ARENA ŚMIERCI nr 38 - Czarna Otchłań

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Re: ARENA ŚMIERCI nr 38 - Czarna Otchłań

Post autor: Gror »

Gror odebrał swoją broń. Zwyczajny topór od razu schował za pas, jednak swój przeklęty oręż obejrzał z każdej strony, jakby szukając uszkodzeń. Nienawidził tego, kto stworzył tę broń, choć zdążył się do niego przyzwyczaić i nabrać szczątkowego zaufania, co Nikish skomentował kolejną kąśliwą uwagą.
-Zamknij się, Nikish.
Następnie przeczytał rozpiskę walk, jego przeciwnikiem był niejaki Victus. Gror domyślił się, że to ciemnoskóry, któremu nie poświęcał do tej pory szczególnej uwagi. Był przekonany, że może się to źle dla niego skończyć, zwłaszcza mając w pamięci poprzednią walkę. Niepoznany przeciwnik mógł kryć zabójcze sekrety, ta myśl wykręcała mu żołądek z gniewu, bowiem Nikish mimo wszystko miał rację. Nie zdoła wyzwać go na pojedynek, więc pozostawało jedno rozwiązanie.
Podszedł do każdego z obecnych w sali niewolników, każąc im go uderzać. Nie ominął żadnego, wybierając wysokiego i żylastego bez lewej ręki. Jego blizny wskazywały, że miał za sobą kilka walk, a jedyny powód jego życia, to zwiększone zapotrzebowanie na służbę na czas Areny.
Zabrał to do swojej celi, gdzie poderżnął mu gardło i zaczął nacierać się jego krwią. Później, lśniący od świerzej posoki, zaczął trening na siłowni. Był trzeci w kolejce, ale będzie gotowy do swojej walki.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Wybaczcie kilka dni nieobecności ale już wróciłem. Inglef szykuj się pan :twisted: ]
Jeszcze chwile po wyjściu Fiodor stał w tym samym miejsc. Po męczącym przebywaniu w celi , cieszył się z nagłego odzyskania wolności ale nie dawało mu spokoju jedno pytanie. Bo co nas wypuścił ?. Miał już serdecznie dość tajnych planów i intryg Druchii. Nadal pamiętał towarzyszy rozsieczonych ich krzywymi nożami lub trafionych ich kuszami. Splunął z pogardą. Pomijając ostatnią wole jego dowódcy , miał motywacje żeby przeżyć tą arenę. Pokazać aroganckim elfom na co stać Kislevską armie. Podszedł do krasnoludzkiego kowala. Nie zamieniając z nim wielu słów , poprosił o swoją broń.
- Cholera , jest nienaruszona - powiedział gdy sprawdzał ostrość topora. Sam zawsze był nie najgorszy w ostrzeniu broni ale po ostatniej walce spodziewał się dużo gorszego stanu broni. Ukontentowany tym faktem , podszedł do tablicy z rozlosowanymi parami na następne walki.
- Isenhardt. - powiedział cicho. Wzruszył ramionami. Wszyscy przeciwnicy są równie groźni , a medyk z Imperium mimo pozorów był nawet groźniejszy. Mimo to rotmistrz nie obawiał się tej walki bardziej niż innych. Na solidny cios berdyszem nie ma mocnych.-pomyślał z gorzkim uśmiechem. Skierował się do swojej kwatery. Zignorował stojących tam niewolników. Nie miał zamiaru zniżać się do poziomu Druchii. Może później zaproszę jakąś do siebie.. Jego cela była surowa , ale i tak była dużo lepszym miejscem od wspólnej sali w której byli przetrzymywani wcześniej. Położył się na pryczy i zdjął buty z cichym westchnieniem. Solidna porcja zdecydowanie była mu potrzebna. A niech to cholera , dawno nie ćwiczyłem. - pomyślał mimo czapki zarzuconej na oczy. Samą siłą woli wstał i chwycił swój berdysz. Znalezienie areny treningowej nie nastręczało mu większych problemów. Z daleka dało się słyszeć głośne odgłosy świadczące o tym kto trenuje. Gror umazany krwią walczył z powietrzem z furią prawdziwego czempiona. Strzelec zignorował go. Stanął pewnie na nogach i niezliczoną ilość razy powtarzanym w ogniu walki ruchem zadał potężny cios skórzanemu manekinowi. Niezdarnie wykonana postać ludzką przecięta na pół potoczyła się w stronę czempiona Khorna. Walka z manekinami nie zadowalała Fiodora ale nie zamierzał trenować z Norsem. Potrafił sobie wyobrazić jak nie potrafiący powstrzymać żądzy krwi wziąłby trening zbyt poważnie. Z braku zajęcia zaczął robić ćwiczenie które od dobrych kilku wieków była podstawą w Carskiej metodzie hartowania rekrutów. Pompki. Gdy doszedł do sześćdziesięciu zrobił sobie kilku sekundową przerwę. I tak spędził następne dwie godziny.

