ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA
Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA
[Dalsza część prologu, retrospekcja i oczywiście najważniejsze- bitka! ]
Focza Przystań. Miasto założone przez Balimunda Szkutnika pokolenia temu z niewielkiej mieściny zajmującą się produkcją łodzi, szybko przekształciła się w bazę połowu ryb, fok, morsów i czasem wielorybów. Zimne wody zatoki obfitowały w zwierzynę i miasto stało się źródłem futer, mięsa i tranu. Okoliczne lasy dostarczały zwierzyny łownej, którą mieszkańcy urozmaicali sobie dietę. Osada prosperowała więc.
Aż pewnego dnia miastem wstrząsnęła tragedia, wieści czarne niczym skrzydła kruka przyszły z północy. Jedyny syn jarla Thorgara Złamanego Wiosła poległ. Choć stary Ragnarsson myślał, że jest gotowy na takie wieści od dnia, gdy młody Kharlot wybrał ścieżkę wybrańca, jednak żałobę nosił przez wiele dni. Potem cień zdawał się ustąpić, Thorgar zaprzyjaźnił się z Bjarnem z Graelingów, wspólnie wznosili kufle ale i wykrwawiali bandy Kurgan z północy. Wszystko zdążało ku lepszemu. Lecz czarne chmury powróciły. Kilka miesięcy temu odeszła ukochana żona Thorgara, Skeggi. Zmarła na serce, jak mówił Vitki. Jej kurhan stanął na wzgórzu za miastem. Pogrążony w smutku Ragnarsson padł przed nim na kolana, krzycząc pod niebiosa. Pytał bogów ile jeszcze? Jaki los zgotowali mu i czym sobie nań zasłużył?
A bogowie odpowiedzieli. Nie od razu i nie przez szamanów. Słowo bogów przyleciało na skórzastych skrzydłach koloru indygo.
***
To był spokojny wieczór, płatki śniegu prószyły z chmur, tańcząc na delikatnym wietrze z zatoki. Thorgar spoglądał na nią z okna. Jego brązowe oczy omiatały wybrzeże, przenosząc się na las i wzgórze. Rozmyślał. Niepokojące wieści dochodziły go z zachodu. Meldowano o całych wsiach i miasteczkach spalonych do gołej ziemi, o wrogu, który nie zostawiał śladów. I świadków. Ragnarsson nie wierzył w to, by kazackim psom udało się minąć ziemie Aeslingów, jak głosiła plotka. Nie, to było coś nowego. W całym tym zniszczeniu było coś... przerażającego. Spodziewając się ataku jarl kazał wzmocnić straże, gromadzić zapasy żywności i wody, a Harald Kamieniarz od wielu dni sprawdzał stan murów, doszukując się wszelkich skaz w kamieniu. Thorgar czuwał i czekał.
Wiatr ustał zupełnie, wytrącając mężczyznę z rozmyślań. Przeszedł go dreszcz, paskudne uczucie wędrowało wzdłuż kręgosłupa niczym lodowe szpony. Dorzucił drwa do kominka, a ogień, który przygasał, zajął podsuwane mu paliwo i zatańczył wesoło na suchych pniakach.
Nagłe uderzenie wiatru zawyło na zewnątrz, zaszumiały sosny, jodły i świerki, szczekający gdzieś w oddali pies zamilkł. Thorgar spojrzał jeszcze raz przez okno. Jego serce zamarło na moment, pochwycone lodowatymi szponami strachu.
-Nie...-szepnął.
Zerwał się z miejsca, wyłamując niemal drzwi wypadł z domostwa. Rozległ się róg wartowników, którzy dostrzegli niebezpieczeństwo, które przybyło na skrzydłach burzy.
(http://www.youtube.com/watch?v=ybuop0346y0)
Ogromny gwiezdny smok załopotał skrzydłami wzlatując nad uśpionym miastem i zionął ogniem. Płomienie spadły z niebios, paląc drewno, słomę i kamień. Po nieboskłonie rozległ się ryk. Oto dwa inne smoki nadleciały z południa w dziele zniszczenia.
