ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: anast3r »

Kiedy Francis poszedł przywitać się z przyjacielem, Skit, umyty i opatrzony, rozejrzał się dookoła. Teren, na którym kiedyś znajdowała się karczma, przypominał obecnie pobojowisko pozostałe po wyjątkowo intensywnym starciu. Takim z udziałem smoków i krasnoludzkich miotaczy płomieni.
Wszędzie wokół istoty wszelakiej maści jęczały i stękały, wolno gramoląc się na nogi; w samych ruinach zalegały zwłoki nieszczęśników, którzy nie zdążyli na czas opuścić ognistej pułapki. Wśród nich przeważały ciała w pancerzach straży. Opodal o ścianę opierał się Joshua Smith, połowę twarzy pokrywało mu jedno wielkie oparzenie. Obok drugiego oficera siedział na gołej ziemi nieznośnie pokiereszowany Jegorow, który, gdy kapitan dał rozkaz pogoni, złapał wciąż rwących się do bitki Davi Francisa i wyniósł ich z pożaru, choć klęli, na czym świat stoi, i tłukli go pięściami po plecach. Z dumnych bród krasnoludów pozostały obecnie jedynie przypalone kikuty, dymiące smętnie w podmuchach porannej bryzy.
Smagły mężczyzna skończył wymianę uprzejmości z korsarzem i ogłosił listę uczestników. Następnie kazał im podążać za sobą do portu. Kiedy dotarli do nabrzeża i Estalijczyk - vel "konkwistador", jak kazał się nazywać - zademonstrował im swoją jednostkę, ork poczuł, że coś mu tu nie pasuje. Szybko przeliczył zgromadzonych. Okazało się, że jest ich... więcej niż dziesięć. W skrócie oznaczało to, że jego załoga nie zmieści się na pokładzie. Postukał przewodnika w ramię.
- Que querías, señor? - zapytał estalijczyk. Skit nie zrozumiał ani słowa, uznał więc, że do smagłego trzeba mówić baar-dzooo po-wooo-liiii.
- Czyyy jaaaa maaa możliiiiwoooość płynięęęcia właasnyyym staaatkieeeem? - wrzasnął mu prosto w twarz.
- Niestety, señor, nie możemy pozwolić na obecność na naszych wodach żadnego niezaufanego okrętu - odparł Estalijczyk - Przykro mi - dodał takim tonem, jakby naprawdę żałował, że nie może wyrazić zgody na towarzystwo.
Ork pokiwał głową. Rozumiał. Odwrócił się do Smitha i wymamrotał, przysłaniając usta dłonią:
- Ty idzie na "Marie Sway". Co noc wy płyną za racą.
Drugi oficer skinął głową i oddalił się, by zebrać załogę, porozpraszaną po szynkach, karczmach i lupanarach.
Nagle do przewodnika podbiegł niepozorny, szczurowaty człowieczek o pociągłej twarzy przystrojonej okularami o okrągłych szkłach w drucianej oprawie. Wyszeptał mu coś na ucho; twarz Estalijczyka przybrała wyraz zdumienia.
- Wygląda na to, że musimy wprowadzić una pequeña enmienda - powiedział, w mig odzyskawszy kontrolę nad swoją mimiką - Najwyraźniej zapisał się jeszcze jeden zawodnik - zerknął na przyniesiony przez pisarczyka formularz - Ian Mac... MacStelney!
Jeden ze stojących na uboczu ludzi podniósł rondo kapelusza; znienawidzone błękitne oczy spojrzały na Skita z rozbawieniem.
- Miło cię widzieć, kapitanie - rzucił drwiąco nowy zawodnik, uśmiechając się bezczelnie.
Sprawy potoczyły się błyskawicznie. Skit ryknął ogłuszająco, rzucając się na żeglarza. Estalijczyk krzyknął coś na temat zasad, ale zielonoskóry jakby zupełnie stracił rozum. Nie wiadomo, jak zakończyłoby się zajście, gdyby nie Jegorow i von Drake, którzy, złapawszy orka, każdy za jedno ramię, przytrzymali go, dopóki nie ochłonął na tyle, by dało się z nim normalnie porozumieć.
- Niet, kapitanie! Wam nie możno go ubit'! - darł się Jegorow wprost do jego ucha.
- Spokojnie, panie Skit, zasady! - krzyczał z drugiej strony Francis.
Wreszcie ork uspokoił się i zwisł bezwładnie w ich uścisku.
- No dobra - burknął - Ale ja z nim nie płynie.
- Doskonale się zatem składa - na twarzy von Drake'a wykwitł szeroki uśmiech - że na REVENGE mam sporo wolnego miejsca...
Zielonoskóry skinął głową.
- Ja weźmie swoją załogę. Panie Jegorow, gon pan Smitha. - oficer zasalutował.
- Ej - dobiegł ich nagle tubalny głos - A ja mogę się zabrać?
Wszyscy trzej obrócili się w kierunku źródła dźwięku. Ogr - Skgarg, o ile Skita nie myliła pamięć - przepchnął się pomiędzy zgromadzonymi na nabrzeżu i stanął przed Francisem, patrząc nań błagalnym wzrokiem - Nie chciałbym płynąć z tym lalusiem... - wskazał na Wybrańca Slaanesha, który zmarszczył się gniewnie, widocznie dodając najnowszą obelgę do długiej listy rachunków, jakie miał do wyrównania z ogrem.
- Cóż... - zaczął von Drake, nieco zbity z pantałyku - Niech będzie. A teraz w drogę! - zakomenderował - Zanim ktoś jeszcze zdecyduje, że chce lecieć z nami.
Bogowie chaosu musieli w tym momencie przyglądać się kapitanowi, zaśmiewając się w głos, bowiem ledwie skończył mówić, podszedł do nich człowiek w mundurze imperialnej armii.
- Widzisz, kapitanie. Moich szesnastu ludzi i dwóch towarzyszy wraz ze sprzętem szuka zakwaterowania na nadchodzący jutro rejs - powiedział - i pomyślałem sobie, że unikając gorszej kompanii mógłbym poprosić jak kapitan kapitana o kwatery na tym... cudzie techniki. Znalazłoby się dla nas miejsce?

