ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Dziad »

[ Nie było tylko mnie trzy dni :shock: Byqu nie chcę znowu kontynuować tamtego tematu ale ja też cieszę że wszystko jest ok ( nie chodzi mi tylko o roleplay ). I bardzo przepraszam za przespanie mega fajnego zdarzenia :) ]
Etchan nie znał dostatecznie wulgarnych przekleństw żeby wyrazić jak idiotycznie się czuł wybiegając z dymiącej chatki z czterema strzałami , malutkim sztyletem i bez połowy stroju maskującego i to dzięki interwencji tajemniczego zawodnika , mógł oczywiście pomóc mu w walce z jednym z najbardziej irytujących zawodników areny ale miał rachunki do wyrównania. Wściekłość sprawiała że biegł szybciej niż kiedykolwiek przedtem. Nie obchodziła go czarodziejka , chciał po prostu zobaczyć ludzi leżących na ziemi jeszcze bardziej niż on jeszcze kilka chwil wcześniej. Grupa strzelców była już niedaleko , jeszcze w biegu nałożył pierwszą strzałę. Momentalnie stanął i dając sobie chwilę celował , już miał wypuścić strzałę gdy usłyszał kroki za sobą. Nie miał już czasu wypuścił strzałę i błyskawicznie uskoczył w bok. Zamaszysty cios kolbą muszkietu przeciął pustkę , elf nie miał czasu na zobaczenie rezultatu swojego strzału. Wysoki , i lekko zaniedbany żołdak zamachnął się ponownie. Leśny elf skoczył niespodziewanie do przodu , zdecydowany zakończyć tą walkę szybko. Z całych sił pchnął muszkiet trzymaną oburącz ciężką rusznicę. Jego przeciwnik wrzasnął głośno gdy ciężka lufa trafiła go prosto w twarz , łamiąc nos i kilka zębów. Etchan szedł za ciosem , sztylet co chwila ranił zamroczonego ciosem człowieka , on sam wściekły z powodu ran i oślepiony zalewającą mu twarz krwią spróbował jeszcze ostatniego chwytu. Krzyknął głośno i skoczył nisko ku elfowi próbując zadać niski sztych bagnetem w brzuch. Lecz zrobił to u ułamek sekundy na wolno , wyjęta z kołczanu strzała przebiła dłoń w której trzymał broń a sztylet utkwił w jego boku. Etchan stojący z boku po uniku który pozwolił mu zakończyć walkę , wyszarpnął strzałę i ruszył biegiem za niewidocznymi już żołnierzami. W biegu odczytał tropy świadczące o tym że pośpiesznie oddanym strzałem nie zabił jednego z muszkieterów. Tym gorzej dla nichpomyślał cynicznie elf i przyśpieszył jeszcze kroku. Przedzierał się prze gęsty las , słysząc już pozostałą piątkę żołnierzy , lecz wiedział też że są coraz bliżej fortu położonego na obrzeżach wioski że może już ich nie dogonić. W istocie las zaczął się już przerzedzać co oznaczało że jest coraz bliżej . W końcu wybiegł na pustą przestrzeń otaczającą fort , goniona przez niego grupa była zaledwie kilkanaście kroków od bramy. Wyciągnął w spokoju łuk , nałożył strzałę i wycelował w strażnika na wieży który zaalarmowany przez biegnących celował już do niego. Lecz Etchan był po prostu szybszy , dzielny strzelec oparł się o ściankę wieżyczki krzycząc i łapiąc się za przebitą strzała rękę . Jego towarzysz miał trochę więcej szczęścia , kolejna strzała tylko musnęła jego rękę. Trzecia i zarazem przed ostatnia strzała , zraniła dobiegającego już do prowizorycznej bramy sierżanta. Teraz pozostał jeszcze nasz gubernator

***

Etchan słuchał gniewnej tyrady Pakji skierowanej do grupy rosłych wojowników zebranych wśród ogromnego ogniska z uśmiechem. Wytłumaczenie że to wszystko wina kapitana von Drake-a zajęło trochę czasu , ale w końcu grupa dziesięciu uzbrojonych jaszczuroludzi skierowała się w kierunku kwatery van Drake-a.
Ostatnio zmieniony 26 sty 2016, o 17:59 przez Dziad, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Dziadu, z Gii Yi walczył von Drake, Corteza tam nie było.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[ Dziadzie Zbychu. Jest kilka kwestii do wyjaśnienia.
1. Czy pytałeś się Grimgora, czy możesz zabijać jego ludzi i czy pytałeś się mnie, czy możesz zabijać moich?
2. Corteza nie było w tej akcji. Był Baastan i Von Drake. To oni walczyli w pojedynku, w chacie i skończył się on, gdy strop się zawalił. Grimgor jasno to opisał.
3. Von Drake mianował siebie samozwańczym Gubernatorem, nie Cortez, to też było jasno napisane.
4. Są dwa forty, jeden w wiosce i to właśnie tam udali by się muszkieterzy Grimgora bo fort na wulkanie jest oddalony o prawie 10km od wioski...

