Arena of Death 12 (16 os)
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Nadeszła druga runda i kolejne emocje. Gdy wstępny przesiew zostanie uczynion, w drugiej rundzie mierzą się znamienitsi wojownicy ze sobą i to przyciąga oko widza co poznac było po pełnych trybunach. Hazard kwitł i gwar unosił się ponad areną mieszając się w głośny
szum rozmów i licytacji. Wtedy zabbrzmiał gong i bramy otworzyły się. Z jednego krańca areny wyszedł zakuty w mroczną zbroję bezimienny czempion chaosu z groźnie wyglądającym mieczem i niepokojącym ogniem w szczelinie chełmu. Z drugiego końca areny niewolnicy wynieśli klatkę z warczącym i miotającym się jaszczurem. Zapowiadał sięsrogi bój. Tym razem gdy kolejny gong zabrzmiał otwierający klatkę byli ostrożniejsi bo wszyscy zdążyli uciec zanim dopadł ich rozjuszony Loq'qua'chaq. Nie widząc innego celu na którym jaszczur mógłby wyładować swą wściekłość skierował się na swego przeciwnika w tej rundzie. A skoro to chaosyta to tym lepiej stwierdził Saurus. Jeszcze w lustrii Slaanowie nakazywali zabijać ich bez litości.
Bezimienny był gotowy na jaszczura. Przyjął pozycję gotową do ataku trzymając jednoręczny miecz bez tarczy. Ta by tylko ograniczała jego ruchy a bezimienny do perfekcji opanował styl jednego miecza. Loq qua chaq niemal wpadł na niego. Zwarli się w śmiertelnym boju, Bezimienny czempion odbił każdy cios w niego wymierzony spiżową halabardą. Nie przełamał ataku bo nie mógł odzyskac inicjatywy więc ograniczył się do obrony. Loq tymczasem przebił się przez zbroję chaosu sięgając ciała. Czempionowi Malala rany były niestraszne cofnął się i postanowił sam zaatakować. Tym razem Saurus zaskoczony tak tym zwrotem akcji zaczął się bronić. Malalita szybko odnalazł lukę w obronie i zrewanżował się pięknym zanadobne swemu przeciwnikowi. Miecz przebił łuski poniżej piersi wytaczając jaszczurzą krew. Loq qua ryknął boleśnie. Próbował ciąć halabardą z boku , na co malalita zareagował usunięciem się z linii ciosu. Jaszczur znów naraził się na cios i ostrze przejechało mu po pysku. Saurus będąc w dużej mierze odpornymi na ból mimo wszystko odczuł to cięcie ale nie odstąpił. Potężnym ciosem zza głowy trafił Malalitę rozpękając mu naramiennik raniąc i powalając na piach.Malalita próbował powstać z ziemii gdzie był podatny na ciosy lecz nie zdążył bo kolejny cios halabardy z prawego boku po raz kolejny posłał go na piach. Saurus ryknął triumfalnie czując że zwycięstwo jest blisko. Następnym ciosem chciał przygwoździc wojownika chaosu do podłoża. Malalita nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Gdy halabarda miała go przybic do ziemii rzucił się na drugi bok po czym gdy ta wbiła się w ziemię chwycił ją swymi potężnymi ramionami i przytrzymał. Mieczem pchnął prosto w trzewia jaszczura przebijając brzuch. Bolesny ryk rozległ się po arenie a Loq'qua'chaq szarnął się do tyłu w bólu pozwalając wstać przeciwnikowi. Jaszczur wpadł we ściekłość i rzuciwszy się na bezimiennego rąbał i ciął obijając go nadwyrężając w wielu miejscach jego zbroję. Ten cofał się coraz bardziej. Jaszczur przypadł do niego na bezpośrednią odległośc popychając czempiona malala na plecy i powalając go ponownie na ziemię Teraz Loq qua chaqowi udało się unieść koniec halabardy i przebijając zbroję na brzuchu przygwoździc malalitę do podłóża. Bezimienny szarpnął się ostatni raz i zapadł w mrok. Trybyny wybuchnęły entuzjazmem i oklaskami w podziękowaniu za wspaniałe widowisko. W swej loży mag równierz klaskał podziwiając potęznego jaszczura który pokonał jednego z tych wojowników których się w starym świecie obawiano najbardziej.
