ARENA ŚMIERCI nr 40 - Księstwo Quenelles

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Re: ARENA ŚMIERCI nr 40 - Księstwo Quenelles

Post autor: Stabilo »

Gdy dotarli na miejsce mrok szczelnie otulał już całą krainę, a Zyvik i Berik słaniali się na swych krótkich nogach.
- Czy... czy to już tutaj? - wysapał ten pierwszy
- Na to wygląda - odpowiedział mu Robin i szczelniej otulił się zielonym płaszczem.
Strażnicy nawet nie podnieśli się na ich widok, a jedynie obrzucili zmętnionym wzrokiem i wskazali świeżo postawioną karczmę jako miejsce zapisów.
- Powodzenia hehe - rzucił szyderczo jeden z nich na odchodne, co van Hood skwitował obfitym splunięciem.
Karczma sprawiała wrażenie schludnej i przyjemnej. No właśnie... sprawiała. Robin wchodząc do środka już od progu zauważył ślady walk podłogi z piwem i strawą. Kiedyś byc może było tu przyjemnie lecz teraz cały klimat przytłoczony został obecnością zawodników. Otulony w szaty skaven i jego szczuroogr, grupka chaośników, a wśród nich całkiem niebrzydka panienka i czempion, przynajmniej dwa razy szerszy i wyższy od łucznika. Dodatkowo przy jednym ze stolików zasiadał rosły wojownik z jeszcze roślejszym młotem.
- Hej, Robin jakby co to biorę twój łuk
- Stul pysk Zyvik! - van Hood obrzucił krasnoluda morderczym spojrzeniem - zamiast wątpic w moje umiejętności znalazłbyś nam jakiś wolny stolik, a ty Berik załatwił coś do jedzenia!
Dwójka krasnoludów sprawnie poradziła sobie z wyznaczonymi zadaniami. Zyvik przepędził grupę chłopków, co prawda na początku protestujących nieco, lecz po zobaczeniu wymierzonej w nich kuszy szybko wychodzących z karczmy. Robin zdążył się zapisac po czym we trójkę zasiedli przy stoliku, czekając na kolację. Łucznik jeszcze raz przeleciał wzrokiem po wszystkich uczestnikach Areny, a w jego głowie zakwitła tylko jedna myśl
- "O ja pier..."
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Wydaje mi się, że ten brodacz ci się przygląda- powiedziała Morgana tym swoim niskim, ponętnym głosem.
Svanrog przerwał żucie na chwilę i obrócił się. Wskazany mąż wyglądał na silnego, z piękną brodą i ciężką zbroją. Dłonie wyraźnie miał nawykłe do oręża. Berserker westchnął, ubolewając nad faktem, że to nie on stanie w szranki na Arenie.
- Nic nie powiesz? Nie pytasz już po co tu jesteśmy? Czemu ci pomogłam?- drążyła, spoglądając mu w oczy. Svanrog próbował wytrzymać spojrzenie, ale zakręciło się w głowie. Wzruszył ramionami.
- Bogowie dali mi jeden talent. Do walki. To oczywiste, że chcesz bym dla ciebie walczył. Czemu nie na Arenie? Nie wiem. I niewiele mniemto obchodzi.
Odłożył łyżkę do pustej miski po czym wstał szybko.
- Pożycz kilka miedziaków- rzucił.
Wiedźma skrzywiła się niemiło, ale rzuciła mu kilka monet. Ten uśmiechnął się krzywo i oddalił się.

- Hej!- zakrzyknął głośno, klepiąc siwobrodego w ramię. Ten odwrócił się gwałtownie z warknięciem. Svanrog od razu wyczuł, że jest gotów do walki. Berserker wyciągnął rękę.
- Sprawdźmy się na łapy. Przegrany stawia kufelek!
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Szczwaniak
Chuck Norris
Posty: 435
Lokalizacja: Legion Kraków

Post autor: Szczwaniak »

Schodząc na dół Jan, kończył słowa litanii dziękując za najmilszą z niespodzianek jaką mógł otrzymać. Czarną parzoną kawę, nie jakieś jak zwykł mawiać siki, lecz kawę którą nie wzgardził nawet sam Imperator, świeć Sigmarze nad nim i jego rodziną. Nie wiedział jak taka pospolita wydawało by się karczma, zdobyła ten drogocenny napar, i posiadała także ludzi zdolnych do jego przyzwoitej obróbki. Gdy zszedł, od razu zwrócił uwagę na dwóch rosłych wojaków zmierzających w swoim kierunku. "Pewnie to już czas na ręcę" - pomyślał. Jednak to nie oni przykuli jego największą uwagę, lecz kobieta otoczna jakąś ponurą zgrają. Kobieta to mało powiedziane. Wiedział, że to do niej powinien podejść najpierw. Z uśmiechem więc podszedł i skłonił się - Witaj pani, co kogoś tak pięknego jak Pani sprowadza na arenę?
Kiedyś cierpieliśmy z powodu plag społecznych, dziś cierpimy z powodu lekarstw na nie. - Friedrich August von Hayek