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[Victus jest śniady a nie czarny]
Gladiator znów poczuł się jak za dawnych lat w Arabii. Wielka arena, walki ku uciesze gawiedzi i cele. Te ostatnie w szczególności przypominały "dom".
Victus przejechał wzrokiem po niewolnikach. Wśród nich zauważył swego pana. Szybkim krokiem podbiegł do bogacza w podartym stroju.
- Panie Bachmann! Jednak żyjesz.
- Jakoś tak się złożyło. - Z westchnięciem opadł na ramię wojownika - Chodź do twojej celi. Chciałbym się położyć. A tak w ogóle wiesz z kim będziesz walczył.
- Tsa... kojarzysz tego szalonego Norsmena?
- Oczywiście... no nielada przeciwnik ci się trafił. Będzie ciężko.
Victus widząc chaosytę umazanego w krwi od stóp do głowy westchnął.
- Bardzo ciężko.
Dotarli wreszcie do celi. Bachmann opadł na siennik i zwrócił uważne spojrzenie na gladiatora.
- Ekchm... może warto poćwiczyć?
- Racja. Nawet wiem jak. - Na twarzy wojownika zakwitł szelmowski uśmieszek - Zrobię to jak za dawnych lat. Lepiej poszukaj jakiś bandaży bo mogę się drogę zadrapać.
- Victus co ty zamierzasz?!? Wracaj tu!! - Bogacz próbował wstać lecz tylko bezwiednie osónął się na ziemię. - Za stary na to jestem...
Tymczasem gladiator już zdążył podejść do Me`mnotha.
- Witam, twój eeeee... mocodawca wspominał coś o możliwości stoczenia walki poza turniejem. Chciałbym wziąć udział w jednej...
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Vode (Bracie)- rzekł po sauriańsku Tekloq, zbliżając się do saurusa. Temu właśnie niewolnicy rozkuwali kajdany na rękach i odlinali kagamiec. Saurus trzasnął ogonem o ziemię, wreszcie pozbywszy się balastu na nim.
- Vode- odparł- Cieszę się, że widzę cię żywego. Słyszałem, że stoczyłeś pierwszy pojedynek w turnieju.
- Tak. Cho z wieloma krótkimi grzmiącymi kijami nie był łatwym przeciwnikiem.
- Widzę. Masz świeżą bliznę na głowie.
Skink zamrugał wielkimi oczami.
- Nasza misja jest zagrożona- stwierdził.
- Tak- odparł saurus- Lecz spróbujmy podjąc trop. Wypytam wampiry. Ale to krótkoterminowy cel.
- Musimy odzyskać wolność, jeśli mamy posunąć się dalej.
- Ucieczka będzie trudna.
- W takim razie muszę wygrać turniej. Wtedy będziemy mogli kontynuować nasze zadanie.
- Niech Chotec oświetla ci drogę, mały bracie.
Skink przytaknął i oddalił się. Czuł się lepiej, mając na plecach futrał z oszczepami, a u pasa zwisał mu puklerz. Gad przysiadł pod ścianą okrągłej sali, gdzie trenowali zawodnicy i zastygł w bezruchu. Teraz potrzebował przede wszystkim odpoczynku, by regeneracja postępowała szybciej.

Momoa jednak miał inne plany. Dla niego łowy miały się zacząć.

[Stabilo, walczymy jako para? :)]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[Byqu Dobry pomysł :D Możemy walczyć jako para]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Z jakiej rasy jest ten ziomek to może będę jego partnerem :) ?

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Sami wybieramy przeciwników. Zawsze możemy zrobić 3vs 6 przeciwników wymyslonych. Druchii na pewno będą chcieli walki na śmierć i życie, ale jak chcecie ostatecznie.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

[Wydaje mi się że 3vs6 będzie najlepiej bo nie będzie problemów z walką zawodnik vs zawodnik i udowadnianiem czyja postać jest silniejsza]
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Panowie! Walczmy z rydwanami jak na gladiatorze! 8) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[Oj będzie epicki pojedynek @DziadZbych :twisted: ]

Tragedia leżał spokojnie, niemal jak zażywając wywczasu w celi, związany łańcuchami. Skuty naprzeciw niego Saurus wpatrywał się w niego usilnie.
- Czemu się we mnie wpatrujesz, gadzie? - rzucił spokojnie, choć nie bez nuty pogardy wampir w czarnej masce.
- Szukam kogoś- odparł saurus, jak zawsze, lakonicznie.
- Nie mnie- odparł nieumarły z naciskiem.
- Twojego pana.
Gdyby nie maska, być może saurianin ujrzałby jakieś emocje na twarzy wampira.
-Mistrza Cieni z Marienburga? A co masz do niego? -Tragedia nawet nie dał mu odpowiedzieć- Z resztą to bez znaczenia, bo nawet ja nie znam jego tożsamości. Mimo że pracuję dla niego już pół wieku. Wątpię czy ktokolwiek poza nim ją zna.
Łuskowaty wstrząsnął łbem.
-Nie jego. Szukam Arkhana zwanego Czarnym.
Zamaskowany krwiopijca roześmiał się jakby właśnie oglądał publiczną egzekucję.
-Oooh, rozminąłeś się z nim dzikusie. Był tu faktycznie, gdy z podkuloną kością ogonową uciekał, kiedy Bretończycy rozgromili z pomocą Cesarza i najemników skontraktowanych z Koroną przez van der Maarena hufce tej jego bękarciej kukiełki w czarnej zbroi, której głowę zatknęli na lancy. -zatrząsnął łańcuchami na jego rękach- Uciekał przez Jałową Krainę. Gdzie się udał, nie mam pojęcia.
***

