wyśmiane hobby
Moderatorzy: Heretic, Grolshek, Albo_Albo
Re: wyśmiane hobby
Ideą wędkarstwa nie jest to, żeby łapać ryby. Przynajmniej nie na dzikich zbiornikach. Po prostu, to jest forma pozyskania świętego spokoju. Chociaż z drugiej strony wachlowanie spinningiem przez te kilkanaście godzin może być męczące.
nie zawszę hobby daje spokój, czasem dokładnie przeciwnieKlafuti pisze:Ideą wędkarstwa nie jest to, żeby łapać ryby. Przynajmniej nie na dzikich zbiornikach. Po prostu, to jest forma pozyskania świętego spokoju. Chociaż z drugiej strony wachlowanie spinningiem przez te kilkanaście godzin może być męczące.
https://www.youtube.com/watch?v=m3pqEA5AXTE#t=33
posłuchaj tego islamofilu.....
http://www.youtube.com/watch?v=CMEwoGGL6dg
"nie dyskutuj z głupcem, sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem"
posłuchaj tego islamofilu.....
http://www.youtube.com/watch?v=CMEwoGGL6dg
"nie dyskutuj z głupcem, sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem"
A ja mam fart- moja żona w pełni akceptuje to, co robię. Ba, sama kupiła mi gablotkę na moje ludki
A że się ludzie śmieją? No, nie zabronię im. Wyszedłem jednak z założenia, które ktoś już u przedstawił: lepiej wydać kilka (-dziesiąt, rzadko -set) złotych w miesiącu na parę żywicznych lub plastikowych figurek niż równowartość przechlewać czy przepalać. Tym bardziej, że nikt na tym nie cierpi- miesięczne zarobki dzielę na części, z których najmniejszą stanowi budżet na hobby. Nie zalegam z opłatami, nie łażę głodny i oberwany, żona i dziecko też mają się nieźle
Lubię tego swojego wewnętrznego dzieciaka, fajnie, że ciągle jest ze mną
A że się ludzie śmieją? No, nie zabronię im. Wyszedłem jednak z założenia, które ktoś już u przedstawił: lepiej wydać kilka (-dziesiąt, rzadko -set) złotych w miesiącu na parę żywicznych lub plastikowych figurek niż równowartość przechlewać czy przepalać. Tym bardziej, że nikt na tym nie cierpi- miesięczne zarobki dzielę na części, z których najmniejszą stanowi budżet na hobby. Nie zalegam z opłatami, nie łażę głodny i oberwany, żona i dziecko też mają się nieźle
Lubię tego swojego wewnętrznego dzieciaka, fajnie, że ciągle jest ze mną
Czy jeśli napiszę, że nienawidzę elfów czy lizardmenów, to podpis mój naruszy §4 pkt b. regulaminu Border Princes?
hobby to hobby, każdy ma swoje. Ludzie którzy nie rozumieją tego dla mnie są głupi i nie należy z nimi rozmawiać Moi rodzice popierają moje hobby, a moja dziewczyna nawet sama się wkręca i pomaga mi malować figurki. Nigdy nie powiedziała że to głupie czy jakieś tam, zawsze była za tym bym zbierał to i gdy sprzedawałem swoją poprzednią armię, zaczęła się nawet martwić że rzucę to hobby i zajmę się kompanami od piwka.
Z tego co tak czytam wychodzi na to ,że kobiety popierają figurki po to by ich mężowie nie szlajali się z kolegami.
Chcesz zarabiać na prowizji od sprzedanych gier? Zapraszam do programu dla każdego youtubera,streamera oraz dla ludzi mających wśród znajomych graczy.G2A.COM
moja to akurat nie zauwazyła że początkowa kolekcja rozrosła się 5 krotnie- patrzy na gablote i ciągle twierdzi, że jakos mało tych figurek...
Kloc orków wbija się w 3 obslugantów i krasiowego master inżyniera- fartem wbija ino 1 rane, krasie oddają 5 ran i orkowie czmychają...po kilku nieudanych szarżach- kloc orków znika bezpowrotnie a inżynier spokojnie wraca do maszyny...
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
To zawoalowana aluzja, że chciałaby, żeby następne były jej własnymi.salix pisze:moja to akurat nie zauwazyła że początkowa kolekcja rozrosła się 5 krotnie- patrzy na gablote i ciągle twierdzi, że jakos mało tych figurek...
