Arena nr 30 (Czeluścia Karak-Kadrin)
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Re: Arena nr 30 (Czeluścia Karak-Kadrin)
[Jest więc ostateczna para! Do piątku napiszę intro do ostatecznej walki. Finał w piątek lub sobotę. Zostańcie z nami! ]
Ea taki finał jaki chciałem !!!
A teraz obstawiam truposza, bo juz zna wszystkie myki z jadem goblina i wie ze nie warto go lekcewarzyc
Niech sobie topielec weźmie jakas wode albo cos zeby mu rany od sztylecikow sie uleczyly
A teraz obstawiam truposza, bo juz zna wszystkie myki z jadem goblina i wie ze nie warto go lekcewarzyc
Niech sobie topielec weźmie jakas wode albo cos zeby mu rany od sztylecikow sie uleczyly
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Wielka radość zapanowała w Karak-Kadrin i wszyscy mieszkańcy wylegli na kamieniste ulice twierdzy, by powitać powracających z podziemi bohaterów. Nawet sam Ungrim Żelazna Pięść zawitał przy otwartej na oścież bramie, lustrując uważnym wzrokiem szeregi swoich najlepszych wojowników. Najstarszy z Zabójców przepchnął się przez wiwatujący tłum i cichym głosem złożył Thanowi meldunek. Ungrim pokiwał głową. Po chwili wspiął się na naprędce zorganizowane podwyższenie i przemówił.
- Krasnoludy Karak-Kadrin i goście z dalekich stron! Oto wyłoniliśmy najlepszych z najlepszych! Dwóch potężnych wojowników stanie wnet naprzeciw siebie! Niechaj rozświetlona zostanie ostatnia walka Areny! Niechaj oczy nasze ucieszy widok triumfatora! Na Arenę!
Tłum ruszył, hucząc w podnieceniu. Wysoko nad ich głowami, na Wielkiej Ścianie, błękitem rozjarzyły się imiona ostatnich zawodników Areny.
FINAŁ
Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł vs Grinchai
Tymczasem jeden z krasnoludzkich strażników trzymających wartę u wrót Areny rozejrzał się niespokojnie. Od początku swojej dzisiejszej służby miał bardzo złe przeczucia. Po dłuższej chwili wahania opadł na kolana i przyłożył ucho do ziemi.
- Słyszałeś to? - Spytał w odpowiedzi na zaniepokojone spojrzenie swego towarzysza. - Coś się szykuje. Jakby skały tarły jedna o drugą.
- Dużo się wypiło, co? - Mruknął drugi strażnik. - W głowie teraz huczy?
- Może i racja. Zapomnij, pewnie to tylko gorzała.
Ale złe przeczucie nie opuściło go do końca służby.
- Krasnoludy Karak-Kadrin i goście z dalekich stron! Oto wyłoniliśmy najlepszych z najlepszych! Dwóch potężnych wojowników stanie wnet naprzeciw siebie! Niechaj rozświetlona zostanie ostatnia walka Areny! Niechaj oczy nasze ucieszy widok triumfatora! Na Arenę!
Tłum ruszył, hucząc w podnieceniu. Wysoko nad ich głowami, na Wielkiej Ścianie, błękitem rozjarzyły się imiona ostatnich zawodników Areny.
FINAŁ
Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł vs Grinchai
Tymczasem jeden z krasnoludzkich strażników trzymających wartę u wrót Areny rozejrzał się niespokojnie. Od początku swojej dzisiejszej służby miał bardzo złe przeczucia. Po dłuższej chwili wahania opadł na kolana i przyłożył ucho do ziemi.
- Słyszałeś to? - Spytał w odpowiedzi na zaniepokojone spojrzenie swego towarzysza. - Coś się szykuje. Jakby skały tarły jedna o drugą.
- Dużo się wypiło, co? - Mruknął drugi strażnik. - W głowie teraz huczy?
- Może i racja. Zapomnij, pewnie to tylko gorzała.
Ale złe przeczucie nie opuściło go do końca służby.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[Czekam na ostatni fabularny post każdego z zawodników.]
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Utopiec był pewien łaski Mrocznych Bogów, którzy na końcu jego drogi do dominacji postawili przeciwnika zaiste niezwykłego. Chaosyta nie lekceważył jednak tej małej istoty. Skoro przetrwała do finału, oznacza to, iż musiała być morderczym przeciwnikiem.