Popraw te rzeczy, albo obetniemy Ci uszy, potem damy do zjedzenia, by następnie spiłować pojedynczo każdy twój ząb i na sam koniec będziemy poić Cię na zmianę gorącą i lodowatą wodą.
A gdy już Ethan będzie miał dość, damy mu miksturę leczniczą by zabawa mogła zacząć się od nowa :evil: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Faktycznie imiona mi się pomyliły a co do zabijania waszych ludzi to wydawało mi się że mogę wziąć odwet za oberwanie kolbą w twarz , najazd na domek i ogólnie wszystko inne. Mogę zmienić tekst , że zranił tych żołnierzy. I dopóki nie dowiem się gdzie jest Drake nie będę dopisywał dalszego ciągu z "uprowadzeniem" . Ogromnie przepraszam za zamieszanie.]

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Nie no za jakiś tam prawdziwy atak to mógłbyś paru zabić (w granicach rozsądku) ale to jak pewnie żodyn się nie domyślił miała być pokojowa-humorystyczna akcja jak niesławny pijany berek z Areny 35'. Gdyby
A tak cóż... Ktoś dostanie kulkę w łeb :evil: ]

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Zawszę mogę edytować tekst :twisted: ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[UWAGA! Poniższy tekst ma być humorystycznym przerywnikiem, więc nie należy podchodzić do niego ściśle fluffowo i nie uznawajmy jej w dalszej, poważnej kontynuacji]

Kolorowa ważka usiadła na nosie saurusa. Ten prychnął, odganiając ją. Służba wartowna nie należała do jego ulubionych. Na szczęście cieciowali we dwóch, to było do kogo paszczę otworzyć.
- Te, Gwach'quar? Wolisz kutarate czy hudo?- odezwał się nagle pod naporem kolejnego ataku nudy.
- No nie wiem....- zamyślił się drugi z gadów- Chyba hudo. A ty?
- Ja tam wolę się opierdalać. Póki nie wybiorą wodza stoimy se. A tak to znów któremu wpadnie do łba robić remont świątyni. Jebany Łęcina. Weź tu zapierdalaj cały dzień z papierem pińcetką. Ja to bym siateczką na szybkości... albo lepiej! Karton-gips!
- Xipati mówił, ściana ma być jak szkło! A przy karton gipsie masz ubytek na metrażu.
- Ta, szkło... co z tego, jak dołów nadrobi. Weź tu kinkiet powieś.
Milczeli przez chwilę. Ważka zabzyczała nad ich głowami i poleciała. Wtedy ich uszu sięgnął zgiełk zamieszania w chacie Etchana.
- Ty, Gwach'quar! Zobacz co te brudasy znowu wyprawiają!
- Pieprzeni imigranci. Wszędzie syf zostawiają, własne prawa i porządki ustalają. Rozwalają wszystko.... O jaguarze mowa.
- Nosz kurwa, nowiuśka ściana!
- Wiesz co przemo? Przemówmy im do rozumu!
- Brać dzidy?
- Bierz.
- Zwykła, czy laserowa?
- Zwykła. Do hołoty trzeba prostą technologią.... Patrz co oni wyprawiają. Na chuj im ta elfka?
- Wyrywają se jak kawał mięcha. Że jej jeszcze nie zarżneli.
- Może na świeżo lepiej smakuje. Idziemy.
Jakież zdumienie ogarnęło strzelców Lotahara, gdy drogę zastąpiło im dwóch saurusów. Pochylili dzidy w ostrzegawczym geście.
- W imieniu Porozumienia Etnicznego Gadów I Dinozaurzych Autochtonów, stać!- warknął Gwach'quar, po czym dodał ciszej- Co teraz Przemo?
- Nie wiem. Nigdy nie zaczynaliśmy gadki...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ :P Wątek kultystów-fachowców pojawił się też na Arenie 35 ]

- Szlag... pieprzony elf... Było mu prewencyjnie połamać łapy. - zaklął Hans, masując nacięte grotem strzały ramię.
- Ale jesst ssafodnikiem Areny, ma immunithet. - wtrącił Dorff nieco świszcząc przez wybite kolbą własnego muszkietu dwa przednie zęby oraz złamany nos.
- Dupa, nie immunitet. Mam nadzieję, że ten ork w spódniczce zrobi z niego papkę, a jak nie to nasz kapitan odstrzeli mu uszy. Najpierw prawe potem lewe. Uwielbia precyzyjnie strzelać. - sierżant splunął, krzywiąc przeciętą blizną twarz z wykwitającym poza zwyczajową bródkę i wąsiki blond zarostem na policzkach - Przynajmniej mamy nagrodę pocieszenia.
- Właśnie, co do kapitana... na Taala, niemiłosiernie nas opieprzy jak wrócimy w tym stanie do fortu. I to z takim opóźnieniem. Mieliśmy przynieść na dwa razy ładunek a już pierwszy rzut zostawiliśmy w szczerym polu. Oby nikt nam tego nie podprowadził...
- A na chuj niby tym jaszczurom proch, dziegieć i suchary Ziegler ?
Wtem mówiący zatrzymał się jak wryty o kilka cali przed ostrzami dzid dwóch rosłych jaszczurów.
- O kurdeeee... - zaklął cofając się i zadzierając głowę w górę by ujrzeć pyski saurusów.
- Chyba jednak mają jakiś żal o ten dziegieć i suchary - szepnął z tyłu Andreas - Może chcą je wziąć ?
- Tia. I wpierdalać posmarowane, a proch wciągać nozdrzami! Z drogi, pogadam z nimi! - wystąpił wyprostowany dumnie sierżant. Po chwili stanął, drapiąc się po zaroście.

