Mg - bóg czy zwykły śmiertelnik
-
- Chuck Norris
- Posty: 482
Ave
Zawsze pozostaje powiedzieć " nie udało ci się " po wykonanym teście w ukryciu
Zawsze pozostaje powiedzieć " nie udało ci się " po wykonanym teście w ukryciu
Jak możesz to byłoby oszustwo
Śmieję się, ale jestem fanem przejrzystych zasad. O to chodzi w rpgach, o nieliniowość przygód i nawet gdy najpotężniejszego przeciwnika gracze zabijają w ciągu sekundy to lepsze to niż wymyślanie na siłę sposobów utrzymania go przy życiu
Śmieję się, ale jestem fanem przejrzystych zasad. O to chodzi w rpgach, o nieliniowość przygód i nawet gdy najpotężniejszego przeciwnika gracze zabijają w ciągu sekundy to lepsze to niż wymyślanie na siłę sposobów utrzymania go przy życiu
-
- Chuck Norris
- Posty: 482
Ave
Jakie tam oszustwo wiem o co Ci chodzi, ale nie zapomnę jak kiedyś na obozie musiałem trochę przetrzebić drużynę ( w siedem osób nie da się grać ) no i pierwsza misja to mieli gdzieś dojechać jakimś wozem z dostawą gwoździ. No to zaatakowali ich bandyci z koktajlami, jeden z BG się ugotował. Potem coś tam coś tam a potem kolejny atak tych samych bandytów, tylko tym razem jeden z nich miał kuszę wałową ze sobą. Pierwszy strzał z niej i... 97 DAMN IT!!! Poszła cięciwa. Gracze się leją do dzisiaj że nie udało mi się ich zabic wtedy, podobno miałem wtedy minę tęgą
Jakie tam oszustwo wiem o co Ci chodzi, ale nie zapomnę jak kiedyś na obozie musiałem trochę przetrzebić drużynę ( w siedem osób nie da się grać ) no i pierwsza misja to mieli gdzieś dojechać jakimś wozem z dostawą gwoździ. No to zaatakowali ich bandyci z koktajlami, jeden z BG się ugotował. Potem coś tam coś tam a potem kolejny atak tych samych bandytów, tylko tym razem jeden z nich miał kuszę wałową ze sobą. Pierwszy strzał z niej i... 97 DAMN IT!!! Poszła cięciwa. Gracze się leją do dzisiaj że nie udało mi się ich zabic wtedy, podobno miałem wtedy minę tęgą
Czepiasz się, nie ma to jak zabić kogoś na początku przygody, bo nie miało mu się odwagi powiedzieć w twarz - spierdalaj, gdyż to twój kumpelLuki pisze:faktycznie 7 osób to trochę za dużo nawet jak na dobrych graczy,
ale o tym przecież wiedziałeś wcześniej, więc po co zaczynać przygodę z założeniem dwóch z was i tak nie przeżyje pierwszej godziny gry, to trochę nie w porządku w stosunku do graczy,
I to jest faktyczny problem który dołączam do pytania tytółowego: czy MG może się sugerować sympatiami i antypatiami? Zdarzało mi się, że gracz mnie irytował, starałem się panować nad sobą, ale nie zawsze się udawało
i co wtedy robi taki gracz, który zginął w pierwszej potyczce, przecież chyba nie zabiera kostek i idzie do domu, w końcu jest u kumpel, na początku siedzi cicho, następnie nieśmiało się wtrąca, a gdy frustracja spowodowana tym, że nie ma go już w drużynie a oni przecież świetnie się bawią, osiąga poziom bliski max zaczynają się komentarze, docinki, reasumując sesja do dupy, wniosek prosty czasem zaboli ale najlepiej powiedzieć wprost,
PS. najgorsze to ukrywanie przed kumplem/ami, że gracie sesje...
PS. najgorsze to ukrywanie przed kumplem/ami, że gracie sesje...
-
- Chuck Norris
- Posty: 482
Ave
Tam nie było takiego problemu, bo to był obóz więc mógł pójść do swojego pokoju poza tym to był bardziej taki spontan wyglądający tak; "Andrzej poprowadzisz nam? Okej. A mogę się dołączyć? a ja ? a ja? No to ja też!" Wtedy sobie pomyślałem, dobra jak chcecie, ale i zacząłem prowadzić jak gdyby nigdy nic
Tam nie było takiego problemu, bo to był obóz więc mógł pójść do swojego pokoju poza tym to był bardziej taki spontan wyglądający tak; "Andrzej poprowadzisz nam? Okej. A mogę się dołączyć? a ja ? a ja? No to ja też!" Wtedy sobie pomyślałem, dobra jak chcecie, ale i zacząłem prowadzić jak gdyby nigdy nic
hehehehe no w tym mam troszkę doświadczeniaLuki pisze: PS. najgorsze to ukrywanie przed kumplem/ami, że gracie sesje...
