ARENA ŚMIERCI nr 40 - Księstwo Quenelles

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

ARENA ŚMIERCI nr 40 - Księstwo Quenelles

Post autor: Warlock »

Noel z dumą patrzył na wszystko co w życiu osiągnął. Powoli żując suchą pajdę czerstwego chleba doglądał swoich parobków pracujących w polu, drzemiąc na jedno oko w cieniu rozłożystej lipy, posadzonej przez niego przed laty. Jeszcze dwa, góra trzy tygodnie i zbiory zakończone. Zastanawiało go, co w tym roku powie wysłannikom diuka Tancreda. Rok temu zapłacił o połowę mniejszy podatek, bo nakłamał, że pożar spowodowany przez suszę strawił większość jego zbiorów. Problem w tym, że deszcz padał w tym sezonie prawie bez przerwy.
-Problemy bogactwa - mruknął - Ehh, to jest życie. Chłopskie życie.
Zasnął.
Gdy się ocknął, słońce leniwie chyliło się już ku zachodowi. Robotnicy spędzali zwierzęta do zagród, by niedługo przystąpić do cowieczornego rytułału zmniejszania zapasów żywności. Kobiety zapełniały stoły pieczystym i nabiałem.
- No nic. Robota skończona na dziś - przeciągnął się z uśmiechem.
Wstawał. Nie zdążył.
Kilkanaście strzał nadleciało od strony lasu Arden or Châlons, znanego za granicami Bretonni jako Athel-Loren. Nigdy nie mieli problemu z tymi wąskodupcami. Do dziś. Świadomość powoli go opuszczała.
- Kurwaaaaa! Chopy! Tu som elfy! - wykrzyknął resztkami sił. Skonał. Adresaci dobyli w popłochu łopat i wideł, próbowali stawiać opór jednak kolejne salwy wysyłały na łono Pani następnych parobków. Ich trud skończony. Nim słońce zaszło zupełnie żywy nie pozostał nikt.


Miguel przeliczał zrabowane dobra. Kilka monet, żywność, bydło. Nie na to liczył atakując wioskę.
- Juan, Fernando, do mnie - zakomanderował. Dwóch śniadych zbirów zrzuciło zielone płaszcze i podeszło do lidera, pozostali nie przestawali zbierać ciał ofiar w stos. Plądrowanie bretońskich wiosek to nie to samo co napadanie na rodzime, Tileańskie karawany, ale konkurencja mniejsza..
- Nie wiem jak Wy, ja mam dość nadstawiania karku za te marne grosze. Musimy wymyślić coś lepszego.
- Stfu, nie mogę całe życie zarabiać tyle co na chleb i piwo - Fernando, najniższy i najgrubszy podzielał zdanie przełożonego - ale w tych okolicach na pracę najemnika nie możemy liczyć. Honorowe rycerzyki - wyszczerzył sinozielone zęby
- Przynajmniej walka nie była trudna - mruknął - ludzie z północy to straszne cipy. Moglibyśmy im pokazać co i jak.
Na twarzy Juan'a pojawiło się uczucie objawienia. Zawsze wiedział, że to on powinien być przywódcą
- Tak też zróbmy! Zaprośmy okolicznych chłopów i książąt i zorganizujmy wielki turniej, wpisowe 80 złotych monet i...
- Już widzę tych nadętych wyznawców babki na jednorożcu jak stają w szranki z jakimś obesrańcem - żachnął się grubas
Miguel milczał dłuższą chwilę
- Panowie. Co jesteście gotowi dla mnie zrobić?
- A ile płacisz? - chciwe oczka Juan'a otworzyły się szerzej
- Jeśli nam się uda, zdobędziemy tyle złota, że do końca życia będziesz mógł klepać po tyłkach elfie dziwki w Remas. A jeśli nie. No cóż. Ja i tak mam dość takiego życia za psi chwost. Reaktywujemy Arenę Śmierci. Wpisowe 100 złotych monet. Każdy wojownik w starym świecie przybędzie na takie wydarzenie. Zorganizujemy tu gospodę, arenę i trybuny. Macie lepsze pomysły?
- Popierdoliło Cie Miguel? Nie pamiętasz jak to gówno skończyło się ostatnim razem? - oburzył się ciemnoskóry
- Każdy to wie. A magiczne kataklizmy mogą zdarzyć się wszędzie...
- Chyba się z goblinem na łby zamieniłeś. Róbcie co chcecie, ja stąd spierdalam - wyrwał niedawnemu liderowi monety z ręki - mój żołd. Bywajcie straceńcy. Odszedł za spaloną chałupę, a po chwili zniknął zupełnie w gęstwinie.
Pozostali dwaj stali w milczeniu.
- Elfie dziwki mówisz. Dobra, wchodzę w to. Ale dzielimy się po połowie. Tamtych - wskazał na niedawnych towarzyszy broni - nie licz - uśmiechnął się gładząc rękojeść swojego miecza.
- Oczywiście, przyjacielu - odwzajemnił uśmiech - Jedź do diuka tej krainy, powiedz mu prawdę, wioskę napadły elfy, a my przybyliśmy za późno - uśmiechnął się bardzo, bardzo paskudnie. - Spal te zielone płaszcze. Potem odwiedź kilka okolicznych oberż i przekaż im, czego się dowiedziałeś. Za kilka tygodni powinniśmy mieć tutaj kilku niezłych wojaków. Masz tu, na drogę - rzucił niewielki, brzęczący mieszek. - Ja w tym czasie zorganizuję jakoś to miejsce. - splunął na błotnistą ziemię.
Juan odjechał.
Krwawy sport sprzed wielu lat miał właśnie zostać reaktywowany.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam na jubileuszowej, 40 arenie śmierci!

Miała być już ze 2 tygodnie temu, ale od niedawna mam promotora i dużo pracy do zrobienia. Postaram się jako MG wstawiać jedną walkę tygodniowo, ale nie obiecuję, że za każdym razem mi się to uda. Prowadziłem dotąd dwie areny, ale jak patrzę ile Roleplay'a jest w tych nowych to były one raczej marne :wink: Tak czy inaczej liczę, że będzie się w miarę podobało i areny ruszą no nowo. To tyle ode mnie, zapraszam wszystkich do wspólnej zabawy :) Różnice w zasadach postaram się wytłuszczać

Uczestnictwo w Arenie Śmierci wymaga określonych informacji o danym śmiałku, który gotów jest walczyć na śmierć i życie z wieloma przedziwnymi i egzotycznymi wrogami:
- Imię postaci
- klasa (Jeśli jest wybór do konkretnej rasy)
- Broń lub bronie, którą wybieramy z listy oręża.
- Zbroja lub jej brak.
- Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
- Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności.
- Wierzchowiec (jeśli dotyczy)
- Ochroniarz (jeśli dotyczy)
- Mutacja (jeśli dotyczy)
- Historia Postaci, czyli skąd dowiedziała się o turnieju

Każdej postaci przysługuje wybór jednego typu oręża (walka dwoma brońmy liczy się jako jeden wybór), jednej Zbroi ( z wyjątkiem Tarczy i Hełmu, które możemy wybrać dodatkowo, nie wykorzystując limitu zbroi), jednej Umiejętności Specjalnej i jednego Ekwipunku.



Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane na tej Arenie z jednym wyjątkiem w postaci zasady Armed to da Theef, której specyfika utrudniała by sprawne prowadzenie walk. Jako rekompensata Bohaterowie, którzy posiadali tą umiejętność, mogą wybrać dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Skinki, Skaveński Wódz, Gnoblar Choncho, Niziołki, Ludzie maści wszelakiej, Dzierżyciel Ikony, Gobliny, Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną oraz bonusowy Ekwipunek.
-Zabójcy Skaveńscy i Druchii, Pani Śmierci, Maruderzy nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, klasy wood-elfickie i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Ogry, Smocze Ogry oraz Minotaury posiadają jedynie jedną Umiejętność Specjalną lub Ekwipunek.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi.
-Branchwraithy nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku.Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Magowie (Prócz magów chaosu i rzeźników) nie mogą nosić zbroi cięższej niż lekka
-Demony w postaci Heroldów dopuszczone, lecz nie mogą wybierać broni oraz ekwipunku. Rekompensuje im to możność wyboru jednej Mutacji oraz jednej Umiejętności Specjalnej. Posiadają tożsamy z rodzajem Demona oręż:
Khorne- Piekielne Ostrze(Dwuręczny Miecz)
Nurgle-Korbacz Dwuręczny
Slaanesh- Bicz
Tzeentch-Kostur
-Gnoblary z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
-Wojownicy Chaosu i Zwierzoludzie mogą miast ekwipunku, wybrać jedną mutację dostępną z sekcji Mutacje.
-Większość postaci może wybrać wierzchowca zamiast jednego ze slotów ekwipunku. Pamiętaj, że mag nigdy nie może posiadać wierzchowca
-Magowie mogą zamiast ekwipunku wziąć jednego z ochroniarzy (tożsami z rasą). nigdy nie można mieć więcej, niż jednego ochorniarza.

- Magowie muszą podać domenę magii, którą się posługują


Klasy:

Elfy :
-Szlachcic
-Czarny Strażnik
-Egzekutor
-Pani Śmierci
-Asasyn
-Mistrz Miecza
-Mag\Czarodziejka|SpellWaver
-Biały Lew
-Dziki jeździec
-Strażnik Drogi
-Wieczny Strażnik
-Tancerz Bitwy
-Strażnik Feniksa

Skaveny:
-Assassin
-Warlock Engineer
-Wódz
-Kapłan Zarazy

Orkowie:
- Zwykły
- Czarny
- Dziki
- Szaman

Gobliny:
- nocny
- leśny
- szaman

Chaośnicy:
- Wybraniec
- Błogosławiony bohater
- mag
- Maruder

Jaszczuroludzie:
- Strażnik świątynny
- Saurus Starej Krwi
- Skink Kameleon
- szef skinków
- szaman skinków

Ogry:
- Rzeźnik
- Brutal
- Ołowiomiotacz

Ludzie:
- Rycerz Białego Wilka
- Kapłan Sigmara
- Kapłan Morra
- Mag
- Hochlandzki Snajper
- Bretoński paladyn
- Kapitan Najemników\ Kapitan Imperium
- Damsel
- Kislewski Bojar

Zwierzoludzie:
- Wargor
- Centaur
- Minotaur
- Smoczy ogr
- Szaman

Nieumarli
- Wampir
- Tomb King
- Licz
- Nekromanta
- Icon Bearer

Krasnoludy
- Inżynier
- Slayer
- Tan
- Mistrz Run

Heraldzi:

- Khrone'a
- Slaanesh'a
- Tzeentch'a
- Nurgle'a

Pozostałe: wszelkiej maści snotlingi, gnoblary i niziołki mają specjalne miejsce w moim serduszku :)

Bronie:

Brak Broni + Kastety
Pazury bitewne ( tylko Asasyni)
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Włócznia (Oburącz)
Młot
Halabarda Czarnej Straży (Tylko Czarni strażnicy)
Młot białych wilków (Tylko rycerze Białego Wilka)
Podręczna Armata (Tylko ołowiomiotacze)
Draich (Tylko egzekutorzy)
Bronie Wiecznych strażników (Tylko obok wymienieni)
Bronie Tancerzy Wojny (j.w.)
Halabarda Wybrańca chaosu (Tylko wybrańcy)
Hochlandzki Muszkiet (Hochlandzcy snajperzy)
Korbacz
Maczuga
Czoppa ( Orkowie )
Katana Wakizashi
Gwiazda zaranna
Szabla
Glewia
Koncerz (tylko wierzchem)
Miotane toporki (Norsmeni i Krasnoludy)
Oszczepy
Bicz
Bastard (w jednej ręce)
Miecz Dwuręczny
Topór Dwuręczny
Cep Bojowy
Proca (Niziołki)
Kusza pistoletowa (Mroczne elfy i łowcy czarownic)
Plujka (Skink)
Noże do rzucania
Pistolet
Para pistoletów
Miecz Podwójny
Topór Podwójny
Kula Fanatyka (Night Gobliny)
Łuk Krótki
Łuk Długi
Kusza
Kopia (wierzchem)
Kostur (magowie)
Lanca (wierzchem)
Gar z gotującym mlekiem (tylko niziołek w Half-Tank'u)

Zbroje:
-Brak takowej
-Lekka zbroja
-Średnia zbroja
-Ciężka zbroja
-Pełna Zbroja Płytowa (Imperium)
-Zbroja z Ilthimaru (High Elfy)
-Zbroja z Gromrilu (Krasnoludy)
-Zbroja Chaosu (Wojownicy Chaosu)
Tarcza:
-Puklerz (można używać jednocześnie z nim dwóch broni)
-Tarcza Średnia
-Tarcza Ciężka
Hełm:
-Lekki
-Średni
-Ciężki


Wierzchowce (zamiast ekwipunku)

Koń - tylko ludzie
Kuc (tak tak :wink:)- tylko krasnoludy
Rumak Slaanesha - wyznawcy Slaanesha (Wymaga jeździec Slaanesha)
Palanquin - Wyznawcy Zgnilca (Wymaga jeździec Nurgla)
Moloch - Wyznawcy Pana Czaszek (Wymaga jeździec Khorne'a)
Dysk - wyznawcy Tzeentcha ( Wymaga Jeździec Tzeentcha)
Koń elfów - elfy
Zimny - Mroczne elfy i Saurusi Starej Krwi ( Wymaga Szlachcic Naggaroth lub Jeździec Dżungli)
Half tank - Ogry (bez dodatkowych wymagań, Niziołki (Wymaga ekwipunku: Załoga Czołgu i Umiejętności: Czterej Pancerni)
Rydwan - Tomb Prince
Skeletal Steed - nieumarli wszelkiej maści
Dzik - Orkowie (Wymaga Osfajacz dzikóf)
Wilk - jeno gobliny
Pająk - tylko gobliny
Giant Rat - Skaveni
Koń bretoński - Bretonnia
Niedźwiedź - Kislewski Bojar (wymaga Poskramiacz Bestii)

Ochroniarze (magowie zamiast ekwipunku)
Mistrz miecza - Wysokie elfy
Błędny rycerz - Bretonnia
Fechmistrz - ludzie
Szczuroogr - skaveni
Czarny strażnik - mroczne elfy
Wybraniec - magowie chaosu
Czarny Ork - orkowie
Strażnik świątynny - Skink Kapłan
Grobowy strażnik - lisz kapłan
Strażnik cmentarza - wampiry
Tancerz wojny - leśne elfy
Rój snotlingów - gobliny

Ekwipunek:

Ekwipunek:
-Amulet Trzykrotnie Błogosławionej Miedzi
-Pierścień Protekcji
-Święty Oręż
-Bomby Zapalające
-Paraliżująca Toksyna
-Bugman XXXXXXX (krasnoludy)
-Obręcz Szybkości
-Eliksir refleksu
-Eliksir odurzający
-Eliksir mutagenny
-Eliksir zdrowia
-Eliksir siły
-Eliksir precyzji
-Eliksir odporności (tylko nocny goblin)
-Grzybek kapelusznik
-Wiadro podejrzanej, Kislevskiej wódki
-Święta/Nieświęta Ikona
-Korzeń wielkiego dębu ( jeno Asrai i Branchwraithy )
-Lwi płaszcz (jeno high elfy)
-Okular z górskiego szkła (jeno krasnoludy)
-Obsydianowe wykończenie broni
-Wampiryczny Oręż
-Mięso trolla ( jeno gobliny)
-Mistrzowska zbroja
-Mistrzowska broń
-Płaszcz z morskiego smoka (jeno Druchi)
-Księga Tajemnic ( każdy z wyjątkiem Krasnoludów)
-Personalna Księga Krzywd (jeno Krasnoludy)
-Żałobne Ostrze
-Płonąca broń
-Piekielny proch
-Przeklęta broń
-Runiczny Oręż ( jeno Krasnoludy i Norsmeni)
-Stymulant
-Trucizna Jadowa
-Trucizna Czarny lotos
-Trucizna Mantikory
-Usypiacz
-Woda Święcona
-Wyostrzenie broni
-Ząbkowane Ostrze
-Zwój rozproszenia (jednorazowy)
- Załoga czołgu (Tylko niziołki)

Eksperymentalna Broń:
-Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica ( jeno Ludzie)
-Krasnoludzka Niezadowna Strzelba ( jeno Krasnoludy)
-Mini-Miotacz Spaczo-Płomienia ( jeno Skaveni)

Specjalne umiejętności:
-Niekontrolowany Szał
-Onieśmielający
-Wytrawny Demagog
-Wirujący Atak
-Czterej Pancerni (tylko niziołki)
-Błogosławiony przez Panią (jeno Bretończycy)
-Honor i Cnota ( jeno Bretończycy i Kapitanowie Imperium)
-Defensywny Styl Walki
-Ofensywny Styl Walki
-Szaleńczy Styl Walki
-Błogosławiony przez Duchy Lasu ( jeno Asrai i Branchwraith'y)
-Wytrawny Taktyk
-Mistrz Oręża
-Obrońca Pokrzywdzonych
-Szlachcic Naggaroth
-Jeździec Dżungli
-Kensai (jeno Najemnik, pochodzący ze Wschodu)
-Nie jedno widział w swym życiu
-Celne Ciosy
-Mistrz Fechtunku
-Nieprawdopodobne Szczęście
-Tarczownik (wymagana tarcza)
-Wilk Morski
-Sadysta
-Wytrzymały
-Dekapitator
-Błyskawiczny Blok
-Sprawny Kontratak
-Tysiącletnie Wyszkolenie ( jeno Elfy maści wszelakiej i Dawi)
-Fanatyzm
-Wszechwiedzący
-Zguba Demonów
-Skłonności Masochistyczne
-Zguba Śmiertelnych ( jeno Nieumarli)
-Łaska Bogów
-Błyskawiczny Unik
-Niezwykle Silny
-Wytrwały Niczym Góra
-Rasista
-Osfajacz Dzikóf
-Starożytny Władca ( jeno Wampiry i Książęta Grobowców)
-Zabójcza Klątwa ( jeno Książęta Grobowców)
-Dłoń Losu
-Intrygant
-Kontakty z Półświatkiem
-Syn Słońca, Brat Księżyca
-Opętanie
-Łowca Czarownic ( jeno Ludzie)
-Nemesis Nieumarłych ( jeno Ludzie)
-Gladiator
-Niewrażliwy na Ból
-Sokole Oko
-Mistrz Sztuk Czarnoksięskich (tylko magowie)
Jeźdźcy chaosu (tylko Chaośnicy, nie-magowie)
- Jeździec Khorna
- Jeździec Tzeentcha
- Jeździec Slaanesha
- Jeździec Nurgla
Wampirza Linia Krwi(jeno Wampiry):
- Necrarch
- Krwawy Smok
- Lahmia
- Strigoi
- Von Carstein

Mutacje: (zamiast umiejętności specjalnej)
Obrzydliwie Opasły
Śluzowate Ciało
Dodatkowe Kończyny
Dodatkowe Paszcze
Podmieniec
Spaczona Wola
Zwierzęce Kończyny
Trująca Krew
Kryształowe Ciało
Pasożytniczy Bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Głos Zagłady
Ogon
Psychopatyczna Mizantropia
Płomienne Ciało
Potężne Rogi
Macki
Teleportacja
Skrzydła/Lewitacja
Kryształowe Ciało
Bestia o Tysiącach Oczu
Likantropia
Żywiciel Tysiąca Plag
Odurzające Piżmo
Kły Jadowe
Oblicze Demona
Wywrócony na Wierzch
Przerażająca Aparycja
Ognisty Dech
Nienaturalny Refleks
Pożeracz Dusz
Syreni Śpiew
Hipnotyczne Spojrzenie
Spaczenie Bezcielesności

Piętna Chaosu: (w ramach umiejętności specjalnej) :
- Piętno Khorna
- Piętno Nurgla
- Piętno Tzeentcha
- Piętno Slaanesha

Limit miejsc tradycyjnie 16.

Zapisani uczestnicy:
1. Gudrub Sto Rembaków
2. Morgana
3. Robin van Hood
4. Jan Gelt
5. Bertil Szarogrzywy
6. Whark , Pierwszy Tankmeister klanu Skryre
7. Aramis
8. Rich Rozdrabniacz, zwany też Wygnańcem
Ostatnio zmieniony 29 mar 2017, o 19:36 przez Warlock, łącznie zmieniany 9 razy.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Wrzuciłem link do Areny na grupie fb. Sam również nie omieszkam się zapisać :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Słusznie , powinniśmy być otwarci na technologie bardziej zaawansowane niż forum :) ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Przyczepię się. Brakuje kilku istotnych broni- szabli, glewii, koncerza, toporków do rzucania, oszczepów.
Half- tank? Co to? Ogry użwyają mournfangów/rhinoxów.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

[ W starych DoW był Half Tank, czyli mały steam tank sterowany przez niziołków. Już kiedyś pojawił się na mojej arenie (nawet w użyciu i było całkiem śmiesznie :P Bronie dodałem ]
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

minority
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 102

Post autor: minority »

[Można użyć postaci z poprzedniej areny? Bo się jakoś nie miała okazji wykazać ]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[I szlak trafił moje dwie postacie :( Można dodać niedźwiedzia jako wierzchowca dla kislewczyków? Był też kiedyś mini steam tank dla niziołków, czy half tank to to samo i można go im dać?)
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

[pytanko- czy umiejętność Opętanie znaczy,że postać jest opętana czy że może opętywać? Stawiałbym na to 1 ale zostało to napisane w dziwnej formie i nie mam pewności]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[@Warlock: ok, dziękuję za sprostowanie.

Nie, nie było zabawnie. Rozjechał mnie z miejsca :?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

minority pisze:[Można użyć postaci z poprzedniej areny? Bo się jakoś nie miała okazji wykazać ]
Wszyscy uczestnicy poprzedniej areny zginęli w tajemniczym "magicznym kataklizmie", co rozjaśni się później. Chyba że przekonasz mnie historią że wstał jako nieumarły/demon (nie wiem kim była Twoja postać).
Matis pisze:[I szlak trafił moje dwie postacie :( Można dodać niedźwiedzia jako wierzchowca dla kislewczyków? Był też kiedyś mini steam tank dla niziołków, czy half tank to to samo i można go im dać?)
Tak, half tank to mini steam tank. Ostatnio na jakiejś arenie Ogr jeździł na nim okrakiem :D Ale ok, zrobimy też dla niziołków. Ok, dodam Kislewskiego Bojara jako dostępną klasę dla ludzi i Niedźwiedzia jako wierzchowca, będzie potrzebował do tego umiejętności specjalnej.
MikiChol pisze:[pytanko- czy umiejętność Opętanie znaczy,że postać jest opętana czy że może opętywać? Stawiałbym na to 1 ale zostało to napisane w dziwnej formie i nie mam pewności]
Jest opętana :wink:
Byqu pisze:[@Warlock: ok, dziękuję za sprostowanie.
Nie, nie było zabawnie. Rozjechał mnie z miejsca :?]
Jakby Cię rozdeptał Rhinosem z miejsca to było by zabawniej? :roll:
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[..... TAK!
Nie no, spoko. Żartuję. Trudno przez neta pokazać udawany smutek :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Też żartuję :wink:
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Imię: Gudrub Sto Rembaków
klasa: Czarny Ork
Broń: Dwa świeżo naoszczone i wypolerowane, prawie nówka sztuka rembaki
Zbroja: Cienszka Zbroja, Ciężki hełm z rogami i żelazną szczenką, puklerz krasnoludzki ze zdrapanym znakiem cechowym i numerem seryjnym (tesz nówka sztuka!)
Ekwipunek: Mistrzowska broń
Umiejętności specjalne: Mistrz Oręża, Kontakty z Półświatkiem

Historia: (wip)

Popołudnie wschodziło nad pełnymi poszarpanych, ostrych skał rozległymi równinami Mrocznych Ziem niczym wielka, gorejąca kula wyrzucona z jakiejś ogromnej katapulty, malując nawet te posępne, zacienione tereny w długie, spokojne pastelowe barwy.
Szczęk pordzewiałych metali, fetor przepoconych buciorów i klekot zdobytych trofeów znacznie wyprzedzał dwójkę ogromnych orków, maszerujących w znużeniu poprzez granie i stepy. Liczne blizny, poszczerbiona broń pokryta zaschłą krwią a także ciężkie wory na plecach znakowały chopaków wracających z bardzo porządnej bardarchy.
Zmęczeni wielogodzinnym marszem, wkrótce rozbili na obóz, a raczej padli na pyski po czym zaczęli przyrządzać nad ogniem utłuczonego po drodze Szablozęba z grzybami. By zabić czas przed posiłkiem zmusili szare komórki w twardych łbach do pogawędki.
- E! Murbug. - zagadnął ten w spiczastym hełmie z ćwiekami.
- Co? - odparł drugi, opędzając się od bzyczącej muchy.
- Dobra bitka była. Szefu dobry miał plan co by zczacić siem na drodze i napaść te grube ogry, jak bendom wracać ze złotem śmiesznych ludzi z ich ziem.
- Ano. Gupie żarłoki. Woleć zginonć nisz oddać mięso.
Obydwaj milczeli przez chwilę, jakby nie wiedząc jakiż to temat podjąć pod dalsze rozważania. Wśród syku kapiącego w ogień tłuszczu, wyciągnęli swe rębaki i zaczęli je oglądać. Obydwa miały dość poważną szczerbę. Broń Murbuga była właściwie zgięta niemal w pół. Normalka po walkach z ogrami i ich wielgachnymi maczugami.
- Ghrrr... mój rembak być zepsuty.
- Na Gorka. Mój tesz. Co my tera zrobić?
- Przecie nie bendziem siem na samy kułaki bić, bo nas chopaki z bandy obśmiejom jak pójdziemy na pokurczuf.
Ork w hełmie zasępił się i sięgnął po kolejny kawał drewna by dorzucić go do ogniska, zupełnym przypadkiem był to ten wzięty z jakiegoś znaku czy inszej tabliczki, którą zerwali po drodze. Zamrugał czarnymi ślepiami, gdyż dopiero teraz znalazł na nim jakieś ryskunki, znaczki i prymitywne orcze półpismo. Na całe szczęście dla pary zawadiaków, był Big'Unem i zastępcą szefa jednego z mobów, więc był piśmienny o ile można było tak mówić o rozumieniu orkowych gryzmołów.
Na znaku widać było koślawą mapkę oraz rysunek topora wraz z ogłoszeniem:

Rembaki, siekacze i inszy szpej do sprzedania - Gudrub Sto Rembakuf
Najwyższa jakoźdź
Szeroki azordymend
Gwarantowane gładkie ściendzie stu pierwszych łbuf albo zwrot zembuf
Zaprarzam


Big'Un wyszczerzył się i schował znak pod pachę.
- E! Murbug! Jusz wim, co zrobimy!
Wprawdzie do końca nie wiedzieli co zrobią, lecz udali się na chybił-trafił pokrótce zapamiętaną drogą i po kilku dniach błądzenia pod pochmurnym, ołowianym niebem Mrocznych Ziem, wśród labiryntów ostrych skał wulkanicznych trafili do podnóża wielkiego, ośnieżonego szczytu. Tam to wznosiła się ogromna, krzywo sklecona konstrukcja z pobieżnie ociosanych kłód ciemnego drewna oraz onyksowych skał, otoczona częstokołem zaostrzonych palików i płytką fosą z cuchnącą, bulgoczącą wodą podgrzaną pod ziemią na tyle by ugotować dowolnego nieszczęśnika (takiego jak tych, których resztki osadzały się na mętnych brzegach). Wysoko nad przybyłymi, toporna konstrukcja z powiązanych ścięgnami desek utrzymywała niczym szyld ogromniasty, olbrzymi rembak wielkości trolla, który w miejscach gdzie zupełnie nie przerdzewiał odbijał światło słońca jak jego miniaturowa replika, czyniąc budynek widzialny z dość daleka.
Całość konstrukcji była jedynie jednak imponującym wejściem do opuszczonej od wieków kopalni kudłatych pokurczów.
Murbug podrapał się po pobliźnionej gębie i przyjrzał się znakowi wbitemu w czaszkę mantykory tuż przed wejściem.

REMBAKI, ZGNIATACZE, BIJCE I INSZE FAJNE ZABIJACZE A TAKSZE BUYŻDŻONDZE BLACHY - TANIO
NA ŻYCZYNIE KLIENDA MOGOM BYDŹ SZABROWANE BONDŹ NIE


Big'Un wraz poweselał na mordzie.
- No! I potośma tu przyrzli! WAAAAAAGH! EEEEEJ! JEZD TAM KTO?! - wydarł się w ciemność, zielonoskóry.
Jego ryk odbijając się od załomów skalnych pomknął w głąb przepastnych trzewi kopalni, mijając (poza kupami gruzu i rupieci) - istne GÓRY krawędzi tnących, ZŁOŻA kolczastych obuchów, HAŁDY najgrubszych pancerzy w całych feeriach czarnych i jaskrawych szmelcowań. Mnóstwo z zalegających na chodnikach sztuk oręża nosiło zatarte i rozryte orczymi runy krasnoludzkie, bądź złote elementy. Niektóre były wysadzane drogimi klejnotami. Inne wciąż lśniły krawędziami ostrymi jak brzytwy mimo długich lat składowania.
Korytarze kopalni ciągnęły się ku trzewiom ziemi.
Krasnoludy dokopały się głęboko w swej chciwości.
Nie mieli pojęcia co właśnie obudziło się w mrokach głębin...
***

Olbrzymia postać o barach wielkich jak dziki i gorejących, czerwonych ślepiach, poruszyła się na tronie z kamienia i kości, cała zakuta w błyszczące, grube kawały stali, formujące prymitywną, acz wytrzymałą jak mur kurtynowy zbroję noszącą liczne symbole wykrzywionych orczych bogów i złowróżbne kolce długości sztyletów. W skłębionym mroku jego tak ciemnozielona, że prawie czarna skóra, naznaczona setkami blizn z bitew i bójek, twarda niczym drugi pancerz była niemal niewidoczna. Kamyki i mniejsze sztuki broni z pobliskich stosów podskoczyły w rytm dudniących kroków podkutych buciorów kolosa, który podszedł do największego ze stosów i ryknął, dojmująco i przeraźliwie, tak że na powierzchni para orków chwyciła za zdezelowaną broń, niepewni czy nie zbudzili jakiejś mrocznej bestii, która uczyniła tu leże. Poniekąd mogli mieć rację...