[ @grimgor: dawno się tak nie uśmiałem :mrgreen: ty najzabawniejsiejszy pisarz pośród łorkuf! ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

heimdall89
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 176

Post autor: heimdall89 »

{sorry za offtop ale czy w obecnej arenie bierze udział jakiś krasnolud? Czytałem gdzieś historię postaci o jakimś krasiu, chyba tarczowniku. Coś tam było że Thorekowi na buty napluł, Alrikowi coś zrobił itd, ale teraz nie mogę znaleźć :/)

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ poza alkoolikiem-rozpierdalaczem naviedzonego chyba nie. a nawet on tylko uważa się za krasnoluda :D ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[To nie był przypadkiem Falthar z 36?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ To był Falthar Magnisson z poprzedniej Areny :wink: ]

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

(
anast3r pisze:[ to rozumiem, że elf, zajęty igraszkami, nie dostał się na statek? :D ]
Nie licz na to , jeszcze pewnie weźmie udział w kilku bójkach które mogą wybuchnąć na pokładzie. Elf mimo nieprzespanej nocy wstał wcześnie i zajął kajutę jako jeden z pierwszych. )
Ostatnio zmieniony 20 lip 2015, o 22:46 przez Dziad, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

Dziad Zbych pisze:(
anast3r pisze:[ to rozumiem, że elf, zajęty igraszkami, nie dostał się na statek? :D ]
nie licz na to. Elf mimo nieprzespabeh nocy wstał wcześnie zajął kajutę hako jeden z pierwszych. )
[ "Etchan , obudził się było już południe". twój własny post. pozdro. edytuj albo co... ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

