Arena nr 30 (Czeluścia Karak-Kadrin)
Re: Arena nr 30 (Czeluścia Karak-Kadrin)
Garron Rufinson obudził się po kilkudniowym ciągu picia w kącie swojej komnaty. Stwierdziwszy, że nie ma żadnych nowych blizn i uszkodzeń ciała, postanowił przezwyciężyć potężnego kaca ćwiczeniami, mając nadzieję, że pobudzone krążenie przyspieszy metabolizm...
Jak tam mac, kiedy nowe walki?
Jak tam mac, kiedy nowe walki?
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[Informacja dla uczestników Areny. Mac prawdopodobnie nie będzie mógł jej już dalej prowadzić. Mogę ja ciągnąć dalej ten projekt, ale wtedy musicie się zgodzić na nadanie mojej postaci statusu Bohatera Niezależnego. Inną (nadmienię, że lepszą) opcją byłoby to, gdyby któryś z graczy przygarnął mojego Aachenre na czas trwania Areny. Do Was należy decyzja, czy kończymy chcecie ciągnąć Arenę pod przewodnictwem nowego MG, czy czekamy aż umrze.]
Mógłbym zaopiekować się truposzem, gram TK więc znam mniej więcej fluff. Nie wiem tylko czy znajdę odpowiednio dużo czasu aby prowadzić dwie postacie naraz. Poza tym trochę ciężko wymyślać porywające historie dla pozbawionej emocji mumii, która przez ostatnie 5000 lat, leżał i nic nie robiła. Spróbuję coś pokombinować, w razie czego poproszę o pomoc któregoś z uczestników.
Jednak lepiej by było gdyby spróbował ktoś którego postać już zginęła np. Chomikozo, nindza 77, rabsp, Matijjos.
P.S. jeśli pomylę nicki to wina edytora Worda.
Jednak lepiej by było gdyby spróbował ktoś którego postać już zginęła np. Chomikozo, nindza 77, rabsp, Matijjos.
P.S. jeśli pomylę nicki to wina edytora Worda.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[W takim razie ustalone. Czekam na Waszą decyzję: kto przejmie trupka, a potem ruszamy z Areną dalej!]
- The WariaX
- Falubaz
- Posty: 1005
- Lokalizacja: Rybnik i okolice
Spoko, jak dla mnie może być, szkoda tak w połowie przerywać.
hehe, daj to sobie do podpisuP.S. jeśli pomylę nicki to wina edytora Worda.
Zapraszam do mojej galerii :
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=35475
Maluję na zamówienie:
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 13#p990613
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[W takim razie Chomikozo dostaje Aachenrego Neferkare, dbaj o niego dobrze! I startujemy z Areną dalej]
Wielki tłum krasnoludów, uczestników Areny i ich przyjaciół, a także przyjezdnych wszelkich ras i profesji zebrał się przed wielkim głazem, na którym pismem runicznym wyryta została lista walk. Oczy wszystkich skierowane były na piątą od góry linijkę. Imiona uczestników jarzyły się fluorescencyjnie niebieskim kolorem. Gdzieś blisko rozległ się głęboki dźwięk gongu, raz i drugi. Wzywano na walkę.
Walka pierwsza: Gagroghz Janiewiedziećcomizrobić vs Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł
Walka druga: Slaup Pożeracz Dusz, Wybraniec trzewi vs Filamar Oblicze Cienia
Walka trzecia: Tharri Tharrison vs Grinchai
Walka czwarta: Aachenre Neferkare vs Elhrius znad Błękitnej Wody
Walka piąta: Błogosławiony Undrag Żelazny Kieł vs Piotr von Carstein
Walka szósta: Nathanek vs Joachim Schreiber
Walka siódma: Carlini da Giabenolom vs Quetzal-Rog
Walka ósma: Svarrsoon Mocarny vs Garron Rufinson
Undrag Żelazny Kieł siedział w swojej komnacie, gdy dobiegł go głos gongu. Próbował jeść, ale trzęsły mu się ręce. Nie ze strachu, uczucie to bowiem obce było wywyższonemu. Undrag narodził się, by samemu być postrachem. Po kilku długich dobach spędzonych w krasnoludzkiej twierdzy dowiedział się o sobie czegoś zupełnie nowego. Jego wykuta w ogniu bitew i zahartowana krwią wrogów dusza łaknęła walki tak desperacko, że Undrag nie mógł jeść, ani spać. Podsycało to tylko jego gniew, więc gdy tylko rozległ się gong, Wywyższony runął w stronę drzwi, czując jak narasta w nim bojowa furia. Oby Khorne był tym razem nasycony...