Isenhardt uważnie obejrzał walkę Teqloka, może jako jeden z niewielu skupił się na czynniku decydującym o zwycięstwie. Trucizna. Zapewne jakiś rodzaj toksyny działającej unieruchamiająco. Podobna do tej, której sam używał. Sam jako wampir nie musiał obawiać się trucizny, lecz może na innych przeciwników mieszanka Skinka zadziała lepiej niż toksyna wydzielana z trujących ziół atakująca ścięgna i mięśnie ofiar. Musiał to sprawdzić.
Tymczasem jakaś magia znów umieściła ich w innym miejscu. Nowej celi. A właściwie małym kompleksie, który pod strażą czy nie mieli pozostawiony do własnego użytku, jak przedstawił im to ich właściciel oraz organizator. Tyle pozytywów, że przynajmniej w tej dziurze nie musiał martwić się wschodzącym słońcem.
Doktor poczekał, aż wszyscy towarzysze niedoli rozejdą się po jego zniknięciu do swoich spraw, po czym podszedł do rozpiski walk.
-Fiodor Zbojka... -Kreber pogładził się po bródce- A więc padło na Kislevitę. Lub mnie. Powątpiewam, ale może poradzi sobie z uwolnieniem mojej duszy od tych męczarni. Chyba nie od parady nosi ten wielki topór.

Rzucił pobieżne spojrzenie na odchodzącego do swojej celi strzelca. Nie chciał okazywać zainteresowania.
Idąc po swój ekwipunek i rzeczy minął też ciągnącego za liny jakieś żelazne kloce przez system bloczków Grora.
Trenować też nie zamierzał.
Były za to ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Idąc powoli z łopotem peleryny, ściskając pod pachą białą jak twarz śmierci dziobatą maskę zarazy oraz torbę medyka, przeszedł wzdłuż szeregu oddanych im do dyspozycji jako służbę niewolników. Ci kulili się w strachu, widząc bladość i czerwone oczy oraz aurę chłodu i niepokoju jaką zaczął roztaczać. Jeden z nich, najwyraźniej Cathayczyk z pochodzenia zaczął kreślić jakieś znaki ochronne w powietrzu. Wampir uśmiechnął się i obnażył kły. Skośnooki zaskomlał i odskoczył do ściany.
Isenhardt pokręcił głową. Śmierć i natura bestii nie mogą przejąć nad nim kontroli.
Zauważył, że ciemnowłosa Cathayka patrzy na niego z zainteresowaniem zamiast drżeć ze strachu. Podszedł do niej, wpatrując się w wielkie, ciemne oczy dziewczyny. Jako uczeń liznął nieco języka Ludzi Smoka, gdy musiał przyswoić w oryginale wiedzę jaką zgromadzili w dziedzinach medycyny mędrcy z dalekiego wschodu. Zastanawiał się czy jeszcze pamięta choć podstawy, składając w myślach zdania.
-Ty.... ty, nie... boisz się mnie? -wyrzekł, mało elegancko ale z przekonaniem. W jej oczach błysnęło autentyczne zaskoczenie.
-Nie jesteś pierwszym pijącym krew jakiego widzę panie. -odpowiedziała- Za to poznaję narzędzia leczących ludzi przy panu. Ja również leczyłam... uczyłam się leczyć u mego mistrza. Zanim porwały mnie elfy o czarnych duszach.
-Uczyłaś się... a więc jednak może mi się przydasz. -wyciągnął z torby dwie fiolki z ziołami pływającymi w ciemnych płynach- Poznajesz te zioła... pani..?
-Li Sufang. Poznaję. Krwawnik i... Shei-tang...
-Dokładnie Li, korzeń mandragory. Chodź, pomożesz mi to rozmieszać. Jeśli nie napiję się wywaru z tego za parę godzin mogę przestać odpowiadać za siebie...
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

Intensywne ćwiczenia przerwał mu widok Victusa wybierającego sobie niewolnika. Otrzymał on wyposażenie i zeszli na arenę.
Jeśli rzeczywiście mięli walczyć, Gror nie mógł wyobrazić sobie lepszej okazji na poznanie stylu walki przeciwnika.
[Wyjeżdżam na tydzień i będę miał ograniczony kontakt z Areną, ale jestem pewien, że min. raz dziennie zobaczę jak wam idzie.
PS. Napisałem, że Victus ma ciemną skórę, jest Arabem, Araby są ciapate, a ciapate są ciemne]
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Rycerz stał w zadumie oparty o ścianę i obserwował innych zawodników. Wielki jaszczur, gladiator i szaleniec z północy najwyraźniej nie mogli oprzeć się swojej naturze i już organizowali nadprogramowe walki. Zadziwiające jak bardzo uzależniający był zew wojownika tkwiący w każdym z nich, jak bardzo ich określał, sprawiał, że czuli się źle nie mogąc choć przez kilka dni skrzyżować z kimś ostrzy. Severin dobrze ich rozumiał.

- O tu jesteś, słuchaj. - Jeremi pojawił się obok nie wiadomo skąd. - Myślałem trochę o naszej ucieczce i doszedłem do takich oto wniosków. Ktoś dał ci tą miksturę, tak? Więc mamy cichego sprzymierzeńca, mamy sojusznika, który może okazać się naszym kluczem do wolności! Weźmy to jako punkt zaczepienia. Odszukaj tą niewolnicę, która wręczyła ci fiolkę i wypytaj o...
- Już chcesz stąd uciekać? - przerwał mu Bretończyk patrząc cały czas na gotujących się do walki wojowników. - A co z fortuną, którą zamierzałeś zdobyć na Arenie moim kosztem?
- Jakim tam twoim kosztem - żachnął się Jednooki. - Dzielić się mieliśmy pół na pół. Z tym, że całe te zawody nie wyglądają tak... tak jak sobie to wyobrażałem. Myślałem, że oprawa będzie bardziej... cywilizowania. Rozumiesz o co mi chodzi. No nie mów mi, że podoba ci się rola niewolnika!
Rycerz milczał przez chwilę świdrowany spojrzeniem Jednookiego.
- Nie. Nie podoba mi się. Ale mam wrażenie, że nie trafiliśmy tu jedynie za sprawą przypadku.
- Co? Oczywiście, że nie. Przypominam, że porwali nas a potem...
- Chodź, pomożesz mi założyć pancerz - Severin ruszył w stronę swojej celi.
- Eee... poważnie? Chcesz walczyć razem z nimi!
- Długo już nie nosiłem zbroi i nie czułem w dłoni ciężaru Oprawcy. Muszę sobie przypomnieć.
- Długo!? Toż to było raptem parę dni...