- Eee tego... no. Jakby tu... - zająnął się, patrząc na posykujących drabów - "MY. PRZECHODZIĆ W POKÓJ. PRZYJACIELE."
Mówiący głośno i przeciągle jakby rozmawiał z ociężałym umysłowo i żywo gestykulujący człowiek wyglądał przekomicznie, stojący z tyłu knechci zaśmialiby się gdyby nie dwumetrowe łuskowe monstra naprzeciw stojące jak stały.
- Cholera. Z nimi trzeba prosto. Andreas, dawaj to... - rzucił, zrywając z głowy podwładnego kapelusz z już bardzo sfatygowanymi czerwonymi piórami i stając na palcach założył filcowe rondo na czubek łuskowatego łba - TO BYĆ PREZENT. PREZEEEENT. MY POKÓJ. MY IŚĆ DO DUŻY PŁOT Z DREWNA A WY WRACAĆ TAM GDZIE WY STAĆ!
Hans zrobił pełną powagi minę i pokiwał głową po czym zakomenderował i sześciu strzelców przeszło między co najmniej skonsternowanymi sądząc po pyskach saurusami, udając się do fortu, gdzie czekała ich niemiła odprawa lecz już zdecydowanie przyjemniejsza perspektywa nocy.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

- Dooomiiinooo nieeeee!!!!! Wykrzyczał Mateo, gdy jego przyjaciel dostał strzałą w rękę. Jego krzyk urwał się po chwili bo druga strzała zraniła go w ramię.
- Matheo! Matheo! Dorwali mnie! Powiedz mojej matce, że przepraszam..., ale niczego nie żałuję...
- Ale Domino, przecież dostałeś tylko w dłoń, nic Ci nie będzie!!!
- Chyba zapomniałeś, że od dziecka bałem się krwi i ze strachu mogę umrzeć na zawał.
- To dlaczego zaciągnąłeś się do wojska!!??
- Bo mogłem!!!
- Domino nieeeee!!!


Domino zdrową ręką złapał się za pierś i padł jak trup... Tego było za wiele. Stający pod fortem elf nie wiedział co ze sobą zrobić, gdy skończyły mu się strzały i po prostu stał.
Matheo wychylił się na bok i krzyknął.
- Kamil, szykuj armaty i Naaaapieeerdaaalać w elfa!!!

Po chwili rozległa się seria wystrzałów. Śmiercionośne pociski rozerwały ziemię dookoła elfa i spowiły teren chmurą kurzu
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- O kurwa, Przemo, patrz! Wojna!- ryknął Gwach'quar na wido latających pocisków armatnich.
- Jest ich ze stu! I każdy strzela kulami!
- Jak to możliwe?!
- Co, że stu? Czy że każdy strzela?
- Jak zdołałeś w tak krótkim czasie policzyć do stu?!
- Nie no zgrywusie, to metamfetafora.
- Aha. Ale zobacz, jaki kapelusz dostałem. Brakowało mi takiego w kolekcji.
- Przecież ty nie zbierasz kapeluszy.
- Teraz już tak!
Kula armatnia minęła zwinnego elfa i uderzyła pomiędzy saurusów. Na szczęście nic im nie było, poza tym, że ich ogłuszyło i obsypało ziemią.
- Przemo, leć po dzidy laserowe! Niech poczują gniew lasera!
Wtem zza palisady dobiegł okrzyk w przerwie pomiędzy wystrzałami.
- E! Sorry! Powiedzcie wodzowi, że do was nic nie mamy.
- Nie mamy wodza- odkrzyknął Gwach'quar- Nami rządzi papież.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

[Nosz ku..de co tu się wyrabia?! :shock: Eee, panowie straciłem wenę]

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Niektórzy oglądają za dużo kreskówek klawiszowca naczelnego duetu polskiej sceny Disco-polo-alkoholo :lol2: ]

Ostatni z idących w rzędzie muszkieterów obruszył się na dźwięk słów saurusa, wysyczanych krzywo w Reikspielu.
- Coooo?! Papież ?! Jak Volkmar Ponury ?!
Imperialny z gromkim okrzykiem porzucił kompanów biegnąc w stronę lustrijczyków, przy czym rozerwał sobie połę munduru ukazując, poza umięśnioną klatą piersiową z wytatuowanymi młotami i kometami o dwóch ogonach, liczne ładunki wybuchowe pochowane w wewnętrznej stronie koletu.
- NIE MA BOGA NAD SIGMARA A VOLKMAR JEST JEGO TEOGONISTĄ! - ryknął, wyrywając szpunty siarkowane z granatów.
Całą polaną wstrząsnęła potężna eksplozja.