Sprawa jest dość poważna chociaż się śmieję. Wielokrotnie zdarzało mi się, że liczba i stan osobowy nie odpowiadały moim ideałom Nauczyłem się też, że wyrzucanie kogoś na siłę sprawia, że osoba ta nagle zaczyna zachowywać się jak dziecko - już wolę kogoś zabić w młotku niż kłócić się z nim. Natomiast po kilkunastu krzywych sytuacjach - zapowiedziałem: prowadzę dla 4 osób maks lub gram z 4 osobami maks, w innym wypadku tylko tracę czas. Druga sprawa - gracz denerwuje MG lub chce się zemścić za coś - nie musi grać. Reszta zależy od moich współgraczy, podoba im się - zaakceptują, nie podoba im się - mam dużo różnych zajęć Jak na razie wszystko było ok. No do czasu wyrzucenia PG, wtedy drużyna się rozpadła i każdy wrócił do świata realnego
Jejku... przecież już nie raz mówiono, że sesji nie można prowadzić ot tak po prostu dla każdego chętnego.
Mistrz gry jest dla graczy, to fakt. Ale sam też chce się dobrze bawić. Te dwie rzeczy zawsze trzeba połączyć. Mistrz gry musi być stosunkowo obiektywny i tworzyć dobre scenariusze. Zazwyczaj jedno nie idzie w parze z drugim, dlatego tak ciężko o dobrego mistrza gry.
Zabijanie graczy to kwestia ostateczna i dla dobra zabawy zazwyczaj robi się to wtedy, gry gracz sam tego chce.
Czytaj:
1. Postanawia poświęcić się dla dobra sprawy
2. Jest na tyle głupi, że nie wie kiedy się wycofać
Zabijanie graczy dla samego zabijania mija się z celem z prostego powodu- ciężko utożsamiać się z martwą postacią, o kontynuowaniu nią kampanii nie wspominając.
Są łatwiejsze sposoby na przerzedzenie szeregów graczy: jako Mistrz Gry przychodzisz na sesję przygotowany do gry. Gracze zazwyczaj mają to w d... i przychodzą tylko z kartą postaci. Chwytasz więc karty graczy (ktoś nie ma? jednego mniej) i sprawdzasz jak dobrze się przygotowali. Wypieprzasz każdego, kto nie ma nic poza cyferkami a imię i nazwisko wziął od bohatera ulubionej książki. Gdy zaczną pytać "dlaczego?" stwierdzasz, że poświęcasz swój czas dla nich, ciężko się napracowałeś i chciałbyś, aby gracze też się troszkę przyłożyli.
Największą wadą tej metody jest to, że jako pierwsi wylot robią najlepsi kumple.
Największym pozytywem tej metody jest to, że zostają w grze tylko najlepsi gracze.
Udało mi się kiedyś poprowadzić RPGa dla 14 osób... to była mordęga i siłą rzeczy nie każdy mógł być aktywny. Potem okazało się, że ci najmniej aktywni byli najbardziej zadowoleni z gry... mały paradoks...
Zwykle nie zgadzam się na prowadzenie większej ilości niż 4.
A najlepsze sesje rozgrywam prowadząc kampanie dwóm koleżankom.
Nikt nikogo nie musi zabijać, nikt nie traktuje MG jako przeciwnika a jako arbitra, bo taka jest jego rola.
Podstawowym założeniem RPG jest to, że gracz może zadeklarować co mu się żywnie podoba. Od MG zależy czy mu się to uda czy nie, on odpowiada za cały opór ze strony świata (prawa fizyki, prawo, reakcje ludzi na dziwne zachowania) i gracze powinni to zaakceptować. MG MOŻE ale nie musi posługiwać się do tego kostkami, może ignorować wynik rzutu, może go zmieniać, może wszystko... ale musi to robić umiejętnie. Jeśli nie odpowiada to graczom albo MG nie potrafi tego dokonać to najwyraźniej wybrali sobie niewłaściwe hobby...
Mistrz gry jest dla graczy, to fakt. Ale sam też chce się dobrze bawić. Te dwie rzeczy zawsze trzeba połączyć. Mistrz gry musi być stosunkowo obiektywny i tworzyć dobre scenariusze. Zazwyczaj jedno nie idzie w parze z drugim, dlatego tak ciężko o dobrego mistrza gry.
