Wasi Bohaterowie
Moja ulubiona postać to druid którym grałem jeszcze w pierwszej edycji cienkie jak barszcz z rzutów z wyjątkiem jednej cechy szybkości razem z magicznym tatuażem+bardzo szybki coś około 7 przy ucieczce 10. Dzięki temu przeżywał każdą sesje a wyprzedanie uciekających rumaków niezapomniane. Niestety zagrałem nim zaledwie z 8 sesji później już rególanie bawiłem sie w Mg i nie mogłem rozwijać mego pędziwiatra.
Grałem wyłącznie w pierwszą edycję, coś koło 15 przygód jedną postacią: krasnoludem Zornem Raibernssonem. Schemat najobrzydliwszy z możliwych, wojownik, tatuaże, topory w każdym możliwym miejscu, honor i takie tam. Walki plecy w plecy z pewnym imperialnym rycerzem w opuszczonej sztolni przeciw połowie chyba goblinów z Gór Końca Świata chyba długo nie zapomnę Od wieeeelu lat Zorn jest na emeryturze, pod koniec przygód zbudował niewielką warownię w Ziemiach Granicznych i tam pewnie siedzi do dziś.
Z wielu postaci jakimi grałem w pamięci zapadł mi kucharz, halfling. Był spoko. Nosił na plecach dużą patelnie co dawało mu bonus do pancerza na plecach. Miał zdaje sie kusze, z której nieźle strzelał. Poza tym w walce używał dużego tasaka kuchennego. Ot taka barwna postać, która fajnie uzupełniała drużynę wojowników i magów.
Moją ulubioną postacią był Edward Kruger, szlachcic zawadiaka z Ostlandu. Lubował się w szaleńczych gonitwach awanturach i pojedynkach, ściagając na siebie szereg kłopotów. Z biegiem czasu został jednak rycerzem zakonnym (z tego co pamietam to w zakonie srebrnej tarczy), pomimo swego temperamentu zasłrzył się zakonowi. Niestety puźniej okazało się, że w zakonie rozprzestrzenił się kult chaosu. Mój bohater to odkrył i postanowił to ujawnić, jednak kultyści odwrócili kota ogonem i oskarżyli biednego Edwarda o zdradę. Młody templariusz musiał uciekać przed Inkwizycją i Łowcami Czarownic, naszczęście z pomocą przyszli mu wyznawcy Solkana, ci łowcy oddawna tropili sekte i wiedzieli, że mój bohater jest niewinny. Ostatecznie udało się udowodnić jego nie winność, ale Edward zraził się do kultu Sigmara, opuścił zakon i przyjoł wiarę w Solkana i został rycerzem w zakonie Oczyszczającego Płomienia, pośiwęcając tym samym życie walce z chaosem. Jako Templariusz Solkana, a następnie jego łowca czarownic Edeard przemirzał świat nieustaniie tropiąc sługi chaosu. Po wielu latach tej walki, stanął do bitwy na północy Kislewa wraz ze swymi rycerzami i kislewskimi wojownikami, ostatecznie poległ otoczony przez wojowników chaosu po tytanicznej walce z czempionem Khorna.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Hmm to może i ja przedstawię swoje postacie godne uwagi.
Pierwszą, fajną postacią jaka grałem był Johann Shmit z kampanii Wierz Altdorfu
Uczestniczył w 2 i 3 części ścieżki przeklętych(choć przy trzeciej doszło do sprzeczki graczy i została ona przerwana, choć wyszło to na lepsze, Xatrodoks jest na wolności, a my wyruszymy na podróż do niego). Jest on aktualnie szpiegiem. Wiele przeżył. Teraz aktualnie zasiedliłem go w Krainie Zgromadzenia, grać już raczej nim nie będę, cho może. Jest przeklęty przez Xatrodoksa jak i następna postać, o której wspomnę.
Drugą postacią jest lekko zabugowany elf łowca czarownic. Była to postać, która nienawidziła tego, iż jest elfem. Jego ojca i matkę spalili, za podejrzenia o kontakty z Chaosem. A sam elf musiał uciekać z siostrą, którą porwały wampiry. Jest on aktualnie łowcą czarownik z przekonania. Przeżył on kampanię wymyśloną przez jednego osobnika od nas z sekcji takiej Księga spaczenia - miasta nad którym wszędzie unosi się spaczeń. Świetna kampania. Pełna grozy i przerażenia. Coś pięknego. Teraz aktualnie mój elf, Glorenthil uczłowiecza się. Stępił sobie uszy, poranił twarz, aby była pełna blizn itp.