szum rozmów i licytacji. Wtedy zabbrzmiał gong i bramy otworzyły się. Z jednego krańca areny wyszedł zakuty w mroczną zbroję bezimienny czempion chaosu z groźnie wyglądającym mieczem i niepokojącym ogniem w szczelinie chełmu. Z drugiego końca areny niewolnicy wynieśli klatkę z warczącym i miotającym się jaszczurem. Zapowiadał sięsrogi bój. Tym razem gdy kolejny gong zabrzmiał otwierający klatkę byli ostrożniejsi bo wszyscy zdążyli uciec zanim dopadł ich rozjuszony Loq'qua'chaq. Nie widząc innego celu na którym jaszczur mógłby wyładować swą wściekłość skierował się na swego przeciwnika w tej rundzie. A skoro to chaosyta to tym lepiej stwierdził Saurus. Jeszcze w lustrii Slaanowie nakazywali zabijać ich bez litości.
Bezimienny był gotowy na jaszczura. Przyjął pozycję gotową do ataku trzymając jednoręczny miecz bez tarczy. Ta by tylko ograniczała jego ruchy a bezimienny do perfekcji opanował styl jednego miecza. Loq qua chaq niemal wpadł na niego. Zwarli się w śmiertelnym boju, Bezimienny czempion odbił każdy cios w niego wymierzony spiżową halabardą. Nie przełamał ataku bo nie mógł odzyskac inicjatywy więc ograniczył się do obrony. Loq tymczasem przebił się przez zbroję chaosu sięgając ciała. Czempionowi Malala rany były niestraszne cofnął się i postanowił sam zaatakować. Tym razem Saurus zaskoczony tak tym zwrotem akcji zaczął się bronić. Malalita szybko odnalazł lukę w obronie i zrewanżował się pięknym zanadobne swemu przeciwnikowi. Miecz przebił łuski poniżej piersi wytaczając jaszczurzą krew. Loq qua ryknął boleśnie. Próbował ciąć halabardą z boku , na co malalita zareagował usunięciem się z linii ciosu. Jaszczur znów naraził się na cios i ostrze przejechało mu po pysku. Saurus będąc w dużej mierze odpornymi na ból mimo wszystko odczuł to cięcie ale nie odstąpił. Potężnym ciosem zza głowy trafił Malalitę rozpękając mu naramiennik raniąc i powalając na piach.Malalita próbował powstać z ziemii gdzie był podatny na ciosy lecz nie zdążył bo kolejny cios halabardy z prawego boku po raz kolejny posłał go na piach. Saurus ryknął triumfalnie czując że zwycięstwo jest blisko. Następnym ciosem chciał przygwoździc wojownika chaosu do podłoża. Malalita nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Gdy halabarda miała go przybic do ziemii rzucił się na drugi bok po czym gdy ta wbiła się w ziemię chwycił ją swymi potężnymi ramionami i przytrzymał. Mieczem pchnął prosto w trzewia jaszczura przebijając brzuch. Bolesny ryk rozległ się po arenie a Loq'qua'chaq szarnął się do tyłu w bólu pozwalając wstać przeciwnikowi. Jaszczur wpadł we ściekłość i rzuciwszy się na bezimiennego rąbał i ciął obijając go nadwyrężając w wielu miejscach jego zbroję. Ten cofał się coraz bardziej. Jaszczur przypadł do niego na bezpośrednią odległośc popychając czempiona malala na plecy i powalając go ponownie na ziemię Teraz Loq qua chaqowi udało się unieść koniec halabardy i przebijając zbroję na brzuchu przygwoździc malalitę do podłóża. Bezimienny szarpnął się ostatni raz i zapadł w mrok. Trybyny wybuchnęły entuzjazmem i oklaskami w podziękowaniu za wspaniałe widowisko. W swej loży mag równierz klaskał podziwiając potęznego jaszczura który pokonał jednego z tych wojowników których się w starym świecie obawiano najbardziej.