Mocarna łapa, zdolna kruszyć kości i zgniatać pośledniejsze zbroje zagłębiła się w stos toporów, labrysów, buław i wekier, gmerając w stosach stali, aż zacisnęła się na szukanym obiekcie. Zakutany w czarne szaty, zaspany nocny goblin został wyrwany z piskiem ze swego leża, zawisłszy dobre dwa metry nad ziemią, tuż przed pobliźnionym czerepem zgrzytającym w milczeniu wielkimi, sękatymi kłami Czarnego Orka. Jeden z jego wystających niczym u dzika zębów był ułamany w połowie i zastąpiony protezą z czarnego żelaza. Goblin zdmuchnął dyndający koniec kaptura z nosa, spoglądając na nikogo innego jak pracodawcę przekrwionymi od przedawkowania sproszkowanych grzybków kapeluszników oczyma.
- SZROOOOOOOOOOOOOOT! - ryknął Czarny Ork - KLIENDZI! DO ROBOTY PENTAKU!
To powiedziawszy, cisnął pomagiera na stos pancerzy i sam wyszedł wyszczerzony przed dwóch klientów, którzy z rozdziawionymi japami stali w jednej z pierwszych komnat, oglądając stosy "asortymentu". Opancerzony gigant zauważył to i pokiwał czerepem z samouznaniem, po czym rozłożył łapy szeroko, jakby chciał objąć szarżującą ławę kawalerii.
- WITAM KLIJENDÓW! JEZDEM GUDRUB STO REMBAKUFF! Najleprzy sprzedaffca broni i blach po tej stronie gór... w sumie po obu stronach, bo co tam czuowieki i pokurcze wiedzom o dobrym rembaku? NIC! - Gudrub machnął łapą - To w czym mogem wam pomódz?
Murbug w dalej nie mógł oderwać ślepi od kilku złożonych w dawnym wózku na urobek toporów z czerni pochłaniającej światło. Były tak ostre, że przelatująca mucha, która chciała usiąść nieopatrznie na ostrzu jednego z nich przecięła się na pół wzdłuż odwłoka.
Jego towarzysz odchrząknął.
- Wyczepista kolegdzja rembakuff Gudrubie... skont ich tyle?
- Tyle? Aaaaa! No było się na paru Waaagh!, parunastu bardarchach to tu to tam, komuź wybiło zemby i kupiło za nie od kogoź innego... no i zebrało siem, ale chopaki z bandy mi je chciały podbieradź! Groty tfu! Tom ich tyż zabił, wzioł rębaki i zostawił Waagh! w pizdu, a żem niegupi tom sklep otworzył! Ja teraz... biznezme... bizmen... ORK HANDLU! Haha! - kiwnął głową na czarne topory - Tamde toporzyzga to zza morza dużego takiego, co to tam żyjom takie jaszczury duże w kanciastych kupach ze złota. NO ALE JA NIE SZAMAN CO BY OPOWIEŹDZI WALIDŹ! Czego wam potrzeba?
- Yyyyyyy.... - zastanowił się Murbug.
- Eeeeeerrr... - dodał jego towarzysz.
- REMBAKUF! Dobrych! - uzgodnili w końcu obaj.
Gudrub pokiwał głową.
- Wszyzdgie moje rębaki som dobre... najleprze! - nikt nie śmiał się nie zgodzić - Wybierzcie jakieź!
Po godzinie szukania, którą gospodarz spędził na polerowaniu kilku masywnych nadziaków z zadziorami jak kły wiwern, para Big'Unów pojawiła się znowu. Jeden dzierżył wspomniany topór o dwóch brodatych ostrzach z obsydianu z kanciastymi runami, zaś drugi ciął powietrze i pajęczyny raz po raz parą świecących się na czerwono ząbkowanych rębaków.
Gudrub obejrzał sobie wybrane przez klientów zabawki.
- DWIEŹDZIE ZEMBUF! - ogłosił. Big'Unom miny zrzedły jak chopakom, których ktoś wykopał z Waagh!
- Ni mom tyle... no nie! - żachnął się pierwszy. Czarny Ork stanął nad nim niczym góra żelaza.
- Nie ma zembuf to nie ma rembakuf! - ogłosił, wyciągając rękę po swój towar.
- Ale ja mam... WAAAAAGH! - ryknął Murbug, atakując swym dwuręcznym toporem plecy Gudruba z kaprawym wyszczerzem.
Segregujący w pobliżu hełmy nocny goblin pisnął i dał nura w stos broni. Szerokie, czarne ostrze było już nad handlarzem broni, gdy ten z parsknięciem irytacji szarpnął za przeguby pierwszego Big'Una zasłaniając się nim przed atakiem topora. Obsydian świsnął, a wartka jucha z odciętej gładko w ramieniu kończyny skropiła sklepienie szybu. Ork padł z wyciem obok swojej łapy, wciąż zaciśniętej mocno na czerwonym rembaku.
- WAAAAGH! ŻADNYCH BURD W SKLEPIE! - ryknął Gudrub, potężnym kopnięciem wyrzucając Murbuga dalej w stronę wyjścia, po czym zaskakująco sprawnie jak na swoje rozmiary i ciężki pancerz dopadł do niego, niczym rozpędzony czołg, wybijając go naramiennikiem poza witrynę jego przybytku, po czym rąbnął na odlew obuchem nadziaka w brzuch przeciwnika. Głośny mlask mięsa nie zdołał ukryć pękających pod impetem nawet grubych, orczych żeber. Murbug parsknął i zaparł się o żwirową glebę, unikając wpadnięcia w bulgoczącą fosę, po czym odwinął się ciosem trzonka w pysk. Czarny Ork splunął krwią po czym cofnął się poza świszczący łuk lśniącej czerni, który poprzecinał grube pyłki kurzawy i grudy wzbitego żwiru. Nie tracąc chwili capnął walającą się w zasięgu chwytu tarczę i użył jej do sparowania kolejnego nazbyt pospiesznego zamachu. Obsydianowe ostrze przecięło jej górny okuty rant, jednak utknęło w zębatej stali ukutej na podobieństwo krzywego, orczego pyska.
- NA GORKA! MOJA TARDŻA! WIZISZ MI TERA JESZCZE SZYŚDZIESIONT ZEMBUF!! - widać strata w dobytku na tyle dodała Gudrubowi animuszu, iż ten szarpnięciem tarczy wyrwał przeciwnikowi nie tylko śmiercionośny oręż, ale też prawie przedramię, po czym machnął znad głowy nadziakiem, roztrzaskując w krwawy mak lewą dłoń Murbuga nim ów zdążył chwycić go nią za gardło. Ten odchylił łeb w tył i zawył z bólu, jednak Czarny Ork nie dał mu czasu na wyrażenie swej słabości i pożałowanie głupoty. Sprawnie obróciwszy w dłoni obuch, wraził zadzior nadziaka z chrzęstem w kark Big'Una i jednym ruchem zerwał mu wykrzywiony czerep.
Sto Rembaków przeżuł krwawą plwocinę i wypluł ją na bezgłowe truchło, po czym wrócił do kopalni by zająć się drugim orkiem.

Towarzysz Murbuga co prawda pozbierał się na nogi, lecz dalej brakowało mu jednej łapy. Ściskany w drugiej rembak wycelował w Gudruba, lecz widząc ponurego mocarza wracającego z czerepem kamrata zaczął się cofać, póki nie wpadł na obwieszony hełmami filar jaskini, sprawiając, że wszystkie szyszaki pospadały z łoskotem.
- CZEKAJ! NA GORKA I MORKA! JA ŻEM NIE CHCIOŁ TU BARDARCHY ROBIDŹ!
- Nabrudziłeź mi w sklepie! Porobiłeź bałagan! Zapłacisz zembami z właznej gemby!
- Nie! Nie! Ja mogem zapłacidź... zapłacidź inaczej..!
Gudrub jak to ork interesu wnet zatrzymał się, skoro rozmowa znów wróciła na tory biznesowe.
- Nom? To słuchem! Ale byle to byo cuś warte bo dołonczyż do tego pendraka jako karma dla dzikuf!
- Nie! ...znaczy tak! Jezd warde! Dużo warde! Dużo, dużo warte! Otóż w kraju ludzików co na blachach noszom takie kolorowe szmaty i na tych... koniach jeżdżom... robiom takom arenem... bardarchem znaczy dla wojownikuf. Dużo dużo dobrych wojownikuf! A każdy wielki wojownik mieć dużo dobrej broni i blach!
Gudrub podrapał się okrwawionym czekanem po czole, odsuwając do tyłu wysoką kitę czarnych kudłów, która w czasie walki opadła mu na oczy. W sumie ork dobrze rozumowau! Dużo wojowników to sporo cennej broni do zabrania i dużo dobrej walki! A pomyśleć jaką klientelę by miał do sprzedawania swoich broni! Toż mógł siem obłowić tak, by mieć za co zbudować całą sieć sklepów z bronią w całych Mrocznych i może nawet Złych Ziemiach! Wraz z chopakami do ich ochrony przed złodziejskimi grotami oczywiździe!
Sto Rembaków złapał Big'Una za skórznię i cisnął nim w kierunku wyjścia.
- Dobra! To bierem. Razem z zembami twojego kumpla to starczy za kupienie jednego rębaka. Drugiego i tak ni mosz czym zuapadź hehe! Tera tylko powiedz gdzie to dokuadnie!
- Ghh... dzienkujem szefie... to jezd koło terenuf bicia Herszta Morgluma Szyjorwija tylko tak bardziej na prawo kilga dni jazdy dzikiem...
- Dobsze! Tera wynocha pentaku zanim policzem za zafajdanie mi podłogi twojom juchom!
Ork nie czekając wybiegł, podpierając się "kupionym" rembakiem i dysząc. Nie przebiegł dwudziestu kroków od wyjścia do sklepu, gdy długi dziryt o ciężkim, dwuzębnym ostrzu z żółtawego metalu przebił jego łeb od tyłu i wylazł gębą, wybijając przy okazji kilka zembów.
Gudrub zaryczał ze śmiechu i skrzyżował ręce w geście starego, orkowego "wała".
- MYŚLAUEŹ ŻE ZWIEJERZ I POWISZ INNYM PENTAKOM O MOICH REMBAKACH CO BY JE ZSZABROWAĆ! NIE TAK ŁATWO WYCFANIACZYDŹ GUDRUBA STO TOPORUF! HA! - czarny ork odwrócił się do goblińskiego pomagiera - No Szrot! Pozprzontaj mi sklep, zbierz zemby i broń, a potem pakuj no co lepsiejszy towar na mój rydwan zaprzengaj dziki! Jedziem w... DELEGACJEM!
Zaraz po tym jak się ściemniło Gudrub zawiesił tabliczkę "WARA - ZAMKNIENTE" i dwa urżnięte czerepy by podkreślić ostrzeżenie, po czym wyruszył rozklekotanym rydwanem załadowanym po brzegi żelastwem w kierunku ziem, zawanych przez ludzi księstwem Quenelles, by ubić interes życia.

Obrazek
Ostatnio zmieniony 16 kwie 2017, o 15:19 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Imię: Morgana
Klasa: Wiedźma Chaosu (mag)
Domena: Cień
Broń: kostur
Zbroja: brak
Ochroniarz: Wybraniec Chaosu (na potrzebę opisu- uzbrojony w halabardę, w pełnej płytówce Chaosu barwy stali, Niepodzielny)
Mutacja: Hipnotyczne wejrzenie
Historia:
Bechafen było jak okręt w czasie sztormu. Fale zalewały jego pokład, miotały nim na boki, lecz ten nieugięcie trzymał się przy życiu, a sztandar dumnie powiewał na wietrze.
Gorthaur Okrutny był tym sztormem. Jego działa kruszyły mury miasta, jego ludzie atakowali z drabin mury, lecz Ostermarczycy odpierali atak za atakiem. Z początku nie był to problem. Grasanci, barbarzyńcy ze śnieżnej północy i ze stepów wschodu mieli zmęczyć przeciwnika swymi traczami i toporami, nie przełamać ich obronę. Liczył też, że ucichną głosy opornych wodzów, gdy ich szeregi stopnieją, a sami polegną. Stało się to jednak za szybko. Wróg miał jeszcze mnóstwo zapasów żywności i prochu, a Gorthaur został zmuszony do rzucenia na mury ciężkozbrojnych wojowników z Pustkowi Chaosu. Liczba poległych rosła, rezerwy cierpliwości lorda Chaosu się wyczerpywały. Obserwował miasto ze wzgórza, które wydawało być się w zasięgu ręki. Tymczasem...
- Panie, kolejny szturm odparty!- pierwej usłyszał niż zobaczył. Kolejny poraniony barbarzyńca, który zgubił swą tarczę, ledwo wspierając się na mieczu. Brodę miał w nieładzie, krwawił z licznych ran. Gorthaur niemal czuł jak życie z niego wypływa.
Zbliżył się doń, z chrzęstem pancernych butów. Choć posłaniec nie był ułomkiem był mikry przy okutym od stóp do głów w czarną stal lordzie. Spod garcznkowego hełmu z długimi rogami błysnęły płomienie gniewu.
- Wielu poległo. Rannych jest jeszcze więcej. Varnir Łowca Skór poległ.
Okuty bucior zderzył się z torsem grasanta. Ten charknął, słychać było trzask łamanych żeber. Barbarzyńca stęknął, na usta wyszła mu spieniona krew.
- Dlaczegoooo...- rzucił z trudem.
- Byłeś dość głupi przekazać wieści osobiście!- warknął lord.
Szybki sztych miecza zakończył jego żywot. To były w istocie złe wieści. Gorthaur pokładał wiele nadziei w Varnirze.
- Kolejny porucznik poległ, panie?- usłyszał za sobą. Palce pancernej rękawicy zacisnęły się mocniej na rękojeści miecza. Miast jednak zadać cios, ostrze schował do pochwy.
- Nie prowokuj mnie, czarnoksiężniku- rzekł z naciskiem Gorthaur, odwracając się. Przy pancernym gigancie mag wydawał się całkiem... ludzki. A przynajmniej mniej nienaturalny. Sam bowiem nosił pancerz Chaosu, nie czarny jednak, lecz granatowy, ze złotymi zdobieniami. Sama zbroja była dużo smuklejsza i opływowa niźli u Gorthaura, nie było na niej tylu kolców i brakowało makabrycznych trofeów ze skalpów pokonanych wodzów. Miast tego, czarnoksiężnik nosił na zbroi biały płaszcz bez rękawów, z wysokim kołnierzem, rozcięty z przodu, o wyszywanych złotogłowiem brzegach. W dłoni trzymał kostur z czarnego drewna, prosty i elegancki, choć o dziwacznie wygiętym zakończeniu, w które oprawiony był rubin. Hełm magika zdobiły dwie pary rogów, zaś na naramienniku widniał złocisty symbol Pana Zmian.
- Nie przyczyniłeś się zbytnio do powodzenia tej bitwy, Amonie- warknął Gorthaur.
- Przeciwnie, mój panie. Arcymag światła, tak dotkliwie rażący, nie żyje. Ostrzał z murów nie zmiótł twoich ludzi od razu, dzięki mojej skromnej pomocy. Płomienie Tzeentcha zajęły jeden ze spichlerzy wroga, niestety, brak znajomości miasta nie pomógł mi w zniszczeniu pozostałych.
- Gdybyś był tak dobry w mieczu jak w słowach, miasto byłoby już nasze!
Amon zaśmiał się cicho.
- Lordzie Gorthaurze, słowa SĄ mym mieczem.
Władca Chaosu warknął głośniej, na znak, że dość ma już drwin. Tylko użyteczność Amona sprawiła, że nie wysłał maga wrzeszczącego do Królestwa Chaosu.
- Skoro jesteśmy w temacie...- rzekł dużo uleglejszym tonem czarnoksiężnik- Kto ma poprowadzić kolejny szturm? Kończą nam się czempioni... Może Svanrog?
Gorthaur odwrócił się nagle. Oczy jego płonęły gniewem.
- Nie chcę słyszeć o tym robaku!
Svanrog nie był wybrańcem. Nie był czempionem. Nie nosił pancerza Chaosu. Nie był nawet de facto wodzem plemienia. A jednak jego popularność rosła. Gdy go spotkał, stał na czele bandy obszarpańców, ledwo trzymających się życia. Ich historia ubawiła go jednak na tyle, iż pozwolił im się przyłączyć do hordy. Z początku był nawet zadowolony. Svanrog i jego towarzysze walczyli jak lwy, rzucając się w największe wiry bitwy, przechylając szalę zwycięstwa w decydującym momencie. Zdobywali szacunek i uznanie, nawet pośród wybrańców. Jednak jego lekkozbrojni szaleńcy ginęli co bitwa, jak należy. On sam pozostawał przy życiu. Lordowi się to nie podobało. Berserker jednak był mu posłuszny i nie na tyle głupi, by rzucić mu wyzwanie.
- Jeśli chcesz się go pozbyć, nie lepiej pozwolić mu na szturm ku prawdopodobnej śmierci?- rzekł mag, jakby czytał mu w myślach.
Taaak, niegłupie. Niech zdechnie, topiąc Południowców w swojej krwi... A jeśli przeżyje, otrzyma honor śmierci od jego ostrza!

