Temat filmowy
Moderatorzy: Heretic, Grolshek, Albo_Albo
- Slayer Zabójców
- Masakrator
- Posty: 2332
- Lokalizacja: Oleśnica
Siedzę i oglądam sobie panel z blizzconu o filmie Warcraft no cóż film za dwa lata ale jak ludzie z firmy mówią, że to połączenie Avatara + Lotra no to może być ciekaaaawy film
LICZNIK: W/D/L od 2012
Brettonia 23/1/13
Lizardmen 1/0/0 <-------- FTW
Brettonia 23/1/13
Lizardmen 1/0/0 <-------- FTW

Fumijako pisze: Przepraszam bardzo, ale mag Khorna na dysku jest rzeczą , którą nie nazwałbym , że jest dla słabych
Specjalnie nie wrzucam tego do rozluźniania:p
Spacey mistrzowsko naśladuje np. Marlona Brando, Clinta Eastwooda czy Cristopher'a Walkena. Jednak to co robi z Alem Pacino to hit
http://www.youtube.com/watch?v=fIQMptnTf0s
Spacey mistrzowsko naśladuje np. Marlona Brando, Clinta Eastwooda czy Cristopher'a Walkena. Jednak to co robi z Alem Pacino to hit
http://www.youtube.com/watch?v=fIQMptnTf0s
Wiara, że istnieje bóg i Niebo, że Maria nigdy nie umarła, że Jezus nie miał ziemskiego ojca i chodził po wodzie, że modlitwy zostają spełnione, — żadne z tych przekonań nie jest poparte dowodami. A jednak wierzą w nie miliony ludzi. Być może jest tak dlatego, że powiedziano im, by w to wierzyli, kiedy byli tak mali, że wierzyli we wszystko.
- profesor Richard Dawkins
- profesor Richard Dawkins
GrimgorIronhide pisze:Tą logiką Kudłaty jest wzorem uczciwości i nieprzekupnościZiemko pisze:Cholera jak od lapowek sie lysieje to gdzie moje miliony![]()
Przypadkowo znalazłem peerelowski plakat znanego Artysty, pana Pągowskiego, do filmu Aliens
Tak przynajmniej wynika z napisu 
http://www.grafiteria.com.pl/pl/p/1659- ... ce-starcie
Przeuroczy ...i jakże związany z treścią filmu


http://www.grafiteria.com.pl/pl/p/1659- ... ce-starcie
Przeuroczy ...i jakże związany z treścią filmu

"Musimy podjąć męską decyzję- albo jesteśmy zadowoleni, albo nie."
- M.Malicki
- M.Malicki
Wróciłem właśnie z Interstelar - każdemu kto choć odrobinę ceni swój mózg nie polecam....@*&E*E&E^&QQ*(&W! w skrócie katastrofa jak dla mnie - to już Prometeusz był bardziej logiczny (nie myślałem że to kiedyś powiem
)

No niestety - fabuła ogólna fajna ,gra aktorska fajna ale od połowy film jest taką całkowitą fizyczną herezją że ja nie mogłem tego oglądać... bzdura do kwadratu nie trzymająca się kupy .... szkoda bo to mógłby być naprawdę dobry film. Dawno jakiś film aż tak mi się nie podobał... 

- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Dzisiaj byłem na Interstellar. Jak mawia wykładowca mojej kobiety: "ta rzecz nie nosi pozorów sensu".
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Pozwól, że przekopiuję mój post z innego forum.
Plusy filmu Interstellar:
+ Muzyka
+ Udźwiękowienie (ja wiem, że mało kto zwraca uwagę...)
+ Efekty specjalne
+ Gra aktorska gra McConaughey'a
Minusy filmu:
- Cała! Reszta!
[DALSZA CZĘŚĆ ZAWIERA TURBO SPOILERY!!!]
Mam zamiar się trochę rozpisać teraz:
1. Motyw z pętlą czasu i głównym bohaterem zdradzającym coś komuś z przeszłości, by uratować przyszłość, nie tylko jest kompletnie wtórny i pozbawiony wszelkiego polotu. On został wykreowany w taki sposób, że: na wstępie kreuje jakąś zagadkę dla widza, pewną tajemnicę. Ale odpowiedź jest tak bardzo OCZYWISTA, że oglądanie jak Murphy stara się ją rozwikłać jest po prostu bolesne. To nie jest żadna tajemnica. Żadne zaskoczenie. Żadna zagadka, bo odpowiedź, która ma stanowić crescendo całej fabuły sprowadza się do odpowiedzi, którą każdy zna od samego początku. To nie tylko osłabia zakończenie, ale też kompletnie niweczy jakikolwiek dramatyzm w losach głównego bohatera.
2. Wszystko, co dzieje się z tym lotem w kosmos to jakaś komedia. Główny bohater przyjeżdża do super-tajnej bazy NASA. Zostaje wprowadzony do projektu tak ważnego, że od jego powodzenia zależą losy ludzkości, bo kiedyś był super pilotem i właściwie nikt nie ma z tym żadnego problemu. Dlaczego? Czy on trenował? Nie, od wielu lat jest farmerem. Właściwie, czy ci naukowcy pracujący nad tą najważniejszą w historii ludzkości misją nie chcieliby zebrać najlepszych ludzi na pokład ich Statku Ostatniej Szansy? Skoro tak, to dlaczego nie posłano po McConaughey'a, skoro jest najlepszy? Jeśli nie jest najlepszym, kogo mieli, to dlaczego pozwolono mu pilotować najważniejszą misję w historii? Nawet nie dostał tej roboty po znajomości, bo nikogo z ekipy planującej lot nie znał bliżej. Właściwie cała akcja wyglądała następująco:
- Co ty tu robisz, nie powinno cię tu być, skąd wiesz o tym ośrodku?
- A, tak wpadłem przypadkiem.
- No to chodź na naszą tajną naradę. Pośmiejemy się trochę z ciebie, zobacz, wcale nie uważamy, że jesteś taki inteligentny.
- Okej, skoro już zaprosiliście mnie na swoją super tajną naradę i nie wiem nawet, czy pozwolicie mi przeżyć, skoro to widziałem, to czy mogę wracać do domu?
- Czemu, nie, ale mamy lepszą propozycję. Skoro już wpadłeś, to może chciałbyś popilotowałbyś trochę nasz mega ważny projekt?
- Nie mieliście pilota?
- Mieliśmy. Ale nie był byt dobry.
- Dlaczego, nie wzięliście najlepszego?
- Nie wiemy.
- To co z nim teraz będzie,skoro ja pilotuję?
- A, srał go pies.
Załoga to zbiór randomowych ludzi, których nigdy nie poznajemy bliżej i śmierć żadnego z nich kompletnie nikogo nie rusza. Dlaczego miałaby? Nic o nich nie wiemy. Poza tym, co tam robi astronauta, który dostaje nerwicy na myśl o przebywaniu w kosmosie? I astronautka, która nie potrafi myśleć racjonalnie? Czy astronauci (szczególnie wybrani do tej misji) nie powinni być bardziej odporni psychicznie? Czy nikt nie przechodził testów? Nawet mój Dziadek przechodził testy na astronautę i minimalnie oblał. Ci ludzie powinni być z żelaza.