Zabijanie graczy to kwestia ostateczna i dla dobra zabawy zazwyczaj robi się to wtedy, gry gracz sam tego chce.
Czytaj:
1. Postanawia poświęcić się dla dobra sprawy
2. Jest na tyle głupi, że nie wie kiedy się wycofać
Zabijanie graczy dla samego zabijania mija się z celem z prostego powodu- ciężko utożsamiać się z martwą postacią, o kontynuowaniu nią kampanii nie wspominając.
Są łatwiejsze sposoby na przerzedzenie szeregów graczy: jako Mistrz Gry przychodzisz na sesję przygotowany do gry. Gracze zazwyczaj mają to w d... i przychodzą tylko z kartą postaci. Chwytasz więc karty graczy (ktoś nie ma? jednego mniej) i sprawdzasz jak dobrze się przygotowali. Wypieprzasz każdego, kto nie ma nic poza cyferkami a imię i nazwisko wziął od bohatera ulubionej książki. Gdy zaczną pytać "dlaczego?" stwierdzasz, że poświęcasz swój czas dla nich, ciężko się napracowałeś i chciałbyś, aby gracze też się troszkę przyłożyli.
Największą wadą tej metody jest to, że jako pierwsi wylot robią najlepsi kumple.
Największym pozytywem tej metody jest to, że zostają w grze tylko najlepsi gracze.
Udało mi się kiedyś poprowadzić RPGa dla 14 osób... to była mordęga i siłą rzeczy nie każdy mógł być aktywny. Potem okazało się, że ci najmniej aktywni byli najbardziej zadowoleni z gry... mały paradoks...
Zwykle nie zgadzam się na prowadzenie większej ilości niż 4.
A najlepsze sesje rozgrywam prowadząc kampanie dwóm koleżankom.
Nikt nikogo nie musi zabijać, nikt nie traktuje MG jako przeciwnika a jako arbitra, bo taka jest jego rola.
Podstawowym założeniem RPG jest to, że gracz może zadeklarować co mu się żywnie podoba. Od MG zależy czy mu się to uda czy nie, on odpowiada za cały opór ze strony świata (prawa fizyki, prawo, reakcje ludzi na dziwne zachowania) i gracze powinni to zaakceptować. MG MOŻE ale nie musi posługiwać się do tego kostkami, może ignorować wynik rzutu, może go zmieniać, może wszystko... ale musi to robić umiejętnie. Jeśli nie odpowiada to graczom albo MG nie potrafi tego dokonać to najwyraźniej wybrali sobie niewłaściwe hobby...
-
- Chuck Norris
- Posty: 482
Ave
Albo Mg musi dojrzeć do tej funkcji . . . Poza tym to wypieprzenie kogoś za to że nie ma karty postaci, ale na przykład ma całą osobowość postaci obmyśloną to było by chamstwo...
Albo Mg musi dojrzeć do tej funkcji . . . Poza tym to wypieprzenie kogoś za to że nie ma karty postaci, ale na przykład ma całą osobowość postaci obmyśloną to było by chamstwo...
wiesz, jeżeli jakiś mistrz gry przychodzi na sesję, tylko po to żeby pozabijać graczy, to może to zrobić w 3 sekundy mówiąc: "zginęliście" . Ale samo zabijanie graczy nie jest samo w sobie złe, tylko zależy jak to się czynni. Jeżeli ktoś dał się wplątać w kult chaosu i zabrnął tak daleko że nie ma już odwrotu, ma dwa wyjścia: albo dołączyć się do kultystów albo zginąć w walce o wyzwolenie się z sekty. Zazwyczaj ta pierwsza opcja też zwiastuje śmierć, bo na przykład kultyści przygotowują atak na bramę miasta od środka, by wpuścić transport spaczenia do miasta, więc Bg musi im pomóc, więc zginie w nikczemnej walce przeciwko społeczeństwu.Zabijanie graczy dla samego zabijania mija się z celem
Nie większe niż zabicie go w pierwszej potyczce z potworem, którego w tej okolicy nie widziano od dziesiątków lat, albo bandytami, których jakoś przy głównym trakcie mimo garnizonów wojska nie dało się jeszcze wyplenić...Poza tym to wypieprzenie kogoś za to że nie ma karty postaci, ale na przykład ma całą osobowość postaci obmyśloną to było by chamstwo...