Dużo później, wśród gęstych dymów wiszących szarą zawiesiną nad okolicą pojawiła się ciemna sylwetka, która strzeliła płaską dłonią w potylicę klęczącego z nieobecnym wyrazem twarzy, osmalonego żołnierza odzianego w tlące się resztki munduru.
- Ty imbecylu! To już wiadomo kto podkradał wszystkie bomby dymne! Masz cholerne szczęście w tej głupocie, że wierzyłeś iż to prawdziwe granaty i nie kradłeś takowych. Idziemy do kapitana!

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Gii Yi zamrugał oczami, wlokąc się jak najdalej od zapadającej się chaty. Dawno nie rzucił tak potężnego zaklęcia. Szybkie teleportacje i skoki przez cień były domeną szarych czarodziejów. On sam, co prawda, wiedział jak to zrobić - czasami wykorzystywał te umiejętności na Pustkowiach, ale zawsze kończyło się to jednym - potwornym bólem. No i krwawieniem z nosa, uszu i oczu. Gdy posiadał w młodości patronat Mrocznych Bogów, było łatwiej. Zapewniali jakiś tam immunitet dla posługiwania się różnymi domenami. Jednak wyrzekł się ich i teraz musiał znosić te niedogodności.
"Przeklęci muszkieterzy, jak ja ich tylko dorwę... no i cholerny, niewdzięczny elf." Jego krasnoludzcy znajomi z Imperium mieli rację twierdząc by nigdy, przenigdy nie zaufał elfowi.
Nie miał pojęcia co się stało z von Drake'iem, gdy strop się zawalił i szczerze mówiąc gówno go do obchodziło. Był wściekły na siebie, że dał się ponieść emocjom i zrobił z siebie bohatera. A przecież babka go ostrzegała - tacy najszybciej giną. Od strony fortu dobiegły go odgłosy kanonady. "Więc to już? Wojna?" Niemożliwe, za wcześnie. Prędzej Ethan próbujący dorwać swoich oprawców i żołnierz o słabych nerwach.
Czyli wojna. Jeden głupi ruch zaczynał je już wcześniej.
Jakieś cienie zasłoniły mu widok. Po nich natknął się na małą, łuskowatą stopę. Podniósł wzrok. Grupa skinków uzbrojonych w oszczepy i dmuchawki otoczyła go, przyglądając się beznamiętnie.
- JA NIEWINNY. - Przeliterował zachowując spokój. - TO PRZEKLĘCI PIRACI.
- Rozumiemy cię คน. Nie zachowuj się jak dopiero co wykluty.
- Prowadźcie do Pakji. Jeśli szybko nie zorganizuje walki to będziemy tu mieli wybuch przemocy. I - dodał, krzywiąc się. - pomóżcie mi wstać.

[Krwiii!!!!!!]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Krew więc dostaniecie... jeszcze dziś!]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Mateo przecie wyręczył orka salwą z dział :lol2: A tak na serio, to czekamy!! ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Walka siódma
Skit, ork vs Ethan, Strażnik Cienia


https://www.youtube.com/watch?v=7To5EdysSO0
W cieniu drzew upał był mniej dotkliwy, lecz powietrze było ciężkie od wilgoci. Tu, pod ciemnozielony dachem z liści nie sięgał żaden powiew wiatru. Lniane chusty, w które ludzie zwykli wycierać pot z czoła można było wykręcać z wody.
Siedzące w koronach drzew małpy z zainteresowaniem przyglądały się zgromadzonym poniżej, wykrzykując w swym języku głośne komentarze. Co jakiś czas na ziemię spadały pestki słodkich owoców, którymi się raczyły. Wtem jednak na krwawym nieboskłonie zachodu ukazała się harpia, drapieżny ptak żywiący się małpami i cały ten zgiełk ucichł.
Etchan ze spokojem spoglądał w górę. Tam w górze wiatr poruszał koronami drzew. Elf zamknął oczy i wsłuchiwał się w szum liści.
- Co słyszysz?- spytał zbliżający się doń Pakja.
- Życie- odparł krótki asari, wciąż nie otwierając oczu.
- Las daje nam dużo. Osłania nas. Karmi. Nie trwonimy jego darów.
- A co z ludźmi na wyspie?
- Nie wiem- odparł Pakja- Są gośćmi, lecz mało im darów naszej ziemi. Chcą więcej łez słońca. Pożądają ich całym sercem, jakby choroba objęła ich ducha. Nie rozumiem dlaczego.
- Diamenty są bardzo cenione przez ludzi. A nie ma silniejszego w nich uczucia, niż chciwość.
Stali przez chwilę, wspólnie spoglądając na lot harpii w zachodzącym słońcu.
- Już czas- rzekł w końcu Pakja.
- Racja- odparł Etchan- Już czas.
Skit, sprawdziwszy broń i ekwipunek po trzy razy począł już się nudzić i nie tyle rozmyślał czy wszczynać bójkę w międzyczasie, a z kim. Do tego jednak nie doszło, gdy właśnie Etchan przyprowadzony przez Pakję oznajmił gotowość do walki. Ork wyszczerzył się, splunął kawałkiem kokosa, które żuł w całości i wskoczył żwawo na dzika, mrucząc przy tym z ekscytacji.
Oddech Etchana wyrównał się, serce zwolniło. Mrugnął. Wtedy dano sygnał.