3. Sam koncept odwiedzania tych planet.
Pomysł na planety był naprawdę cool. Te fale jak góry, mega fajne. Zamarznięte chmury i niebo z lodu - coooool. Ale ich wykorzystanie w fabule było zerowe. Wręcz przeszkadzało.
Przeanalizujmy:
A) Planeta z falami i wodą. No dobra. Rozumiem. To jest inny świat, fale mogą być tak wielkie. Czy fal wielkości góry nie można było zaobserwować z orbity? To nie tak, że tracą jakoś mnóstwo czasu. Przecież powiedzieli, że okrążając czarną dziurę (absurd, ale dobra, uznajmy, że przejdzie) unikają efektu relatywizmu. Zresztą koleś, który został na statku uniknął tego efektu i postarzał się, więc oczywiste jest, że nie zmarnowaliby czasu, gdyby powisieli 24h nad planetą i zobaczyli, że przelewają się przez nią kilkukilometrowe fale. Czy ludzie mogą więc tam żyć? Raczej nie. Więc dobra, zmywamy się, nic tu po nas, pora obczaić kolejną planetę. Dlaczego w ogóle wysłano stamtąd pozytywny sygnał? Czy obecność ekipy na tej planecie wniosła coś do fabuły? Nie. Przylecieli, stwierdzili "LOL, NOPE" i polecieli. W międzyczasie zginął jakiś anonimowy koleś i tak niemal nie było go na ekranie, więc nawet nie pamiętam jak wyglądał.
Swoją drogą, czy fale na planecie o grawitacji 130% nie powinny być w zasadzie niższe niż na Ziemi? Wszakże grawitacja nie dotyczy tylko ludzi. Wody też. Efekt relatywizmu był jednak fajnie pokazany, to muszę oddać.
B) Lodowa planeta. Ok, tu jest lepiej. Przyjeżdżają po doktora Manna. Doktor Mann zamiast powiedzieć: "słuchajcie, bardzo mi przykro, okłamałem was, bo chciałem, żeby ktoś po mnie przyleciał, bo boję się umrzeć", woli skonstruować kompletnie kretyńską intrygę, która może nie wypalić w tylu miejscach, że ja pierdzielę po to, żeby efektywnie obniżyć swoje szanse na przeżycie. Przecież by go nie zostawili tam ani nie zastrzelili, bo nawet nie mają z czego. Byliby wkurzeni, jasne, ale zabraliby go z powrotem na statek i po jakimś czasie wszystko byłoby ok. Ale nie. On wolał spróbować zabić McConaughey'a, wysadzić swoje laboratorium i postarać się przejąć statek, mimo, że jest gównianym pilotem i wie, że sobie nie da rady. I co dalej? No, słucham. Według naszej wiedzy to najbardziej błyskotliwy człowiek z całej dwunastki. Jaki jest jego plan? Dokąd zamierza polecieć? Z powrotem na Ziemię? Mimo, że jego misja polegała na tym, żeby nikt nie musiał być już na Ziemi, bo Ziemia jest gównianym miejscem w tej chwili? Na inny świat? Przecież on nie wie, czy ktoś inny odkrył świat, który nadaje się do zamieszkania. Poza tym on nawet nie wie jak zaparkować lądownik przy głównym statku, nie ma do pomocy też żadnego robota. Ma zamiar sam pilotować ten statek? Przecież nie umie. Jedna wielka bzdura.
C) Kamienistą planetę widzimy tylko na końcu i nic o niej nie wiemy, więc nie ma o czym pisać.
Jeszcze o tej części fabuły: dlaczego nie wysłali robotów z tą misją? Wytłumaczenie, że "nie mają tego czegoś" (czyli instynktu samozachowawczego) to jakaś brednia. Wystarczy zakodować warunki, jakie powinna spełniać planeta, by ludzie mogli ją zamieszkać i zaprogramować robota, żeby dał znać, jak planeta takie spełnia. A jak nie, to nara. Przecież mają roboty, które bez problemu są w stanie wykonać takie zadanie. Ono nie jest jakieś bardzo trudne.
I jeszcze jedno: skąd na tych planetach w ogóle światło? I do tego takie samo jak na Ziemi. Nie ma tam żadnej gwiazdy. Tylko czarna dziura. Czarne dziury nie świecą. Nie emitują białego światła o dokładnie takim samym widmie jak nasze. Żadnego w ogóle nie emitują, zresztą nawet wspomniano o tym w filmie. Skąd tam światło jak u nas? Jedna z tych planet jest tak blisko czarnej dziury, że niemal na "horyzoncie zdarzeń". Dlaczego pół nieba nie jest czarne? Nic tu nie ma sensu.
I jeszcze raz: Lodowa planeta ma chmury i "sufit" z lodu. Dlaczego ten lód nie spada? Czy z tego powodu, że tam jest grawitacja 80%? Czy to sprawia, że lód jest lżejszy od powietrza? Nie, nie jest. Nawet przy mniejszym przyspieszeniu grawitacyjnym lód ciągle jest cięższy od powietrza i spada na dół. Dlaczego ten nie spada? I skoro "niebo" jest z lodu (a widzieliśmy szerokie ujęcie, w którym faktycznie duża część nieba jest pokryta lodem), to znowu skąd tam tyle światła? Czy ta planeta świeci sama?
I na koniec: skąd na tych planetach ciepło? Czy czarna dziura emituje ciepło? Jeśli u Nolana tak, to dlaczego na najbliższej planecie jest mnóstwo wody, a na środkowej wygląda jak na pustyni? O co chodzi?
4. Postać syna McConaughey'a była zbędna. Po prostu. Ten koleś nie miał żadnej roli do odegrania w tym filmie. Poza tym przez 23 lata nagrał McConaugheyowi 3 filmiki po kilkanaście sekund. Nie wiedział, że dla jego ojca minęły tylko 3 godziny, więc... Tak bardzo miał go w dupie, że postanowił odzywać się do niego raz na 7 lat? Podobno był mocno związany z ojcem...
No i Nolan mówi, że ostatnie, co widzisz w momencie śmierci to swoje dzieci. McConaughey widzi tylko swoją córkę, bo nagle tylko ona jest ważna dla fabuły, o synu jakoś zapomniał, taaa super. Tylko syn się postanowił do mnie odezwać, córka miała mnie w dupie, a kiedy widzę ją znowu to ma do mnie tylko i wyłącznie wyrzuty, ale kiedy umieram, nagle mam tylko córkę. Yeah. Perfekcyjny tata.