-SZEFUUU!! ŻYJESZ?! OBUDŹTA SIEM!!-ryczał Skarsk i prasnął go porządnie w łeb.
-Zostaw mnie szujo! Żyje... - Grinchai po walce zemdlał i spał dobre 5 dni
-To dobrze- odparł Guther- za dwo dni jest finał walczysz z wampierem...
- Grrr....nieumarłe świństwo, od lat z nimi walczyliśmy broniąc noszej storej wioski. Zawsze przegrywoliśmy, ale tym rozem bedzie inoczej...- uśmiechnął się - mom plan. Hihihiiii.... Skarsk, Guther zadanie specjalne dlo wos. Macie znaleźć mi żółte grzyby, to te które przyśpieszają regenerację. Ni moge czekoć, aż me rany sie same zagoją. Macie mi je przynieść najpóźniej jutro wieczorem. I powiedzta innym, żeby upolowali trzy dziki.
Gobliny zaśpiewały swoją piosenkę:
Pal i osmalaj, wędź i podpiekaj!
Niezła przekąska już na nas czeka!
Upiec je żywcem czy w tłuszczu usmażyć,
A może udusić lub w kotle uwarzyć?
------------------
Dobę później:
-Mlask... Glam...BUEEE....!! Ahh... czuje siem wspaniale! - krzyknął Grinchai - Tera idem poćwiczyć, a później pomodlę się do Morka.
------------------
Następnego ranka:
Grinchai i jego banda bujając się weszli do Karak-Kadrin. Grinchai czuł, że jego siły powróciły w całości, czuł, że jego modły zostały wysłuchane. Oba sztylety miał przy sobie, fiolki z trucizną spoczywały w kieszeni, nasączy sztylety nią jak wejdzie na Arenę. W głowie miał gotowy plan który oczekiwał na zrealizowanie.
-WAAAAAAAAGH!!!!- ryknął Grinchai przepełniony mocą Waaagh! kiedy stąpał już na Arenie oczekując na przeciwnika - Zetrzem ich w proch! Nasza pokazać im jak i co! - Jego pobratyńcy zaczęli głośno skandować jego imię.
-Zostaw mnie szujo! Żyje... - Grinchai po walce zemdlał i spał dobre 5 dni
-To dobrze- odparł Guther- za dwo dni jest finał walczysz z wampierem...
- Grrr....nieumarłe świństwo, od lat z nimi walczyliśmy broniąc noszej storej wioski. Zawsze przegrywoliśmy, ale tym rozem bedzie inoczej...- uśmiechnął się - mom plan. Hihihiiii.... Skarsk, Guther zadanie specjalne dlo wos. Macie znaleźć mi żółte grzyby, to te które przyśpieszają regenerację. Ni moge czekoć, aż me rany sie same zagoją. Macie mi je przynieść najpóźniej jutro wieczorem. I powiedzta innym, żeby upolowali trzy dziki.
Gobliny zaśpiewały swoją piosenkę:
Pal i osmalaj, wędź i podpiekaj!
Niezła przekąska już na nas czeka!
Upiec je żywcem czy w tłuszczu usmażyć,
A może udusić lub w kotle uwarzyć?
------------------
Dobę później:
-Mlask... Glam...BUEEE....!! Ahh... czuje siem wspaniale! - krzyknął Grinchai - Tera idem poćwiczyć, a później pomodlę się do Morka.
------------------
Następnego ranka:
Grinchai i jego banda bujając się weszli do Karak-Kadrin. Grinchai czuł, że jego siły powróciły w całości, czuł, że jego modły zostały wysłuchane. Oba sztylety miał przy sobie, fiolki z trucizną spoczywały w kieszeni, nasączy sztylety nią jak wejdzie na Arenę. W głowie miał gotowy plan który oczekiwał na zrealizowanie.
-WAAAAAAAAGH!!!!- ryknął Grinchai przepełniony mocą Waaagh! kiedy stąpał już na Arenie oczekując na przeciwnika - Zetrzem ich w proch! Nasza pokazać im jak i co! - Jego pobratyńcy zaczęli głośno skandować jego imię.