Języki ognia ogarnęły strzechy, momentalnie zajmując je. Ludzie krzyczeli przerażeni, uciekając chaotycznie przed miasto. Wokół panowały śmierć i trwoga, smród palonego mięsa uderzał ze wszystkich stron, gęsty, gryzący dym wweircał się w oczy. Zewsząd dobiegały krzyki ludzi żywcem palonych na popiół. Jakiś wojownik tarczą osłaniał biegnące dziecko. Płomienie zajęły jego puklerz i zbroję, jego skóra stopiła się i odpadała czarnymi płatami, włosy jego gęstej i dumnej brody spłonęły w okamgnieniu. Padł w końcu, gdy jego nogi trzasnęły jak zapałki z obrzydliwym chrupnięciem. W ostatnim wysiłku spojrzał na ratowaną dziewczynkę... Leżała kilkanaście metrów dalej, wijąc się w potwornym bólu, gdy smoczy dech ogarnął jej koronkową sukienkę.
Aliner odetchnął rześkim, mroźnym powietrzem. Widok rozpościerał się zaiste malowniczy, ta kraina była niemal tak piękna, jak Caledor zimą. Szkoda, że zamieszkiwały ją tak prymitywne istoty. Blask płonącego miasta rzucał świetlistą łunę, tenże blask cudownie mieszał się z ciemną zielenią sosnowego lasu i błekitno-białym blaskiem śniegu. Ciemny nieboskłon pokryty był gwiazdami, jaśniejącymi dziś szczególnie pięknie.
Smok wyprężył szyję i wyrzucił z siebie kolejny potok płomienia. Aliner odłożył łuk i sięgnął do juków po lirę. Taka malownicza sceneria nie mogła pozostać bez pieśni. Uderzył w delikatne struny, rozpostarte niczym pajęcza sieć pomiędzy dwoma złotymi ramionami. Elf zaintonował pieśń z ojczystego Caledoru. Słowa w melodyjnym języku mówiły o elfiej dziewczynie, która spotkała ukochanego w ogrodzie róż zimową porą.
Pieśń miała trzy zwrotki. Elf zbliżał się do jej końca, gdy syknęła strzała. Prosta, wystrzelona z krótkiego łuku z kości wieloryba poszybowała w rozpaczliwej próbie odwetu. Wystrzelona w pośpiechu, odnalazła swój cel.
Lira brzdęknęła żałośnie, gdy żelazny grot uderzył w złote ramiona, jęknęły pękające struny. Aliner syknął, wypuszczając z rąk zniszczony instrument. Zawrzało w nim. Cóż za barbarzyńcy i dzikusy! Te nieokrzesane prymitywy trafiły go prosto w drogocenną lirę, instrument, który liczył sobie więcej niż to ich zawszone miasto! Smoczy książę poczerwieniał w gniewie i sięgnął po lancę. Pora zmieść tych barbarzyńców w pył.
Thorgar sapnął i dźwignął się na kolana. W uszach mu chuczało, w ustach czuł metalicznych smak krwi. Wokół panowało piekło. Hucząca ściana ognia rosła i pożerała kolejne chaty, jego ludzie umierali z krzykiem na jego oczach... ludzie, których miał chronić. Czuł wzbierającą falę mdłości, lecz powstrzymał się. Z trudem wstał na nogi, zesztywniałe i nieporadne. Oczy jego, czerwone od gorąca przestały łzawić. Widział tylko zniszczenie i trupy, czarnobrunatne skorupy, które rozpadały się na proch przy dotknięciu. Ujął tarczę w zdrętwiałą rękę. Czuł jak serce mocniej zabiło w jego piersi, krew szybciej popłynęła mu w żyłach. Podniósł z ziemi swój wierny topór. Zesztywnienie i ból opadły jak stare okowy, a stary wojownik jeszcze raz poczuł w sobie dawny wigor. Wciągnął w płuca pełne żaru powietrze. Wiedział co robić.
-DALEJ! ZA MNĄ, TRZEBA WYDOSTAĆ SIĘ Z MIASTA!-krzyknął, wskazując drogę.
Biegł przez płonące miasto, zbierając kogo się da. Zbierał wszystkich, wiernych wojowników, przerażone kobiety i łkające dzieci. Jarl osobiście sprawdzał domostwa, rąbiąc płonące belki i wyciągając kogo się da z tego inferna, osłaniał tarczą przed spadającym żarem. Mijali kolejne ulice, zbierając ludzi w stale rosnący korowód uciekinierów. W końcu grupa minęła bramę i powędrowała w kierunku zatoki. Lecz nie był to koniec niebezpieczeństwa.