***
Spoczynek po nocnych atakach był krótki. Niespokojne kilka godzin starczyło na sen na twardym barłogu, kilka kęsów niedogotowanego mięsa, kilka zamienionych słów. Psia wachta odbyła się bez walk.
Pierwsze promienie słońca obóz powitał raczej leniwie. Wybrańcy stali jak kamienne kolosy jakiegoś bluźnierczego ołtarza. Nie potrzebowali spoczunku, miast tego snuli plany kolejnego dnia rzezi. W innej części obozu jednak plemiona barbarzyńskie budziły się ze snu. Norsmeni, Kurganie i Hungowie siadali do ognisk, by naprędce spożyć być może ostatni posiłek i rozgrzać się przy ogniu po chłodach nocy. Ogniska takich były setki, jeśli nie tysiące. Gdyby jakiś zbłąkany obserwator żywy przebiłby się tutaj, ujrzałby zwyczaje tych ludzi, tak odmienne od ich krwawego dzieła na murach.
Przy ogniu siedziało wielu. Niektórzy jedli, inni zamieniali kilka słów ze sobą, lecz nie za głośno. Jakiś Hung, przysadzisty człek i szerokich barach i pękatym brzuchu wyciągnął morin chuur, instrument ze stepów dalekiego wschodu, gardłowym, nienaturalnym głosem racząc zebranych pieśnią o chwale. (https://www.youtube.com/watch?v=vLwjoi1jduM )
Starszy Norsmen, o siwiejących już włosach pociągnął nosem, przeżuwając kawał twardego mięsa. Ciało jego całe pokryte było bliznami, doskonale widocznymi, jako, że nie nosił okrycia torsu. Zwali go Eiglem Berserkerem, a jego miecz powalił już kilka tuzinów ludzi w walkach o Bechafen. Przełknął przeżuty kęs i odrzucił kości do ognia. Tłuste dłonie wytarł o wiecheć trawy i znów zastygł. Pieśń Hunga opowiadała o wielkich łupach i pięknych brankach. Serce zabiło żywiej u starego wojownika na wspomnienie dawnych dni.
- Kto nas dziś poprowadzi?- rzucił nagle, nie odrywając wzroku od ogniska. Melodia i rozmowy nagle ucichły, a trzask ognia wyszedł na pierwszy plan.
- Kto?!- rzekł głośniej- Nie mam czasu wyczekiwać. Śmierć, z której niegdyś tak jawnie kpiłem, nie chce mnie teraz zabrać, a przewrotni bogowie gotowi zesłać mi haniebny koniec w łożu. Pytam więc! Kto nas poprowadzi?!
- Svanrog!- rzekł ktoś dalej od ogniska.
- Svanrog!- powtórzył ktoś zgoła bliżej.
- Svanrog!- rzucił Hung z instrumentem.
Kolejni powstawali- Aeslingowie, Bjornsonlingowie, Kazagowie, Dolganie, Hungowie, Skaelingowie i inni. Wszyscy powtarzali to samo imię.
Jeden tylko powstał w milczeniu. Był to mąż wysoki, potężny, lecz próżno było szukać na jego ciele tłuszczu. Po węzłach mięśni widać było, że nie piwo i słonina, lecz trud i walka mu towarzyszami. Twarz miał kamienną, skupioną, wzrok przenikliwy, tęczówki krwistoczerwone. Broda nie była długa, starannie zaczesana, barwy ciemnego kasztanu, bez ozdób. Skronie miał wygolone do skóry, zaś włosy na ciemieniu przycięte, coraz dłuższe ku tyłowi, aż tworzyły one krótki warkocz na karku.
Spodnie miał luźne, skrojone na wschodnią modłę. Buty były z miękkiej skóry, sięgające za kostkę, zaś golenie chroniły nagolenniki z czerwonej stali. Z szerokiego pasa zwisały mu taszki chroniące biodra, a bardziej z boku skórzana sakwa i polerowany róg do picia. Tors zdobiła mu wypalona runa Tronu Czaszek. Dłonie miał owinięte paskami skóry, co by rękojeść jego oręża nie ślizgała się przy zalaniu krwią, dalej zaś płatami futra.
Mężczyzna wyszedł na środek kręgu i stanął przy ognisku. Płomienie oświetlały go jasną łuną w szarości poranka. Eigl wyszedł mu naprzeciw.
- Daj nam zwycięstwo- rzekł z naciskiem, wyciągając dłoń- A mnie godny koniec!
Svanrog ścisnął mocniej trzymaną w dłoni barbutę. Jak pozostałe elementy pancerza, była czerwona, ze spiżowymi okuciami, o krótkich rogach skierowanych do przodu.
Obaj berserkerzy ścisnęli sobie przeguby rąk, długo i mocno, patrząc sobie w oczy.
Dziś miał być dobry dzień.

***
A po ciszy znów nastała burza.
Biegli, jakby ścigały ich ogary Khorna. Wokół świszczały bełty i latały kule. Armaty ryczały, wypluwając swoje piekielne pociski. Byli w samym środku tego chaosu, trzymając tarcze wysoko, z imionami bogów na ustach. Kilkanaście kroków obok padła kula armatnia. Zmiotła ona kilku atakujących, grasantów i wybrańców jednakowo. Zbłąkany bełt trafił w umbo tarczy Svanroga, ześlizgując się niegroźnie. Pocisk z muszkietu gwizdnął niebezpiecznie, powalając wojownika tuż obok. Znał jego imię. Kolejny brat z lat jego katorgi poległ. Ilu jeszcze zostało?
Dopadli wreszcie bramy, gdzie leżał ociosany pień drzewa, który służył im za taran. Dokładnie pamiętał pęknięcia w bramie z poprzedniego dnia szturmu. Tuzin sękatych ramion uniosło taran, wybijając o wrota miasta jego basową pieśń. Inni osłaniali ich tarczami przed ciskanymi z góry głazami i bełtami. Kolejny grasant stęknął, gdy pocisk z kuszy przeszył mu gardło. Wojownik bluzgnął krwią z ust i padł, trzepocząc jak ryba wyciągnięta z wody. Zaraz inny zajął jego miejsce przy taranie.
Brama powoli ustępowała. Czuł to, widział kolejne prześwity. Jeszcze kilka ciosów i...
Wtem głaz stuknął o tarczę nad nim, drewno stęknęło i ustąpiło. Mimo hełmu odczuł cios. Nogi same uginały się po nim. Jakimś niemożliwym wysiłkiem pchnął ostatni raz taran do przodu, dodając swoją siłę do siły swych braci. Brama wreszcie stanęła otworem.
Siadł pod łukiem jak szmaciana lalka, z trudem powstrzymując wymioty. Bezczynnie patrzył jak inni wdzierają się przez portal do środka. Topór i tarcza wysunęły mu się z rąk. Świat zwolnił, głosy bitwy docierały jak spod wody. W końcu nie wytrzymał. Zerwał hełm i zwymiotował głośno. Inni mijali go, ignorując zupełnie. Głód mordu i łupów pchał ich do przodu, lecz zatrzymała żelazna krata. Svanrog chciał coś rzec, lecz nie mógł.
Wtem gorący olej trysnął z niewielkich otworów w suficie, zalewając barbarzyńców w portalu. Nieludzki wrzask przebił się przez zgiełk bitwy gdy ponad tuzin ludzi topiło się w wrzącym oleju. On mógł tylko na to bezsilnie patrzeć, jak jego bracia giną potworną, niehonorową šmiercią.
Czyjaś dłoń chwyciła go za ramię. Otrząsnął się z otępienia. Spojrzał przytomniej w górę.
Eigl.
- Wracamy?- rzucił przez zęby pytanie, wściekły, że nie przyszło mu nikogo dziś zabić.
- Wracamy?!- warknął Svanrog, zakładając z powrotem hełm- Ruszamy naprzód bracie!
Stary berserker uśmiechnął się paskudnie. Dopadli krat, wyraźnie bez planu. Stary rzucił pytające spojrzenie na młodszego berserka. Te nie odpowiadając przykucnął, chwytając kratę u podstaw. Stęknął, zaczerwienił się, na mięśnie wystąpiły grube postronki żył. Eigl wiedział, że to bez sensu. Że nawet we dwóch nie dadzą rady dźwignąć tego ciężaru. A jednak bez słowa przyłączył się do wysiłku. Mięśnie bolały z wysiłku, ścięgna napięte były do granic. Usłyszeli kroki za sobą. Kolejne pary ramion szły im z pomocą. Ovgun, krępy Hung, który tego ranka raczył ich pieśnią. Jakiś wybraniec w czarnej zbroi, na którego wołali Czarne Serce. Gładko ogolony Kurganin, którego imienia nie znał. Wszyscy oni połączeni w jednym wspólnym wysiłku. Za jego plecami kolejni, gotów wlać się do miasta jak krwiożercza fala bestii. Krata zgrzytnęła i...
Nareszcie! Jak jeden mąż wyciągnęli w górę ramiona. Svanrog uniósł wzrok i... zamarł.
Spoglądał w czarne otwory luf całego regimentu strzelców. Zaraz za nimi stała równa linia halabardników. Byli raptem dwadzieścia kroków od niego. Nie mogli chybić.
Huknęły strzały, biały dym zasłonił na chwilę walczących. Świat znów zwolnił, niemal widział deszcz kul zmierzający w ich kierunku. Wiedział, że nie zdąży się uchylić, nie zdąży zasłonić się tarczą.
Rtęć chlapnęła na jego nagi tors, drażniąc skórę, lecz nic ponadto. Zdumiał się. Dym po wystrzale wciąż nie opadł, więc przeciwnik pozostał poza jego spojrzeniem, lecz wokół niego leżały trupy jego braci. Wybraniec O Czarnym Sercu rozejrzał się, wyglądał na równie zdezorientowanego co Svanrog. Ten sięgnął po tarczę i topór, chcąc wykorzystać element zaskoczenia. Przeciwnik z pewnością nie spodziewał się, że ktokolwiek przeżył ostrzał. Pierwszy skoczył w biały obłok, siekąc na ślepo. Poczuł, że topór trafia na coś twardego, co zapada się pod stalą. Coś zgrzytnęło o jego tarczę, uderzył więc w tym kierunku. Głownia chyba trafiła na blachę napierśnika, więc uderzył ponownie, tym razem skuteczniej, bo gorąca krew bryzgnęła na jego tors. Uczucie ekscytacji i oczekiwania malało, ustępując krwawej furii. Dym opadał, z każdym ciosem widział coraz wyraźniej swych przeciwników. Widział też, jak do walki dołączają kolejni atakujący. Wzięci z zaskoczenia, obrońcy szybko padli.
- Udało się!- krzyknął rozochocony Eigl stojąc na porąbanych ciałach w żółto-purpurowych mundurach- Miasto stoi przed nami otworem! Svanrog odchylił głowę do tyłu i ryknął. Krwawe żniwo dopiero się rozpoczęło.

***
- Panie! Brama padła! Miasto jest nasze!- zakrzyknął posłaniec nim jeszcze padł na kolana. Gorthaur miast się jednak cieszyć, zacisnął ręce mocniej na rękojeści miecza.
- Oby z wielkimi stratami...- mruknął- Czarnoksiężniku! Gdzie się podziewa ten łajdak?
- Wołałeś mnie... panie?- rzekł spokojnie Amon, wyrastając jak z pod ziemi.
- Gdzie się szwędałeś?! Potrzebuję cię u mojego boku!
- Były sprawy, które nie cierpiały zwłoki, o Gorhtaurze Okrutny- rzekł z fałszywym uniżeniem mag.
- Widzę, żeś osiągnął poziom arcymistrza w wymówkach- warknął lord- Nieważne. Trzymaj się mnie. Pora pokazać plemionom jak walczą prawdziwi ulubieńcy bogów!