Czy na sali jest lekarz? A na poważnie, walka opowiedziana super, mnóstwo zwrotów akcji, nieważne że udało mi się odnieść pyrrusowe zwycięstwo, ale czytało się naprawdę bardzo miło i jeżeli kolejne walki drugiej rundy mają tak wyglądać, to umieram z niecierpliwości
ps. Jaszczur nie będąc zbyt sprawny nie znalazł czasu na zabawę zwłokami lecz powrócił do swojej klatki i padł ze zmęczenia. Wiedział że zwycięstwo jest jego, był z siebie dumny, to w końcu kolejny wyznawca chałasu mniej na tym świecie, ale narazie potrzebuje odpoczynku, nawet sporo
ps. Jaszczur nie będąc zbyt sprawny nie znalazł czasu na zabawę zwłokami lecz powrócił do swojej klatki i padł ze zmęczenia. Wiedział że zwycięstwo jest jego, był z siebie dumny, to w końcu kolejny wyznawca chałasu mniej na tym świecie, ale narazie potrzebuje odpoczynku, nawet sporo
Ostatnio zmieniony 19 lut 2009, o 13:52 przez Possessed, łącznie zmieniany 1 raz.
Lizardmenski metabolizm potrafi bardzo szybko zregenerowac tkanki i powazne rany Większość temple guardów moze walczyc nawet po odniesieniu śmiertelnych ran
Graty dla Saurusa, juz wiem kogo brac w nast arenie
Graty dla Saurusa, juz wiem kogo brac w nast arenie
Lok'Qua'Chaq siedział spokojnie w swojej klatce, naturalny proces regeneracji wraz z magią kapłańską zakończył się sukcesem. Ślady po walce jakie pozostały to trzy szramy, najpokaźniejsza na pysku oraz zaschnięta krew obu zawodników na łuskach oraz pancerzu jaszczura. Był dumny ze swoich nowych szram, na jego ciele było już wiele i z każda była oznaką na walkę z potężnym przeciwnikiem, gdyż wszystko niewarte miernoty nigdy nie zadrasnęły pancerza wiekowego saurusa, nawet nie miały okazji gdyż padały zbyt szybko. Ahh, to były czasy pomyślał.. z tęsknił się za swoim domem, za gęstymi dżunglami Lustrii, za swoim miastem, za służbą ze swymi braćmi. Ehh, było-minęło i nigdy nie wróci, trzeba żyć dalej, samemu w tym nieznanym świecie, dobrze że chociaż dają mu do zabijania niegodnych istnień chaosu które nie mają miejsca w planach Pradawnych. Żal mu było pół-człowieka ale walka to walka, wiedział na co karzeł się pisze, życie jest burtalne... takie jak ja, dodał po chwili jaszczur sam do siebie
Czy jaszczur znajdzie swoje miejsce w życiu? Czy pokona zuo na arenie śmierci? Czy znajdzie towarzystwo? Czy odzyska wolność? wszystkiego dowiemy się w następnym odcinku, albo nigdy
Czy jaszczur znajdzie swoje miejsce w życiu? Czy pokona zuo na arenie śmierci? Czy znajdzie towarzystwo? Czy odzyska wolność? wszystkiego dowiemy się w następnym odcinku, albo nigdy
Murmi dawaj walke Mardagga proszeeeee
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Stali naprzeciwko siebie wpatrując się w siebie. Każdy z nich wiedział że za moment stoczą walkę o chwałę i w imieniu ich własnych mrocznych bostw ale każdy podchodził z nich inaczej do tej walki. Postawny Mardragg dyszał rządzą krwi i mordu zgodnie z naturą swego patrona a Rafael błyskał nienawistnie na swego przeciwnika z zawziętością z jaką on i jego bracia niszczyli wszelkie przejawy chaosu. To że sam był ucieleśnieniem chaosu nie miało znaczenia. Chaos niszczy wszystko nawet sam siebie. Rafael to akceptował bo taka była kolej rzeczy.Oboje byli gotowi do walki i oczekiwali tylko gongu.