Widział, jak ork ściska przygotowaną bombę. Wiedział, że ciśnie nią od razu. Wzrok jego wędrował za lecącym obiektem, ręka zaś sięgnęła kołczanu. Cięciwę napiął szybko, mierzył krótko.
Pocisk uderzył w petardę, zmieniając jej tor lotu, co dało mu szansę na unik. Skit strzelił jeszcze z arkebuza, lecz kula pomknęła w krzaki. Ork warknął, zły, wtedy stałą się rzecz dziwna. Stwierdził, że nie może dostrzec przeciwnika.
Skit uderzył piętami dzika, by ten ruszył stępa. Skierował go ku zaroślom, ostatniej pozycji długouchego.
- Wyłaź!- warknął, rąbiąc tasakiem po liściach, lecz jedyne co osiągnął to porąbana paproć.
Wtedy z zupełnie przeciwnej strony bzyknęła cięciwa. Ugodzony w rzyć dzik kwiknął żałośnie i wyrwał z kopyta. Nie spodziewający się szarpnięcia Skit zleciał z jego grzbietu i upadł na zbrązowiałe liście.
- Pszebszydły…!- warknął ponownie, wypluwając liście z mordy. Zarepetował arkebuz, wymierzył i…
Znów nic. Zniknął.
- Tchusz!- krzyknął Skit, obracając się w koło w poszukiwaniu wroga- Walcz zemnom, jeźli masz jaja!
Odpowiedział mu jednak tylko śmiech kukabury ( https://www.youtube.com/watch?v=S0ZbykXlg6Q )
Zielonoskóry kapitan szybko przemyślał dostępne rozwiązania. Głupotą było szukać elfa w lesie. Z drugiej strony jednak nie mógł po prostu stać i czekać, aż ten go ustrzeli. Jak na potwierdzenie tej tezy świsnęła strzała. Grot przeszedł przez kółka kolczugi, lecz wytracił prędkość na kapocie ze skóry niedźwiedzia, jaką ork nosił pod spodem, przez co stal ledwo nacięła grubą skórę zielonego. Ten wyrwał strzałę i wypalił w pierwszym lepszym kierunku. Huk strzału spłoszył kilka ptaków, lecz kula znów niegroźnie przeszła przez liście.
I wtedy go olśniło. Miał plan. Anal-ogia, jak to mówiły ludzie. Gdy przeciwnik Skita chował się za tarczą, ten walił w nią rembakiem, póki nie poszła w wióry. Tu sytuacja była podobna, lecz przeciwnik krył się za drzewami. Oczywiście nie miał zamiaru ścinać drzew. Miał dużo szybszy sposób.
Przygotował wszystkie bomby, jakie miał. Jego zamiar był prosty- spalić las, zmuszając elfa do ujawnienia się… lub uśmiercając go w płomieniach.
Szereg eksplozji uwolniły jasne płomienie liżące zielone liście. Blask ognia rozjaśnił na chwilę ciemniejącą od zmierzchu okolicę, lecz ork nie przewidział pewnego faktu. Wiecznie wilgotne dno lasu deszczowego nie chciało się dobrze palić, płomienie nie strzeliły więc wysoko, zaś widok spowił gryzący dym.
Etchan wykorzystał okazję. Pod osłoną czarnych obłoków wyskoczył z cienia, w nagłym ataku, niczym kobra. Ork wymierzył i wypalił. Elfie serce zamarło na chwilę. Usłyszał gwizd kuli. Nie wiedział, że gdyby go trafiła, nie dotarłby jego uszu ten dźwięk. Ołowiany pocisk przestrzelił maskujący płaszcz Asari, nie czyniąc jemu samemu krzywdy. Sztylet mignął w blaski ognia, kolczuga zachrzęściła- ork również wyszedł z ataku bez szwanku.
Skit nie mogąc odeprzeć przeciwnika i ładować jednocześnie, odrzucił arkebuz i dobył broni białej. Jego ciosy jednak nie były w stanie sięgnąć elfa, który zaatakowawszy kilkukrotnie, niczym zjawa zniknął w obłoku dymu. Skit cisnął jeszcze za nim ciężkim nożem, lecz nie mógł dostrzec skutku.
Z szarości zmierzchu wypadły kolejne strzały. Dwie pierwsze uderzyły o blachę, bądź utknęły pomiędzy kółkami kolczugi, lecz jedna z nich przeszła przez policzek orka. Zielonoskóry ryknął z bólu i wściekłości. Porzucając jakiekolwiek planowanie, zaszarżował prosto w cień.
Zgromadzeni wytężyli wzrok, lecz niczego nie dostrzegli. Jedynie szczęk broni świadczył o tym, że walka toczyła się nadal. Wtedy rozległ się urwany okrzyk. Nie mógł należeć do orka.
Etchan pierwszy wrócił na polanę. Trzymał się za bok, zataczał się. Dłoń, którą przyciskał do ciała była czerwona od krwi. Skit wypadł tuż za nim. Wyglądał gorzej, kilka strzał sterczało z jego ciała, zamiast lewego oka widniała krwawa dziura, lecz to elf słaniał się i łapał oddech. Zielonoskóry roześmiał się.
- Powinieneś wiedzieć elfioku, że orki som najtfardsze!- ryknął.
Etchan zdołał odtoczyć się spod spadającego buzdyganu. Zakończył przewrót w klęczkach, wypuszczając strzałę. Syknął przy tym z bólu, napinając mięśnie korpusu do naciągnięcia cięciwy. Strzała weszła orkowi pod pachę. Trysnęło wiele ciemnej krwi. Mimo rany jednak Skit uderzył rembakiem, bardziej nadającym się do rąbania drewna, niż do walki. Spotkanie z jego ostrzem oznaczało dla elfa śmierć.
Udało mu się przetoczyć pod ciosem i uderzyć pod kolanem. Orczy kapitan nawet nie poczuł bólu. Po prostu nagle noga ugięła się pod nim. Nie mogąc sięgnąć przeciwnika Skit wrzasnął wściekły. Podpierając się na rękach niczym ranny goryl, podpełzł ku swojej ulubionej broni- arkebuzowi.
Etchan kupił sobie niewiele czasu. Co prawda był chwilowo poza zasięgiem rywala, lecz to miało lada chwila się zmienić. Sięgnął po strzałę i spróbował napiąć łuk, lecz ciało odmówiło posłuszeństwa. Zaklął pod nosem. Ork zdążył już przeładować. Skoczył.
Skit unosił gotową do strzału broń, lecz wtedy dostrzegł elfa z nożem. Skierował doń lufę, lecz ten zdążył ją odepchnąć. Przytomny ork nie posłał kuli na darmo, lecz wykorzystał pęd, by grzmotnąć Asari kolbą. Etchan poczuł jak trzaska mu żebro.
Skita ogarnęło podniecenie. Chciał coś powiedzieć, nim wykończy leżącego rywala. Przyszło mu więc do głowy powiedzenie, jakie usłyszał od tileańskich marynarzy.
- Donna mamma esse chuiochita!
Wtedy pociągnął za spust. Nie widzał elfiego noża wbitego w lufę.
Huk był nadzwyczaj głośny. Etchan, choć krwawił z rozbitego czoła, a zlepione włosy opadały mu na twarz, uśmiechnął się. Skit, cały osmalony, klęczał podparty oburącz. Kilka kawałków drewna i stali- oto co zostało z jego wspaniałego (jak na orkowe standarty) oręża- wbitych było w jego twarz. Powietrze aż drżało od jego chrapliwego, głośnego oddechu. Etchan sięgnął po strzałę. Gdy napiął cięciwę, omal nie zwymiotował z bólu. Złapał go skurcz, z boku popłynęła kolejna porcja krwi. Skit uniósł w jego stronę łeb. Nie dawał za wygraną. W rękach już ściskał buzdygan i rembak.
Przez wielu określany za mało „orkowego”. Teraz jednak z gardła wydobył mu się charakterystyczny okrzyk.
- WAAAAAAAAGH!
Nim jednak echo przebrzmiało od gromkiego ryku, Skit leżał na ziemi, w kałuży krwi, ze strzałą w oku.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