Jest on przeklęty przez Xatrodoksa.
Następną postacią jest mój czarownik Eber Fehr. Jak go spotkali(reszta drużyny, dwóch magów, ognia i niebios i bard), to był guślarzem w Bretonii. Zaprowadzili mnie do najbliższego magistra, który okazał się czarnym magistrem(był z kolegium zwierząt). Potem posłał mnie w wędrówkę za tymi czarodziejami pod pretekstem, iż jestem jego uczniem, abym przyniósł mistrzowi jakiś artefakt. Potem wędrowałem spory czas po Bretonii z nimi, rozwiązałem zagadkę wyspy ciszy(ciekawa przygoda) aż po tym, jak weszliśmy do Mousinllion zdemaskowałem się przez przypadek. Odprowadzili mnie do rogatki, aby mnie odesłać do najbliższego magistra(rzucałem na Ogd przeciw innym graczom, wykorzystałem wszystkie punkty szczęści,a wszędzie wyniki ponad 80 a ostatni 100 ~.~). Uciekłem rycerzom tracąc PP. No i na razie odłożyłem go na później.
Aktualnie gram szlachcicem z Bretonii Ferragusem. Wyruszyłem do Mousillion z racji powołania przez księcia Lyonesse(czy jakoś tak). W tym królestwie działo sie wiele, ghule, zombi, Baronia Przeklętych itp. Jak już wyszliśmy, zostałem przez księcia mianowany Rycerzem Królestwa, a to sie stało wczoraj na sesji
To mniej więcej tyle Moje ulubione postacie ;>
Pierwszą, fajną postacią jaka grałem był Johann Shmit z kampanii Wierz Altdorfu
Uczestniczył w 2 i 3 części ścieżki przeklętych(choć przy trzeciej doszło do sprzeczki graczy i została ona przerwana, choć wyszło to na lepsze, Xatrodoks jest na wolności, a my wyruszymy na podróż do niego). Jest on aktualnie szpiegiem. Wiele przeżył. Teraz aktualnie zasiedliłem go w Krainie Zgromadzenia, grać już raczej nim nie będę, cho może. Jest przeklęty przez Xatrodoksa jak i następna postać, o której wspomnę.
Drugą postacią jest lekko zabugowany elf łowca czarownic. Była to postać, która nienawidziła tego, iż jest elfem. Jego ojca i matkę spalili, za podejrzenia o kontakty z Chaosem. A sam elf musiał uciekać z siostrą, którą porwały wampiry. Jest on aktualnie łowcą czarownik z przekonania. Przeżył on kampanię wymyśloną przez jednego osobnika od nas z sekcji takiej Księga spaczenia - miasta nad którym wszędzie unosi się spaczeń. Świetna kampania. Pełna grozy i przerażenia. Coś pięknego. Teraz aktualnie mój elf, Glorenthil uczłowiecza się. Stępił sobie uszy, poranił twarz, aby była pełna blizn itp.
Jest on przeklęty przez Xatrodoksa.
Następną postacią jest mój czarownik Eber Fehr. Jak go spotkali(reszta drużyny, dwóch magów, ognia i niebios i bard), to był guślarzem w Bretonii. Zaprowadzili mnie do najbliższego magistra, który okazał się czarnym magistrem(był z kolegium zwierząt). Potem posłał mnie w wędrówkę za tymi czarodziejami pod pretekstem, iż jestem jego uczniem, abym przyniósł mistrzowi jakiś artefakt. Potem wędrowałem spory czas po Bretonii z nimi, rozwiązałem zagadkę wyspy ciszy(ciekawa przygoda) aż po tym, jak weszliśmy do Mousinllion zdemaskowałem się przez przypadek. Odprowadzili mnie do rogatki, aby mnie odesłać do najbliższego magistra(rzucałem na Ogd przeciw innym graczom, wykorzystałem wszystkie punkty szczęści,a wszędzie wyniki ponad 80 a ostatni 100 ~.~). Uciekłem rycerzom tracąc PP. No i na razie odłożyłem go na później.