U mnie jest na zasadzie - Ty kupisz sobie figurkę, to ja sukienkę albo buty_Mihau pisze:Ha, moja niby aż tak się nie interesuję, ale jak coś cichaczem kupię i postawie na pulkę to pierwsza zauważy, że o czymś jej nie powiedziałem:)
Sama piechota doszła? Bo chyba by zauważyła jakby coś większego z artylerii doszło, to jednak się wyróżnia Ja obecnie jestem w stanie wolnym i nie muszę dzielić czasu na hobby i dziewczynę, ale moja była patrzyła na mnie bądź co bądź nieco pobłażliwie jeśli chodzi o "zabwę żołnierzykami".salix pisze:moja to akurat nie zauwazyła że początkowa kolekcja rozrosła się 5 krotnie- patrzy na gablote i ciągle twierdzi, że jakos mało tych figurek...
Skoro już pojawił się w tym temacie wątek naszych kobiet, to powiem, że moja nie ogarnia mojej kolekcji (widzi tylko to co w gablocie i na półkach wyciągnięte, czyli to czym aktualnie gram), a w pudłach i po szafkach pochowana reszta. Przed ślubem miałem już dużą kolekcje, dlatego łatwiej przychodzi mi upychanie nowych rzeczy (choć miejsca na nie mam ciągle mało). Problemem są pudełka po nowościach GW, bo je trzeba szybko usuwać z widoku, pozbawiać bitsów i palić, wtedy jest po sprawie (przynajmniej tak robię od kilku dobrych lat), oraz przesyłki z allegro. A jak znajdzie coś w folii, czy przejrzy list, no cóż zawsze można powiedzieć, że to kupiło się koledze, który to odbierze za pare dni.
Babki też mają swoje hobby (moja ma szajbę na punkcie tańca i jazdy konnej), na które wydają znacznie więcej niż my na figurki, ponadto same się kryją, jak kupią nowe ciuch/buty/wstaw coś innego i myślą, że nie widzimy. Żona uważa, że to dobrze jak wyjdę pograć z kumplami/ściągne ich na chatę, czy pojadę na tura, jest dość wyrozumiała (oczywiście to by się zmieniło, gdyby znała wartość cenową nowych modeli), dlatego ja nie mam w tej materii źle. Twierdzi nawet lepiej, że mam takie hobby, niż miałbym chlać, ćpać, czy latać za kobietami lekkich obyczajów, jak spora grupa znajomych ludzi z patologicznego środowiska w którym się wychowałem. Ona toleruje moje zainteresowania, ja toleruje jej. Równowaga musi być w przyrodzie.
A nietolerancyjne osoby wobec hobby można spotkać także w naszych rodzinach. Jak zaczynałem się bawić w figurki w latach 90, matka miała z tym problem, ale odczepiła się jak wciągnąłem w to młodszego brata, który jako w oczko w głowie, miał na nią większy wpływ. W pracy ludzie wiedzą czym się zajmuje hobbystycznie, wiec nie słyszę żadnych komentarzy.
Babki też mają swoje hobby (moja ma szajbę na punkcie tańca i jazdy konnej), na które wydają znacznie więcej niż my na figurki, ponadto same się kryją, jak kupią nowe ciuch/buty/wstaw coś innego i myślą, że nie widzimy. Żona uważa, że to dobrze jak wyjdę pograć z kumplami/ściągne ich na chatę, czy pojadę na tura, jest dość wyrozumiała (oczywiście to by się zmieniło, gdyby znała wartość cenową nowych modeli), dlatego ja nie mam w tej materii źle. Twierdzi nawet lepiej, że mam takie hobby, niż miałbym chlać, ćpać, czy latać za kobietami lekkich obyczajów, jak spora grupa znajomych ludzi z patologicznego środowiska w którym się wychowałem. Ona toleruje moje zainteresowania, ja toleruje jej. Równowaga musi być w przyrodzie.
A nietolerancyjne osoby wobec hobby można spotkać także w naszych rodzinach. Jak zaczynałem się bawić w figurki w latach 90, matka miała z tym problem, ale odczepiła się jak wciągnąłem w to młodszego brata, który jako w oczko w głowie, miał na nią większy wpływ. W pracy ludzie wiedzą czym się zajmuje hobbystycznie, wiec nie słyszę żadnych komentarzy.
Ostatnio zmieniony 5 wrz 2013, o 21:42 przez cobra651, łącznie zmieniany 1 raz.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
Jazda konna to jest przerąbany sport pod względem kosztów. Jak jeszcze jeździsz rekreacyjne to do zniesienia, ale jak zaczynają się zawody, to się można nie wypłacić, kiedy trzeba trenować po x godzin dziennie w stajni, a z czasem dochodzi pewnie jeszcze własny koń. Mnóstwo moich znajomych siedzi, albo siedziało w tym dość głęboko, więc wiem, o czym piszę. W porównaniu z tym figurki kupowane z sensem nie stanowią jakichś super wielkich kosztów. Wszyscy Ci, którzy argumentują, że battle jest drogi niech spojrzą przekrojowo na wszystkie inne hobby i porównają sobie ceny... Mam wrażenie, że Warhammer odbierany jest jako drogi tylko dlatego, że figurki są małe i zazwyczaj mało "reprezentatywne".
