Patrz na emotikony Żaba.Żaba pisze:pewnie - powiedz to heretykowi płonącemu na stosie, to dla dobra Twojej nieśmiertelnej duszy menDębek pisze: Tak na marginesie: Z praktycznego punktu widzenia opłaca się wierzyć. Jak Boga nie ma to niczym nie ryzykujesz, ale jak jest to jesteś w czarnej...
a jeśli Dębku chcesz rzecywiście zwiększyć swoje szanse to porponuję też judaizm, islam, buddyzm, hinduizm i resztę -imów - statystyka zawsze zwycięża
Ż.
Kościół , religia , wiara
Moderatorzy: Heretic, Grolshek, Albo_Albo
Re: Kościół , religia , wiara
Aha, jeszcze jedno - strasznie irytujace jest okreslenie "łaska wiary". Dla mnie to nie zadna laska, tylko przeklenstwo i ciezar. Jakmo ateista nie czuje, zeby czegokolwiek mi brakowalo. Żadna "łaska" nie jest mi do niczego potrzebna. Nie odczuwam jakiekolwiek braku w kwestii moralnosci, swiatopogladu, itd.
Tak, zeby bylo jasne.
Tak, zeby bylo jasne.
Pierwsze 3 dowody o tym samym czyli o granicy regresu:Dębek pisze:Jeśli chodzi o dowody to polecam Św. Tomasza z Akwinu i jego 5 dowodów na istnienie Boga.
Najpierw trzeba zalozyc, ze tylko Bog jest w stanie przetrwac te wszysztkie regresy, a nawet jesli to nie wiaze sie to z posiadaniem przez niego wszystkich pozostalych przymiotow ktore mu zazwyczaj sie przypisuje jak np. wszechwiedza, wszechmoc, dobroc itp. (w starym testamencie to dobry to on nie byl a tu psikus i w nowym nagle sie zmnienil) Granice regresu rzeczy materialnych to zazwyczaj atom, zlozony z elektronow, neutronu i protonow, jak mnie pamiec nie myli. Co do tego poruszyciela to wielki wybuch jest bardziej wiarygodny niz Bog bo na ta teorie sa raczej jakies dowody.1. Dowód z istnienia ruchu (nieruchomy poruszyciel) — nic się nie porusza, jeśli nie zostanie poruszone. To prowadzi nas do regresu, z którego jedynym wyjściem jest Bóg. Coś musiało wykonać pierwszy ruch, a to coś nazywamy Bogiem.
2. Dowód z pojęcia przyczyny sprawczej (przyczyna bez przyczyny) — nie jest możliwe, by cokolwiek spowodowało samo siebie. Każde zdarzenie ma jakąś poprzedzającą przyczynę i znów jesteśmy w sytuacji regresu. Coś musiało być pierwszą przyczyną, a to coś nazywamy Bogiem.
3. Dowód z konieczności rzeczy (argument kosmologiczny) — musiał istnieć taki czas, kiedy nie istniały żadne rzeczy. Ale, skoro kiedyś nie istniały żadne obiekty fizyczne, a istnieją dziś, musiało istnieć coś niefizycznego, co powołało je do istnienia. I to coś nazywamy Bogiem.
Równie dobrze można by powiedzieć, że ludzie różnią się pod względem natężenia wydzielanego smrodu, lecz te różnice między nimi można mierzyć jedynie w odniesieniu do jakiegoś najgorszego wyobrażalnego smrodu, smrodu idealnego, musi zatem istnieć jakiś szczególny, nadzwyczajny śmierdziel i to coś nazywamy Bogiem (Nurglem ). Podstaw sobie zresztą na to miejsce dowolną cechę czy kategorię, a wniosek będzie równie bezsensowny.. 4. Dowód z różnej doskonałości (argument stopnia). Widzimy, że rzeczy na Ziemi się różnią. Różnią się stopniem, na przykład, dobroci czy doskonałości. Ocenić te właściwości możemy jednak tylko poprzez porównanie ze stopniem najwyższym. Ludzie mogą być zarówno dobrzy, jak źli, ale najwyższe dobro nie leży w nas. Musi być zatem coś, co jest najlepsze, co stanowi wzorzec doskonałości, i to coś nazywamy Bogiem.