Aktualnie gram szlachcicem z Bretonii Ferragusem. Wyruszyłem do Mousillion z racji powołania przez księcia Lyonesse(czy jakoś tak). W tym królestwie działo sie wiele, ghule, zombi, Baronia Przeklętych itp. Jak już wyszliśmy, zostałem przez księcia mianowany Rycerzem Królestwa, a to sie stało wczoraj na sesji
To mniej więcej tyle Moje ulubione postacie ;>
Hmm nie wiem gdzie to pytania umieścić więc pisze tutaj: Mógłbym ktoś mi doradzić na czym powinna w starym świecie polegać praca nawigatora? Bo nawet poszperanie po googlu za dużo odpowiedzi nie daje... Jedyne na co wpadłem to szukanie odpowiedzi poprzez zbieranie informacji o instrumentach nawigatorskich (busola, kompas, sekstans...), lecz nadal wydaje mi się to mało aby porządnie odgrywać postać. Byłem flisakiem z wyboru MG i za jego sugestią stałem się nawigatorem a chciałbym być wiarygodny w odgrywaniu (pływam po rzekach).
Z tego co wiem nawigator siedzi na statku i mówi: Kąt odchylenia od gwiazdy polarnej wynosi 45o. Zbaczamy z kursu. Kapitanie odbij w lewo.
Coś takiego. Generalnie, jest to jedna z najbardziej zrytych profesji, bo nawigator raczej nie ruszał się ze statku. Musiałbyś mieć ciekawą historię i zainteresowania, abyś mógł coś zrobić. Np.: Piszesz bestiariusz, czyli podróżujesz po krainach i opisujesz trolle, smoki etc. A co do odgrywania: "Nawigatorzy są traktowani z szacunkiem, ale nie ma mowy o zżyciu się z załogą.
Mam nadzieję, że to jeszcze aktualne, gdyż nie chce wyjść na nekromantę
Coś takiego. Generalnie, jest to jedna z najbardziej zrytych profesji, bo nawigator raczej nie ruszał się ze statku. Musiałbyś mieć ciekawą historię i zainteresowania, abyś mógł coś zrobić. Np.: Piszesz bestiariusz, czyli podróżujesz po krainach i opisujesz trolle, smoki etc. A co do odgrywania: "Nawigatorzy są traktowani z szacunkiem, ale nie ma mowy o zżyciu się z załogą.
Mam nadzieję, że to jeszcze aktualne, gdyż nie chce wyjść na nekromantę
Cóż za piękny dział, pochwalę się więc jedną z moich postaci .
Ogólnie, miałem ich wiele, ale warto napomknąć o jednej z moich pierwszych postaci, od kiedy zacząłem grać w RPGi.
Nie będę się rozpisywał, bo trochę dużo by mi to zajęło, a także wszystkiego nie pamiętam. Postać nazywa Veldrin De' Arte, zaczynałem jako Włóczykij, następnie Zwiadowca i Leśny Duch. Niesamowitym fartem udawało mi się zachowac tę postać przy życiu, mimo iż kumple padali, a Veldrin żył, zmieniając towarzystwo, zwiedzając Lustrię, spotykając się oko w oko ze Slannami (bardziej pasuje tu słowo paniczna ucieczka, ale cicho), przebijając się przez lasy pełne Zwierzoludzi i Orków, walcząc z Mrocznymi Elfami, którzy akurat napadli nasz statek, tropiąc Wampira, by dotrzeć do Mousillion oraz zahaczyć o Sylvanię, warto również wspomnieć o bronieniu miasta przed atakiem Chaosu. Trochę tego było i Veldrin w końcu się dorobił, został skażony piętnem Slaanesha, postaci nieźle odwaliło i jeszcze miałem na głowie Łowców Czarownic.
Okazało się, że pomóc mi może jeden szczególny lekarz, który nawet z piętnem Chaosu sobie poradzi. Znalazłem typa i faktycznie sobie poradził. Był wampirem i mnie zaraził mnie dla odmiany tą klątwą. Zmieniłem profesję na Łowca Wampirów (dla niepoznaki ) i wyjechałem na wakacje.
Jak mnie nie było, zadzwonił kumpel i poinformował mnie, że jakiś mag mnie rozwalil, ekipa po rpostu chciała grać, a mnie nie było... Po czym po 10 Warhammerowych latach zregenerowałem się i wampir Veldrin powrócił, oszpecony bliznami na całym ciele, ale żywy.