- Cóż... Zaczął von Drake, nieco zbity z pantałyku - Niech będzie. A teraz w drogę! Zakomenderował - Zanim ktoś jeszcze zdecyduje, że chce lecieć z nami.
Bogowie chaosu musieli w tym momencie przyglądać się kapitanowi, zaśmiewając się w głos, bowiem ledwie skończył mówić, podszedł do nich człowiek w mundurze imperialnej armii.
- Widzisz, kapitanie. Moich szesnastu ludzi i dwóch towarzyszy wraz ze sprzętem szuka zakwaterowania na nadchodzący jutro rejs Powiedział - I pomyślałem sobie, że unikając gorszej kompanii mógłbym poprosić jak kapitan kapitana o kwatery na tym... cudzie techniki. Znalazłoby się dla nas miejsce?

Von Drake westchnął ciężko i klepnął się otwartą dłonią w twarz.

- Dobra, zgadzam się. Ty i twoi ludzie dostaniecie sześć kajut. Ork i Ogr dostaną jedną większą, bo reszta miejsca jest zarezerwowana dla mojej załogi. Nie będę w stanie też zabrać waszych zapasów broni i prochu. Statek i tak będzie już przeładowany. Zostawcie to wszystko na pływającej jednostce. No i nie zapomnijcie o dokupieniu zapasów rumu, może się okazać, że nasze będą zbyt małe, by zaspokoić pragnienie wszystkich pasażerów.
- Wiedziałem, że mogę na pana liczyć! Wykrzyczał Brennenfeld - No dobra panienki, ładować sprzęt na tą łajbę! Przyprowa... znaczy odeskortować tu też resztę piratów!! Raus, Raus!!
Von Drake zrobił teraz poważną minę.
- Jest też kilka zasad, których musicie przestrzegać, jeżeli nie chcecie wylecieć za burtę. Po pierwsze, wejście do mojego prywatnego gabinetu jest karane śmiercią w okrutnych męczarniach. Po drugie, nie można wchodzić do magazynu bez mojego zezwolenia, to również jest karane śmiercią. Po trzecie, wszyscy mają pić rum, odmowa kolejki jest karana śmiercią. No i ostatnia zasada, na pokładzie mamy "specjalnego gościa" Jest on moją własnością, jakiekolwiek naruszenie owej osoby, będzie karane hm... śmiercią. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne.
- Aye!! Odpowiedziało dwadzieścia gardeł!!

Skrzynie z prochem, bronią i wodą, należące do załogi Skita, Ogra i oddziału muszkieterów załadowano na statek Cortesa. Alkohol i jadło zostały przeniesione na Revenge. Wszystko było gotowe do wylotu. Załoga i pasażerowie powoli gramolili się na pokład, po spuszczonej na ziemię drabinie splecionej z lin i desek.

Jim i Tim zaczęli grać na bębnach, po chwili cała załoga śpiewała pieśń napisaną przez samego kapitana, która była czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego załogi. Miała też dodawać otuchy przed nadchodzącymi trudami podróży. Abney Park - Airship Pirate
Ostatnio zmieniony 20 lip 2015, o 23:53 przez Matis, łącznie zmieniany 3 razy.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

( już zmieniłem godzinę , bardzo przepraszam za błędy , poprawię je. Nawet nie myślcie wsczynać jakiejś burdy o godzinię drugiej w nocy " patrzę wzrokiem pełnym przygany i gniewu na Matisa :evil: " .