Solo pisze: Wjeba***** taką maskę że stoły powinny się załamać pod jej ciężarem.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[Walka została rozegrana! Ja już znam zwycięzcę... Opis pojawi się również dzisiaj, najpewniej przed północą.]
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
FINAŁ
Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł vs Grinchai
Ryk tysięcznego tłumu powitał ostatnich uczestników Areny. Grube kraty podniosły się jednocześnie. Ze skrytych w podziemnym cieniu kamiennych korytarzy wyszli goblin Grinchai i tajemniczy Topielec o imieniu Ula'tho'issh'is. Stanęli naprzeciw siebie, oddaleni o kilka kroków, czekając na sygnał. Każdy z nich stoczył już wiele walk i każdą zwycięską. Teraz jeden musiał umrzeć, by drugi mógł cieszyć się nieśmiertelną chwałą.
Grinchai rozejrzał się po kryjomu. Ocenił odległość do każdej z kolumn i oszacował czas potrzebny do skrycia się za jedną z nich. Obydwie fiolki z trucizną spoczywały bezpiecznie w zasięgu jego długich, ruchliwych palców. Splątane ścieżki jego nieskończenie przebiegłego umysłu prowadziły go do kolejnych podłych planów. Oblizał wąskie wargi i wyszczerzył ostre ząbki, uważnie obserwując wroga.
Ula'tho'issh'is stał w milczeniu. Choć trwał w bezruchu, cała jego sylwetka zdała się drżeć i rozmywać. To kłębiące się roje morskich żyjątek przemierzały bezustannie swoje ścieżki wskroś topielczego ciała. Słona wilgoć ściekała po zimnych blachach jego pancerza, a skorodowany hełm był nieprzenikniony jak zawsze.
Ungrim Żelazna Pięść powstał ze swego tronu i wyciągnął przed siebie pięść. Huczący tłum przycichł. Setki ciekawskich oczu zwróciły się na brodatego władcę, oczekując epokowych słów.
- Ruszajcie! - Krzyknął władca Karak-Kadrin - Po chwalebną śmierć i nieśmiertelną chwałę!
Zadźwięczał gong. Tłum wrzasnął jednym głosem. Wojownicy ruszyli sobie naprzeciw.
Dopadli się na środku areny. Ula'tho'issh'is uderzył obydwoma mieczami. Cios, mimo że zadany pod różnymi kątami nie sięgnął goblina. Grinchai uniknął jednej z kling, a drugą przyjął na krzyżową paradę obydwóch sztyletów. Cios był jednak zbyt silny i odrzucony o kilka kroków goblin nie miał już czasu na sprawny kontratak.
Topielec zaatakował ponownie. Wzniósł się ponad Grinchaiem majestatycznie niczym sztormowa fala. Goblin skoczył w górę, a skorodowane ostrze Upiora Wśród Mgieł zachrobotało o kamienny filar areny. Grinchai chwycił się spękanego kamienia i podciągnął wyżej. Zaczekał aż Ula'tho'issh'is spojrzy w górę, a wtedy odbił się silnie od nagrzanego płomieniem pochodni filara i spadł na wroga, godząc w twarz obydwoma ostrzami.
Topielec osłonił się ręką. Jeden ze sztyletów przebił jednak blachy hełmu i utkwił wewnątrz. Buchnęła cuchnąca rozkładem mgiełka. Ula'tho'issh'is potrząsnął głową rozsiewając wokół słoną krew. Zrosiła piasek czarnym deszczem, pieniąc się obrzydliwym brudem.
Ula'tho'issh'is, Upiór Wśród Mgieł był jednak zbyt wytrzymałym wojownikiem, by ból i trucizna mogły powalić go tak szybko. Wyrwał ostrze tkwiące w hełmie i cisnął na piasek. Pomiędzy rozdartymi blachami hełmu ukazało się oko. Rozdęta nabrzmiałymi żyłami gałka obróciła się roniąc żółć i spojrzała mętnie na goblina. Grinchai zasyczał złowrogo.
Topielec przypuścił kolejny atak. Uniósł obydwa splamione rdzą ostrza i ruszył w kierunku goblina. Goblin wrzasnął w odpowiedzi, a jego dłoń wystrzeliła w górę. Fiolka z trucizną arachnaroka wzbiła się w powietrze i zaczęła opadać łagodnym łukiem. W oczach Grinchaia chwila ta ciągnęła się całe wieki. Wymierzył spokojnie i cisnął ostatnim pozostałym mu sztyletem. Pędzące ostrze przebiło cienkie szkło fiolki, która eksplodowała tuż przed obliczem Topielca.