Nie mniej sfrustrowany był Piotr von Carstein, któremu powoli kończyły się świeże zapasy krwi. Każdy krasnolud, którego ostatnio złapał okazał się grubo opancerzony. Zbyt ufny we własne siły Piotr spróbował nawet przebić kłami stalowy kołnierz jednego z nich, ale ząb utknął w masywnym kawałku zbroi. Po chwili wrzeszczący brodacz uciekał już korytarzami do niższych partii twierdzy, a poirytowany wampir starał się rozmasować dziąsła. Niedługo potem rozległ się gong wzywający go na walkę i Piotr poszedł na Arenę popijając małe łyki ze swojej piersiówki.
Wielki tłum krasnoludów, uczestników Areny i ich przyjaciół, a także przyjezdnych wszelkich ras i profesji zebrał się przed wielkim głazem, na którym pismem runicznym wyryta została lista walk. Oczy wszystkich skierowane były na piątą od góry linijkę. Imiona uczestników jarzyły się fluorescencyjnie niebieskim kolorem. Gdzieś blisko rozległ się głęboki dźwięk gongu, raz i drugi. Wzywano na walkę.
Walka pierwsza: Gagroghz Janiewiedziećcomizrobić vs Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł
Walka druga: Slaup Pożeracz Dusz, Wybraniec trzewi vs Filamar Oblicze Cienia
Walka trzecia: Tharri Tharrison vs Grinchai
Walka czwarta: Aachenre Neferkare vs Elhrius znad Błękitnej Wody
Walka piąta: Błogosławiony Undrag Żelazny Kieł vs Piotr von Carstein
Walka szósta: Nathanek vs Joachim Schreiber
Walka siódma: Carlini da Giabenolom vs Quetzal-Rog
Walka ósma: Svarrsoon Mocarny vs Garron Rufinson
Undrag Żelazny Kieł siedział w swojej komnacie, gdy dobiegł go głos gongu. Próbował jeść, ale trzęsły mu się ręce. Nie ze strachu, uczucie to bowiem obce było wywyższonemu. Undrag narodził się, by samemu być postrachem. Po kilku długich dobach spędzonych w krasnoludzkiej twierdzy dowiedział się o sobie czegoś zupełnie nowego. Jego wykuta w ogniu bitew i zahartowana krwią wrogów dusza łaknęła walki tak desperacko, że Undrag nie mógł jeść, ani spać. Podsycało to tylko jego gniew, więc gdy tylko rozległ się gong, Wywyższony runął w stronę drzwi, czując jak narasta w nim bojowa furia. Oby Khorne był tym razem nasycony...
Nie mniej sfrustrowany był Piotr von Carstein, któremu powoli kończyły się świeże zapasy krwi. Każdy krasnolud, którego ostatnio złapał okazał się grubo opancerzony. Zbyt ufny we własne siły Piotr spróbował nawet przebić kłami stalowy kołnierz jednego z nich, ale ząb utknął w masywnym kawałku zbroi. Po chwili wrzeszczący brodacz uciekał już korytarzami do niższych partii twierdzy, a poirytowany wampir starał się rozmasować dziąsła. Niedługo potem rozległ się gong wzywający go na walkę i Piotr poszedł na Arenę popijając małe łyki ze swojej piersiówki.
Szkoda, że nie może. Podobały się nam wszystkim jego opisy.
Svarsson podglądał wszystkie walki. Jednak poziom pokazywany przez innych uczestników, by dla niego ściśle mówiąc wątły. Nie mógł się już doczekać swojej kolei. Pieprzone krasnoludy przydzielili go na koniec. I to w dodatku z jednym z nich. Cóż, ten czas był już nieodległy...
Svarsson podglądał wszystkie walki. Jednak poziom pokazywany przez innych uczestników, by dla niego ściśle mówiąc wątły. Nie mógł się już doczekać swojej kolei. Pieprzone krasnoludy przydzielili go na koniec. I to w dodatku z jednym z nich. Cóż, ten czas był już nieodległy...
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Undrag podekscytowany szedł w stornę Areny, wreszcie nadeszła chwila chwały dla niego i jego Boga, nie zawiedzie choćby miał poćwiartować Wampira na drobne kawałeczki. Khorne będzie z niego dumny, pokaże tym pokurczom jak się powinno walczyć
Welcome to the Tower of Rising Sun.