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

Bertil miał mieszane uczucia co do zaistniałej sytuacji. Z jednej strony był zadowolony, że konfrontacja nastąpiła tak szybko, z drugiej zaś berserk przejął inicjatywę. Wyciągnął pancerną dłoń, gotów na konkurs krzepy, najprostszy i najskuteczniejszy z możliwych.
Mroczny czempion chwycił jego rękę i usiadł, czekając aż Szarogrzywy będzie gotów. Było to świadectwo jego pewności siebie.
Biały Wilk spojrzał w jego pełne szaleństwa oczy, na bezgłośny znak rozpoczęli zmagania. Ich pancerze zachrzęściły pod wpływem nagle napiętych mięśni. Spokojne oddechy szybko nabierały tempa. Obaj przyciągali spojrzenia, kolejne coraz bardziej chamskie zakłady zawierały się wokół, a opancerzone dłonie drżały dziko, nikomu nie przynosząc przewagi.
Zaczęli pochylać się mu sobie, zionąc zawziętością z oczu. Ich okute stalą czoła zderzyły się w tym pokazie miażdzącej krzepy.
-Przegrasz, rycerzu - wysapał berserk.
-Nie teraz - odparł Bertil pewnym tonem.
Ostatnio zmieniony 16 kwie 2017, o 08:18 przez Gror, łącznie zmieniany 1 raz.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Imdroth sapnął, pochylając lekko halabardę, lecz na krótki rozkaz wiedźmy wrócił do stoickiego czuwania. Ungory pierzchły przed przybyszem, chowając się za krzesłem swej pani.
- Arena przyciąga wiele dziwniejszych osobistości- odparła na postawione pytanie- Jedni przybywają walczyć. Inni wzbogacić się na cudzej śmierci.
- Słyszałem, że to swoje imię zgłosiłaś do zmagań. Osobliwe, mając za towarzyszy takich....- tu Jan zawahał się, niemal nie rzucając agresywniejszego określenia. "Heretyk", "barbarzyńca", "bluźnierca" czy podobne były jedynymi jakie przychodziły mu do głowy.
-... mężów- dokończył wreszcie, wytrzymując świdrujące spojrzenie wybrańca.
- Prawda?- uśmiechnęła się lekko- Po co zakładać się ze śmiercią? Domyślasz się zapewne, że złoto, choć przydatne, nie ma dla mnie aż tak wielkiej wagi. Może to kwestia sprawdzenia się? Swoich zdolności? Bądź co bądź życie rzadko daje nam okazję walczyć uczciwie.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Szczwaniak
Chuck Norris
Posty: 435
Lokalizacja: Legion Kraków

Post autor: Szczwaniak »

- Jak to mówią, należy od siebie wymagać, nawet jeśli inni by od nas nie wymagali - odparł Jan patrząc Morganie prosto w oczy - Wierzę, pani że będzie nam dane się jeszcze spotkać - dodał z uśmiechem, ponownie się kłaniając. Był zaintrygowany figurą tej kobiety. Inteligenta i piękna, mogłaby niejednego mężczyznę doprowadzić do szaleństwa. Jednak, nie jego. On do szaleństwa kochał Morra, a Ten stale nad nim czuwał i doradzał. Tym razem wskazał mu, by zobaczyć kim jest człowiek w zielonym płaszczu siedzący w kącie.
Kiedyś cierpieliśmy z powodu plag społecznych, dziś cierpimy z powodu lekarstw na nie. - Friedrich August von Hayek

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Strawa, którą do stolika dostarczył im karczmarz, byla zadziwiająco smaczna i ciepła. Robin o jego towarzysze byli na tyle glodni, że nie przerywali jedzenia nawet gdy niedaleko ich stolika dwoje mężczyzn prowadziło zacięty pojedynek w siłowaniu na rękę. Łucznik skończył swój gulasz idealnie by zobaczyć zmierzającego w ich kireunku człowieka. Po dokładniejszej obseewacji stwierdził, że musi on być kapłanem Morra.
- Zyvik idź dokup nam piwa
- Ale po jaką cholerę!? - Krasnolud podniósł gniewny wzrok znad miski.
- Jak to po co? Nie widzisz, że będziemy mieć gościa przy stoliku. - van Hood obdarzył kapłana swym najmilszym uśmiechem i wskazał mu krzesło naprzeciw siebie - Proszę siadać i się nje krępować, mój towarzysz zaraz przyniesie nam coś do zwilżenia gardła. A bym zapomniał, mówi mi Robin van Hood, a ty panie jak się zwiesz?
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Tunele które miały zapewnić Wharkowi bezpieczną podróż do krainy Pani Jeziora , coraz bardziej dawały się we znaki nie tylko jemu , ale także załodze. Stłoczeni na małej powierzchni , stale krztuszący się dymem od pieca pracującego cały czas coraz bardziej żałowali że ich tankmeister się zmienił. Kiedyś z radością patrzył przez wizjer , i krzyczał w którą kierowca ma zawrócić czołg. Sam ładował kartaczownice , a nawet naprawiał piec czy rynny dla kwasu , napędzającego cały mechanizm. Teraz gdy tylko zauważali potencjalne ofiary , z szaleńczym śmiechem zeskakiwał z wieżyczka i z mieczem w dłoniach szatkował przeciwników. Tak ... Już nie jeden raz jego podwładni szeptali między sobą że przestał być inżynierem. Zwłaszcza teraz. "Półmózg" nieudany , skarlały szuroogr złe znosił znajdowanie się tak głęboko pod powierzchnią. Drapał pazurami ściany pojazdu , doprowadzając resztę skavenów do szalu. Szrama , celowniczy siedział , pomiędzy dwoma skrzyniami z amunicją i klnąc próbował wywnioskować coś z mapy , kupionej kilka tygodni wcześniej w mijanym mieście. Ładowniczy o przezwisku Pryszczak z racji niedyspozycji mutanta musiał za pomocą ciężkiej łopaty podtrzymywać ogień. Należało dorzucać węgiel cały czas , dlatego też brunatne futro na plecach całe lśniło od potu. Skisk , kierowca stękając szaprał za dzwignie , i rozpaczliwe próbował zapobiec upadkowi pojazdu z wąskiej , żelaznej kładki na którą właśnie wjechali kańciastym cudem techniki. Żelazna bestia co chwile się trzęsła , co jeszcze bardziej utrudniało pracę. Jedynie Whark był spokojny. Inżynier siedziała na zewnątrz , na zamkniętym włazie i szczerząc się wodził pazurem po klindze zdobycznego bastarda. Uwielbiała przyglądać się klindze ozdobionej litaniami. Śmieszyła go ironia , tego że ta broń trafiła akurat do niego. Był głodny krwi. Dalej z pyskiem wykrzywionym w grymasie który był dowodem jego dobrego nastroju patrzył sie w pogrozoną w ciemności jaskinie przed nim. Czołg toczył się przed siebie , plując dymem i trzęsąc się co jakiś czas.