Muszę teraz zaznaczyć, że pomiędzy tymi wszystkimi sesjami miałem inne sesje Warhammera (szczególnie jak Veldrin był martwy) i wielu innych systemów, jak Wampir, Neuroshima, Deadlandsy, Monastyr i wiele innych, autorskich, które być może jeszcze wejdą w obieg. Jednak licząc od utworzenia postaci Veldrina do teraz (ciągle żyje) liczy on sobie... 4 lata. Nic dziwnego, że to moja ulubiona postać, z którą wiążę wiele wspomnień i wiele genialnych sesji zagrałem tą właśnie postacią .
Ogólnie, miałem ich wiele, ale warto napomknąć o jednej z moich pierwszych postaci, od kiedy zacząłem grać w RPGi.
Nie będę się rozpisywał, bo trochę dużo by mi to zajęło, a także wszystkiego nie pamiętam. Postać nazywa Veldrin De' Arte, zaczynałem jako Włóczykij, następnie Zwiadowca i Leśny Duch. Niesamowitym fartem udawało mi się zachowac tę postać przy życiu, mimo iż kumple padali, a Veldrin żył, zmieniając towarzystwo, zwiedzając Lustrię, spotykając się oko w oko ze Slannami (bardziej pasuje tu słowo paniczna ucieczka, ale cicho), przebijając się przez lasy pełne Zwierzoludzi i Orków, walcząc z Mrocznymi Elfami, którzy akurat napadli nasz statek, tropiąc Wampira, by dotrzeć do Mousillion oraz zahaczyć o Sylvanię, warto również wspomnieć o bronieniu miasta przed atakiem Chaosu. Trochę tego było i Veldrin w końcu się dorobił, został skażony piętnem Slaanesha, postaci nieźle odwaliło i jeszcze miałem na głowie Łowców Czarownic.
Okazało się, że pomóc mi może jeden szczególny lekarz, który nawet z piętnem Chaosu sobie poradzi. Znalazłem typa i faktycznie sobie poradził. Był wampirem i mnie zaraził mnie dla odmiany tą klątwą. Zmieniłem profesję na Łowca Wampirów (dla niepoznaki ) i wyjechałem na wakacje.
Jak mnie nie było, zadzwonił kumpel i poinformował mnie, że jakiś mag mnie rozwalil, ekipa po rpostu chciała grać, a mnie nie było... Po czym po 10 Warhammerowych latach zregenerowałem się i wampir Veldrin powrócił, oszpecony bliznami na całym ciele, ale żywy.
Muszę teraz zaznaczyć, że pomiędzy tymi wszystkimi sesjami miałem inne sesje Warhammera (szczególnie jak Veldrin był martwy) i wielu innych systemów, jak Wampir, Neuroshima, Deadlandsy, Monastyr i wiele innych, autorskich, które być może jeszcze wejdą w obieg. Jednak licząc od utworzenia postaci Veldrina do teraz (ciągle żyje) liczy on sobie... 4 lata. Nic dziwnego, że to moja ulubiona postać, z którą wiążę wiele wspomnień i wiele genialnych sesji zagrałem tą właśnie postacią .
Zatem i ja pochwalę się i pokrótce opowiem o postaciach (2 edycja):
Najpierw legendarny już (w moich kręgach ) Kragg Kanerisson - krasnolud z krwi i kości. Rozpoczynał grę z całkowitą amnezją, był świadom jedynie tego, iż ma brata, po którym zaginął ślad i z którym w młodości był bardzo zżyty. Pierwsze kroki stawiał jako tarczownik. Podczas jednej z sesji, gdy grupa wpadła w zasadzkę goblińskiej watahy, Kraggo stoczył samotny pojedynek z goblińskim hersztem na wilku. Walka była wyrównana do momentu, gdy goblin ciął zamaszyście w nogę krasnoluda, który runął na ziemię. Ostatkiem sił, będąc na granicy wyczerpania, Kraggo zdołał sięgnąć swego dwuręcznego (magicznego) młota i gdy zielonoskóry stał już nad nim ze sztyletem, zatłukł drania ostatnim uderzeniem.