5. Kreacja postaci Anne Hathaway to jakaś kolosalna bzdura. Od początku ona jest tym silnym czynnikiem pilnującym, żeby wyprawa zmierzała we właściwym kierunku, a potem nagle okazuje się, że chce w zasadzie odpuścić, bo... na jednej z planet jest jej chłopak. Co? Co?! Naprawdę? Dobra, takie zbiegi okoliczności jak to, że jedna osoba z trzech pozostałych przy życiu członków załogi jest zakochana w jednym z dwóch (z dwunastu) pozostałych przy życiu członków programu znalezienia planet "ziemiopodobnych" jeszcze przechodzą. Lecz nie przechodzi cała reszta, która się z tym wiąże:
- McConaughey mówi, że powinni polecieć na planetę dr Manna.
- Anne Hathaway mówi, że ta decyzja nie należy do niego, tylko do niej i lecą na inną planetę.
- McConaughey mówi, że Anne Hathaway chce lecieć na tamtą drugą planetę tylko dlatego, że jest tam jej ukochany.
- Anne Hathaway przyznaje się do wszystkiego, wygłasza pretensjonalny i fatalnie napisany monolog o potędze miłości i o tym, że ponieważ ona kocha gościa z innej planety, to powinni jej zaufać.
- Nieprzekonana załoga jest nieprzekonana i reaguje tak jak każda normalna osoba powinna: "Yeah... nope"
Pochylmy się nad tym: Anne Hathaway jest kreowana jako ponadprzeciętnie inteligentna postać - naukowiec i astronauta. Dlaczego zamiast pokazywać się jako rozemocjonowany pajac i przy okazji straszny hipokryta (robi to samo, o co oskarżała wcześniej McConaughey'a zwyczajnie nie zaprzeczy? Skoro decyzja w tej kwestii należy do niej, to... Dlaczego nie powiedziała po prostu: "Wymyśliłeś sobie wszystko o moim chłopaku, nikogo nie kocham, misja przede wszystkim tak, jak zawsze dawałam to każdemu odczuć. To moja decyzja i lecimy tam." Czy ten trzeci koleś ma jakąkolwiek podstawę, żeby uwierzyć akurat McConaughey'owi, a nie jej? Kompletnie zrujnowała swoje szanse na zrobienie tego, na czym jej zależało. I to nie wina bohatera, tylko leniwego, pełnego dziur scenariusza.
Jeszcze jedno o niej: ktoś mógłby powiedzieć, że od początku to był jej cel - znaleźć się na tej planecie, na której jest jej chłopak i udawała tylko taką skupioną na misji. Skoro tak, to dlaczego spaliła swoją przykrywkę w najgorszym dla niej momencie? Dlaczego lepiej nie zaplanowała mistyfikacji, która zaprowadziłaby ich na tę planetę. Przecież równie dobrze mogliby odwiedzić ją jako pierwszą, gdyby dostatecznie mocno to forsowała... Nic tu nie ma sensu...
6. Zakończenie jest jednym wielkim błędem.
Nie kupuję tej wizji pięciowymiarowej przestrzeni jako tessaraktu. To już jednak kwestia gustu.
Zakończenie rodzi tyle niedopowiedzeń i absurdalnych konotacji tego, co się stało, że aż strach. Streszczając się:
A) Rozumiem, że my z przyszłości to niezłe, pięciowymiarowe badassy. Moglibyśmy ustawić ten tunel trochę bliżej Ziemi prawda? To nie musiał być Saturn? A może nie? Kto wie? Nolan nie jest taki miły i nie wyjaśnia. Dlaczego tunel nie prowadził do planety, która się nadaje, tylko aż do dwunastu możliwości? Przecież chcieli, żebyśmy znaleźli właściwą, prawda? Bo gdyby się nie udało, to oni by nie istnieli... Nasz koniec tunelu prowadził wyłącznie do jednej możliwości, do Ziemi. Czy jego drugi koniec rządził się innymi prawami? Kto wie?
B) Więc, plan nas samych z przyszłości polegał na tym, żeby wziąć McConaughey'a i wsadzić go do czarnej dziury, żeby mógł przekazać swojej córce, bo kocha ją tak mocno, że zobaczy ją w momencie śmierci rozwiązanie formuły pozwalającej na manipulację grawitacją? Więc... Chcieli pokazać nam planetę zdatną do zamieszkania? Ale jednocześnie chcieli, żeby McConaughey poleciał do czarnej dziury. Jak dokładnie zamierzali to osiągnąć? Konieczność udania się do czarnej dziury była efektem kompletnie irracjonalnych działań szalonego dr Manna. Czy my z przyszłości zdołaliśmy to przewidzieć? Co by było, gdyby to nie McConaughey odłączył się od statku, tylko Anne Hathaway? Czy jej ojciec dokończyłby równanie, którego nawet tak serio nie zaczął? Jaki był właściwie plan? Nic tu nie ma sensu.
C) McConaughey został wessany do czarnej dziury i trafił do tessaraktu, który był pięciowymiarową przestrzenią zaprezentowaną w trzech wymiarach. I wiecie co? Nie. Nie był. McConaughey nie mógł przemieszczać się w przestrzeni. Był uwięziony w jakiejś mikroprzestrzeni w pokoju swojej córki jako "duch". Tunele wokół niego prowadziły do przyszłej i przeszłej wersji tego miejsca. Był więc de facto tylko w jednowymiarowej przestrzeni zaprezentowanej jako trójwymiarowa.
D) Istoty pieciowymiarowe jakimi się staliśmy umieją manipulować grawitacją. Ok. Przyjmuję na klatę, dlaczego by nie? Ale w jaki sposób Mathew McConaughey nagle level-upował do rangi istoty pięciowymiarowej? Jak zmusił grawitację do działania jak mu się podoba? Nolan nie wyjaśnia. Skoro mógł usypać z piasku równe linie, to dlaczego nie mógł usypać słów? Co by było, gdyby posłuchał własnej podpowiedzi i został? Nic z tego by się nie wydarzyło, bo nie podpowiedziałby swojej córce, jak rozwiązać równanie, bo by go tam nie było. Więc nie wysłałby podpowiedzi o pozostaniu w domu. Więc jednak by poleciał. Więc wysłałby... Paradoks podróżnika w czasie.
E) A tak właściwie... Skąd McConaughey wiedział jak rozwiązać równanie? On nawet nie znał żadnych szczegółów tego równania. Nie był fizykiem. Nie nabył żadnej szczególnej wiedzy po wejściu do czarnej dziury, przecież słyszeliśmy... Więc? Odpowiedź brzmi: wiedział, bo fabuła wymagała tego, żeby wiedział. Ale szczerze mówiąc, to wejście poza horyzont zdarzeń miało uzbroić go w jakąś tajemną wiedzę. On jej przecież nie dostał. Dostał tylko możliwość komunikowania się poprzez czas przy pomocy grawitacji. Żadnej wiedzy. Więc...?
F) Miłość? Serio? To jest odpowiedź filmu? Po prostu miłość jest jakimś... prawem fizyki, które zagina czasoprzestrzeń i w ogóle wymyka się wszelkiemu pojmowaniu? To jest ten wielki finał? Słabo...