***

Gdy długo potem ich pojazd wyłonił się z tunelu , którego koniec znajdował się na cmentarzu niedaleko małej wioski , nawet najbardziej wściekłe i obolali załogańci szczerzyli kły z radości. Whark na tą okazję zajął pozycje na wieżyczce i zamknął klape. Krzyknął do rury po swojej lewicy , służącej mu do komunikacji z podwładnymi.
- Ładować-przygotować działo ! - z rozkoszą patrzył przez wizjer na pokryte słomą chaty.
- Pocisk leży gotowy-gotowy !
- Piętnaście stopni !
- Strzelać-zabijać !
Szrama pociągnął za dzwignie z boku , i lufy zaczęły się obracać . Huk wystrzału był jeszcze głośniejszy dla czułego , skaveńskiego słuchu jeszcze głośniejszy. Każda lufa pluła zielonkawym ogniem. Whark obligując się obserwował jak kulę dziurwią cienkie ściany gospodastw , dosłownie rozdzierają uciekających chłopów na kawałki i straszą zwierzęta.
- I jak-co ? Umierają-zdychają ? - krzyknął do dowódcy Skisk . O tak ... Oczywiście-przecież. Krzyki po jakimś czasie umilkły. A czołg ruszył dalej.

***

Wjechali przed karczmie nie zatrzymani przez nikogo. Żaden wartownik nie ośmielił sie nawet wyjść z pośpiesznie wybranych kryjówek. Inżynier obijąc ściany właśnie założonym pancerzem , pochylił się do Skiska.
- Załaduj samym prochem. Strzeel , niech wiedzą że jestem-przybyłem . - to powiedziawszy wygroamolił sie z czołgu i dość głośno pobrzękując przy każdym kroku , skierował się do karczmy. Czuł przyjemny ciężar miecza na plecach. Słyszał już ciche rozmowy ze środka. Usłyszał grzmot działa. Kopnął pancernym butem drzwi , i wszedł do środka.

Awatar użytkownika
Szczwaniak
Chuck Norris
Posty: 435
Lokalizacja: Legion Kraków

Post autor: Szczwaniak »

- Proszę siadać i się nje krępować, mój towarzysz zaraz przyniesie nam coś do zwilżenia gardła. A bym zapomniał, mówi mi Robin van Hood, a ty panie jak się zwiesz? - zapytał Robin.
- Jan Gelt z Zakonu Kruka z Altdorfu. Z chęcią zmocze usta, szczególnie że miło jest zobaczyć twarz człowieka, któremu dobrze z oczu patrzy, jak to mówią - odpowiedział Jan.
Gdy kończył mówić z wielkim hałasem wtargnął do karczmy skaven. Szczur popatrzył się wyzywająco po zgromadzonych, mrucząc coś pod swoim obskurnym nosem i oblizując gadzim jęzorem, brudne krzywe zęby.
- Jakie to paskudztwa schodzą się na tę przeklętą arenę - zagaił Robin, stukając się z
Janem kuflem.
- Zejść się zejdą same, ale wyjść to będziemy musieli im pomóc - odparł
Jan uśmiechając się. Cieszył się że, nawet w takim miejscu dobry Morr, nie odmówił mu łaski przyzwoitego towarzystwa. A szczury? Szczurami zajmie się później, odrobinę póżniej.
Kiedyś cierpieliśmy z powodu plag społecznych, dziś cierpimy z powodu lekarstw na nie. - Friedrich August von Hayek

