Jest wigilia....
Odrobina prywaty
Moderator: RedScorpion
Re: Odrobina prywaty
Jest wigilia....
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
						Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Wstyd i hańba dla Gniewka!!!
            
			
									
									M&M Factory - Up. 14.01.2017  Ostatnia trójka pegazów
						- 
				Zgrzyt Dupogryz
 - Wałkarz
 - Posty: 79
 - Lokalizacja: Buk
 
Za opóźnienie tekstu Gniewko zostaje ukarany przegryzieniem wszystkich kabli od netu do czasu poprawy.
Zgrzyt Dupogryz
Wielce Specjalny Wysłannik Rady Trzynastu Do Spraw Kultury I Sztuki
            
			
									
									
						Zgrzyt Dupogryz
Wielce Specjalny Wysłannik Rady Trzynastu Do Spraw Kultury I Sztuki
- 
				Zgrzyt Dupogryz
 - Wałkarz
 - Posty: 79
 - Lokalizacja: Buk
 
Jak na razie omyłkowo przegryźliśmy kable pod Pentagonem, więc w święta może mniej bomb spadnie na jakichś biednych wieśniaków. Ale w kierunku Gniewka już zasuwają dwie hordy doskonale wyszkolonych i wielce przeze mnie zdyscyplinowanych Night Runnersów. Chyba w kierunku Gniewka.... gdzie u licha ta mapa ma górę?:-)
Zgrzyt
            
			
									
									
						Zgrzyt
Dajcie spokój, ja już dawno zapomniałem o co w tym wszystkim chodzi 
 . Od czasu do czasu pojawia się opowiadanie, to czytam, bo zgrabnie napisane 
 . Było już palenie i rabowanie chyba też, tylko gwałcenia jeszcze nie było, może w następnym odcinku. Zaraz... nie może, tylko na pewno! Będzie scena gwałcenia damselki przy pomocy macek wojny wypuszczonych przez ośmiornicę z łodzi 
 . A tak na serio, to Bretonia chyba wygra z Imperium, a potem na scenę wejdzie inna armia (orki, woch, myszy, krasnoludy) która weźmie to wszystko za łeb i nastanie wreszcie pokój 
 .
            
			
									
									
						I jeszcze frytki do tego.Matis pisze:Wstyd i hańba dla Gniewka!!!
Przyjdą krasie i wszyscy się najxbią
            
			
									