[O tak, walka z rydwanami to by było coś!]

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ To może poczekajmy na wszystkich chętnych do walki , i niech ktoś zacznie :wink: ]Gdy Fiodor skończył ćwiczyć z zdumieniem spojrzał na kolejnych zawodników którzy znaleźli się na sali ćwiczeń. Rozpoznał Severina oraz Vitusa ale obok tego pierwszego stał także jego towarzysz który jak się domyślał nie bierze udziału w arenie. Od razu przyszło mu do głowy że mają ochotę na treningowe pojedynki. Zauważył też kilku uzbrojonych niewolników stojących nieopodal. Trochę współczuł im tego co ich czeka. Pociągnął łyk z piersiówki. Czekał aż wszyscy uzgodnią zasady jakimi według których będą walczyć ale jako że nie zbyt mu się śpieszyło nie zaczynał rozmowy. Przestając na chwile myśleć o treningu , zauważył że jego przeciwnik nie trenował. Musi być pewny siebie.- pomyślał. - Tym gorzej dla niego..

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Momoa czuł woń krwi i smród bijący z tłumy nim jeszcze krata z czarnego żelaza uniosła się. Przez nią rzucił okiem na arenę, jej piach i jej gości. Druchii. Skaveni. Czcziciele mrocznych bóstw. Byli jak zaraza tocząca to miejsce, a ich spaczenie dla saurusa było wyczuwalne jak smród łajna. A jednak zdecydował się walczyć ku ich uciesze. Jakiekolwiek plugawe istoty rzucone im zostaną za przeciwników, saurus był pewien, że ich śmierć będzie kolejnym małym krokiem w Wielkim Planie.
- Nie chcę mi się wierzyć, że to robię- mruknął stojący za nim Fiodor, gładząc lufę muszkietu- Jeszcze sam turniej, jasna sprawa. Po kiego się narażam dodatkowo.
- Bo tak naprawdę to uwielbiasz- rzekł bezbarwnie Severin.
Kislevita pokiwał głową, jakby rozważał racje.
- Tak... chyba masz rację- odparł.
Żeliwna krata zgrzytnęła i uniosła się, wypuszczając gladiatorów na piaski.
- Pamiętajcie, ma być widowisko. Nie zabijcie nikogo pierwszym ciosem- doradził Victus- Niech to wygląda na ciężką batalię.
Przywitał ich okrzyk tłumu, z sektora zajmowanego przez bandę Chaosu. Ludzie z północy głośno dawali znać o swej żądzy krwawego spektaklu. Elfy wyczekiwały w milczeniu.
Czwórka gladiatorów wystąpiła na środek. Już sama różnorodność zawodników wywołała zadowolenie publiczności. Baleoth był zadowolony.
A oto mistrz Areny wstał ze swego rzeźbionego krzesła i zbliżył się do krawędzi balkonu. Gestem uprosił publiczność o ciszę, choć skaveni chyba złośliwie jeszcze długo piszczeli cicho.
- Oto czwórka śmiałków, którzy w pogardzie mają wejrzenie śmierci i rzucają jej wyzwanie, po raz pierwszy z wielu, zapewniam was!
Wojownicy z północy ryknęli, waląc kuflami i rogami do picia w kamienne siedziska. Druchii cały czas milczeli.
- Każdy z was, moi szanowni goście, wie o Arenie Śmierci, jak właśnie się toczy- kontynuował mag- Zapytacie się więc, czymże się różnią te batalie od tego, co za chwilę ci śmiałkowie zaprezentują? Drodzy przyjaciele... w mej gościnie nigdy się nie będziecie nudzić!
Na jego znak puszczono mechanizm w ruch. Wrota naprzeciw gladiatorów otworzyły się, a w czarnej czeluści coś zadudniło. Nagle z wielkiego portalu wyjechały machiny wojny.
- Rydwany- mruknął Victus- Niedobrze.
Jak różnorodni byli gladiatorzy piesi, tak różnili się od siebie ci na wozach. Pierwszy na arenie pojawił się czarny rydwan o smukłej sylwetce, którego wypolerowane burty jaśniały w ogniu palenisk i pochodni. Napędzały je dwa kare rumaki, czystej krwi elfickie konie. Woźnica odziany był w fioletowe jedwabie, z herbem swego pana na piersi i otwartym hełmem na głowie. Woźnica, ciężko opancerzony, nosił łuskową zbroję wypolerowaną na błysk, przypominał więc wielką rybę, której łuski srebrzyły się w świetle. Hełm miał wysoki, z czerwoną kitą, zaś zza wizjera nie było widać twarzy. Druchii zbrojny był w długą włócznie i kuszę.
Zaraz za nim pojawił się rydwan wcale nie wolniejszy, lecz zgoła nie z tego świata. Zbudowany był ze zdawało się nienaturalnie powykręcanego drewna okutego złotem w niemałej ilości. W szprychy kół wtłoczone były kamienie szlachetne, zaś kosy były z diamentu. Za napęd służyły mu demony Slaanesha, te same, którym służą lekkozbrojnym jeźdźcom. Woźnica dzierżył kolczasty bicz, który miast trzaskać, jęczał przy każdym uderzeniu, cały mokry, jakby ośliniony. Odziany był skąpo, ledwie przepaska biodrowa służyła mu za okrycie, a jego ciało nie pokrywało żadne owłosienie. W niezliczonych miejscach za to miał przekutą skórę i mięso, a dziesiątki kolczyków i ćwieków zwisało z jego bladego jestestwa. Całości dopełniał łańcuszek spinający sutki i czerwona kula wypełniająca mu usta. Za nim stał człek o skórze bielszej niźli jego woźnica, o lekko fioletowym odcieniu. Czarna tunika mocno kontrastowała z jego skórą, zaś golenie i ramiona osłaniały mu złocone blachy. Twarz zakryta była przez maskę rzeźbioną na piękne oblicze, nie nosił za to hełmu. Włos miał długi i rozwiany w pędzie rydwanu. Co osobliwsze, osobnik ten miał budowę szczupłego męża, jednak spod tuniki wyraźnie wystawała pojedyncza pierś. Zbrojny był w łuk pięknej roboty.
Trzeci rydwan był przeciwieństwem poprzednika. Była to toporna machina, o burtach z żelaza, najeżona kolcami i niedokładnie wyczyszczona z krwi. Na kolor stali nakładały się nieliczne zdobienia z brązu, które ciągnęły się ażdo uprzęży posokowej bestii (gorebeast), którą zaprzężono tu miast koni. Mężowie, którzy obsadzali rydwan byli zapewne braćmi- wyglądali bowiem identycznie. Obaj wielcy, tędzy, o ciałach w kolorze miedzi, z licznymi bliznami. Obaj nosili nabrzuszniki z pogiętej stali, pancerne rękawice i pełne hełmy z dziurkami miast wizjerów. Każdy z nich miał za pasem krótkie, lecz szerokie ostrze, przypominające nóż rzeźnicki, z tym że jeden z nich powoził, drugi zaś dzierżył dwuręczny topór.
Czwarty pojazd był niemniej osobliwy niż reszta, lecz jak pozostałe budziły lęk i podziw na swój unikalny sposób, tak ostatni budził raczej groteskowy uśmieszek. Był to bowiem niewielki rydwan, przerdzewiały, wyglądający jak zlepek każdego złomu, jaki wpadł twórcy pod rękę. Skrzypiał przy tym tak głośno, że przebijał się przez ryk publiczności. Miast rumaków, ciągnęła go gromada wielkich jak psy szczurów. Lejce spoczywały w rękach zakutych w kajdany skaveńskich niewolników, do których co chwilę wykrzykiwał coś ciężko opancerzony szczuroczłek z wielkim sztandarem przymocowanym do pleców i dwuręcznym falxem w pożałowania godnym stanie.