G) Córka McConaughey'a nienawidzi go za to, że od niej odjechał. Ale jej mentorem i kimś w rodzaju zastępczego ojca zostaje koleś, który posłał go na tę misję. Makes sense I guess...
H) Cała motywacja głównego bohatera opiera się na jego pragnieniu powrotu do córki (ustaliliśmy już, że syn jest nieważny). Ona w końcu widzi, że on miał rację (w pewnym sensie) i też w końcu decyduje się mu przebaczyć i chce się z nim spotkać. Po czym on w końcu spotyka ją jako umierającą babcię, a ona mówi:
- Meh... W sumie fajnie, że wpadłeś, ale teraz spadaj, bo mam swoją inną rodzinę. Weź leć sobie do Anne Hathaway.
What?! On kochał ją tak bardzo, że właściwie ocalił ludzkość tą miłością. I... tyle? Okej... Ale dlaczego właściwie miałby lecieć tam, gdzie Anne Hathaway? Czy wie, że jej chłopak nie żyje? Skąd? Jeśli leci do niej, to dlaczego? Przecież nawet się jakoś bardzo nie zaprzyjaźnili? Po co do niej leci? Dlaczego nie poleciała po nią już cała flotylla i nie zaczęła budować tam bazy dla tych wszystkich uchodźców? Co McConaughey ma zamiar zrobić, jak okaże się, że jej chłopak jednak żyje i ma się dobrze? Co w ogóle ma zamiar zrobić? Nie jest tak, że on ją kocha albo ona jego, albo coś... Dlaczego ma tam lecieć?
I) Przywrócenie McConaughey'a do żywych jest z dupy. Jak? Nawet jak tessarakt go "wypluł" to on nadal znajduje się w pie****onej czarnej dziurze!!! Jak, na Bogów, ludzie go stamtąd wyciągnęli? Skoro przebywanie minimalnie w zakresie horyzontu zdarzeń powodowało, że jedna godzina to było 7 lat, to on będąc w sercu czarnej dziury powinien odczuwać nieskończoność jako nieskończenie mały odcinek czasu. Tak działa teoria względności. W filmie działa teoria względności. Dlaczego nie działa w tym przypadku? Tylko pięciowymiarowe istoty mogłyby go wyciągnąć. Ale ludzie w czasie, do którego wrócił nie są tymi istotami, przecież jego córka jeszcze żyje, to tylko kilkadziesiąt lat później... Skoro to nie oni, tylko ludzie z przyszłości go wyciągnęli, to dlaczego nikt nie dziwi się, że on jeszcze żyje, tylko wszyscy są: "meh, whatever, happy ending!".
J) Mają zamiar skolonizować nową planetę. Ale lecą na nią ze wszystkim, co mieli na Ziemi. Czy oni w ogóle kumają, że przywożą tę plagę ze sobą? Jak mają zamiar zasiedlić ziemię. Czy tamta ziemia nada się pod nasze uprawy? To jest jakby główny motyw filmu: znaleźć nowy świat do skolonizowania. A mimo to ta kwestia kompletnie gdzieś umyka, mimo zę nie towarzyszymy cały czas tylko astronautom...
Ten film jest pozbawiony sensu. I mógłbym wymieniać dużo więcej powodów, dla których tak jest. Po prostu nie oglądało mi się go dobrze mniej więcej od połowy. Kompletny mózgotrzep.
Plusy filmu Interstellar:
+ Muzyka
+ Udźwiękowienie (ja wiem, że mało kto zwraca uwagę...)
+ Efekty specjalne
+ Gra aktorska gra McConaughey'a
Minusy filmu:
- Cała! Reszta!
[DALSZA CZĘŚĆ ZAWIERA TURBO SPOILERY!!!]
Mam zamiar się trochę rozpisać teraz:
1. Motyw z pętlą czasu i głównym bohaterem zdradzającym coś komuś z przeszłości, by uratować przyszłość, nie tylko jest kompletnie wtórny i pozbawiony wszelkiego polotu. On został wykreowany w taki sposób, że: na wstępie kreuje jakąś zagadkę dla widza, pewną tajemnicę. Ale odpowiedź jest tak bardzo OCZYWISTA, że oglądanie jak Murphy stara się ją rozwikłać jest po prostu bolesne. To nie jest żadna tajemnica. Żadne zaskoczenie. Żadna zagadka, bo odpowiedź, która ma stanowić crescendo całej fabuły sprowadza się do odpowiedzi, którą każdy zna od samego początku. To nie tylko osłabia zakończenie, ale też kompletnie niweczy jakikolwiek dramatyzm w losach głównego bohatera.
2. Wszystko, co dzieje się z tym lotem w kosmos to jakaś komedia. Główny bohater przyjeżdża do super-tajnej bazy NASA. Zostaje wprowadzony do projektu tak ważnego, że od jego powodzenia zależą losy ludzkości, bo kiedyś był super pilotem i właściwie nikt nie ma z tym żadnego problemu. Dlaczego? Czy on trenował? Nie, od wielu lat jest farmerem. Właściwie, czy ci naukowcy pracujący nad tą najważniejszą w historii ludzkości misją nie chcieliby zebrać najlepszych ludzi na pokład ich Statku Ostatniej Szansy? Skoro tak, to dlaczego nie posłano po McConaughey'a, skoro jest najlepszy? Jeśli nie jest najlepszym, kogo mieli, to dlaczego pozwolono mu pilotować najważniejszą misję w historii? Nawet nie dostał tej roboty po znajomości, bo nikogo z ekipy planującej lot nie znał bliżej. Właściwie cała akcja wyglądała następująco:
- Co ty tu robisz, nie powinno cię tu być, skąd wiesz o tym ośrodku?
- A, tak wpadłem przypadkiem.
- No to chodź na naszą tajną naradę. Pośmiejemy się trochę z ciebie, zobacz, wcale nie uważamy, że jesteś taki inteligentny.
- Okej, skoro już zaprosiliście mnie na swoją super tajną naradę i nie wiem nawet, czy pozwolicie mi przeżyć, skoro to widziałem, to czy mogę wracać do domu?
- Czemu, nie, ale mamy lepszą propozycję. Skoro już wpadłeś, to może chciałbyś popilotowałbyś trochę nasz mega ważny projekt?
- Nie mieliście pilota?
- Mieliśmy. Ale nie był byt dobry.
- Dlaczego, nie wzięliście najlepszego?
- Nie wiemy.
- To co z nim teraz będzie,skoro ja pilotuję?
- A, srał go pies.
Załoga to zbiór randomowych ludzi, których nigdy nie poznajemy bliżej i śmierć żadnego z nich kompletnie nikogo nie rusza. Dlaczego miałaby? Nic o nich nie wiemy. Poza tym, co tam robi astronauta, który dostaje nerwicy na myśl o przebywaniu w kosmosie? I astronautka, która nie potrafi myśleć racjonalnie? Czy astronauci (szczególnie wybrani do tej misji) nie powinni być bardziej odporni psychicznie? Czy nikt nie przechodził testów? Nawet mój Dziadek przechodził testy na astronautę i minimalnie oblał. Ci ludzie powinni być z żelaza.