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ masz na myśli drugą wieczorem? toż to normalna godzina funkcjonowania :P ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

( Co za ludzie :) , czyli tylko mi to przeszkadzało ? Pożądny obywatel o drugiej w nocy śpi zamiast bawić się w jakieś areny :) )

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

anast3r pisze:[ masz na myśli drugą wieczorem? toż to normalna godzina funkcjonowania :P ]
[Do zobaczenia o 7 rano :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Byqu pisze:
anast3r pisze:[ masz na myśli drugą wieczorem? toż to normalna godzina funkcjonowania :P ]
[Do zobaczenia o 7 rano :mrgreen: ]
Ja też się tej nocy mam zamiar się wyspać. Więc dziś bez pisania

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Po tym jak karczma właściwie rozpadła się na kawałki i gdy burza rozwiała się tak szybko jakby nigdy jej nie było, jakiś Estalijczyk cudem zdołał zwołać wszystkich uczestników Areny w jedno miejsce. Razandir wraz z Gii Yi Xingamem podeszli bliżej by wysłuchać jego słów. Okazało się, że człowiek ten zwie się Fernando Cortez i Razandir mógłby przysiąc, że gdzieś już kiedyś słyszał to miano. Nie zastanawiał się jednak nad tym bo zaraz dowiedział się, że Estalijczyk miał przewieść wszystkich zawodników na miejsce gdzie odbędą się walki. Peña Duro, statek który miał służyć im za transport już gotowy był do rejsu i gdy tylko arenowicze wstąpili na pokład, kapitan wydał rozkaz podniesienia kotwicy. Wyszło też na jaw, że Cortez i von Drake – dowódca latającego okrętu, znają się i to chyba dość dobrze.
Gdy tylko Peña Duro ruszyła na otwarte wody obaj magowie znaleźli sobie kajutę pod pokładem. Razandir zostawił tam swoje rzeczy i uwalił się na jednym z hamaków testując jego wytrzymałość. Natomiast czarownik ze wschodu usiadł na swoim z zamyśloną miną.
– Nie mówią nam gdzie płyniemy, ani gdzie znajduje się Arena, ani też kto ją organizuje. Te zagadki i niedomówienia zaczynają mnie już męczyć – powiedział szaman.
– Taaak… – Razandir pokiwał głową. – Myślałem, że walczyć będziemy gdzieś tutaj, w okolicy Porto Maltese ale teraz nie znamy nawet nazwy kraju, do którego zmierzamy. Wszystko to robi się coraz bardziej podejrzane…

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

Byqu pisze:
anast3r pisze:[ masz na myśli drugą wieczorem? toż to normalna godzina funkcjonowania :P ]
[Do zobaczenia o 7 rano :mrgreen: ]
[ no dobra, może się do tej pory nie położę :D ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ To uczucie, gdy cały post znika pod wpływem burzy i chwilowego urwania prądu... cholerni magowie...]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

Kordelas pisze:[ To uczucie, gdy cały post znika pod wpływem burzy i chwilowego urwania prądu... cholerni magowie...]
[ ale za to całe miasto nie poszło z dymem :D ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ Moja postać woli wewnętrzne przeżycia emocjonalne i wyrafinowaną sztukę połączoną z grą zmysłami niż burdy 8) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Statek ruszył z doków, połączony z morską jednostką grubą liną. Skgarg i Skit ,odprowadzeni przez jednego człowieka z załogi kapitana von Drake, dotarli do swojej kajut znajdującej się tuż obok schodów na pokład. Ork otworzył drzwi. Kajuta nie należała do najmniejszych ale za największą nie mogła uchodzić, przez wymyte niedawno okno wpadały promienie porannego słońca. Dwa łóżka stały przy dwóch oddzielnych ścianach pokoju. Skit rzucił się na swoje, rozciągając swoje umięśnione ramiona na starej, wyświechtanej poduszce. Skgarg, nauczony wcześniejszymi temu podobnymi doświadczeniami, zawczasu podłożył pod łóżko ciężkie toboły, które taszczył przyczepione do swoich pleców, aby to nie złamało się pod nim jak bambusowa tyczka pod słoniem. Gnoblar Ogra usadowił się na parapecie i uważnym wzrokiem przyglądał się orkowi. Po mniej więcej dwudziestu minutach odpoczynku, Skit podniósł się na łokciach i powiedział.
- Słuchać mnie ty teraz Skgarg, dobrze?
- Noo, dobra.
- Ja idem się teraz napić i porozglądać po pokładzie. Ty iść ze mną?
- Nie, nie ja poczekam na koniec kaca, ale jak zacznie się większa popijawa przyśli do mnie jednego z twoich chłopaków. - Ork pokiwał głową na znak, że tak uczyni, po czym otworzył, dębowe drzwi i wyszedł w ciemny korytarz.
- To co Piękny, idziemy spać?
- Tak. - Gnoblar zeskoczył na brzuch Ogra i zwinął się w kłębek. - Idziemy spać.
[ So sorry, że w nocy ale musiałem]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
KERSZUR
Mudżahedin
Posty: 254