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Robin uważniej przyjżał się swemu nowemu towarzyszowi. Szukał wszelkich drogocennych rzeczy które można by sprzedać za przyzwoitą sumkę. Choć Jan wydawał się być dobrym i uczciwym człowiekiem oraz towarzyszem to van Hood wiedział że zarobku należy szukać we wszystkim. Rozmyślania przerwało mu głośne i efektowne wejście kolejnego, brudnego skavena.
- Jakie to paskudztwa schodzą się na tę przeklętą arenę - zagaił Robin, stukając się z Janem kuflem.
- Zejść się zejdą same, ale wyjść to będziemy musieli im pomóc- odparł.
- Sama prawda - przyznał rację van Hood - Nie wiecie może przypadkiem kto organizuje tą całą Arenę? Strasznie mnie to ciekawi, a jak narazie nikt nie jest w stanie mi odpowiedzieć - ciągnął rozmowę Robin, uznawszy że jednak warto mieć jakiegoś normalnego towarzysza w całej tej zgrai osobliwości.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Nie podoba mi się ten kapłan- rzucił wzgardliwie Imdroth, gdy Jan już się oddalił.
- Podobnie mówiłeś, zdaje się, o Svanrogu?- zauważyła Morgana.
- On też mi się nie podoba- wybraniec mocno zaakcentował to stwierdzenie- Myśli, że ma przychylność boga wojny. Głupiec. Nie wie nic o prawdziwym oddaniu się mrocznym potęgom!
Wiedźma chwilę przyglądała się siłującemu się Svanrogowi, który z zacięciem i szczęściem na poczerwieniałej twarzy, w otoczeniu pijackich dopingów dawał popis siły i wytrzymałości. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak jej uwaga na kimś innym denerwuje Imdrotha. Nie umiała odmówić sobie tej przyjemności.
- Poświęcasz mu za dużo uwagi- rzekł wybraniec. Morgana gwałtownie obróciła głowę.
- Waż słowa. Nie życzę sobie takich oszczerstw, jasne?!- fuknęła.
Wybraniec przez chwilę patrzył jej w oczy, po czym zawiesił głowę.
- Tak... Rozumiem- rzekł ciężko.