[Dobra walka =D> choć widać było, że ork ma małe szanse. Szczególnie, że teren nie za bardzo mu sprzyjał. (No i był ostatnio botem :roll: )]

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Ciekawa walka, można słówko o mechanicznym jej aspekcie ? :) ]

Lothar stał ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, oparty o jedno z koroniastych drzew. Rozsznurowana do ostatniego wiązadła biała koszula namokła na powierzchni, zapewniając przyjemną ochłodę wśród wieczornej duchoty, niewiele lepszej od dziennego skwaru. Brennenfeld raz za razem zmieniał stopę którą się podpierał, zakładając jeden wysoki but z nieco popękanej już z winy warunków klimatycznych skóry na drugi.
Za nim stał speszony kolejnym mało chwalebnym wyczynem Hans i jego koledzy.
- Mam nadzieję, że elfa spotka zasłużony koniec. Widziałem orków naszpikowanych strzałami jak jeże, którzy wciąż mieli siłę rozerwać w boju na strzępy kilku landsknechtów. - rzucił, nachylając się do kapitana sierżant.
Strzelec wyborowy westchnął, spoglądając w górę na harcujące śród gałęzi włochate małpy. Pamiętał nulneńską kompanię strzelców, mającą właśnie takie stworzenie za maskotkę. Nie bardzo pamiętał ową kampanię ani rok, ale zapadło mu w pamięć, że ich kapitan przegrał zwierzątko w kości z jakimś Wielkim Mieczem. Pech chciał, że przez następny tydzień jedzenia niemal pozbawiły ich ginące tabory aprowizacyjne i małpka skończyła w garnku gwardzistów. Pamiętał też innych oficerów szydzących z niego, gdy rozdawał kapitańskie racje swoim ludziom i głodował pospołu z szeregowymi. O tak, zawsze dbał o swoich ludzi i tym razem dla ich dobra należałoby wziąć obroty normalnie wzorowo karnego żołnierza, skoro dzika wyspa wyciągała z nich tak pierwotne instynkty szkodzące dyscyplinie i im samym.
- Ja za to widziałem łucznika z Ulthuanu, który z pół setki kroków, pojedynczą strzałą zdjął zwierzoczłeka większego niż wszystkie jakie widziałeś. - Lothar poprawił rzemień, wiążący jego włosy - Masz szczęście, że elf już zostawił ci na ramieniu pamiątkę, inaczej sam bym to zrobił. To się dzieje, gdy pleni się samowola. Myślę, że jak dzień i noc pozajmujecie się wspomnianym ładunkiem za was i drugą zmianę, dając kolegom odsapnąć to będzie wystarczająca kara. A teraz cicho, zaczyna się.