Moja galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=28122
Kupię RÓŻNE RÓŻNOŚCI: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=55&t=42454
Moja galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=28122
Kupię RÓŻNE RÓŻNOŚCI: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=55&t=42454
- The WariaX
- Falubaz
- Posty: 1005
- Lokalizacja: Rybnik i okolice
Nathanek poczuł, że dzieje się coś nie dobrego. Skupił się na swoich odczuciach dokładniej, żeby wychwycić co takiego wzbudziło jego niepokój. Po krótkiej chwili medytacji nagłe jak piorunem uderzony zrozumiał o co chodzi. Wielki duch tej areny odszedł. Patron krasnoludów zniknął, nie wiadomo dlaczego. Zaiste były to przerażające wieści, jednak to nie koniec złego. W następstwie starego krasnoludzkiego ducha pojawiło się coś nowego. Coś strasznego, coś przerażającego, coś NAVIEDZONEGO !! Kapłan wstał czym prędzej, po czym udał się do pobliskiej karczmy, żeby rozgłosić ową straszliwą nowinę.
-Ludu pracujący !! wysłuchajta mego słowa. Wielki krasnoludzki duch odszedł...
(...)
-Ludu pracujący !! wysłuchajta mego słowa. Wielki krasnoludzki duch odszedł...
(...)
Zapraszam do mojej galerii :
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=35475
Maluję na zamówienie:
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 13#p990613
Dziękuję Te Wariat za cenną uwagę. Cieszę się że Chomikowo wziął Tom Kinga i arena wreszcie może ruszyć.The WariaX pisze:Spoko, jak dla mnie może być, szkoda tak w połowie przerywać.
hehe, daj to sobie do podpisuP.S. jeśli pomylę nicki to wina edytora Worda.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Piąta Walka: Undrag Żelazny Kieł vs Piotr von Carstein
Zimne kamienie areny drżały, przenosząc wibracje setek stóp uderzających o posadzkę. Szum zniecierpliwionego tłumu zmienił się we wrzaski i ryk zachwytu, gdy do kamiennej sali wkroczył Undrag Żelazny Kieł. Wybraniec Khorne'a w swoim pancerzu wyglądał jak ożywiona statua mrocznego boga odlana z czarnego metalu. Budził respekt i grozę. Stanął u swoich wrót, ciężko stawiając obute w gruby metal stopy, a jego dziki okrzyk bojowy zmroził widzom krew w żyłach.
Lecz oto cień przemknął ponad kamieniami areny i przed wojownikiem chaosu pojawił się Piotr von Carstein. Krokiem lekkim jak podmuchy sylvańskiego wiatru począł iść w stronę swego oponenta, opierając z gracją dłoń na rękojeści swej broni.
Uderzono w gong.
- KREW I CZASZKI! - ryknął sługa Khorne'a rzucając się do dzikiej szarży.
Wampir tylko na to czekał. Zasyczał wrogo, a jego dłoń wystrzeliła do przodu. Dwa sztylety pomknęły chyżo, ze świstem rozcinając powietrze. Błysnęło krótko w świetle pochodni. Pierwszy nóż odbił się z brzękiem o rant tarczy, drugi natomiast, przebiwszy metal, utkwił w stopie chaośnika.
Undrag potknął się, zmylił krok i przystanął, by wyrwać cienką, stalową drzazgę utkwioną w jego nodze. Wampir zaśmiał się i oto stał już za nim, kreśląc swym rapierem srebrzyste rysy na zbroi przeciwnika.
Czerwona wściekłość zalała oczy Undraga. Uderzył toporem raz i drugi, ale tylko jeden z ciosów ledwo drasnął gibkiego wampira. Piotr von Carstein zrewanżował się okrutnym sztychem wprost przez wizjer w hełmie chaośnika. Cios, choć zadany z precyzją, ześlizgnął się po doskonałym pancerzu jego wroga.
Undrag natomiast bardzo starał się nie stracić nad sobą kontroli. Pożądał krwi tego wampira, pragnął ażeby jego czaszka ozdobiła tron Khorne'a. Wiedział jednak, że jeśli pozwoli sobie na chwilę zapomnienia, znacznie szybszy przeciwnik w końcu go dosięgnie. Wyczekał więc na odpowiedni moment, a gdy Piotr był blisko uderzył go swą tarczą wytrącając z równowagi. "Teraz", pomyślał Undrag, "bądź przy mnie Panie Krwi". Ciął potężnie z góry.