									M&M Factory - Up. 14.01.2017  Ostatnia trójka pegazów
						Dżizas, jaki riot w moim temacie 
 Sorki za opóźnienie, melanżyłem przez 3 dni i musiałem się pozbyć Skavenów z piwnicy 
 Czytajta. Bydzie więcej.
Cesarscy artylerzyści bawili się przednio, oddając salwę za salwą i patrząc jak armatnie pociski zbierały krwawe żniwo wśród przeciwników. Pod wpływem ostrzału centrum pola bitwy zmieniło się w okrytą pyłem mieszaninę ciał, brył ziemi i potrzaskanej broni. Resztki tileańskich pikinierów rozbiegły się z wrzaskiem na wszystkie strony, byle tylko znaleźć schronienie. Wtem złowrogi cień zamajaczył nad baterią dział i moździerzy. Prosto z nieba w stronę puszkarzy pikowało kilkadziesiąt potężnych, skrzydlatych rumaków niosących do boju bretońskich rycerzy.
- Chrońcie nasze pozycje! Ostrzelać ich! – zawołał kapitan artylerii do stojących za działami kuszników i arkebuzerów. Strzelcy byli jednak zupełnie nieprzygotowani do oddania skutecznej salwy – wszak jeszcze sekundę temu wróg był daleko, zajęty walką z regimentami piechoty i rycerstwa zakonnego.
- Strzelać kurwa!!! – ryknął ponownie Hoffmann i wypalił z pistoletu w stronę najbliższego pegaza. Kula z trzaskiem przebiła herbową tarczę i ugodziła pechowego rycerza prosto w szyję pod hełmem. Szlachcic fiknął koziołka do tyłu w siodle i runął na ziemię jak kamień. Nic więcej nie dało się jednak zrobić. Pozostali skrzydlaci jeźdźcy jak wicher uderzyli w artylerzystów i strzelców, tratując i siekąc. Hoffmann wrzasnął, gdy trzymetrowe drzewce kopii przeszyło mu brzuch i znieruchomiał na zawsze, przybity do murawy jak makabryczna parodia rzadkiego owada, którego kolekcjoner szpilką przytwierdził do tekturki.
W dolinie, gdzie wciąż wrzała walka, ksiażę Roderyk z uśmiechem podniósł przypominającą psi pysk zasłonę basinetu. Dostrzegł, jak na wzgórzu zajmowanym przez cesarską artylerię załopotały bretońskie chorągwie, a działa przestały pluć śmiercią w jego wojsko. Kilkanaście metrów przed sobą dostrzegł von Sachsenhofena, zbroczonego krwią po czubek salady. Ubódł konia ostrogami i zbliżył się do rywala.
- To już koniec, Albrechcie! – zawołał, wskazując mieczem na wzgórze.
Marszałek Imperium odwrócił głowę i warknął ze złością.
- Jeszcze nie! – odkrzyknął po bretońsku w stronę księcia. – Wciąż stoję ci na drodze! Pod mury Altdorfu dojdziesz tylko depcząc po moich zwłokach!
- Na litość Pani, miej w głowie choć trochę rozsądku! Po co ci tu ginąć? Nie żal ci tych wszystkich ludzi pod twoją komendą? Wycofaj się, zanim pójdziecie pod miecz!
- A tobie nie żal napadać na ten kraj? I przyczyniać się do śmierci zarówno moich, jak i swoich ludzi? – odparł z wyrzutem marszałek.
- Dobrze wiesz Albrechcie, że robię to, co muszę. Za jakiego niegodziwca bym się miał, gdybym sprzeciwił się rozkazom króla? Posłuszeństwo władcy to nie byle obietnica rzucona po pijaku w karczmie!
- Obaj doskonale wiemy jak to się skończy….
- Dlatego błagam cię po raz ostatni, wycofaj się. Czy ty naprawdę chcesz, żebyśmy porżnęli się tu dzisiaj mieczami jak zbóje?
- Wolę to, niż żyć ze świadomością, że wydałem swoje miasto i ziemię wrogowi na gwałt. Złaź z konia, Roderyku. Skończmy to.
Marszałek Albrecht zeskoczył z rumaka na stratowaną kopytami murawę i stanął w oczekiwaniu. Książę Roderyk westchnął ze zrezygnowaniem i również zszedł z konia.
- Dajmy spokój magicznym zabawkom – rzucił w stronę von Sachsenhofena, chowając jednocześnie jarzący się magiczną łuną miecz do pochwy. Wokół nich walka zupełnie zamarła, a rycerze po obu stronach obserwowali swoich panów, wymieniając co chwilę ciche uwagi.
- Zgoda, po męsku – odparł Albrecht, sięgając po wiszący przy siodle zwyczajny, stalowy miecz. Wypolerowane ostrze zalśniło w słońcu.
Stanęli naprzeciw siebie w bojowych pozycjach, unosząc tarcze. Roderyk pierwszy ruszył do ataku, tnąc skośnie z góry na bark i szyję. Albrecht zbił cios w locie, jednocześnie usuwając się lekko w bok. Bretończyk szybko odwrócił się przodem do przeciwnika, tylko po to by zebrać solidne uderzenie prosto w hełm. Miecz z brzękiem odskoczył od stalowej skorupy, żłobiąc w niej niewielkie wgniecenie. Roderyk zatoczył się w tył dwa kroki, oszołomiony ciosem. Albrecht podbiegł z nadstawioną tarczą i wyprowadził pchnięcie dołem, na jego nieszczęście niecelne – sztych miecza ze zgrzytem ześlizgnął się po obłym napierśniku, rozdzierając jedynie herbowy wappenrock. Roderyk odzyskał równowagę i kantem tarczy trzasnął przeciwnika w nieosłoniętą szczelinę, gdzie salada schodziła się ze stalowym podbródkiem mocowanym na szyi. Okryta malowanym pergaminem lipowa deska huknęła marszałka w nos, a spod hełmu popłynęła krew.
Albrecht krzyknął z bólu i złości i rzucił się na Roderyka jak niedźwiedź, chcąc obalić go na ziemię. Bretończyk zaparł się nogami i obaj zwarli się w uścisku sapiąc i stękając. Obaj byli już po pięćdziesiątce i obu powoli zaczynało brakować sił. W końcu Roderyk wyzwolił z uwięzi prawą rękę i zaczął grzmocić głowicą miecza w hełm marszałka. Tamten puścił przeciwnika i obaj na moment znów stanęli naprzeciw siebie, dysząc ciężko. Roderyk wbił miecz w ziemię i ściągnął hełm, ukazując czerwoną z wysiłku twarz i posklejane od potu włosy. Zaczekał, aż jego przeciwnik zrobi to samo i obaj ponownie chwycili za broń. Ociężale wymieniali kolejne ciosy i bloki tarczą. Roderyk czuł, jak ramię drętwieje mu z wysiłku. W końcu nie zdążył unieść ręki do bloku, a miecz Albrechta rozciął mu skroń i policzek. Jedynie odruchowy ruch w tył uchronił go przed utratą połowy twarzy i niechybną śmiercią. Von Sachsenhofen wyprowadził kolejny cios, chcąc wykorzystać przewagę. Ciął prosto z góry, na nieosłoniętą hełmem czaszkę. Roderyk wykrzesał z siebie resztkę siły i przyjął cios na jelec miecza, po czym wyćwiczonym od lat ruchem najpierw skręcił rękę, kierując miecz przeciwnika w dół, a następnie wycofał ją, przeciągając ostrzem po gardle marszałka. Albrecht zachwiał się i wypuścił miecz z dłoni. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale głos utonął mu w wypływającej z gardła krwi. Chwilę później osunął się na ziemię martwy.
Książę Roderyk otarł ostrze swojej broni o pociętą herbową szatę i smutno spojrzał na ciało rywala, roniąc dwie wielkie łzy. Nie co dzień zabijało się własnego szwagra.
            