Skit dał popis nieustępliwości i dzikości wobec szybkości oraz wykorzystywania terenu elfa, lecz w końcu legł z przeżgniętą strzałą czaszką.
- Ork i arkebuz musiało być kiepskim romansem... prawie rozstrzelał widownię. - skwitował ćmiący fajkę Albrecht.
Lothar pokiwał z uśmiechem głową, po czym narzucił kapelusz, poprawiając go za przekrzywione rondo i odszedł w stronę fortu von Drake'a, poklepawszy zdziwionego wynikiem walki Hansa po ramieniu.
- Dobry strzał Etchanie! - rzucił nie odwracając się Brennenfeld.

Teraz została już tylko jedna niewiadoma jeśli szło o drugą rundę.

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Gii Yi dotarł do Pakji w odpowiednim czasie. Krótka rozmowa wystarczyła, żeby przekonać go o potrzebie pojedynku. Szczególnie, że elf już przybył do przywódcy wojowników łaknąć krwi za swoją zniewagę.
Walka była interesującym pokazem latania w kółko i gonienia za duchem. Ork ewidentnie miał problem z odnalezieniem przeciwnika w listowiu, a Ethan sprytnie to wykorzystał. Ale gdy zielonoskóry natrafił rembakiem i cel...wtedy nie było zmiłowania. Nieźle pokiereszował elfa nim ten zdążył odpowiedzieć śmiercionośną kontrą. Ewidentnie też muszkiet w rękach Skitta był stratą czasu. "Pozdro poćwicz" samo nasunęło się na usta Baastana.
Teraz czekał jego pojedynek. Wciąż pozostawała kwestia znajomości przeciwnika, a właściwie braku tej wiedzy. Von Drake odpadał. Po niedawnej rozróbie pewnie poinformował też resztę swojej załogi. Muszkieterzy nie popisali się elokwencją i dobrymi manierami, ale ich dowódca. Mimo, że Gii Yi szczerze współczuł temu biedakowi, którego niefortunne zrządzenie losu i czyjaś zła wola zaprowadziły tutaj to wydawał się on osobą rozsądną. No i szaman miał mu coś do zaoferowania.
- Witam panie Brennenfeld. Jak się podobała walka?
Ludzie kapitana od razu zareagowali. Stając za swoim dowódcą.
- Sir to ten co w chacie elfa.
- Wiem Hans. Bądź cicho. O co chodzi panie Xingam? Bo nie wierzę, że interesuje pana zwykła rozmowa ze mną, szczególnie, że nie tak dawno poturbował pan moich ludzi. Choć przyznam zachowali się jak idioci.
- A jednak. Jestem tutaj bo może mieć pan jakieś przydatne informacje o moim przeciwniku. Albo może pan je zdobyć.
- W jaki sposób? Jestem żołnierzem, nie szpiegiem. - spytał zaciekawiony Lothar.
- Właśnie! Pana ludzie mogą przysiąść się do kislevczyka i wypić jednego. Może sam coś powie, może go zagadają. Ma pan w każdym razie środki panie Brennenfeld. Wystarczy je wykorzystać.
- Dlaczego mam ci pomóc? - Teraz strzelec był szczerze zaintrygowany.
Baastan nachylił się i szepnął:
- Bo mogę pomóc rozwiązać pana problem z inkwizycją, która pana od początku zwodzi.

* * *

Gdzie indziej. W trochę innym czasie i okolicznościach.