Zielonkawa chmura o nieopisanej toksyczności przesłoniła przez maleńką chwilkę Upiora Wśród Mgieł. A potem opancerzone ciało Ula'tho'issh'isa przebiło się przez szklane odłamki. Z jego twarzy odpadały pokotem martwe, spalone jadem morskie żyjątka, które oddały swe pasożytnicze ciała, by chronić nosiciela. Topielec dopadł wreszcie zmartwiałego goblina i uderzeniem miecza posłał go na ścianę areny. Szeroka rana ozdobiła bark i ramię zielonoskórego.
Nie był to jeszcze koniec zmagań. Zdesperowany Grinchai rzucił się z zębami i pazurkami na większego od siebie wroga, popełniając tym samym ostatni w życiu błąd. Ula'tho'issh'is porzucił swe miecze i chwycił goblina obydwoma dłońmi. Widzowie powstali z miejsc.
Czarne zastępy larw wypełzły z zakamarków ociekającego morską wilgocią pancerza. Zza naramiennika ukazały się krabie szczypce, a słupkowe oczy wyjrzały zza kirysu. Rojące się plugastwo podjęło marsz w dół opancerzonych ramion, zbliżając się do wierzgającego pokarmu, mnożąc się po wielokroć. Grinchai zacharczał w panice, czując jak chmara morskich czerwi rozpełza się po jego ciele. Robactwo zakłębiło się w otwartej ranie, w oczach zamieszkały larwy. Pożerany żywcem goblin szamotał się i wił, wyjąc ze zgrozy i bólu. Wytrzeszczone oko Topielca patrzyło beznamiętnie na okrutną śmierć jego wroga.
Ula'tho'issh'is podniósł ogryzane wciąż przez robactwo ciało Grinchaia i stanął na środku areny przyjmując wiwaty.
Światło pochodni i lamp przygasło.
- Jest mój...! - zagrzmiał Głos, ociekający słodką zgnilizną. Niewidzialna obecność Władcy Much skalała Arenę, rozsiewając smród najstraszniejszych plag. Pan Rozkładu przemówił, wyciągając pieszczotliwie dłoń ku swemu Wybrańcowi.
- Już nie. - Powiedział Ula'tho'issh'is, a były to jego pierwsze słowa od czasu, gdy przekroczył kamienne progi krasnoludzkiej twierdzy. - Już nie jesteś moim panem. Moim bogiem. Teraz ja sam jestem swoim bogiem. Ja jestem oceanem, ja jestem furią fal. Ja jestem najpotężniejszy, ja dzierżę litość i furię.
Z zakątków areny wypełzła wilgoć. Strużki wody pokornie, niczym wierne psy zbliżyły się i otoczyły ciało swego pana migotliwą poświatą. Wściekłość Pana Plag była niemal namacalna. Odszedł, dysząc goryczą, bezsilny wobec własnego tworu. Ula'tho'issh'is wzniósł się ponad piaski Areny, otoczony posłusznym mu żywiołem. Po dłuższej chwili rozpłynął się w huku fal. Niektórzy powiadają, że odszedł którymś z dolnych korytarzy, inni mówią, że zmienił się w wodę. Nikt nie wie jaka jest prawda. Starzy marynarze dalej jednak ciągną swe bajędy o morskim widmie, które przybywa otoczone mgłą, by uratować załogę statku, lub skazać ją na śmierć. Ci, którzy niejedno już widzieli szepczą jak na jego skinienie powstają fale i na jego komendę morskie potwory chowają się z powrotem w głębiny.
Niektórzy wierzą, że został bogiem.
Prawdę skrywają oceany.
Ula'tho'issh'is Topielec, Upiór wśród Mgieł vs Grinchai
Ryk tysięcznego tłumu powitał ostatnich uczestników Areny. Grube kraty podniosły się jednocześnie. Ze skrytych w podziemnym cieniu kamiennych korytarzy wyszli goblin Grinchai i tajemniczy Topielec o imieniu Ula'tho'issh'is. Stanęli naprzeciw siebie, oddaleni o kilka kroków, czekając na sygnał. Każdy z nich stoczył już wiele walk i każdą zwycięską. Teraz jeden musiał umrzeć, by drugi mógł cieszyć się nieśmiertelną chwałą.