Ewolucja poprzez dobór naturalny wytwarza niezliczone „projekty", o niebywałej wprost złożoności. Pośród nich znajduje się na przykład układ nerwowy, dzięki któremu — i to w najprostszych jego manifestacjach — organizmy są zdolne do celowego działania; nawet najbardziej prymitywne małe robaczki5. Argument teleologiczny czyli dowód „z projektu" (argument „z rządów wszechświata"). Rzeczy na tym świecie, a zwłaszcza byty ożywione, wyglądają tak, jakby zostały świadomie zaprojektowane. Nic, co znamy, a co wygląda, jakby zostało zaprojektowane, nie wygląda tak, o ile rzeczywiście zaprojektowane nie zostało. A więc musiał istnieć projektant i jego właśnie nazywamy Bogiem
Pytanie brzmi tylko w ktorego? Bo jakby zliczyc wierzenia mieszkancow naszej planety to jest ich w cholere. Skad pewnosc ze akurat ten jest sluszny a nie jakis inny? Co bedzie jesli jednak po smierci okaze sie ze to muzulmanie albo wyznawcy baala mieli racje. Maly zonk. Statystycznie to raczej mala szansa trafic w tego jednego a czcic wszystkich to tez sie z czasem nie wyrobisz ze o przykazaniach "nie bedziesz mial innych bogow poza mna" to nie wspomne. Czyli jednak lepiej byc ateista bo skoro i tak jakby co mamy przesrane to po co tracic czasTak na marginesie: Z praktycznego punktu widzenia opłaca się wierzyć. Jak Boga nie ma to niczym nie ryzykujesz, ale jak jest to jesteś w czarnej...
Ostatnio zmieniony 22 cze 2010, o 13:46 przez Akadera, łącznie zmieniany 1 raz.
Rany, ten znowu swoje.Niezla ekwilibrystyka, ale prowadzaca do blednych wnioskow. Nie mam dowodow, ze bog jest, wiec nie mam podstaw, by w niego wierzyc. To jest zamkniete rozumowanie.
To o czym piszesz to wiedza (poparta doświadczeniami, badaniami, dowodami), a nie wiara. Wiara nie opiera się na dowodach. Jak chcesz wierzyć skoro od początku masz złe założenie. Nie szukaj dowodów. Nie na tym to polega.
Tak jak Żaba - Pomijasz emotikony.A to jest za to niezly przyklad konformizmu i hipokryzji. Calkiem zreszta szeroko praktykowany w naszym spoelczenstwie. Wprawdzie nie wierze, ale ochrzcze dzieciaka, tak na wszelki wypadek.
Ciekawy tekst Akadera. Dzieki, ze sie nim podzieliles.
Zreszta, jesli chodzi o stary testament, to juz mi tu koledzy tlumaczyli, ze to mity i legendy a nie true przekaz.
Zmiana jak na okres wyborczy u kandydata na prezydenta w jednej z naszych partii politycznych.... Wybaczcie niewinny zarcik.mu zazwyczaj sie przypisuje jak np. wszechwiedza, wszechmoc, dobroc itp. (w starym testamencie to dobry to on nie byl a tu psikus i w nowym nagle sie zmnienil)
Zreszta, jesli chodzi o stary testament, to juz mi tu koledzy tlumaczyli, ze to mity i legendy a nie true przekaz.
- swieta_barbara
- habydysz
- Posty: 14648
- Lokalizacja: Jeźdźcy Hardkoru
Ile Wy macie lat, zeby na forum publicznym taka rozmowe prowadzic.
Religia jest dla slabych, prawdziwy facet wie, ze sam jest bogiem.
Religia jest dla slabych, prawdziwy facet wie, ze sam jest bogiem.
Dla pełności definicji jej cd:bless pisze:Z wikipedii:
Agnostycyzm – pogląd, według którego nigdy nikomu nie uda się dowieść istnienia lub nieistnienia Boga, bądź negujący całkowicie lub częściowo możliwość poznania bytu. Thomas Henry Huxley wprowadził termin agnostycyzm, wykluczając możliwość poznawczą człowieka na polu „istoty” rzeczy jak i „istoty” związków przyczynowo-skutkowych. Agnostycyzm przybiera różne formy i nie wyklucza się wzajemnie z ateizmem lub teizmem.