Powietrze rozdarł złoty dźwięk trąbki. Długie, biało-błękitne szeregi włóczników ruszyły na Norsmenów. Ich długie, srebrzyste groty jaśniały w łunie szalejącego pożaru, blask odbijał się od ich hełmów.
-Sigi, prowadź kobiety i dzieci w góry.-zwrócił się do jednej z kobiet Thorgar, wciąż patrząc na linie elfów. -Będziemy osłaniać waszą ucieczkę.
Sigi przełknęła ślinę i przytaknęła.
-To był zaszczyt, jarlu Thorgarze. -rzucił stojący obok sędziwy mąż o białej jak śnieg brodzie.-Wreszcie dołączę do przodków.
-Valhalla czeka.-odparł Ragnarsson.
Ruszyli ku sobie, chłodna stal i nienawiść, przeciw żywiołowi i dzikim sercom pełnym gniewu. Nikt z wojowników północy nie liczył na zwycięstwo, była ich ledwie garstka. Walczyli, by ich bliscy mogli żyć. Odważny ginie raz, tchórz po tysiąckroć.
Syknęły strzały, wysyłając do grona przodków wielu mężów. Zwarli się z trzaskiem, metal uderzył o metal, drewno tarło o drewno. Błysnęły runy, ithilmar spłynął krwią. Thorgar prowadził ich. Swym czarnym toporem rąbał na prawo i lewo, łamał tarcze i drzewce. Groty raz po raz uderzały w jego tarczę, krusząc ją coraz bardziej. Trudno było o lepszy koniec- z najwierniejszymi wojami u boku, w ogniu bitwy. Żałował jedynie, że nie miał było z nim syna.
Ziemia zadrżała, gdy na tyły Norsmenów spadł smok, miażdżąc i paląc dzielnych wojów, wielu padło od lśniącej lancy pogardliwie spoglądającego z siodła księcia.
Byli w okrążeniu, on i jego najwierniejsi wojownicy. Norsmeni padali jeden po drugim, każdy okupując swój upadek krwią wrogów. Od elfich włóczni padł już Baldur Silnoręki i Harald Kamieniarz, spłonęli Lars Orle Oko i Rolf Dębowa Tarcza, polegli Floki Cieśla i Lothar Nicpoń. Thorgar czuł, że zbliża się jego kolej.
Wtem w oddali, z ciemnego lasu rozległ się dźwięk rogu, dźwięk długi i mocny, inny od elfich instrumentów. Była to pieśń odsieczy. A wtedy niebo rozdarł okrzyk, na który Ragnarsson zaśmiał się radośnie.
-EISSVANFIOOOOOORD!!!
[Zostańcie z nami... ]
Focza Przystań. Miasto założone przez Balimunda Szkutnika pokolenia temu z niewielkiej mieściny zajmującą się produkcją łodzi, szybko przekształciła się w bazę połowu ryb, fok, morsów i czasem wielorybów. Zimne wody zatoki obfitowały w zwierzynę i miasto stało się źródłem futer, mięsa i tranu. Okoliczne lasy dostarczały zwierzyny łownej, którą mieszkańcy urozmaicali sobie dietę. Osada prosperowała więc.
Aż pewnego dnia miastem wstrząsnęła tragedia, wieści czarne niczym skrzydła kruka przyszły z północy. Jedyny syn jarla Thorgara Złamanego Wiosła poległ. Choć stary Ragnarsson myślał, że jest gotowy na takie wieści od dnia, gdy młody Kharlot wybrał ścieżkę wybrańca, jednak żałobę nosił przez wiele dni. Potem cień zdawał się ustąpić, Thorgar zaprzyjaźnił się z Bjarnem z Graelingów, wspólnie wznosili kufle ale i wykrwawiali bandy Kurgan z północy. Wszystko zdążało ku lepszemu. Lecz czarne chmury powróciły. Kilka miesięcy temu odeszła ukochana żona Thorgara, Skeggi. Zmarła na serce, jak mówił Vitki. Jej kurhan stanął na wzgórzu za miastem. Pogrążony w smutku Ragnarsson padł przed nim na kolana, krzycząc pod niebiosa. Pytał bogów ile jeszcze? Jaki los zgotowali mu i czym sobie nań zasłużył?
A bogowie odpowiedzieli. Nie od razu i nie przez szamanów. Słowo bogów przyleciało na skórzastych skrzydłach koloru indygo.