Lecz Khorne najwyraźniej nie wysłuchał jego modłów. W tym samym czasie, gdy topór Undraga dosięgnął wampirzej piersi, rapier Piotra znalazł wreszcie szczelinę w zbroi chaosu.
Śmiertelni wrogowie odskoczyli od siebie. Undrag poczuł cios, palący ból nisko w brzuchu i strumienie krwistej wilgoci spływające po wewnętrznych stronach pancerza. Piotr już się nie uśmiechał. Czuł esencję życia, powoli opuszczającą jego zwinne ciało. Taka rana byłaby dla zwykłego śmiertelnika zabójcza, lecz Piotr von Carstein nie był zwykłym śmiertelnikiem. Miał tylko jeden pomysł jak wybrnąć z tej sytuacji. Podniósł do ust ostrze rapiera i zaczął zlizywać krew jego wroga, czując jak dodaje mu sił.
Undrag spojrzał zamroczonymi oczami na wampira. Czuł, że nie może zawieść i dlatego nie cofnął się. Podniósł z trudem swą broń i runął do szarży. W jego duszy płonęła tylko wściekłość. I oto Khorne, Pan Krwi i Władca Tronu Czaszek ujrzał poświęcenie swego wiernego sługi. Jego mroczne spojrzenie roznieciło w Wybranym nowe siły. Undrag przypadł do wroga i porzucając topór złapał oburącz rękojeść wampirzego rapiera, wyrywając go Piotrowi z rąk. Moc, która go przepełniała dodała mu sił, a jego cios był straszliwy. Czaszka wampira rozprysła się na drobne części, a czarna krew obryzgała kamienie areny. Tłum zawył z uwielbieniem. Undrag Żelazny Kieł podniósł do góry zdobyczną broń oraz swój własny topór i zakrzyczał dziko siejąc dookoła kroplami krwi. Wyglądał jak żywe wcielenie rzezi.
Wiele chwil później opuścił arenę. Ranny, ale nasycony.
Zimne kamienie areny drżały, przenosząc wibracje setek stóp uderzających o posadzkę. Szum zniecierpliwionego tłumu zmienił się we wrzaski i ryk zachwytu, gdy do kamiennej sali wkroczył Undrag Żelazny Kieł. Wybraniec Khorne'a w swoim pancerzu wyglądał jak ożywiona statua mrocznego boga odlana z czarnego metalu. Budził respekt i grozę. Stanął u swoich wrót, ciężko stawiając obute w gruby metal stopy, a jego dziki okrzyk bojowy zmroził widzom krew w żyłach.
Lecz oto cień przemknął ponad kamieniami areny i przed wojownikiem chaosu pojawił się Piotr von Carstein. Krokiem lekkim jak podmuchy sylvańskiego wiatru począł iść w stronę swego oponenta, opierając z gracją dłoń na rękojeści swej broni.
Uderzono w gong.
- KREW I CZASZKI! - ryknął sługa Khorne'a rzucając się do dzikiej szarży.
Wampir tylko na to czekał. Zasyczał wrogo, a jego dłoń wystrzeliła do przodu. Dwa sztylety pomknęły chyżo, ze świstem rozcinając powietrze. Błysnęło krótko w świetle pochodni. Pierwszy nóż odbił się z brzękiem o rant tarczy, drugi natomiast, przebiwszy metal, utkwił w stopie chaośnika.
Undrag potknął się, zmylił krok i przystanął, by wyrwać cienką, stalową drzazgę utkwioną w jego nodze. Wampir zaśmiał się i oto stał już za nim, kreśląc swym rapierem srebrzyste rysy na zbroi przeciwnika.
Czerwona wściekłość zalała oczy Undraga. Uderzył toporem raz i drugi, ale tylko jeden z ciosów ledwo drasnął gibkiego wampira. Piotr von Carstein zrewanżował się okrutnym sztychem wprost przez wizjer w hełmie chaośnika. Cios, choć zadany z precyzją, ześlizgnął się po doskonałym pancerzu jego wroga.
Undrag natomiast bardzo starał się nie stracić nad sobą kontroli. Pożądał krwi tego wampira, pragnął ażeby jego czaszka ozdobiła tron Khorne'a. Wiedział jednak, że jeśli pozwoli sobie na chwilę zapomnienia, znacznie szybszy przeciwnik w końcu go dosięgnie. Wyczekał więc na odpowiedni moment, a gdy Piotr był blisko uderzył go swą tarczą wytrącając z równowagi. "Teraz", pomyślał Undrag, "bądź przy mnie Panie Krwi". Ciął potężnie z góry.