***
Płomienie rozprzestrzeniały się szybko. Żar bił od płonących domostw, gdy przedzierali się przez ulice Bechafen. Bruk był śliski od krwi, w powietrzu latały bełty i kule. Horda zalała miasto, zdławiając kolejne punkty oporu. Svanorg biegł na samym czele fali Chaosu, wiecznie nienasycony śmiercią. Jego ciało zbryzgane było krwią, zasłaniając tuzin ran jakie już odniósł. Jego tarcza najeżona była strzałami, wyzierały z niej dziury po kulach. Jego bieg był jak sen człowieka w gorączce. Kolejne trupy padały na bruk, w krwawe błoto rozdeptywane przez setki stóp nacierających. Ginęli odważni, walczący do końca, a także ci tchórzliwi, ścięci w rozpaczliwych próbach ucieczki. Na horyzoncie uderzył grom.
- TCHÓRZLIWE PSY ZAMKNĘŁY SIĘ W WAROWNI!- warknął pijany krwią Eigl.
Jego słowa ledwo docierały do Svanroga, który błędnym spojrzeniem szukał kolejnych przeciwników.
- Nie wszyscy zdołali dotrzeć do górnego zamku przed zatrzaśnięciem bram- odparł tubalnym głosem wybraniec w czarnej zbroi- Imperialni wciąż są w mieście.
- Znajdźmy ich.... ZABIJMY!!!- ryknął berserker.

***
Zrobiło się ciemno. Chmury zakryły nieboskłon, mimo, że do wieczora pozostało kilka godzin. Walki ucichły, przeradzając się raczej w dożynanie próbujących się skryć ludzi. Nie interesowało go jednak mordowanie bezbronnych owiec. Obojętnie mijał rannych wrogów czy przerażone kobiety, dzieci i starców, które sądziły, że są bezpieczne w swych kryjówkach. Szukał wojowników, którzy zapewniliby mu rozrywkę. Nie mógł jednak takowych znaleźć. Widział jak jęczący ranni są dobijani, jak małe dzieci są zrzucane z murów ku akompaniamencie piekielnych śmiechów, jak kobiety są wydzierane ze swych kryjówek i gwałcone na ulicy. Każde dostał to, czego szukał... prócz niego.
Skręcił w boczną uliczkę, szukając tam, gdzie inni się nie zapuszczali. Odgłosy krwawiącego miasta przycichły, choć smród krwi i stęchlizny nie ustał. Przed nim stałą zrujnowana świątynka. Wyglądała na starą. Czerń wyzierała przez wybite witraże, dach przepuszczał ginące światło dnia. Svanrog kopnął butwiejące drzwi i wszedł do środka. Chłód uderzył w jego ciało, zapach kurzu i pleśni drażnił nozdrza. Zaraz poznał, że świątynia byłą zrujnowana na długo przed oblężeniem. Ławy leżały połamane pod ścianami, miejscami piętrzyły się sterty gruzu. A jednak na ołtarzu paliły się dwie świece. Svanrog nie umiał rozpoznać bóstwa, któremu ten przybytek był poświęcony, lecz niewiele go to obchodziło. Pozorna cisza i spokój wydały mu się podejrzane, co zachęciło go do rozejrzenia się. Wyszczerzył się w paskudnym uśmiechu, słysząc nagle stukot pancernych butów.
Zza ołtarza, jak z czarnej kipieli wyłonił się rycerz. Szedł nieśpiesznie, wyprostowany, z pewną gracją. Ciało jego obleczone było w pełną zbroję płytową, misternie wykonaną, bordowej barwy. W półmroku ruin ciężko było dostrzec wzory zdobień pancerza, lecz berserkera nie interesowała sztuka płatnerska. Wreszcie znalazł czego szukał.
- Śmierdzisz- rzekł spokojnie, z wyższością rycerz, jakby niepomny masakry dziejącej się na ulicach.
- Stawaj!- warknął Svanrog.
- Szukasz krwi, rzeźniku?- kontynuował rycerz- Nie dość ci tej już przelanej?
- Słowa nie uratują cię, robaku!
Miecz błysnął w świetle świec.
- Nie szukam ratunku.
Svanrog skoczył ku niemu, uderzając toporem z lewej. Rycerz zbił cios jakby od niechcenia i wyprowadził sztych jako kontrę. Błyskawicznie, bez ostrzeżenia. Ledwo zdążył zasłonić się tarczą. Uderzył jej krawędzią, by wytrącić przeciwnika z równowagi, lecz ten wykonał krok w bok, przepuszczając atak i tnąc przeciwnika po plecach. Svanrog w swym szale nawet tego nie odczuł, choć krew zalała mu plecy. Znów zaatakował, wściekle i zajadle, całą serią. Za każdym razem słyszał szczęk parady rycerskiego miecza. Frustracja rosła w sercu Svanroga, zwłaszcza przez poczucie, jakoby jego przeciwnik nie przykłada wielkiej wagi do ich pojedynku. To wzmogło w nim wściekłość. Tylko dzięki niej wciąż mógł walczyć na pełnych obrotach.
- Źle- zganił go nagle rycerz, wyprowadzając cięcie jako kontrę. Ostrze przeorało mu tors, choć płytko- Walczysz jak młodzik. Zero dyscypliny, bez pomysłu i taktyki.
- Będziesz mi udzielał rad, psie?! RRRRAAAGH!
Uderzył, lecz znów atak obrócił się w niwecz. Tym razem jak hakiem zaczepił toporem o klingę miecza, ściągając ją w dół, wykorzystując zaraz otwarcie do grzmotnięcia tarczą. Jej rant uderzył z głuchym łoskotem w armet przeciwnika. Cios który powinien każdego człeka zwalić z nóg, jedynie zachwiał rycerzem. Svanrog jednak nie zatrzymywał się i nie zastanawiał, jeno uderzył z wielką mocą z góry toporem. Głowania spadła na obojczyk rycerza, ostrze wgryzło się w blachy zbroi, wyginając je. A jednak przeciwnik wciąż stał na nogach.
- Dość zabawy- warknął nieznajomy szermierz.
Pancerną rękawicą grzmotnął Svanroga prosto w hełm. Berserker wstrząsnął głową, ogłuszony. Przed kolejnym ciosem miecza zastawił się odruchowo. Tarcza poszła w drzazgi, siła uderzenia rzuciła go na kolana. Rycerz podszedł i chwycił go za gardło.
- Jesteś jak wściekły pies- warknął mu prosto w twarz, po czym przerzucił przez salę- Pod tym względem przypominasz mi lata młodości. Ach, znów ten sentymentalizm...
Jakąż nieludzką siłą dysponował rycerz, skoro większy barbarzyńca przeleciał przez ołtarz, obalając palące się tam świece. Spróbował wstać, lecz cios głowicą powalił go na powrót. Błysnęło mu przed oczami, potem na chwilę zaniemógł. Charknął krwią, bowiem wszystkie rany jakie już dziś otrzymał poczęły dawać się mu we znaki. Kopniak w żebra przywrócił mu gasnącą świadomość. Poczuł, że jedno z nich mu pęka.
- Kończ... to...- rzucił słabo, próbując unieść ręce. Bezskutecznie.
- Jak już rzekłem, jesteś tylko wściekłym psem- odparł rycerz- A psów się nie zabija. Wbija się im posłuszeństwo do głów!
Kolejny cios. Potem ostry ból w lewej dłoni. Znów cios w głowę. Krew zalewa mu oczy.
Bądź posłuszny. To wbijano mu od najmłodszych lat. Bat i kajdany. Czy nawet teraz, po latach przeszłość dopadała go, by spróbować złamać w nim ducha raz jeszcze?
Znów poczuł, że się unosi nad ziemię. Rzucono nim jak bezwładną kukłą. Po świetle poznał, że przeleciał przez drzwi na zewnątrz.
- Kim.... Czym jesteś?- spytał słabo. W oddali usłyszał dźwięk trąb. Nie przypominał sobie, by którykolwiek z hufców Gorthaura ich używał.
- To koniec- rzekł rycerz- Wielu z was jeszcze o tym nie wie, jak blisko jest wasz koniec. Wasz łup będzie waszą pułapką.
Klęknął nad nim. Obraz był coraz mniej wyraźny. Zdało mu się jednak, że rycerz wącha go.
- Twoja krew śmierdzi- rzekł z niesmakiem- Pewnie smakujesz jak gówno. Ale może coś jeszcze z ciebie będzie...
Śmiech. Gasnący, lecz wciąż przebrzmiewający w uszach. A potem ciemność...

***
Dźwięk trąb przeszył burzowe niebo mocniej od gromu.
- Cóż to?!- warknął Gortharu- Co to ma znaczyć?!
Ziemia zadrżała pod uderzeniami kopyt. Chorągwie Hochlandu, Nordlandu i Stierlandu łopotały na wzmagającym się wietrze. Równe szeregi ciągnęły się na horyzoncie, wznosząc donośną pieśń.

Sigmar erhalte Franz den Kaiser,
Unsern guten Kaiser Franz,
Hoch als Herrscher, hoch als Weiser,
Steht er in des Ruhmes Glanz[i/]

- Twoja opieszałość przyniosła ci zgubę- zakpił za plecami lorda Amon.
Gorthaur nie wierzył własnym oczom. Oto, gdy miasto było już jego, bogowie śmiali mu się w twarz. Ze wzgórza kilkaset kroków dalej odezwały się działa, orząc wielkimi pociskami jego szeregi. Część hordy zwróciła się ku nowemu wrogowi, lecz zaraz padali pod gradem ołowiu muszkieterów w zielono-czerwonych mundurach. Nieco dalej, wprost na tyły hordy spadł młot kawalerii, niosąc śmierć na swych kopiach i pod kopytami ich koni. Wtedy to we władcy Chaosu zrodziło się dawno zduszone, zupełne ludzkie uczucie. Strach.
- Amonie- zawołał- Otwórz szczelinę do Osnowy! Zabierz nas stąd!
Pierścień wojsk Imperium zacieśniał się.
- Nie, nie wydaje mi się- usłyszał w odpowiedzi- Byłeś głupcem, sądząc, że Svanrog jest twoim największym zmartwieniem. Bogowie nie znoszą głupców. Zaś Svanrog.... pozwól, że będzie teraz moim zmartwieniem.
- AMONIEEEE!!!- ryknął, uderzając mieczem w sylwetkę czarnoksiężnika. Nim jednak ostrze zdołało sięgnąć maga, ten zniknął w fioletowo-niebieskim płomieniu, śmiejąc się swemu "władcy" w twarz.
- NIECH CIĘ PSIE! POKAŻE BOGOM JAK...
Nie wiadomo co chciał pokazać bogom Gorthaur zwany Okrutnym, gdyż jego przemowę przerwała kula z rusznicy, zmieniająca jego głowę, mimo hełmu, w krwawą papkę.

***
- Świetny strzał!- książę aż podniósł się w siodle- I to z takiej odległości! Ilu to już heretyckich lordów ustrzeliliście kapitanie?
Strzelec w pięknym, zielono-czerwonym mundurze Hochlandu uśmiechnął się.
- Skromność nie pozwala mi rzec, mości książę- odparł.
- Przestańcie mi pieprzyć Brennenfeld- zaśmiał się Aldebrand Ludendorf, elektor Hochlandu- Za dobrze was znam!
- Prawdę mówiąc- żachnął się Lothar- to już dawno straciłem rachubę...

***
Pierwsze co usłyszał to dudnienie własnego serca. Potem chrząkania, jakieś charkoty i ciche porykiwania. Czuł jak kilka par ramion ciągną go po ziemi. Świeżej, błotnistej ziemi. Pachniało mokrą trawą i lasem. Nie czuł już spalenizny czy mieszaniny juchy i gówna rynsztoków Bechafen. Zdołał otworzyć oczy tylko na chwilę. Nie ujrzał nic, poza ołowianym niebem przezierającym pośród wysokich sosen.
Znów ciemność. Zniknęły zapachy i dźwięki. Znów przeżywał swoje dzieciństwo. Swoją młodość. Swój pierwszy pocałunek. Pierwszy sztylet w serce.
Świadomość powoli powracała do jego umysłu. Poruszył się, lecz przyszło mu to z wielkim trudem. Znów usłyszał głosy. Tym razem prócz pobekiwań i charkotu usłyszał ludzką mowę.
- Ostrożnie... tu. Szyb...
Mimo karcącego tonu, był miły w brzmieniu. Niski, kobiecy głos.
- Po co... pies?! .... celu?!
Huczący, metaliczny. Zdecydowanie męski.
- ... twój interes. A teraz milcz!
Potem nie słyszał już nic.

***
Gdy obudził się, deszcz rozpadał się na dobre. Jego przyjemny szum mieszał się z trzaskiem ognia. Poczuł, że leży na twardym posłaniu, lecz dzięki skórom zarzuconym nań nie doskwierał mu chłód. Otworzył oczy. Wnętrze chaty nie było wielkie, lecz przytulne. Wszędzie wisiały ususzone zioła, liście i kwiaty o wszelakich kształtach i barwach. Na półkach, co mniej typowe, stały księgi, w większości wyglądające na stare. Dalej stało proste łoże, zaraz obok zaś kamienna ława, wyglądająca na zdolną utrzymać wielki ciężar. Po środku izby wesoło buzował ogień, nad którym w kotle bulgotała jakaś nieznana zawartość.
- Obudziłeś się wreszcie- usłyszał. Ten sam głos, niski, przyjemny dla ucha.
Sylwetkę miała raczej delikatną, nienawykłą do dzierżenia miecza. Cerę miała bladą, włosy czarne jak skrzydła kruka, sposób stąpania lekki. Spojrzenie jej było przejmujące, szło utonąć w jej żółtych, kocich oczach. Svanrogowi od tego spojrzenia kręciło się w głowie. Nosiła lekkie szaty intensywnie fioletowej barwy narzucone na barwioną na czarno koszulę bez rękawów, z głęboko wyciętym dekoltem. Trzewiki były dobrze wyprawione, czarne, choć już nieco znoszone i zakurzone. Na szyi nosiła jakieś amulety z agatu, pióra wrony i wilgi, a także niewielką gwiazdę Chaosu. W dłoni dzierżyła kostur, mocno powykrzywiany, z czarnego drewna.
Svanrog chciał unieść się na łokciach, lecz ból i słabość zaraz sprowadziły go na ziemię. Mimowolny syk padł z jego ust.
- Nie wstawaj. Nie wierć się- upomniała go, podchodząc do kotła. Nalała czarę jakiegoś brązowego płynu po czym przyklęknęła przy nim i podsunęła do wypicia. Wywar czuć było mocno anyżem, zapewne dla zabicia aromatu, bowiem był cierpki i smakował paskudnie. Svanrog z trudem powstrzymał wymioty, co przypłacił napadem bólu żeber. Wiedźma pokręciła głową i wróciła do warzenia swych mikstur.
Kilka chwil później pot wstąpił na całe ciało Svanroga. Chciał się odkryć, lecz zorientował się wtedy, że pod posłaniem jest zupełnie nagi. Zaklął, czując jak słabość i zawroty głowy się wzmagają. Położył głowę, wlepiając spojrzenie w sufit.