***
To był spokojny wieczór, płatki śniegu prószyły z chmur, tańcząc na delikatnym wietrze z zatoki. Thorgar spoglądał na nią z okna. Jego brązowe oczy omiatały wybrzeże, przenosząc się na las i wzgórze. Rozmyślał. Niepokojące wieści dochodziły go z zachodu. Meldowano o całych wsiach i miasteczkach spalonych do gołej ziemi, o wrogu, który nie zostawiał śladów. I świadków. Ragnarsson nie wierzył w to, by kazackim psom udało się minąć ziemie Aeslingów, jak głosiła plotka. Nie, to było coś nowego. W całym tym zniszczeniu było coś... przerażającego. Spodziewając się ataku jarl kazał wzmocnić straże, gromadzić zapasy żywności i wody, a Harald Kamieniarz od wielu dni sprawdzał stan murów, doszukując się wszelkich skaz w kamieniu. Thorgar czuwał i czekał.
Wiatr ustał zupełnie, wytrącając mężczyznę z rozmyślań. Przeszedł go dreszcz, paskudne uczucie wędrowało wzdłuż kręgosłupa niczym lodowe szpony. Dorzucił drwa do kominka, a ogień, który przygasał, zajął podsuwane mu paliwo i zatańczył wesoło na suchych pniakach.
Nagłe uderzenie wiatru zawyło na zewnątrz, zaszumiały sosny, jodły i świerki, szczekający gdzieś w oddali pies zamilkł. Thorgar spojrzał jeszcze raz przez okno. Jego serce zamarło na moment, pochwycone lodowatymi szponami strachu.
-Nie...-szepnął.
Zerwał się z miejsca, wyłamując niemal drzwi wypadł z domostwa. Rozległ się róg wartowników, którzy dostrzegli niebezpieczeństwo, które przybyło na skrzydłach burzy.
(http://www.youtube.com/watch?v=ybuop0346y0)
Ogromny gwiezdny smok załopotał skrzydłami wzlatując nad uśpionym miastem i zionął ogniem. Płomienie spadły z niebios, paląc drewno, słomę i kamień. Po nieboskłonie rozległ się ryk. Oto dwa inne smoki nadleciały z południa w dziele zniszczenia.
Języki ognia ogarnęły strzechy, momentalnie zajmując je. Ludzie krzyczeli przerażeni, uciekając chaotycznie przed miasto. Wokół panowały śmierć i trwoga, smród palonego mięsa uderzał ze wszystkich stron, gęsty, gryzący dym wweircał się w oczy. Zewsząd dobiegały krzyki ludzi żywcem palonych na popiół. Jakiś wojownik tarczą osłaniał biegnące dziecko. Płomienie zajęły jego puklerz i zbroję, jego skóra stopiła się i odpadała czarnymi płatami, włosy jego gęstej i dumnej brody spłonęły w okamgnieniu. Padł w końcu, gdy jego nogi trzasnęły jak zapałki z obrzydliwym chrupnięciem. W ostatnim wysiłku spojrzał na ratowaną dziewczynkę... Leżała kilkanaście metrów dalej, wijąc się w potwornym bólu, gdy smoczy dech ogarnął jej koronkową sukienkę.
Aliner odetchnął rześkim, mroźnym powietrzem. Widok rozpościerał się zaiste malowniczy, ta kraina była niemal tak piękna, jak Caledor zimą. Szkoda, że zamieszkiwały ją tak prymitywne istoty. Blask płonącego miasta rzucał świetlistą łunę, tenże blask cudownie mieszał się z ciemną zielenią sosnowego lasu i błekitno-białym blaskiem śniegu. Ciemny nieboskłon pokryty był gwiazdami, jaśniejącymi dziś szczególnie pięknie.
Smok wyprężył szyję i wyrzucił z siebie kolejny potok płomienia. Aliner odłożył łuk i sięgnął do juków po lirę. Taka malownicza sceneria nie mogła pozostać bez pieśni. Uderzył w delikatne struny, rozpostarte niczym pajęcza sieć pomiędzy dwoma złotymi ramionami. Elf zaintonował pieśń z ojczystego Caledoru. Słowa w melodyjnym języku mówiły o elfiej dziewczynie, która spotkała ukochanego w ogrodzie róż zimową porą.