Lecz Khorne najwyraźniej nie wysłuchał jego modłów. W tym samym czasie, gdy topór Undraga dosięgnął wampirzej piersi, rapier Piotra znalazł wreszcie szczelinę w zbroi chaosu.
Śmiertelni wrogowie odskoczyli od siebie. Undrag poczuł cios, palący ból nisko w brzuchu i strumienie krwistej wilgoci spływające po wewnętrznych stronach pancerza. Piotr już się nie uśmiechał. Czuł esencję życia, powoli opuszczającą jego zwinne ciało. Taka rana byłaby dla zwykłego śmiertelnika zabójcza, lecz Piotr von Carstein nie był zwykłym śmiertelnikiem. Miał tylko jeden pomysł jak wybrnąć z tej sytuacji. Podniósł do ust ostrze rapiera i zaczął zlizywać krew jego wroga, czując jak dodaje mu sił.
Undrag spojrzał zamroczonymi oczami na wampira. Czuł, że nie może zawieść i dlatego nie cofnął się. Podniósł z trudem swą broń i runął do szarży. W jego duszy płonęła tylko wściekłość. I oto Khorne, Pan Krwi i Władca Tronu Czaszek ujrzał poświęcenie swego wiernego sługi. Jego mroczne spojrzenie roznieciło w Wybranym nowe siły. Undrag przypadł do wroga i porzucając topór złapał oburącz rękojeść wampirzego rapiera, wyrywając go Piotrowi z rąk. Moc, która go przepełniała dodała mu sił, a jego cios był straszliwy. Czaszka wampira rozprysła się na drobne części, a czarna krew obryzgała kamienie areny. Tłum zawył z uwielbieniem. Undrag Żelazny Kieł podniósł do góry zdobyczną broń oraz swój własny topór i zakrzyczał dziko siejąc dookoła kroplami krwi. Wyglądał jak żywe wcielenie rzezi.
Wiele chwil później opuścił arenę. Ranny, ale nasycony.
Ostatnio zmieniony 3 paź 2011, o 09:12 przez Naviedzony, łącznie zmieniany 1 raz.
Taki mały kfiatek
Naviedzony pisze:Undrag Żelazny Kieł podniósł do góry zdobyczną broń oraz swój własny topór i zakrzyczał dziko siejąc dookoła kroplami krwi, swojej i własnej.
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
Undrag czuł spojrzenie swego Boga i wiedział że wykonał zadanie, pierwsza ofiara dla Khornea na tej Arenie spocznie pod jego tronem. Rany Wybrańca były dość poważne ale wiedział że zagoją się bardzo szybko, już dawno temu zauważył że jego ciało regeneruje się w zawrotnym tempie. Postanowił natychmiast udać się do swojej komnaty i odmówic modły do swego Pana i złożyć w ofierze nową czaszkę, choć szczerze mówiąc niewiele z niej zostało po jego zabójczym ciosie. Furia już go opuszczała na dobre i uświadomił sobie że jest nasycony, przynajmniej na jakiś czas. Miał tylko nadzieję że szybko będzie mógł stanąć ponownie na Arenie i skrzyżować ostrze z kolejnym przeciwnikiem.
Welcome to the Tower of Rising Sun.
Moja galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=28122
Kupię RÓŻNE RÓŻNOŚCI: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=55&t=42454
Moja galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=28122
Kupię RÓŻNE RÓŻNOŚCI: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=55&t=42454
Walka była bardziej widowiskowa niż zwykle. Szybka i krwawa, czyli to widownia lubi najbardziej. Joachim udał przygotowywać się do swego starcia.
Serio, lepiej czyta mi się twoje opisy walki, nie umniejszając Macowi oczywiście.
Serio, lepiej czyta mi się twoje opisy walki, nie umniejszając Macowi oczywiście.
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Walka pierwsza: Gagroghz Janiewiedziećcomizrobić vs Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł
Walka druga: Slaup Pożeracz Dusz, Wybraniec trzewi vs Filamar Oblicze Cienia
Walka trzecia: Tharri Tharrison vs Grinchai
Walka czwarta: Aachenre Neferkare vs Elhrius znad Błękitnej Wody
Walka piąta: Błogosławiony Undrag Żelazny Kieł vs Piotr von Carstein
Walka szósta: Nathanek vs Joachim Schreiber
Walka siódma: Carlini da Giabenolom vs Quetzal-Rog
Walka ósma: Svarrsoon Mocarny vs Garron Rufinson
Kapłan Nathanek zamiast przygotowywać się do swej walki rozmawiał z Sigmarem. Ktoś, obdarzony romantyczną duszą mógłby uznać to za piękną metaforę. Prawda jednak była bardziej dosłowna.