Skoro istnienie Boga może stać się wiadome, to znaczy, że dopuszczają jego istnienie. Pewnie dlatego właśnie raz agnostyków zalicza się do teistów a raz do ateistów, zależnie od tego czy mowa o twardogłowych czy o liberałach.Silny agnostycyzm – istnienia boga lub bogów nie można udowodnić w żaden sposób i nigdy nie uda się tego udowodnić.
Słaby agnostycyzm – istnienie boga lub bogów jest obecnie niewiadome, lecz może stać się wiadome w przyszłości, dlatego na razie należy wstrzymać się z oceną.
Masz racje jesli chodzi o rozroznienie wiary od empirii. Ja sie opieram wylacznie na tym drugim, Ty, a jakims stopniu - takze na tym pierwszym.Dębek pisze: To o czym piszesz to wiedza (poparta doświadczeniami, badaniami, dowodami), a nie wiara. Wiara nie opiera się na dowodach. Jak chcesz wierzyć skoro od początku masz złe założenie. Nie szukaj dowodów. Nie na tym to polega.
Nie mam potrzeby by wierzyc w cokolwiek. Wole wiedzieć. Czasem robie od tego odstepstwo i "ufam", zawieszam wymog dostarczenia dowodu na jakis czas, wzglednie zakladam, ze dowod jest, ale ze wzgledow praktycznych - braku czasu, wysoka wiarygodnosci zrodla - nie sprawdzam go (choc wiem, ze moge to w kazdej chwili zrobic).
Nie mam potrzeby wierzyc, ze jest istota nadprzyrodzona, ktora czyta nam w myslach, ktora bedzie nas sadzic po smierci a potem zrzuci nas do piekla lub wezmie do nieba. Nie potrafie sie bawic w te grę w wiarę. Nie potrafie i nie chcę sie "wczuć" w calkowite zawieszanie niewiary. Niewiare zawieszam na chwile kiedy ogladam filmy SF albo inne bajki.
Pogratulować.Aha, jeszcze jedno - strasznie irytujace jest okreslenie "łaska wiary". Dla mnie to nie zadna laska, tylko przeklenstwo i ciezar. Jakmo ateista nie czuje, zeby czegokolwiek mi brakowalo. Żadna "łaska" nie jest mi do niczego potrzebna. Nie odczuwam jakiekolwiek braku w kwestii moralnosci, swiatopogladu, itd.
Tak, zeby bylo jasne.
Spoko Akadera. Widzę, że dla Ciebie naukowo potwierdzone hipotezy maja wartość prawdy objawionej, ale czy nie ci sami naukowcy twierdzili kiedyś, że Ziemia jest płaska, albo, że atom jest niepodzielny itp. Teorie, na których się opierasz prawdopodobnie za setki lat zostaną 10 razy podważone, zrewidowane lub zakwestionowane. To jest właśnie wspaniała moc dowodowa nauki. Działa w określonym przedziale czasu, a za wiele lat traktowana jest jak kompletna bzdura.
Nie wiesz jakim sprzętem będzie dysponowała ludzkość za setki lat i nie wiesz jakie dziś oczywiste teorie upadną.
Nie wiesz jakim sprzętem będzie dysponowała ludzkość za setki lat i nie wiesz jakie dziś oczywiste teorie upadną.
Nie mam dowodu na jego isnienie i tyle mogę powiedzieć w tej sprawie. Wyciąganie dalszych wniosków z tego stwierdzenia uważam za nieuprawnione. No poza tym, że nie wierzę aby istniał.Ps. Masz dowod na nieistnienie Gorka?
Ps. Ty pewnie wiesz, że Gork nie istnieje więc od razu zapytam.
Sprawdzałeś na Plutonie?
Ostatnio zmieniony 22 cze 2010, o 14:30 przez Dębek, łącznie zmieniany 1 raz.
Zgadzam się z Dębkiem.
Ludzie wierzący nie potrzebują dowodów naukowych na istnienie Boga. Nie muszą też teoretycznie zakładać jego nieistnienia. Nie muszą również się obawiać czy ich wiara jest tą jedyną, prawdziwą ponieważ większość współczesnych religii opisuje jednego tego samego Boga tylko nazewnictwo jest inne (Bóg, Allach, Kryszna, Budda, Jahwe, Jehowa etc.).