Poza tym nie wierzę w obmyślona postać bez karty postaci zrobionej chociaż na karteczce w notesiku- taka postać jest obmyślona jako "co będzie mi potrzebne to mam". Nawet jeśli gracz nie ma tego na celu, to gdy pojawia się taka możliwość to z tego korzysta, bo zawsze może powiedzieć "taka była koncepcja".
Kultyści atakujący bramy miasta? Całą kupą? A nie znają słowa sabotaż? Skrytobójstwo? Cicha akcja? Na szczęście moi gracze w takiej sytuacji rozwaliliby bramę i postarali się, żeby przeżyć. Twój przykład kojarzy mi się raczej z dylematami Frontu Wyzwolenia Judei z Monty Phytona... Dać się zabić, żeby parę kamieni wjechało do miasta... to nie lepiej pogłówkować jak je przemycić bez przelewu krwi? Dlaczego nasi mafiozi nie dają się zabijać dla odwrócenia uwagi celników?
Eee przesada z tym przygotowaniem postaci i brakiem karty - to nie wojsko Czasami grałem z ludźmi, którzy na poczekaniu jakali historię postaci a potem wczuwali się doskonale.
Ja nigdy nikogo specjalnie nie zabiłem. Wyznaję zasady: dostajesz na co zasłużyłeś i los nagradza przygotowanych. Głupio robisz - głupio giniesz. Czasami po jakiejś bardzo odważnej, świetnej akcji zakończonej śmiercią bohatera wskrzeszałem go, jeżeli to co zrobił w jakiś sposób było chwalebne dla jego bóstwa/boga lub charakteru/zasad.
Nigdy nie popierałem mszczenia się na kimś, a zabijanie w celu przerzedzenia drużyny to śmiechowa akcja raczej I też tylko raz to zrobiłem i nie bezczelnie, tylko postawiłem drużynę w sytuacji większego zagrożenia. Kto potrafił myśleć ten przeżył (nie zależało to od statystyk itp). Natomiast wszyscy mają się dobrze bawić. Gdy ja przestałem się dobrze bawić, to przestałem grać z ludzmi, którzy mnie irytowali, a nie wporwadzałem dyscyplinę i zwalniałem ich z posady graczy
Ja nigdy nikogo specjalnie nie zabiłem. Wyznaję zasady: dostajesz na co zasłużyłeś i los nagradza przygotowanych. Głupio robisz - głupio giniesz. Czasami po jakiejś bardzo odważnej, świetnej akcji zakończonej śmiercią bohatera wskrzeszałem go, jeżeli to co zrobił w jakiś sposób było chwalebne dla jego bóstwa/boga lub charakteru/zasad.
Nigdy nie popierałem mszczenia się na kimś, a zabijanie w celu przerzedzenia drużyny to śmiechowa akcja raczej I też tylko raz to zrobiłem i nie bezczelnie, tylko postawiłem drużynę w sytuacji większego zagrożenia. Kto potrafił myśleć ten przeżył (nie zależało to od statystyk itp). Natomiast wszyscy mają się dobrze bawić. Gdy ja przestałem się dobrze bawić, to przestałem grać z ludzmi, którzy mnie irytowali, a nie wporwadzałem dyscyplinę i zwalniałem ich z posady graczy
-
- Chuck Norris
- Posty: 482
Ave
Nie dało się inaczej, kiedy część z grupy uderzeniowej pochodziła ze slumsów, i nie myśleli za bardzo (BN) i kiedy nadarzyła się okazja, zaszarżowała na bramę, swoim wozem niczym rydwanem. Poza tym nie chodziło o kilka kryształów spaczenia, tylko o cały wóz ( nie cały wóz spaczenia, ale cały wóz wypełniony "ciekawymi" rzeczami)... Moi BG starali się przeżyć, jednak ich plan zaatakowania polegał na tym iż jeden z nich podbiegnie do stróżówki i wrzuci tam koktajl molotova przez okno, jednak rzut na us był równy 100, przez co cała akcja nie wypaliła
Nie dało się inaczej, kiedy część z grupy uderzeniowej pochodziła ze slumsów, i nie myśleli za bardzo (BN) i kiedy nadarzyła się okazja, zaszarżowała na bramę, swoim wozem niczym rydwanem. Poza tym nie chodziło o kilka kryształów spaczenia, tylko o cały wóz ( nie cały wóz spaczenia, ale cały wóz wypełniony "ciekawymi" rzeczami)... Moi BG starali się przeżyć, jednak ich plan zaatakowania polegał na tym iż jeden z nich podbiegnie do stróżówki i wrzuci tam koktajl molotova przez okno, jednak rzut na us był równy 100, przez co cała akcja nie wypaliła
Nie chodzi o zwalnianie z posady graczy, a o początki, kiedy do gry mamy 7 chętnych a poprowadzić możemy 4... z moich doświadczeń wynika, że ta metoda się sprawdza.