Krasnolud nie mógł dojść do siebie, rehabilitacja trwała dość długo, a noga nie była w pełni sprawna. Wtedy też podjął decyzję, że szkoda marnować czasu, gdy można uczynić coś dla siebie i krasnoludzkiej rasy - podjął edukację na uniwersytecie jako żak. Kraggo nie był zbyt pilnym studentem, jednak ostatecznie uzyskał tytuł "magistra inżyniera". To czas, gdy khazad chodzi uzbrojony w muszkiet i pistolet, preferuje walkę dystansową. Majstruje przy wszelakiej broni palnej i wciąż z nostalgią spogląda w stronę Gór Szarych.
Wraz z coraz dłuższą brodą Kraggo odkrywa kolejne sekrety swojej rasy. Fascynują go runy i w tą też stronę postanawia pójść. Odbiera pierwsze szlify jako czeladnik, by potem stać się dumnym kowalem run. Krasnolud, by móc realizować swoje powołanie wyprzedaje broń palną oraz inne, zbędne już teraz świecidełka, by móc otworzyć własną kuźnię. Khazad przechodzi po trzech latach wspaniałych przygód do księgi zasłużonych
Kolejną postacią wartą uwagi jest Herman von Loyola, pochodzący z rodziny estalijskich arystokratów. Jako młodszy syn nie otrzymał należytego wychowania od rodziców, którzy zawsze stawiali na starszego brata. To on odbierał lekcje śpiewu, języków obcych, gry na instrumentach. Młodego arystokratę szybko przygarnęła ulica. Tam też miały miejsce pierwsze bójki, kradzieże, aż w końcu włamania do domów. Herman rabował bogatych wraz ze swym kompanem, potem zaś obnosił się swym bogactwem w nikczemnych gospodach. Podczas jednej z akcji złodziejom powinęła się noga i zostali złapani na gorącym uczynku. Hermanowi udało się zbiec, zeskoczył z okna na wóz z sianem. Jego kompan nie miał tyle szczęścia i skręcił sobie kostkę. Młodzieniec wówczas stchórzył i uciekł, pozostawiając kompana na pastwę straży miejskiej. Długo wyrzucał sobie ten akt tchórzostwa, zresztą stał się on przyczynkiem do ogromnej nienawiści, jaką zapałał do niego dawny kompan.
Podczas ucieczki po krętych uliczkach Bilbali młody Herman wpadł na pewnego starca. Ten z dobroci serca skrył go przed strażą, która deptała po piętach uciekinierowi. Strażnicy żądali wydania złodzieja, lecz starzec powołując się na swój autorytet kapłański złożył przyrzeczenie, iż chłopiec ten odpokutuje za swój czyn w górach. Tak oto Herman trafił do pewnej górskiej twierdzy, gdzie szkolił ciało i ducha. Tutaj zaczyna się właściwa historia postaci w rpg - Herman staje się akolitą Myrmidii, następnie kapłanem i wybrańcem bożym. Odbywa wiele podróży po Starym Świecie, w trakcie jednej z nich, w Bretonnii, kupuje wspaniałego rumaka bojowego, który staje się jego wiernym kompanem kolejnych bitew i potyczek. Podczas finałowego scenariusza Herman ryzykując własne życie i autorytet wbiega na zamkowy dziedziniec, gdzie na śmierć oczekuje jego kompan Paszko z Pakosławic, oskarżony o zabójstwo imperialnego oficera (Kislevita, tą postacią grał forumowy Sevi).
Paszko miał ciężki żywot. Pozbawiony majątku, ubogi szlachetka z dalekiej północy wyruszył dzielnie w świat z nadzieją, iż przywróci świetność swego rodu. Pewnego razu wraz z grupą kompanów (wtedy u jego boku szedł Kraggo przedstawiony chwilę wcześniej) wymierzył sprawiedliwość Lenartom - grupa ta terroryzowała ludność pewnego regionu Imperium, mordowała i rabowała co popadnie. Paszko zabił dwóch z nich, jego kompani pozostałych. Byli to synowie pewnego oficera Imperium. Ten w ramach zemsty ze śmierć swych synów porwał Bronkę - ukochaną Paszka, z którą ten wiązał swą przyszłość. Zasmucony kislevita podróżował po całym Imperium szukając bodaj śladu po ukochanej, nie znając jeszcze porywacza. Paszko zostaje wkrótce pojmany przez ramię sprawiedliwości - oficer knuje intrygę, a Paszko pada jej ofiarą. Tuż przed egzekucją, będąc na skraju śmierci na skutek ciężkich ran, usiłuje wyrwać się strażnikom. Paszko jeszcze nie wie, iż pchnięcie włócznią doprowadzi do amputacji jego nogi.