3. Sam koncept odwiedzania tych planet.
Pomysł na planety był naprawdę cool. Te fale jak góry, mega fajne. Zamarznięte chmury i niebo z lodu - coooool. Ale ich wykorzystanie w fabule było zerowe. Wręcz przeszkadzało.
Przeanalizujmy:
A) Planeta z falami i wodą. No dobra. Rozumiem. To jest inny świat, fale mogą być tak wielkie. Czy fal wielkości góry nie można było zaobserwować z orbity? To nie tak, że tracą jakoś mnóstwo czasu. Przecież powiedzieli, że okrążając czarną dziurę (absurd, ale dobra, uznajmy, że przejdzie) unikają efektu relatywizmu. Zresztą koleś, który został na statku uniknął tego efektu i postarzał się, więc oczywiste jest, że nie zmarnowaliby czasu, gdyby powisieli 24h nad planetą i zobaczyli, że przelewają się przez nią kilkukilometrowe fale. Czy ludzie mogą więc tam żyć? Raczej nie. Więc dobra, zmywamy się, nic tu po nas, pora obczaić kolejną planetę. Dlaczego w ogóle wysłano stamtąd pozytywny sygnał? Czy obecność ekipy na tej planecie wniosła coś do fabuły? Nie. Przylecieli, stwierdzili "LOL, NOPE" i polecieli. W międzyczasie zginął jakiś anonimowy koleś i tak niemal nie było go na ekranie, więc nawet nie pamiętam jak wyglądał.
Swoją drogą, czy fale na planecie o grawitacji 130% nie powinny być w zasadzie niższe niż na Ziemi? Wszakże grawitacja nie dotyczy tylko ludzi. Wody też. Efekt relatywizmu był jednak fajnie pokazany, to muszę oddać.
B) Lodowa planeta. Ok, tu jest lepiej. Przyjeżdżają po doktora Manna. Doktor Mann zamiast powiedzieć: "słuchajcie, bardzo mi przykro, okłamałem was, bo chciałem, żeby ktoś po mnie przyleciał, bo boję się umrzeć", woli skonstruować kompletnie kretyńską intrygę, która może nie wypalić w tylu miejscach, że ja pierdzielę po to, żeby efektywnie obniżyć swoje szanse na przeżycie. Przecież by go nie zostawili tam ani nie zastrzelili, bo nawet nie mają z czego. Byliby wkurzeni, jasne, ale zabraliby go z powrotem na statek i po jakimś czasie wszystko byłoby ok. Ale nie. On wolał spróbować zabić McConaughey'a, wysadzić swoje laboratorium i postarać się przejąć statek, mimo, że jest gównianym pilotem i wie, że sobie nie da rady. I co dalej? No, słucham. Według naszej wiedzy to najbardziej błyskotliwy człowiek z całej dwunastki. Jaki jest jego plan? Dokąd zamierza polecieć? Z powrotem na Ziemię? Mimo, że jego misja polegała na tym, żeby nikt nie musiał być już na Ziemi, bo Ziemia jest gównianym miejscem w tej chwili? Na inny świat? Przecież on nie wie, czy ktoś inny odkrył świat, który nadaje się do zamieszkania. Poza tym on nawet nie wie jak zaparkować lądownik przy głównym statku, nie ma do pomocy też żadnego robota. Ma zamiar sam pilotować ten statek? Przecież nie umie. Jedna wielka bzdura.
C) Kamienistą planetę widzimy tylko na końcu i nic o niej nie wiemy, więc nie ma o czym pisać.
Jeszcze o tej części fabuły: dlaczego nie wysłali robotów z tą misją? Wytłumaczenie, że "nie mają tego czegoś" (czyli instynktu samozachowawczego) to jakaś brednia. Wystarczy zakodować warunki, jakie powinna spełniać planeta, by ludzie mogli ją zamieszkać i zaprogramować robota, żeby dał znać, jak planeta takie spełnia. A jak nie, to nara. Przecież mają roboty, które bez problemu są w stanie wykonać takie zadanie. Ono nie jest jakieś bardzo trudne.
I jeszcze jedno: skąd na tych planetach w ogóle światło? I do tego takie samo jak na Ziemi. Nie ma tam żadnej gwiazdy. Tylko czarna dziura. Czarne dziury nie świecą. Nie emitują białego światła o dokładnie takim samym widmie jak nasze. Żadnego w ogóle nie emitują, zresztą nawet wspomniano o tym w filmie. Skąd tam światło jak u nas? Jedna z tych planet jest tak blisko czarnej dziury, że niemal na "horyzoncie zdarzeń". Dlaczego pół nieba nie jest czarne? Nic tu nie ma sensu.
I jeszcze raz: Lodowa planeta ma chmury i "sufit" z lodu. Dlaczego ten lód nie spada? Czy z tego powodu, że tam jest grawitacja 80%? Czy to sprawia, że lód jest lżejszy od powietrza? Nie, nie jest. Nawet przy mniejszym przyspieszeniu grawitacyjnym lód ciągle jest cięższy od powietrza i spada na dół. Dlaczego ten nie spada? I skoro "niebo" jest z lodu (a widzieliśmy szerokie ujęcie, w którym faktycznie duża część nieba jest pokryta lodem), to znowu skąd tam tyle światła? Czy ta planeta świeci sama?
I na koniec: skąd na tych planetach ciepło? Czy czarna dziura emituje ciepło? Jeśli u Nolana tak, to dlaczego na najbliższej planecie jest mnóstwo wody, a na środkowej wygląda jak na pustyni? O co chodzi?
4. Postać syna McConaughey'a była zbędna. Po prostu. Ten koleś nie miał żadnej roli do odegrania w tym filmie. Poza tym przez 23 lata nagrał McConaugheyowi 3 filmiki po kilkanaście sekund. Nie wiedział, że dla jego ojca minęły tylko 3 godziny, więc... Tak bardzo miał go w dupie, że postanowił odzywać się do niego raz na 7 lat? Podobno był mocno związany z ojcem...
No i Nolan mówi, że ostatnie, co widzisz w momencie śmierci to swoje dzieci. McConaughey widzi tylko swoją córkę, bo nagle tylko ona jest ważna dla fabuły, o synu jakoś zapomniał, taaa super. Tylko syn się postanowił do mnie odezwać, córka miała mnie w dupie, a kiedy widzę ją znowu to ma do mnie tylko i wyłącznie wyrzuty, ale kiedy umieram, nagle mam tylko córkę. Yeah. Perfekcyjny tata.