Pieśń miała trzy zwrotki. Elf zbliżał się do jej końca, gdy syknęła strzała. Prosta, wystrzelona z krótkiego łuku z kości wieloryba poszybowała w rozpaczliwej próbie odwetu. Wystrzelona w pośpiechu, odnalazła swój cel.
Lira brzdęknęła żałośnie, gdy żelazny grot uderzył w złote ramiona, jęknęły pękające struny. Aliner syknął, wypuszczając z rąk zniszczony instrument. Zawrzało w nim. Cóż za barbarzyńcy i dzikusy! Te nieokrzesane prymitywy trafiły go prosto w drogocenną lirę, instrument, który liczył sobie więcej niż to ich zawszone miasto! Smoczy książę poczerwieniał w gniewie i sięgnął po lancę. Pora zmieść tych barbarzyńców w pył.
Thorgar sapnął i dźwignął się na kolana. W uszach mu chuczało, w ustach czuł metalicznych smak krwi. Wokół panowało piekło. Hucząca ściana ognia rosła i pożerała kolejne chaty, jego ludzie umierali z krzykiem na jego oczach... ludzie, których miał chronić. Czuł wzbierającą falę mdłości, lecz powstrzymał się. Z trudem wstał na nogi, zesztywniałe i nieporadne. Oczy jego, czerwone od gorąca przestały łzawić. Widział tylko zniszczenie i trupy, czarnobrunatne skorupy, które rozpadały się na proch przy dotknięciu. Ujął tarczę w zdrętwiałą rękę. Czuł jak serce mocniej zabiło w jego piersi, krew szybciej popłynęła mu w żyłach. Podniósł z ziemi swój wierny topór. Zesztywnienie i ból opadły jak stare okowy, a stary wojownik jeszcze raz poczuł w sobie dawny wigor. Wciągnął w płuca pełne żaru powietrze. Wiedział co robić.
-DALEJ! ZA MNĄ, TRZEBA WYDOSTAĆ SIĘ Z MIASTA!-krzyknął, wskazując drogę.
Biegł przez płonące miasto, zbierając kogo się da. Zbierał wszystkich, wiernych wojowników, przerażone kobiety i łkające dzieci. Jarl osobiście sprawdzał domostwa, rąbiąc płonące belki i wyciągając kogo się da z tego inferna, osłaniał tarczą przed spadającym żarem. Mijali kolejne ulice, zbierając ludzi w stale rosnący korowód uciekinierów. W końcu grupa minęła bramę i powędrowała w kierunku zatoki. Lecz nie był to koniec niebezpieczeństwa.
Powietrze rozdarł złoty dźwięk trąbki. Długie, biało-błękitne szeregi włóczników ruszyły na Norsmenów. Ich długie, srebrzyste groty jaśniały w łunie szalejącego pożaru, blask odbijał się od ich hełmów.
-Sigi, prowadź kobiety i dzieci w góry.-zwrócił się do jednej z kobiet Thorgar, wciąż patrząc na linie elfów. -Będziemy osłaniać waszą ucieczkę.
Sigi przełknęła ślinę i przytaknęła.
-To był zaszczyt, jarlu Thorgarze. -rzucił stojący obok sędziwy mąż o białej jak śnieg brodzie.-Wreszcie dołączę do przodków.
-Valhalla czeka.-odparł Ragnarsson.
Ruszyli ku sobie, chłodna stal i nienawiść, przeciw żywiołowi i dzikim sercom pełnym gniewu. Nikt z wojowników północy nie liczył na zwycięstwo, była ich ledwie garstka. Walczyli, by ich bliscy mogli żyć. Odważny ginie raz, tchórz po tysiąckroć.
Syknęły strzały, wysyłając do grona przodków wielu mężów. Zwarli się z trzaskiem, metal uderzył o metal, drewno tarło o drewno. Błysnęły runy, ithilmar spłynął krwią. Thorgar prowadził ich. Swym czarnym toporem rąbał na prawo i lewo, łamał tarcze i drzewce. Groty raz po raz uderzały w jego tarczę, krusząc ją coraz bardziej. Trudno było o lepszy koniec- z najwierniejszymi wojami u boku, w ogniu bitwy. Żałował jedynie, że nie miał było z nim syna.