***
Dłonie ich spotkały się w połowie stołu. Zacisnęli palce powoli, w skupieniu. Patrząc sobie prosto w oczy wymienili skinienia.
I zaczęło się.
Mięśnie się napięły, twarze stężały. Refleks i szybkość dały Svanrogowi początkowo przewagę, dłoń Białego Wilka jednym skokiem pokonała połowę odległości od blatu. Żyły wyszły na twarzy Szarogrzywego, lecz dłonie pokonały jeszcze kilka centymetrów nim zahamował napór berserkera. Svanrog nacisnął mocniej, lecz bezskutecznie. Wyszczerzył gniewnie zęby. Przez dobrą minutę nie mógł przełamać oporu. Biceps, napięty i mocno zarysowany pod skórą począł drżeć, pot spłynął mu po szyi. Wreszcie ruszyli.
Niestety, w przeciwną stronę.
Milimetr po milimetrze, powoli, lecz stałe Bertil przełamywał jego opór. Svanrog bronił korzystnej pozycji jak mógł, lecz zmęczony mięsień nie był mu posłuszny. Znów znaleźli się w startowej pozycji. Znów zapadł impas.
Pojedynek trwał już pięć minut, a wokół nich gromadziła się coraz większa grupka zainteresowanych. Ktoś dopingował Szarogrzywego, ktoś Svanroga.
Nagle jakiś mniej trzeźwy obserwator pojedynku stracił równowagę, trącając stół i rozlewając nań piwo. Łokcie poślizgnęły się na mokrym drewnie, tracąc oparcie, a przez zamieszanie to Svanrog z rozpędu grzotnął dłonią rywala w blat. Bertil skrzywił się w gniewie, lecz nim zdążył choć słowo rzec, Svanrog zerwał się na nogi, chwytając sprawcę całego zamieszania za gardło. Jakby człek ten nic nie ważył uniósł go na kilkanaście centymetrów nad ziemię, zbliżając do twarzy. Palce berserkera zacisnęły się na tchawicy mężczyzny, w jednej chwili jego twarz poczerwieniała, zaś oczy wyglądały jakby miały wyjść z orbit. Nagle coś chrupnęło, a szarpiący się jak ryba wyciągnięta z wody chłop sflaczał i zbladł. Svanrog odrzucił go z obrzydzeniem.
- Następny, który nam przeszkodzi nie zakończy żywota tak bezboleśnie- warknął po czym spojrzał na Szarogrzywego.
- Pojedynek nieważny, nie wygrałem niczego. Próbujemy jeszcze raz?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Łyk piwa wyraźnie ożywił Richa, która zażądał od karczmarza jeszcze wielkiej porcji jedzenia. Gdy taca pełna parującego mięsa stanęła przed nim oblizał pysk, ledwo odrzucając chętne rzucenia się na części ciała tego... czegoś. Właśnie co to właściwie było? Rich nie potrafił powiedzieć przypominało królika, ale na niego było zdecydowanie za duże. Może dwa króliki? Nie to nie to.
Zamyślony nawet nie zauważył kiedy zaczął jeść i prawie przegapił przybycie drugiego zawodnika. Przybysz wyglądał niepozornie, ale zdradził go amulet, który wyłonił się na chwilę spod fałd płaszcza, gdy człowiek pochylał się zapisując swoje imię. Kapłan jakieś ludzikowego boga śmierci. Słabiak. Nie lekceważ tego słabiaka. W przeszłości podobny do niego sprawił nam wiele bólu zanim go zabiliśmy.
Rzucił nieobgryzione do końca kawałki kości Szczurkowi, który rzucił się na nie jakby w sali nie było smaczniejszych przekąsek. No ta. Zabronił pupilowi atakować ludzików, a jego druga osobowość umiała wymusić posłuszeństwo na słabych umysłach.
Kolejni rywale wzbudzili w nim większe zaciekawienie, a właściwie grupka z których każdy mógł zostać zawodnikiem. Berserk Khorna, najbardziej niespokojny, co dziwne nawet nie zbliżył się do punktu zapisów. Rich pochylił się do przodu starając się usłyszeć jak najwięcej. Niestety wyłapał tylko, że walczy wybraniec - Popychadło. - oraz jakaś kobieta. Ona? Niemożliwe, co ona tutaj robi? Zacisnął zęby starając się wypchnąć niechciany i wyraźnie rozbudzony głos, z głowy.
Następny był rycerz albo inny pancerny drab. W każdym razie ludzik. Jednak przyznaj, że temu krzepy nie brak. Po braku odpowiedzi usłyszał tylko: ach, ten durny skaven. Nawet pogadać nie można.
Dalej przybyła banda strzelców - człowiek i dwóch krasnoludów. Przywódca, jeszcze jeden ludzik, widocznie miał zadatki na zawodnika. Zaskakująco szybkie reakcje, czujny wzrok. Jak jeszcze umie strzelać z tego kijaszka może być groźny... dla ciebie. Gdybym miał pancerz chaosu jak dawniej, zmiażdżyłbym go bez problemu.
***
Sytuacja zaczęła się jakoś kształtować. Berserk wyzwał rycerza na durny pojedynek siłowy. Za moich czasów byłem w tym niepokonany. A tymczasem kapłan wyraźnie chciał osobiście zapoznać się z każdym po kolei. W tym momencie coś huknęło i drzwi otworzyły się z hukiem.
Niemożliwe.
Cholerny Whark.
Pamiętał tego krętacza. Pamiętał jak śmiał się z niego cały klan po tym jak poprosił o zgodę na zdobycie ludzikowego czołgu. Głupiec myślał, że chodzi o jego umiejętności. Nie durniu-głąbie, chodziło o to żebyś nie zdobył zbyt wielkiego prestiżu. Wszystko było ukartowane. Rich to pamiętał. To było jeszcze przed jego drugą wpadką z tym... czymś. Sam lubił wtedy wymyślać kawału o Wharku. Ciekawe z czym przyjechał? Po huku to musiało być coś dużego.
Zaraz-zaraz, a jeśli wysłali go Lordowie Klanu, żeby zgładzić Richa zanim ten znów wespnie się na szczyt? Tak-tak zapewne tak jest. Musiał szybko Wharka wyeliminować. Jedna ręka mimowolnie powędrowała do pistoletu. Nie radzę to uczestnik Areny... zapewne. Chociaż zanim się nie zapisze nie jest nim. Dobra, zabij go. Teraz, szybko!
Cokolwiek chciał zrobić nie zdążył.
- Moje jaja!
Z kuchni COŚ wypadło, a za nim zaaferowany kucharz. COŚ przebiegło przez całą salę, wskoczyło na stół wiedźmy chaosu, wpakowało łeb pomiędzy jej... mhm, to co miała obfitego. Zanim zaskoczona cokolwiek zrobiła, zeskoczyło, przekicało do siłujących się, zrobiło dwa kółka wokół przez co tym razem to berserk stracił na chwilę koncentrację i to rycerz był górą. Potem COŚ przebiegło niczym churagan przez całą salę do wyjścia, kradnąc po drodze pozostawioną przy krześle kuszę jednego z krasnoludów-banitów. Na końcu po prostu przebiegło pod nogami Wharka i zniknęło w otwartych na oścież drzwiach.
W sali zapadła cisza.
- Co to było, do kurwy nędzy? - zapytał drugi z krasnoludów.
- Wkurwkrólik! - wrzasnął kucharz. - Przeklęte zwierzęta, raz do roku wyłażą z Athel Loren i robią w okolicznych wioskach burdel. Są najbardziej łase na jaja, ale błaznami po drodze też nie pogardzą. Oczywiście (nie)szczęśliwie trafiliście dokładnie na ten dzień. Ech, z czego ja teraz zrobię jajecznicę na śniadanie. - wyszeptał załamany.

[ Ten tego :twisted: Wesołego Zająca czy innego jaja :wink: ]

Awatar użytkownika
Szczwaniak
Chuck Norris
Posty: 435
Lokalizacja: Legion Kraków

Post autor: Szczwaniak »

