
Pierwsza gra z Crazy Chrisem, BoCh
Rozpiska nienajgorsza dla mnie, miałem sporo możliwości, by wypunktować na odległość co nieco, nim zwierzaki nękane obniżeniem mova się dotarabaniły, rydwany, harpie i pumba zostały wyeliminowane. W pewnym momencie Chris zdecydował się zaryzykować i wyszarżował lordem w węże- ryzyko się nie opłaciło i bohater padł. Potem węże rozkręciły nieco przetrzebiony oddział bestigorów niemal do końca (został champion), jednak z 7 kości nie udało się zdispellować dużej transformacji i dupny smok w trymiga poradził sobie z moim oddziałem. W mojej czar rozproszyłem, ale z łuków nie udało się ustrzelić ostatniego bestigora. W tym czasie drugi oddział bestigorów załatwił moje rydwany i ostatecznie wyszło 14:6.
Team 53:47.
Druga gra z Dydem, WE
Tu przyznam, że doskwierał nieco pech, jednak specyfika obu armii spowodowała, że nie skończyło się to kataklizem. Graliśmy bardzo ostrożnie, totalne mizianie się po jajkach bez historii w sumie, z tym, że ciągle trzeba było walczyć z brakiem fortuny

Teamowo 55:45
Trzecia gra z Kalafiorem, HE
Jak w poprzedniej bitwie nie byłem zachwycony z rzutów, to teraz Kalafior mnie znacznie przebił. Po wystawieniu i przemyśleniu rozpiski przeciwnika obstawiałem wynik okołoremisowy, jednak nie dane mi było popisać się większymi kminami: Kalafior na dzień dobry wysadził sobie jednego maga, a drugiego zwarzywił do 1 lvlu. Po tym wziął po prostu nogi za pas i wycofał się za bezpieczny obelisk w swoim deployu. Ja wiedząc, że nie doczłapię zająłem się wybijaniem maszyn i fastów z odległości. Cośtam ubijam, sam tracę stalkerów, carriony i jedne łuki co daje ostatecznie wynik 13:7.
Teamowo 58:42
Czwarta gra z Paulinką, OnG
Wydaje mi się, że razem biliśmy zadowoleni z paringu, z tym, ze ja standardowo miałem zrobić minora, a jak się Paulinka po grze przyznał, liczył na wysoki wynik ze mną. Generalnie bez większego problemu wyczyściłem śmietnik, szło dobrze, potem jednak zaczęło się psuć. Przyjąłem na gwardię oddział goblinów z generałem, obok 5 węży wpadło w 6 trolli, jeden ranny. Sytuacja dla mnie prosta, trolle w piach a węże syto od boku kasują oddział gobasków z kadrą. Niestety przeliczyłem się- węże wyciągają dwa trolle, a potem cuda: 4 trolle wbijają 7 ran na wężach, przez co wygrywają combat dokładnie o 1 (a były poza bsb i generalskim). W kolejnej turze trolle kasują mój oddział, życie. W tym czasie gwardia użera się z goblinami, by ostatecznie się sypnąć, udało mi się jednak wyciąć większość kadry, w tym generała na fuksie. Potem już niewiele zdążyło się stać, koniec gry, kończy się 11 dla mnie.
Team max.
Piąta gra z Robsonem, HE
Nie udało się wiele zagrać, bo Robson nieźle się spóźnił, a do szybkich graczy nie należy. Generalnie większość gry mizianie się po jajkach, punktuje jakieś pierdoły. Potem Robson nagle decyduje się na ryzykowny ruch: wpada łukami w węże, by zrobić miejsce WL na szarżę na rydwany, lordem klepacze wpada w carriony, by zoverrunować w łuczników. Lord bez problemu ląduje w łukach, WL kasują rydwany, węże kasują łucznikow i robią reforma by szarżować na lorda. Szarża, w magii Robson dispelluje Killing blowa i dodatkowy atak, wchodzi brionna i speed of light. Lord do piachu, reform przodem do WL. W ostatniej turze (czyli 4 zdaje się) Robson wpada WL w zboostowane węże i silver helmsami w gwardię wyciągnąć lorda light, który tam kisł. Tracę mojego lorda, zabijam arcymaga, który siedział w WL. Gdyby mi zasędziowano, że mam przerzuty to hit biłym jeszcze po BSBku, prawdopodobnie go zabijając, jednak bez nich nie podjąłem ryzyka, że nabiję za mało woundów na oddziale i biłem w oddział. W ostatecznym rozrachunku tracę lorda, jedne rydwany, stalkerów, carriony i obie klopy, sam ubijam obu lordów i jakiś śmietnik, co daje wynik 12:8.
Teamowo niestety słabiutko, chyba 33 pkt.
Dzięki wszystkim za gry!