecz i jeszcze głośniej zrugał Badzuma, wskazując na jego broń.
Donosny ryk wstrząsnął halą. Wielka zielona piącha poleciała z prędkością głazu katapultowego i wyrwawszy zaskoczonemu kapelusznikowi Wrogochlasta rzuciła nim z impetem o pobliski stos skrzyń.
- JA MU WSIE GNATY PORACHUJEM! MOJEGO REMBAKA TKNĄŁ! CHOLYRNEMU CHAOSYCIE SIEM MOICH WSPANIAŁYCH BRONI ZACHCIEWA! JA MU ZARAZ JEDNĄ W CZEREPA WSADZEM AŻ DUPA Z NOGAMI ODPADNOM, O! - żołnierze natychmiast czmychnęli co sił w nogach, zostawiając ogłuszonego dowódcę. Edmund podrapał się po głowie i zaczął myśleć jak uspokoić orka, by przy tym nie stracić życia.

Tymczasem za grubą ścianą przez liczne szczeliny doskonale słychać było wybuch orka. Wredny uśmiech wykrzywił zarośniętą, straszliwą gębę minotaura, wylegiwującego się z rękoma za głową na swoim posłaniu. Jeden z jego gorów zachichotał a ten większy zapluł się próbując powtórzyć czyn krewniaka.
***

Łup! Łup! Łup!
- Czego tam do jasnej cholery ?! - wykrzyknął Gerhard otwierając drzwi. Od czasu gdy piętno Khorna pulsowało na jego ciele, domagając się więcej krwi dla krwawego boga, kapitan zrobił się nerwowy. Za każdym razem gdy ktoś pukał do jego drzwi spodzewał się co najmniej batalionu inkwizycji, zawsze zapominając że gdyby to byli oni, ostatnią żeczą jaką by zrobili byłoby pukanie.
- Zamówiony podweczorek, panie. - Eirenstern schował za pas trzymany w drugiej ręce za plecami gladius i przejął od lokaja zastawioną po brzegi tacę. Już chciał zamknąć nogą drzwi, gdy służący zatrzymał go grzebiąc w kieszeni. Po wyjątkowo napiętej chwili oczekiwania, Gerhard wreszcie został sam ze swoimi myślami i małą kopertą opatrzoną dziwnym stemplem z czarnego wosku. Kapitana nigdy nie interesowały herby i tym podobne więc bezceremonialnie przełamał lak i przeczytał krótką wiadomość.

"Kapitanie Eirenstern,
widzimy że twoja misja doznała nieprzyjemnych komplikacji. Rozkazano nam udzielić ci wszelkiego wsparcia i przekazać rozkazy Bractwa. Dziś wieczór udaj się do pokoju 115 na pokładzie pierwszym, czekamy.
Chwała Karmazynowej Czaszce!"


Gerhard zmiął papier i wrzucił do lampki oliwnej. Kultyści ? Tutaj ? W sumie nie powinien być zdziwiony... ale żeby tak narażali tajność i jego samego, wysyłając otwartą wiadomość ? Powinien ich za to zabić... ale potrzebuje pomocy, zwłaszcza dopóki ten Inkwizytor kręci się tak blisko. Wciąż myśląc o zaproszeniu Gerhard zasiadł do jedzenia.
***

Duriath obrócił się w stronę skrzypiących drzwi. Właśnie czyścił swojego Draicha i jeśli ktoś chciał go niepokoić... nie mógł wybrać gorszego momentu. Na szczęście w progu ukazała się czarna sylwetka asasyna, dzierżącego jakiś worek. Skrytobójca zamknął drzwi i podszedł rozpromieniony do Egzekutora.
- Witaj cieniu, mniemam że łowy były udane.
- Długo walczyły zdradzieckie kundle ? - zachichotał Landryol, rozwalony na fotelu przy oknie. Asasyn zgromił młodego korsarza wzrokiem, po czym wydobył z worka odciętą głowę druchii z wieloma bliznami na twarzy, całą aż po włosy obryzganą krwią. Z odciętej szyi zwieszał się naszyjnik z odciętych uszu.
- Już ciężej było dostać się na statek tych żałosnych ludzi. Ale już przy celu ten irytujący rycerzyk mnie poznał i narobił tyle hałasu że ich zaalarmował... Cóż, Widmo było dobre nawet zranił mnie pare razy... zanim poderżnąłem mu wszystkie tętnice hahaha. - zabójca spoważniał. - Ale ten drugi, ten mag skorzystał z okazji i umknął, sypiąc mi w oczy jakimś syfem! Nie mogłem go wytropić ale go znajdę, to kwestia czasu na pełnym morzu nie ucieknie... chyba że na dno, odwiedzić zwłoki towarzysza.
- Będziemy go szukać! Tylko on się liczy... a za głowę maga-renegata Konwent hojnie nas nagrodzi. Nenzar, tak ? Osobiście zetnę łeb tego szczura!