Na szczęście robi to tylko rekreacyjnie, ale ilość dupereli z tym związana przewalających się przez dom bywa ciekawa. Próbowała mnie do tego wciągnąć, ale stwierdziłem, że jak się koń ma załamać pod moim ciężarem, to lepiej żebym na niego nie wsiadał i zostałem przy figurkach. A kupowanie figurek z sensem to chyba podstawa zbieractwa. Ja realizuje założony lata temu plan, który niejako psuje mi GW wydając ciągle nowe edycje/nowe must have modele, które trzeba mieć w kolekcji (jak na razie skończyłem zbierać kilka armii z mojej kolekcji, reszta czeka na nowe booki, czy przypływ jakieś nadwyżkowej gotówki). Ci którzy nie myślą przy zakupach, zasilają rzesze sprzedających na alledrogo.Naviedzony pisze:Jazda konna to jest przerąbany sport pod względem kosztów. Jak jeszcze jeździsz rekreacyjne to do zniesienia, ale jak zaczynają się zawody, to się można nie wypłacić, kiedy trzeba trenować po x godzin dziennie w stajni, a z czasem dochodzi pewnie jeszcze własny koń. Mnóstwo moich znajomych siedzi, albo siedziało w tym dość głęboko, więc wiem, o czym piszę. W porównaniu z tym figurki kupowane z sensem nie stanowią jakichś super wielkich kosztów. Wszyscy Ci, którzy argumentują, że battle jest drogi niech spojrzą przekrojowo na wszystkie inne hobby i porównają sobie ceny... Mam wrażenie, że Warhammer odbierany jest jako drogi tylko dlatego, że figurki są małe i zazwyczaj mało "reprezentatywne".
to że nie zauważyła nowych czołgów wiąże się z tym że się kompletnie nie imteresuje i jako kobieta-wzrokowiec nie rozróżnia czołgu od grupki 6 termosów. Nie mam problemów ukrywaniem się- ona zawsze wie że kupuje cos od czasu do czasu i wie ile na to wydałem
Kloc orków wbija się w 3 obslugantów i krasiowego master inżyniera- fartem wbija ino 1 rane, krasie oddają 5 ran i orkowie czmychają...po kilku nieudanych szarżach- kloc orków znika bezpowrotnie a inżynier spokojnie wraca do maszyny...
Trochę nie rozumiem wyśmiewania tego co ktoś robi.
Co innego jeśli znajomi pytają: "A co w tym fajnego?"
Ja kupując figurki (mojemu chłopakowi a potem sobie niestety ) wyszłam z założenia że dosyć siedzenia na tyłku i grania w gry przed komputerem czy oglądania TV. Jeśli chce odpocząć to mogę to zrobić albo malując albo wychodząc z domu, spotykając się z ludźmi żeby porzucać trochę kostkami i wypić piwko.
Wbrew pozorom głównym argumentem było właśnie ruszenie tyłka.
Do tego ta gra bardzo rozwija (IMHO) pod względem myślenia. Taktyka, liczenie, przewidywanie - o wiele lepsze ćwiczenie dla mózgu niż siedzenie przed TV po pracy.
A jeśli ktoś twierdzi że to dla dzieci - instrukcja do WH jest trochę dłuższa niż do monopoly....
Napoleon też był dzieckiem
Co innego jeśli znajomi pytają: "A co w tym fajnego?"
Ja kupując figurki (mojemu chłopakowi a potem sobie niestety ) wyszłam z założenia że dosyć siedzenia na tyłku i grania w gry przed komputerem czy oglądania TV. Jeśli chce odpocząć to mogę to zrobić albo malując albo wychodząc z domu, spotykając się z ludźmi żeby porzucać trochę kostkami i wypić piwko.
Wbrew pozorom głównym argumentem było właśnie ruszenie tyłka.
Do tego ta gra bardzo rozwija (IMHO) pod względem myślenia. Taktyka, liczenie, przewidywanie - o wiele lepsze ćwiczenie dla mózgu niż siedzenie przed TV po pracy.
A jeśli ktoś twierdzi że to dla dzieci - instrukcja do WH jest trochę dłuższa niż do monopoly....
Napoleon też był dzieckiem