Ziemia zadrżała, gdy na tyły Norsmenów spadł smok, miażdżąc i paląc dzielnych wojów, wielu padło od lśniącej lancy pogardliwie spoglądającego z siodła księcia.
Byli w okrążeniu, on i jego najwierniejsi wojownicy. Norsmeni padali jeden po drugim, każdy okupując swój upadek krwią wrogów. Od elfich włóczni padł już Baldur Silnoręki i Harald Kamieniarz, spłonęli Lars Orle Oko i Rolf Dębowa Tarcza, polegli Floki Cieśla i Lothar Nicpoń. Thorgar czuł, że zbliża się jego kolej.
Wtem w oddali, z ciemnego lasu rozległ się dźwięk rogu, dźwięk długi i mocny, inny od elfich instrumentów. Była to pieśń odsieczy. A wtedy niebo rozdarł okrzyk, na który Ragnarsson zaśmiał się radośnie.
-EISSVANFIOOOOOORD!!!
[Zostańcie z nami... ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Świetna historia, aż nie mogę doczekać się kolejnej areny
Ale tak na marginesie włączyłbym ze dwie swoje uwagi:
a) Elfy miały rozkaz nie atakowania ludności cywilnej, i raczej by się tego trzymały. Nie są na tyle okrutne aby tylko dla samej rzezi rozbijać wioski norsmenów, raczej jakieś większe miasta, przystanie i twierdze. To co różni Ulthuańczyków od ich kuzynów to, to że ci pierwsi nie zabijają dla przyjemności.
b) Elfy są zapatrzonymi w siebie dupkami, ale chyba nie aż tak żeby grać na lirze w czasie ataku.
Ale ogólnie bardzo mi się podoba ]
Ale tak na marginesie włączyłbym ze dwie swoje uwagi:
a) Elfy miały rozkaz nie atakowania ludności cywilnej, i raczej by się tego trzymały. Nie są na tyle okrutne aby tylko dla samej rzezi rozbijać wioski norsmenów, raczej jakieś większe miasta, przystanie i twierdze. To co różni Ulthuańczyków od ich kuzynów to, to że ci pierwsi nie zabijają dla przyjemności.
b) Elfy są zapatrzonymi w siebie dupkami, ale chyba nie aż tak żeby grać na lirze w czasie ataku.
Ale ogólnie bardzo mi się podoba ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[Wśród tych, co przetrwali pożar było sporo wojowników, więc atak był uzasadniony. A większość miast na nabrzeżu, mniejszych i większych posiadało pewną ilość łodzi.
Ach i uprzedzam stwierdzenie, że do Norski mieli przybyć wyłącznie smoczy książęta- dla sił powietrznych potrzebne jest zaplecze, jednak są to siły uderzeniowe, nie okupacyjne. ]
Ach i uprzedzam stwierdzenie, że do Norski mieli przybyć wyłącznie smoczy książęta- dla sił powietrznych potrzebne jest zaplecze, jednak są to siły uderzeniowe, nie okupacyjne. ]
Ostatnio zmieniony 26 gru 2013, o 13:46 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Tego, że przybyli jeszcze żołnierze nie nie neguję]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ elfy nie sa dupkami... Dla mnie gra na lirze i to artystyczne zapatrzenie robi mega epicki klimat i pasuje idealnie. A jakoś dziwnie by to wyglądało z oszczedzaniem cywili... Wojna to wojna zwlaszcza odwetowa, i skoro cywili wyrzyna i spala miasto nawet banda rozzloszczonych bojem zoldakow imperialnych czy bretonskich rycerzy to dziwnie by wygladal wstrzymujacy sie od tego wielki jaszczur ziejacy ogniem ]
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Elfy pod wieloma względami są dupkami, egoistyczne, pewne siebie itp.
Ale na pewno nie są tak nieczułe aby grać na lirze piosenki miłosne gdy wokół umierają ludzie. Tak mógłby postąpić DE a nie HE. A co do ludności cywilnej to i owszem, ofiar nie da się uniknąć ale starały by się je zminimalizować i na przykład nie dały by rozkazu aby zaatakować korowód cywili który ucieka z miasta]
Ale na pewno nie są tak nieczułe aby grać na lirze piosenki miłosne gdy wokół umierają ludzie. Tak mógłby postąpić DE a nie HE. A co do ludności cywilnej to i owszem, ofiar nie da się uniknąć ale starały by się je zminimalizować i na przykład nie dały by rozkazu aby zaatakować korowód cywili który ucieka z miasta]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
coś się może znajdzie skoro tak... najlepiej byłoby gdyby nasz MG podałby dokładną godzinę wrzucenia Areny, to jak postać masz już gotową to wszedłbyś z całą pewnością. Ale by było jakby się 32 osoby zleciały...