- Panie mój, daj mi swą wskazówkę jak mam pokonać mojego grzesznego wroga!
Nastała chwila ciszy, a potem Nathanek odrzekł:
- Aha.
Po czym wstał i poszedł na Arenę. Wielki młot kołysał się u jego biodra, a gruby pancerz lśnił w ciemności.
Joachim Schreibe spędził noc przed walką na pokrzepianiu się mocną, krasnoludzką okowitą i wspominaniu swoich towarzyszy. Chciałby, żeby jego dawny dowódca był teraz na trybunach. Wiele by dał, ażeby kapitan Krieger, czy Jurij mogli pomaszerować z nim ramię w ramię na piaski areny. Wychylił ostatni tej nocy kufel wspominając swoich towarzyszy i odszedł do swojej kwatery, by zażyć snu. Być może ostatniego w jego życiu.
Walka druga: Slaup Pożeracz Dusz, Wybraniec trzewi vs Filamar Oblicze Cienia
Walka trzecia: Tharri Tharrison vs Grinchai
Walka czwarta: Aachenre Neferkare vs Elhrius znad Błękitnej Wody
Walka piąta: Błogosławiony Undrag Żelazny Kieł vs Piotr von Carstein
Walka szósta: Nathanek vs Joachim Schreiber
Walka siódma: Carlini da Giabenolom vs Quetzal-Rog
Walka ósma: Svarrsoon Mocarny vs Garron Rufinson
Kapłan Nathanek zamiast przygotowywać się do swej walki rozmawiał z Sigmarem. Ktoś, obdarzony romantyczną duszą mógłby uznać to za piękną metaforę. Prawda jednak była bardziej dosłowna.
- Panie mój, daj mi swą wskazówkę jak mam pokonać mojego grzesznego wroga!
Nastała chwila ciszy, a potem Nathanek odrzekł:
- Aha.
Po czym wstał i poszedł na Arenę. Wielki młot kołysał się u jego biodra, a gruby pancerz lśnił w ciemności.
Joachim Schreibe spędził noc przed walką na pokrzepianiu się mocną, krasnoludzką okowitą i wspominaniu swoich towarzyszy. Chciałby, żeby jego dawny dowódca był teraz na trybunach. Wiele by dał, ażeby kapitan Krieger, czy Jurij mogli pomaszerować z nim ramię w ramię na piaski areny. Wychylił ostatni tej nocy kufel wspominając swoich towarzyszy i odszedł do swojej kwatery, by zażyć snu. Być może ostatniego w jego życiu.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Szósta Walka: Nathanek vs Joachim Schreiber
Zgromadzony na trybunach tłum zawył z uciechy, gdy na piaski areny wkroczył kapłan Sigmara, tocząc wokół błędnym wzrokiem. Jego spojrzenie zatrzymało się na dłużej na pomarańczowych czubach Zabójców, a potem przeniosło się na wszechobecne runiczne symbole.
- Ach... -westchnął - następne dzieło mrocznych bogów.
Z szerokiego, kamiennego wyjścia po drugiej stronie wyszedł Joachim Schreiber z długim mieczem opartym na ramieniu. Przystanął i skinął głową wiwatującej tłuszczy. Potem zważył miecz w dłoni i stanął naprzeciw swego wroga, ze spokojem czekając na gong.
- Na Sigmara, nie wyczuwam w tobie zła - odezwał się Nathanek - na twoich włosach nie jawi się wosk i nie nosisz jaskrawych, czarnych jak smoła ubrań. Nie widzę pumpów, ani medalionów... Nie jesteś...
Nathanek nagle urwał. Przyjrzał się uważniej swemu przeciwnikowi i doznał oświecenia. Odkrył herezję skrywaną głębiej niż przypuszczał.
- Myślisz, że wygrasz walkę! - warknął - Ty bluźnierco! Jak śmiesz myśleć pozytywnie?!
Zaskoczony żołnierz nawet nie oponował. Nie zdążyłby zresztą, bo w tej właśnie chwili rozległ się głęboki dźwięk gongu.