***
Kolejnego dnia deszcz ustał, lecz chmury ani myślały ustąpić. Z półsnu wyrwał go tupot pancernych buciorów. Drzwi od chaty otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł wybraniec. Mimo poszerzenia wejścia, musiał się przeciskać bokiem i pochylić. Był wielki, zbroję miał barwy stali, z wysokimi rogami. Na piersi nosił wielką gwiazdę Chaosu wykonaną ze spiżu, podobnie jak okucia naramienników i detale kirysu. Z osłon barków wyrastały mu krótkie, szerokie kolce, zaś w dłoniach dzierżył halabardę o szerokim ostrzu.
- Kiedy ruszamy?- rzucił bez zbędnych grzeczności.
Wiedźma uniosła brew i odłożyła czytaną książkę.
- Kiedy nasz gość będzie zdolny do podróży- oznajmiła spokojnie, jakby tłumaczyła coś dziecięciu.
- Czemu zawracasz sobie nim głowę?! Ruszajmy od razu!- odparł wyraźnie zirytowany wybraniec.
- Nie będę ci dziesięć razy powtarzać czemu- żachnęła się, po czym wstała do kotła. Nalała pełną miskę i znów podeszła do rannego.
- Wybacz Imdrothowi maniery. To tak naprawdę bardzo miły osobnik- zaśmiała się.
- Kolejne świństwo- rzekł słabo Svanrog patrząc na wywar.
- Można tak powiedzieć. To brokułowa.
Mimo, że nie była najlepszą kucharką, berserker pochłaniał zupę łapczywie, parząc sobie wargi i gardło. Wybrudził sobie też przy tym brodę.
- Jak ciebie zwą?- spytał, oddając misę- Gdzie jestem? Czemu mi pomagasz?
- Siły ci wracają- odparła, zabierając naczynie i wracając do lektury- Skoroś taki ciekawski.
- Morgana- rzekł wybraniec, siedząc niczym posąg na kamiennej ławie- I lepiej byś traktował ją z szacunkiem, bowiem w przeciwnym razie zaznasz tysiąca cierpień z mych rąk. To ci przysięgam jakem Imdroth Nieugięty.
Svanrog uniósł nieco brew i wzruszył ramionami. Ziewnął potężnie i nic sobie nie robiąc z przeszywających spojrzeń wybrańca, szybko zapadł w kamienny sen.


***
Trzy dni zleciały nim miał siły samemu siąść. Czwartego wstał, choć niepewnie, o kiju. Ku swojemu zadowoleniu, otrzymał on wtedy z powrotem swoje wyprane i załatane odzienie, choć szwy biegły nieco krzywo. Zwrócono mu też jego pancerz. Wyraził wtedy zaskoczenie, że Morgana posłużyła się sprawnie igłą i nicią. Wyśmiała go.
Imdroth dzień spędzał na przeszywaniu go niemiłym spojrzeniem. Stalowy kolos nie jadł ani nie spał, właściwie to się nawet nie ruszał, odzywając się tylko gdy Morgana się doń zwracała. A zwracała się rzadko.
Wyszedł na zewnątrz. Zapach mokrego igliwia orzeźwił go, poznał też, że prócz Imdrotha Morgana miała na swych usługach kilka ungorów. Wykonywały one codzienne obowiązki, jak porąbanie drewna, przyniesienie zwierzyny, leśnych owoców czy nawet warzyw. Te ostatnie były najpewniej rabowane. Svanrog zgadywał, że to one zajmowały się też praniem czy cerowały mu spodnie. Nigdy jednak wiedźma nie wpuszczała ich do chaty.
Budził się czasem w nocy, gdy przy przewracaniu się z boku na bok odzywały się gojące rany. Wtedy zauważył, jak Imdroth wpatruje się w śpiącą na łożu Morganę.
Szybko dochodził do siebie. Kolejnego dnia wiedźma oznajmiła, że rekonwalescencja przebiegła pomyślnie i ruszają już jutro. Spytał dokąd.
- Zobaczysz- odparła po czym uśmiechnęła się tajemniczo. Svanrog miał wrażenie, że Imdroth kipi ze złości w swej zbroi. Wzruszył ramionami, przeżuwając kawał udka z kurczaka.

Ruszyli kolejnego dnia, on, wiedźma, wybraniec i sześciu ungorów. Tych ostatnich Svanrog zupełnie ignorował. Doskwierał mu wciąż ból w lewej nodze, lecz nie tak dotkliwie jak brak oręża. Tarcza jego została zniszczona w Bechafen, topór utracił. Pozostał mu jedynie jego kindżał, który tkwił za pasem. Szczęśliwie, zachował też swój róg do picia. Po krótkim namyśle stwierdził, że łatwiej uzupełni utratę broni niźli potencjalną utratę rogu.

***
Dni mijały jeden po drugim, podobne do siebie. Svanrog, który pokochał walkę całym sercem, zwyczajnie się nudził. Dla zabicia czasu rozmyślał o swych towarzyszach podróży i ich motywacji. Oczywiście nie brał pod uwagę ungorów. Wtedy zdawał sobie sprawę, że ma wiele pytań bez odpowiedzi.
Czemu Morgana się nim zajęła? Czemu wybraniec słucha się zwykłej wiedźmy z lasu? Czy ona nie sugerowała czasem, że to nie jej decyzja z niesieniem pomocy rannemu?
Pytania bez odpowiedzi. Czas pokaże. Oby przyszłość obfitowała w odpowiedzi.... i dużo walki.


Portrety do historii:
Morgana
Obrazek

Imdroth Nieugięty:
Obrazek

Svanrog:
Obrazek
Ostatnio zmieniony 10 kwie 2017, o 00:32 przez Byqu, łącznie zmieniany 5 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Imię: Robin van Hood
Klasa: Kapitan Najemników
Broń: Łuk długi, krótki miecz
Zbroja: Lekka + hełm lekki
Ekwipunek: Obręcz szybkości, eliksir refleksu
Umiejętność specjalna: Błyskawiczny Unik, Sokole Oko
Histotia: Koła zadbanej, szlacheckiej karocy miarowo podskakiwały na nierównościach leśnej drogi, raz po raz wzbijając w powietrze tumany pyłu i piachu. Słońce z rzadka przebijało się przez baldachim liści, sprawiając że gęstwina po obu stronach traktu stawała się jeszcze mroczniejsza i bardziej tajemnicza.
Zmęczony woźnica w wytartym kubraku bacznie obserwował ścieżkę przed sobą, natomiast dwoje strażników jadących obok wozu, pogrążonych było w intensywnej rozmowie na temat urody tutejszych panien.
- Panowie wojacy – odezwał się wreszcie zbulwersowany służący – wzięli by się Panowie za stróżowanie, a nie tylko dziewki w głowie!
- Ależ spokojnie – odpowiedział mu starszy, wąsaty strażnik i poprawił się w siodle – to spokojna okolica, wolna od tych przeklętych kozłów i długouchych.
- Właśnie, nie ma się czego bać – do rozmowy włączył się młodszy, pryszczaty wojak – Co tydzień jeżdżę tędy do bordelu, nawet nocą, a jak widać nic mnie jeszcze nie pożarło.
- Skoro Panowie tak mówią… to chyba faktycznie tak jest – wyraźnie odprężony woźnica opadł na obite siedzisko. Chwilę później jego krtań przebiła wypuszczona z łuku strzała. Zacharczał, splunął krwią i w konwulsjach opadł pod koła karocy, która zatrzymała się nieśpiesznie.
- Co jest kurwa?! - zaskoczony wąsacz zdążył tylko dobyć halabardy nim bełt z kuszy przeszedł przez jego napierśnik i pozbawił go życia. Niewiele dłużej wytrzymał pryszczaty. Jego strzała trafiła między oczy, zagłębiając się z nieprzyjemnym mlaśnięciem.
Gdy ziemia wokół powozu stała się ciemno czerwona, zza gęstwiny splątanych drzew i krzewów wychynęła trójka sprawców zdarzenia. Wysoki, przystojny mężczyzna w zadbanej przeszywanicy i zielonym kapeluszem z piórem na głowie oraz długim, jesionowym łukiem w dłoni. Obok niego niemrawo stąpała dwójka krasnoludów w bliźniaczo podobnych strojach i kuszach przewieszonych przez ramiona. Człowiek delikatnie przestąpił nad truchłem strażnika, tak by nie pobrudzić swych butów, stanął przed drzwiami karocy i delikatnie zapukał.
- Odejdźcie Panie! – Z wnętrza wydobył się delikatny kobiecy głos – Mój ojciec ma potężnych znajomych. Dopadną was i powieszą!
- Ależ droga Pani – Mężczyzna zdobył się na najdelikatniejszy głos jaki było go stać – proszę się nas nie lękac. Jesteśmy w służbie lokalnego barona i ledwo co udało nam się odpędzić te potwory, które śmiały was zaatakować. – Kłamstwa szły mu nad wyraz gładko – Niestety twych towarzyszy nie potrafiliśmy uratowac.
Po chwili niezręcznej ciszy dało się słyszeć stukanie klucza w zamku. Drzwiczki lekko się uchyliły po czym wysunęła się z nich piękna, młoda kobieta. Jej długie, blond włosy opadały kaskadami na odkryte ramiona. Biała, pergaminowa skóra okryta była długą, pełną falbanek suknią. Widząc mężczyznę o delikatnej twarzy z idealnie przyciętą brodą, uśmiechnęła się. Delikatnie zeskoczyła na ziemię i od razu poczuła silną męską dłoń szarpiącą ją za włosy. W przerażeniu upadła na ziemię nie rozumiejąc co się dzieje.
- Ładniutka jest – zarechotał jeden z krasnoludów
- Wiesz, że nie po to tu jesteśmy Zyvik – człowiek obdarzył brodacza wymownym spojrzeniem – Jedyne czego od Pani oczekujemy to wszelkich kosztowności jakie ma Pani przy sobie.
- Ale ja nic nie mam – wyjęczała przez łzy kobieta – Jechałam … jechałam tylko do mego ojca. Pojechał na… na ten chory turniej, Arenę Śmierci, i przysłał mi list bym… bym jak najszybciej do niego dołączyła
- Hej, hej powoli… wspominałaś o Arenie Śmierci, więc wiesz gdzie się odbywa - Ale Robin jak to się ma do… - Drugi z krasnoludów oderwał się od zdzierania pierścienia z palca woźnicy.
- Zamknij się Barik! O czym to ja… a tak, zapewne wiesz gdzie się to odbywa i dla własnego dobra podzielisz się z nami tą wiedzą – na twarz mężczyzny wypełzł paskudny uśmiech.
- Oczy… oczywiście, że się podzielę, nawet mam gdzieś tutaj mapę – kobieta w panice zaczęłą przeszukiwac wszelkie zakamraki swej drogiej sukni – Mam! O tu jest wszystko zaznaczone!
- Dziękuję ci bardzo Moja Droga – Robin sprawnie wyrwał kawałek papieru z rąk roztrzęsionej kobiety – Panowie zbieramy się!!
- A co ze mną!? – Szlachcianka zerwała się na równe nogi
- Ahhh, no tak jeszcze ty – łuk błyskawicznie pojawił się w ręce bandziora. Strzała zafurkotała i z mlaśnięciem zagłębiła się w grdyce kobiety.
Ostatnio zmieniony 16 kwie 2017, o 23:51 przez Stabilo, łącznie zmieniany 3 razy.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Szczwaniak
Chuck Norris
Posty: 435
Lokalizacja: Legion Kraków

Post autor: Szczwaniak »

[Zamieszczam historię, przy okazji zmieniam troszkę opis postaci :D (dzięki za zauważenie) ]

Imię: Jan Gelt
Klasa: kapłan Morra
Broń: sztylet, para pistoletów
Zbroja: brak
Ekwipunek: woda święcona, święta ikona
Umiejętności specjalne: nieprawdopodobne szczęście, wszechwiedzący

Klęczał w jednej z ostatnich ław bocznej nawy świątyni. Od blisko trzech godzin zmagał się z samym sobą, żarliwie modląc. Szukał odpowiedzi na dręczące go pytania i wskazówek co do swojej przyszłości. Odkąd pamiętał szukał pomocy u bogów nie u ludzi, zbytnio zrażała go ich skłonność do popełniania błędów. Kolejny raz z ufnością spojrzał na polichromowany posążek kruka zdobiący jeden z filarów. Ileż to już razy to mądre zwierzę pomagało mu w chwilach rozterek. Wiedział, że musi gruntownie wszystko przemyśleć, tym razem nie mógł sobie pozwolić na najmniejszy choćby błąd. Oczywiście postawili go pod ścianą, ale wiedział także, że ponosi konsekwencje wyboru sprzed laty. Czasem tylko żałował, że po śmierci rodziców zdecydował udać się do jednej z kolegiat ukochanego od dziecka bóstwa. Przemierzywszy samotnie całe połacie Imperium, będąc jeszcze młodym mężczyzną wstąpił do znajdującego się w Altdorfie zakonu Boga snów i śmierci. Oddał się na służby jednemu bóstwu, które nigdy go nie przerażało, lecz zawsze napełniało spokojem i dodawało otuchy w chwilach trwogi. Wiedział, że gdyby nie Morr, nie byłby tym kim jest teraz. Dzięki przymierzu z nim uwierzył na nowo w siebie i nauczył ponownie pokory. To przecież Morr, w ogromie swojej łaski zachował go od śmierci wraz z rodzicami, i to On obdarzył go wszystkimi zdolnościami.
Jeszcze raz zwrócił nabrzmiałe od półcienia oczy w kierunku filaru. Pewność przychodziła powoli. Wsłuchany w idealną ciszę panującą w świątyni snów, zamknął oczy. Łaska uderzyła subtelnie, jak lekki podmuch wiatru kojąc jego zmęczoną od duchowych zmagań duszę. Z uśmiechem na twarzy wstał, skłonił głowę w kierunku światła księżyca wpadającego przez zamykającą świątynię kopułę. Zdecydowanym krokiem wyszedł na spowite w mroku nocy miasto. Miał przed sobą długą drogę. Musiał zdobyć jeszcze jeden przedmiot i potwierdzić przełożonym swoją gotowość do drogi. Nie bał się śmierci, choć również jej nie pragnął. Chciał tylko dobrze służyć swojemu Bogu. Szczelniej otulił się kruczoczarnym habitem i zwrócił się w kierunku ogrodów. Był gotowy, arena śmierci czekała na niego.
Ostatnio zmieniony 29 mar 2017, o 14:53 przez Szczwaniak, łącznie zmieniany 1 raz.
Kiedyś cierpieliśmy z powodu plag społecznych, dziś cierpimy z powodu lekarstw na nie. - Friedrich August von Hayek

Awatar użytkownika
Warlock
Chuck Norris
Posty: 426
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Warlock »

Przypominam, że ludzie mają 2 ekwipunki i 2 umiejętności specjalne :wink:
Warlock pisze:-Skinki, Skaveński Wódz, Gnoblar Choncho, Niziołki, Ludzie maści wszelakiej, Dzierżyciel Ikony, Gobliny, Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną oraz bonusowy Ekwipunek
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix

"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein

"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt

Awatar użytkownika
Gror
Wałkarz
Posty: 73

Post autor: Gror »