Gdy ten zabrzmiał Mardragg swoim zwyczajem ruszył jak najprędzej do walki z imieniem Khorna na ustach. Biegiem zaszarżował na Rafaela,który sam rzucił się w kierunku Mardragga gotując swojego Mściciela. Spotkali się dokładnie w środku areny, ale to Rafael pierwszy uderzył. Wielki miecz z impetem przerąbał zbroję chaosu ciężko i głęboko raniąc Mardragga gdy Rafael przebiegał za swego przeciwnika. Czempion Khorna był jednak w szale bojowym i nie poczuł nic poza tym że własna krew zaraz zaczynała mu podchodzic do ust. Odwrócił się i z całą swoją siłą oddał cios młotem z obrotu. Cios był celny bo Rafael z wgnieconą zbroją odleciał do tyłu dwa metry i z trudem utrzymał się na nogach. Napierśnik na jego pancerzu chaosu był bardzo wgnieciony i pęknięty. Sam cios sprawił że pękło mu kilka żeber i potworny ból nim targał. Rafael jednak z determinacją chwycił ponownie miecz atakując ponownie. Mardragg też uniósł swój młot. Oręż Rafaela był jednak trochę lżejszy i to dało mu przewagę szybkości. Potęznym ciosem z ramienia trafił czempiona khorna nad ramieniem i wbił miecz do połowy piersi przechodzac przez zbroję z latwością. Mardragg padł martwy na ziemię. Rafael wyciągnął miecz i triumfalnie uniósł go góre. Oddychac było mu ciężko ale zwycieżył na chwałę Malala.
Gdy ten zabrzmiał Mardragg swoim zwyczajem ruszył jak najprędzej do walki z imieniem Khorna na ustach. Biegiem zaszarżował na Rafaela,który sam rzucił się w kierunku Mardragga gotując swojego Mściciela. Spotkali się dokładnie w środku areny, ale to Rafael pierwszy uderzył. Wielki miecz z impetem przerąbał zbroję chaosu ciężko i głęboko raniąc Mardragga gdy Rafael przebiegał za swego przeciwnika. Czempion Khorna był jednak w szale bojowym i nie poczuł nic poza tym że własna krew zaraz zaczynała mu podchodzic do ust. Odwrócił się i z całą swoją siłą oddał cios młotem z obrotu. Cios był celny bo Rafael z wgnieconą zbroją odleciał do tyłu dwa metry i z trudem utrzymał się na nogach. Napierśnik na jego pancerzu chaosu był bardzo wgnieciony i pęknięty. Sam cios sprawił że pękło mu kilka żeber i potworny ból nim targał. Rafael jednak z determinacją chwycił ponownie miecz atakując ponownie. Mardragg też uniósł swój młot. Oręż Rafaela był jednak trochę lżejszy i to dało mu przewagę szybkości. Potęznym ciosem z ramienia trafił czempiona khorna nad ramieniem i wbił miecz do połowy piersi przechodzac przez zbroję z latwością. Mardragg padł martwy na ziemię. Rafael wyciągnął miecz i triumfalnie uniósł go góre. Oddychac było mu ciężko ale zwycieżył na chwałę Malala.
uwielbiam zapach świeżej krwi o poranku... dobra walka, chodź krótka, skoro Rafael czy jak mu tam będzie moim następnym przeciwnikiem to muszę się bardziej skupić na trzymaniu dystansu, ale ogólnie taktyka ta sama, nabić i przyszpilić do ziemi jak najszybciej unikając gorączkowo wymachiwanego miecza tej zakutej pały, I bez takich gorączkowych akcji jak khornita, agresja agresją ale ostrożności trzeba teraz... ale miło będzie dostać od tak dobrego wojownika bliznę zaśmiał się jaszczur
z trudem utrzymywał się na nogach ale trzymał Mściciela uniesionego wysoko ku niebu, czuł się niemal tak jak dwadzieścia lat temu po swojej pierwszej misji od swojego boga. To była trudna walka ale jak zwykle zwyciężył na chwałę Malala, uradowany opuścił arenę wyczekując kolejnej walki i po raz kolejny z jaszczurem tym razem większym i dużo bardziej agresywnym - Trzeba będzie się dobrze przygotować - pomyślał Ręka Nienawiści