Grinchai rozejrzał się po kryjomu. Ocenił odległość do każdej z kolumn i oszacował czas potrzebny do skrycia się za jedną z nich. Obydwie fiolki z trucizną spoczywały bezpiecznie w zasięgu jego długich, ruchliwych palców. Splątane ścieżki jego nieskończenie przebiegłego umysłu prowadziły go do kolejnych podłych planów. Oblizał wąskie wargi i wyszczerzył ostre ząbki, uważnie obserwując wroga.
Ula'tho'issh'is stał w milczeniu. Choć trwał w bezruchu, cała jego sylwetka zdała się drżeć i rozmywać. To kłębiące się roje morskich żyjątek przemierzały bezustannie swoje ścieżki wskroś topielczego ciała. Słona wilgoć ściekała po zimnych blachach jego pancerza, a skorodowany hełm był nieprzenikniony jak zawsze.
Ungrim Żelazna Pięść powstał ze swego tronu i wyciągnął przed siebie pięść. Huczący tłum przycichł. Setki ciekawskich oczu zwróciły się na brodatego władcę, oczekując epokowych słów.
- Ruszajcie! - Krzyknął władca Karak-Kadrin - Po chwalebną śmierć i nieśmiertelną chwałę!
Zadźwięczał gong. Tłum wrzasnął jednym głosem. Wojownicy ruszyli sobie naprzeciw.
Dopadli się na środku areny. Ula'tho'issh'is uderzył obydwoma mieczami. Cios, mimo że zadany pod różnymi kątami nie sięgnął goblina. Grinchai uniknął jednej z kling, a drugą przyjął na krzyżową paradę obydwóch sztyletów. Cios był jednak zbyt silny i odrzucony o kilka kroków goblin nie miał już czasu na sprawny kontratak.
Topielec zaatakował ponownie. Wzniósł się ponad Grinchaiem majestatycznie niczym sztormowa fala. Goblin skoczył w górę, a skorodowane ostrze Upiora Wśród Mgieł zachrobotało o kamienny filar areny. Grinchai chwycił się spękanego kamienia i podciągnął wyżej. Zaczekał aż Ula'tho'issh'is spojrzy w górę, a wtedy odbił się silnie od nagrzanego płomieniem pochodni filara i spadł na wroga, godząc w twarz obydwoma ostrzami.
Topielec osłonił się ręką. Jeden ze sztyletów przebił jednak blachy hełmu i utkwił wewnątrz. Buchnęła cuchnąca rozkładem mgiełka. Ula'tho'issh'is potrząsnął głową rozsiewając wokół słoną krew. Zrosiła piasek czarnym deszczem, pieniąc się obrzydliwym brudem.
Ula'tho'issh'is, Upiór Wśród Mgieł był jednak zbyt wytrzymałym wojownikiem, by ból i trucizna mogły powalić go tak szybko. Wyrwał ostrze tkwiące w hełmie i cisnął na piasek. Pomiędzy rozdartymi blachami hełmu ukazało się oko. Rozdęta nabrzmiałymi żyłami gałka obróciła się roniąc żółć i spojrzała mętnie na goblina. Grinchai zasyczał złowrogo.
Topielec przypuścił kolejny atak. Uniósł obydwa splamione rdzą ostrza i ruszył w kierunku goblina. Goblin wrzasnął w odpowiedzi, a jego dłoń wystrzeliła w górę. Fiolka z trucizną arachnaroka wzbiła się w powietrze i zaczęła opadać łagodnym łukiem. W oczach Grinchaia chwila ta ciągnęła się całe wieki. Wymierzył spokojnie i cisnął ostatnim pozostałym mu sztyletem. Pędzące ostrze przebiło cienkie szkło fiolki, która eksplodowała tuż przed obliczem Topielca.
Zielonkawa chmura o nieopisanej toksyczności przesłoniła przez maleńką chwilkę Upiora Wśród Mgieł. A potem opancerzone ciało Ula'tho'issh'isa przebiło się przez szklane odłamki. Z jego twarzy odpadały pokotem martwe, spalone jadem morskie żyjątka, które oddały swe pasożytnicze ciała, by chronić nosiciela. Topielec dopadł wreszcie zmartwiałego goblina i uderzeniem miecza posłał go na ścianę areny. Szeroka rana ozdobiła bark i ramię zielonoskórego.