Statek kupiecki o długiej nippońskiej nazwie, którą można było przetłumaczyć jako „Iskrzący się w ciemności promień księżycowego światła” opłynął już Przylądek Ostatniej Nadziei na Ziemiach Południowych i kierował się prosto do celu – Nipponu. Z małym przystankiem.
Inkwizytor Hubert Brawn ze znudzeniem spoglądał w morze. Tę przezroczystą taflę nieskończoności. Wielkiego przedstawiciela żywiołu wody. Największego sukinsyna….
- Inkwizytorze?
- Wreszcie. Już myślałem, że nigdy nie będziemy na miejscu. Jeszcze tydzień i zacząłbym gadać do siebie. Prawda skarbie? Żartowałem. – Zaśmiał się widząc wyraz twarzy krasnoluda. – To pan ma mnie zawieź na miejsce?
- Tak, to ja. Fuldir z Kompanii Handlowej McArmstrong. Miło mi poznać, ale nastąpiła jakaś pomyłka. Ja przelecę tylko nad celem.
- Czyli czeka mnie skok. – mruknął niezadowolony Brawn.
Cała operacja była możliwa tylko dzięki regularnym raportom przebywającego już na wyspie agenta. Przez to jednak przełożeni nie chcieli dać zgody na kolejnego. Bo po co? Wyglądało na to, że na razie sytuacja była opanowana. Zawodnik wysłany przez Czarny Zamek przeszedł eliminację, a całe towarzystwo, aż kipiało we własnym sosie. Korzystny wybuch był tylko kwestią czasu. Ale Hubert nie po to spędził rok na prześledzenie całego życia Baastana, żeby teraz odpuścić. Niestety z tym wiązał się jego problem. Miał obsesję na punkcie celów, właściwie od zawsze. Nie potrafił dać za wygraną, co miało i pozytywne skutki – w mig awansował w szeregach inkwizytorów i powierzono mu własną grupę operacyjną. Przyszedł jednak taki dzień, że zignorował bezpośredni rozkaz przełożonych i dopadł człowieka, który okazał się nieistotny, a prawdziwy cel, którego ten ukrywał, uciekł. Po tej akcji Brawn został zdegradowany na stanowisko zwykłego gończego psa. No prawie. Chcąc wykorzystać jak najlepiej jego atuty dano mu wolną rękę.
Do teraz.
Problemem było to, że jego śledztwo zapętliło się z jakąś ważną misję tych ważniaków z góry. Wciąż miał kontakty i dzięki nim udało mu się zorganizować transport na wyspę. A po piętnastym raporcie, że inkwizytor Stirlitz nie da sobie sam rady w tak ważnym zadaniu, pozwolono mu na zrzut. Wiązało się to co prawda ze zgodą na zwierzchnictwo młodszego agenta, ale co tam. Brawnowi chodziło tylko o kurgana.
- Wsiadasz czy dalej medytujesz? – krzyknął do niego Fuldir, czekający już w następnym środku transportu. Sigmarze jak on nienawidził latać.
Żyrokopter zrobił jeszcze dwa próbne kółka nad „Iskrzącym się w ciemności promieniem księżycowego światła” i ruszył w nieznane ku przeznaczeniu. Hubert spodziewał się po godzinie zobaczyć ląd. Przeliczył się. Minęły trzy nim jakiś kształt mignął na horyzoncie.
- Bądź tak miły i zatankuj. Muszę jakoś wrócić, a sam tego nie zrobię. Kanister masz za sobą obok swojego spadochronu. Kurek jest na po lewej, ale musisz znaleźć jeszcze lejek. Wala się gdzieś w tym bałaganie.
Zanim przełknął niechęć do wychylania się i wlewania czarnej wody bezpośrednio w locie, po czym zrobił to co było konieczne, żyrokopter mknął już nad bujną dżunglą.
- Dobra, teraz zakładaj spadochron i na mój znak wyskoczysz. A właśnie umiesz tego używać, prawda?
- Uczyłem się.
- Dobrze. Byłaby niezła kicha gdybyś rozkwasił się na tych drzewach przez moje zapominalstwo. Przyszykuj się. Teraz!
Wiatr walnął Brawnowi w twarz. Uczucie spadania sprawiło, że rozsądek zaczął odpływać. Był jednak inkwizytorem. Szkolono go w pokonywaniu własnych słabości. Odetchnął dwa razy i otworzył spadochron. W ostatniej chwili znalazł wzrokiem wioskę nim opadł tak, że nie widział nic poza konarami drzew. Uderzenie o gałęzie, listowie i ziemię nie należało do przyjemnych, ale pozbierał się szybko. Gdzieś w kierunku, w którym była osada dostrzegł smugę dymu. „Świetnie będzie łatwiej” uśmiechnął się, rozpoczynając marsz. Miał nadzieję, że urządzenia przekazowe tym razem zadziałały poprawnie i Stirlitz wiedział o jego przybyciu. Dla niepoznaki Brawn przebrał się przed odlotem w strój majtka i miał nadzieję, że wtopi się w tłum.
A przynajmniej gdy znajdą go jaszczuroludzie to wciśnie im bajeczkę o zgubieniu się gdy poszedł się odlać.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

GrimgorIronhide pisze:[ Ciekawa walka, można słówko o mechanicznym jej aspekcie ? :) ]
[Jasne. Teren wbrew pozorom nie był z początku zbyt niekorzystny. Dzik, w przeciwieństwie do konia, czy juggera nieźle się porusza po lesie. Problem w tym, że Etchan z łatwością trafiał i zasadzał krytyki. Skit spadł z wierzchowca, a dziku już nic do końca walki nie zrobił przez rzuty, więc napisałem, że uciekł.
Potem było już mniej losowo. Elf systematycznie zadawał rany orkowi, samemu nie był trafiany z dystansu, ani z bliska. Potem dostał dwa gongi i sytuacja się wyrównała... ale Skitowi popsuła się broń, a Etchan rzucił na koniec kolejnego krytyka.]
Ostatnio zmieniony 28 sty 2016, o 19:42 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

ODPOWIEDZ