5. Kreacja postaci Anne Hathaway to jakaś kolosalna bzdura. Od początku ona jest tym silnym czynnikiem pilnującym, żeby wyprawa zmierzała we właściwym kierunku, a potem nagle okazuje się, że chce w zasadzie odpuścić, bo... na jednej z planet jest jej chłopak. Co? Co?! Naprawdę? Dobra, takie zbiegi okoliczności jak to, że jedna osoba z trzech pozostałych przy życiu członków załogi jest zakochana w jednym z dwóch (z dwunastu) pozostałych przy życiu członków programu znalezienia planet "ziemiopodobnych" jeszcze przechodzą. Lecz nie przechodzi cała reszta, która się z tym wiąże:
- McConaughey mówi, że powinni polecieć na planetę dr Manna.
- Anne Hathaway mówi, że ta decyzja nie należy do niego, tylko do niej i lecą na inną planetę.
- McConaughey mówi, że Anne Hathaway chce lecieć na tamtą drugą planetę tylko dlatego, że jest tam jej ukochany.
- Anne Hathaway przyznaje się do wszystkiego, wygłasza pretensjonalny i fatalnie napisany monolog o potędze miłości i o tym, że ponieważ ona kocha gościa z innej planety, to powinni jej zaufać.
- Nieprzekonana załoga jest nieprzekonana i reaguje tak jak każda normalna osoba powinna: "Yeah... nope"
Pochylmy się nad tym: Anne Hathaway jest kreowana jako ponadprzeciętnie inteligentna postać - naukowiec i astronauta. Dlaczego zamiast pokazywać się jako rozemocjonowany pajac i przy okazji straszny hipokryta (robi to samo, o co oskarżała wcześniej McConaughey'a zwyczajnie nie zaprzeczy? Skoro decyzja w tej kwestii należy do niej, to... Dlaczego nie powiedziała po prostu: "Wymyśliłeś sobie wszystko o moim chłopaku, nikogo nie kocham, misja przede wszystkim tak, jak zawsze dawałam to każdemu odczuć. To moja decyzja i lecimy tam." Czy ten trzeci koleś ma jakąkolwiek podstawę, żeby uwierzyć akurat McConaughey'owi, a nie jej? Kompletnie zrujnowała swoje szanse na zrobienie tego, na czym jej zależało. I to nie wina bohatera, tylko leniwego, pełnego dziur scenariusza.
Jeszcze jedno o niej: ktoś mógłby powiedzieć, że od początku to był jej cel - znaleźć się na tej planecie, na której jest jej chłopak i udawała tylko taką skupioną na misji. Skoro tak, to dlaczego spaliła swoją przykrywkę w najgorszym dla niej momencie? Dlaczego lepiej nie zaplanowała mistyfikacji, która zaprowadziłaby ich na tę planetę. Przecież równie dobrze mogliby odwiedzić ją jako pierwszą, gdyby dostatecznie mocno to forsowała... Nic tu nie ma sensu...
6. Zakończenie jest jednym wielkim błędem.
Nie kupuję tej wizji pięciowymiarowej przestrzeni jako tessaraktu. To już jednak kwestia gustu.
Zakończenie rodzi tyle niedopowiedzeń i absurdalnych konotacji tego, co się stało, że aż strach. Streszczając się:
A) Rozumiem, że my z przyszłości to niezłe, pięciowymiarowe badassy. Moglibyśmy ustawić ten tunel trochę bliżej Ziemi prawda? To nie musiał być Saturn? A może nie? Kto wie? Nolan nie jest taki miły i nie wyjaśnia. Dlaczego tunel nie prowadził do planety, która się nadaje, tylko aż do dwunastu możliwości? Przecież chcieli, żebyśmy znaleźli właściwą, prawda? Bo gdyby się nie udało, to oni by nie istnieli... Nasz koniec tunelu prowadził wyłącznie do jednej możliwości, do Ziemi. Czy jego drugi koniec rządził się innymi prawami? Kto wie?
B) Więc, plan nas samych z przyszłości polegał na tym, żeby wziąć McConaughey'a i wsadzić go do czarnej dziury, żeby mógł przekazać swojej córce, bo kocha ją tak mocno, że zobaczy ją w momencie śmierci rozwiązanie formuły pozwalającej na manipulację grawitacją? Więc... Chcieli pokazać nam planetę zdatną do zamieszkania? Ale jednocześnie chcieli, żeby McConaughey poleciał do czarnej dziury. Jak dokładnie zamierzali to osiągnąć? Konieczność udania się do czarnej dziury była efektem kompletnie irracjonalnych działań szalonego dr Manna. Czy my z przyszłości zdołaliśmy to przewidzieć? Co by było, gdyby to nie McConaughey odłączył się od statku, tylko Anne Hathaway? Czy jej ojciec dokończyłby równanie, którego nawet tak serio nie zaczął? Jaki był właściwie plan? Nic tu nie ma sensu.
C) McConaughey został wessany do czarnej dziury i trafił do tessaraktu, który był pięciowymiarową przestrzenią zaprezentowaną w trzech wymiarach. I wiecie co? Nie. Nie był. McConaughey nie mógł przemieszczać się w przestrzeni. Był uwięziony w jakiejś mikroprzestrzeni w pokoju swojej córki jako "duch". Tunele wokół niego prowadziły do przyszłej i przeszłej wersji tego miejsca. Był więc de facto tylko w jednowymiarowej przestrzeni zaprezentowanej jako trójwymiarowa.
D) Istoty pieciowymiarowe jakimi się staliśmy umieją manipulować grawitacją. Ok. Przyjmuję na klatę, dlaczego by nie? Ale w jaki sposób Mathew McConaughey nagle level-upował do rangi istoty pięciowymiarowej? Jak zmusił grawitację do działania jak mu się podoba? Nolan nie wyjaśnia. Skoro mógł usypać z piasku równe linie, to dlaczego nie mógł usypać słów? Co by było, gdyby posłuchał własnej podpowiedzi i został? Nic z tego by się nie wydarzyło, bo nie podpowiedziałby swojej córce, jak rozwiązać równanie, bo by go tam nie było. Więc nie wysłałby podpowiedzi o pozostaniu w domu. Więc jednak by poleciał. Więc wysłałby... Paradoks podróżnika w czasie.
E) A tak właściwie... Skąd McConaughey wiedział jak rozwiązać równanie? On nawet nie znał żadnych szczegółów tego równania. Nie był fizykiem. Nie nabył żadnej szczególnej wiedzy po wejściu do czarnej dziury, przecież słyszeliśmy... Więc? Odpowiedź brzmi: wiedział, bo fabuła wymagała tego, żeby wiedział. Ale szczerze mówiąc, to wejście poza horyzont zdarzeń miało uzbroić go w jakąś tajemną wiedzę. On jej przecież nie dostał. Dostał tylko możliwość komunikowania się poprzez czas przy pomocy grawitacji. Żadnej wiedzy. Więc...?
F) Miłość? Serio? To jest odpowiedź filmu? Po prostu miłość jest jakimś... prawem fizyki, które zagina czasoprzestrzeń i w ogóle wymyka się wszelkiemu pojmowaniu? To jest ten wielki finał? Słabo...