Nidberg było wioską oddaloną od Middenheim o pięć dni drogi. Dość, by chłopom chciało jechać się do miasta na targi oraz, by mieszczuchom nie chciało się przyjeżdżać bez wyraźnego powodu. Diego miał powód i przyjechał tutaj w rekordowym czasie.
Zbliżało się południe, ludzie już dawno załatwili swe poranne sprawunki, zaś do tych popołudniowych zostało dość czasu, by usiąść sobie gdzieś, gdzie można było odpocząć, samemu lub w towarzystwie. W całej wsi można było znaleźć zarówno liczne chaty i zagrody jak i niektórych budynków użytkowych, takich jak pracownia kowala lub gospoda, do której skierował swe kroki.
Wewnątrz budynku siedziało kilkunastu chłopów, popijających piwo z topornych kufli, zaś między nimi przemykała zgrabna kelnereczka. Znalazło się też miejsce na mały kontuar, obok którego co jakiś czas otwierały się drzwi pożerając i wypluwając kelnerkę z tacą z jedzeniem lub bez. Diego stanął na jednym z pustych stolików i klasnął w dłonie, aby zwrócić uwagę gości. Oczy wszystkich obecnych spoczęły na ubranym w ciemny strój podróżny niziołku z torbą na listy przewieszoną przez ramię, nawet gospodyni wychynęła z kuchni przez drzwi.
-Dobrzy ludzie, przebyłem długą drogę z Middenheim, aby dostarczyć list do czcigodnego Bertila Szarogrzywego! - Diego nie zwrócił uwagi na fakt, że wszyscy stracili zainteresowanie jego osobą już przy "ludzie", jednak padło kilka gniewnych pomruków przy imieniu adresata. - Czy ktokolwiek mógłby wskazać mi miejsce jego pobytu?
Kilku gości zerknęło na niego spode łba, jeden nawet sięgnął po schowany w bucie nóż. Do stolika, na którym stał niziołek przysiadł wielki, siwy mięśniak. Za nim pojawiła się gospodyni.
-Co ty mi tu za tańce odstawiasz, karzełku - uderzyła Diego szmatą po nogach.
-Ależ dobra pani! - szczerze się oburzył. - Jestem gońcem i moim obowiązkiem...
-Trzeźwy a tańcuje - przerwała mu gruba kobieta. - Zamów co, dla spokojności duszy.
-Proszę mi wierzyć, iż chętnie bym tak uczynił, lecz...
-Kasza ze smażoną kiełbasą i kufel piwa dla karzełka - wtrącił siwy.
Diego zrozumiał, że to jedyny sposób, aby zachować wszystkie zęby, więc usiadł spokojnie i zaczekał na swój mimowolny posiłek, który okazał się darem od losu, ze względu na dużą porcję i jego niemal pusty żołądek.
-Napytasz sobie biedy, jak tak będziesz wypytywał o Szarogrzywego - stwierdził wielkolud.
-Jakże to? - spytał między jednym a drugim kęsem. - Czy nie był on bohaterem? Białym Wilkiem?
-Był. Dobrze powiedziane, był.
-Czyżby umarł? - w niziołczych oczach zagościł lęk.
-Dycha wciąż - uspokoił go siwy, popijając z kufla. - Ale nie dla świata.
-Obawiam się, że nie rozumiem.
-Boś karzeł, więc masz mniejszy mózg.
-Wyborny dowcip, aż pękam ze śmiechu.
-Powiedz czego od niego chcesz. Znam go dość dobrze, może nawet zdradzę ci, gdzie go znajdziesz.
-Dobrze więc - Diego sięgnął do torby.
Wyciągnął z niej zwinięty list, okraszony trzema pieczęciami: arcykapłana Ulryka, mistrza zakonu Białych Wilków oraz prywatną, kupiecką.
-Zapewne jest pan niepiśmienny? - spytał niziołek, lecz ten wyciągnął swoją wielką dłoń.
-Zdziwiłbyś się.
-Więc nie mogę oddać panu tego listu. Jako goniec mam obowiązek...
Ręka siwego wystrzeliła, jak kula z muszkietu, zgarniając włosy Diego.
-Więc gadaj! Na wsi mamy swoje obyczaje oraz swoje sposoby na nieproszonych gości z wielkiego miasta.
Przerażony karzeł momentalnie spokorniał. Siwy, widząc to, puścił jego kudły i opróżnił kufel jednym haustem.
-Czcigodny Bertilu, zostałeś wezwany do uczestnictwa w Arenie Śmierci.
-Nie - głos Szarogrzywego zabrzmiał jak ryk wewnątrz góry, złowrogo i pełny mocy. - Jak się domyśliłeś?
-Z całym szacunkiem, siwe włosy, piśmienność, wyćwiczone ciało, tylko głupi by nie zauważył.
-Jasne... Nie.
-Czy mogę spytać o powody?
-Odsłużyłem już swoje.
-Obawiam się, że nie rozumiem - Diego starał się pociągnąć go za język.
Bertil wziął głęboki wdech i wstał. Wykonał zapraszający gest i ruszył do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Niziołek ruszył za nim, po uregulowaniu rachunku. Po chwili doszli do małej chaty na skraju wsi. Składała się z dwóch pomieszczeń, większego "salonu", będącego jednocześnie sypialnią, jadalnią i prowizoryczną łazienką oraz mniejszej komórki, zamkniętej na trzy spusty. Kiedy Diego wszedł do środka, potężna dłoń zacisnęła się na wąskim karku i wleciał w przeciwległą ścianę.
Iluzja opadła momentalnie i zamiast niziołka na podłogę opadł wysoki i wychudzony magister Kolegium Cienia. Obudził się chwilę później związany, z nożem przyciśniętym do gardła.
-Mów - powiedział Bertil, rzucając gromy z oczu.
-Jak się domyśliłeś? - spytał czarodziej po chwili, kiedy zorientował się, że jego dłonie są kompletnie unieruchomione.
-To czuć - odparł. - Mów.
-Areny stają coraz bardziej niebezpieczne. Nie dla zawodników, ale dla świata. Eksplozja Czarnej Arki rozdarła rzeczywistość, ostatnia nawet się nie zaczęła, a nastał tajemniczy magiczny kataklizm. Potrzebujemy kogoś, kto nie da się tak łatwo pokonać, kto pomoże nam...
-"Nam", czyli komu?
-Kolegium Cienia - mag uznał, że szczerość w rozmowie z honorowym człowiekiem da mu jakiekolwiek szanse. - Jednak świątynia Ulryka ma podobne stanowisko. Kolegium wtrąciło się później, kiedy wszystko już ustalono.
-Pieczęć kupiecka?
-Fałszywa. Myślałem, że łatwiej ci będzie przyjąć zlecenie najemnicze.
-Znasz moją historię?
-Tak.
-I pomyślałeś, że możesz mnie kupić? Jak jakiegoś psa?! Jestem Białym Wilkiem! - ręka Bertila nawet nie zadrżała, mimo kotłującej się w nim złości.
-Więc odpowiedz na wezwanie Ulryka!
Potężny cios w skroń ponownie pozbawił maga przytomności, zaś Szarogrzywy usiadł na krześle, bijąc się z myślami.
Mimowolnie zanurzył się we wspomnieniach. Wróciły do niego chwile, kiedy wstąpił do Białych Wilków, odziany w skórę zabitego przez siebie wilka, kiedy ruszał w świat, by walczyć z Chaosem, kiedy złapał trop potężnej sekty i ruszył w pościg wraz z braćmi miecza, kiedy wędrowali przez Księstwa Graniczne, palące piaski Arabii i przerażające tereny Królów Grobowców. Z całej wyprawy wrócił sam, okaleczony na umyśle, wiele lat później. Jedynie wiara pozwoliła mu zachować resztki rozumu.
Jednak właśnie te bolesne wspomnienia przypomniały mu, za co walczył, co nim kierowało przez całe życie i jak tchórzliwie postąpił, zaszywając się w tej wiosce.
Mag cienia obudził się rozwiązany na posłaniu. Bertil klęczał w komórce obok, przed swoją zbroją i wielkim młotem, zadbanymi do tego stopnia, iż wyglądały jak świeżo wyjęte spod ręki płatnerza.
-Ruszymy jutro - rzucił Szarogrzywy pewnym tonem, nawet się nie odwracając. - Cokolwiek masz tam zrobić, nie mieszaj się w moje walki, bo uznam cię za wroga, zrozumiałeś?
-Tak...
-Jak mam cię nazywać?
-Zostańmy przy Diego.

Imię: Bertil Szarogrzywy
Klasa: Rycerz Białego Wilka
Broń: Młot Białego Wilka + Puklerz
Zbroja: Pełna Płyta + Hełm Ciężki
Ekwipunek: Błogosławiona Broń, Mistrzowska Zbroja
Umiejętności: Zguba Demonów, Nemesis Nieumarłych
Ostatnio zmieniony 9 kwie 2017, o 09:12 przez Gror, łącznie zmieniany 3 razy.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.

Szczawniak
Plankton
Posty: 1

Post autor: Szczawniak »

Przepraszam że dodaję nowy post, ale nie mam jak wyedytować poprzedniego. Zamieszczam historię, przy okazji zmieniam troszkę opis postaci :D (dzięki za zauważenie). Poprzedni więc jest w sumie nieaktualny

Imię: Jan Gelt
Klasa: kapłan Morra
Broń: sztylet, para pistoletów
Zbroja: brak
Ekwipunek: woda święcona, święta ikona
Umiejętności specjalne: nieprawdopodobne szczęście, wszechwiedzący

Klęczał w jednej z ostatnich ław bocznej nawy świątyni. Od blisko trzech godzin zmagał się z samym sobą, żarliwie modląc. Szukał odpowiedzi na dręczące go pytania i wskazówek co do swojej przyszłości. Odkąd pamiętał szukał pomocy u bogów nie u ludzi, zbytnio zrażała go ich skłonność do popełniania błędów. Kolejny raz z ufnością spojrzał na polichromowany posążek kruka zdobiący jeden z filarów. Ileż to już razy to mądre zwierzę pomagało mu w chwilach rozterek. Wiedział, że musi gruntownie wszystko przemyśleć, tym razem nie mógł sobie pozwolić na najmniejszy choćby błąd. Oczywiście postawili go pod ścianą, ale wiedział także, że ponosi konsekwencje wyboru sprzed laty. Czasem tylko żałował, że po śmierci rodziców zdecydował udać się do jednej z kolegiat ukochanego od dziecka bóstwa. Przemierzywszy samotnie całe połacie Imperium, będąc jeszcze młodym mężczyzną wstąpił do znajdującego się w Altdorfie zakonu Boga snów i śmierci. Oddał się na służby jednemu bóstwu, które nigdy go nie przerażało, lecz zawsze napełniało spokojem i dodawało otuchy w chwilach trwogi. Wiedział, że gdyby nie Morr, nie byłby tym kim jest teraz. Dzięki przymierzu z nim uwierzył na nowo w siebie i nauczył ponownie pokory. To przecież Morr, w ogromie swojej łaski zachował go od śmierci wraz z rodzicami, i to On obdarzył go wszystkimi zdolnościami.
Jeszcze raz zwrócił nabrzmiałe od półcienia oczy w kierunku filaru. Pewność przychodziła powoli. Wsłuchany w idealną ciszę panującą w świątyni snów, zamknął oczy. Łaska uderzyła subtelnie, jak lekki podmuch wiatru kojąc jego zmęczoną od duchowych zmagań duszę. Z uśmiechem na twarzy wstał, skłonił głowę w kierunku światła księżyca wpadającego przez zamykającą świątynię kopułę. Zdecydowanym krokiem wyszedł na spowite w mroku nocy miasto. Miał przed sobą długą drogę. Musiał zdobyć jeszcze jeden przedmiot i potwierdzić przełożonym swoją gotowość do drogi. Nie bał się śmierci, choć również jej nie pragnął. Chciał tylko dobrze służyć swojemu Bogu. Szczelniej otulił się kruczoczarnym habitem i zwrócił się w kierunku ogrodów. Był gotowy, arena śmierci czekała na niego.

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Wigilia święta Magnusa była możliwie najbardziej parszywym dniem na bitwę. Nie dość że w powinno się wtedy przygotowywać się do parad i defliad , po kryjomu otwierać przygotowane na tą okazję trunki , to jeszcze deszczowy i mglisty dzień żołnierze spędzili by w karczmach. A nie w otoczonym niskim murkiem gospodarstwie , na poddaszu młyn , czy w małym lesie nieopodal. Dlatego też Ünger Hotzflitz , starszy leutnant IV kompani strzelców , nordlandzkiego regimentu z Litzen , dosłownie zdzierał sobie głos , poganiając podwładnych do szybszego nabicia muszkietów.
- Szybciej to kurwy nędzy ! Gówniaki będą tu lada moment , a wy spieszycie się jak dziwka do spowiedzi !
Czyli wcale do cholery ! - rozpryskując kałuże błota wysokimi butami , krzyczał i niemal pluł na nerwowo ubijających ładunki żołnierzy. Zrugał jeszcze ociągającego się ochotnika z Ostlandu , który dołączył się do nich na granicy , i widocznie lepiej radził sobie z włócznią niż z bronią palną.
- Cholerne wsioki , tym to do pługa prędzej , nie do woja. ... - mruknął. Próbował wytężyć wzrok , i dostrzec niewątpliwie zbliżający się hufiec zielonoskórych. Gdy poczuł krople deszczu , uderzające o stalowy naramiennik , i ściekające po jego jedynym orderze , zaklął siarczyście. Krzywiąc się , rozpiął pasek kapalinu , nic nie wskazywało na to że Orkowie nadchodzą. W tym właśnie momencie myśliwy wysłany na dach jednej z chat , zaczął machać do oficera. Ten poczuł żółć w gardle. Podbiegł szybko do stojących przy murku muszkieterów , i krzyknął.
- No dziewczęta koniec zabawy , w szeregu scheisse ! - wrzasnął. Pierwsi orkowie wybiegali z porannej mgły. Machając prymitywnymi brońmi , i rycząc niczym zwierzęta od razu , bez jakiejkolwiek organizacji przystąpili do szarży.