Ludzie wierzący nie potrzebują dowodów naukowych na istnienie Boga. Nie muszą też teoretycznie zakładać jego nieistnienia. Nie muszą również się obawiać czy ich wiara jest tą jedyną, prawdziwą ponieważ większość współczesnych religii opisuje jednego tego samego Boga tylko nazewnictwo jest inne (Bóg, Allach, Kryszna, Budda, Jahwe, Jehowa etc.).
ani Kriszna ani tym bardziej Budda (bo jest on tylko doskonałym człowiekiem) nie są osobowym Bogiem w "nowoczesnym" chrześcijańskim rozumieniu. a Jahwe i Jechowa to... judeochrześcijańskomuzułmański Bóg różniący się tylko transkrypcją "imienia"... no ale żeby o podstawach teologii dowiedzieć się od ateisty - BEZCENNE
Ż.
Ż.
Ostatnio zmieniony 22 cze 2010, o 14:32 przez Żaba, łącznie zmieniany 1 raz.
Masz absolutną rację, Dębku. Nikt temu nie przeczy, ze nauka jest w fazie rozwojowej i nie jest jeszcze doskonala. Jeszcze nie wiemy wszystkiego. Wspaniale jednak jest to, ze nasza wiedza jest jednak coraz pelniejsza a dzieje sie tak dzieki temu, że naukowcy wątpią, podważają, przekonują się wzajemnie. Nie ma dla nich dogmatu i rzeczy niepodwazalnych. Albo masz dowód i potrafisz obronic swoja teze albo GTFO. Tylko takie podejscie gwarantuje rozwoj.Dębek pisze:Spoko Akadera. Widzę, że dla Ciebie naukowo potwierdzone hipotezy maja wartość prawdy objawionej, ale czy nie ci sami naukowcy twierdzili kiedyś, że Ziemia jest płaska, albo, że atom jest niepodzielny itp. Teorie, na których się opierasz prawdopodobnie za setki lat zostaną 10 razy podważone, zrewidowane lub zakwestionowane. To jest właśnie wspaniała moc dowodowa nauki. Działa w określonym przedziale czasu, a za wiele lat traktowana jest jak kompletna bzdura.
Nie wiesz jakim sprzętem będzie dysponowała ludzkość za setki lat i nie wiesz jakie dziś oczywiste teorie upadną.
Mimo, iz wiedza nasza jest niepelna i tak jest lepsza od religii. Dlaczego? Bo jej dzieła sa weryfikowalne i uniwersalne. Kazdy fizyk - czy jest wyznania katolickiego, muzulmanskiego czy buddyjskiego opiera sie w swojej pracy fizyka na tych samych danych.
Czytalem o takiej fajnej grze pokazujacej, jaka jest roznica miedzy nauka a religia. Dajmy na to robimy reset cywilizacji - nie ma zadnej nauki i zadnej religii. Jak tylko cywilizacja zacznie sie znowu rozwijac, to predzej czy pozniej znowu wpadnie na to, ze ziemia jest okragla i krazy wokol slonca. Odkryjemy skad sie biora zaćmienia slonca oraz deszcz. Zrozumiemy ich istotę. Szansa na odtworzenie mitologii chrzescijanskiej w jej obecnym ksztalcie jest rowna zeru. Jesli jestes przeprowadzic taki eksperyment w wyobrazni uzmyslowisz sobie, ze religia jest wymyslem czysto ludzkim. Potwierdza to zreszta takze mnogosc religii na swiecie.
EDIT:
Nie sprawdzalem, ale ciesze sie sprowadzasz rzecz do absurdu. Nie wierze by istniał Gork - taka propozycja jest dla mnie niedorzeczna, jest sprzeczna ze zdrowym rozsadkiem dlatego automatycznie stwierdzam jej falszywosc. Czy musze dodawac, ze to samo tyczy sie kazdego boga?Nie mam dowodu na jego isnienie i tyle mogę powiedzieć w tej sprawie. Wyciąganie dalszych wniosków z tego stwierdzenia uważam za nieuprawnione. No poza tym, że nie wierzę aby istniał.
Ps. Ty pewnie wiesz, że Gork nie istnieje więc od razu zapytam.
Sprawdzałeś na Plutonie?
Jesli jednak przedstawisz dowod na istnienie Gorka jestem sklonny zweryfikowac swoj poglad na jego istnienie.
Ostatnio zmieniony 22 cze 2010, o 14:44 przez bless, łącznie zmieniany 1 raz.