Nie był to jeszcze koniec zmagań. Zdesperowany Grinchai rzucił się z zębami i pazurkami na większego od siebie wroga, popełniając tym samym ostatni w życiu błąd. Ula'tho'issh'is porzucił swe miecze i chwycił goblina obydwoma dłońmi. Widzowie powstali z miejsc.
Czarne zastępy larw wypełzły z zakamarków ociekającego morską wilgocią pancerza. Zza naramiennika ukazały się krabie szczypce, a słupkowe oczy wyjrzały zza kirysu. Rojące się plugastwo podjęło marsz w dół opancerzonych ramion, zbliżając się do wierzgającego pokarmu, mnożąc się po wielokroć. Grinchai zacharczał w panice, czując jak chmara morskich czerwi rozpełza się po jego ciele. Robactwo zakłębiło się w otwartej ranie, w oczach zamieszkały larwy. Pożerany żywcem goblin szamotał się i wił, wyjąc ze zgrozy i bólu. Wytrzeszczone oko Topielca patrzyło beznamiętnie na okrutną śmierć jego wroga.
Ula'tho'issh'is podniósł ogryzane wciąż przez robactwo ciało Grinchaia i stanął na środku areny przyjmując wiwaty.
Światło pochodni i lamp przygasło.
- Jest mój...! - zagrzmiał Głos, ociekający słodką zgnilizną. Niewidzialna obecność Władcy Much skalała Arenę, rozsiewając smród najstraszniejszych plag. Pan Rozkładu przemówił, wyciągając pieszczotliwie dłoń ku swemu Wybrańcowi.
- Już nie. - Powiedział Ula'tho'issh'is, a były to jego pierwsze słowa od czasu, gdy przekroczył kamienne progi krasnoludzkiej twierdzy. - Już nie jesteś moim panem. Moim bogiem. Teraz ja sam jestem swoim bogiem. Ja jestem oceanem, ja jestem furią fal. Ja jestem najpotężniejszy, ja dzierżę litość i furię.
Z zakątków areny wypełzła wilgoć. Strużki wody pokornie, niczym wierne psy zbliżyły się i otoczyły ciało swego pana migotliwą poświatą. Wściekłość Pana Plag była niemal namacalna. Odszedł, dysząc goryczą, bezsilny wobec własnego tworu. Ula'tho'issh'is wzniósł się ponad piaski Areny, otoczony posłusznym mu żywiołem. Po dłuższej chwili rozpłynął się w huku fal. Niektórzy powiadają, że odszedł którymś z dolnych korytarzy, inni mówią, że zmienił się w wodę. Nikt nie wie jaka jest prawda. Starzy marynarze dalej jednak ciągną swe bajędy o morskim widmie, które przybywa otoczone mgłą, by uratować załogę statku, lub skazać ją na śmierć. Ci, którzy niejedno już widzieli szepczą jak na jego skinienie powstają fale i na jego komendę morskie potwory chowają się z powrotem w głębiny.
Niektórzy wierzą, że został bogiem.
Prawdę skrywają oceany.
Bardzo udane zakończenie, świetny opis walk!
Good Job!
pzdr!
Good Job!
pzdr!
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
+1 Graty dla zwycięzcy. Wciąż się dziwię, że mój goblin do finału doszedł. Myślałem, że w 1 rundzie polegnę.Jagal pisze:Bardzo udane zakończenie, świetny opis walk!
Good Job!
pzdr!
SEE YOU IN ARENA 31
Ostatnio zmieniony 5 gru 2011, o 20:54 przez Erol, łącznie zmieniany 1 raz.
Solo pisze: Wjeba***** taką maskę że stoły powinny się załamać pod jej ciężarem.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Dziękuję wszystkim za miłe słowa uznania i za udział w Arenie. Bez graczy nie byłoby MG. Dzięki też dla Maca za wystartowanie projektu, napisanie czterech pierwszych walk i cywilną odwagę, by przyznać, że nie będzie dalej w stanie prowadzić Areny. Prowadzenie Areny to znakomita zabawa i wspaniała okazja na rozwinięcie pióra. Gratulacje dla zwycięzcy i chwała pokonanym!