- Forkiety , na Ulryka ! Dawać , dawać ! - dźwięk kładzionych lub opieranych o mur muszkietów dodawał Üngerowi otuchy. Napastnicy atakowali szeroką formacją , a raczej tłumem. Oficer widział ich żadne krwi pyski , i splunął. Cała dwudziestka strzelców , wzięła na cel szpice ataku , największych i najbardziej zażartych orków. Offizer podniósł rękę. Zielona masa osiągnęła prędkość , z którą nic ich nie zatrzyma.
- REGIMENT ... - Patrzył się na największego Zgnijcie bestie . - pomyślał.
- CEL ... PAL ! - Ogłuszająca kanonada uderzyła w jego bębenki pełną siłą. Szary dym przysłonił mu widok na szarżujących wrogów , ale domyślał się skutków salwy. Nie musiał krzyczeć komendy , gdy strzelcy stojący z tyłu oddali salwę. Sam oddał strzał ze swojego bandoletu , a następnie natychmiast wykrzyczał komendę do odwrotu . Jego ludzie pośpiesznie wchodzili jeden za drugim wchodzili do młynu , z którego okien zaczęli prowadzić ostrzał. Wszystko zgodnie z planem . W końcu był w stanie zobaczyć straty zadane bandzie. Trafieni leżeli na sobie , ze podziurawionymi tarczami czy prymitywnymi pancerzami. Kilka uderzeń serca później zieloni pokonali uprzednio zbudowane barykady , i wbiegli pomiędzy domy. Nagle dały się słyszeć strzały strzały , odgłos kopyt i okrzyki. Orkowie stojący na lewej flance , padli martwi , a zanim ich kamraci zdążyli jakkolwiek zaaragować, wbił się w ich klin złożony z ochotniczej kompani rajtarów hrabiego Von Kikholma . To także nie było zaskoczeniem dla co po niektórych. Rajtarzy , klnąc i machając ozdobnymi rapierami kłuli , cieli i tratowali ściśniętych orków. Ich błyszczące kirysy i szyszaki kontrastowały z brudnymi , fatalnie wykonanymi pancerzami ich adwersaży. Ci długo nie utrzymali pozycji , wprawdzie kilku kawalerzystów zwaliło się z konia uderzonych rembakiem czy włócznią , ale to ich towarzysze gonili uciekająych dzikusów. Dopóki nie pojawiło się To ... Ünger upuścił pistolet z którego mierzył do biegnącego jak najdalej od walki chopaka.
- Co to tu robi ... ? - wyszeptał upuszczając broń. - Jak ? Czołg , tutaj ... - patrzył się szeroka otwartmi oczami na monstrum złożone z brudnej , lekko brązowej stali , z otworów której wylatywała ciemnoszara para. Pognieciona , wyglądająca na podziurwioną ciosami wieżyczka obróciła się w stronę orków. Chuj z tym co to dziwadło z Nuln tu robi , teraz ich rozpieprzy.- pomyślał. Z wnętrza dało się słyszeć głosy , i jakiś hałas. Rajtarzy również wstrzymali konie , i nie mniej zdziwiony niż on , czekali na salwe z działa , które właśnie wysuneło się z kopuły , na szczycie pojazdu. Wtem zaskrzypiała stal i otworzył się właz. Gdy nordlandczycy zorentowali się kto dowodzi człogiem , było już za późno. Szczurowata kreatora , w śpiczastym kapeluszu krzyknęła cieńsko.
Wystrzał. A następnie kwik ginących rumaków , i krzyki ochotników. A potem dźwięk którego już uciekający Ünger miał już nigdy nie zapomnieć. Dzwięk czegoś strzelającego tak szybko , że nie było jeźdźca który uratował się przed dziwnymi , zielonkawymi pociskami. Brzmiało to jak rój tysiąca szerszeni , jak następujące po sobie strzały muszkietów , tylko nieprawdopodbnie szybkie. Whark wziął głęboki wdech. Z lufy kartaczownicy unosił się dym wystrzału. Wyczuwał też intensywny zapach spaczenia. Poklepał zardzewiałe płyty jego dumy , "Szczurzego Smoka". We wnętrzu , załoga rechotała i patrzyła przez szpary w pancerzu na rzeź która spotkała ludzi. Gupek , karłowaty szczuroogr , dalej dorzucał łapami węgiel do pieca , który pluł chmurami dymu cały czas.
- Chyba-raczej ruszać czas. - powiedział do siebie inżynier , po czym zapłótł długi ogon , na metalowej cienkiej , kończynie przymocowanej do jego pleców na pomocą pasów , a następnie za jego pomocą pociągnął za sznurek. Czołg zatrząsł się , jak zwykle gdy małe kryształy spaczenia , przez system rur , i rynn zostały oblane żrącym olejem , co z kolei tworzyło małe eksplozję w piecu. Smok był gotowy do wymarszu.
- Skąd one go dostały ? Jak ? - mamrotał muszkieter , przedzierając się przez krzaki , i zarośla.

***

Sześć księżycy wcześniej

- Johann do cholery , dorzuć węgla !
- Jawohl herr Tankmeister !
- Więcej pary kurwa !
- Zaraz , Gunter ...
Dym od wystrzałów działa , para , pompowana za pomocą miecha i dźwigni , i wyziewy z pieca sprawiały że w czołgu praktycznie nie dało się oddychać. Po każdym strzale przywiązane do ściany działo , cofało się z głównym hukiem , świst ulatniającej się pary i wrzucanie szuflą ogromnych ilości węgla , który spalał się głośno. Więc cicho też nie było. Zwłaszcza że z kakofonią dźwięków z wewnątrz pojazdy mieszał sie zgiełk pola bitwy . Wrzaski grasantów , okrzyki rycerzy , i dzwięk łamanych tarczy i miażdzonych zbroi. Joachim von Löwe , dowódca czołgu "Gryf" , spojrzał się z mostka , w dół. Celowniczy i łapowniczy , Volker i Alf , właśnie oddawali kolejny strzał w kierunku który podał im obserwator Konrad , patrzący przez wizjer na chaos przed nimi. Mokry od potu Wania , maszynista , z lekko zwęglonym wąsem jak szybko tylko karmił ogniste trzewia maszyny kolejnymi porcjami , aby potem nacisnąć szybko miech , zwiększając jeszcze płomień. Przez swój otwór w pancerzu , ujrzał co zostało z flankujących myśliwych z Volksbrigade , konnych barbażyńców. Kula na miejscu zabiła trzech kawalerzystów , w tym chorążego dzierżącego plugawy buńczuk z wizerunkiem Slannesha.
- Chłopcy potraktujcie ich siekańcami ! - krzyknął w dół Joachim. Następnie odruchowo zasłonił uszy gdy falkonet załadowany kartaczami , zagrzmiał ponownie. Nawet jego zemdliło na widok poszatkowanych kulami ciał chaosytów. Ich jasne , barwne tarczę i przebite kolczykami ciała jednakowo podziurawione przez pociski , i oszalałe z bólu konie. Przeklnął pod nosem , i otarł pot z czoła. Wyglądało na to że w centrum ich formacji , pikinierzy dalej twardo odpierali szarże wojów Pana Rozkoszy.
- Dobra jest chłopcy , jeszcze trochę a ich wyrżniemy.

***

- Jesteś pewny-pewny że to zadziała-uda się ? - Whark nie krył zdenerwowania , gdy Skiskiem leżeli skryci za skałą , i obserwowali plującego parą , niezniszczalnego molocha , który niósł śmierć hufcowi Sútiny Groźnej , czempionki Slannesha. Czuł smród strachu od swojego towarzysza , nie dziwił mu się. Od pół roku próbowali znaleźć jedyny czołg parowy na peryferiach Imperium , dołączali do oddziałów Chaosu , hobgoblinów wszystko to powodowane jedynym. Obsesją. Ambicją. Głodem potęgi. Pamiętał jak wczoraj gdy stary mistrz inżynier , Skatnik uznał ten pomysł za zbyt ryzykowny.

Prowadzony przez kulawego niewolnika , okrytego szmatami w barwach Skryre , Whark schodzi coraz niżej i niżej , mijał warsztaty , magazyny pełne spaczenia a także pancerne wrota , za które mogli wchodzić skaveni będący najwyżej w hierarchii klanu inżynierów. A on nim nie był. Był nikim. Nikim trawionym przez obsesyjną rządze zrealizowania swojego projektu. I mimo że nikt , ani niewolny , ani strażnicy tego tak nie ujeli , szedł na audiencje , żebrać o pozwolenie. Gdy sługa w końcu stanął przed wejściem do wyglądającej na krótką , odnogi tunelu , nikt nie musiał mu uświadamiać że to tutaj. Wziął głęboki wdech , parsknął cicho po czym skierował się do tunelu.

***

Cienki , świszczący rechot roznosił się echem po całym pomieszczeniu. Gruby , ukrywający się brudnym płaszczem skaven , machał z rozbawienia pyskiem.
- Ty chcesz-zamierzać zabrać im pancerny wózek ? Przecież to nie możliwe-trudne . - zdołał wykrztusić , zanim znowu zaczął rechotać. Whark trzsął się z wściekłości. Jego plan wyśmiano od razu. Zacisnął dłonie w nerwowym odruchu. A potem skrzywił się z bólu gdy szturmoszczur złapał go za kark.
- Zabierz-wywal tego śmiecia ode mnie. - krzyknął Squetch , jeden z doradców samego Ikita Szpona , po czym Whark na własnej skórze poczuł uderzenia trzonka halabardy.
- Zapamiętają mnie.

Wspomnienia sprawiły tylko że wykrzywił pysk w gniewie. Nie patrząc na towarzyszącego mu adepta , wstał i podbiegł w górę , gdzie znajdowała się jego szansa na zaistnienie . Chwilowo oparty o pień , najeżony ostrzami roździeracz. Usłyszał za sobą Skiska , który niósł na plecach odłamki spaczenia , które miały zapewnić kołu rozpęd. Zwinnym ruchem wskoczył na przybitą poprzecznie belke , a potem szybko spojrzał się towarzyszącego mu szczuroczłeka.
- Daj-daj mi kamienie. - gdy poczuł zimny , rozkoszny w dotyku kryształ uśmiechnął się okrutnie. Miał wrażenie że jego serce bije tak szybko , że zaraz przestanie. Pot lał sie niego strumieniami. Patrzył przez chwile na wykrzywione , brudne ostrza i zbite z kawałków stali i drewna koło. Marzył o tym cały czas. Teraz nadszedł ten moment. Wcisnął kryształ do komory , a następnie dał znak pomocnikowi żeby odsunął pień. Prymitywny mechanizm zaczął już działać , a ostrza powoli poruszać.
Skisk naparł na maszynę.
- SZYBCIEJ - pisnął Whark , czuł pod sobą wibrowania , samobójeczego narzędzia zagłady. W po niemiłosiernie długiej chwili , koło ruszyło. Utrzymywane do piony za pomocą mniejszych kół , trzeszcząc i niemal przywracając sie , roździeracz zaczynał nabierać prędkości . Inżynier słyszał świst wiatru , adrenalina nim owładneła. Czołg był coraz bliżej. Z szaleństwem w oczach patrzył na doskonałą budowę , kształt i rozmiar. Pokonywał ostatnią prostą coraz szybciej. Zaczał się maniakalnie śmiać. A potem wzgórze się skończyło. Przez niewiarygodne kilka uderzeń serca leciał. A monstrum ze stali było coraz blizej.
- Hej , Odo , widzisz tam coś ? - Joachim uklękł nad włazem , i przywołał podwładnego.
- Nie herr Tankmeister , nic nie ... - krzyk. Huk i dzwięk pękających płyt . Krzyk tak pełen bólu , że nie do rozpoznania. Właz został zaslonięty kawałkiem ściany. Na miłość Simgara , co w nas uderzyło ?-pomyślał spanikowany dowódca. Whark kulejąc na jedną nogę , wstał z ziemi. Widok roździeracza wbitego w bok czołgu był absurdalny. Płyty lepsze niż koncerze koni czy kirysy rycerzy , rozdarte niczym papier. Chichocząc podskoczyły i złapał się krawędzi włazu. Był tak podekscytowany że nie czuł bólu. Zaczął się piskliwe śmiać. Podważył nożem właz , radość dodawała mu też sił. Następnie kula oderwała mu ucho. To poczuł. Warknął na brudnego , łysego załoganta. Kopnął pistolet , a zanim tamten zdążył wyszarpnąć sztylet , rzucił do środka kulke z morowym wiatrem , którą Skisk umieścił w jego rękawicy . A potem rzucił się całym ciężarem ciała na jedyne wyjście z pojazdu. Słyszał rozpaczliwe próby oddychania . Dla pewności przez wizjer , wrzucił do wnętrza jeszcze jedną kulkę. Maszyna była jego.

Cztery księżyce później
- Wyjdź z tego poświęconego dzieła mechaniki demonie ! Powtarzam Ci wyjdź ! - samotny łowca czarownic stał na przeciwko powoli toczącego się potwora. Mało kto mógłby kiedykolwiek się domyśleć jakie miał pochodzenia. Wielolufowe działo , na miejscu falkonetu. Pogięty , brudny pancerz. Zielony dym wydobywający sie z komina.
- Wyjdź , demonie ! - krzyknął mniej pewnym tonem wiedźmołap. Po chwili zza pojazdu wyszedł On. Tankmeister. W zbroi chrzeszczącej przy każdym kroku , z szerokim tasakiem w jednej łapie a pistoletem w drugiej. Łowca mimo strachu uśmiechnął się ponuro. To nie będzie trudne.- pomyślał po czym dobył miecza bastardowego. Z okrzykiem natarł na skavena , ten przyjął szerokie cięcie na ostrze tasaka , zaparł się nogami i odpechnął wyznawce Sigmara. Ten nie speszony znowu wykonał wypad. Niskie pchnięcie , nie zostało zablokowane co na tyle zaskoczyło atakującego , że cios ledwie drasnął zbroje. Kolejny cios , tym razem zza głowy , skaven spakował , ale w dziwny niedbały sposób. Następny również. Ma za szybkie ruchy , nawet jak na szczura. -postanowił skrócić dystans. Naparł na przeciwnika , i z całych sił starał się go przepchnąć ciężkim ostrzem swojego miecza. Nie mógł widzieć schowanego za plecami stalowego , zardzewiałego ramienia z pistoletem , pomiędzy prymywmymi chwytakami. Łowca coraz bardziej górował nad inżynierem. Do chwili kiedy ten ogonem wysunął wygięte w łuk metalowe ramie , i nacisnął spust. Pod Günterem Pike , ugieły się nogi. Zamrugałem oczami. Upadł na kolana , trzymając się za brzuch. Poczuł jak plugawy szczur zdejmuję mu kapelusz , i wyrywa z zaciśniętych palców miecz.
- Ja lubię-podoba się w tym. Dzięki . - powiedział łamanym reikspelem po czym , zaśmiał się szaleńczo. Wymachując mieczem , powoli wracał do czołgu.

***

Teraz

- Panie Tankmeister , po co my właściwe walczyli-pomagali tym orkom ? - zapytał się Szrama jego zastępca podczas postoju .
- Ich wódz wiedział-mówił o jakiejś arenie .W zamian za walkę dał-podarował mapę.
- To daleko-daleko - odpisnął Szrama , patrząc sie wokół siebie
- Będzie dużo mordów-śmierci po drodze. A po za tym mamy-som tunele.- odparł Whark , szczerząc się okrutnie

Whark , Pierwszy Tankmeister klanu Skryre , spaczinżynier

Uzbrojenie :
- Miecz dwuręczny zabitego łowcy czarownic , mimo celowych zabrudzeń i rdzy z dalej widocznymi symbolami Sigmara

Zbroja :
- Zbita z stali różnego pochodzenia ciężka zbroja , poczerniała od dymu i w niektórych miejscach nosząca ślady eksplozji
- Kapelusz również będący niegdyś własnością wiedźmołapa , teraz noszony razem z szklanymi , brudnym okularami ( lekki hełm )
Ekwipunek :
Eliksir Odurzający , specjalnie przygotowana mieszania grzybów i hodowanych kolonii pleśni
Umiejętności :
Wytrzymały

Obrazek
Ostatnio zmieniony 29 mar 2017, o 23:10 przez Dziad, łącznie zmieniany 7 razy.

ODPOWIEDZ