Tymczasem do kajuty Atheisa i Deliere na "Języczku Lileath" także chciał ktoś wejść. Deliere jak zwykle otworzyła uprzejmie drzwi, spodziewając się kogoś z załogi, jednak okrutne rysy twarzy bynajmniej nie należały do Wojownika Cienia. Wysoka postać w obszernym zielono-czerwonym płaszczu ze złotym gryfem na plecach wpadła prosto na Deliere, nieco się zataczając. Elfka natychmiast uderzyła napastnika wyćwiczonym ciosem łokcie w przeponę i kopnęła go między nogi. Natręt jęknął i świszcząc osunął się na niebieski dywan stakowego korytarza, tymczasem nadbiegł zatroskany Atheis, dzierżąc swą lutnię niczym maczugę. Kaptur postaci zsunął się w tył przy upadku.
- To ten Druchii!
- Ten dziwny mag, towarzysz widma z pierwszej walki!
- Auuuu - Nenzar kuląc się, wciąż jęczał lecz gdy tylko spojrzał w przestraszone oczy elfów, zaraz padł na kolana. - Błagam, huh ukryjcie mnie auuu proooszę. Chcą mnie zabić! Dorwali już Harrena a ja jestem następny, błagam szlachetni kuzyni zrobię co każecie. - rozedrgany mag padł do stóp Zdegustowanej Deliere.
- To Druchii! Oddajmy go Faoiltiarnie... jak on w ogóle się tu wkradł?
- Czyj to płaszcz i co tam pod nim chowasz, hę? - Atheis uniósł brew. Nenzar wciąż przestraszony do żywego patrzył kolejno na rozmówców aż zdecydował się odpowiedzieć obojgu na raz.
- Zwinąłem go sir Guiardowi, gdy nawiałem z "Rollanda". Zakryłem się nim, a że znam wasze obyczaje udało mi się minąć tych ponuraków w czarnych pelerynach... Chowam... eee... to moja... destylarka alkoholu... Błagam na wszystko co dla was święte, ukryjcie mnie! Już nie trzymam z nimi, wszyscy moi ziomkowie chcą mnie od zawsze zabić... teraz gdy nie ma Arnusa... mogę się wam przydać, mam klejnot, który może... no błaaagam! To oprócz potwora brodaczy jedyne miejsce gdzie nie będą mnie szukać! - pod koniec wywodu Nenzar niemal bełkotał i panicznie obejmował buty Deliere, jak ostatnią deskę ratunku. Atheis potarł podbródek i uśmiechnął się lekko.
- Destylarnia alkoholu? Hmm.. Deliere, najdroższa może jednak? Wydaje się... nieszkodliwy.


[ Dobra trza was rozruszać... ;)
Walka szósta: Badzum Stalowy Łep vs Neira ]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

McArmstrong przeglądał mapę -Noż w dupę! Toż to iście dokładna mapa!- zagrzmiał naradzajac się z Boinem -Nie spodziewałbym się ,gdyby ten stary cwaniaczek był przy budowie okrętu flagowego książątka!- Boin uśmiechnął się -I zwyczajnie przypadkiem zapomniał poinformować go o tajnych przejściach!?-