Kiedyś zabiłem jakiegoś gracza bo mnie wkurzył, ale skończyło się na tym że przeprosiliśmy się wzajemnie i znaleźli go u jakiegoś znachora, gdzie całą drużynę opieprzono za zostawienie konającego na trakcie bez opieki (nikt nie znał się na medycynie, więc mogłem powiedzieć, że zgon stwierdzono zbyt pochopnie).
Co do spaczeniowego wozu wciąż mi tu coś za bardzo śmierdzi... najważniejsze, czy gracze dobrze się bawili. Wtedy nawet nienaturalne scenariusze można zaakceptować...
Kiedyś zabiłem jakiegoś gracza bo mnie wkurzył, ale skończyło się na tym że przeprosiliśmy się wzajemnie i znaleźli go u jakiegoś znachora, gdzie całą drużynę opieprzono za zostawienie konającego na trakcie bez opieki (nikt nie znał się na medycynie, więc mogłem powiedzieć, że zgon stwierdzono zbyt pochopnie).
Co do spaczeniowego wozu wciąż mi tu coś za bardzo śmierdzi... najważniejsze, czy gracze dobrze się bawili. Wtedy nawet nienaturalne scenariusze można zaakceptować...
-
- Chuck Norris
- Posty: 482
Ave
Jeszcze nie zdarzyło mi się zabić kogoś ze złości... Zawsze ginął dlatego że postanowił zaryzykować i doprowadzić walkę do końca. Co do spaczenia to premiowałem dobry plan przejęcia bramy, jednak oni zdecydowali się na frontalny atak, co doprowadziło do regularnej walki i w efekcie tego śmierci dwóch postaci z trzy osobowej drużyny.
Jeszcze nie zdarzyło mi się zabić kogoś ze złości... Zawsze ginął dlatego że postanowił zaryzykować i doprowadzić walkę do końca. Co do spaczenia to premiowałem dobry plan przejęcia bramy, jednak oni zdecydowali się na frontalny atak, co doprowadziło do regularnej walki i w efekcie tego śmierci dwóch postaci z trzy osobowej drużyny.
-
- Chuck Norris
- Posty: 482
Ave
To zależy co:
1.Zawsze ginął dlatego że postanowił zaryzykować i doprowadzić walkę do końca.
Nie stoi, bo mieli szansę na ucieczkę, kiedy pierwszy bohater został oszołomiony przez koktajl. Gdyby nie przeprowadzili ataku dalej, to by go znaleźli gdzieś w rynsztoku, zemdlałego
2.Jeszcze nie zdarzyło mi się zabić kogoś ze złości...
To też nie stoi i nigdy nie mówiłem że tak zrobiłem
To zależy co:
1.Zawsze ginął dlatego że postanowił zaryzykować i doprowadzić walkę do końca.
Nie stoi, bo mieli szansę na ucieczkę, kiedy pierwszy bohater został oszołomiony przez koktajl. Gdyby nie przeprowadzili ataku dalej, to by go znaleźli gdzieś w rynsztoku, zemdlałego
2.Jeszcze nie zdarzyło mi się zabić kogoś ze złości...
To też nie stoi i nigdy nie mówiłem że tak zrobiłem
- Corvus Albus
- Kretozord
- Posty: 1960
- Lokalizacja: Włocławek - Klub Fantasy "FENIX"
Sprawa jest jasna MG jest Bogiem xD nie po to prowadzi sesje i sie meczy, żeby banda graczy właziła mu na głowę :<. Wiadomo, że w przypadku gdy Mg jest słaby, upierdliwy, złośliwy itp. to może stać się tyranem xD, ale po to jest by kontrolował cała sytuację i nie dopuszczał do niezdrowych sytuacji. Jako MG nigdy nei trzymałem się sztywno zasad, przecież nawet największy plebs, nieudacznik itp może nagle dziwnym cudem zabić generała i stać się bohaterem. Trzeba umieć umiejętnie dostosować zasady i nabyte doświadczenie do danej sytuacji i w miarę racjonalny sposób rozwiązywać problemy. Zawsze stosuję zasadę:
1. Mg zawsze ma rację :>
2. Jeżeli się nie zgadzasz z decyzją MG... patrz pkt 1 xDDD --> TYRAN XD
1. Mg zawsze ma rację :>
2. Jeżeli się nie zgadzasz z decyzją MG... patrz pkt 1 xDDD --> TYRAN XD