 
 Chociaż... i tak biorę zawsze. Maluję sobie czasem w ogródku

Moderatorzy: Heretic, Grolshek, Albo_Albo


 
 

 
 po 1800-2000 złociszy miesięcznie. Niby mógłbym, ale prawie pół miesięcznej pensji przez pięć lat
 
   
   łoookurwa to ile ty wyhaczasz miesięcznie
 łoookurwa to ile ty wyhaczasz miesięcznie  

 I szczerze życzę powodzenia w realicaji twojego planu
  I szczerze życzę powodzenia w realicaji twojego planu 
 
 
 ]
] Może kiedyś...
 Może kiedyś...  
 teraz wcinam przypalone
 teraz wcinam przypalone 
I tak se k***a nie kupiszTomash pisze:Rwa mać, siedzę z excelem już od 15 minut i coś mi nie pasuje. Pomóżcie, bo aż nie mogę uwierzyć.
Camaro ściągane do Polandu: bazowo pewnie coś koło 23k$, po uwzględnieniu cła, vatu i akcyzy wychodzi razem jakieś 60-70k PLN.
Kredyt gotówkowy na taką kwotę oznacza PIĘĆ LAT (maksymalna długość spłaty gotówkowych w większości banków) po 1800-2000 złociszy miesięcznie. Niby mógłbym, ale prawie pół miesięcznej pensji przez pięć lat na - jak by nie patrzeć - zabawkę i tym samym wyłączenie sobie możliwości kredytu na mieszkanie, to trochę kicha
Wyjazd do Stanów, kupienie tam na miejscu i sprowadzenie jako mienie przesiedleńcze (minimum rok mieszkania w US i pół roku posiadania samochodu): praktycznie bazowa cena, czyli podane 22-23k$, plus fracht i światła jakieś 2-3k$ dodatkowo. Roczne zarobki programisty Ruby w okolicach łest kołst (San Francisco itd.), według ogłoszeń na monster.com - od 70 do 110 k$. Załóżmy nawet dolne okolice, czyli jakieś 80 tysięcy zielonych w rok (a co najmniej rok pobytu musiałbym tam zaliczyć). Nawet odcinając podatki i social security zostaje jakieś 55-60k$. Czyli znowu na Camaro poszłoby prawie pół pensji netto, ale PRZEZ ROK, A NIE PIĘĆ LAT.
Jeśli się nie mylę w obliczeniach i koszty utrzymania w Kalifornii są faktycznie takie, o jakich mi opowiadają znajomi mający już za sobą wyprawę za wielką wodę, to ja pierdolę i jeszcze w dniu obrony składam wniosek wizowy. Oraz załatwiam interwju przez skajpa, coby przyszły pracodawca od razu załatwił mi zaproszenie do kraju jako pracownikowi na stanowisko specjalisty.
I niech mi tylko jakiś burak wyskoczy wycierając sobie mordę słowem "patriotyzm", to obiję. Hameryka w ogóle mnie nie pociąga, rok na miejscu i ziuu z powrotem do kraju. O własnych kołach.
 .
 . .
 .Jesli dobrze rozumiem Tomash informatykiem jesteś? W takim razie po powrocie roboty trudno znaleźć nie bedzie, a kwalifikacje się podniosą, bo był "starz w ameryce"Treevill pisze:gdybym ja mial robote w Polsce za 4000 zl to bym za chiny nie wyjechal za granice ... moim zdaniem lepiej popracowac piec lat w Polsce na ta fure
ps ... nigdy nie gotujcie jednoczesnie czytajac posty na forumteraz wcinam przypalone
 Hym generalnie bardzo nie lubię ameryki ale wydaje się takie coś niegłupim momysłem. IMO oczywiście
  Hym generalnie bardzo nie lubię ameryki ale wydaje się takie coś niegłupim momysłem. IMO oczywiście 
Nie rozumiesz kultowości tej kupy żelastwa, więc wybaczam CiSkavenblight pisze:A ja za Chiny nie rozumiem, jak można rzucić wszystko, zostawić za sobą dom, rodzinę i znajomych, i wyjechać na rok... dla samochodu
Sa-mo-cho-du. Maszyny jeżdżącej, mającej za zadanie transportowanie człowieka w różne miejsca, względnie użyczania przestrzeni dla intymnych spotkań z płcią przeciwną. Szokuje mnie ta gloryfikacja zwykłej kupy żelastwa
 
  
 
 
  
 Dobra, ok, rozumiem tyle, że jest to w jakiś sposób ważne dla Ciebie.Tomash pisze:Nie rozumiesz kultowości tej kupy żelastwa, więc wybaczam CiSkavenblight pisze:A ja za Chiny nie rozumiem, jak można rzucić wszystko, zostawić za sobą dom, rodzinę i znajomych, i wyjechać na rok... dla samochodu
Sa-mo-cho-du. Maszyny jeżdżącej, mającej za zadanie transportowanie człowieka w różne miejsca, względnie użyczania przestrzeni dla intymnych spotkań z płcią przeciwną. Szokuje mnie ta gloryfikacja zwykłej kupy żelastwa

Zarazo. Mówimy o najpiękniejszym samochodzie świata (patrz poprzedni post), który swoją linią jednocześnie nawiązuje i powraca do pierwszoedycyjnego Camaro, czyli żywej legendy amerykańskich dróg.
Mówimy o samochodzie, który "grał" Bumblebee w nowych transformersach
Mówimy właściwie nie o samochodzie, a o zjawisku. O pięknym podsumowaniu i zarazem rozszerzeniu kawałka historii.
Jakie to romantyczneSkavenblight pisze:Dobra, ok, rozumiem tyle, że jest to w jakiś sposób ważne dla Ciebie.Tomash pisze:Nie rozumiesz kultowości tej kupy żelastwa, więc wybaczam CiSkavenblight pisze:A ja za Chiny nie rozumiem, jak można rzucić wszystko, zostawić za sobą dom, rodzinę i znajomych, i wyjechać na rok... dla samochodu
Sa-mo-cho-du. Maszyny jeżdżącej, mającej za zadanie transportowanie człowieka w różne miejsca, względnie użyczania przestrzeni dla intymnych spotkań z płcią przeciwną. Szokuje mnie ta gloryfikacja zwykłej kupy żelastwa

Zarazo. Mówimy o najpiękniejszym samochodzie świata (patrz poprzedni post), który swoją linią jednocześnie nawiązuje i powraca do pierwszoedycyjnego Camaro, czyli żywej legendy amerykańskich dróg.
Mówimy o samochodzie, który "grał" Bumblebee w nowych transformersach
Mówimy właściwie nie o samochodzie, a o zjawisku. O pięknym podsumowaniu i zarazem rozszerzeniu kawałka historii.
Ale żeby jechać za tym na drugi koniec świata?

squiq pisze:Mój Sigmar myśli inaczej.
Eee tam... za babą by jechał... strata czasu...Skavenblight pisze:Romantyczne to by było, jakby za babą tak jechał
