Jako jeden z niewielu skutków ubocznych uświatowienia GW, które są na + można policzyć to że książki zaczęli pisać min. bardziej przystępnym językiem i nie ma frazeologizmów czy żartów językowych które mają sens tylko po angielsku.
W ogóle po tym cyklu Malekith urósł do jednego z moich ulubionych książkowych bohaterów, genialne opisy itd. Np. gdy ścierają się z flotą Caledora (jeszcze nie Wiedźmi) Król stoi na dziobie, a bełty i strzały zaciemniają słońce, spada z nieba smoczy ogień i błyskawice - totalna apokalipsa. Jeden z przybocznych uniżenie sugeruje mu cofnięcie się do tyłu na co Mal łapie go za kudły i wykrzykuje mu w twarz "Potępiony głupcze, na prawdę uważasz że jestem śmiertelny, czy tylko tęskno ci do braci zdrajców na dnie morza ?!" Po czym każe płynąć w sam środek huraganu - na okręt Caledora.
Albo jak otruł całą radę, kóra leży zdychając w konwulsjach; Malekith idzie do Płomieni żeby się ukoronować i po drodze mija Bel-Shanaara, który natychmiast odwraca krwawiące oczy w przeciwną stronę. Malekith przydeptuje mu butem głowę, tak żeby musiał patrzeć mu prosto w oczy i mówi: "Thank you for keeping my father's throne warm during all these centuries... cultist."
No i jeszcze jak za czasów swej świetności po zawarciu traktatu usiłuje na uczcie przepić krasnoludzkiego króla...