Kapłan Sigmara zaatakował szybko i brutalnie. Oburęczny młot zatoczył krótki łuk i opadł na pierś Shreibera znacząc pancerz małym wgnieceniem. Żołnierz odskoczył i drugi cios wojennego młota trafił w próżnię. Joachim Schreiber postanowił zakończyć walkę możliwie szybko. Wolałby zgładzić pomiot chaosu, ale obłąkany kapłan Sigmara mógł w równym stopniu zaszkodzić Imperium. Wyprowadził więc zamaszyste cięcia, starając się przełamać obronę wroga, ale kapłan okazał się być sprawnym wojownikiem. Trzonek młota uderzył kapitana w brzuch, a obuch ugodził go w bok przy akompaniamencie chrzęszczącej pod ciosami kolczugi.
Joachim cofnął się. Z narastającą paniką stwierdził, że nie jest w stanie złapać oddechu. Stłuczony bok bolał potwornie. Nathanek zbliżył się i z triumfem w oczach opuścił młot na głowę żołnierza. Schreiber przetoczył się, ratując głowę przed strzaskaniem i nie wstając z kolan ciął straszliwie na odlew. Nagolennik z brzękiem wyfrunął w powietrze znacząc swoją drogę kropelkami krwi, a Nathanek upadł na plecy. Rozrąbana łydka krwawiła obficie.
Joachim podniósł się ciężko i odsunął, żeby nabrać oddechu. Za późno zrozumiał swój błąd. Oczy Nathanka rozjarzyły się bowiem świetlistym blaskiem, a on sam zerwał się z ziemi niczym podciągnięty na niewidzialnych sznurach.
Joachim cofnął się przerażony boską mocą, która zdawała się wypełniać jego adwersarza. Złota łuna bijąca od kapłana oślepiała. Rana na nodze emanowała gorącem tysiąca słońc, a wojenny młot kreślił w powietrzu szerokie łuki. Nathanek runął do ataku, a jego bojowy krzyk był niczym łoskot nadciągającej burzy. Za nim kroczyła światłość.
Żołnierz nie zauważył ciosu. W jednej chwili znalazł się na piasku areny. Nie przeraziła go myśl, że nie jest w stanie ruszyć nogami. Ze spokojem i ostateczną rezygnacją patrzył jak obleczona w boski blask sylwetka kapłana podchodzi wznosząc młot.
Nieoczekiwanie złocista łuna zgasła pozostawiając widzom i Joachimowi czarne plamki przed oczami. Nathanek klęknął na jedno kolano, a potem zachwiał się. Powstrzymywane ekstatycznym uniesieniem ból i zmęczenie wróciły do niego ze zdwojoną siłą. Joachim Schreiber podniósł się na łokciu i trzymając miecz w połowie ostrza wyprowadził desperacki sztych. Ostrze dosięgło kapłańskiej szyi wchodząc tuż pod szczęką, zaledwie na kilka centymetrów. Śmiertelnie zmęczony żołnierz Imperium zacisnął mocniej na ostrzu krwawiące palce i przekręcił klingę poszerzając ranę. Nathanek wykrwawiał się długie, długie minuty.
Ciężko rannego Joachima Schreibera zniesiono z pola dopiero gdy obłąkany kapłan ostatecznie skończył w objęciach swego boga.
Zgromadzony na trybunach tłum zawył z uciechy, gdy na piaski areny wkroczył kapłan Sigmara, tocząc wokół błędnym wzrokiem. Jego spojrzenie zatrzymało się na dłużej na pomarańczowych czubach Zabójców, a potem przeniosło się na wszechobecne runiczne symbole.
- Ach... -westchnął - następne dzieło mrocznych bogów.
Z szerokiego, kamiennego wyjścia po drugiej stronie wyszedł Joachim Schreiber z długim mieczem opartym na ramieniu. Przystanął i skinął głową wiwatującej tłuszczy. Potem zważył miecz w dłoni i stanął naprzeciw swego wroga, ze spokojem czekając na gong.
- Na Sigmara, nie wyczuwam w tobie zła - odezwał się Nathanek - na twoich włosach nie jawi się wosk i nie nosisz jaskrawych, czarnych jak smoła ubrań. Nie widzę pumpów, ani medalionów... Nie jesteś...
Nathanek nagle urwał. Przyjrzał się uważniej swemu przeciwnikowi i doznał oświecenia. Odkrył herezję skrywaną głębiej niż przypuszczał.