Post autor: KERSZUR »

Erwin, siedział rozprawiając na przeróżne tematy z swoim nowym towarzyszem, nie zwracał zbytniej uwagi na toczące się za nim zajście, jednak na wszelki wypadek założył tarczę na plecy. Nagle ujrzał poruszenie na twarzy maga, odwrócił się zaintrygowany spoglądając dokładnie na sam środek sali na którym aktualnie stał nowo przybyły czempion Slaanesha.
Niespodziewanie rozwarły się jego powiek lewego oka, poczuł olbrzymi napływ nienawiści i chęci mordu. Jego ogorzała twarz pokryła się szkarłatem, a w jego głowię rozpoczęła się niema walka o ciało.
Razandir ogarniając sytuację, która toczyła się w samej karczmie, nie zwrócił nawet uwagi na wewnętrzne pomieszanie swego kompana, ulatniając się kiedy rozgorzał konflikt.
Czuł falę gorąca i zawroty, w każdej chwili wypierając agresora ze swojego umysłu, kiedy pozostał samotny za stołem, wyjął szybkim ruchem sztylet i wbił go z rozmachem w dłoń przyszpilając ją i cucąc go na tyle, aby mógł sam ruszyć do ofensywy.
Przypomniał sobie treningi z ojcem i dziadkiem, kiedy skulony za tarczą wyczekiwał do ostatniego momentu stawiając na jedno precyzyjne pchnięcie.
Uderzył w sam środek jestestwa zbłąkanej duszy, stanął na przeciw niej, a to co ujrzał zasmuciło go niezmiernie.
Przed nim ukazał się niczym na obrazie, zbłąkany anioł, który brocząc w ciemności szuka odkupienia. Jego ciało było skrępowane łańcuchami które wychodząc z jego klatki piersiowej, wbijały się w jego świadomość.
Po chwili zrozumiał, to jego świadomość utrzymywała go na skraju szaleństwa. Nagle postać naprzeciw niego otworzyła lewe oko, w którym zamigotał kolor krwawego świtu.