			
									
									Cesarscy artylerzyści bawili się przednio, oddając salwę za salwą i patrząc jak armatnie pociski zbierały krwawe żniwo wśród przeciwników. Pod wpływem ostrzału centrum pola bitwy zmieniło się w okrytą pyłem mieszaninę ciał, brył ziemi i potrzaskanej broni. Resztki tileańskich pikinierów rozbiegły się z wrzaskiem na wszystkie strony, byle tylko znaleźć schronienie. Wtem złowrogi cień zamajaczył nad baterią dział i moździerzy. Prosto z nieba w stronę puszkarzy pikowało kilkadziesiąt potężnych, skrzydlatych rumaków niosących do boju bretońskich rycerzy.
- Chrońcie nasze pozycje! Ostrzelać ich! – zawołał kapitan artylerii do stojących za działami kuszników i arkebuzerów. Strzelcy byli jednak zupełnie nieprzygotowani do oddania skutecznej salwy – wszak jeszcze sekundę temu wróg był daleko, zajęty walką z regimentami piechoty i rycerstwa zakonnego.
- Strzelać kurwa!!! – ryknął ponownie Hoffmann i wypalił z pistoletu w stronę najbliższego pegaza. Kula z trzaskiem przebiła herbową tarczę i ugodziła pechowego rycerza prosto w szyję pod hełmem. Szlachcic fiknął koziołka do tyłu w siodle i runął na ziemię jak kamień. Nic więcej nie dało się jednak zrobić. Pozostali skrzydlaci jeźdźcy jak wicher uderzyli w artylerzystów i strzelców, tratując i siekąc. Hoffmann wrzasnął, gdy trzymetrowe drzewce kopii przeszyło mu brzuch i znieruchomiał na zawsze, przybity do murawy jak makabryczna parodia rzadkiego owada, którego kolekcjoner szpilką przytwierdził do tekturki.
W dolinie, gdzie wciąż wrzała walka, ksiażę Roderyk z uśmiechem podniósł przypominającą psi pysk zasłonę basinetu. Dostrzegł, jak na wzgórzu zajmowanym przez cesarską artylerię załopotały bretońskie chorągwie, a działa przestały pluć śmiercią w jego wojsko. Kilkanaście metrów przed sobą dostrzegł von Sachsenhofena, zbroczonego krwią po czubek salady. Ubódł konia ostrogami i zbliżył się do rywala.
- To już koniec, Albrechcie! – zawołał, wskazując mieczem na wzgórze.
Marszałek Imperium odwrócił głowę i warknął ze złością.
- Jeszcze nie! – odkrzyknął po bretońsku w stronę księcia. – Wciąż stoję ci na drodze! Pod mury Altdorfu dojdziesz tylko depcząc po moich zwłokach!
- Na litość Pani, miej w głowie choć trochę rozsądku! Po co ci tu ginąć? Nie żal ci tych wszystkich ludzi pod twoją komendą? Wycofaj się, zanim pójdziecie pod miecz!
- A tobie nie żal napadać na ten kraj? I przyczyniać się do śmierci zarówno moich, jak i swoich ludzi? – odparł z wyrzutem marszałek.
- Dobrze wiesz Albrechcie, że robię to, co muszę. Za jakiego niegodziwca bym się miał, gdybym sprzeciwił się rozkazom króla? Posłuszeństwo władcy to nie byle obietnica rzucona po pijaku w karczmie!
- Obaj doskonale wiemy jak to się skończy….
- Dlatego błagam cię po raz ostatni, wycofaj się. Czy ty naprawdę chcesz, żebyśmy porżnęli się tu dzisiaj mieczami jak zbóje?
- Wolę to, niż żyć ze świadomością, że wydałem swoje miasto i ziemię wrogowi na gwałt. Złaź z konia, Roderyku. Skończmy to.
Marszałek Albrecht zeskoczył z rumaka na stratowaną kopytami murawę i stanął w oczekiwaniu. Książę Roderyk westchnął ze zrezygnowaniem i również zszedł z konia.
- Dajmy spokój magicznym zabawkom – rzucił w stronę von Sachsenhofena, chowając jednocześnie jarzący się magiczną łuną miecz do pochwy. Wokół nich walka zupełnie zamarła, a rycerze po obu stronach obserwowali swoich panów, wymieniając co chwilę ciche uwagi.
- Zgoda, po męsku – odparł Albrecht, sięgając po wiszący przy siodle zwyczajny, stalowy miecz. Wypolerowane ostrze zalśniło w słońcu.