Podczas finałowej sceny, gdy Paszko oczekuje na ścięcie, na dziedziniec zamku wbiega nie kto inny, a Herman von Loyola. Ryzykując własne życie oraz narażając na szwank swój autorytet, wybraniec boży Myrmidii porywa przyjaciela z rąk władz Imperium, po czym wraz z nim w magiczny sposób unosi się nad murami. Zasłania Paszka własnym ciałem, wskutek czego odnosi poważne rany od strzeleckiego ognia. Wybuchają zamieszki, w pobliskim mieście na południu Imperium ktoś podpala świątynię Myrmidii. Wskutek następstw swego czynu, Herman stawia się na wezwanie przełożonej. Ta, mając na uwadze wszystkie okoliczności sprawy, postanawia ukarać wybrańca nakazując mu opuszczenie Imperium na parę lat i wyruszenie na wojny z arabami. Postać długo nie bierze udziału w sesjach, po czym powraca już jako Rycerz Zakonu Płonącego Słońca. Jej los nie został domknięty, nadal wyczekuje dobrego momentu do powrotu.
Pozostałych historii szukajcie na blogu: zjednoczeni-na-szlaku.blogspot.com w zakładce RPG, gdzie znajdziecie spory fragment historii w/w postaci.
Pozdrawiam!
Najpierw legendarny już (w moich kręgach ) Kragg Kanerisson - krasnolud z krwi i kości. Rozpoczynał grę z całkowitą amnezją, był świadom jedynie tego, iż ma brata, po którym zaginął ślad i z którym w młodości był bardzo zżyty. Pierwsze kroki stawiał jako tarczownik. Podczas jednej z sesji, gdy grupa wpadła w zasadzkę goblińskiej watahy, Kraggo stoczył samotny pojedynek z goblińskim hersztem na wilku. Walka była wyrównana do momentu, gdy goblin ciął zamaszyście w nogę krasnoluda, który runął na ziemię. Ostatkiem sił, będąc na granicy wyczerpania, Kraggo zdołał sięgnąć swego dwuręcznego (magicznego) młota i gdy zielonoskóry stał już nad nim ze sztyletem, zatłukł drania ostatnim uderzeniem.
Krasnolud nie mógł dojść do siebie, rehabilitacja trwała dość długo, a noga nie była w pełni sprawna. Wtedy też podjął decyzję, że szkoda marnować czasu, gdy można uczynić coś dla siebie i krasnoludzkiej rasy - podjął edukację na uniwersytecie jako żak. Kraggo nie był zbyt pilnym studentem, jednak ostatecznie uzyskał tytuł "magistra inżyniera". To czas, gdy khazad chodzi uzbrojony w muszkiet i pistolet, preferuje walkę dystansową. Majstruje przy wszelakiej broni palnej i wciąż z nostalgią spogląda w stronę Gór Szarych.
Wraz z coraz dłuższą brodą Kraggo odkrywa kolejne sekrety swojej rasy. Fascynują go runy i w tą też stronę postanawia pójść. Odbiera pierwsze szlify jako czeladnik, by potem stać się dumnym kowalem run. Krasnolud, by móc realizować swoje powołanie wyprzedaje broń palną oraz inne, zbędne już teraz świecidełka, by móc otworzyć własną kuźnię. Khazad przechodzi po trzech latach wspaniałych przygód do księgi zasłużonych
Kolejną postacią wartą uwagi jest Herman von Loyola, pochodzący z rodziny estalijskich arystokratów. Jako młodszy syn nie otrzymał należytego wychowania od rodziców, którzy zawsze stawiali na starszego brata. To on odbierał lekcje śpiewu, języków obcych, gry na instrumentach. Młodego arystokratę szybko przygarnęła ulica. Tam też miały miejsce pierwsze bójki, kradzieże, aż w końcu włamania do domów. Herman rabował bogatych wraz ze swym kompanem, potem zaś obnosił się swym bogactwem w nikczemnych gospodach. Podczas jednej z akcji złodziejom powinęła się noga i zostali złapani na gorącym uczynku. Hermanowi udało się zbiec, zeskoczył z okna na wóz z sianem. Jego kompan nie miał tyle szczęścia i skręcił sobie kostkę. Młodzieniec wówczas stchórzył i uciekł, pozostawiając kompana na pastwę straży miejskiej. Długo wyrzucał sobie ten akt tchórzostwa, zresztą stał się on przyczynkiem do ogromnej nienawiści, jaką zapałał do niego dawny kompan.
