
Pomysł musiał spełnić 4 podstawowe przykazania:
1.ma być szybko – kolejne spotkanie wypadało za 2 tygodnie, a gra na pustym stole (koszmaron nie przetrwał) groziła szybką i bolesną śmiercią całego zamysłu. A czas, to luksus, którego zawsze mi brak
2.ma być tanio – nikt nie wiedział, na ile nam starczy zapału do gry, więc pakowanie kasy w coś, co mogło nie przetrwać nawet pięciu spotkań, nie miało sensu
3.ma być prosto – patrz punkt 1. i 2. Budowa domków miała odbywać się metodą survivalową, czyli z wykorzystaniem tego, co znajdzie się w zasięgu ręki, z minimalnym wsparciem ze strony takich gigantów przemysłu modelarskiego, jak Castorama lub Leroy-Merlin oraz posiadanych już narzędzi
4.ma być mobilnie – większość spotkań miała się odbywać się u autora pomysłu, który nie dysponuje „powierzchnią magazynową”, więc domki musiały mieszkać u mnie – to oznaczało konieczność ich transportu za każdym razem, musiały więc być w miarę ciasno upakowane , a rozmiar pudła, w którym będą się przemieszczać, był czynnikiem istotnym; waga całości też była nie od rzeczy
Opierając się na powyższych założeniach stworzyłem projekt do bólu minimalistyczny, ocierający się wręcz o prymitywizm, ale pozwalający na stworzenie całkiem sporego miasteczka w ciągu zaledwie 2 miesięcy, poświęcając mu tylko parę godzin pracy w tygodniu. Wszystkie konstrukcje oparłem na najróżniejszych pudełkach po czymkolwiek, co pozwoliło uprościć i skrócić proces tworzenia oraz ograniczało koszty i zużycie materiałów. Podłogi kolejnych pięter, dachy oraz atrapy schodów początkowo również powstawały z odciętych fragmentów pudełek, później zostały zastąpione tekturą i zdobycznymi patyczkami do kawy (podziękowania dla Coffee Haven

Zdaję sobie sprawę, że moje domki wyglądają, jak kiepski plan filmowy do spaghetti-westernu i mają się nijak do cacuszek, jakie tworzy Quidamcorvus, czy Misha (im oraz wszystkim niesprawiedliwie pominiętym składam głęboki pokłon uznania dla ich talentów i samozaparcia), ale nie taki był zamysł, i nie dla nich jest ten mały poradnik. Chcę pokazać, że KAŻDY przy minimalnym nakładzie kosztów, pracy i talentu jest w stanie stworzyć coś, na czym przy odrobinie wyobraźni da się rozgrywać fajne scenariusze.
A oto i moje koszmarki przedstawione w porządku chronologicznym (pierwszy, zrobiony na godzinę przed grą z pudełka po psich ciasteczkach, nie nadaje się w ogóle do publicznej prezentacji):

1. Zrujnowany dom – to bardziej wypasiona wersja „psiego” domku, ale wykonana jeszcze wyłącznie z fragmentów pudełka (+kraty w oknach zrobione z wykałaczek); cała konstrukcja zewnętrzna (ściany i podłoga), to kompletne pudełko pozbawione góry i przycięte do ostatecznego kształtu, podłogi pięter z pseudoschodami wycięte zostały ze ścianek drugiego pudełka i wklejone; dobrze jest wcześniej na wewnętrznej powierzchni ścian wyrysować linie klejenia, żeby nie wyszła z tego jakaś kompletna abstrakcja

2. Dom z dachem – również wykonany z jednego pudełka, jak poprzedni, tym razem pasek tektury imitujący schody zastąpiłem już w miarę porządnymi drabinami (mieszadełka do kawy z ponawiercanymi otworami, w które powsadzałem fragmenty szaszłykowych patyczków); brakuje zadaszenia okna na strychu, ale zrezygnowałem z niego, bo odpadłoby w czasie transportu

3.Bliźniacze wieże – zrobione z pudełka po „sami wiecie…” (nawiasem mówiąc z pudełka był większy pożytek niż z zawartości


4.Zburzona świątynia – to był pierwszy poważniejszy projekt, miały być porządne drzwi, zdobienia ścian, gargulce, przypory na zewnątrz i inne „duperele” dopóki nie zapakowałem budynku po raz pierwszy do pudła – technika „kolanem” spowodowała, że wywietrzały mi z głowy wszystkie powyższe pomysły; gruzowisko w zawalonym rogu dla podtrzymania stylu zrobiłem również z fragmentów pudełka


5.Budynek obronny – powrót do korzeni, jedynym ustępstwem są drabinki (ten budynek i świątynię potraktowałem sprayem podkładowym – polecam; mocno śmierdzi przy psikaniu, ale daje niezły efekt; nie wiem, jak działa na styrodur)


6.Wieża maga – kolejny efekt recyclingu „sami wiecie czego…”; ze względu na rozmiar budowli dokleiłem podłogę z mdf-u, żeby dociążyć podstawę; „wyrwany” fragment ściany wykorzystałem jako murek-przeszkadzajkę

7.Wielki dom – złośliwie przez współgraczy zwany hotelem; kolejny powrót do korzeni z wykorzystaniem minimalnych środków wyrazu (nie posiadałem dość tektury); chodziło mi o stworzenie czegoś dużego i w pionie, i w poziomie; przy tej konstrukcji powstał istotny problem wysokości pięter (obecnie przyjmuję +/- 3 cale) - przy tak głębokich przestrzeniach pojawia się kłopot z włożeniem ręki i sprawnym manewrowaniem figurką, przynajmniej w przypadku pełnowymiarowego gracza

8.Zrujnowane naroże – ostatni z dwóch pomysłów, które realizowałem bez presji czasu; tu już zacząłem rozważać porządne wykończenie ruinek, ale na chęciach się skończyło


9.Podwójne zrujnowane naroże – to większy fragment tego samego pudełka, oba elementy można ze sobą połączyć; kładka na drugim piętrze została wykonana z mieszadełek do kawy, które imitują deski, a na obu końcach od spodu ma wklejone po dwa krótkie kołki, które pasują do otworów w podłodze - można ją swobodnie demontować, a po umocowaniu trzyma się stabilnie


10. Komplet kładek – tak właśnie wyewoluowało pudełko po mandarynkach


11. Pudło transportowe – a tak wygląda miasteczko w wersji kompakt; jak widać, miejsca w środku jest tak mało, że większość domków trzeba upychać „na wcisk”, dlatego zrezygnowałem ze zdobień; po dopakowaniu na górę teczki z rozpiskami jest na tyle ciasno, że nic się w pudle nie przemieszcza