Stanęli naprzeciw siebie w bojowych pozycjach, unosząc tarcze. Roderyk pierwszy ruszył do ataku, tnąc skośnie z góry na bark i szyję. Albrecht zbił cios w locie, jednocześnie usuwając się lekko w bok. Bretończyk szybko odwrócił się przodem do przeciwnika, tylko po to by zebrać solidne uderzenie prosto w hełm. Miecz z brzękiem odskoczył od stalowej skorupy, żłobiąc w niej niewielkie wgniecenie. Roderyk zatoczył się w tył dwa kroki, oszołomiony ciosem. Albrecht podbiegł z nadstawioną tarczą i wyprowadził pchnięcie dołem, na jego nieszczęście niecelne – sztych miecza ze zgrzytem ześlizgnął się po obłym napierśniku, rozdzierając jedynie herbowy wappenrock. Roderyk odzyskał równowagę i kantem tarczy trzasnął przeciwnika w nieosłoniętą szczelinę, gdzie salada schodziła się ze stalowym podbródkiem mocowanym na szyi. Okryta malowanym pergaminem lipowa deska huknęła marszałka w nos, a spod hełmu popłynęła krew.
Albrecht krzyknął z bólu i złości i rzucił się na Roderyka jak niedźwiedź, chcąc obalić go na ziemię. Bretończyk zaparł się nogami i obaj zwarli się w uścisku sapiąc i stękając. Obaj byli już po pięćdziesiątce i obu powoli zaczynało brakować sił. W końcu Roderyk wyzwolił z uwięzi prawą rękę i zaczął grzmocić głowicą miecza w hełm marszałka. Tamten puścił przeciwnika i obaj na moment znów stanęli naprzeciw siebie, dysząc ciężko. Roderyk wbił miecz w ziemię i ściągnął hełm, ukazując czerwoną z wysiłku twarz i posklejane od potu włosy. Zaczekał, aż jego przeciwnik zrobi to samo i obaj ponownie chwycili za broń. Ociężale wymieniali kolejne ciosy i bloki tarczą. Roderyk czuł, jak ramię drętwieje mu z wysiłku. W końcu nie zdążył unieść ręki do bloku, a miecz Albrechta rozciął mu skroń i policzek. Jedynie odruchowy ruch w tył uchronił go przed utratą połowy twarzy i niechybną śmiercią. Von Sachsenhofen wyprowadził kolejny cios, chcąc wykorzystać przewagę. Ciął prosto z góry, na nieosłoniętą hełmem czaszkę. Roderyk wykrzesał z siebie resztkę siły i przyjął cios na jelec miecza, po czym wyćwiczonym od lat ruchem najpierw skręcił rękę, kierując miecz przeciwnika w dół, a następnie wycofał ją, przeciągając ostrzem po gardle marszałka. Albrecht zachwiał się i wypuścił miecz z dłoni. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale głos utonął mu w wypływającej z gardła krwi. Chwilę później osunął się na ziemię martwy.
Książę Roderyk otarł ostrze swojej broni o pociętą herbową szatę i smutno spojrzał na ciało rywala, roniąc dwie wielkie łzy. Nie co dzień zabijało się własnego szwagra.
Lepiej doma iść za pługiem, niż na wojnie szlakiem długiem.
						Przed sylwestrem ma być kolejny kawałek tekstu!!!!
            
			
									
									M&M Factory - Up. 14.01.2017  Ostatnia trójka pegazów
						- 
				Władca Nie-śmierci
 - "Nie jestem powergamerem"
 - Posty: 160
 - Lokalizacja: Poznań
 
flaszka szamponu 
            
			
									
									
						- 
				Zgrzyt Dupogryz
 - Wałkarz
 - Posty: 79
 - Lokalizacja: Buk
 
Nie będzie więcej Skavenów w piwnicy... w każdym razie z mojego klanu:-) I nie zjemy Bretończyków w drodze na kolejną bitwę:-))
Zgrzyt
            
			
									
									
						Zgrzyt
Dzięki za kolejny zacny fragment.
pzdr!
            
			
									
									pzdr!
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
						Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
- GrimgorIronhide
 - Masakrator
 - Posty: 2723
 - Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
 
Świetne. A może by tak teraz przenieść akcję na dywizję króla ?
            
			
									
									
						