Miał już odpowiedzieć Robinowi na postawione pytanie, gdy dostrzegł Svanroga miażdżącego krtań przyczyny jego nieuważnego zwycięstwa, Jan rzucił się w kierunku upadającego ciała, by udzielić ostatnich namaszczeń. Wartość ludzkiego ciała i duszy, była wyższa nawet niż rozmowa z Robinem. Rzucił urywane "wybacz na chwilę" i podbiegł w kierunku zwłok. Biedak nie żył, a on zajęty rozmową nie zdążył nawet zareagować. Odmówił wszystkie modlitwy i spojrzał ze wzgardą berserkera. nie nawidził ludzi, który nie uznają wartości ludzkiego życia. Choć swoją drogą Svanrogowi do człowieka było daleko. Dostrzegł przelotny uśmieszek na twarzy Czarownicy. "Wiedźma, skąd w tych ludziach ten cały pociąg do tego plugastwa". Musiał jeszcze pogrzebać zwłoki. Wziął ciało na ręce, biedaczyna nie ważył za wiele, musiał nie tylko nie być inteligenty, ale też niezbyt zaradny - pechowiec, jak to się mówi. Lecz był człowiekiem, a to znaczy dużo. Wziął ciało i wyszedł z karczmy. Gdy zbliżył się do drzwi, stanął przed nimi kolejny skaven, paskudniejszy od poprzedniego. "Miej mnie Boże w opiece". Potrzebował modlitwy. Gdy zamykał za sobą drzwi karczmy, dostrzegł zapiekłą nienawiść na twarzy pierwszego ze skavenów, nie dziwota, skaveni jak mało która rasa nienawidzące nawzajem. Jednak to spojrzenie wskazywało, na szczególną historię, która musiała ich łączyć. Poszedł w kierunku wzgórza pod lasem. Czekała go długa noc, a zapomniał wziąć łopaty.

[Wesołych świąt i zwycięstw na wszystkich polach, także tych bitewnych :D ]
Kiedyś cierpieliśmy z powodu plag społecznych, dziś cierpimy z powodu lekarstw na nie. - Friedrich August von Hayek

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

Wydawało się, że pojedynek będzie trwał do kontuzji któregoś z siłujących, lecz nagle nastąpił huk strzału z działa, jeden z kibiców się przestraszył i rozlało zawartość kufla na stół, przyczyniając się do porażki Bertila. Dłoń wściekłego berserka momentalnie zmiażdżyła krtań nieszczęśnika.
-Pojedynek nieważny. Niczego nie wygrałem. Próbujemy jeszcze raz?
Szarogrzywy w tej chwili chwycił za młot, zamknięta w nim moc Ulryka domagała się zemsty za czyn chaotysty. Nie teraz, pomyślał.
Ruszył w stronę schodów, nawet się nie odwracając.
-Jeśli chcesz dożyć jutra, nie zbliżaj się do mnie.
Skoro ten barbarzyńca nie potrafi się opanować, Bertil również da swej furii.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[Skończyłem historię! WAAAAAAGH!]

Było już późne popołudnie a zapisy na Arenę Śmierci niemal skończone, gdy podskakujący na błotnistych, pełnych kolein bretońskich drogach rydwan zbity z grubych dech dojechał do celu. Opóźnienie wynikało z licznych bitek, które Gudrub musiał stoczyć z bretońskimi celnikami, którzy nie chcąc rozpoznać w orku uczciwego handlarza orężem woleli zaatakować go łukami i falchionami miast mytem, przestojnym i prawem składu.
Kto wie może to nawet lepiej? W końcu była okazja naostrzyć w czynnym użytku kilka z wiezionych rębaków.

Zamęczone, spocone dziki padły na ryjki niedaleko skraju obozowiska brygantów z Estalii, którzy organizowali arenę, zaś prymitywny rydwan rozleciał się na dobre, zasypując pobliską polankę stosem wszelkiej możliwej broni i pancerza w całym wachlarzu stanów użytkowania. Czarny Ork tylko wzruszył potężnymi barami.
- Trudno. Jak zarobiem tu fortunem to kupiem sobie leprzy rydwan... WIENKSZY! I CZERWONY! Tak, czerwony bendzie szypszy. - zielonoskóry odwrócił się do drzemiącego nocnego goblina, który jak zwykle po kryjomu już zabierał się za ćpanie zmielonych grzybków, licząc iż szef nie patrzy - Ej, Szrot! Leć do tych ludziuf co by zapisali na arenem śmierci GUDRUBA STO REMBAKUF!
Po chwili zastanowienia wręczył mu jeszcze garść skrawków wyprawionej skóry, zapisanych gryzmołowatym, orkowym pismem.
- Aha, no i rozdaj te ulotki... klientelem trzeba budować od początku... ja za to rozejrzem siem za konkurencjom... - to mówiąc, Czarny Ork potoczył groźnym spojrzeniem wokół, ostrząc wymownie jeden ze swoich ulubionych siekaczy.