Rydwany zatoczyły wokół nich koło, zaś gladiatorzy szybko zorientowali się, jak różne sektory trybun wykrzykują różne imiona.
- To zakład- zauważył Victus- Każde stronnictwo wystawiło swego czempiona. Domyślam się, że krążą teraz zakłady o niemałe sumki...
- Gdzieś mam ich gierki- warknął Severin- Miejmy to już za sobą!
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

- Mam plan! Ustawmy się plecami do siebie tak by każdy chronił każdego - Victus uchylił się przed bełtem z kuszy. Zawodnicy dostosowali się do jego rady. Zabójcze pojazdy krążyły wokół grupki wojowników co i rusz próbując zranić któregoś z nich.

Rydwan należący do Druchi podjechał niebiespiecznie blisko gladiatora. Diabelnie ostre kosy zazgrzytały przy spotkaniu z tarczą Victusa. Długa włócznia zjechała po hełmie wojownika, rozcinając mu ramię. Ten jednak jakby nie zwrócił na to uwagi. Wolna dłoń chwyciła za drzewce i potężnie szarpnęła. Elf, nie chcąc wypaść poza burtę, wypuścił broń z rąk. Rydwan jednak pozostał nienaruszony i dalej sunął gotów nieść śmierć.

Victus widząc nadjeżdżający pojazd dwóch braci mocniej ujął włócznię. Uchylił się przed potężnym ciosem dwuręcznego topora, po czym wraził broń w koła rydwanu. Stalowymi butami zatrzęsło tak mocno iż przewaliły się na bok, obalając przy tym zwierzę, które gladiator dobił dobytym za wczasu mieczem. Dwójka potężnych wojowników nie została jednak nawet zadraśnięta i teraz powoli gramoliła się z ziemi.
- Tych dwóch biorę na siebie! - Wykrzyknął.
Dobra pokazałem nieco brawury jednak teraz pora trochę to ubarwić, w końcu musi wyglądać to na ciężką batalię... no i motłoch musi się czymś nacieszyć.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