Wszystko co go otaczało zniknęło.
-Skoro tak Cię ciekawi moja historia, pokażę ją od początku do końca.
Pierwszym przekazem jaki ujrzał była olbrzymia armia orków, zwarta w bezpośrednim starciu z dziwnie odzianymi i uzbrojonymi ludźmi. Wśród nich widoczna była postać wielkiego mężczyzny młócącego oddziały wroga młotem otoczonym wieloma runami.
-To właśnie moja przeszłość, walczyłem przez dekadę ramię w ramię z plemieniem Unberogenów, byłem jednym z wielu synów pomniejszych plemion, naglę obraz się rozmazał.
-Później waż ukochany bóg nas opuścił, nie pozostało nam nic innego jak wrócić do swoich domostw.
Obraz uformował się jako tytaniczny bój ludzi przeszłości z hordą oszalałych demonów, wśród nich potykał się z demonicznym lordem Khorna, odziany jedynie w poszarpane nogawice szaro włosy mężczyzna. Obraz znów się rozmył przedstawiając rozpłatanego czempiona i samotnego mężczyznę z przeklętym toporem, którego trzonek zaczął tworzyć jedno z nowym właścicielem.
Uderzenie pioruna w okolicy znów rozwiały wizję.
Nagle poczuł że znów są jednością, jednak nie w normalnym świecie tylko w wspomnieniach, jego ciało mimowolnie ruszyło w kierunku płonącej osady, która na samym wejściu ukazało krwawą masakrę, którą zgotowano mieszkańcom.
Błądził wzorkiem po pomordowanych i ogarniał go szał, takiż sam jaki doświadczył w bitwie o Ferenstein. Jego wola spajała się z toporem, który pragnął jedynie krwi.
Jakby we śnie przetaczał się po obejściach zbijając demonetki, bestie chaosu czy samych "skażonych" mieszkańców piętnem Slaanesha.
Przychodziło mu to z wielką łatwością i ulgą kiedy zatapiał ostrze w kolejnych ofiarach, szatkując uciekających w bez rozumnym pogromie, nikt nie był w stanie go sięgnąć. czy nawet sparować jego nowej broni, do czasu kiedy dotarł do progu własnego domu.
Na przywitanie wszyła jego własna żona, nieskalana ani jednym zadrapaniem, nie mógł uwierzyć że nic jej nie jest, jednak sen pękł jak mydlana bańka, kiedy z jej ust wychynął wężowy członek, należący do stojącego za nim mężczyzny.
Ruszyła w jego kierunku wyjmując podarowany jej na rocznicę zaślubin sztylet, ze łzami w oczach i niemą prośbą uformowaną na ustach. Nie zawahał się nawet chwili rozpruwając ją niczym prześcieradło, chciał zabić tego który zrobił to jego żonie. Jednak rzeczywistość znów się zmieniła, jednym okiem widział płonące w ostatnim pożegnaniu ciało swojej kobiety, a drugie ujrzało palącą się karczmę. Z krzykiem bólu wyrwał się z otępienia rozrywając w sposób bardzo bolesny ich złączoną świadomość.
Zerwał się na równe nogi, od jakiegoś czasu zwęglało się jego ciało, jednak jedyne czego on pragnął to wydostać się z tego szaleństwa, za jego plecami pojawiła się okopcona postać która na ślepo uderzyła w jego hełm, łamiąc jego pióro, kolejny cios spadł na korpus.
Erwin stał nieporuszony, słysząc pękające kości w dłoni agresora, z jego dłoni kapała obficie krew.
Nagle ryknął jak opętany widząc spadające pióro w jęzory płomieni, była to jego jedyna pamiątka po Aryi, mając na oczach obydwa pogrzeby, szarpnął marudera z mundur i całej siły cisną nim przez ścianę, widząc ruch po drugiej stronię karczmy, zaczął zbierać z podłogi resztki milicji, z ogromną siłą wyrzucając ich przez każde możliwe szczeliny, nie zwracając na zadane im obrażenia przy upadku. Kiedy ostatni z kmiotków usypanych z pod jego nóg z cichym chrupnięciem, niczym Krasnoludzki żyrokopter.
-No lot piękny, ale bez telemarku- mruknął pod nosem, wyskakując z płonącego budynku, którego chwilę później wypełniły eksplozję.

Dostał się na statek, jakiś czas wpatrywał się w morze, rozmyślając to co niedawno zobaczył, już wiedział czemu Erachil skończył jako pies Khorna, wiedział w jaki sposób próbować mu pomóc.
Z rozmyśleń wyrwał go smród spalonego ciała, który dobywał się z jego otoczenia.
-Nie wiele brakowało, a skończyłbym jak grillowany Goblin.- markotał pod nosem, próbując opatrzyć ciało co szło mu z lekka mizernym skutkiem.

[ Z powodu wyjazdu nie mam za bardzo jak pisać, z góry przepraszam, jednocześnie prosząc aby na czas mojej nieobecności ktoś " zaopiekował" się moim dobrze wypieczonym kapitanem. 31 powinienem wrócić, więc spokojnie postaram się nadrobić zaległości]

ODPOWIEDZ