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Gdy wszedł nie bez pewnej satysfakcji , spojrzał na zdziwione twarze niektórych klientów. Dokonał szybkiej oceny przyszłych adwersarzy. Wyznawcy Krwawego Boga , kilku ludzi i inny skaven. Interesujące-ciekawe. Poza barbarzyńcami , nikt nie powinien być problemem. No i jeden z naszych. Co jeśli ma mi ukraść-zabrać Smoka. Niech tylko spróbuje... Na samą myśl o tym że jego klan mógłby spróbować nasłać na niego swojego siepacza , sprawił że warknął cicho. Postanowił zorientować się w kim dokładnie jest. Dźwięk metalowej nogi , był jeszcze bardziej głośny z powodu ciszy która zapadła na kilka chwil. Mimo ciężaru , i irytującego niedopasowania zbroi zdawał sobie sprawę że wygląda nieporównywalnie groźniej niż jego pobratymiec , także spaczinżynier który wlepił w niego wzrok. Wolno podszedł do niego , i z brzękiem zwalił się na krzesło , które cicho zaprotestowało. Spojrzał się ukosem na milczącego dotychczas towarzysza. Od razu zauważył dobrej jakości pistolety , i fakt że skaven również posiadał sztuczną kończyne. Parsknął i poruszył krótkimi wąsami kiedy poczuł zapach pieczeni. Miał wrażenie że kiedyś już widział siedzącego przed nim skavena.
- Jak cię swą-nazywają bracie Skryre ? - zagaił. Czuł jego niechęć. Ale czemu-dlaczego ? Nie potrafił pozbyć sie uczucia że ich drogi kiedyś sie spotkały. Czekał na odpowiedź. Miał miecz , długi na ponad cztery stopy , wykuty w imperialnych kuźniach. W razie czego , kolego -bracie inżynierze. Jeżeli to oni Cię wysłali, to obyś zgnił żołdaku mistrzów Skryre , zdrajców-wrogów.-pomyślał.
- Co cię sprowadza ? - dodał. Śmieciu.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Bertil, żywo rozsierdzony ubiciem zwykłego robaka ruszył w stronę schodów, nawet się nie odwracając.
-Jeśli chcesz dożyć jutra, nie zbliżaj się do mnie- warknął po wilczemu.
Svanrog odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się gromko.
- Już go lubię- rzekł sam do siebie, choć wcale nie cicho. W istocie zapowiadała się ciekawa Arena.
Niestety, wraz z odejściem Szarogrzywego stracił potencjalnego kompana do picia czy rozrywki. Szczerze wątpił, by Imdroth nadawał się ku temu. Z pozostałymi Imperialnymi jakoś nie chciał pić- brakowało im ognia w oczach i szerokości w barkach. O szczurach nawet nie pomyślał. Już wypolerowany miedziany kocioł byłby lepszym kompanem do picia. Wtedy jednak do karczmy wpadł nowy gość. Był to nocny goblin- stworzenie będące równie dalekie od zainteresowań khornity co popiskujące futrzaki- gdyby nie to, że głośno obwieścił przybycie swojego szefa, jakiegoś Gudruba. Postanowił sprawdzić co za jeden. Bądź co bądź orkowie byli dobrzy w dostarczani rozrywki wszelakiej. Nim jednak ruszył, w oczy rzuciły my się skrawki skóry jakie "rozdawał", a właściwie gubił gobas. Svanrog pokręcił głową i poszedł w kierunku największego hałasu.

To co ujrzał przeszło jego wyobrażenia. Był to wielki jak troll czarny ork na szczycie sterty złomu. Zielonoskóry grzebał w gratach, pomrukując coś niewyraźnie. Gdy berserk zbliżył się, pupilki orka, to jest wielkie dziki prychnęły ostrzegawczo.
- Oho, pierfszy klyent!- zakrzyknął tubalnie zielonoskóry- Gość w sklep, sklep w sklep! Ja, Gudrub Sto Rembakuff zaprasza!
Svanrog uniósł nieco brew, nad wyraz zaskoczony, lecz wtedy stwierdził, że faktycznie, to co najpierw uznał za złom było w istocie zbiorem oręża, którym mógłby uzbroić niemałą bandę grasantów.
- Się rozejrzy!- zachęcał ork- Mamy koszerną kolekcję broni, mało, średnio i motzno używaną! O, patrzaj!- tu chwycił za miecz typu bastard- Wykałaczka ludziuff, nieużywana, raz rzucona na zimiem! Ale-ale! Ty z tych kolczastych chopakuff, nie? Ma rembaki, dobre rembaki!
Berserker nagle zdał sobie sprawę, jakie ma szczęście. Poza kindżałem nie miał żadnej broni. Okazja sama pchała mu się w ręce. A że nie wypadało chodzić nieuzbrojonym... Cóż, nie byłą to robota z Zharr Naggrund, czy choćby z Karak Drak, ale wolał chodzić z orczym toporkiem niż z niczym. Bez broni jak bez gaci- pomyślał.
Zaraz więc zaczął się rozglądać za czymś odpowiednim.