Krążyli wokół nich jak drapieżniki wokół ofiar, lecz to nie Gror był tym, który udowodnił, że nie są ofiarami był gladiator Victus. Przełamał on pierścień i, nim zdołali się ustawić się ustawić znowu, Norsme rzucił się na jeźdźca służącego Slaneeshowi, choć stracił równowagę, uderzając o ostrze na kole.
Bicz uderzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się czerwony wojownik. Szamotanina trwała dłużej, niż planował, jednak zdołał zrzucić białoskórego z pojazdu. Kiedy przyszła kolej na pokrytego kolczykami woźnicę, walka była równie zaciekła. Bronił się on rękami Tak skutecznie, jakby był to oręż.
Tłum wiwatował, terkot kół niósł się po zamkniętej przestrzeni, kości pękały z trzaskiem. Arena Śmierci, choć nie była to oficjalna walka, była pełna niespodzianek.
-Teraz się zacznie prawdziwa rzeź - powiedział Gror pod nosem, przejmując lejce od woźnicy z poderżniętym gardłem.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Gdy groteskowa parada rydwanów zakończyła prezentację przed publicznością , czterej jeźdźcy w tym samym momencie smagneli biczem stwory ciągniące ich wozy , i każdy z nich ruszył w kierunku innego zawodnika. Rydwan Druchi który pędził przy akompaniamencie ryków bestii z sąsiedniej machiny , został trochę postraszony przez Victusa lecz gladiator już chwilę później musiał dać dowód swojej biegłości i unieruchomił rydwan dwóch wysokich wojowników z północy co okraszone zostało przekleństwami jednej części publiczności. Tyle dane było zobaczyć Fiodorowi ponieważ w jego stronę , mijając Victusa kierował się jeden z rydwanów. Chrzęst źle zbitych stalowych blach i piski zaprzężonych doń ogromnych szczurów obwieścił rotmistrzowi że przyjdzie mu się zmierzyć z rydwanem szczuroludzi.
- Nie żebym chciał się popisać czy coś ale chyba dostałem najsłabszy. - powiedział do siebie gdy opierał muszkiet o wbity w ziemię berdysz. Wodził powoli lufą za nabierającym rozpędu rydwanem. Pochylił się. Opancerzony skaven z szaleństwem w oczach machał wyszczerbionym ostrzem. Od razu gdy huk wystrzału na rozbrzmiał w powietrzu Fiodor musiał rzucić piszczał w tył i zrobić unik gdy wojownik wychylony za burtę wozu szerokim cięciem chciał dosięgnąć strzelca. Myślał intensywnie gdy szczury dawały z siebie wszystko rozbędzając rydwan do granic możliwości. Mógł jednym cięciem zabić połowę szczurów napędzających rydwan.Ale wtedy nie mieliby widowiska.- pomyślał. Nagle , gdy rydwan tuż przed wykonywał zwrot aby umożliwić wykonanie ataku , ostrze stojącego w środku skavena zajaśniało jadowicie zielonymi , pulsującymi piorunami.
- Co do kur... ? - warknął zdenerwowanym tonem. Ich ostrza się spotkały i jego ciało przeszedł dziwny dreszcz. Ostrze topora ześlizgneło się po wyszczerbionym falxie.
- Czy tu nikt nie walczy chłop z chłopem ? - wykrzyczał zdenerwowany Fiodor. Był raczej spokojnym człowiekiem ale miał już tego dość. Skontrował cios skavena i ostrze topora przecieło drzewce proporca na plecach jego przeciwnika. Ten przy następnym zwrocie zadawał ciosy w zbyt szybkim tempie nawet jak na skavena. Tylko swoim umiejętnością Fiodor zawdzięczał to że żyje. Skoncentrował się. Rydwan na moment odjechał w tył i rotmistrz zobaczył jak opancerzony skaven wbija sobie dziwne rurki w skronie. Chwilę potem wydał cienki pisk i kłapnął szczęką.Sukinsyn się czymś wspomaga-pomyślał. Nie było czasu na myślenie. Z okrzykiem " Ursun i Kislev ! " wyłamał się z ustawionych w szyku zawodników. Miał nadzieję że jego przypuszczenia są słuszne.Prawdopodobnie będzie musiał się przyzwyczaić do zwiększonego refleksu. Niewolnik powożący rydwanem pisnął z strachem i zmagnął szczury lejcami. Spotkali się chwilę potem. Fiodor zadał szerokie , silne cięcie które trafiło idealnie w napierśnik tuż po tym jak on zadął zbyt wczesny sztych z łatwością zbity drzewcem topora. Trafiony przez niebywale silnego kislevite którego cięcie na dodatek wzmocniła prędkość rydwanu sprawiło że zbroja skavena po prostu się złamała. Pękła w miejscu trafienia dodatkowo wbijając odłamki w jego ciało. Fiodor zaparł się z całych sił i szarpnął. Berdysz razem z ciałem jego przeciwnika upadł ale na szczęście bisko niego. Przerażony niewolnik stracił chwilowo panowanie nad pojazdem ale walka nie była zakończona.

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Stworzony naprędce szyk rozpadł się w chwili gdy trzeszczący i skrzypiący niemiłosiernie szczurzy rydwan zakręcił ostrym łukiem i wpadł na grupkę wojowników. Rozbiegli się, w porę uniknęli wirujących kos, ugryzień przerośniętych gryzoni i ostrzy przytwierdzonych do platformy stworzonej z wszelkiego rodzaju złomu.

Severin dopiero co uchylił się przed niedbałym cięciem szczurzego flaxu a już poczuł jak w nogę wbija mu się bełt kuszy mrocznego elfa. Nie miał czasu na ból bo wypolerowany rydwan Druchii zaprzężony w dwa kare rumaki już na niego pędził. Rycerz obrócił się w bok w ostatniej chwili uchodząc spod kopyt, ciął na odlew próbując sięgnąć jednego z rączych koni lecz zarysował jedynie burtę powozu. Cios stojącego na rydwanie elfa szczęśliwie ześlizgnął się po naramienniku.