G) Córka McConaughey'a nienawidzi go za to, że od niej odjechał. Ale jej mentorem i kimś w rodzaju zastępczego ojca zostaje koleś, który posłał go na tę misję. Makes sense I guess...
H) Cała motywacja głównego bohatera opiera się na jego pragnieniu powrotu do córki (ustaliliśmy już, że syn jest nieważny). Ona w końcu widzi, że on miał rację (w pewnym sensie) i też w końcu decyduje się mu przebaczyć i chce się z nim spotkać. Po czym on w końcu spotyka ją jako umierającą babcię, a ona mówi:
- Meh... W sumie fajnie, że wpadłeś, ale teraz spadaj, bo mam swoją inną rodzinę. Weź leć sobie do Anne Hathaway.
What?! On kochał ją tak bardzo, że właściwie ocalił ludzkość tą miłością. I... tyle? Okej... Ale dlaczego właściwie miałby lecieć tam, gdzie Anne Hathaway? Czy wie, że jej chłopak nie żyje? Skąd? Jeśli leci do niej, to dlaczego? Przecież nawet się jakoś bardzo nie zaprzyjaźnili? Po co do niej leci? Dlaczego nie poleciała po nią już cała flotylla i nie zaczęła budować tam bazy dla tych wszystkich uchodźców? Co McConaughey ma zamiar zrobić, jak okaże się, że jej chłopak jednak żyje i ma się dobrze? Co w ogóle ma zamiar zrobić? Nie jest tak, że on ją kocha albo ona jego, albo coś... Dlaczego ma tam lecieć?
I) Przywrócenie McConaughey'a do żywych jest z dupy. Jak? Nawet jak tessarakt go "wypluł" to on nadal znajduje się w pie****onej czarnej dziurze!!! Jak, na Bogów, ludzie go stamtąd wyciągnęli? Skoro przebywanie minimalnie w zakresie horyzontu zdarzeń powodowało, że jedna godzina to było 7 lat, to on będąc w sercu czarnej dziury powinien odczuwać nieskończoność jako nieskończenie mały odcinek czasu. Tak działa teoria względności. W filmie działa teoria względności. Dlaczego nie działa w tym przypadku? Tylko pięciowymiarowe istoty mogłyby go wyciągnąć. Ale ludzie w czasie, do którego wrócił nie są tymi istotami, przecież jego córka jeszcze żyje, to tylko kilkadziesiąt lat później... Skoro to nie oni, tylko ludzie z przyszłości go wyciągnęli, to dlaczego nikt nie dziwi się, że on jeszcze żyje, tylko wszyscy są: "meh, whatever, happy ending!".
J) Mają zamiar skolonizować nową planetę. Ale lecą na nią ze wszystkim, co mieli na Ziemi. Czy oni w ogóle kumają, że przywożą tę plagę ze sobą? Jak mają zamiar zasiedlić ziemię. Czy tamta ziemia nada się pod nasze uprawy? To jest jakby główny motyw filmu: znaleźć nowy świat do skolonizowania. A mimo to ta kwestia kompletnie gdzieś umyka, mimo zę nie towarzyszymy cały czas tylko astronautom...
Ten film jest pozbawiony sensu. I mógłbym wymieniać dużo więcej powodów, dla których tak jest. Po prostu nie oglądało mi się go dobrze mniej więcej od połowy. Kompletny mózgotrzep.
nie chce mi sie odpisywac na wszystko, bo tego jest zbyt duzo, ale wydaje mi sie ze ta gwiazda to nie byla czarna dziura. to była gwiazda która "zaraz" miala sie stac czarną dziurą. podobne określenie padlo w filmie tak mi sie wydaje. dlatego dalej "swieciła"
anyway ja film polecam. kazdemu.
lekki edit
polowa z tego co wkleiles to wyssane z palce pierdoly;]
anyway ja film polecam. kazdemu.
lekki edit
jasno jest powiedziane w filmie ze nie da sie zmienic przeszlości.Co by było, gdyby posłuchał własnej podpowiedzi i został? Nic z tego by się nie wydarzyło, bo nie podpowiedziałby swojej córce, jak rozwiązać równanie, bo by go tam nie było. Więc nie wysłałby podpowiedzi o pozostaniu w domu. Więc jednak by poleciał. Więc wysłałby... Paradoks podróżnika w czasie.
chyba rozni ludzie ogladali rozne filmy. przeciez on nie rozwiazal rownania. on podawal jej dane jakie zarejestrowal ten robot aby to ona mogla rozwiazac rownanie.E) A tak właściwie... Skąd McConaughey wiedział jak rozwiązać równanie? On nawet nie znał żadnych szczegółów tego równania. Nie był fizykiem. Nie nabył żadnej szczególnej wiedzy po wejściu do czarnej dziury, przecież słyszeliśmy... Więc? Odpowiedź brzmi: wiedział, bo fabuła wymagała tego, żeby wiedział. Ale szczerze mówiąc, to wejście poza horyzont zdarzeń miało uzbroić go w jakąś tajemną wiedzę. On jej przecież nie dostał. Dostał tylko możliwość komunikowania się poprzez czas przy pomocy grawitacji. Żadnej wiedzy. Więc...?
polowa z tego co wkleiles to wyssane z palce pierdoly;]
"Our weapons cut through them like blade through air!"
"Double or nothing, aim for his cock"
"Double or nothing, aim for his cock"
Się dopnę.
K) Jedyne wytłumaczenie, że z kolonii Anne powstała nowa cywilizacja i to ona zrobiła zamieszanie w przeszłości z dziurą i tunelami, żeby uratować więcej ludzi. Co właściwie dla przetrwania gatunku było bez sensu.
L) Nie przejmując się tym, że przeszłości nie można zmieniać.
Ł) Przecież i tak była zmieniana
M) Jeżeli podesłali profesorowi tylko cześć równania, resztę zostawiając w czarnej dzurze, to czemu nie wysłali od razu całego?
N) Największa bzdura tego filmu. Gość ogląda filmy z jego już dorosłymi dziećmi, ryczy przy tym jak bóbr, a nie stać go nawet na wysłanie odpowiedzi w stylu "Spoko, ja żyję, działam, żeby było dobrze?"
O) Nawet jak już bezboleśnie łyka tekst córki w stylu "tęskniłam za tobą całe życie, ale w sumie wyglądasz tak samo jak na zdjęciu więc nie jesteś mi potrzebny bo mam swoją rodzinę" to... gdzie on leci? Jeżeli horyzont zdarzeń spowalnia czas, to on był wystawiony na to działanie o wiele dłużej niż Ann. Po wypluciu go ona już powinna być staruszką.
P) W sumie to śmieszne, że babka na wieść o odnalezionym ojcu leci przez całą galaktykę (chociaż normalnie w tym wieku już nie opuszcza ziemi), żeby zobaczyć go na 30 sekund i spławić. Widać mocno się chciała odegrać
Jeszcze kilka uwag i się alfabet skończy.