***
- Stój- rzekł Imdroth, widząc, że jego towarzyszka wstaje od stołu- Gdzie idziesz?
- Zaznać towarzystwa- uśmiechnęła się lekko wiedźma- Ty zostań, pilnuj moich koziołków.
- Ależ Morgano...- próbował oponować wybraniec.
- Powiedziałam!- przerwała mu z naciskiem.
Mężczyzna w zielonej przeszywanicy dopił piwo już bez towarzystwa kapłana Morra, który był tak miły i zajął się sprzątaniem bałaganu po Svanrogu. Wiedźma zbliżyła się do stolika. Łucznik błysnął oczami na jej widok.
- Co my tu mamy...- mruknął.
- Ona czego tu?!- rzucił Zyvik, łapiąc w jej stronę.
- Szukam towarzystwa na poziomie. Można?- rzekła powoli.
Krasnolud chciał coś dodać, ale gestem strzelec zaprosił ją do stolika.
- Twoi kompanioni ci się znudzili?- zagadnął.
- Ach, wiesz jak to jest... Jeden to niewrażliwy mięśniak, dla którego nażreć się, nachlać i odrąbać parę łbów to jedyne co istnieje. Drugi to chodząca zbroja i jest w stanie zapewnić mnie jeszcze mniej....
- Na pewno ma wspaniałą osobowość- rzucił z uśmieszkiem Robin.
Morgana roześmiała się perliście, błyskając białymi zębami. Potem spojrzała prosto na niego.
- A ty co najbardziej lubisz w życiu?- spytała.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Wszystko zdażyło się szybko i niespodziewanie. Rozwścieczony berserk pozbawił życia jednego z chłopców, który śmiał przerwać pojedynek. Jan niespodziewanie szybko rzucił się do ciała po czym wyniósł je na zewnątrz i zniknął na dobre. Chwilę później coś małego i włochatego wypadło z kuchni, przeleciało przez całą izbę po czym kradnąc kuszę Berika uciekło przez drzwi.
- O ty pizdokleszczu! - zawołał rozwścieczony krasnolud i rzucił się w pogoń za stworzeniem.
Przed drzwi wparował gobas by zapisać jakiegoś orka i orzy okazji zarekalmować jego "sklep". Robin wymownie spojrzał na Zyvika po czym zgodnie wypili piwo.
Wydawało się, że najbliży czas będzie musiał spędzić w towarzystwie gburowatego pokurcza, gdy niespodziewanie dojrzał zbliżającą się w ich kierunku wiedźmę. Kulturalnym gestem zaprosił ją do stolika, choć Zyvik próbował oponować.
Morgana okazała się być niezwykle ciekawym rozmówcą o nieprzeciętym poczuciu humoru i równie nieprzeciętnej urodzie.
W pewnym momencie ich spojrzenia spotkały się. Van Hood poczuł że coś w nim pęka, jakaś niewidzialna bariera pada pod naporem tych oczu. Zdecydowanie miały w sobie coś magicznego co owładnęło łucznikiem.
- A ty co najbardziej lubisz w życiu? - spytała.
- Jaaa ten... eee... - myśli z trudem formowały się w jego głowie.
Na ratunek przyszedł krasnolud, który przystanął mu na stopie, prawie miażdżąc palce. Robin poczuł, że zapora opadła. Uwolnił się z tego potężnego uroku. Dopiero teraz uświadomił sobie jak niebezpiecznym przeciwnikiem jest wiedźma i że powinien bardziej obawiać się jej niż tei chodzącej zbroii z halabardą.
- Najbardziej cenię sobie towarzystwo pięknych kobiet, takich jak ty Pani. - szybko powrócił do rozmowy.
- O doprawdy?
- Aaaa, pierdoli takie smuty - wtrącił się kransolud - najbardziej zależy mu na złocie hehe
- Szczym ryj Zyvik! - Łucznik obdarzył go morderczym spojrzeniem - Niech mu Pani wybaczy... on już tak ma. A, tak się zastanawiam... nie wiecie może kto jest organizatorem tej Areny?
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Komplemenciarz pomyślała. Nie, żeby nie lubiła komplementów. Zakłopotanie jej rozmówcy sugerowało, że był prawdziwy.
- Jakiś lokalny baron, być może?- odparła.
- Sporo tu obcokrajowców. Widziałem w obozie Estalijczyków.
- Turniej, jak sam dobrze wiesz drogi Robinie.... Mogę ci tak mówić? Otóż taki turniej oznacza zarobek. Nie tylko dla zwycięskiego uczestnika. Płatnerze, kowale, cyrulicy, wszelkiej maści usługi mają tu wzięcie. Nawet gdyby spalono ten przybytek, nasz karczmarz zarobi krocie. A każdy zapewne musi coś odpalić organizatorowi. Oczywiście słyszałam o dawnych Arenach i ich dużo mroczniejszej przyczynie. Hmmm... Strzela , że wkrótce sami się dowiemy.
Robin chwilę milczał, jakby zastanawiając się jak dalej poprowadzić rozmowę. Szczęśliwie w sukurs przyszła mu sama Morgana.
- Nie ma nic złego w twoich dążeniach. Widziałam ludzi, którzy pchani chciwością osiągnęli wiele wspaniałych rzeczy.
- Naprawdę?
- W istocie. A teraz bądź tak miły i zaproponuj mi coś do picia- skwitowała i puściła mu oko.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

- Ależ oczywiście - Robin wysłupłał z mieszka garść monet - Karczmarz! Podajcie no nam trunek odpowiedni dla Pani tej urody
Morgana obdarzyła go uroczym uśmiechem. Bez wątpienia była pełna wdzięku, jednakże miłością łucznika było złoto. Pragnął go bardziej niż czegokolwiek na świecie. Dodatkowo od bliższego poznania wiedźmy odstraszał do widok pancernego wojownika po drugiej stronie sali.
Karczmarz postawił przed nimi dwa kieliszki najprzedniejszego wina z Estalli. Morgana już miała się delektować trunkiem gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem.
Do środka wpadł Berik z kuszą w dłoniach i cały szczęśliwy z wygranego pojedynku z wlochatym stworzeniem. W swym pędzie wpadł na wiedźmę, rozlewając zawartość jej kieliszka na siedzącego naprzeciw Zyvika.
- Oooo ładniutkaś - zakrzyknął brodacz, bez pochamowania patrzący się w obfity biust Morgany.
- Chodź no tu ty! - Zyvik zerwał się z miejsca i byłby rzucił się na pobratymca gdyby nie silna ręka Robina.
W tym samym momencie łuczik usłuszał szczęķ zbroi chaosu z przeciwnego końca izby.
- "O kurwa..."
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

ODPOWIEDZ