@MMH skoro tak twierdzisz... ja zawsze miałem wizje rasy która w iście tolkienowskim stylu jest w stanie poświęcić lub zlekceważyć zniszczenie wśród innych ras, którymi skrycie pogardzają (oprócz Teclisa i paru innych, którzy zrozumieli że wymierają i pokłada w ludziach nadzieję)
@MMH skoro tak twierdzisz... ja zawsze miałem wizje rasy która w iście tolkienowskim stylu jest w stanie poświęcić lub zlekceważyć zniszczenie wśród innych ras, którymi skrycie pogardzają (oprócz Teclisa i paru innych, którzy zrozumieli że wymierają i pokłada w ludziach nadzieję)
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Elfy pogardzają innymi rasami, ale nie są nieczułymi zabójcami. Większość z nich jest mocno honorowa (chociaż dla nich honor jest lekko czym innym) i jestem pewny iż nie zachowały by się tak zimno w czasie rzezi, zwłaszcza jeśli cierpieli niewinni.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
I właśnie dlatego możeby zabezpieczyć miejsca napalonym entuzjazmem graczom, zwłaszcza że to miałaby być ich pierwsza Arena...
Ludzie... przez was napadła mnie wizja: zagłodzony i zapuszczony koleś w pokutniczym worze przed kompem w ciemnym pokoju, przykuty łańcuchami do klawiatury i z przekrwionymi oczyma pisze fluff. Wtedy z cienia wyłania się Inkwizytor, by sprawdzić czy skończył. Cenzura, więc czyta czyta czyta... i nagle wrzeszczy: "HERESY!" po czym gwałtownym ruchem wbija gościowi twarz w monitor i naciska Delete. Komputer razem z graczem stają w płomieniach, a Inkiwzytor notuje "więzień zginął przy próbie ucieczki" po czym odchodzi poprawiajac kapelusz i mówiąc -Heretycka grafomania...
Ludzie... przez was napadła mnie wizja: zagłodzony i zapuszczony koleś w pokutniczym worze przed kompem w ciemnym pokoju, przykuty łańcuchami do klawiatury i z przekrwionymi oczyma pisze fluff. Wtedy z cienia wyłania się Inkwizytor, by sprawdzić czy skończył. Cenzura, więc czyta czyta czyta... i nagle wrzeszczy: "HERESY!" po czym gwałtownym ruchem wbija gościowi twarz w monitor i naciska Delete. Komputer razem z graczem stają w płomieniach, a Inkiwzytor notuje "więzień zginął przy próbie ucieczki" po czym odchodzi poprawiajac kapelusz i mówiąc -Heretycka grafomania...
A, właśnie. Nowym na Arenie pragnę zaznaczyć, żehistoria postaci to dopiero początek, clue programu jest roleplay. Dlatego oprócz miksturek za historię będą przyznawane relikwie na koniec każdego etapu za najciekawszy i najbardziej przemyślany sposób odgrywania postaci.
Nie Matis, nie chodzi mi o zabijanie krwiopijców niziołkami-inkwizytorami-piromanami-ćpunami-pijakami-megalomaniakami.
Nie Matis, nie chodzi mi o zabijanie krwiopijców niziołkami-inkwizytorami-piromanami-ćpunami-pijakami-megalomaniakami.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[Świetny pomysł ,Byqu!
Naprawdę nie trzeba 24h na dobę siedzieć ze stosem ksiażek przy klawiaturze i pisać mega epickie teksty co do ziarenka zgodne z fluffem (choć i takie sie zdarzaja ) ,wystarczy od czasu do czasu ustosunkować się do czegoś albo włączyć w event
@Grimgor
piękna wizja ]
Naprawdę nie trzeba 24h na dobę siedzieć ze stosem ksiażek przy klawiaturze i pisać mega epickie teksty co do ziarenka zgodne z fluffem (choć i takie sie zdarzaja ) ,wystarczy od czasu do czasu ustosunkować się do czegoś albo włączyć w event
@Grimgor
piękna wizja ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!