Krew krew na arenie zguba i śmierć krzyczał rozradowany tłum.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Następna para wojowników wkroczyła na arenę. Sarmattan jak zwykle oszczędnie w ruchach. Po wyjściu po prostu stanął oczekując kolejnego śmiertelnika który miał mu stawić czoła. Stał bez ruchu i oczekiwał. Jak w grobowcu dawno temu.Czas nie miał dla niego większego znaczenia. Z innej części areny ostrożnie wyszedł Veskiith. Niepewnie zerkał na arenę czując gulę w gardle. Jego dzisiejszy eliksirr był inny, zwietrzały. Nie działał jak należy. To była ewidentna zdrada Lurka który zle go przygotował. Skandal. Veskith postanowił się z nim rozliczył ale jak narazie miał bardziej pilący problem w postaci swego przeciwnika. Za jego plecami zamknęły się drzwi areny i nie miał wyboru. Ale ilekroć spojrzał na stojąca mumię przed nim, martwiaka to ogarniał go strach. Gdy rozbrzmiał gong ta mumia zaczęła na niego iść. Tak po prostu. W ciszy. Szur. Szur .Szur – szurał piach pod stopami martwiaka. Veskith skulił się w sobie nie mogąc ruszyć i popuszczając pizmo strachu. A Sarmattan się zbliżał dalej. Niestety Veskith nie miał się gdzie uciec. Resztkami odwagi szczurolud zebrał się w sobie i zaczął kręcić kadzielnicą. Na nieszczęście dla niego zakrztusił się solidnie a Sarmattan był już blisko z bronią wzniesioną do ciosu. Potężny dwuręczny miecz trafił skavena raniąc go. Veskith zapiszczał żałośnie i boleśnie zdążając jeszcze poslać kadzielnicę na nieumarłego. Ciezka broń dosięgła starożytnego wojownika i gruchocząc gości odrzuciła go do tyłu otaczając go chmurką spaczeniowego dymu. Sarmattan owi owy dym najwyraźniej mocno zaszkodził. Bandaże wokół jego ciała skorodowały a żrący dym dostał się do zmumifikowanego ciała. Veskith krwawiąc odskoczył do tyłu sięgając do buteleczki z miksturą zdrowia. Podobną buteleczkę miał Sarmattan i natychmiast wylał na siebie jej zawartość. W obu wojowników jakby wstapiły nowe siły.Niestety dla Veskitha Sarmattan przypadł do niego i zdzielając swoim mieczem rozrąbał nieomal na pół. Kawałki szczuroluda padły na arenie w fontannie krwi.
Niestety spotkanie szczura z dwuręcznym mieczem martwiaka nie przebiegło dobrze.
Hmm, zastanawiam się kto tym razem zwycięzy arene .
Hmm, zastanawiam się kto tym razem zwycięzy arene .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Ooo jeszcze tylko walka Rogacza z Mrocznym Danem i półfinał.
Mur mam pytanie, czy jak się ta Arena skończy to robisz następną czy będzie przerwa, bo mój nowy Wysoki Egzekutor czeka z niecierpilwością aby wziąc udział w pojedynkach.
Mur mam pytanie, czy jak się ta Arena skończy to robisz następną czy będzie przerwa, bo mój nowy Wysoki Egzekutor czeka z niecierpilwością aby wziąc udział w pojedynkach.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
bedzie, za często nie rozgrywam tylu walk co kiedys bo czasu nie mam, czasem rano w pracy w wonej chwili udaje mi się.
Przeczytaj to na głos i napisz czy było fajnie. Coś nie gra w tej wypowiedzi.Następna para wojowników wkroczyła na arenę. Sarmattan jak zwykle oszczędnie w ruchach. Po wyjściu po prostu stanął oczekując kolejnego śmiertelnika który miał mu stawić czoła.
"para wojowników wkroczyła" nie brzmi fajnie. Lepiej zostawić "wojownicy wkroczyli".
"Sarmattan jak zwykle oszczędnie w ruchach" - nie lepiej wstawić tam "szedł" i wywalić "jak zwykle"? Nie byłoby powtórzenia przy podobnej długości zdania.
"Po wyjściu po prostu stanął" też jest słabe. Lepsze byłoby "Zatrzymał się na środku areny oczekując kolejnego..." Zachowałbyś wtedy ładny ciąg narracyjny - wkroczył, szedł i zatrzymał się
Powtórzeniestanął oczekując kolejnego śmiertelnika który miał mu stawić czoła. Stał bez ruchu i oczekiwał.
To parę moich uwag. Dalej było więcej błędów ale nie chce mi się poprawiać. Nie miejsce tutaj na takie poprawy. Piszę to po to, żebyś przypadkiem nie popadł w samozachwyt po tych pochwałach ;P