Ten który osiąga stan Buddy "stapia" się z Bogiem.Żaba pisze:ani Kriszna ani tym bardziej Budda (bo jest on tylko doskonałym człowiekiem) nie są osobowym Bogiem w "nowoczesnym" chrześcijańskim rozumieniu. a Jahwe i Jechowa to... judeochrześcijańskomuzułmański Bóg różniący się tylko transkrypcją "imienia"... no ale żeby o podstawach teologii dowiedzieć się od ateisty - BEZCENNE
Ż.
Kryszna był opisywany jako Boska istota, resztę ekipy traktowano jako półbogów czyli istoty na wyższym poziomie rozwoju duchowego.
Siddharta Gautama vel Budda i Kryszna przybyli w dokładnie tym samym celu co Jezus.
"Jahwe i Jechowa to... judeochrześcijańskomuzułmański Bóg różniący się tylko transkrypcją "imienia"."
Wiem, no i ??
"... no ale żeby o podstawach teologii dowiedzieć się od ateisty - BEZCENNE"
Ameryki nie odkryłeś
Odbiegamy niepotrzebnie od tematu, ale odpowiem-Nordri pisze:Yegr, prawa natury rządzące światem nie zależą od żadnej umowy społecznej. Każde doświadczenie i obserwacja je potwierdza, żadne im nie zaprzecza. Jeśli teoria nie zgadza się z praktyką, to znaczy że mamy niekompletną teorię, a nie że mamy do czynienia z czymś co jest z założenia niewytłumaczalne. To że praw "dużego" świata nie można zaobserwować w mikroświecie, nie oznacza że przestają obowiązywać, tylko że dochodzą do głosu dodatkowe zjawiska i oddziaływania, które przesłaniają zasady dynamiki Newtona.
Prawa natury nie zależą od tego co my sobie ustalimy. Umową społeczną jest to jak my sobie te prawa natury tłumaczymy. Naukowy opis rzeczywistości sprawdza nam się- dobrze tłumaczy zjawiska, które obserwujemy. Zawsze możemy się jednak mylić. Co historia już wielokrotnie udowodniła.
Dobrą teorią naukową, jest ta która jest pozytywnie weryfikowana przez praktykę- to właśnie jest umowa społeczna. Korzystamy z teorii, które najlepiej pozwalają nam przewidzieć działania świata.
Natomiast twierdzenie, że poznaliśmy prawa rządzące światem, uważam za przejaw pewnej pychy, który nie przystoi badaczom
Czym innym jest powiedzieć, że to co wymyśliliśmy/odkryliśmy dobrze opisuje nasze praktyczne doświadczenia.
To właśnie jest wiara. Tylko nie w Boga, a w przekaz swoich zmysłów, innych ludzi- ogólnie rzecz biorąc w świat który percypujesz.bless pisze:Nie mam potrzeby by wierzyc w cokolwiek. Wole wiedzieć. Czasem robie od tego odstepstwo i "ufam", zawieszam wymog dostarczenia dowodu na jakis czas, wzglednie zakladam, ze dowod jest, ale ze wzgledow praktycznych - braku czasu, wysoka wiarygodnosci zrodla - nie sprawdzam go (choc wiem, ze moge to w kazdej chwili zrobic).
Nie jest to ani dobre, ani złe. Jest to po prostu jeden ze sposobów wyboru warunków początkowych (czy też założeń), w naszym życiu. W historii filozofii co to prezentujesz nazywane jest naturalizmem.
Kogo chcesz przekonać, że Boga nie ma?
Innych forumowiczów, czy Siebie?
Zamiast zwalczać założenia koncepcji teistycznej inną koncepcją, może lepiej zrobisz pokazując jaka jest rozbieżność pomiędzy "wierzę" a "robię"- u wielu tzw. "osób wierzących".
Dlaczego piszę to wszystko, skoro twierdzę, że istnienie lub nieistnienie Boga nie wnosi nic od mojego życia?
Irytuje mnie jak ktokolwiek stara się narzucić (jakkolwiek byśmy tego nie nazywali) swoją wiarę innej osobie - niezależnie czy jest to wiara w Jezusa, Mahometa, Elvisa etc., doznanie zmysłowe i wiara w nieistnienie dowolnej kombinacji pozostałych.
Cenię sobie, za to wierność swoim zasadom. Ale do tego to trzeba, rozumieć to w co się deklaruje, że się wierzy.