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Teraz nie dam rady. Sesja mi nadeszła. Poza tym muszę jeszcze pokończyć inne literackie projekty, jako że jestem osobą piszącą. Niech któryś ze starszych MG poprowadzi teraz Arenę, a ja zaangażuję się znowu w mistrzowanie w lutym. Do tego czasu na pewno sam stworzę postać na Arenę, więc bójcie się!
Gratulacje
Najlepsze opisy walk jakie dotychczas czytałem, nie było nagromadzenia pospolitych ,,zaatakował" i ,,udzerzył", a do zakończenia walk to się nawet Gortrek i Felix nie umywają (choćby utopienie mojego inżyniera na suchym piasku oraz goblin ,,gdzie on jest?" Grinchai). Z postowaniem ogólnie nie było aż tak źle, chociaż w niektórych miejscach byłem dość niemile zaskoczony (wstyd że MG musi prosić graczy fabułę. To tak jakby ktoś przyszedł na sesję RPG i tylko rzucał kośćmi ). Na szczęście pojawiło się kilka ,,inicjatyw obywatelskich" ( zadyma w karczmie, skaveni w kopalni), mam nadzieję, że przyjme się to w przyszłych arenach.
Ogólna ocena całej areny 8.5/10
Jeszcze raz wielkie gratulacje dla zwyciezcy, MG (Mac i Nawiedzony) i wszystkich uczestników .
Pozdro
Giacomo
Najlepsze opisy walk jakie dotychczas czytałem, nie było nagromadzenia pospolitych ,,zaatakował" i ,,udzerzył", a do zakończenia walk to się nawet Gortrek i Felix nie umywają (choćby utopienie mojego inżyniera na suchym piasku oraz goblin ,,gdzie on jest?" Grinchai). Z postowaniem ogólnie nie było aż tak źle, chociaż w niektórych miejscach byłem dość niemile zaskoczony (wstyd że MG musi prosić graczy fabułę. To tak jakby ktoś przyszedł na sesję RPG i tylko rzucał kośćmi ). Na szczęście pojawiło się kilka ,,inicjatyw obywatelskich" ( zadyma w karczmie, skaveni w kopalni), mam nadzieję, że przyjme się to w przyszłych arenach.
Ogólna ocena całej areny 8.5/10
Jeszcze raz wielkie gratulacje dla zwyciezcy, MG (Mac i Nawiedzony) i wszystkich uczestników .
Pozdro
Giacomo
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Hah, dzięki wielkie za dobre słowo o walkach. Starałem się bardzo, żeby wszystkim Wam się podobały. Z aktywnością graczy również nie było aż tak tragicznie, jak piszesz. Zdarzały się bardziej "jałowe " Areny. Zadyma w karczmie była super, ale wtedy to nie ja jeszcze prowadziłem Arenę.
Czekamy więc na następnego MG i do zobaczenia w boju!
Czekamy więc na następnego MG i do zobaczenia w boju!
-
- Masakrator
- Posty: 2297
HAH. Po dziesięciu arenach i sześciu śmierciach w finale W KOŃCU!
Zajebista arena, wybaczcie za moje małe zaangażowanie.
Zajebista arena, wybaczcie za moje małe zaangażowanie.
Całkiem syto jeśli chodzi o prowadzenie Areny
... ale nadal uważam że moja walka z tym zielonym pokurczem była ustawiona przez Ungrima, dodali mi coś do żarcia na bank
... ale nadal uważam że moja walka z tym zielonym pokurczem była ustawiona przez Ungrima, dodali mi coś do żarcia na bank
Welcome to the Tower of Rising Sun.
Moja galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=28122
Kupię RÓŻNE RÓŻNOŚCI: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=55&t=42454
Moja galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=10&t=28122
Kupię RÓŻNE RÓŻNOŚCI: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php?f=55&t=42454
Ja bym poprowadził, ale niestety, przy obecnym tempie życia wlekła by się z prędkością 1\1.5 walki na tydzień
"Spam jest sztuką, której nikt nie potrafi zrozumieć" - Anyix
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt
"Pan Bóg nie gra w kości" - Albert Einstein
"Bo gra w Warhammera!" - Sa!nt