Ogólnie poszedłem na film z żoną, nie czytając wcześniej jaka jest fabuła. Podobał mi się, fajny wyciskacz łez momentami, ale to żadne sci-fi.
K) Jedyne wytłumaczenie, że z kolonii Anne powstała nowa cywilizacja i to ona zrobiła zamieszanie w przeszłości z dziurą i tunelami, żeby uratować więcej ludzi. Co właściwie dla przetrwania gatunku było bez sensu.
L) Nie przejmując się tym, że przeszłości nie można zmieniać.
Ł) Przecież i tak była zmieniana

M) Jeżeli podesłali profesorowi tylko cześć równania, resztę zostawiając w czarnej dzurze, to czemu nie wysłali od razu całego?
N) Największa bzdura tego filmu. Gość ogląda filmy z jego już dorosłymi dziećmi, ryczy przy tym jak bóbr, a nie stać go nawet na wysłanie odpowiedzi w stylu "Spoko, ja żyję, działam, żeby było dobrze?"
O) Nawet jak już bezboleśnie łyka tekst córki w stylu "tęskniłam za tobą całe życie, ale w sumie wyglądasz tak samo jak na zdjęciu więc nie jesteś mi potrzebny bo mam swoją rodzinę" to... gdzie on leci? Jeżeli horyzont zdarzeń spowalnia czas, to on był wystawiony na to działanie o wiele dłużej niż Ann. Po wypluciu go ona już powinna być staruszką.
P) W sumie to śmieszne, że babka na wieść o odnalezionym ojcu leci przez całą galaktykę (chociaż normalnie w tym wieku już nie opuszcza ziemi), żeby zobaczyć go na 30 sekund i spławić. Widać mocno się chciała odegrać

Jeszcze kilka uwag i się alfabet skończy.
Ogólnie poszedłem na film z żoną, nie czytając wcześniej jaka jest fabuła. Podobał mi się, fajny wyciskacz łez momentami, ale to żadne sci-fi.
Ostatnio zmieniony 15 lis 2014, o 15:48 przez meiss, łącznie zmieniany 1 raz.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Część z tego, co wytknąłeś teoretycznie jest możliwe (Ł), ale wewnętrzne niespójności tego filmu są tak przytłaczające, że nie sposób ich bronić.
Mogę zgodzić się z tym, że niektóre sceny wciskają w fotel (szczególnie te burze piaskowe na ziemi i efekt lotu przez tunel czasoprzestrzenny), ale w pewnym momencie zawieszenie niewiary i immersja są już niemal niemożliwe. Jestem bardzo rozczarowany tym filmem.
Mogę zgodzić się z tym, że niektóre sceny wciskają w fotel (szczególnie te burze piaskowe na ziemi i efekt lotu przez tunel czasoprzestrzenny), ale w pewnym momencie zawieszenie niewiary i immersja są już niemal niemożliwe. Jestem bardzo rozczarowany tym filmem.
Nie będę kopiować swojej wypowiedzi z innego forum na temat postu Naviedzonego, ale podsumuję kilka faktów. Przede wszystkim Naviedzony próbuje narzucić innym swój punkt widzenia w sposób bardzo wątpliwy, nie merytoryczny, za pomocą taniej, a co gorsza słabej erystyki. A miejscami, to już nawet nie jest tania erystyka, tylko przekłamywanie filmu. Naviedzony, Twoja argumentacja jest dziurwa i często nie mająca nic wspólnego z filmem, jak np. argument, że Cooper umarł. Co więcej, jesteś sprzeczny sam ze sobą, bowiem w innej częci wypowiedzi piszesz, iż go znaleziono i spotkał się - mimio tego, że umarł - ze swoją córką. No to zdecyduj się. Umarł, czy przeżył? Gdyby pominąć elementy Twojej wypowiedzi w której się czepiasz i poszukać czegoś co ma znamiona sensu, to właściwie mógłbym skończyć pisać. Gdyż sens to nie jest kwestia, której brakuje filmowi, a właśnie Twojej wypowiedzi.
Film posiada pewne mankemnty i niedopowiedzenia. Część niedopowiedzeń to jest klasyka s-f, a druga część jest celowy zbieg. Wybór pomiędzy przedłużaniem filmu, a skupieniem się na tym co jest tak naprawdę ważne. Czyli relacji Coopera z rodziną. Film przesiąknięty jest bardzo dobrymi paradoksami, które napędzają fabułę. Mistrzostwo. Czapki z głów przed Nolanem. Reżyser skontrukował klimat nadchodzacej apokalisy, realistycznie poprowadził przez nią aktorów, którzy swoją grą szczególnie Matthew'a McConaughey'a dopełnili dzieła.
Nominacja dla Nolana do Oskarów murowana. Sam Oskar... bardzo duże szanse
właśnie za ambicje.

Edit: od czasów Prestiżu, to jest najlepszy film Nolana. Liczę na więcej takich dzieł
Film posiada pewne mankemnty i niedopowiedzenia. Część niedopowiedzeń to jest klasyka s-f, a druga część jest celowy zbieg. Wybór pomiędzy przedłużaniem filmu, a skupieniem się na tym co jest tak naprawdę ważne. Czyli relacji Coopera z rodziną. Film przesiąknięty jest bardzo dobrymi paradoksami, które napędzają fabułę. Mistrzostwo. Czapki z głów przed Nolanem. Reżyser skontrukował klimat nadchodzacej apokalisy, realistycznie poprowadził przez nią aktorów, którzy swoją grą szczególnie Matthew'a McConaughey'a dopełnili dzieła.
Nominacja dla Nolana do Oskarów murowana. Sam Oskar... bardzo duże szanse

W filmie wyraźnie powiedziano, że informacje dochodzą tylko w jedną stronę...N) Największa bzdura tego filmu. Gość ogląda filmy z jego już dorosłymi dziećmi, ryczy przy tym jak bóbr, a nie stać go nawet na wysłanie odpowiedzi w stylu "Spoko, ja żyję, działam, żeby było dobrze?"

Edit: od czasów Prestiżu, to jest najlepszy film Nolana. Liczę na więcej takich dzieł

- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Widzę, że nasza bitwa też zaczyna przenosić się poprzez wymiary i fora. 
Ja zachęcam, żeby każdy poszedł do kina na Interstellar i sam wyrobił sobie opinię. Warto choćby popatrzeć na doskonałe efekty. A potem wyjść z kina i zapłakać nad naiwnością rozwiązań fabularnych i ogólną głupotą wylewającą się z ekranu.
Ale do tego każdy kiedyś dojdzie już sam, nawet Jarlaxle.

Ja zachęcam, żeby każdy poszedł do kina na Interstellar i sam wyrobił sobie opinię. Warto choćby popatrzeć na doskonałe efekty. A potem wyjść z kina i zapłakać nad naiwnością rozwiązań fabularnych i ogólną głupotą wylewającą się z ekranu.
Ale do tego każdy kiedyś dojdzie już sam, nawet Jarlaxle.