Po tak karkołomnym manewrze znalazł się tuż obok tęgiego wojownika w hełmie z dziurkami. Rębajło od razu zaatakował lecz Bretończyk sparował jego cios i ze wściekłym rykiem kopnął grubasa prosto w pogięty nabrzusznik posyłając go w stronę Victusa, który zobowiązał się przecież zając obydwoma wielkoludami.

Tymczasem rydwan mrocznych elfów już zdążył zawrócić. Druchii najwyraźniej zawzięli się by dokończyć swego dzieła bo na ponów ruszyli w kierunku rycerza. Jednak tym razem Severin nie czekał. Ujął mocniej rękojeść oprawcy i biegiem ruszył im na spotkanie. Pomysł miał szaleńczy i niebezpieczny. Ale jedyny jaki przychodził mu teraz do głowy.

Czas jakby zwolnił gdy w chwili krótszej niż kilka uderzeń serca wypatrzył, jak Druchii ujmuje włócznię, z której strony zamierza zaatakować. Przeskoczył więc na drugą stronę znów o włos mijając końską pierś a potem runął na kolana w ślizgu próbując przywrzeć całym ciałem do ziemi. Kosa przytwierdzona do koła zazgrzytała o jego napierśnik, potężnie zarysowała czoło jego hełmu, ale przeszła górą. Jednym szybkim ruchem rycerz zdołał wsunąć ostrze swojego miecza między szprychy koła przetaczającego się tuż obok niego.

Udało się. Wstając z ziemi Severin usłyszał trzask łamanego drewna, obrócił się by zobaczyć jak zablokowane ostrze klinuje się w osi powozu, jak koło nie wytrzymuje i roztrzaskuje się na kilka kawałków. Rydwan elfów pchany siłą rozpędu skręcił gwałtownie by wśród kwiku koni i trzasku drewna łupnąć w ścianę wyznaczającą granicę areny.

Woźnica Druchii zmiażdżony został między murem a resztkami swojego pojazd ale drugi z mrocznych elfów zdołał wyskoczyć z rydwanu jeszcze przed kraksą. Zwinnym przewrotem zamortyzował upadek i podnosząc się od razu zakręcił włócznią stając w bojowej postawie. Wskazał palcem na rycerza wyrzucając z siebie kilka ostrych, wściekłych słów w swojej mowie.

Severin spojrzał na ostrze Oprawcy wystające spomiędzy rozbitego powozu. Miał nadzieję, że nie ucierpiało zbytnio, lecz żeby do niego podejść musiał najpierw minąć wściekłego elfa. Druchii nadal rzucał w jego stronę gniewne pomruki lecz rycerz nie zamierzał tracić czasu na gadaninę. W biegu wyszarpnął zza pasa wąskie ostrze mizerykordii.
Z tym bladym długouchem zamierzał rozmawiać jedynie w uniwersalnym języku siły.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Nie wiedziałem, że Gror też walczy. Dałbym więcej przeciwników]

Zrzucony przez Grora z rydwany wybraniec Slaanesha wstał ociężale, łapiąc równowagę. Wściekało go to, że jego nienaganny strój całpy był w pyle, że materiał miejscami się podarł, a na dodatek pewnie przegrał zakład. Otrzepał się, poprawił maskę na twarzy i spojrzał na pole bitwy.
Z rydwanów jeździł wciąż ten skaveński, o ironio, bowiem wyglądał jakby sam miał się rozpaść w czasie jazdy. Niewolnicy nim powożący stracili swego pana i z trudem utrzymywali kontrolę nad spanikowaną gromadą pociągowych szczurów. Bliźniacy walczyli z murmilo, elf toczył bój z Bretończykiem. Wybraniec uśmiechnął się. A więc jeszcze nie przegrał jeszcze zakładu.
Rozejrzał się w poszukiwaniu swego rydwanu. Ten pędził po okręgu areny. Jednak coś się nie zgadzało. Jego woźnica leżał naziemi z poderżniętym gardłem. Źrenice rozszerzyły się czempionowi ze wściekłości, gdy ten dojrzał, iż jego powozem pędzi ten wybraniec przebrzydłego boga. Zaraz więc sięgnął po łuk.
- Nikt nie będzie powoził moim rydwanem! Nikt- warknął, naciągając cięciwę. Strzała pomknęła przez całą długość areny, trafiając jednego z pociągowych demonów. Ten zwinął się w biegu i padł, dematerializując w purpurowym ogniu. Sam rydwan zwolnił, lecz jechał dalej. Czempion sięgnął po kolejną strzałę, gdy usłyszał gardłowy syk.
Ziemia zatrzęsła mu się pod stopami, a przeczuwając niebezpieczeństwo, uskoczył w bok. To go uratowało przed stratowaniem przez wielkiego jaszczura z glewią.