- Myślisz, że wygrasz walkę! - warknął - Ty bluźnierco! Jak śmiesz myśleć pozytywnie?!
Zaskoczony żołnierz nawet nie oponował. Nie zdążyłby zresztą, bo w tej właśnie chwili rozległ się głęboki dźwięk gongu.
Kapłan Sigmara zaatakował szybko i brutalnie. Oburęczny młot zatoczył krótki łuk i opadł na pierś Shreibera znacząc pancerz małym wgnieceniem. Żołnierz odskoczył i drugi cios wojennego młota trafił w próżnię. Joachim Schreiber postanowił zakończyć walkę możliwie szybko. Wolałby zgładzić pomiot chaosu, ale obłąkany kapłan Sigmara mógł w równym stopniu zaszkodzić Imperium. Wyprowadził więc zamaszyste cięcia, starając się przełamać obronę wroga, ale kapłan okazał się być sprawnym wojownikiem. Trzonek młota uderzył kapitana w brzuch, a obuch ugodził go w bok przy akompaniamencie chrzęszczącej pod ciosami kolczugi.
Joachim cofnął się. Z narastającą paniką stwierdził, że nie jest w stanie złapać oddechu. Stłuczony bok bolał potwornie. Nathanek zbliżył się i z triumfem w oczach opuścił młot na głowę żołnierza. Schreiber przetoczył się, ratując głowę przed strzaskaniem i nie wstając z kolan ciął straszliwie na odlew. Nagolennik z brzękiem wyfrunął w powietrze znacząc swoją drogę kropelkami krwi, a Nathanek upadł na plecy. Rozrąbana łydka krwawiła obficie.
Joachim podniósł się ciężko i odsunął, żeby nabrać oddechu. Za późno zrozumiał swój błąd. Oczy Nathanka rozjarzyły się bowiem świetlistym blaskiem, a on sam zerwał się z ziemi niczym podciągnięty na niewidzialnych sznurach.
Joachim cofnął się przerażony boską mocą, która zdawała się wypełniać jego adwersarza. Złota łuna bijąca od kapłana oślepiała. Rana na nodze emanowała gorącem tysiąca słońc, a wojenny młot kreślił w powietrzu szerokie łuki. Nathanek runął do ataku, a jego bojowy krzyk był niczym łoskot nadciągającej burzy. Za nim kroczyła światłość.
Żołnierz nie zauważył ciosu. W jednej chwili znalazł się na piasku areny. Nie przeraziła go myśl, że nie jest w stanie ruszyć nogami. Ze spokojem i ostateczną rezygnacją patrzył jak obleczona w boski blask sylwetka kapłana podchodzi wznosząc młot.
Nieoczekiwanie złocista łuna zgasła pozostawiając widzom i Joachimowi czarne plamki przed oczami. Nathanek klęknął na jedno kolano, a potem zachwiał się. Powstrzymywane ekstatycznym uniesieniem ból i zmęczenie wróciły do niego ze zdwojoną siłą. Joachim Schreiber podniósł się na łokciu i trzymając miecz w połowie ostrza wyprowadził desperacki sztych. Ostrze dosięgło kapłańskiej szyi wchodząc tuż pod szczęką, zaledwie na kilka centymetrów. Śmiertelnie zmęczony żołnierz Imperium zacisnął mocniej na ostrzu krwawiące palce i przekręcił klingę poszerzając ranę. Nathanek wykrwawiał się długie, długie minuty.
Ciężko rannego Joachima Schreibera zniesiono z pola dopiero gdy obłąkany kapłan ostatecznie skończył w objęciach swego boga.
Ostrze tkwiło w szyi Nathanka. Cierp psie. - szepnął, po czym obrócił klingę., Schreiber bezgłośnie zakończył los fanatyka.
- Komu do cholery Sigmar pomaga. - to ostatnie o czym pomyślał. Następnie fala ciemności ogarnęła jego umysł.
- Komu do cholery Sigmar pomaga. - to ostatnie o czym pomyślał. Następnie fala ciemności ogarnęła jego umysł.
Ostatnio zmieniony 5 paź 2011, o 20:18 przez Eriks281, łącznie zmieniany 3 razy.
- Klnę się na Sigmara - nigdy nie weźmiecie mnie żywcem, upadli słudzy ciemności!
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"
- Nigdy nie zamierzaliśmy. Zastrzelcie go.
Takaris Fellblade, kapitan Czarnej Arki "Udręka"