Krasnoludy długo naradzały się planując i przygotowując akcję. W końcu po wielu godzinach Bothan pociągnął łyk z piersiówki i westchnął -No to ustalone... Do skrzyń ładujemy ciebie ,dwóch moich czeladników Manora i Brokkiego oraz pięciu twoich chłopców! Lepiej nie brać marynarzy-zabójców ,zbyt się mogą... wczuć! Ja oraz Mulfgar zajmiejmy się "eskortą" skrzyń ,aby bezpiecznie i bez zbędnych ceregieli ze strażą dotarły do określonej ładowni z przejściem! -
Boin przerwał picie piwa i po przetarciu brody wtrącił -Ależ musisz być z nami ,aby mapa się przydała!-
Bothan zaśmiał się -Spokojnie! Wątpię ,czy te korniszony zdołają zatrzymać inżyniera z prochem! Poza tym nie będę tarabanił się w skrzyni! Za stary jestem!- pogładził brodę i kontynuował -A więc! Z ładowni wyjdzie Mulfgar i Jeden z twoich siepaczy! Te jełopy nawet się nie połapią!-
Dowódca zwiadowców wstał i zblizył się do okna -Mulfgar... nie lepiej mieć ze sobą takiego wojownika?-
Bothan westchnął -Ano przydałoby się w ostateczności... jednak przez jego głośne narzekania chociażby na ciasnotę tuneli usłyszy nas cała flota!- Boin zaśmiał się i pozwolił inżynierowi kontynuować
-No i tajnymi przejściami udamy się do kubryku ,gdzie zamknięto strażników! Twoja w tym głowa ,aby sprzątnąć po cichu straż oraz bez użycia moich głośnych przyrządów otworzyć drzwi! Pogadaj z Manorem ,kiedyś otwierał sejfy!-
Boin skinął głową -Zaufaj mi ,sposób sie znajdzie...-
Bothan nalewając piwa mówił dalej -I teraz przystąpimy do najtrudniejszej części!- odłożył beczułkę ,po nalaniu do pełna - Prędka ewakuacja! Nie możemy być wtedy razem! Osobno mamy większe szanse! Przechwyceni jeńcy oraz twoich 4 ludzi ,którzy będą musieli pomóc zapewne wycieńczonym kompanom udadzą się czym prędzej na sam tył ładowni! Z map wynika ,iż są tam drzwi do likwidacji zbędnych rzeczy i pasażarów na gapę! Tu czeka ich kąpiel ,ale zgarnie ich bezsilnikowa łódz ,zapewniona przez Makaissona.-
Harnarson uśmiechnął się częstując sie nalanym przez Bothana piwem -Plan doskonały! My oczywiście jakby nigdy nic wyjdziemy frontem z Gargantuana! W końcu zawodnikom ,zawsze i o kazdej porze przysługuje prawo zwiedzania statków!-
Bothan pociągnął łyk piwa i dodał -No i mamy plan awaryjny ,gdyby cokolwiek było nie tak. Malakai wyjatkowo zdenerował się na ostatnio spotykaną mgłę i uznając to za sztuczki elfów zapragnął mieć coś lepszego! Zamontował z moja pomocą w kominach coś jakby anty-filtry! Zamiast oczyszczać spaliny ,po włączeniu odpowiedniej funkcji komin je nasila! Po wykonaniu specjalnej procedury cały obręb floty zaczadzi się w gęstej czarnej chmurze! Toż to doskonały sposób maskowania się!-
Boin zasmiał się -Maskowanie się i kamuflaż to nie jest! Uwierz mi ,wiem co mówię! Ale sposób idealny do odwrócenia uwagi i zaślepienia przeciwnika! Jednak w moich warunkach to się nie sprawdzi!-
Bothan prędko dodał - Mało tego! W przypadku potrzeby ,oprócz mgły ,cały okręt wypali salwami co zagłuszy wszelakie dźwięki! Najwyzej powiemy ,zę to z okazji urodzin kapitana!-
Harnarson wypił piwo i rzekł -No to wszystko powinno się udać ,jednak koniec akcji niekoniecznie będzie chichy! ZDROWIE!- wykrzyknął zwiadowca- A on ma jutro urodziny? -
Bothan zaśmiał się -Wątpię! Zdrowie!-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Wybuch złości Badzuma prawdopodobnie słyszalny był nie tylko w sąsiednich kajutach. Prawdopodobnie słyszalny był wszędzie.
I tylko to było teraz normalne w tym orku. Tylko to, ponieważ, chociaż być może wcale nie zdawał sobie z tego sprawy, ale jego złość nie była spowodowana samym faktem kradzieży. Podświadomość Herszta odnotowała więcej, niż jego mały móżdżek i zakiełkowały obawy... Obawy, że coś z tą bronią jest nie tak. Chaosyci są znani z pewnej pokrętnej celowości swoich działań - nikt nie kradłby Rembaka (nawet tak porządnego) bez przyczyny, będąc tak maleńkiej postury jak ten nieszczęśnik.

Wzruszył ramionami i poprowadził swego dzika na arenę Gargantuana, gdyż jak wspomniałem, jego mały móżdżek tak naprawdę nie zarejestrował nic niepokojącego.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Nikt nie pisze to poprowadzę drugi wątek 8) ]
-Sigmarze Wielki! Użycz mi swej ciężkiej ręki! Spraw bym zniszczył swoje lęki! I sprowadził wrogom męki!- modlił się w pogrążeniu Reiner Eisenwald.
Nagle przerwało mu natarczywe pukanie do drzwi. Wykonał znak Sigmara i chwycił nóż i chowając go za plecami otworzył. Do pokoju wszedł sługa i wniósł tacę -Podwieczorek miłościwy panie!-. Łowca czarownic trzasnął drzwiami i złapał człowieka za kołnierz przyciskając go do ściany jedną ręką ,a drugą przyłożył ostrze do jego szyji. -Więc...- szepnął cicho inkwizytor do przestraszonego służacego -w...więc... panie?- wymamrotał z drżeniem w głosie. Łowca przycisnął go mocniej i warknął -Gdzie posiłek zawodnika ,głupcze?! Miałeś najpierw pokazać go mnie! Razem ze wszystkimi wiadomościami!- sługa po usłyszanych słowach zbladł ,a w jego oczach pojawiły się łzy -Pppanie... błagam... zapomniałem... Sigmar mi świadkiem!- Reiner przerwał mu i chłodnych głosem zapytał -Co mu dałeś?- służacy jęknął -Jedzenie i tylko jakiś liścik ,z czarną pieczęcią! Błągam! Na smierć zapomniałem! - łowca czarownic wymamrotał -Zgadza się ,głupcze... na śmierć... w imieniu światyni Sigmara i tak dalej i tak dalej... z kodeksu i tym podobne...- wymamrotał z pogardą inkwizytor -Skazuję cię na śmierć!- nie czekając na jęki skazańca chwycił go obiema rękoma po czym szybkim ruchem wypchnął przez okno ,kiedy widział ,ze nie poszedł na dno wyciągnął z szafy kuszę i oddał celny strzał ,który zabarwił wodę krwią.- Dobrze ,ze poprosiłem o większe okna...- pomyślał po czym odłożył broń -No to mamy problem... trza będzie śledzić heretyka...-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

ODPOWIEDZ