Momoa nie przypuszczał, że uda mu się stratować wyznawcę plugawych sił, lecz element zaskoczenia wytrącil rywala z równowagi. Ten uskoczył, wypuszczając strzałę chwilę po lądowaniu. Wystrzelony nało celnie pocisk wbił się saurusowi w bark, niezbyt głęboko. Momoa go zignorował, dopadając ofiary i tnąc z gôry. Slaaneshyta znów musiał uskoczyć, dobywając miecza. Zaraz próbował wyjść z kontrą, lecz saurus nie pozwolił mu na skrócenie dystansu. Zębate ostrze rozcięło materiał w locie, zaś łowca wyczuł niepokój wywołany tym ciosem. Przeciwnik był szybszy, lecz nic poza tym.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

Isenhardt siedział w zakratowanej loży, oglądając dokazujących męstwa na arenie kompanów i popijając swojego serum.
-Tylko spójrz na nich. Brutale nie mogący przeżyć bez bycia oblewanym krwią i zabijania. W pogardzie mają śmierć cudzą i własną. Obrzydliwe. -wszystko to wampir mówił cicho z absolutnie bezemocjonalnym wyrazem bladej twarzy- To przez taki element cierpią niewinni ludzie, tacy jak moja rodzina i ja.
Siedząca koło niego Cathayka w milczeniu patrzyła na walkę z rydwanami. Nie rozumiała Staroświatowego. Biedna istota, wyrwana ze swego pokojowego, uporządkowanego świata za Wielkim Murem. Całkiem jak on sam.
Mimo woli spojrzał ukradkiem na dziewczynę z profilu. Pominąwszy typową u jej narodu fryzurę na sięgające ramion włosy z równo ściętą grzywką urodą zdecydowanie przypominała mu Natalie. Gdy obejrzała się na niego zobaczył dosłownie twarz żony.
Odwrócił twarz, zamykając oczy.
-To silni wojownicy. Zwycięzcy. -rzekła, nieświadoma rozmyślań doktora wskazując jak Gror zrzuca przeciwników z rydwanu w pełnym pędzie, a Severin zatrzymuje mieczem drugi- Przeżyjesz walki z nimi?
-Nie. Ja już nie żyję. I nie chcę przeżywać tylko ich pozabijać. Dlaczego? Bo nie mam już nic do stracenia na tym przeklętym świecie. Bo bez nich będzie lepszy. -rzucił pod falą ostatnich przemyśleń zmieniając swój plan śmierci w turnieju.
Li przekrzywiła głowę.
-Kto więc ma zadać ci śmierć skoro wygrasz?
Isenhardt nie zastanawiał się nawet przez chwilę. Spojrzał prosto na obserwującego zmagania z chorą satysfakcją czarnoksiężnika o białych włosach.
-On. Będzie musiał.
Medyk wstał z łopotem podartego płaszcza, trzepocząc nim przy wstawaniu niczym kruk swymi skrzydłami. Miał dość spektaklu.
***

Tragedia siedział sam w celi. Wszystkich innych wyciągnięto z niej, ale z jakiegoś powodu nie jego. Chichotał jednak cicho.
Ze skrzypieniem drzwi wszedł do środka niewolnik, zapewne Albiończyk, patrząc po węzłowych tatuażach. Rudzielec postawił talerz i gliniany kubek obok zamaskowanego.
-Posiłek. -wyseplenił, zapewne nauczony tylko kilku słów w staroświatowym. Tragedia spojrzał na jedzenie i skutymi rękoma odsunął je na miejsce obok poprzedniego nietkniętego dania. Zachichotał.
-Zaiste, czas wreszcie na posiłek przed ciężką pracą.
Powiedziawszy to rozpłynął się w obłoczek czerwonej mgły, która wyślizgnęła się z kajdan, które z brzękiem opadły na wilgotną posadzkę. Czerwona mgła otoczyła przerażonego niewolnika, który wrzasnął głośno, zanim wampir nie zmaterializował się za nim, odginając mu głowę w bok z trzaskiem kręgosłupa i zagłębiając kły w tętnicy szyjnej. Człowiek wierzgał jeszcze nogami zanim Tragedia nie cisnął go na bok jak sflaczałego po opróżnieniu bukłaka ze skóry.

Z hukiem drzwi do środka wpadli dwaj Druchii z włóczniami, zaalarmowani krzykiem. Zamurowało ich gdy blada istota o ostrych, nietoperzych rysach zasyczała na nich z pyskiem uwalanym krwią, cieknącą też z długich kłów.
Zanim zdążyli cokolwiek zrobić bestia zniknęła im z oczu, rozpływając się w cieniu i migając gdzieś na krawędzi pola widzenia pojawiła się za jednym ze strażników, jednym ruchem rąk skręcając mu kark.
Drugi elf zaatakował z okrzykiem pchnięciem, lecz wampir był szybszy. Wielkimi pazurami zablokował atak i urwał grot z drzewca, wbijając go pod szczękę właścicielowi, tak że stal zalśniła krwawo w otwartych ustach.
Z korytarza dał się słyszeć dźwięk ładowanej kuszy i biegu.
Skacząc po ścianach i suficie z prędkością strzały Tragedia rzucił się na kusznika, dopadając go w chwili gdy został mu ostatni bełt w magazynku. Złapał Druchii za ramiona i uderzył w ścianę z taką siłą, że jego potylica zmieniła się w krwawą miazgę, sunącą po murze, gdy się po nim bezwładnie ześlizgiwał z przerażeniem uwiecznionym na obliczu.
Tragedia nonszalancko ujął kuszę i wycelował w rejterującego z krzykiem długim korytarzem ostatniego nadzorcę.
Dostał między oczy akurat, kiedy obejrzał się za siebie.
Wampir powoli podszedł do trupa i z ukontentowaniem wyciągnął zza jego pasa krótkie ostrze swego kukri. Przetarł je o koszulę tamtego i wsunął do pochwy.
-No, nie ma wylegiwania się przyjaciele. Chodźcie, potrzeba mi was więcej. Dużo więcej. -wampir pstryknął palcami.
Martwe elfy i Albiończyk zaczęli drgać jakby w konwulsjach po czym podniosły się nieporadnie, idąc pokracznie za swoim nowym mistrzem.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

ODPOWIEDZ