Podczas ucieczki po krętych uliczkach Bilbali młody Herman wpadł na pewnego starca. Ten z dobroci serca skrył go przed strażą, która deptała po piętach uciekinierowi. Strażnicy żądali wydania złodzieja, lecz starzec powołując się na swój autorytet kapłański złożył przyrzeczenie, iż chłopiec ten odpokutuje za swój czyn w górach. Tak oto Herman trafił do pewnej górskiej twierdzy, gdzie szkolił ciało i ducha. Tutaj zaczyna się właściwa historia postaci w rpg - Herman staje się akolitą Myrmidii, następnie kapłanem i wybrańcem bożym. Odbywa wiele podróży po Starym Świecie, w trakcie jednej z nich, w Bretonnii, kupuje wspaniałego rumaka bojowego, który staje się jego wiernym kompanem kolejnych bitew i potyczek. Podczas finałowego scenariusza Herman ryzykując własne życie i autorytet wbiega na zamkowy dziedziniec, gdzie na śmierć oczekuje jego kompan Paszko z Pakosławic, oskarżony o zabójstwo imperialnego oficera (Kislevita, tą postacią grał forumowy Sevi).
Paszko miał ciężki żywot. Pozbawiony majątku, ubogi szlachetka z dalekiej północy wyruszył dzielnie w świat z nadzieją, iż przywróci świetność swego rodu. Pewnego razu wraz z grupą kompanów (wtedy u jego boku szedł Kraggo przedstawiony chwilę wcześniej) wymierzył sprawiedliwość Lenartom - grupa ta terroryzowała ludność pewnego regionu Imperium, mordowała i rabowała co popadnie. Paszko zabił dwóch z nich, jego kompani pozostałych. Byli to synowie pewnego oficera Imperium. Ten w ramach zemsty ze śmierć swych synów porwał Bronkę - ukochaną Paszka, z którą ten wiązał swą przyszłość. Zasmucony kislevita podróżował po całym Imperium szukając bodaj śladu po ukochanej, nie znając jeszcze porywacza. Paszko zostaje wkrótce pojmany przez ramię sprawiedliwości - oficer knuje intrygę, a Paszko pada jej ofiarą. Tuż przed egzekucją, będąc na skraju śmierci na skutek ciężkich ran, usiłuje wyrwać się strażnikom. Paszko jeszcze nie wie, iż pchnięcie włócznią doprowadzi do amputacji jego nogi.
Podczas finałowej sceny, gdy Paszko oczekuje na ścięcie, na dziedziniec zamku wbiega nie kto inny, a Herman von Loyola. Ryzykując własne życie oraz narażając na szwank swój autorytet, wybraniec boży Myrmidii porywa przyjaciela z rąk władz Imperium, po czym wraz z nim w magiczny sposób unosi się nad murami. Zasłania Paszka własnym ciałem, wskutek czego odnosi poważne rany od strzeleckiego ognia. Wybuchają zamieszki, w pobliskim mieście na południu Imperium ktoś podpala świątynię Myrmidii. Wskutek następstw swego czynu, Herman stawia się na wezwanie przełożonej. Ta, mając na uwadze wszystkie okoliczności sprawy, postanawia ukarać wybrańca nakazując mu opuszczenie Imperium na parę lat i wyruszenie na wojny z arabami. Postać długo nie bierze udziału w sesjach, po czym powraca już jako Rycerz Zakonu Płonącego Słońca. Jej los nie został domknięty, nadal wyczekuje dobrego momentu do powrotu.
Pozostałych historii szukajcie na blogu: zjednoczeni-na-szlaku.blogspot.com w zakładce RPG, gdzie znajdziecie spory fragment historii w/w postaci.
Pozdrawiam!